czwartek, 1 listopada 2018

Rozdział 123

Obudził go zimny nos, ocierający się o jego futro. Z początku niechętnie otworzył jedno oko , wyrywając się ostatecznie ze snu o uciekających małych zającach. Podniósł się wyżej, by spojrzeć lwicy w oczy. Nora uśmiechnęła się promiennie.Głową wskazała wyjście z jaskini, za którym chwile pózniej zniknęła.
 Lewek zdziwiony był jej zachowaniem.  Zauważył przecież, że całe stado, łącznie z jego siostrą i ojcem jeszcze spało. Dlaczego więc on miał wstawać?
Ciekawość zwyciężyła w Mfalme i lewek wybiegł za matką , uważając, by nie obudzić stada.

Nora czekała na niego na samym szczycie Białej Skały. Wpatrywała się w horyzont, a lekki wiatr unosił jej sierść. Mfalme usiadł obok niej, także wpatrzony w horyzont. Niby nic wielkiego, ale zapierał wdech w piersi. Drzewa, rzeki, zwierzyna... to wszystko było częścią Białej Ziemi.
Największe wrażenie, wywarło  na nim jednak  wschodzące słońce. Zmieniało się z pomarańczy w coraz jaśniejszy. Mfalme wybałuszył oczy, a z jego pyszczka wydobyło się ciche "Łał", to było genialne.
-To wszystko co widzisz przed sobą,-zaczęła Nora, zmuszając syna, by na nią spojrzał. Lwica wpatrywała się w horyzont z rozmarzeniem.-Żyję, ze sobą w idealnej harmonii. Kręgu Życia. Chodzi o to, synku, że każdy ma swój własny obowiązek, nim z niego odejdzie. Po naszej śmierci, wyrasta trawa, która jedzą antylopy, a my zjadamy je.
-Mamo? Czy to wszystko jest nasze?
Nora spojrzała na niego z uśmiechem.
-Tak synu. Wszystko co rozciąga się od Białej Skały, po samą pustynię. Biała Skała, wodopój, baobab, cała Biała Ziemia, łącznie z prowincjami -Miejscem Płomieni i Miejscem Skał.
Milczeli chwile, chłonąc ten widok.
Mfalme dosłyszał, jak jego ojciec i Kira wychodzą z jaskini. Wiedział, że to oni na pewno, gdy się odwrócił i dojrzał uśmiech na pysku siostry.
Nora też ich zauważyła, bo znów wróciła do tematu. Polizała ucho syna, by ten także skupił się na tym co chciała mu powiedzieć. Temat był akurat dla Mfalme bardzo ciekawy, więc owinął łapy ogonem, by dalej słuchać.
-Słońce, które widzisz na horyzoncie,-wskazała na nie ogonem,-Jest jak nasze życie.Wschodzi, gdy czas jego się rozpoczyna tak jak was i zachodzi, gdy lew umiera. Kiedyś Mfalme, słońce mojego panowania i twojego ojca zajdzie, a wzejdzie dla ciebie,jako nowego króla.
Mfalme wybałuszył oczy zdziwiony.
-K-królem?
-Jako władca będziesz musiał troszczyć się o każde życie Kręgu Życia. Wiem jednak, że sobie poradzisz skarbie ,-Nora westchnęła. Miała nadzieję, że lwiątko nie będzie jeszcze czuło tego ciężaru.

Mfalme uważniej przyjrzał się horyzontowi, prostując się.
-Obiecuję zadbać o nie najlepiej.
-Cieszę się. A teraz chodz, idziemy na śniadanie.
Oboje zeszli z Białej Skały.
Lwice dawno wróciły z polowania i czekały, aż będą mogły zacząć jeść. Rodzina królewska czyniła to oczywiście jako pierwsza.

Kisu i Kira wrócili akurat w samą porę, żeby zjeść chodz trochę ze śniadania. Oboje nie byli jednak głodni. Mfalme przygotował się, by skoczyć na siostrę, ale ona była szybsza. Śmiali się i ganiali, puki nie znalezli się na zewnątrz.
-O czym rozmawiałaś z tatą?-biały lewek przerwał zabawę i spojrzał na siostrę uważnie.
Kira wzruszyła ramionami.
-Mówił piękne słowa. O Kręgu Życia, jak każdy tam funkcjonuję. Tata powiedział także o wschodzie i zachodzie słońca.
Mfalme nastawił uszu. Ale... to on miał być królem. Poczuł na chwile zazdrość, że ta pozycja mu ucieknie.
-Wiesz... będę kiedyś królem,-pochwalił się,prostując.
Kira zamrugała kilka razy, potem milczała, nim przytuliła brata.
-Gratuluję, antylopi zadku.
-Ej!-zaśmiał się lewek.
Lwiczka i jej brat znów wrócili do zabawy, pod rozbawionym ,ale pełnym czułości spojrzeniem rodziców.
***
POZA BIAŁĄ ZIEMIĄ...

Lwica budziła strach większy, niż sama śmierć. Jej wygląd łagodny, zamieniał się szybko przy  wybuchu charakteru. W sercu żywiła taki kolec, że nie potrafiła cieszyć się ani jednym dniem, póki zemsta się nie dokona.
Johari wychowała się na tych terenach, od kiedy po wielkiej wojnie z Białą Ziemią, Sawa ją tutaj przyprowadził .Od tego momentu szkolił ją w sztuce walki i podsuwał kłamstwa o białoziemcach tak bardzo,  że Johari stała się nie tylko świetną wojowniczką ,manipulantką ,ale i strategiem. Polowanie , umiejętność ważna dla każdej lwicy, dla niej była czymś, czego nigdy nie zrozumiała. Nie interesowało jej to tak bardzo ,jak sam Krąg Życia.

Tam gdzie mieszkali, nie zapuszczała się przeważnie żadna łapa. Był to niewielki teren z jednym strumieniem i małą jaskinią, tylko dla niej. Zwierzyna była o wiele dalej.
Gdy ktoś zapuścił się na ich teren, błagał o darowanie życia i przyłączał bezgranicznie do jej stada. Dzięki temu, rosło ono w siłę i szpiegów ukrytych w różnych miejscach,ziemiach.

Johari, chciała być jak Hasira- podła do samego końca.  Walka była dla niej wiarą i chęcią była najlepszą. Nie mogła zawieść lwicy, chodz ta dawno opuściła ją. Przegrała, co było słabością. Johari nie popełni takiej słabości, gdy pozbędzie się Wise...

Wygląd był przeciętny, ale jak wspomniałam, dał się zwieść ten kto na nią patrzył. Biała sierść pokazywała piękno,królewskość i niewinność. Czerwone, krwiste oczy, pokazywały natomiast całą prawdę-chęć mordu. Johari była skarbem stada kisasi .

Ten dzień, był deszczowy, chodz krył się za chmurami tak gęstymi ,jakby lwy przysłaniały je królewską grzywą. Johari przeciągnęła się, opuszczając swój mały dom. Spojrzała na swoje stado. Wszyscy ćwiczyli  niezgrabnie nowe ruchy, lub zajadali się ptactwem. Jedna czy dwie lwice wypoczywały. Gdy jednak wszyscy dostrzegli liderkę, skłonili jej się.
Johari zmarszczyła brwi. Jednego pyska tam nie widziała...
Sawa był jednak nie daleko. Opuścił miejsce zza jaskinią, gdzie zwykle spał z całym stadkiem, jeśli akurat nie było go blisko Johari. Podszedł do lwicy i polizał ją kilka razy za uchem. Skinęła mu głową.
-Co?
-Czy ja coś mówię...
-Może chcesz coś zjeść?-spytał Sawa ,z apetytem wpatrując się w stos zwierzyny.
Johari puściła mu tylko mordercze spojrzenie. Miała do załatwienia inne sprawy.
Gdy tylko czerwone pióra z cząstką czerni wylądowały przed nią, lwica rozpoznała Kifo ,swoją majordamuskę.  Kifo skłoniła jej się.
-Moja pani.
-Spózniona. Chyba nie chcesz żebym się ciebie pozbyła,-oblizała pysk. Kifo pokręciła przecznie głową. Johari uśmiechnęła się szyderczo i z triumfem widząc jej strach,-Dobrze. Zrobisz tak jak powiem.-zaczęła mówić głośniej, nie miała czego ukrywać,- Polecisz na Białą Ziemię na przeszpiegi .Chce wiedzieć wszystko. Od tego kto umarł, po to ,co jedli na lunch! Rozumiesz?
Pokazała pazury, niezwykle długie, więc majordamuska pokiwała szybko głową. Wzbiła się w powietrze, trzepocząc skrzydłami, by wykonać swoje zadanie.

Sawa zmarszczył brwi.
-Dobry pomysł. Dawno nie przepatrywaliśmy ich terenu. Może los zlitował się i Wise nie żyję.
Johari zaśmiała się sztucznie.
-Dla niej to i lepiej. Nim zasmakuję smaków moich pazurów!

Piosenka ,która zaśpiewa Johari ,została przerobiona.Tekst polski pochodzi od studia accantus - "Sznurki władzy" -macie link - https://www.youtube.com/watch?v=deNnftFxh1I&vl=pl . Uznałam, że świetnie pasuję.

Johari : Dziś sawanna oferuje wrażeń moc
Spójrzcie jak jej blask opromienia wszystkich nas
Szczęście i dostatek wam wszystkim mogę dać
Pod warunkiem, że mnie, będzie słuchał każdy z was
Ja potrzeby miejsca tego znam
Sznurki władzy mogę trzymać sam--a
Starczy, że ściągnę je i już tłum posłuszny jest
Stado: Twoja wola jest rozkazem, uczynimy to co chcesz!
Johari: Sznurki w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I znów, tak tańczą jak im gram!
Sawa : Zamach Wise, wojna grozi nam, w kraju szerzy się wieść
Yohari : że Wise przyniesie nam śmierć
Sawa : Trzeba szybko działać, zanim w ogniu stanie świat
Yohari : Niech wyszumi się lud i satysfakcję ma
Dobry strateg wie, gdy plan się rwie
Wtedy trzeba nieco poluzować sznurki
Idźcie w przód, wesprzeć bunt i w proteście wznieście się
Niech poznają smak wolności, zanim sznurki napnę znów
Pośród nas powstał już ruch co władzę przejąć chce
Tą Wise w wąwozie trzeba zgnieść!

Polityczny talent to do wszystkich zamków klucz
Władzę w łapie ma ten, kto przewidzi każdy ruch
Stawiam kroczek w lewo , i lwy do mnie lgną
Skoczę w prawo - i już antylopy moje są
Ja obietnic wachlarz cały mam
Starczy by wrogom moim zamknąć paszcze!
Stłumię ryk, zdławię bunt, krokodyla znajdę i
I wokół szyi znur okręcę
Stado: Nie przeżyje więcej nikt!
Johari: Szczęście wam może dać, ten kto sznurki władzy ma
I wie jak nie poplątać ich

Przywódca kraju umie łączyć wiele cech
Jednocześnie dobrotliwy i stanowczy
On ma zawsze plan i umie w życie wdrożyć go,
Jego mocną stroną jest sztuka dyplomacji
Sznurki w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I o dziwo nawet Wise będzie padać do mych łap
Jedzcie więc, walczcie też i wolnością cieszcie się!
Nikt z was nie musi myśleć sam
Stado : Śmiejmy się , polujmy też jakby skończyć miał się świat!
W walce dzisiaj się zatraćmy, jeśli taką wolę ma!
Rzućmy się w walki wir i wolnością cieszmy się
Johari uwolni nas od trosk!
Ona ma moc (J: to ja mam moc), siłę ma
Ona stworzy lepszy świat (J:stworzę lepszy świat)
Ona mądra ,sprawiedliwa,
Ona bliska jak siostra (J:bliska jak siostra)
Ma też wdzięk, talent ma
Też potrafi o nas dbać
Ona, potrzeby nasze zna ( J:bo ja potrzeby wasze znam)
I dziś wystarczy, że da znak
J & S : By świat tak tańczył
S : Jak nam gra!! (J:Jak ja gram)
Piosenka po raz pierwszy taka... inna. Dłuższa i przerobiona.
Mimo wszystko, liczę, że wam się spodobała. Mi naprawdę pasuję do klimatu roz.
i charakteru Johari.
Johari wskoczyła na skałę,
z dumą przyglądała się swoim poddanym. Podczas jej piosenki, przeskakiwali się i udawali że walczą. Było to prawdziwe strachowe oddenie.
Lwica zauważyła, jak Sawa westchnął, gdy usiadł obok niej. Johari przewróciła oczami, ale nie oderwała się od widoku stada.
-Kiedy chcesz zaatakować?
-Jak najszybciej,-odpowiedziała od razu biała lwica.
Zeszła ze skały na której zwykle przemawiała, by wrócić do jaskini. A Sawa poszedł za nią.

Plan szybko wchodził w grę. Zemsta była coraz bliżej.I nikt o tym nie wiedział, poza  nimi.
***
DWA TYGODNIE PÓZNIEJ.
BIAŁA ZIEMIA...

-Widzę, że smakuję,-zaśmiała się Kukaa
Mfalme zanurzył po raz kolejny kły w mięsie góralka.  Było idealnie miękkie i przyjemny smak rozpływał się w podniebieniu. Lewek odwrócił się do lwiczki z pełnym pyskiem i uśmiechem.
-Jeszczejakbardzo
-Co?
Mfalme przełknął
-Jeszcze jak bardzo. Sama upolowałaś?
Kukaa w odpowiedzi wypostowała się dumnie. Oczywiście, że ona go upolowała. Była na tyle szybka, że góralek nie mógł jej uciec. Spośród wszystkich, oddała go jednak Mfalme.

Nie daleko nich,  Jasiri i Nguvu siłowali się, dla zabawy a nie zwyciężtwa, a Jicho i Hakimu kopali do siebie owoc baobabu.
Dalej pięć lwiczek:Adele,Giza,Lea,Luna,Nzuri ganiały się w berku. Wraz z nimi dwie lwiczki, Uzii i Bell, także bawiły się.
Były tutaj wszystkie lwiątka. Nie.... Ostatnie lwiątko właśnie biegło w ich stronę. Kira.
Lwiczka zatrzymała się gwałtownie tuż przed lwiątkami, ciężko dysząc. Znowu była u Matibabu. Uczęszczała do medyczki po lekcje histrorii lwiej gwardii. Czasem medytowała wraz z Rafą. Tak czy siak, marzenie lwiczki dalej w niej trwało i Kira nie zamierzała się wycofać.
Co innego jej brat.
Gdy tylko Mfalme zobaczył siostrę, podszedł do niej.

-Przestań do niej chodzić, to dla twojego dobra
Kira zjeżyła futro
-Mfal, nie wierz ,co jest dla mojego dobra.
-Jesteśmy rodzeństwem!
-No właśnie,-syknęła lwiczka,-więc jako brat powinnieneś mnie zrozumieć. Chce być liderką. To... bardzo mi się podoba.
-Ale to przeminie, Kira. A.. oh, zawsze możesz być moją doradczynią,-podsunął lwiak
Kira prychnęła, ale nic więcej nie dodała. Kłótnia nie miała teraz sensu.
Kukaa wskoczyła na Mfalme ,a Kira podeszła do Nguvu.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-zaciekawił się
Schyliła głos do szeptu.
-Zamierzam odwiedzić hieny


-J-jak to?-Nguvu był bardzo zaskoczony.
Kira wytłumaczyła:
-Matibabu mówi, że prawdziwy przywódca posiada ryk pradawnych. Dziedziczony przez drugie królewskie dziecko.
-To ty,-Jicho niespodziewanie pojawił się przy nich i także dołączył do rozmowy,-Jak chcesz odkryć czy go masz?
-Tylko to mnie dzieli od pokazania, że traktuje moje nowe obowiązki poważnie. Może ojciec mi w końcu uwierzy,-westchnęła lwiczka, spoglądając na własne łapy.
Nguvu pochylił głowę.
-Pójdę z tobą
-Dlaczego?-spytała Kira, spoglądając na niego uważnie,-to niebezpieczne
Uśmiechnął się złośliwie.
-Myślę, że dwójka lwiątek lepiej sobie poradzi, niż jedno
Otworzyła pysk, by coś dodać, ale odezwał się Jicho.
-Nie wiem co planujecie. Mogę się przydać?
-To... wyprawa do ziemi hien,-powiedziała Kira
Jicho wybałuszył oczy.
-To zbyt niebezpieczne.
-Dlatego mam do ciebie prośbę. Będziesz nas krył przed rodzicami, dobrze? Wrócimy jak najszybciej.
-Kira! Co ty chcesz zrobić?-Jicho wyglądał na zdenerwowanego, gdy patrzył na kuzynkę,-podłożyć się na śmierć?
-Nie.-nie wytłumaczyła jednak nic więcej,-Jicho, musisz mi zaufać.
Jicho skinął głową.
-Ufam.


