Lewek zdziwiony był jej zachowaniem. Zauważył przecież, że całe stado, łącznie z jego siostrą i ojcem jeszcze spało. Dlaczego więc on miał wstawać?
Ciekawość zwyciężyła w Mfalme i lewek wybiegł za matką , uważając, by nie obudzić stada.
Nora czekała na niego na samym szczycie Białej Skały. Wpatrywała się w horyzont, a lekki wiatr unosił jej sierść. Mfalme usiadł obok niej, także wpatrzony w horyzont. Niby nic wielkiego, ale zapierał wdech w piersi. Drzewa, rzeki, zwierzyna... to wszystko było częścią Białej Ziemi.
Największe wrażenie, wywarło na nim jednak wschodzące słońce. Zmieniało się z pomarańczy w coraz jaśniejszy. Mfalme wybałuszył oczy, a z jego pyszczka wydobyło się ciche "Łał", to było genialne.
-To wszystko co widzisz przed sobą,-zaczęła Nora, zmuszając syna, by na nią spojrzał. Lwica wpatrywała się w horyzont z rozmarzeniem.-Żyję, ze sobą w idealnej harmonii. Kręgu Życia. Chodzi o to, synku, że każdy ma swój własny obowiązek, nim z niego odejdzie. Po naszej śmierci, wyrasta trawa, która jedzą antylopy, a my zjadamy je.
-Mamo? Czy to wszystko jest nasze?
Nora spojrzała na niego z uśmiechem.
-Tak synu. Wszystko co rozciąga się od Białej Skały, po samą pustynię. Biała Skała, wodopój, baobab, cała Biała Ziemia, łącznie z prowincjami -Miejscem Płomieni i Miejscem Skał.
Milczeli chwile, chłonąc ten widok.
Mfalme dosłyszał, jak jego ojciec i Kira wychodzą z jaskini. Wiedział, że to oni na pewno, gdy się odwrócił i dojrzał uśmiech na pysku siostry.
Nora też ich zauważyła, bo znów wróciła do tematu. Polizała ucho syna, by ten także skupił się na tym co chciała mu powiedzieć. Temat był akurat dla Mfalme bardzo ciekawy, więc owinął łapy ogonem, by dalej słuchać.
-Słońce, które widzisz na horyzoncie,-wskazała na nie ogonem,-Jest jak nasze życie.Wschodzi, gdy czas jego się rozpoczyna tak jak was i zachodzi, gdy lew umiera. Kiedyś Mfalme, słońce mojego panowania i twojego ojca zajdzie, a wzejdzie dla ciebie,jako nowego króla.
Mfalme wybałuszył oczy zdziwiony.
-K-królem?
-Jako władca będziesz musiał troszczyć się o każde życie Kręgu Życia. Wiem jednak, że sobie poradzisz skarbie ,-Nora westchnęła. Miała nadzieję, że lwiątko nie będzie jeszcze czuło tego ciężaru.
Mfalme uważniej przyjrzał się horyzontowi, prostując się.
-Obiecuję zadbać o nie najlepiej.
-Cieszę się. A teraz chodz, idziemy na śniadanie.
Oboje zeszli z Białej Skały.
Lwice dawno wróciły z polowania i czekały, aż będą mogły zacząć jeść. Rodzina królewska czyniła to oczywiście jako pierwsza.
Kisu i Kira wrócili akurat w samą porę, żeby zjeść chodz trochę ze śniadania. Oboje nie byli jednak głodni. Mfalme przygotował się, by skoczyć na siostrę, ale ona była szybsza. Śmiali się i ganiali, puki nie znalezli się na zewnątrz.
-O czym rozmawiałaś z tatą?-biały lewek przerwał zabawę i spojrzał na siostrę uważnie.
Kira wzruszyła ramionami.
-Mówił piękne słowa. O Kręgu Życia, jak każdy tam funkcjonuję. Tata powiedział także o wschodzie i zachodzie słońca.
Mfalme nastawił uszu. Ale... to on miał być królem. Poczuł na chwile zazdrość, że ta pozycja mu ucieknie.
-Wiesz... będę kiedyś królem,-pochwalił się,prostując.
Kira zamrugała kilka razy, potem milczała, nim przytuliła brata.
-Gratuluję, antylopi zadku.