-No to załatwione.-Nguvu polizał się po piersi. Kira zrobiła to samo po plecach, by wylizać sierść na karku. Jicho wpatrywał się w nich chwile zielonymi oczami, nim spojrzał na brata, księcia, i dzieci Amary. Wskazał ich ogonem.
-A co z nimi?
-Jak to co?-Kira zmarszczyła brwi,-Niech bawią się. Wymyślimy coś.

Plan udał się jeszcze lepiej, niż mogła przypuszczać, kiedy Kira i Nguvu wymknęli się niezauważenie, a Jicho patrzył na nich tylko na chwile, ale z pewnością siebie.
Lwiątka tak szybko, jak tylko mogli, zmierzali w stronę granicy.
***
Tym czasem para królewska zakończyła swoje obowiązki i teraz  Nora i Lajla odpoczywały w blasku słońca. Nyeusi nie daleko kończyła jeść antylopę, wraz z Korę i synem.  Idia ,Shani i pozostałe lwice rozmawiały w najlepsze.Hodari i Kilio walczyli dla zabawy. Kisu spał obok małżonki. Ndoto rozmawiał z Imani  i Amarą. Ogółem, dzień wlókł się przyjemnie i wolnie.
-I co z tymi hienami?-spytała Lajla
-Co ma z nimi być, wstrętne psy zabrały nam za dużo zwierzyny. Nigdy nie wchodziły na Białą Ziemię, nie od czasu wojny z Hasirą,-kontynuowała królowa,-Nie chce o tym mówić.
-Nie martw się, każda dorosła lwica sobie z takimi poradzi,-podsunęła Lajla. Zmieniła temat,-Zamierzasz dzisiaj oglądać gwiazdy?
Na to słowo na pysk Nory wskoczył uśmiech.
-Właściwie, myślałam o zabraniu na nie Mfalme i Kiry. Powinni być zachwyceni.
-No jeszcze jak,-powiedziała Lajla ze śmiechem.
Gwiazdy były wyjątkową chwilą dla każdej rodziny. Odkrywało się nie tyle co naukę, co bliskość rodzinną. A to było dla obu najważniejsze.
***
Dwójka lwiątek, o różnych kolorach sierści przybliżała się coraz bardziej w stronę granicy. 
Co kilka minut przystawali, by spojrzeć, czy nie widać w okolicy kogoś znajomego, czy majordamuski Zazy.

Łapki bolały ich od dużego wysiłku. Gdy jednak przed nimi ukazał się most graniczny, odetchnęli z ulgą. Nguvu pochylił się, by spojrzeć na wodę. Napił się łyk. Kira obserwowała go  w milczeniu. Zastanawiała się, co robić dalej. Czy ma od razu sprowokować hieny, czy może zaatakować szakale? Lwiczka zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

Przerwały jej odgłosy kroków. Kira odwróciła się gwałtownie, wystawiając pazury. Zjeżyła futro. Jeśli to był ktoś kto ją podejrzewał, lub chciał zaatakować.... ale,nie. To był Jasiri, wpatrując się w nich zaciekawiony. Kira odetchnęła z ulgą. Wraz z Nguvu podeszli do niego bliżej. Jasiri zmarszczył brwi.
-Poszedłem za wami. Coś mi się wydaję, że Jicho nie mówił prawdy, że idziecie po piłkę.
-Yyyy...-Nguvu szukał wymówki
-Zgadza się,-przerwała mu Kira,-Idziemy do Miejsca Skał
Wyprostowała się. Oznaczało to, że nie ma zamiaru ustąpić.
Ku jej zdziwieniu, Jasiri tylko wzruszył ramionami.
-Świetnie. Teraz.. możesz iść z nami,-powiedziała Kira. Nie czekając na reakcję innych, odwróciła się i szybko przeszła do granicy. Nguvu i Jasiri poszli jej śladem.

Kira zawęszyła. Powietrze było jednak zbyt suche, a zapach nieznany. Jasiri i Nguvu, jej towarzysze, także zawęszyli.
Trójką poszli dalej przed siebie, nie czując wiatru. Łapki zapadały im się w zbyt delikatną ziemię, którą porastała niewielka trawa.Wzrokiem napotkali dwa czy trzy ptaki, przysiadłe na gałęziach drzew. Idąc dalej, czuli większy strach. Nieznana była im ta ziemia, którą musieli przemierzać.
-Czujesz?
Niespodziewanie Nguvu wyrwał ją z zamyśleń. Jasiri i ona zawęszyli.
-Hieny?
-Gorzej,-Kira wybałuszyła oczy,-To chyba szakale
-Szakale?-Jasiri syknął,-Za wielkie, damy sobie radę?
-Musimy,-wystawiła pazury gotowa na atak.
Szakale nie zbliżały się jednak do nich, a dalej były ukryte.
Kira syknęła przez zaciśnięte zęby, a towarzysze lwiczki wystawili pazury.

Ruszyli prosto, szybko odnajdując psy. Szakali była trójka, rozmawiały głośno rozrywając zębami ciało gazeli. Kira wiedziała, że taka informacja będzie przydatna jej ojcu- szakale nie opuściły ich terenu, a nawet polowały na Białej Ziemi- ale nie mogła powiedzieć. Ta wyprawa miała pozostać w sekrecie.

Księżniczka spojrzała na chłopców, a gdy ci skinęli głowami, wzbiła się w górę, wskakując na kark jednego z szakali. Wgryzła się zacięcie drapiąc, a towarzysze poszli w ślad za nią. Szakale były na tyle zdziwione ich atakiem, że stały w miejscu.
Gdy wróciła świadomość, zaczęły się wiercić.Jasiri i Kira spadli z ich grzbietów, ale Nguvu dalej się zacięcie trzymał.
Jeden z szakali spojrzał na lwiątka drwiąco i zaatakował.
Trysła krew.
Kira wyrwała się z zębów szakala, podobnie jak Jasiri. Oboje cofnęli się do tyłu. Kira syknęła.
-Odejdzcie.
-Mówicie ?-szakalka zaśmiała się,-To wy nas zaatakowałyście maluchy. Dajcie powód, żebym nie odebrała wam życia w tej chwili.
Jasiri otworzył pysk, by coś powiedzieć, ale Kira mu nie pozwoliła. Szczegół jej pochodzenia był w tej chwili jak cios pazurów.
Wyprostowała się.
-Nie radzę ci. Nie jestem taka słaba na ją wyglądam. -spojrzała na syna Amary, kiedy dwójka szakali zbliżyła się bliżej. Kira z przerażeniem zdała sobie sprawę, że trzeci zniknął wraz z Nguvu. Spojrzała na Jasiri'ego.
-Uciekaj
Jasiri spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Ja się nie boję.
Skoczył ku jednemu z szakali, odpychając go. Kira zrobiła podobnie i chwile pózniej, oboje biegli ile mieli tylko sił w łapach w stronę Białej Ziemi.
Szakale przestały ich gonić dopiero,  gdy łapki lwiątek znalazły się na miękiej trawie. Kira i Jasiri oddychali ciężko.
Kira rozejrzała się.
-Nguvu..
Jasiri spojrzał na nią.
-To było niebezpieczne.
-Najgorsze jest to,że próbowałam zaryczeć. Naprawdę. Ale tego nie czułam,-opuściła głowę,-Chciałam ryku, ale nie za taką cenę...
Jasiri objął ją ogonem, by chodz trochę ją pocieszyć. Kira spojrzała w górę na niebo. Chciała dalej próbować,ale....
-Kira!
Odwróciła się ,gdy w jej stronę biegł Nguvu , a za nim Hakimu, Mfalme i Kukaa.
Kira rzuciła się na niego, przewracając go na ziemię. Nguvu zaśmiał się, kiedy lwiczka polizała go w policzek.
-Myślałam ,że nie  żyjesz, hipciowy zadku!
-Udało mi się uciec. Przepraszam, że was zostawiłem, ale chciałem sprowadzić pomoc.
-Dobrze zrobiłeś. Ale sobie poradziliśmy,-mrugnęła do syna Chaki.
Kukaa przytuliła brata, natomiast Kira wtuliła się w Mfalme. Hakimu westchnął.
-Mogłem wam pomóc.
-Może będzie jeszcze ku temu okazji,-Nguvu wstał z ziemi
Kira spojrzała na niego zdziwiona, odklejając się od białego lwa.
-Co masz na myśli? Chcesz jeszcze działać?
-Wiesz Kira, ja tak łatwo nie odpuszczam
-I ja,-potwierdził Jasiri
Mfalme przewrócił oczami, podczas kiedy Hakimu zasypywał trójkę lwiątek pytaniami. To się zle skończy -książę to wiedział.

Nic nie wspomniał rodzicom przy kolacji. Milczał dla dobra siostry, chodz było to gorzkie. Naraziła dziś siebie i dwójkę kolegów, do czego jeszcze się posunie? Była jego ukochaną siostrą, najdroższą przyjaciółką, i to dlatego musiał ją chronić. A może powinnien jej zaufać, że ma wszystko pod kontrolą?
Jego rozmyślania przerwał Kisu.
-Szykujcie się dzieci, mamy niespodziankę
-Niespodziankę?-Kira spojrzała wprost na brata. Mfalme także na nią spojrzał w zastanowieniu. Nora zmrużyła oczy rozbawiona.
-Zjedliście?-lwiątka energicznie pokiwały głowami,-Więc chodzmy
Wstała, a jej małżonek wraz z nią. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, nawet się nie odwracając.
Nora musiała swoje dzieci wyprzedzić, żeby poprowadzić grupę .Kisu chronił tyły.

Rodzinną dotarli do znanej polanki, na której rodzina miała spędzić tę noc. Mfalme i Kira rozpoczęli zabawę w berka, ciesząc się swoim towarzystwem, natomiast Nora i Kisu rozmawiali.
Dopiero, kiedy słońce zaszło, a niebo pokryte granatem i pojedyńczymi punkcikami złota zagórowało, lwica kazała dziecią przestać.
-Chodzcie do nas, muszę wam coś opowiedzieć.
Mfalme i Kira podeszli do Kisu, z którym przytulili się. Lew przewrócił się na bok, a lwiątka ze śmiechem na nim.

Niewielka grzywka Mfalme była idealne skąpoowana z grzywą ojca .Podobnie jak sierść Kiryz futrem lwa . Nora uśmiechnęła się z czułością na ten widok. Lwica padła na plecy, wpatrzona w niebo.
-Dzieci, to co widziecie, to nie tylko gwiazdy. To także nasi przodkowie,-lwiątka przewróciły się na plecy ,zaciekawione. Także spoglądały w niebo.-Przodkowie, co kiedy będą wam potrzebni, przybędą z pomocą nie tylko jako Duchowi Przewodnicy.
-Spójrzcie w gwiazdy dzieci, bo to z nich patrzą na nas ,wszyscy wielcy władcy z przeszłości,-powiedział Kisu
Mfalme i Kira wyszeptali ciche "łał". Gwiazdy były naprawdę piękne. 
-Ale... to wygląda jak motyl,-Kira przerwała długą ciszę ,ogonem wskazując gwiazdozbiór. Nora spojrzała w tym samym kierunku.
-Mi to przypomina królika
-Patrzcie, tam są dwa lwy co ze sobą walczą!-krzyknął zadowolony ze swojego odkrycia książę
Kisu wybuchł śmiechem
-Ja zauważyłem lwiątko-patrzcie-jest także serce!
-To nasza rodzica ,tato,-powiedziała Kira
-Która nigdy nie przestanie się kochać,-dodała szeptem Nora
Wtuliła się w partnera, a dzieci przybliżyły się, by także ją uściskać. Kisu polizał członków swojej rodziny po policzkach. 
Całą czwórką wpatrywali się w niezwykłe gwiazdy do czasu, aż lwiątka nie zasnęły. Wtedy wrócili do przytulnej jaskini na Białej Skale.




Zacznę od początku. Rozdział zajął mi jeden dzień, pisałam fragment także przed szkołą. Wiem, że nie jest idealny, nawet mi się nie specjalnie spodobał. Ten moment z wyprawą Kiry wszystko skreślił. Wiem to.  Następny postaram się dodać jako ciekawszy. Jak wam minęło halloween? :) 

Jeśli nie chcesz komentować tego rozdziału, to nie zmuszam. Jeśli ktoś jednak chce, ale nie ma potrzeby by się męczyć z długim komentarzem, to ma punktacje:
Jak ci się podobał rozdział?
:D -bardzo mi się spodobał
:) -fajny rozdział
:0 -zadziwiający
:( -nie podobał mi się
Pozdrawiam c: 
(i jeszcze raz przepraszam)

Rozdział 122

Wise odeszła dwa dni pózniej. Pożegnała wszystkich bardzo ciepło. Dzieci, stado, przyjaciół. Nyeusi od razu zaciągnęła Kilio II na trening, by ukryć smutek. Taje, Mto pożegnali córki i razem z Wise przekroczyli granicę. Nora spoglądała na nią niepewnie, gdy matka znikała na horyzoncie. Podobnie Lajla i Ndoto.  Wise, u boku Zuni szła pewnie.
-Gotowa?-zapytała córki
Zunia Lila odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na Miko i córki Kamby. Pózniej skinęła głową. Czuła strach ,ale przeważała ekscytacja.  Uśmiechnęła się. Szła do nowego domu.
-Tak.
Cała czwórka ruszyła przed siebie.

Następnego dnia...
Imani przyczupnęła niżej. Wzrokiem wpatrywała się w jeden punkt, do którego zbliżała się łapa za łapą. Obnażyła kły, wystawiła pazury. Gdy była dość blisko, wyskoczyła. Antylopa uciekła spłoszona. Imani rzuciła w jej stronę szyderczy uśmiech, nim odwróciła się do dwójki lwiątek. Jicho i Hakimu, jej synów. 
-Tak właśnie macie podchodzić. Spokojnie, ale pewnie. Nie może was zauważyć ani usłyszeć. Łapy mają przylegać do ziemi.
-Rozumiem mamo,-przytaknął Jicho
-Gdzie góralki?-spytał Hakimu
-Sami musicie je wytropić,-odpowiedziała lwica
Lubiła momenty, w których mogła być z synami. Zwłaszcza , kiedy mogli wspólnie cieszyć się jej pasją. Jicho i Hakimu pewnie także polubią polowania. Imani polizała ich po głowach, by dodać otuchy lewką. Ci posłali w jej stronę uśmiechy, po czym z nosem u ziemi zaczęli szukać.

Niedaleko Kukaa leżała z Amarą. Lwiczka podniosła głowę, by obojgu obserwować. Sama by się przyłączyła , ale mama mówiła, że jutro dopiero ją czegoś nauczy.

Jicho i Hakimu wytropili kilka góralków. Przypadli do ziemi.Sprawdzili wiatr,ale wiał z inne strony. Cicho ,bez szmeru i łapa za łapą, zbliżali się do nich.Gdy byli dość blisko, wzbili się w górę, by zaatakować. Dwa góralki padły martwe, gdy lewki złapały je w kły. Odwróciły się do matki z triumfem. Imani była bardzo dumna.
-Takie jak mama,-powiedziała z uśmiechem Amara
***
Idia wstała. To dało znać innym lwicą, które za nią opuściły jaskinię, by udać się na polowanie.
Gdy wróciły, stado mogło rozkoszować się zebrami.  Pózniej, lwy i lwice walczące musieli iść do kotliny szkoleniowej, ćwiczyć nowe ruchy. Lwiątka wybiegły by się pobawić, Kamba i Hope poszły za nimi.Lwice polujące mogły odpocząć przed kolejnym polowaniem. Niektóre lwy poszły na patrol. Ogółem, wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami.

Nora i Kisu rozmawiali zawzięcie u boku Lajli, gdy do jaskini wszedł Ndoto. Lew westchnął.
-Raporty Zazy są za długie.
Nora wstała i otarła się pyskiem o pysk brata.
-Dzięki, że go wysłuchałeś. Naprawdę nie miałam dzisiaj do tego głowy.
-Spokojnie, jestem przecież od doradzania,-uśmiechnął się czerwonogrzywy lew
Lajla także się uśmiechnęła.
-Dzisiaj mamy trochę luzniejszy dzień. Tylko wysłuchanie skarg słoni i tyle. Nawet nie wiem na co się skarżą.
Kisu  zmarszczył brwi.
-Jeśli pozwolisz Lajla, chciałbym żebyś udzieliła dzisiaj lwiątką podstaw polowania. Myślę, że może im to wydać się interesujące, chyba że wolisz spędzić czas z synem...
-Myślę, że mogę ci pomóc Lajla. Pójdzie nam szybciej,-powiedziała Nora.
Lajla skinęła głową. Chętnie porozmawiałaby dzisiaj z Hodari'm i na pewno po tym to zrobi, ale polowanie było dla niej przyjemnością, zwłaszcza jeśli uczyła lwiątka. I czas z siostrą też był wyjątkowy.

Ndoto spojrzał na Kisu.
-Co powiesz na przepatrolowanie terenu pod wieczór?
-Dobry pomysł.
Na tym rozmowa o obowiązkach się ucięła.
Nora zauważyła, że jej lwiątka skończyły posiłek i teraz siedziały wpatrując się w nich z niemą prośbą. Nora wywróciła oczami.
-Dobrze. Kira,Mfalme, możecie wyjść tylko do czasu zachodu słońca, a pózniej od razu na Białą Skałę, zrozumiano?
Lwiątka energicznie pokiwały głowami. Nora uzmysłowiła sobie, że nadszedł czas, by poznały Krąg Życia ,jego zasady i własne książęce obowiązki. Zajmie się tym jutro.

Książęta spojrzeli po swoich rodzicach, a gdy nie wyrazili sprzeciwu, przytulili ich szybko ,oraz opuścili jaskinię.

Droga do wodopoju teraz była im bardziej znajoma. Rodzeństwo pędziło przed siebie. Łapkami przygniatali ziemię. Tupot był wyraznie słyszalny, a wiatr buchał im na pyski zapewniając ulgę.Łapa za łapą zbliżali się coraz bardziej do wodopoju.
Wtedy Kira się zatrzymała i zawęszyła.
-Czujesz?
Mfalme spojrzał na nią marszcząc brwi.Zawęszył, ale pokręcił głową.
-Nie...a co wyczuwasz?
-N-nie wiem.. to nieznany mi zapach,-odpowiedziała księżniczka i jeszcze raz zawęszyła.
Mfalme przewrócił oczami.
-Masz zwidy z niewyspania, chodz!
Pociągnął ją za sobą, nawet nie odwracając się. Kira niepewnie ruszyła za nim.
-Nie mam zwidów,-burknęła.


Nad wodopojem...
Nguvu skoczył na  Lunę ,silnymi łapkami przykładając ją do ziemi. Lwiczka wyrwała się i skoczyła na niego w odwecie. Chwile tarzali się po ziemi, aż Luna odskoczyła. Córka Binti uśmiechnęła się złośliwie.
-No niezle.
-Powtórka?
-Może pózniej, muszę już iść. Nie chce by dziewczyny na mnie czekały. Mamy dzisiaj próbne polowanie.
-Ale... jesteście w moim wieku, dlaczego?
-To tylko trening. Zanim dorosne trochę minie,-przewróciła oczami Luna. 
Odbiegła w tylko sobie znaną stronę.
Nguvu westchnął.
Kamba i Hope zrobiły sobie wolne, bo i tak lwiątka rozbiegły się po sawannie, a on.. nudził się będąc sam. Nguvu położył się u brzegu wody, spoglądając w jego taflę. Na chwilę zauważył nie siebie, a jakiegoś innego lwa. Brązowego o szarej grzywie. Odskoczył natychmiast, ale gdy ponownie spojrzał w wodę ,go już nie było.
-Nguvu!
Odwrócił łebek na dzwięk głosu Kiry. Lwiczka zbiegała z niewielkiej górki. Towarzyszył jej brat, a jego biała sierść falowała. Nguvu wyszedł im na spotkanie.
-Jesteś sam?-spytała wprost księżniczka, rozglądając się,-gdzie reszta?
-Wszyscy zajęci. Hakimu i Jicho na polowaniu z Imani, Kukaa spędza czas z mamą, a Jasiri ćwiczy walkę z ojcem,-odpowiedział Nguvu.
-A ty... czemu nie z rodzicami?-spytał zaciekawiony Mfalme
-Matka na polowaniu, a ojciec ma nowe obowiązki. Więc.. nie mam się z kim bawić..
-Teraz masz,-Kira wyprostowała się,-Co powiesz na zapasy?
-Jesteś pewna?-uniósł jedną brew do góry
W odpowiedzi lwiczka rzuciła się na niego i oboje się przeturlali. Mocowali się łapkami, ze schowanymi pazurkami. Kira ugryzła go w łapkę, więc Nguvu odpowiedział tym samym. Znów zaczęli się tarzać, aż po wielu minutach lewek pokonał lwiczkę.
Uśmiechnęła się do niego złośliwie i ogonem wskazała brata.
-Twoja kolej Mfalme.
Książę przygotował się na atak, więc jak ten nastąpił, spadł na plecy i odepchnął Nguvu tylnymi łapkami.Lewek utrzymał równowagę, by nie spaść. Spojrzał na przeciwnika. Dwa lewki rzuciły się na siebie, następnie mocując się łapkami próbowali zdobyć przewagę nad drugim.

Kira przyglądała im się siedząc na jednym z kamieniu. Tak naprawdę była jednak zamyślana, więc spoglądała w przestrzeń. Myśląc nad czymś intensywnie, nie zauważyła, jak Nguvu powala jej brata i obaj do niej podchodzą.
-Kira?
Dopiero na dzwięk głosu brata, lwiczka  wyrwała się z zamyśleń, by na niego spojrzeć. Uśmiechnęła się lekko.
-Coś nie tak?
-Nie... po prostu się zamyśliłam. 
-Tak czy siak, chcecie popływać?-zaproponował syn Teo
Rodzeństwo skinęło głowami. Trójką rzucili się do wody, mocując ją łapkami. Śmiali się przy tym i ochlapywali chłodną wodą.
***
Nora i Lajla kończyły trening z lwiątkami. Młode lwiczki uważnie słuchały ich poleceń. Polowały na góralki sprawnie i cicho. Królowa i jej siostra widziały w nich świetne przyszłe lwice polujące. 
-Okey, na dzisiaj kończymy,-powiedziała Lajla 
Lwiczki , a było ich  około siedmiu, skinęły główkami, po czym odbiegły.

Lajla i Nora podeszły do kałuży z której się napiły. Następnie się położyły. Promienie słońce ogrzewały ich futra, oczy lwic zamykały się pomału. Nora ziewnęła.
-Jestem zmęczona. Na dzisiaj koniec.
Lajla otworzyła pysk ,żeby coś powiedzieć, ale w porę go zamknęła. Łapą przejechała po wodzie, ochlapując białą lwicę. Była księżniczka zaśmiała się, podobnie jak jej siostra.
-Królowo!
Ukaidi podbiegła do nich, za nią gnały Sou i Julii. Nora i Lajla rzuciły sobie spojrzenia mówiące: "Co jeszcze?". Wstały.
-Coś się stało?
-Tak! Hieny na naszym terenie,-wysyczała zdenerwowana Ukaidi,-Widziałyśmy je i próbowałyśmy gonić, ale uciekły.
Futro Nory zjeżyło się. Ostatnio kiedy hieny tu były, walczyły u boku Hasiry w najgorszej bitwie. Królowa Białej Ziemi zmarszczyła brwi.
-Polowały?
-Złapały trzy zebry,-odpowiedziała przygnębiona Sou.
Lajla wyprostowała się. Nora skinęła jej głową.Obie puściły się biegiem za Ukaidi. Sou i Julii miały zawołać Kisu.

Gdy dotarły do granicy, Kisu już gnał w ich stronę. Lew od razu spojrzał na miejsce skał.
-Co robimy? Zostawiamy to tak?
-Możliwe. Powinniśmy zwiększyć straże graniczne, a następnym razem gdy się pojawią, zabijemy ich od razu,-syknęła Nora
Lajla westchnęła.
-Powiem o tym Nyeusi i Teo. Ile chcesz zwiększyć?
-Co dwa dni , trzy razy w ciągu słońca,-powiedziała Nora
Lajla ruszyła by wykonać rozkaz, natomiast Nora i Kisu skierowali się wraz z Ukaidi na Białą Skałę, by porozmawiać.
***
Tym czasem lwiątka dalej bawiły się w najlepsze, nieświadome przyglądającej im się Matibabu. Lwica zbierała jakieś rośliny. 

Kira dostrzegła ją ,gdy  Mfalme przewrócił ją na plecy. Polizała brata w policzek, stanęła na równe łapy.
-Zaraz wrócę
Mfalme skinął głową siostrze, odpowiedział polizaniem w policzek i razem z Nguvu dokończyli zabawę. 
Kira wyprostowała się i z dumnie uniesionym ogonem ,podeszła do medyczki Białej Ziemi.  Szara lwica od razu na nią spojrzała i z lekkim uśmiechem.
-Księżniczko Kiro, chcesz pomóc mi?
-Oczywiście.
Kira złapała jedną roślinę i położyła ją na niewielki stosik reszty. Zrobiła to ponownie, nim zwróciła się do Matibabu.
-Zaciekawiłaś mnie swoimi opowieściami.
-Oh, doprawdy?
-Czy... czy to nie będzie problem jeśli ...-Kira zawahała się. Matibabu dodała jej otuchy, więc lwiczka dokończyła, -..założę własną Lwią Gwardię?
Matibabu wybałuszyła oczy zdziwiona, podczas kiedy Kira spojrzała na swoje łapy. Matibabu wiedziała, że Kira posiadać może ryk praojców, była przecież urodzona jako druga. Nie spodziewała się jednak, że z własnej woli, ta mała jeszcze lwiczka zgodzi się brać udział w czymś tak niebezpiecznym.
Uznała na początku to jako żart, ale kiedy w oczach Kiry dojrzała błysk, wiedziała, że lwiczka  mówi prawdę. 
Odetchnęła
-Uważam, że to świetny pomysł.
Położyła ogon na plecach lwiczki, tak ,że Kira zdołała się do niej przytulić. Matibabu poczuła miłe uczucie w sercu.
-Będzie dobrze, Kiro , wszystkiego cię nauczę,-szepnęła
-Dziękuję. Obiecuję, że będę najlepsza.
Po kilku chwilach, wróciła do reszty by skończyć zabawę. Na razie nie będzie ogłaszać im swojej decyzji. Matibabu też skończyła swoją pracę, byle porozmawiać z parą królewską. Kto wie, jak to przyjmą.
***
Matibabu wspięła się na Białą Skałę, co sprawiło jej małą trudność. Wypatrzyła szybko wzrokiem parę królewską ,rozwiązującą kolejne komflikty, tym razem we własnym stadzie. Gdy skończyli i ją dostrzegli, podeszli do niej. Pochylili głowy z szacunkiem, więc szara lwica odpowiedziała tym samym.
-Witaj Matibabu, co cię do nas sprowadza?-spytał Kisu, jego grzywa wyrosła. Widać, lew przez nowe obowiązki i rodzinę także wydoroślał. Nora dalej była niezwykle piękna, a sprawiedliwość była dostrzegalna wyraznie.
-Właściwie, chciałam pomówić o waszej córce.
-Kirze?
-A mamy inną,-odpowiedziała Nora ze śmiechem. Zwróciła się następnie do medyczki.-Coś z nią nie tak? Zraniła się?
-Nie,nie...ale zadała mi bardzo ważne pytanie. Czy może założyć własną Lwią Gwardię,-nim królowie się odezwali, medyczka kontynuowała,-To dobry pomysł. Mfalme będzie królem, ona liderką. Poza tym duże prawdopodobieństwo istnieje ,że ona posiada ryk pradawnym.
Po długiej chwili ciszy, odezwał się Kisu.
-Nie interesuję mnie to,-burknął,-Kira jest mała i nieświadoma tej odpowiedzialności.
-Nauczę ją,-uparła się Matibabu,-Nie zapominaj, że wciąż pojawia się wzmianka o całej tej Johari. Myślę też, że śmierć Maji nie była przypadkiem...
Nora chciała się odezwać, ale nie zdążyła.
Kisu zjeżył sierść.
-Maji tylko i wyłącznie przez nieostrożność odeszła z Kręgu Życia. Kira to jeszcze małe lwiątko. Lwia Gwardia ciągnie ze sobą niebezpieczne misje , a ja nie mam zamiaru tracić córki, Matibabu!
-Kisu, może..-Nora spróbowała coś powiedzieć.
Lew znów jej przerwał,  ale lwica nie miała o to żalu. Wise dalej nie ufała przodkom, ale Kisu był im oddany. Po prostu nie chciał by jego jedyna córka była w niebezpieczeństwie. Za bardzo się o nią martwił.
-Koniec dyskusji.
Kisu odwrócił się napięcie, by wejść do jaskini. Nora westchnęła.
-Dziękuję Matibabu za informacje. Porozmawiam z Kirą jak tylko wróci.
Królowa także wróciła do jaskini.
Matibabu prychnęła obrażona. Sama zeszła z Białej Skały, znów skierowała się nad wodopój i przywołała do siebie Kirę. Lwiczka spojrzała na nią uważnie i z nadzieją.
-Będziemy trenować tajnie. Twoi rodzice się nie zgodzili.
Lwiczka smutno pokiwała głową. Następnie wróciła do zabawy z rówieśnikami, wciąż ciesząc się udanym dniem.


Hej. Zakładka z bohaterami -Pokolenie III- została zaaktualizowana i pojawiło się królewskie rodzeństwo. Następny rozdział pewnie jeszcze dzisiaj-mam ogromną wenę, trzymaną przez tydzień szkolny w złotej klatce :)  Cóż... pozdrawiam was i dziękuję, że jesteście, czytacie i komentujecie.

sobota, 27 października 2018

Rozdział 121

Na Białej Ziemi rozpoczął się kolejny dzień. W jaskini stada, wszyscy byli pogrążeni jeszcze w krainie snu. Ba, słońce ledwo wstało. Tylko dwójka lwiątek, obudziła się. Biały lwiak ziewnął szeroko, odsłaniając różowy języczek, natomiast lwiczka przeciągnęła się ,sennie otwierając  oczy.
Minęły cztery miesiące od śmierci Maji. Lwiątka Nory były już starsze. Odkąd na oczach rodziny nauczyły się chodzić i mówić, bawiły się tylko w jaskini.
W stadzie nic się nie zmieniało, panował spokój. Lwice polowały, lwiątka się bawiły, lwy patrolowały, Kisu i Nora pochłonięci byli królewskimi obowiązkami. Kira i Mfalme byli wiecznie we dwójkę do zabaw. Lubili berka, zapasy i kopanie do siebie kamyczków. Bawili się jeszcze w zobacz co widzisz, królestwa i wojnę ,ale to rzadziej.
Dzisiaj dla nich był jednak specjalny dzień. Tak długo oczekiwany.
-To już dzisiaj,-szepnął Mfalme do swojej siostry, która niemal od razu skinęła głową.
Podnieśli się ze swojego posłania z trawy obok rodziców, po czym mieli do nich podejść. Kira wywróciła się jednak, upadając prosto na Wise. Biała lwica błyskawicznie otworzyła oczy, a sierść Zuni zjeżyła się z przestrachu.
 Kira położyła uszy na głowie.
-Przepraszam babciu.