-Ej!-zaśmiał się lewek.
Lwiczka i jej brat znów wrócili do zabawy, pod rozbawionym ,ale pełnym czułości spojrzeniem rodziców.
***
POZA BIAŁĄ ZIEMIĄ...Lwica budziła strach większy, niż sama śmierć. Jej wygląd łagodny, zamieniał się szybko przy wybuchu charakteru. W sercu żywiła taki kolec, że nie potrafiła cieszyć się ani jednym dniem, póki zemsta się nie dokona.
Johari wychowała się na tych terenach, od kiedy po wielkiej wojnie z Białą Ziemią, Sawa ją tutaj przyprowadził .Od tego momentu szkolił ją w sztuce walki i podsuwał kłamstwa o białoziemcach tak bardzo, że Johari stała się nie tylko świetną wojowniczką ,manipulantką ,ale i strategiem. Polowanie , umiejętność ważna dla każdej lwicy, dla niej była czymś, czego nigdy nie zrozumiała. Nie interesowało jej to tak bardzo ,jak sam Krąg Życia.
Tam gdzie mieszkali, nie zapuszczała się przeważnie żadna łapa. Był to niewielki teren z jednym strumieniem i małą jaskinią, tylko dla niej. Zwierzyna była o wiele dalej.
Gdy ktoś zapuścił się na ich teren, błagał o darowanie życia i przyłączał bezgranicznie do jej stada. Dzięki temu, rosło ono w siłę i szpiegów ukrytych w różnych miejscach,ziemiach.
Johari, chciała być jak Hasira- podła do samego końca. Walka była dla niej wiarą i chęcią była najlepszą. Nie mogła zawieść lwicy, chodz ta dawno opuściła ją. Przegrała, co było słabością. Johari nie popełni takiej słabości, gdy pozbędzie się Wise...
Wygląd był przeciętny, ale jak wspomniałam, dał się zwieść ten kto na nią patrzył. Biała sierść pokazywała piękno,królewskość i niewinność. Czerwone, krwiste oczy, pokazywały natomiast całą prawdę-chęć mordu. Johari była skarbem stada kisasi .
Ten dzień, był deszczowy, chodz krył się za chmurami tak gęstymi ,jakby lwy przysłaniały je królewską grzywą. Johari przeciągnęła się, opuszczając swój mały dom. Spojrzała na swoje stado. Wszyscy ćwiczyli niezgrabnie nowe ruchy, lub zajadali się ptactwem. Jedna czy dwie lwice wypoczywały. Gdy jednak wszyscy dostrzegli liderkę, skłonili jej się.
Johari zmarszczyła brwi. Jednego pyska tam nie widziała...
Sawa był jednak nie daleko. Opuścił miejsce zza jaskinią, gdzie zwykle spał z całym stadkiem, jeśli akurat nie było go blisko Johari. Podszedł do lwicy i polizał ją kilka razy za uchem. Skinęła mu głową.
-Co?
-Czy ja coś mówię...
-Może chcesz coś zjeść?-spytał Sawa ,z apetytem wpatrując się w stos zwierzyny.
Johari puściła mu tylko mordercze spojrzenie. Miała do załatwienia inne sprawy.
Gdy tylko czerwone pióra z cząstką czerni wylądowały przed nią, lwica rozpoznała Kifo ,swoją majordamuskę. Kifo skłoniła jej się.
-Moja pani.
-Spózniona. Chyba nie chcesz żebym się ciebie pozbyła,-oblizała pysk. Kifo pokręciła przecznie głową. Johari uśmiechnęła się szyderczo i z triumfem widząc jej strach,-Dobrze. Zrobisz tak jak powiem.-zaczęła mówić głośniej, nie miała czego ukrywać,- Polecisz na Białą Ziemię na przeszpiegi .Chce wiedzieć wszystko. Od tego kto umarł, po to ,co jedli na lunch! Rozumiesz?
Pokazała pazury, niezwykle długie, więc majordamuska pokiwała szybko głową. Wzbiła się w powietrze, trzepocząc skrzydłami, by wykonać swoje zadanie.
Sawa zmarszczył brwi.
-Dobry pomysł. Dawno nie przepatrywaliśmy ich terenu. Może los zlitował się i Wise nie żyję.
Johari zaśmiała się sztucznie.