Mfalme musiał sam dokończyć dzieła, kiedy dawna królowa myła jego siostrę. Podszedł do rodziców i łapką dotknął matki. Nic. Spróbował więc z ojcem. Wciąż nic. Książę wściekł się , nabrał rozpęd i wskoczył prosto na Kisu.
Lew oprzytomniał od razu. Nora westchnęła.
-Twój syn się zbudził
-Przed wschodem słońca, to twój syn,-mruknął lew.
Mfalme wpatrywał się w niego obrażonym wzrokiem. Jego główkę porastały pierwsze włosy sugerujące o przyszłej  grzywie.
-O co chodzi, synku?
-Tato, zapomniałeś? Dzisiaj z Kirą mieliśmy pierwszy raz wyjść sami nad wodopój.
"Sami" .. rodzeństwo domyśliło się, że z góry będzie czyhać Zaza, a nad wodopojem pilnować Kamba. Ale to nie było aż takie szczególne...
... nowi przyjaciele... zabawy... miejsca...

-Dobrze, ale jak stado się obudzi,-mruknął lew. Mfalme rzucił się na niego i oboje przytulili się śmiejąc.Nora zmusiła się do otworzenia oczu.
Kira uwolniła się od babci i wskoczyła z powrotem na podwyższenie. Polizała Norę po uszach.
-Możemy iść?
-Dzieci, macie uważać, dobrze? I po śniadaniu,-dokończyła królowa, wpatrując się w córkę pilnie. Kira westchnęła z goryczą, ale skinęła głową.
Podeszła do brata. Zaczęli się siłować.
Znudziło im się to jednak szybko, więc Mfalme zaproponował:
-Może obudzimy już stado?
-To dobry pomysł. Po co mają dłużej spać,-oczy księżniczki Kiry zabłysły.
Oboje z bratem wzięli głęboki wdech i na cały głos wykrzyczeli:
-WSTAWAĆ!!! NOWY DZIEŃ!!! WSTAWAJCIE!!!
-Kira! Mfalme! -syknęła Nora
Było już jednak za pózno. Lwice, lwy i lwiątka przebudzili się. Zmęczonymi oczami wpatrywali się w książęta z wrogością. Dlaczego dzisiaj?!
Ciężko się na nich gniewać,-pomyślała Wise. Usiadła.
-Skoro i tak już nie zaśniemy, proponuję polowanie. Idio, zabiorę się dzisiaj z twoimi lwicami .Nyeusi idziesz?
-Chętnie rozprostuję kości,-przeciągnęła się czarna
-Ja też,-wyraziła wesoło Kamba
-I ja!-Zawadi poderwała się z miejsca.
-Teraz i tak musimy czekać,-mruknęła niezadowolona Kira,a brat jej zawtórował.
***
Dla lwic polowanie było jednak łatwizną. Szybko znalazły stado antylop i rozdzielając się, cicho i łapa za łapą, niewidoczne, złapały cztery. Pociągnęły je na Białą Skałę , gdzie książęta pierwsi zaczęli jeść. Łakomczuchy-pomyślała przelotnie Wise, nim do nich dołączyła.
Tych dwoje kochało sen i jedzenie, chodz teraz pewnie ten okres się skończył.

Kiedy rodzina królewska się najadła, reszta stada mogła zjeść.
Mfalme spojrzał na rodziców.
-Możemy?
Nora westchnęła. Zauważyła, że Zaza na nią czeka, a Zunia miała wybrać się z nią dzisiaj na patrol (taki szkoleniowy) więc skinęła głową. Kisu też miał obowiązki, więc również się zgodził.
Dzieci przytuliły się do rodziców z czułością.

Kira obróciła się w miejscu, by podbiec do jeszcze śpiącego smacznie Ndoto z synami. Imani dawno była na sawannie.
Kira wskoczyła na ukochanego kuzyna, Jicho, który od razu otworzył dobry wzrok. Uśmiechnął się szyderczo.
-Czego chcesz?
-Dzisiaj pierwszy raz wychodzimy!-krzyknęła szczęśliwa,-Idziesz, ho?
Jicho skinął głową, a na pysk wlał się uśmiech. Obudził łapką brata i całą czwórką wyszli z jaskini.

Od razu w pyski buchnął im zimny, przyjemny wiatr. Czwórką zeszli z Białej Skały, a Mfalme i Kirę na chwile uderzyło, że nigdy nie siedzieli na jej czubku, mimo wysokiego stanowiska. Trzeba było to zmienić.

Mimo iż byli lwiątkami, szybko przedzierali się przez sawannę. Zwłaszcza synowie Imani. Kira wolała uważnie oglądać teren, jak dawniej Jicho, a Mfalme chciał być szybko na miejscu, jak dawniej Hakimu. Kuzynostwo niekiedy było do siebie podobne, chodz nie wiedzieli o tym.
Mfalme jeszcze nie ma takiej grzywki, a wygląd Kiry jak mówiłam
nie jest jeszcze dopracowany-to kolejna próba.Już chyba ostatnia.
Kira na chwile zatrzymała się.
Wyczuła nowy zapach, więc wytężyła wzrok. Góralek był niedaleko. Nie znała tego rodzaju zwierzęcia, ale musiał dobrze smakować.
Schyliła się, by zapolować, ale łomot jej łap wystraszył zwierzę. Hakimu wybuchł śmiechem, więc Kira posłała mu wściekłe spojrzenie.
Wskoczyła na pobliski głaz i z niedowierzaniem wpatrywała się przed siebie, na tworzący się krajobraz jej królestwa.

-Łał!
Dzieci Kisu i Nory oczywiście wiedziały, jaką pozycją mają ich rodzice. Ale ich sama była im nieznana. Czy to on czy ona mieli pózniej rządzić? A może żadne z nich? Kira nie znała celu swojej wędrówki ,miała czas by go odkryć.
Mfalme dążył do szczęścia.

-Idziemy? Jesteśmy spóznieni,-powiedział w prost Jicho
Kira ,Mfalme i Hakimu skinęli głowami i znów skierowali się do dalekiego wodopoju.
***
-Cześć!-Kukaa radośnie zabiła ogonem podbiegając do rodzeństwa królewskiego i synów Ndoto.-Kto to?
Dziwne,-pomyślała Kira,-Mieszkamy razem w jaskini,moi rodzice to władcy, ja to księżniczka, a ona mnie nie zna?!
Kiedy tylko lwiczka wybuchła śmiechem, księżniczka zdała sobie jednak sprawę z tego, że to był żart. 
-Jestem Kukaa, córka Amary i Chaki, moich kuzynów już znacie? Jicho ,Hakimu i Nguvu?
-Jicho i Haki to też moi kuzyni,-odpowiedziała pewnie Kira, bo to było  oczywiste. 
Mfalme pokręcił głową.
-Kto to Nguvu?
-Ja!-brązowy pewny siebie lwiak, podszedł do nich. W oczach szalały iskry , a na pysku malował się zawadiacki uśmiech.-Syn Teo, do dyspozycji.
-Ja jestem Jasiri,-obok niego stanął inny lwiak,-Brat Kukii. Miło was poznać. Chcecie się pobawić?
-Pewnie!-krzyknęło równocześnie rodzeństwo.
-To..jakie propozycje?-spytała Kukaa, mrugając ślicznymi oczami
-Może zapasy?-zaproponował Nguvu
-Chowanego?-Jicho
-Berek?-Kukaa
-Zagramy w piłkę?-Hakimu ,Mfalme i Kira
-Ja proponuję popływać,-Jicho
Kira momentalnie spojrzała na lewka.
-Tylko... ja nie umiem.
-W takim razie, cię nauczę,-odpowiedział pewnie-to co,zgoda?
-Zgoda.
-Więc ustalone,-miauknął Hakimu,-Pływamy. Kto ostatni przy wodopoju , ten jest zgniła Zazu!
Lwiątka ze śmiechem pognały w stronę wody.
***
Nora szła przed siebie. Towarzyszyła jej Zunia Lila. Obie lwice zbliżały się do granicy, rozmawiając. Były to typowe dla rodziny rozmowy: "Jak ci leci?" "Ogółem ostatnio..." "I wtedy stało się to.." .
Z pyska królowej nie schodził uśmiech, do momentu, w którym Zaza wylądowała przed nią. Gwałtownie się zatrzymała.
-Królowo dwoje krokodyli walczy o tytuł przywódcy. To dość.. brutalne. Poza tym ,musisz omówić z doradcami sprawę Igrzysk
-Igrzysk?-zdziwiła się Zunia
-Pózniej ci powiem, -Nora przejechała ogonem po jej policzku. Przytuliła siostrę.-Muszę wracać. Miło było.
-Wiem,-odpowiedziała księżniczka, ściskając mocniej siostrę.
Obie lwice się rozdzieliły.
Nora i Kisu musieli załatwić sprawy królestwa,
natomiast Zunia poszła spotkać się z przyjaciółkami.

Przechodząc obok pola treningowego, zauważyła Kilio II. Córka Shani ,trenowała właśnie lwiątka:w tym Lunę,Lea,Adele,Gizę i Nzuri.
Lwica wykonywała pewne ruchy, szybkie uniki i mocne/lekkie ataki. Nyeusi dobrze ją wyszkoliła. Lwiątka świetnie sobie radziły, widać było to na pierwszy wzrok. Chodz były mniej pewne w swoich ruchach.. czyżby przed większością rozciągała się nowa droga?

Zunia minęła ich. I tak tego się nie dowie. Dziś... był ostatni dzień.

Przyjaciółki czekały przy skałkach.
-Cześć! Chcecie iść na polowanie?
-Jeszcze się pytasz! Pewnie!-Maisha skoczyła na równe łapy,-To bycie dorosłą jest takieeee nudne!
-A myślałam, że zawsze tego chciałaś,-przewróciła oczami Zawadi
Hope uśmiechnęła się lekko, ale się nie odezwała. Zunia skrzywiła się. Zachęciła lwice by za nią poszły. Szybko szły we czwórkę, nawet nie oglądając się za siebie.

Dochodząc do polany, rozdzieliły się. Zunia przyciskając się bliżej do ziemi, szukała jakiejś ofiary. Kierowała się zapachem tak znajomym jak własna rodzina. Antylopa pasła się niczego nie świadoma, kiedy księżniczka przysiadła. Obnażyła kły, wystawiła pazury.
Po wypadku w dzieciństwie z zebrami, można było powiedzieć , że się boi. Ale nie.. Wise dobrze wyszkoliła Zunię i lwica nie miała powodów do strachu.
Była już przecież nastolatką. Łapy jej się wydłużyły, a ona sama wypiękniała. Stała się jeszcze pewniejsza siebie.
Tak właśnie podchodziła do swojej  ofiary. Pewne, ciche kroki. Na szczęście, nie było wiatru. Wykonała szybki skok, zabiła stworzenie, antylopa padła martwa.  Zunia uśmiechnęła się do siebie zadowolona.

W tej samej chwili, Maisha nadbiegła. Z jej pyska zwisały dwa góralki, które upuściła na zdobycz Zunii. Księżniczka westchnęła.
-Jesteś lwicą, naprawdę nie lubisz polować?
-Nie jest mi to potrzebne. Jestem lwicą walczącą,-odpowiedziała pewnie Maisha, nie przejmując się tym, że nigdy nie poluję. Albo że przynosi tylko góralki...

Honor córki Kamby jeszcze bardziej zepsuła Zawadi. Lwica nadbiegła w ich stronę ,ciągnąć za sobą także antylopę.
-Co powiecie? Była dość silna.
-Niezle, Zawadi. Idia jest z ciebie zadowolona,-to powiedziała Hope, która z ptakiem w pysku, podeszła do sióstr i księżniczki.
Gdy były we trójkę, przejrzały swoje łupy. Następnie przysiadły do posiłku. Były naprawdę głodne, bo antylopa Zawadi zniknęła w ciągu kilku minut .Resztę postanowiły zostawić w schowku pod Białą Skałą, gdzie trzymano jedzenie.

Idąc w stronę skały, Zunia niosła ptaka, a Zawadi góralki.Maisha i Hope szły koło siebie. Lwice milczały, dopóki jedzenie nie zostało odłożone .
 Wtedy odezwała się Hope.
-Czy naprawdę musisz odchodzić? Nie możesz zostać?
Córki Arro spojrzały automatycznie na Zunię. Córka Wise zmieszała się. Nie sądziła, że o to zapytają. Wyprostowała się.
-Muszę. To mój obowiązek jako księżniczki Tęczowej Krainy.Muszę poznać moje stado, by nauczyć się nim przewodzić , gdy nadejdzie czas.
-I.. już nie wrócisz do nas?-spytała zatroskana Zawadi
Zunia skinęła głową.
Była nastolatką, rozpoczął się czas, kiedy miała opuścić Białą Ziemię. Ta droga się już zakończyła, teraz pora wypełniać obowiązki jak najlepiej. Zostać w przyszłości królową tęczowego stada. Poczuła ekscytacje , a nie strach. Czas dzieciństwa dobiegł końca..
-Będziemy tęsknić,-Maisha wstała, by przytulić księżniczkę. Zunia wtuliła się w jej futro, chłonąć zapach lwicy. Zawadi i Hope po chwili także ją przytuliły.

Ten moment mógł trwać dłużej, ale niestety.
Idia zawołała Zawadi by dołączyła do grupy łowieckiej, Maisha musiała iść na trening z Nyeusi, a Hope spotkać się z mamą.
Zunia westchnęła. To nie był jeszcze koniec dnia. Nastolatka musiała dojść jeszcze do kotliny. Przyspieszyła kroków.

W kotlinie ćwiczyły młode gepardy, niekiedy potykając się o własne długie łapy. Zunia usiadła, by ich poobserwować. Ktoś na nią wskoczył, przyciskając do ziemi. Zunia wyrwała się i z gniewem spojrzała na "tego kogoś". Jej wzrok złagodniał, gdy dostrzegła kto to.
Młoda gepardka uśmiechała się do niej. Była chuda, co oznaczało, że także szybka. Do tego promieniała optymizmem.
-Myślałam, że już nie przyjdziesz.
-Miko, dobrze wiesz, że obowiązki.-powiedziała księżniczka
-Tak wiem,-Miko westchnęła,-ale widziałyśmy się ostatni raz jako lwiątka.Przy zabawie w chowanego.
Zunii zrobiło się nagle przykro, że tak opuszczała przyjaciółkę. Nawet z córkami Kamby tak często się nie spotykała. Czy właściwie można było mówić, że ma przyjaciół?
-Miko, bardzo cię przepraszam. Co powiesz, byśmy nadrobiły? Mamy jeszcze cały dzień,-wypowiadając ostatnie zdanie na szybko spojrzała na niebieskie niebo, nim znów na koleżanke.
W oczach Miko coś błysnęło.
-Z przyjemnością.-podeszła bliżej i dotknęła łapką jej boku.-Berek!
Nigdy nie biegła zbyt szybko, by Zunia mogła ją dogonić. Gepardzica poderwała się z miejsca, uciekając. Natomiast Zunia stała chwile w miejscu , puki nie rzuciła się za nią.
***
W głównej jaskini stada białoziemców ,toczyła się poważna dyskusja. Tak więc, większość lwów uciekła ,lub przysłuchiwała się w ciszy i strachu, słowom rzucanym. Wise stała prosto, z nieocenionym wyrażem pyska. Taje jeżyła futro, podobnie jak Nyeusi. Dzieci dawnej królowej, oprócz Nory, która musiała załatwić sprawy królestwa, wpatrywały się w nią z prośbą. Mto, Idia, Kora siedzieli cicho w końcie .
Wise westchnęła gorzko.
-Taje, nie zmienię zdania. Naprawdę mi przykro.
-Przykro? Ty..ty.. chcesz nas zostawić! Zostawić Białą Ziemię i wszystko, co było dla ciebie domem!
***
Tym czasem ,lwiątka dalej bawiły się nad wodopojem. Nie przejmowały się innymi zwierzętami, gdy pływały, albo gdy bawiły się w berka. Chowanego, zapasy, gra w piłkę, królestwo.. wszystko co tylko zdołały wymyślić.
Trzeba było jednak przyznać , że w końcu i im skączyły się pomysłu. Lwiątka leżały teraz na płaskiej skale, obserwując rozmawiające niedaleko lwice. Kambę, Imani, Amarę..  Wreście Kira westchnęła rozgoryczona.
-Mam dość. Chodzcie.
-Do kąd idziesz?-spytał Mfalme. Zeskoczył ,by do niej dołączyć.
Jicho i Hakimu rzucili sobie spojrzenia, ale widząc jak Jasiri ,Kukaa i Nguvu się podnoszą, poszli w ich ślady.
-Do baobabu. Możemy zrobić wyścig, a przynajmniej nie będziemy siedzieć w jednym miejscu jak starsi!
-To jest plan,-przytaknęła Kukaa.
Podbiegła do Kiry i ją przytuliła. Lwiczka odwzajemniła gest. Chyba znalazła przyjaciółkę..
-Dobra, a co z dorosłymi?-spytał Jicho, wskazując ogonem lwice, które teraz wpatrywały się zaciekawione w lwiątka.Przyciszył głos,-Jak je ominiemy, żeby nas nie zauważyły?
-Yyyy.. jakieś pomysły?-spytała Kira,-Mfalme?
-Nie mam pomysłu,-wzruszył ramionami
-Ani ja,-Nguvu westchnął
-Ja chyba mam,-ucieszył się Jasiri, -możemy zakraść się za nimi, by nas nie czuły przez wiatr i szybko wbiec w gęstą trawę.
-Dobry pomysł,-skinęła głową Kukaa,-ale co jeśli zauważą że nas nie ma.
-Możemy głośno się bawić na początku, żeby nic nie podejrzewały. A jak skupią się na sobie, to...-Mfalme przyłączył się do dyskusji.
Kira skinęła głową ,podobnie jak reszta.