-Dla niej to i lepiej. Nim zasmakuję smaków moich pazurów!
![]() |
Piosenka ,która zaśpiewa Johari ,została przerobiona.Tekst polski pochodzi od studia accantus - "Sznurki władzy" -macie link - https://www.youtube.com/watch?v=deNnftFxh1I&vl=pl . Uznałam, że świetnie pasuję. |
Johari
: Dziś sawanna oferuje wrażeń moc
Spójrzcie
jak jej blask opromienia wszystkich nas
Szczęście
i dostatek wam wszystkim mogę dać
Pod
warunkiem, że mnie, będzie słuchał każdy z was
Ja
potrzeby miejsca tego znam
Sznurki
władzy mogę trzymać sam--a
Starczy,
że ściągnę je i już tłum posłuszny jest
Stado:
Twoja wola jest rozkazem, uczynimy to co chcesz!
Johari:
Sznurki w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I
znów, tak tańczą jak im gram!
Sawa
: Zamach Wise, wojna grozi nam, w kraju szerzy się wieść
Yohari
: że Wise przyniesie nam śmierć
Sawa
: Trzeba szybko działać, zanim w ogniu stanie świat
Yohari
: Niech wyszumi się lud i satysfakcję ma
Dobry
strateg wie, gdy plan się rwie
Wtedy
trzeba nieco poluzować sznurki
Idźcie
w przód, wesprzeć bunt i w proteście wznieście się
Niech
poznają smak wolności, zanim sznurki napnę znów
Pośród
nas powstał już ruch co władzę przejąć chce
Tą
Wise w wąwozie trzeba zgnieść!
Polityczny
talent to do wszystkich zamków klucz
Władzę
w łapie ma ten, kto przewidzi każdy ruch
Stawiam
kroczek w lewo , i lwy do mnie lgną
Skoczę
w prawo - i już antylopy moje są
Ja
obietnic wachlarz cały mam
Starczy
by wrogom moim zamknąć paszcze!
Stłumię
ryk, zdławię bunt, krokodyla znajdę i
I
wokół szyi znur okręcę
Stado:
Nie przeżyje więcej nikt!
Johari: Szczęście
wam może dać, ten kto sznurki władzy ma
I
wie jak nie poplątać ich
Przywódca
kraju umie łączyć wiele cech
Jednocześnie
dobrotliwy i stanowczy
On
ma zawsze plan i umie w życie wdrożyć go,
Jego mocną stroną jest sztuka dyplomacji
Sznurki
w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I
o dziwo nawet Wise będzie padać do mych łap
Jedzcie
więc, walczcie też i wolnością cieszcie się!
Nikt
z was nie musi myśleć sam
Stado
: Śmiejmy się , polujmy też jakby skończyć miał się świat!
W
walce dzisiaj się zatraćmy, jeśli taką wolę ma!
Rzućmy
się w walki wir i wolnością cieszmy się
Johari
uwolni nas od trosk!
Ona
ma moc (J: to ja mam moc), siłę ma
Ona
stworzy lepszy świat (J:stworzę lepszy świat)
Ona
mądra ,sprawiedliwa,
Ona
bliska jak siostra (J:bliska jak siostra)
Ma
też wdzięk, talent ma
Też
potrafi o nas dbać
Ona,
potrzeby nasze zna ( J:bo ja potrzeby wasze znam)
I
dziś wystarczy, że da znak
J
& S : By świat tak tańczył
S
: Jak nam gra!! (J:Jak ja gram)
![]() |
Piosenka po raz pierwszy taka... inna. Dłuższa i przerobiona. Mimo wszystko, liczę, że wam się spodobała. Mi naprawdę pasuję do klimatu roz. i charakteru Johari. |
z dumą przyglądała się swoim poddanym. Podczas jej piosenki, przeskakiwali się i udawali że walczą. Było to prawdziwe strachowe oddenie.
Lwica zauważyła, jak Sawa westchnął, gdy usiadł obok niej. Johari przewróciła oczami, ale nie oderwała się od widoku stada.
-Kiedy chcesz zaatakować?
-Jak najszybciej,-odpowiedziała od razu biała lwica.
Zeszła ze skały na której zwykle przemawiała, by wrócić do jaskini. A Sawa poszedł za nią.