Od razu wdrożyli plan w życie.
Zaczęli się bawić blisko jednego z drzew w berka, królestwa, aż wkońcu w chowanego. Wtedy dopiero lwice przeniosły głośną dyskusję.
Lwiątka wykorzystując moment, wykonały plan w całości i niewiele czasu pózniej, biegły już w stronę baobabu.
Był to swego rodzaju wyścig, na którego czele królowała Kukaa. Lwiczka była szczupła i mała, to pozwalało jej mieć zadziwiającą jak na ten wiek prędkość. Za nią biegli Kira,Jicho,Nguvu i Jasiri. Mfalme  wkrótce zrównał się z nimi. Hakimu był na samym końcu.

Gdy dotarli do drzewa baobabu, Jasiri zaproponował odważnie, żeby się na nie wspieli.Hakimu był chętny do tego pomysłu. Razem z synem Amary, wspinali się jako pierwsi. Jasiri nie czuł strachu, a Hakimu chciał przeżyć przygodę.
Nguvu pomógł podciągnąć się na drzewie Kukaa oraz Kirze, a Mfalme zaraz po nim wspiął się na drzewo, małymi pazurkami wczepiając się jego grubej kory.
Jicho odwrócił się i czujnym  wzrokiem spojrzał daleko za horyzont. Następnie dołączył do przyjaciół.

Żadne z lwiątek nigdy jeszcze nie było w baobabie, tak więc zaciekawione przyglądały się leczniczym miksturą i liścią ogromnym do medytacji , a także owocach baobabu. Dopiero, gdy dostrzegły obrazki na ścianach, zaciekawiły się tym znaleziskiem.
Obrazki namalowane różnymi farbami, na pewno przedstawiały lwy. Nad niektórymi zaznaczone były pręgi. Mfalme szybko domyślił się odpowiedzi.
-To nasze rodziny! Patrz, Kira-spojrzał na siostrę,-To mama i tata!
-Oraz babcia
Od obrazkiem z Wise namalowani zostali Nora, Lajla Nyota, Ndoto, Huru i Zunia Lila. Koło Wise pokazana była Maji z Shani pod spodem  i ciagnęło się dalej. Z Norą u boku stał Kisu, a pod nimi...
-To my!-ucieszył się Mfalme. Kira uśmiechnęła się szeroko.
-To drzewo genealogiczne,-pokiwał głową Jicho, przyglądając się własnemu obrazkowi.
Nguvu, Jasiri i Kukaa także zaciekawili się tematem, nie mówiąc już o Hakimu, który przysiadł obok brata.

Wystraszyły się na dzwięk kroków. Do baobabu weszła szara lwica i od razu czujnie na nie spojrzała. Lwiątka cofnęły się o kilka kroków, tak ,że Kukaa wylała czerwoną farbę z owocu , która okryła jej łapkę. Jasiri i Kira , wyszli na przeciw lwicy, jeżąc futro.
Matibabu nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy Hakimu i Nguvu do nich dołączyli.
-Spokojnie, kochani. Ja dobra.
-Kto ty?-spytał Mfalme
-Jestem Matibabu, medyczka Białej Ziemi. A to Rafa,-ogon wskazała mandryla, który wyskoczył z nikąd ,by stanąć koło niej. Oboje uśmiechali się.
Lwiątka wyluzowały.
-Przepraszamy,-powiedział Mfalme
-Nic się nie stało, ostrożność to ważna cecha,-powiedziała szara medyczka
-Co tutaj robicie? Coś wam dolega?-spytał Rafa, przyglądając się łapce Kukii.
Lwiczka zaśmiała się.
-To tylko farba,-dodała ciszej
Rafa skinął głową. Nguvu odpowiedział za wszystkich.
-Nudziło nam się.
-Rozumiem. Zapewniam cię, że to miejsce jest nie tylko dla tych co cierpią na urazy, czy dla rysunków,-odpowiedział z rozbawieniem szaman.
-To my już pójdziemy,-powiedział Hakimu
-Nie ma takiej potrzeby,-odparła Matibabu,-Chodzcie. Może opowiedzieć wam historię?
Jasiri skinął głową, odpowiadając za wszystkie lwiątka. Zawsze było to coś ciekawszego, niż nudzenie się nad wodopojem.

Ruszyły za medyczką do jednego z kontów drzewa. Usiedli wygodnie, wpatrzeni w nią jak w obrazek. Kira siedziała pomiędzy bratem a Jicho. Koło syna Imani siedział jego brat. Za Hakimu ułożyła się wygodnie Kukaa obok brata. Jasiri i Nguvu wpatrywali się w Matibabu obok siebie.
Medyczka usiadła wygodnie. Przeniosła ogon na jedną ze ścian, na której dopiero teraz zobaczyli trzy lwice i dwa lwy.Jedna lwica była namalowana wyżej od reszty.
-Takiej historii pewnie jeszcze nie słyszeliście. Przedstawiam wam naszą pierwszą Lwią Gwardię.
-Co to?-spytał Hakimu,a reszta mu zawtórowała.
-Lwia Gwardia,-Matibabu spojrzała uważnie na lwiątka,-to drużyna stworzona z pięciu lwów: najsilniejszego,najodważniejszego,najszybszego,tego co ma najbystrzejszy wzrok, oraz lidera czyli najdzielniejszego. Lwia Gwardia ma obowiązek bronić harmonii w Kręgu Życia, są jak nasi dobrzy strażnicy.
Oczy Kiry zaświeciły się.
-Możesz nam opowiedzieć więcej?
-Oczywiście, księżniczko,-znów spojrzała na obrazki lwów,-To jak wspomniałam, nasza pierwsza Lwia Gwardia. Mia, liderka nie posiadała ryku przodków. Bora, była najszybsza. Bahati, jej brat, najsilniejszy. Koda, najodważniejszy ,a Shani miała najlepszy wzrok.
-Znam ich,-zastanowił się Jasiri,-przecież Bahati,Koda i Shani są z naszego stada. Podobnie jak Mia.
-Dokładnie,-przytaknęła Matibabu,-ale już nie są Lwią Gwardią. Gdy założyli rodziny, po prostu straż się rozpadła. Królowa Wise ,jeszcze wtedy nam władająca, nie sprzeciwiała się temu. Bo Mia nie miała ryku, który miał się narodzin dopiero pózniej. -po krótkiej pauzie dodała,- Bora  odeszła na Rajską Ziemię, jest siostrę naszego króla, Kisu.
Mfalme i Kira wymienili spojrzenia. Ciocia Bora?! słyszeli o niej. Spojrzeli znów na medyczkę i Kira dostrzegła, że ta przygląda im się w zamyśleniu.
Lwiczka więc chrząknęła.
-Możesz opowiedzieć nam więcej?
-Oczywiście. Co powiecie na misje nazwaną jaskinia krokodyla?
-Tak!-ucieszyły się wszystkie i wsłuchały w opowieść.
***
Wise
- Taje.. -próbowałam ją przytulić, ale się wyrwała. Spojrzała na mnie z głębokim żalem, że złapało mnie to za serce.-I tak już przeciągnęłam mój pobyt tutaj. Zunia musi nauczyć się jak przewodzić Tęczową Krainą, a ja nie chce jej zostawiać z tym samej. Kion już nas zapowiedział.
-Wise, to Tęczowa Kraina, przez nich tyle wycierpiałaś,-odezwała się pewnie Nyeusi
-Wiem, teraz jednak idę tam jako żona króla i już się nie dam tak traktować,-wyprostowałam się,-Poza tym, nie zamieszkam tam na stałe. Biała Ziemia to mój dom i naprawdę nie chce jej zostawiać. Wrócę, gdy tylko moja córka  zostanie władczynią i nie będzie mnie potrzebować.
-Ale.. to tyle czasu..- w oczach Taje błysnęły łzy
Nie dziwiłam jej się. Mi też zbierało się na płacz. Nigdy się z nimi nie rozstawałam na tak długo, a już zwłaszcza z Białą Ziemią. To jest mój dom, ziemia którą stworzyłam i której zostałam zapamiętana, ale Zunia nie mogła zostać sama na obcej ziemi, skoro gdy kiedyś tu wrócę, wraz z Kionem, ona będzie musiała przewodzić tęczowoziemcami bez niczyjej łapy . Już dawno powinnam była tą decyzję podjąć. Dla dobra mojej córeczki.
-Wybaczcie mi, ale nie zmienię zdania.
-A co z nami?-odezwała się cichutko Lajla
Spojrzałam na moją córkę. Wydawała się teraz taka mała. Ndoto nie patrzył mi w oczy, gdy do nich podeszłam. Oboje z całą miłością przytuliłam.
-Dzieci, jesteście dorosłe. Macie rodziny. Przepraszam, -spojrzałam na resztę stada,-Wiem, że zostawiam Białą Ziemię w dobrych łapach. Nic wam się nie stanie.

Kisu wszedł do jaskini i stanął obok Ndoto. Czerwonogrzywy dopiero wtedy na mnie spojrzał. Westchnął.
-Nie mogę cię winić. Zunia nie może być sama , bez matki.
-My także,-załkała Lajla
Ndoto objął ją.
-Ale my mamy siebie, siostra.
Byłam dumna za jego odpowiedzialność. Lajla, widząc tą pewność siebie u brata, także doznała spokoju. Westchnęła i ponownie mnie przytuliła. Polizałam oboje w policzki.
-Będę tęsknić.
-My też.
Skinęłam Kisu głową i ponownie spojrzał po stadzie. W ich oczach lśnił strach. Miałam nadzieję ,że zrozumieją. 
Gdy spojrzałam na Nyeusi i Taje , widziałam ,że obie nad czymś myślą. Taje wyszła na przód.
-Wise, jesteśmy przyjaciółkami, nie myśl, że pozwolę ci zostać sama. 
-Wiem, dlatego liczę ,że ruszysz ze mną,-skinęłam jej głową,-ale oczywiście, nie mówię, że musisz..
-Żartujesz? Oczywiście, że idę,-szybko mnie objęła, by następnie podejść do swojej rodziny. 
Kora i Idia wpatrywały się  w nią z niedowierzaniem. Także nie chciały jej zostawiać. One jednak były uziemione i nie mogły tak po prostu przestać wykonywać swoje obowiązki. Zwłaszcza Idia, główna lwica polująca.
-Ja też idę,-Nyeusi spojrzała na mnie pewnie,-Pomogę ci bronić się.
-Nie, Nyeusi,- ku mojemu zdziwieniu, to Mto odezwał się pierwszy. Nie bał się gniewu czarnej lwicy, bo stanął przed nią pewnie,-Kilio musi mieć mentorkę, jest za młoda by objąć pozycję. Musi się wszystkiego uważnie nauczyć. A Teo, jest gotowy by zająć moje miejsce.
Teo stał akurat w tłumie z Ukaidi i wydał się zaskoczony. Mto skinął mi głową. -Ja bym chciał ruszyć z tobą Wise i z moją partnerką.
Taje podbiegła by go przytulić. Nyeusi spojrzała na mnie, skinęła głową i obie się przytuliłyśmy.
Sprawa została zakończona, chodz była gorzka.
***
Niewiele czasu pózniej, większość stada już spała, a jeszcze inna część dojadała kolację. Zunia rozmawiała z rodzeństwem pogodnie, a ja tuliłam się do przyjaciół, kiedy do jaskini weszła Nora. Przytuliła się do partnera. Podeszłam do niej.
-Norciu..
-Nie martw się mamo, ja rozumiem,-uśmiechnęła się smutno
Przytuliłam ją.Polizałam w policzek.
-Zostawiam Białą Ziemię w dobrych łapach
W jej oczach mignęła duma. Ja także ją czułam, gdy widziałam, jak całą piątka moich dzieci dorosła i odnalazłą własne ścieżki. Przytuliłam jeszcze raz córkę, nim wróciłam do rozmowy z przyjaciółmi.

Do jaskini weszła Imani, Amara i Kamba. Brązowa lwica podeszła  do mnie. Myślałam, że chce się pożegnać. Wcześniej, gdy się o tym dowiedziała, była załamana i nie rozumiała tej decyzji. Teraz jednak, w jej oczach błyszczało co innego.
-Nie możemy znalezć lwiątek,-powiedziała do nas wszystkich.-Kukii,Jasiriego,Nguvu,Hakimu,Jicho i królewskich dzieci Kiry i Mfalme.
Strach ścisnął moje serce. Czwórka moich wnuków. Widziałam, że Kamba także jest zatroskana. Spojrzał na nią szybko, nim przeniosłam wzrok na Norę, której to wszystko wyznała Imani. Byłam zaskoczona jej spokojem. Amara płakała wtulona w Chakę, ale ona pewnie donosiła o wszystkim królowej.
-Imani jest dzielna,-szepnęła mi Kamba,-mówi, że strach nie pomoże w odnalezieniu jej dzieci.
Musiałam przyznać lwicy rację.
Samą mnie dopadały złe myśli. Zostały porwane. Sawa , któremu udało się uciec , na pewno chciał ich wykorzystać do podłych celów. Do szantażu. Ale.. dlaczego ich a nie własną wnuczkę? Byłam bardzo zaciekawiona, czy słyszał o narodzinach dzieci Nory.
A może były to hieny, szakale.. inne stworzenia które chciały zapolować.Co jeśli utonęli, lub zapuścilis się na inne niebezpieczne tereny?  
Coraz więcej złych myśli ,przychodziło do mnie, gdy Nora ogłosiła:
-Podzielimy się na kilka grup..- spojrzałam na nią. Widziałam w jej oczach układające się łzy. Kisu stał pewnie, ale też się martwił .Ich lwiatka były takie małe.-Nie ma co panikować, pewnie zabłądziły. Lepiej byśmy je odnalazły. Ndoto,Imani,Chako,Kambo,Teo wy sprawdzicie okolice graniczne, Ja i Kisu skałki, Kilio,Hodari was poproszę o sprawdzenie miejsca przy wodopoju, Miejsce Płomieni I Miejsce Skał zostawimy na pózniej.  Lajlo, pójdziesz koło baobabu, Mto,Taje, mamo zostaniecie gdyby wrócili. Cała reszta szukać na sawannie, oprócz Hope ,która musi pilnować lwiątek i Amary.
Stan lwicy pewnie by na to nie pozwolił. Hope skinęła ,tak jak ja głową. Obie wpatrywałyśmy się , jak stado wychodzi z jaskini.
***
Lajla
Poszukiwania trwały naprawdę długo. W oczach siostry widziałam strach o własne potomstwo. Czy było tak samo z nami, gdy matka nas szukała? Czy to właśnie czuła Bora?  Czy ja bym to czuła, gdyby Hodari i Lara nie wrócili? Zapewne tak...
Dlatego szukałam. Tak jak cała reszta. 
Przedzierałam kolejne zakątki Białej Ziemi, nawołując imiona lwiątek i węsząc za nimi. Granat przykrył niebo i z uśmiechem spojrzałam na gwiazdy, migoczące w niebie.
Tato, gdzie oni są?