Plan szybko wchodził w grę. Zemsta była coraz bliżej.I nikt o tym nie wiedział, poza nimi.
***
-Widzę, że smakuję,-zaśmiała się Kukaa
DWA TYGODNIE PÓZNIEJ.
BIAŁA ZIEMIA...
Mfalme zanurzył po raz kolejny kły w mięsie góralka. Było idealnie miękkie i przyjemny smak rozpływał się w podniebieniu. Lewek odwrócił się do lwiczki z pełnym pyskiem i uśmiechem.
-Jeszczejakbardzo
-Co?
Mfalme przełknął
-Jeszcze jak bardzo. Sama upolowałaś?
Kukaa w odpowiedzi wypostowała się dumnie. Oczywiście, że ona go upolowała. Była na tyle szybka, że góralek nie mógł jej uciec. Spośród wszystkich, oddała go jednak Mfalme.
Nie daleko nich, Jasiri i Nguvu siłowali się, dla zabawy a nie zwyciężtwa, a Jicho i Hakimu kopali do siebie owoc baobabu.
Dalej pięć lwiczek:Adele,Giza,Lea,Luna,Nzuri ganiały się w berku. Wraz z nimi dwie lwiczki, Uzii i Bell, także bawiły się.
Były tutaj wszystkie lwiątka. Nie.... Ostatnie lwiątko właśnie biegło w ich stronę. Kira.
Lwiczka zatrzymała się gwałtownie tuż przed lwiątkami, ciężko dysząc. Znowu była u Matibabu. Uczęszczała do medyczki po lekcje histrorii lwiej gwardii. Czasem medytowała wraz z Rafą. Tak czy siak, marzenie lwiczki dalej w niej trwało i Kira nie zamierzała się wycofać.
Co innego jej brat.
Gdy tylko Mfalme zobaczył siostrę, podszedł do niej.
-Przestań do niej chodzić, to dla twojego dobra
Kira zjeżyła futro
-Mfal, nie wierz ,co jest dla mojego dobra.
-Jesteśmy rodzeństwem!
-No właśnie,-syknęła lwiczka,-więc jako brat powinnieneś mnie zrozumieć. Chce być liderką. To... bardzo mi się podoba.
-Ale to przeminie, Kira. A.. oh, zawsze możesz być moją doradczynią,-podsunął lwiak
Kira prychnęła, ale nic więcej nie dodała. Kłótnia nie miała teraz sensu.
Kukaa wskoczyła na Mfalme ,a Kira podeszła do Nguvu.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-zaciekawił się
Schyliła głos do szeptu.
-Zamierzam odwiedzić hieny
-J-jak to?-Nguvu był bardzo zaskoczony.
Kira wytłumaczyła:
-Matibabu mówi, że prawdziwy przywódca posiada ryk pradawnych. Dziedziczony przez drugie królewskie dziecko.
-To ty,-Jicho niespodziewanie pojawił się przy nich i także dołączył do rozmowy,-Jak chcesz odkryć czy go masz?
-Tylko to mnie dzieli od pokazania, że traktuje moje nowe obowiązki poważnie. Może ojciec mi w końcu uwierzy,-westchnęła lwiczka, spoglądając na własne łapy.
Nguvu pochylił głowę.
-Pójdę z tobą
-Dlaczego?-spytała Kira, spoglądając na niego uważnie,-to niebezpieczne
Uśmiechnął się złośliwie.
-Myślę, że dwójka lwiątek lepiej sobie poradzi, niż jedno
Otworzyła pysk, by coś dodać, ale odezwał się Jicho.
-Nie wiem co planujecie. Mogę się przydać?
-To... wyprawa do ziemi hien,-powiedziała Kira
Jicho wybałuszył oczy.
-To zbyt niebezpieczne.
-Dlatego mam do ciebie prośbę. Będziesz nas krył przed rodzicami, dobrze? Wrócimy jak najszybciej.
-Kira! Co ty chcesz zrobić?-Jicho wyglądał na zdenerwowanego, gdy patrzył na kuzynkę,-podłożyć się na śmierć?
-Nie.-nie wytłumaczyła jednak nic więcej,-Jicho, musisz mi zaufać.
Jicho skinął głową.
-Ufam.
-No to załatwione.-Nguvu polizał się po piersi. Kira zrobiła to samo po plecach, by wylizać sierść na karku. Jicho wpatrywał się w nich chwile zielonymi oczami, nim spojrzał na brata, księcia, i dzieci Amary. Wskazał ich ogonem.
-A co z nimi?
-Jak to co?-Kira zmarszczyła brwi,-Niech bawią się. Wymyślimy coś.
Plan udał się jeszcze lepiej, niż mogła przypuszczać, kiedy Kira i Nguvu wymknęli się niezauważenie, a Jicho patrzył na nich tylko na chwile, ale z pewnością siebie.
Lwiątka tak szybko, jak tylko mogli, zmierzali w stronę granicy.
***
Tym czasem para królewska zakończyła swoje obowiązki i teraz Nora i Lajla odpoczywały w blasku słońca. Nyeusi nie daleko kończyła jeść antylopę, wraz z Korę i synem. Idia ,Shani i pozostałe lwice rozmawiały w najlepsze.Hodari i Kilio walczyli dla zabawy. Kisu spał obok małżonki. Ndoto rozmawiał z Imani i Amarą. Ogółem, dzień wlókł się przyjemnie i wolnie.-I co z tymi hienami?-spytała Lajla
-Co ma z nimi być, wstrętne psy zabrały nam za dużo zwierzyny. Nigdy nie wchodziły na Białą Ziemię, nie od czasu wojny z Hasirą,-kontynuowała królowa,-Nie chce o tym mówić.
-Nie martw się, każda dorosła lwica sobie z takimi poradzi,-podsunęła Lajla. Zmieniła temat,-Zamierzasz dzisiaj oglądać gwiazdy?
Na to słowo na pysk Nory wskoczył uśmiech.
-Właściwie, myślałam o zabraniu na nie Mfalme i Kiry. Powinni być zachwyceni.
-No jeszcze jak,-powiedziała Lajla ze śmiechem.
Gwiazdy były wyjątkową chwilą dla każdej rodziny. Odkrywało się nie tyle co naukę, co bliskość rodzinną. A to było dla obu najważniejsze.
***
Dwójka lwiątek, o różnych kolorach sierści przybliżała się coraz bardziej w stronę granicy.
Co kilka minut przystawali, by spojrzeć, czy nie widać w okolicy kogoś znajomego, czy majordamuski Zazy.
Łapki bolały ich od dużego wysiłku. Gdy jednak przed nimi ukazał się most graniczny, odetchnęli z ulgą. Nguvu pochylił się, by spojrzeć na wodę. Napił się łyk. Kira obserwowała go w milczeniu. Zastanawiała się, co robić dalej. Czy ma od razu sprowokować hieny, czy może zaatakować szakale? Lwiczka zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
Przerwały jej odgłosy kroków. Kira odwróciła się gwałtownie, wystawiając pazury. Zjeżyła futro. Jeśli to był ktoś kto ją podejrzewał, lub chciał zaatakować.... ale,nie. To był Jasiri, wpatrując się w nich zaciekawiony. Kira odetchnęła z ulgą. Wraz z Nguvu podeszli do niego bliżej. Jasiri zmarszczył brwi.
-Poszedłem za wami. Coś mi się wydaję, że Jicho nie mówił prawdy, że idziecie po piłkę.
-Yyyy...-Nguvu szukał wymówki
-Zgadza się,-przerwała mu Kira,-Idziemy do Miejsca Skał
Wyprostowała się. Oznaczało to, że nie ma zamiaru ustąpić.
Ku jej zdziwieniu, Jasiri tylko wzruszył ramionami.
-Świetnie. Teraz.. możesz iść z nami,-powiedziała Kira. Nie czekając na reakcję innych, odwróciła się i szybko przeszła do granicy. Nguvu i Jasiri poszli jej śladem.
Kira zawęszyła. Powietrze było jednak zbyt suche, a zapach nieznany. Jasiri i Nguvu, jej towarzysze, także zawęszyli.
Trójką poszli dalej przed siebie, nie czując wiatru. Łapki zapadały im się w zbyt delikatną ziemię, którą porastała niewielka trawa.Wzrokiem napotkali dwa czy trzy ptaki, przysiadłe na gałęziach drzew. Idąc dalej, czuli większy strach. Nieznana była im ta ziemia, którą musieli przemierzać.
-Czujesz?