Puściłam się biegiem, by wszystko poszło mi szybciej. Czułam wiatr buchający mi w pysk przyjemnie ,chłodno.
Na horyzoncie widzę kilka małych kształtów. Czy to... Tak, to muszą być oni!
Lwiątka także mnie dostrzegły, bo wpadły w moje łapy.
-Gdzie byliście?
-Ciociu, w baobabie,-odpowiedział mi Mfalme,- przepraszamy, trochę się zasiedzieliśmy.
-Przepraszać będziecie resztę. Wszyscy was szukają
Na te słowa ,lwiątka podkuliły po sobie uszy. Ruszyły za doradczynią królowej. Nie sądziły,że zmartwią swoje rodziny.
 Kira, szła nieobecna jako ostatnia, rozmyślała nad czymś bardzo uważnie. Jej wzrok przykuło coś na niebie.Spojrzała na migające złote punkciki. 
-Ciociu Lajlo, co to jest?
Także spojrzałam na górę.
-To gwiazdy.
Nie powiedziałam nic więcej. Uznałam, że to Nora powinna im o wszystkim opowiedzieć ,chodz lubiłam ten temat.
Dalej szliśmy w stronę Białej Skały. Wszyscy ucieszą się na widok "zaginionych" dzieciaków. Ta noc będzie jednak długa.



Cześć. Mam nadzieję ,że rozdział się spodobał. Miałam na niego wenę ,więc pisałam go dwa dni. Pragnę go dedykować Kosiarz-01 . Co do samego rozdziału, macie pytanka:
1. Kto z lwiątek stał się waszym ulubieńcem teraz, kiedy znacie ich charaktery?
2.Będziecie tęsknić za Wise, jak odejdzie?
W rozdziale ukryłam wam wiele wskazówek. 
Do następnego. Pozdrawiam :)

niedziela, 21 października 2018

Rozdział 120

-Nora, obudz się
Delikatny szept sprawił, że lwica otworzyła oczy. Spojrzała na swojego partnera zaciekawiona. Kisu, trzymał w łapach dwoje lwiątek, które wydawały ciche piski. Norze dopiero po kilku minutach przypomniało się, że te istotki to urodzone przez nią wczoraj dzieci. Uśmiechnęła się czule, zabierając w białe łapy młode.
-Co się stało?
-Nie mogę ich uspokoić, a nawet im śpiewałem,-szepnął,-jest za wcześnie na budzenie stada.
-To pewnie stres, mają dzisiaj prezentacje,-zawahała się Nora. To był jej pierwszy miot i niewiele wiedziała o dzieciach.
Kisu westchnął. Pochylił się ,by polizać Mfalme po główce. Biały momentalnie się uspokoił i zasnął. Nie na długo, bo siostra pociągnęła go za ucho. Nora skarciła ją spojrzeniem.
-Kircia.
Lwiczka pisnęła i znowu oboje zaczęli płakać. Kisu spojrzał na stado, ale to smacznie spało. Nawet Zunia, przytulona do Wise, chrapała w najlepsze. Taje i Mto, spali przytuleni do siebie, obok swoich córek ,wnuków i prawnuczek. Nyeusi i Kamba spały bliżej reszty stada.

Nagły ruch sprawił, że spojrzał na wyjście z jaskini. Maji wpatrywała się w nich zatroskana.
-Są spragnione uwagi,może wez je na spacer?
-Tak zrobię,-skinęła głową Nora, także wpatrując się w lwicę.
-Gdzie idziesz?-spytał szybko Kisu
Maji zawahała się i zwlekała z odpowiedzią.
-Muszę się przejść. Może zapoluje.
-Nie chcesz być na prezentacji?-spytała zatroskana Nora
Maji odpowiedziała z uśmiechem.
-Już je widziałam i jestem rada , że przyszły na świat. Wracam za chwilę, ok?

Nora i Kisu znów spojrzeli na swoje pociechy. Mfalme uspokoił się i znów zasnąć. Kira wpatrywała się w rodziców.
-Może chcą jeść?-zaproponował Kisu,-a przynajmniej nasza królewna.
-Spróbuję, -westchnęła Nora, patrząc na wyjście z jaskini,-jeszcze i tak mamy dużo czasu.
Złapała leciutko lwiczkę w zęby, przeniosła ją koło brzucha. Podobnie zrobiła z synem. Lwiątka zabrały się do jedzenia.
***
Wise
Obudziłam się , po dość dobrym śnie. Nyeusi zaproponowała polowanie z resztą lwic, ale nie miałam ochoty.
Podeszłam do Nory, by ją przytulić. Przyjrzałam się lwiątkom.
-Ich prezentacja powinna się teraz rozpocząć, lwice chcą już wyjść na polowanie.
-Masz rację mamo. Kisu, pójdz po Rafę,ok?
Kisu skinął głową.Wyszedł z jaskini. Stado znów otoczyło moją córkę, by przyjrzeć się książętą.Nie urośli przez noc, ale przynajmniej widać było wyrazniej ich zielone oczy i uśmiechy na pyskach. Kira wymachiwała łapkami w ich stronę, natomiast Mfalme zaciekawiła Kukaa. Mała lwiczka także się w niego wpatrywała zza łap matki.
-Są cudne. Możemy się z nimi pobawić?
Amara pochyliła się do córki.
-Są jeszcze za małe, ale po prezentacji, możesz z Jasirim wyjść nad wodopój. Będziesz Kambo?
Kamba skinęła głową, by potwierdzić.

Narrator
Zaza wyleciała ze swojego gniazda. Z góry doskonale widziała, jak słońce wschodzi na horyzont. Zwierzęta sawanny, poczęły się budzić. Wszystkie wstały, by udać się w podróż do Białej Skały. Wszystkie chciały zobaczyć królewskich potomków.
Zebra matka, poprowadziła swoje młode.Ptaki wzniosły się w górę. Bawoły zaprzestały sporów, a gepardy pierwszy raz się nie spieszyły i rozmawiały. Słonica Ellie szła obok swojej rywalki nosorożca, natomiast krokodyle nie atakowały. Nawet góralki nie były ofiarami ,a małpy i antylopy nie dręczyły się swoim towarzystwem. Prezentacja zbliżała do siebie, była czasem pokoju.

Kiedy zwierzęta zebrały się pod Białą Skałą, Nora Wise przyglądała im się zadowolona.Przypomniała sobie dzień w którym to jej lwiątka: Nora, Lajla i Ndoto ;mieli swoją prezentacje. Jak ona i Moto czuli ogromną dumę. Teraz nadszedł czas na ich pierwszą..

Kisu wrócił z Rafą i zbliżył się, by wstanąć obok Wise. Przyglądali się oboje zwierzynie, podczas kiedy Rafa wszedł do jaskini stada. W łapie trzymał kij z przyczepionymi owocami. Podszedł do rodzeństwa. Nora, Lajla i Ndoto spojrzeli na niego z uśmiechem. W łapach starszej były dwa lwiątka.
-Witaj, królowo Noro. Lajlo, Ndoto.
-Witaj, Rafo.Dziękuję, że jesteś tak szybko,-powiedziała Nora
-Cała przyjemność po mojej stronie,-rozłamał jeden z owoców, którego pomarańczowym sokiem namaścił główki potomków królewskich. Wise stanęła obok wnuków i dała znać Norze, że już czas. Biała królowa złapała oboje w pysk, by pójść za szamanem.

Wise usiadła obok Kamby, Taje, Nyeusi i Mto, z radością spoglądali na wnuki Wise. Stado zebrało się, że także spoglądać. Kisu zszedł niżej, by ustąpić miejsca Rafie. Zwierzęta obecne na dole podniosły głowy. Zaczęło się.

Wise podniosła głowę, kiedy Lea i Luna dotknęły ją łapkami w tym samym czasie.
-Co malutkie?
-Nie takie malutkie,-oburzyła się Luna, ale szybko pokręciła głową,-możemy już zaśpiewać?
-Śpiewać?-zdziwiła się biała lwica
Lajla wyjaśniła jej.
-Wymyśliły piosenkę, a Nora ją zaakceptowała. Wiesz, zwykle na prezentacjach śpiewają ptaki.Luna,Lea,Nzuri,Giza,Adele nauczyły ich słów ,ale także chcą zaśpiewać.
Wise z uśmiechem skinęła głową.
Lwiczki zajęły odpowiednie miejsca, a chór ptaków oficjalny ,wznieśli się w górę, by śpiewać.Była to ważna tradycja prezentacji, na pewno znana na każdej ziemi.

Odkąd los dał nam głos i nadzieje
Pozwolił byśmie mieli w łapach własny los
By każdy dzień ,nadawał życiu sens,
Nowy czas, miłości ,przyjazni i snów (ów)
-
Jest tu więcej dróg, nieskończony ciąg gwiazd
Przybywa na znak, wiemy że właśnie tak,
Dopełnia się sen,- los -przeznaczenie
Czy ty też chcesz z nami lśnić (ć)?

Rafa odwrócił się.
-Które pierwsze?
-Mfalme
Mandryl wziął od Nory księcia. Odwrócił się .Stał na samym szczycie skały. Uniósł księcia wysoko. Zwierzęta zaczęły wiwatować, wiekszość się kłaniać. Mfalme odwracał się i wiercił zaciekawiony.

Ref: Ooo,Kręgu Życia cooo ,nadaje życiu smak (aakk),
Pomaga zrozumieć co, tkwi w każdym z nas
Czego szukamy, szlagiem dóbr i prawd
Ten wspaniały, Wieczny życia Krąg

Rafa oddał Norze dziecko. Teraz podniósł Kirę. Lwiczka nie wierciła się ,a z powagą przyglądała zebranym. Zwierzęta i na jej widok zaczęły wiwatować. Słońce oświetliło rude futro lwiczki, a Kisu i Norze wydawało się, że Kilio,Busara i Moto przyglądali się wnukom.

Ref: Ooo,Kręgu Życia cooo ,nadaje życiu smak (aakk),
Pomaga zrozumieć co, tkwi w każdym z nas
Czego szukamy, szlagiem dóbr i prawd
Ten wspaniały, Wieczny życia Krąg

Nad wyglądem Kiry jeszcze pracuję
Piosenka się spodobała?

Prezentacja dobiegła końca. Rafa oddał matce lwiątka, a sam udał się do baobabu w towarzystwie Wise. Musiał jej opowiedzieć o przypuszczeniach jego i Matibabu.

Nora zabrała lwiątka do jaskini, by ułożyć je do snu.
A życie na Białej Ziemi toczyło się dalej...

***
Kisu zajął się obowiązkami królewskimi.
Akurat godził dwóch przywódców stada bawołów, kiedy nadleciała Zaza. Pokłoniła się.
-Panie, mam złe wieści.
-Jakie?
Zamarł, gdy usłyszał odpowiedz.

Nora tym czasem, gdy tylko lwiątka obudziły się, nakarmiła je, postanowiła wyjść nad wodopój. Znalazła wzrokiem Lajlę , rozmawiającą z Hodarim.
-Masz ochotę na spacer?-spytała głośno
Siostra od razu skinęła głową. Nora więc złapała dzieci, i obie skierowały się w stronę wyjścia.
Szybko zeszły z Białej Skały i ich łapy stanęły na miękkiej trawie. Do Nory dotarło, że dzieci po raz pierwszy są na świeżym powietrzu. Pomyślała, że za kilka miesiący nie będą mogły usiedzieć w jaskini.  Lajli natomiast przypomniało się, kiedy to jej młode były malutkie jak palce u jej łap.

Do wodopoju dotarły dość szybko. Ułożyły się obok obecnej tam Kamby. Nora włożyła lwiątka we własne łapy.Przyglądała im się szczęśliwa. Lajla obserwowała zabawę lwiątek, wraz z Kambą. Zunia bawiła się ze swoją przyjaciółką gepardem, a córki Arro razem.
Nora polizała po główkach swoje dzieci, akurat w momencie ,kiedy przybiegł  Kisu. Usiadł obok żony, a dzieci lekko przytulił. Norę polizał za uchem.
-Cześć, Kisu, Dołączysz do nas?
-Niestety nie. Mam poważne wieści Noro,-jego mina zrobiła się poważna. Nora i Lajla spojrzały na siebie zaskoczone.
Kisu otworzył pysk ,by wyjaśnić, ale akurat wtedy przybiegła Wise. Oczy białej lwicy były czerwone od łez.
-Mamo..
-Maji... moja siostra... nie żyję, -załkała biała lwica.
Nora wybałuszyła oczy ze zdziwieniem, a lwiątka w jej łapach zaczęły płakać, nie wiedząc co się dzieję. Lajla także posmutniała. Spojrzała na Kisu.
-To prawda?
Lew skinął głową i spojrzał na własne łapy. Bardzo bolała go każda śmierć, sam przecież utracił bliskich sobie rodziców stosunkowo niedawno.

Wise wtuliła się w futro młodszej córki, łkajac dalej. Lwiątka zaprzestały zabawy, a Zunia podbiegła do matki.
-Mamusiu.
Dla Wise strata siostry była ogromnym ciężarem. Lwica była jej siostrą, przyjaciółką i ostatnią członkinią przeszłości. Matka... ciotka... ojciec... wszyscy odeszli, została tylko ona. I teraz również ją Krąg Życia odebrał. Dlaczego dzisiaj? W dzień który miał być  tak szczęśliwy.. w dzień prezentacji jej wnucząt... Zmarszczyła brwi,po raz kolejny dotarło do niej ,że przodkowie ją opuścili.
Oderwała się od przytulasa i otarła łzy.
-Matiabu mówi, że dzisiaj odbędzie się pogrzeb.
-Jak to się stało?
- Polowała na dzikie stado blisko dżungli,-wyjaśnił ukochanej Kisu
Wise westchnęła, przełykając łzy.
-Mówiłam jej, by tego nie robiła. Zawsze była uparta ale...
Spojrzała na swoje łapy. Lajla ją przytuliła, a pózniej szepnęła:
-Czy Shani wie?
-Nie wiem.
-Powiemy jej. Kambo, czy możesz zaprowadzić mamę do jaskini? wezwij Taje.
-Dobrze,-Kamba pomogła wstać dawnej królowej i obie skierowały się do jaskini.Krzyknęła jeszcze do Hope, by zajęła się rówieśnikami i młodszymi. Hope przytaknęła.

Kisu spojrzał na Lajlę.
-Proszę, powiadom Shani. I.. spróbuj ją pocieszyć
Doradczyni królowej skinęła głową i tak szybko ,jak mogła, pobiegła by znalezć szarą lwicę.

Kisu i Nora zostali sami z pociechami i lwiątkami w tle. Kisu rozejrzał się po sawannie. Ich spokojnie królestwo szybko się zmieniało. Nie tylko rosło w siłę, ale także malało w członków. Kisu westchnął.
-Nie była jeszcze tak starsza..
-Wiesz, może powinniśmy odnieść lwiątka i zająć się stadem?
-Pózniej,-westchnął lew, przysiadł obok partnerki i ją polizał,-zajmijmy się dziećmi,potrzebują nas najbardziej.
Mfalme i Kira zaczęli się wiercić w łapach matki, jakby czekając na moment, kiedy zaczną chodzić.
*
Wise
Shani zle przyjęła wiadomość o śmierci matki. Nic dziwnego. Była jej bliską osobą. Mia jakoś się trzymała, by pocieszać przyjaciółkę. Bahati i ich młode także starali się wspierać lwicę. 
Zaszyłam się w najciemniejszym kącie jaskini i także przeżywałam, chodz mój smutek mieszał się ze wściekłością. Tylu już bliskich straciłam. Kto miał być następny... Taje... Nyeusi ...a może moje dzieci ?!!