Niespodziewanie Nguvu wyrwał ją z zamyśleń. Jasiri i ona zawęszyli.
-Hieny?
-Gorzej,-Kira wybałuszyła oczy,-To chyba szakale
-Szakale?-Jasiri syknął,-Za wielkie, damy sobie radę?
-Musimy,-wystawiła pazury gotowa na atak.
Szakale nie zbliżały się jednak do nich, a dalej były ukryte.
Kira syknęła przez zaciśnięte zęby, a towarzysze lwiczki wystawili pazury.
Ruszyli prosto, szybko odnajdując psy. Szakali była trójka, rozmawiały głośno rozrywając zębami ciało gazeli. Kira wiedziała, że taka informacja będzie przydatna jej ojcu- szakale nie opuściły ich terenu, a nawet polowały na Białej Ziemi- ale nie mogła powiedzieć. Ta wyprawa miała pozostać w sekrecie.
Księżniczka spojrzała na chłopców, a gdy ci skinęli głowami, wzbiła się w górę, wskakując na kark jednego z szakali. Wgryzła się zacięcie drapiąc, a towarzysze poszli w ślad za nią. Szakale były na tyle zdziwione ich atakiem, że stały w miejscu.
Gdy wróciła świadomość, zaczęły się wiercić.Jasiri i Kira spadli z ich grzbietów, ale Nguvu dalej się zacięcie trzymał.
Jeden z szakali spojrzał na lwiątka drwiąco i zaatakował.
Trysła krew.
Kira wyrwała się z zębów szakala, podobnie jak Jasiri. Oboje cofnęli się do tyłu. Kira syknęła.
-Odejdzcie.
-Mówicie ?-szakalka zaśmiała się,-To wy nas zaatakowałyście maluchy. Dajcie powód, żebym nie odebrała wam życia w tej chwili.
Jasiri otworzył pysk, by coś powiedzieć, ale Kira mu nie pozwoliła. Szczegół jej pochodzenia był w tej chwili jak cios pazurów.
Wyprostowała się.
-Nie radzę ci. Nie jestem taka słaba na ją wyglądam. -spojrzała na syna Amary, kiedy dwójka szakali zbliżyła się bliżej. Kira z przerażeniem zdała sobie sprawę, że trzeci zniknął wraz z Nguvu. Spojrzała na Jasiri'ego.
-Uciekaj
Jasiri spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Ja się nie boję.
Skoczył ku jednemu z szakali, odpychając go. Kira zrobiła podobnie i chwile pózniej, oboje biegli ile mieli tylko sił w łapach w stronę Białej Ziemi.
Szakale przestały ich gonić dopiero, gdy łapki lwiątek znalazły się na miękiej trawie. Kira i Jasiri oddychali ciężko.
Kira rozejrzała się.
-Nguvu..
Jasiri spojrzał na nią.
-To było niebezpieczne.
-Najgorsze jest to,że próbowałam zaryczeć. Naprawdę. Ale tego nie czułam,-opuściła głowę,-Chciałam ryku, ale nie za taką cenę...
Jasiri objął ją ogonem, by chodz trochę ją pocieszyć. Kira spojrzała w górę na niebo. Chciała dalej próbować,ale....
-Kira!
Odwróciła się ,gdy w jej stronę biegł Nguvu , a za nim Hakimu, Mfalme i Kukaa.
Kira rzuciła się na niego, przewracając go na ziemię. Nguvu zaśmiał się, kiedy lwiczka polizała go w policzek.
-Myślałam ,że nie żyjesz, hipciowy zadku!
-Udało mi się uciec. Przepraszam, że was zostawiłem, ale chciałem sprowadzić pomoc.
-Dobrze zrobiłeś. Ale sobie poradziliśmy,-mrugnęła do syna Chaki.
Kukaa przytuliła brata, natomiast Kira wtuliła się w Mfalme. Hakimu westchnął.
-Mogłem wam pomóc.
-Może będzie jeszcze ku temu okazji,-Nguvu wstał z ziemi
Kira spojrzała na niego zdziwiona, odklejając się od białego lwa.
-Co masz na myśli? Chcesz jeszcze działać?
-Wiesz Kira, ja tak łatwo nie odpuszczam
-I ja,-potwierdził Jasiri
Mfalme przewrócił oczami, podczas kiedy Hakimu zasypywał trójkę lwiątek pytaniami. To się zle skończy -książę to wiedział.