Podniosłam głowę dopiero wówczas,  kiedy Lajla zaprosiła na pogrzeb. Umyłam szybko futro. Ceremonia przeprowadzana przez Matibabu odbywała się  u stup Białej Skały. Zgromadziło się całe stado.Nawet jeśli Maji mogła mieć wrogów, wszystko poszło w zapomnienie.
-Była oddaną lwicą i niech jej duch zazna wieczny spokój.Proszę, niech nas nie opuści, by czuwała. Pełna honoru, odwagi odchodzi dziś ,bo zakończył się jej Krąg Życia, witamy nową gwiazdę na ciemnym niebie.
Po zakończeniu przemowy, lwy zebrały się,żeby zakopać przypalone przez ogień ciało.
Shani cały czas płakała, wtulając się we mnie.
Miałam kamienny wzrok. Już dość łez. Teraz muszę zadbać o to, by Biała Ziemia pozostała bezpieczna.
Przysięgam.
Z resztą , nie tylko ja. (spojrzała tutaj na ukryte w łapach Nory lwiątko) 


Cześć. Na samym początku chciałam przeprosić, że w weekend jest tylko jeden rozdział, ale będę miała ciężki tydzień. Przybliżamy się do końca 3 sezonu, a ja mam już pomysł na sezon 4 ^^ 
Ten rozdział jest dość smutny, jak i wesoły. Piosenka się spodobała? 
Zdradzam, że to Maji była tą lwicą o której wspomniałam ostatnio. Głównie wszystkie będzie się teraz kręcić wokół Kiry...  Do tego, muszę troszkę uśmiercić pokolenie I (by zrobić miejsce ..) tak jak mówi tytuł sezonu trzeciego :Wschody (życie) i Zachody (śmierć).
Ale..ale... by was nie zanudzić, może dam pytanka:
1.Podobał się rozdział?
2.Co wydarzy się w następnym?
3.Macie już ulubieńca wśród rodzeństwa królewskiego i starszych lwiątek? (zapraszam do Bohaterów)
Dziękuję też Kosiarz-01 która od pewnego czasu, komentuje każdy mój rozdział-wiele to dla mnie znaczy jako autorki :)
Pozdrawiam serdecznie! i jeszcze raz przepraszam..
PS: Sezon 3 będzie liczył 144 rozdziały ,a potem 4 sezon -ostatni.

sobota, 13 października 2018

Rozdział 119



Kroki stały się głośniejsze z każdym krokiem.Minęły dwie skały otaczające najwyższe drzewo sawanny.  Słońce przyjemnie ogrzewało futra dwóch lwic, a wiatr powiewał w ich stronę, muskając pyski. Zwierzyna odwracała się w ich stronę zaciekawiona ,ale i ze strachem. Od razu je rozpoznali, nie dało się nie poznać dwóch córek dawnej królowej.
Białe lwice szły koło siebie, że ocierały się o siebie. Nora zatrzymała się nagle, z uszami do góry.
-Może zapolujemy? Zgłodniałam.
-W porządku, ale skończmy patrol,-podpowiedziała Lajla, ogonem przejezdzając po pysku siostry. Ruszyły dalej, wciąż nie zwalniając. Lwice uważnie się rozglądały,by nie umknął im żaden szczegół.
-Jak ci się układa z Msimu?-to pytanie zdziwiło Lajlę, ale lwica odpowiedziała.
-Jest cudownie. Oboje nie mogliśmy pomyśleć, że tak to wszystko się potoczy, że będziemy mieli takie cudowne dzieci ,-spojrzała szybko na Norę, opuściła uszy,-przepraszam..
-To nic,-mruknęła Nora, uśmiechnęła się,-Patrol przebiega spokojnie. Myślałam, że pojawią się jakieś kłopoty po wczorajszym pojedynku krokodyli.
Lajla skinęła głową.
Tak, pojedynek w którym krokodyle mieli wybrać nowego przywódcę odbył się wczoraj i był bardzo krwawy.
Lajla aż poczuła niemiłe dreszcze. Pomyślała przelotnie o tym,że po patrolu musi jeszcze zapolować z grupą. Może jakby zabrała Norę spędziłyby więcej czasu razem i siostra by trochę się rozluzniła?
Otworzyła pysk by o to zapytać, kiedy Nora zatrzymała się. Ciężko dyszała. Lajla zaniepokoiła się.
-Nora, co ci jest?
-Ni...nic...zaraz...przejdzie,-westchnęła biała, ale zaczęła mocniej oddychać. Położyła uszy po sobie i usiadła. Ogon położyła na brzuchu, w oczach pojawił się ból. Lajla przycupnęła obok niej.
-Czy coś zjadłaś? Walczyłaś z kimś? Siostra, co ci jest?
-Nie wiem, od nie dawna mam takie ataki, to przez stres, tak mówiła Mati..-nie dokończyła ,bo zakręciło jej się w głowie. Położyła się, z zamkniętymi oczami. Skrzywiła się jeszcze.
Lajla poderwała się z miejsca.
-Pójdę po Matibabu
Puściła się biegiem w stronę jaskini medyków, zostawiając siostrę samą, chodz zle się z tym czuła.

Biegła nie zwalniając tempa, żeby wpaść do jaskini Matibabu. Zawołała medyczkę, której szara głowa, wynurzyła się z cienia.
W pysku miała jakiś kwiatek z którego sypały się pojedyńcze nasionka. Na pysku jej malowało się zmieszanie, kiedy zauważyła Lajlę.
-Nora..zle się poczuła,-wyksztusiła dawna księżniczka, podnosząc na nią błagalny wzrok.
Matibabu nie czekała ani chwili dłużej . Złapała jakieś liście, po czym wyszła błyskawicznie, a za nią Lajla. Dobrze,że Matibabu była lwicą ,bo poszło im szybciej.

Gdy dotarły na miejsce, w oczach obu lwic odbył się strach. Okazało się, że Norze wcale nie będzie już potrzebna pomoc.

***

Zunia ziewnęła przeciągle. Wstała, by rozprostować kości. Od razu dostrzegła mamę, która w najlepsze rozmawiała z Nyeusi i Taje. Obie się śmiały, z żartów białej lwicy. Dawno nie widać było na ich pyskach takich uśmiechów, nie od czasu śmierci Busary  i Kilio.

Zunia podeszła do nich, by przytulić się do łap matki.Wise polizała ją po główce.
-Witaj kochanie, mam nadzieję,że cię nie obudziłyśmy.
-Nie.-powiedziała mała, -o czym rozmawiacie?
-Wspominamy,- uśmiechnęła się Taje.Spojrzała na swoje przyjaciółki,- jak byłyśmy jeszcze małe.
-Oh, kiedy uciekłyście z Tęczowej Krainy?
Tą historię Zunia znała.Musiała wiedzieć jakie relacje łączyły jej rodziców.
Wise skinęła głową.Nyeusi dodała.
-I po .
-Czyli?
-Kiedy byłyśmy pod opieką Nzuri, jak dotarłyśmy na Białą Ziemię.
Zunia przechyliła na bok głowę.
-Opowiecie mi coś?
Nyeusi skinęła głową. Taje i Wise położyły się.
Nyeusi zaczęła, kiedy tylko Zunia położyła się na plecach dawnej królowej.
- To był gorący dzień, jeden dzień przed naszym próbnym polowaniem. Ostatni dzień dzieciństwa. Nzuri, wezwała nas do siebie i oznajmiła, że chce zabrać nas do dżungli. To miała być długa droga, ale lwica znała skrót. Bałyśmy się, ale to ryzyko było takie dobre ,że musieliśmy spróbować....- zaczęła swoją opowieść, ale musiała przerwać, bo do jaskini weszła Maji.
Zbliżyła się do siostry ,polizała ją w policzek. Wise skinęła jej głową.
-Hej Maji
-Ciociu, ciocia Nyeusi właśnie opowiada ciekawą historię, posiedzisz z nami?-spytała Zunia Lila.
Maji uśmiechnęła się.
-Wybacz słońce, ale miałam inne plany.-spojrzała na trójkę dorosłych lwic,- Blisko dżungli jest duże stado antylop gnu.Chciałam zapolować dla zabawy, co powiecie?
-Maji, to niebezpieczne, -sprzeciwiła się jej siostra
-Właśnie, to jest zbyt dzikie stado, mogą zrobić ci krzywdę. W dżungli o tej porze i samej jest też niebezpiecznie,-dodała Taje
Maji zmarszczyła brwi. Wzruszyła ramionami.
-Nie boję się.
-Maji, obiecaj,że tam nie pójdziesz.-poprosiła Wise
W oczach Maji coś błysnęło, że lwica posmutniała. Skinęła głową.
-Dobrze. A teraz...-spojrzała na Zunię,-..posiedzę z wami i pózniej opowiem historię o twojej mamie.
Wise posłała jej drwiące spojrzenie i obie się zaśmiały. Zunia była jeszcze bardziej zaciekawiona.
 Nyeusi kontynuowała.

***

Stado białoziemców odpoczywało. Większa część była nad wodopojem, oglądając radosną zabawę lwiątek. Maisha, Zawadi i Hope wymyśliły zabawę w morsko-ziemską wojnę i teraz wszystkie lwiątka (oprócz księżniczki Zunii) bawiły się teraz.

Nie którzy ze stada byli dla zabawy na polowaniu, albo na skałkach. Lwice plotkowały o wszystkim, co się wydarzyło dotychczas. To im sprawiało widoczną przyjemność.

Cześć lwów była jeszcze na spacerze. Pogoda na to pozwalała, a nawet do tego zachęcała.

Mto wrócił do jaskini i wyciągnął Taje na szczyt Białej Skały. Oboje usiedli wpatrzeni w horyzont i przytuleni do siebie.Rozmawiali szeptem.
Mto nagle otworzył szerzej oczy. Taje spojrzała za siebie, w tym kierunku co on i także się zdziwiła. Oboje wstali. Nie które lwice obecne na Białej Skale lub w pobliżu, odwróciły wzrok. Ze zdziwieniem wpatrywały się w wchodząc na Białą Skałę lwice.

Lajla wbiegła do głównej jaskini by zawołać mamę. Stado usiadło ,wpatrzone w jeden punkt. Nora odpowiedziała im uśmiechem. Nie mogła się odezwać, przez dwa lwiątka które niosła w pysku.
Wise, wybiegła z jaskini i z uśmiechem powitała córkę. Zunia zaczęła skakać dookoła królowej, a Nyeusi ,Taje i Mto rzucili gratulacje. Obecni na Białej Skale, dopiero wtedy odzyskali świadomość .Stłoczyli się koło białej królowej ,by gratulować, oraz zachwycać się lwiątkami. Nie które lwice pobiegły specjalnie w stronę skałek, by poplotkować.
Lwiątka w pysku Nory nie były specjalnie duże, ale zdrowe. Maji z uśmiechem wpatrywała się w maluchy.
-Mam pójść po Kisu?
Nora skinęła głową. Chciała by je poznał.
Weszła do jaskini,by położyć się na podwyżu. W łapy włożyła sobie lwiątka. Wise, Lajla i reszta, także weszli do jaskini, by dalej podziwiać potomków królewskich. Prawda była taka, że oboje należeli teraz do rodu królewskiego, a jedno będzie kiedyś nimi władać.
-Są piękne, wasza wysokość,-zachwyciła się pomarańczowa lwica, -macie już imiona?
-Jeszcze nie, -odpowiedziała spokojnie Nora. Była zmęczona.
Nawet nie wiedziała, jak mogła być w ciąży. Przecież Matibabu mówiła,że nigdy nie będzie mogła. Właśnie, szara lwica jeśli okaże się ,że się pomyliła, osobiście tego pożałuję.
Dla Nory lwiątka były prawdziwym darem, radością. Spoglądała na nie z uwielbieniem. Poczuła kogoś ogon na plecach, więc spojrzała w górę. Wise spoglądała na swoich wnuków.
-Dla lwicy największą radością jest dzień narodzin jej dzieci.
Wise była dobrą matką i widać naprawdę kochała szczerze swoje lwiątka. Nora przytuliła się głową do boku matki, nie wstawała jednak by nie obudzić śpiących potomków.
-Chce je zobaczyć!-krzyknęła Zunia
Ten ruch spowodował płacz małych członków stada. Wise skarciła Zunię wzrokiem i pomogła Norze usypiać je z powrotem.
Kamba położyła ogon na boku księżniczki.
-Musisz być ciszej, są za malutkie.
-Chce się z nimi pobawić.
-Jak podrosną. Będą cię potrzebować,-Kamba puściła do małej oczko, a Zunia się zaśmiała na ten gest. Kamba spojrzała na Wise, -może już wyjdziemy, myślę, że królowa jest zmęczona.
Szara lwica podniosła zaniepokojony wzrok na białą lwicę.
-Jesteś pani zmęczona?
-Tak, Kate, poród mnie zmęczył.
Kate skinęła głową, i to był sygnał dla reszty stada. Wszyscy za nią opuścili jaskinię. Wise ciepło uśmiechała się do córki. Także wstała, by wyjść. Lajla spojrzała uważniej na siostrę.
-Spędzaj z nimi czas, puki są malutkie,-powiedziała biała.
Pewnie myślała teraz o czasach, kiedy Lara i Hodari byli lwiątkami. A teraz..może sama nie długo doczeka się wnuków.

Gdy Nora została sama ze swoimi dziećmi , polizała je kilka razy po główkach. Otworzyła pysk,by zaśpiewać im znaną w całym stadzie kołysankę.

Najjaśniejsza gwiazda jest dla ciebie, moje maleństwo.
Kochanie, śpij, nie bój się, mama jest, pocieszy cię.
Wszystko mogę ci dać, trzynaście zebr położę do twych łap,
A ty słodko śnij i baw się, mama obroni cię przed złem,
Zabierze łzy, przegoni strach, przed burzą obroni,
Mama co na zawsze kocha cię.

***

Imani podeszła do synów. Już dowiedziała się,  dlaczego stado jest takie szczęśliwe. Ślepa lwica pewnym krokiem zmierzała w stronę wodopoju.Natknęła się na Ndoto i prawie by się przewróciła, gdyby lew jej nie złapał.
-Ndoto, słyszałeś?
Czerwonogrzywy lew pomógł utrzymać partnerce równowagę i spojrzał na nią z uśmiechem.
-Nie, co miałem słyszeć?
Imani uniosła do góry jedną brew.
-Nora urodziła dzisiaj lwiątka.
-Naprawdę?-zdziwił się. Od razu się szeroko uśmiechnął,- To cudownie! Muszę jej pogratulować.
Imani zmieniła temat.
-Widziałeś może naszych synów?
-Bawią się blisko baobabu. Zaprowadzić cię?
Imani westchnęła.
-Myślałam,że są nad wodopojem, kto to widział ,żeby się tak oddalali.
Prędko pożegnała się z partnerem, by biegiem pobiec do baobabu. Trasa była jej dobrze znana, więc szybko dotarła do miejsca ,gdzie jej synowie i ich przyjaciele grali owocem (piłką).
-Podaj do mnie!-krzyknęła Kukaa
Nguvu podał jej piłkę ,a lwiczka strzeliła gola do bramki. Hakimu zaśmiał się.
-Dobry szczał.-kopnął piłkę do Jicho, ale zanim ten zaczął biec z nią do drugiej bramki, odezwała się Imani.
-Haki,Jicho, mogę was na chwile prosić?
Synowie od razu do niej podeszli i otarli się o bok matki. Imani usiadła.
-Po pierwsze, nie wolno wam się tak oddalać. Jesteście za mali.-wpatrywała się w nich nieobecnym wzrokiem,-po drugie, zabierzcie przyjaciół i chodzcie ze mną. Poznacie książąt.
-Książąt?-zdziwił się Hakimu,-a to nie my jesteśmy?
-Nie kochanie, Ndoto nie jest królem, więc nie jesteście książętami. Gdybym Wise oddała mu tron, to byście nimi byli.
-Szkoda,-odparł Hakimu i kopnął łapką kamyk.
Imani otuliła go ogonem.
-Ciocia Nora urodziła dzisiaj dwoje lwiątek.Chcecie je zobaczyć?
-A możemy pózniej?-spytał Jicho. Z jednej strony ta wiadomość była i radosna i smutna. Nie był już następcą tronu. Spojrzawszy na brata wiedział jednak, że znów będą się dogadywać. Nie będzie między nimi napięcia, nadrobią więz.
Imani skinęła na "tak" głową, więc lwiątka wróciły do zabawy. Córka Arro ułożyła się na jednym z płaskich kamieni, by w razie czego ich pilnować. Może i była ślepa, ale jakby ktoś spróbował skrzywdzić członków jej rodziny, pożałowałby że się urodził.

***

Gdy Nora się obudziła, zachodziło już słońce. Lwica zauważyła przy sobie obecność partnera. Kisu bawił się z ich lwiątkiem. Podawał swój ogon, a młode o takim samym jak on kolorze sierści, łapało go łapkami ze śmiechem. Nora uśmiechnęła się na ten widok, milej zrobiło się jej na sercu.
-Dlaczego nie mówiłaś,że jesteś w ciąży?
-Kisu, mogę zapewnić cię, że dla mnie też to była niespodzianka,-odpowiedziała
Chwile milczeli wpatrzeni w lwiątka.
-Najdroższa, przedstawisz nam nasze dzieci?
Nora wybuchnęła wdzięcznym śmiechem.Nie żałowała, że właśnie z tym lwem się zaręczyła.
-Oczywiście. Biały to syn, a ciemnozłota to  dziewczynka.
Kisu zamyślił się, po czym wyprostował z nagłą dumą.
-Chciałem tak bardzo córkę. Mam dla niej idealne imię.-Nora spojrzała na niego z wyczekiwaniem.-Połączenie naszym imion. Kira.
Kira. Nora powtórzyła imię w myślach. Tak , to było idealne imię. Pasowało do ciemnozłotego lwiątka o takich samych zielonych oczach jak ona. Do tego było rzadkie, nikt w całym stadzie takiego nie nosił.

 Lwiątka dla nich obojgu byli czymś miłym, kiedy już miało ich nie być.

-Masz imię dla syna?
Nora zastanowiła się. Syn był starszy o trzy minuty od lwiczki, więc obejmie po niej tron.
-Właściwie, to tak. Czy mógłbyś skarbie zawołać moją mamę?
Kisu zdziwił się .Myślał, że zostaną teraz sami, by cieszyć się lwiątkami. Wstał jednak i wyszedł by poszukać dawnej królowej.

Wise od razu weszła do jaskini. Była zaniepokojona.
-Norciu, czy wszystko dobrze? Pójść po Matibabu?
-Wszystko dobrze, właśnie wybieramy imiona i chciałabym byś zgodziła się na imię dla syna ,-Nora zrobiła pauzę , by dodać ,-Chciałam następnego władcę dobrego,sprawiedliwego i odważnego. Powinien mieć dobry przykład. Chce by mój syn nazywał się Mfalme.
Wise wybałuszyła oczy. Była niezwykle wzruszona. Przytuliła się do córki.
-Dziękuję.
Kisu przypatrywał się tej scenie w milczeniu. On sam obiecał sobie, że cokolwiek się nie stanie, jego lwiątką nic się nie stanie. Spojrzał z radością w zielone oczy dzieci.Mfalme i Kira wpatrywali się w ojca oczekując uwagi, gdy ją dostały zaśmiały się, znów ciekawe otaczającego ich świata.




***

Matibabu wzięła na łapę nową maś , by skończyć obrazek. Na ścianach baobabu widniał teraz biały lew. Nad nim górowała niebieska pręga. Szara lwica obserwowała swoje dzieło w milczeniu, natomiast Rafa dalej malował swoje. Ciemnozłota lwica była niedaleko brata, także pod rodzicami.
-Tak się cieszę,że się urodziły.
Matibabu gwałtownie odsunęła się od ściany, wypuszczając z pyska miseczkę z farbą. Rafa spojrzał na nią. Nie cieszyła się z narodzin dzieci Nory?
Dopiero gdy wpatrywała się w milczeniu w ścianę, zdał sobie sprawę, że odwiedził ją jakiś duch. Jego samego otoczyły liście i ze spokojem przyjął wiadomość od duchów.
Uśmiechnął się do Matibabu.
-Już się bałem, że nikt nie pokona Johari, a tu proszę.
-To dobra wiadomość. On sobie poradzi,-w oczach medyczki zabił blask.
Rafa zdziwił się.
-Matibabu, jaki on?
-No..książę.
-Zapomniałaś, -zaczął mandryl ,-że ryk przodków dziedziczy drugie dziecko. W tym przypadku będzie to lwiczka.


Hej! 
Trochę pózno , ale jak obiecałam, w sobotę nowy rozdział! Liczę, że się spodobał. Zdecydowanie poród Nory mógł być niespodziewany i miły do przeczytania. Wise znów została babcią. Urodziła się główna postać trzeciego sezonu i moja ulubienica. Koniecznie napiszcie komentarz co myślicie o rozdziale 119. W następnym tygodniu postaram się dodać dwa :D 
1.Co myślicie o Kirze i Mfalme? Podobają wam się imiona i ich wygląd? (wygląd księżniczki mogę jeszcze zmienić)

*jeśli ktoś byłby ciekawy ,dlaczego Nora urodziła ,odpowiadam: Przodkowie musieli spełnić przepowiednie, że ryk przodków pokona Johari, dlatego wysłali wiadomość do spokrewnionej z Norą lwicy,prosząc ją, by oddała swoje życie wzamian za potomstwo królowej. Lwica uznała, że nie ma nic do stracenia. Więc...w rozdziale następnym ktoś odejdzie :( *

piątek, 5 października 2018

Rozdział 118

Zazę obudził nagły ruch w jaskini, oraz snop światła i chłodny wiatr. Majordamuska akurat spała w jaskini lwów w swoim gniezdzie, nie zdążyłaby wrócić do swojego i dzieci. Kiedy tylko niechętnie stanęła na nogi, dotarło do niej,że już dawno powinna zdobyć informacje do raportu.
Zerknęła ostrożnie na śpiące stado. Wszyscy, nawet lwiątka, spali jeszcze głębokim snem. Kisu coś mamrotał, ale spał. Zaza westchnęła.Skoro król śpi, ma czas.
Wzbiła się w powietrze, trzepocząc niebieskimi skrzydłami. Na szczęście, młodość dawała jej sił, mogła latać długo, miała dobry wzrok i była przede wszystkim wygadana.

Wyfrunęła z jaskini. Oślepiło ją na chwile wschodzące słońce,musiała więc opaść na ziemię. Akurat wtedy dostrzegła białą sylwetkę schodzącą z Białej Skały. Zaza pognała za nią. Może i było mało białych lwów, ale to zawsze mógł być ktoś obcy.
Nie, nie był.
Królowa Nora, szła delikatnie przez trawiaste podłoże. Zaza wylądowała na jej grzbiecie, zmuszając lwicę do zatrzymania się i spojrzenia w jej stronę.
-Dzień dobry, pani. Jak się spało?
-Dziękuję Zazo, ale nie spałam tej nocy spokojnie.Chciałaś coś ważnego?
-Yyy..
-Raport, tak?- Zaza przeraziła się, nie była przecież przygotowana.Już zaczęła się denerwować,że zostanie zwolniona, -Proszę, powiedz go Kisu jak wstanie, ja się spieszę.
-Dokąd idziesz, miła królowo?
-Do..to jest...-Nora westchnęła,-mogłabyś spatrolować królestwo, muszę iść.
Szybkim krokiem oddaliła się, więc Zaza wzbiła się w powietrze i zdziwiona wykonała rozkaz.

Sytuacja z Norą powtórzyła się jeszcze kilka razy, ale Zaza o tym nie wiedziała. Sypiała już u siebie. Wszyscy dziwili się, czemu lwica wstaje tak wcześnie i aż do zachodu słońca nie wraca. Z początku myślano o obchodzie, wiedziała co się dzieję w królestwie i widywano ją, jak łagodziła kłótnie zwierząt.
Dziwiono się jednak.
Nie wracała przecież na obiady, a nie skarżyła się jedząc kolacje, że jest głodna.

Niektóre lwice, wrogo mówiły,że może umawiać się z jakimś wyrzutkiem, i Kisu zaczynał podzielać ich obawy. Co jeśli Nora faktycznie ponownie się zakochała? Postanowił porozmawiać z nią na ten temat.

Obudził się specjalnie wcześniej, ale Nora go uprzedziła. Biały pasek zniknął zza jaskinią. Król podniósł się na równe łapy, budząc leżące niedaleko Zunię. Spojrzała na niego zaspanymi oczami, ale od razu zamknęła oczy, ponownie zasypiając.
Kisu odetchnął z ulgą. Wise by go zabiła, gdyby lwiczka zaczęła wrzeszczeć budząc całe stado i co ważne, ją.

Kisu opuścił więc jaskinię, już ciszej. Usiadł na czubku Białej Skały, a widok ponownie zaparł mu wdech w piersi. Zobaczył swoją ukochaną, idącą spokojnie przez sawannę, a wiatr lekko popychał jej sierść do tyłu. Zmarszczył brwi. Była już za daleko, by ją gonić. Postanowił zająć się królewskimi sprawami , a pózniej partnerką.

Sprawy królewska rozpoczęły się szybciej niż myślał.
Majordamuska podfrunęła do niego i zdała długi, nudzący raport, że lew zastanawiał się, czy ona sama nie ma dość swojej pracy i że on sam utopi się, jeśli kolejne będą takie same.

Kiedy stado zbudziło się ze snu, od razu odprawił lwicę na polowanie. Po śniadaniu, wszyscy zajęli się swoimi sprawami, łącznie ze spragnionymi zabawy lwiątkami. Kisu przyglądając się córką Kamby i Zunii ,uznał,że będą już wkrótce nastolatkami. Czy Zunia będzie musiała polować jak książniczka, czy w grupie jak zwykła lwica?
Kisu zawołał do siebie wybrane lwy i polecił im, by zostali. Kiedy tylko Wise, Taje opuściły jaskinię, by udać się na skałki odpocząć. A Kamba wybiegła za lwiątkami, lew zmrużył oczy.
-Bahati,Koda,Mia,Shani, kiedyś byliście Lwią Gwardią ,możecie wyświadczyć mi przysługę i przeszukać Miejsce Skał?
-Dlaczego?-zdziwiła się Shani
-Wolę mieć pewność,że nic tam nie zagraża .Może pojawili się wyrzutkowie, a hieny zaczęły przeszkadzać. Pozwoliliśmy im tam zostać i myślę,że to mógł być błąd.
Czwórka lwów skinęła głowami.
-Dobrze. Msimu, Chaka, przyłączycie się do nich. Ndoto, ja i Ni ruszymy do Miejsca Płomieni, także na patrol.
-A kto ma zrobić obchód Białej Ziemi?-spytał Ndoto.
Odezwał się głos za jego plecami.
-Zajmę się tym.
Wszyscy spojrzeli na Lajlę. Dawna księżniczka stała wyprostowana, a jej oczy mieniły się. Wyglądała pięknie z wpiętym za uszy biało niebieskim kwiatem. Pasował do niej tytuł najpiękniejszej.
-Zabiorę ze sobą Isakę i Ukaidi.
Kiedy wszystko było jasne, lwy rozeszły się swoich stanowisk.
*
Zunia skradała się. Łapy wolno przesuwały się po ziemi, bezszelestnie. Gdy była dość blisko, skoczyła, jednym ruchem zabijając góralka.
Usłyszała za sobą brawa. Jej przyjaciółka uśmiechała się od ucha do ucha, a córki Kamby klaskały. Reszta lwiątek przyglądała jej się zainteresowana i z podziwem.
Zunia przybrała więc dumną pozę, jak na księżniczkę przystało. Upuściła pulchne zwierzątko pod łapki Maishy.
-Pięknie polujesz.Jesteś gotowa?
-Oł tak.
-Na co?-zaciekawiła się Kukaa, skuliła się jednak pod spojrzeniem o wiele wiele starszych lwiątek. Zawadi odpowiedziała spokojnie.
-Maji będzie udzielać nam lekcji polowania.Bo już za kilka miesięcy staniemy się nastolatkami.
-Ja też mogę?!
-Jesteś zbyt malutka,- Hope polizała ją za uchem,-ale spokojnie, ten czas szybko zleci. No już, idz się bawić.
Lwiczka nie upierała się i szybko wykonała polecenie, podbiegając do brata, by ugryzć go w ucho.Brat odpłacił się ugryzieniem w jej łapkę.
Hope zaśmiała się na ten widok i powróciła do ożywionej rozmowy z towarzyszami.
*
Był już wieczór, kiedy wszystkie sprawy zostały zamknięte. Stado wróciło do jaskini, gdzie lwice polujące ustawiły trzy zebry. Kisu nie był jednak głodny, wypatrywał swojej partnerki. Nora nie wracała.
Wise podeszła do niego i dotknęła lekko ogonem.Poczuła jego obawę. Nie odezwała się jednak, znała córkę i wiedziała,że to nic złego. Wróciła do jaskini po kilku minutach.

Kisu zmarszczył brwi, postanowił,że jej poszuka.
Tak więc ruszył na sawannę.

Spodziewał się ,że zajmie mu to dłużej, ale od razu dojrzał lwicę, która polowała właśnie na antylopę. Zabiła zwierzę szybko. Kisu zdziwił się, nie dlatego,że była noc, ale że z taką nienawiścią zaatakowała zwierzę. Może ktoś się pokłócił i jej się to udzieliło?
Tak czy siak, przełknął ślinę, podszedł do niej.
-Em..Nora.
Nora spojrzała na niego.
-Cześć skarbie, słyszałam,że wyprawiłeś dzisiaj duży patrol. Chcesz zjeść ze mną?
Zdziwił się taką życzliwością, chodz nie było może w tym nic dziwnego.Byli przecież partnerami.
Skinął lekko głową, podszedł do niej, i szybko zanurzył zęby w mięsie antylopy. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jaki jest głodny. Nora przyglądała mu się chwile, nim także zaczęła jeść.

Kiedy antylopa zniknęła (no cóż, byli głodni) spojrzeli sobie głęboko w oczy. Lwica nachyliła się i pocałowała lwa.
Kisu odsunął się jednak.Nora zrobiła zdziwioną minę.
-Coś nie tak?
-Dlaczego..-łapą mącił w ziemi,- tak ciągle wychodzisz rano.Masz kogoś?
-Tak,-powiedziała pewnie Nora, -ciebie, gamoniu, -następnie spojrzała na swoje łapy, -Matibabu powiedziała mi,że nie mogę mieć lwiątek. Chciałam wybrać następce, ale wtedy synowie Imani się pokłócili..stado się dowiedziało, ciągle robię błędy.
-Jesteś wspaniałą królową!
Nora z wdzięcznością polizała go w policzek. Przysunęła się do niego ,przytulając  z całą miłością. Kisu polizał ją w głowę.
-Kiedyś zostaniemy rodzicami
Nora zmrużyła oczy .
-Ta wiadomość mnie dość załamała. Tak bardzo pragnęłam poszerzyć ród. Być matką córki.-lekko się uśmiechnęła,-miałam nadzieję,że mój apetyt sugerował że jestem w ciąży.I złe samopoczucie.
-Kiedy?
-Sześć dni temu.Podczas rannego patrolu,-powiedziała lwica,-ale Matiababu odesłała mnie, powiedziała jeszcze raz,że w moim przypadku ciąża jest niemożliwa chyba że przodkowie się zlitują,-zaśmiała się.
Kisu mocniej ją do siebie przytulił.
-Bardzo cię kocham, Noro. Cieszę się,że jesteś.
Pocałowali się długo i namiętnie. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale musieli już wracać do jaskini.

Położyli się na podwyższeniu, blisko siebie. Rzucili jeszcze okiem na zasypiające stado, czy wszyscy są.Kisu polizał partnerkę za uchem.
-Obudz mnie jutro. Chce ruszyć z tobą,-szepnął
Nora uśmiechnęła się lekko.
-Wybacz,ale potrzebuję trochę samotności. Wrócę wcześniej i pójdziemy na spacer,-odwzajemniła pocałunek.
Zamknęli oczy i niemal błyskawicznie zasnęli.



Cześć,
dziękuję wszystkim za komentowanie.Przepraszam,przepraszam,że rozdział taki krótki.
Czy ten rozdział wyszedł lepiej niż poprzedni? Ja uważam że tak.Wiem,że wszystko kręci się wokół Nory i Kisu, ale musicie mi wybaczyć.To było potrzebne. Nic nie jest pisane na spontanie, wszystko było zaplanowane. Mam taki specjalny forder "N" zapisuję tam co ma się wydarzyć w danym rozdziale aż do końca 3 sezonu. 
Chce skończyć ten sezon szybko, bo jestem już w nim mocno spuzniona, i do tego w grudniu zaczynamy z Uasi. Uru kończy się w maju, to dobra decyzja. Cóż..
.. wracając..
następny rozdział jest najważniejszy. Pojawi się w nim główna bohaterka całego trzeciego sezonu! I specjalnie,żebyście jej oczekiwali, rozdział pojawi się za tydzień *wiem,jestem zła xd*
Tym czasem,życzę wszystkim udanej nocy/dnia.
~Pozdrawiam~
Ps: Moja wikia już prawie gotowa.