Nic nie wspomniał rodzicom przy kolacji. Milczał dla dobra siostry, chodz było to gorzkie. Naraziła dziś siebie i dwójkę kolegów, do czego jeszcze się posunie? Była jego ukochaną siostrą, najdroższą przyjaciółką, i to dlatego musiał ją chronić. A może powinnien jej zaufać, że ma wszystko pod kontrolą?
Jego rozmyślania przerwał Kisu.
-Szykujcie się dzieci, mamy niespodziankę
-Niespodziankę?-Kira spojrzała wprost na brata. Mfalme także na nią spojrzał w zastanowieniu. Nora zmrużyła oczy rozbawiona.
-Zjedliście?-lwiątka energicznie pokiwały głowami,-Więc chodzmy
Wstała, a jej małżonek wraz z nią. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, nawet się nie odwracając.
Nora musiała swoje dzieci wyprzedzić, żeby poprowadzić grupę .Kisu chronił tyły.
Rodzinną dotarli do znanej polanki, na której rodzina miała spędzić tę noc. Mfalme i Kira rozpoczęli zabawę w berka, ciesząc się swoim towarzystwem, natomiast Nora i Kisu rozmawiali.
Dopiero, kiedy słońce zaszło, a niebo pokryte granatem i pojedyńczymi punkcikami złota zagórowało, lwica kazała dziecią przestać.
-Chodzcie do nas, muszę wam coś opowiedzieć.
Mfalme i Kira podeszli do Kisu, z którym przytulili się. Lew przewrócił się na bok, a lwiątka ze śmiechem na nim.
Łapki bolały ich od dużego wysiłku. Gdy jednak przed nimi ukazał się most graniczny, odetchnęli z ulgą. Nguvu pochylił się, by spojrzeć na wodę. Napił się łyk. Kira obserwowała go w milczeniu. Zastanawiała się, co robić dalej. Czy ma od razu sprowokować hieny, czy może zaatakować szakale? Lwiczka zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
Przerwały jej odgłosy kroków. Kira odwróciła się gwałtownie, wystawiając pazury. Zjeżyła futro. Jeśli to był ktoś kto ją podejrzewał, lub chciał zaatakować.... ale,nie. To był Jasiri, wpatrując się w nich zaciekawiony. Kira odetchnęła z ulgą. Wraz z Nguvu podeszli do niego bliżej. Jasiri zmarszczył brwi.
-Poszedłem za wami. Coś mi się wydaję, że Jicho nie mówił prawdy, że idziecie po piłkę.
-Yyyy...-Nguvu szukał wymówki
-Zgadza się,-przerwała mu Kira,-Idziemy do Miejsca Skał
Wyprostowała się. Oznaczało to, że nie ma zamiaru ustąpić.
Ku jej zdziwieniu, Jasiri tylko wzruszył ramionami.
-Świetnie. Teraz.. możesz iść z nami,-powiedziała Kira. Nie czekając na reakcję innych, odwróciła się i szybko przeszła do granicy. Nguvu i Jasiri poszli jej śladem.
Kira zawęszyła. Powietrze było jednak zbyt suche, a zapach nieznany. Jasiri i Nguvu, jej towarzysze, także zawęszyli.
Trójką poszli dalej przed siebie, nie czując wiatru. Łapki zapadały im się w zbyt delikatną ziemię, którą porastała niewielka trawa.Wzrokiem napotkali dwa czy trzy ptaki, przysiadłe na gałęziach drzew. Idąc dalej, czuli większy strach. Nieznana była im ta ziemia, którą musieli przemierzać.
-Czujesz?
Niespodziewanie Nguvu wyrwał ją z zamyśleń. Jasiri i ona zawęszyli.
-Hieny?
-Gorzej,-Kira wybałuszyła oczy,-To chyba szakale
-Szakale?-Jasiri syknął,-Za wielkie, damy sobie radę?
-Musimy,-wystawiła pazury gotowa na atak.
Szakale nie zbliżały się jednak do nich, a dalej były ukryte.
Kira syknęła przez zaciśnięte zęby, a towarzysze lwiczki wystawili pazury.
Ruszyli prosto, szybko odnajdując psy. Szakali była trójka, rozmawiały głośno rozrywając zębami ciało gazeli. Kira wiedziała, że taka informacja będzie przydatna jej ojcu- szakale nie opuściły ich terenu, a nawet polowały na Białej Ziemi- ale nie mogła powiedzieć. Ta wyprawa miała pozostać w sekrecie.
Księżniczka spojrzała na chłopców, a gdy ci skinęli głowami, wzbiła się w górę, wskakując na kark jednego z szakali. Wgryzła się zacięcie drapiąc, a towarzysze poszli w ślad za nią. Szakale były na tyle zdziwione ich atakiem, że stały w miejscu.
Gdy wróciła świadomość, zaczęły się wiercić.Jasiri i Kira spadli z ich grzbietów, ale Nguvu dalej się zacięcie trzymał.
Jeden z szakali spojrzał na lwiątka drwiąco i zaatakował.
Trysła krew.
Kira wyrwała się z zębów szakala, podobnie jak Jasiri. Oboje cofnęli się do tyłu. Kira syknęła.
-Odejdzcie.
-Mówicie ?-szakalka zaśmiała się,-To wy nas zaatakowałyście maluchy. Dajcie powód, żebym nie odebrała wam życia w tej chwili.
Jasiri otworzył pysk, by coś powiedzieć, ale Kira mu nie pozwoliła. Szczegół jej pochodzenia był w tej chwili jak cios pazurów.
Wyprostowała się.
-Nie radzę ci. Nie jestem taka słaba na ją wyglądam. -spojrzała na syna Amary, kiedy dwójka szakali zbliżyła się bliżej. Kira z przerażeniem zdała sobie sprawę, że trzeci zniknął wraz z Nguvu. Spojrzała na Jasiri'ego.
-Uciekaj
Jasiri spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Ja się nie boję.
Skoczył ku jednemu z szakali, odpychając go. Kira zrobiła podobnie i chwile pózniej, oboje biegli ile mieli tylko sił w łapach w stronę Białej Ziemi.
Szakale przestały ich gonić dopiero, gdy łapki lwiątek znalazły się na miękiej trawie. Kira i Jasiri oddychali ciężko.
Kira rozejrzała się.
-Nguvu..
Jasiri spojrzał na nią.
-To było niebezpieczne.
-Najgorsze jest to,że próbowałam zaryczeć. Naprawdę. Ale tego nie czułam,-opuściła głowę,-Chciałam ryku, ale nie za taką cenę...
Jasiri objął ją ogonem, by chodz trochę ją pocieszyć. Kira spojrzała w górę na niebo. Chciała dalej próbować,ale....
-Kira!
Odwróciła się ,gdy w jej stronę biegł Nguvu , a za nim Hakimu, Mfalme i Kukaa.
Kira rzuciła się na niego, przewracając go na ziemię. Nguvu zaśmiał się, kiedy lwiczka polizała go w policzek.
-Myślałam ,że nie żyjesz, hipciowy zadku!
-Udało mi się uciec. Przepraszam, że was zostawiłem, ale chciałem sprowadzić pomoc.
-Dobrze zrobiłeś. Ale sobie poradziliśmy,-mrugnęła do syna Chaki.
Kukaa przytuliła brata, natomiast Kira wtuliła się w Mfalme. Hakimu westchnął.
-Mogłem wam pomóc.
-Może będzie jeszcze ku temu okazji,-Nguvu wstał z ziemi
Kira spojrzała na niego zdziwiona, odklejając się od białego lwa.
-Co masz na myśli? Chcesz jeszcze działać?
-Wiesz Kira, ja tak łatwo nie odpuszczam
-I ja,-potwierdził Jasiri
Mfalme przewrócił oczami, podczas kiedy Hakimu zasypywał trójkę lwiątek pytaniami. To się zle skończy -książę to wiedział.
Nic nie wspomniał rodzicom przy kolacji. Milczał dla dobra siostry, chodz było to gorzkie. Naraziła dziś siebie i dwójkę kolegów, do czego jeszcze się posunie? Była jego ukochaną siostrą, najdroższą przyjaciółką, i to dlatego musiał ją chronić. A może powinnien jej zaufać, że ma wszystko pod kontrolą?
Jego rozmyślania przerwał Kisu.
-Szykujcie się dzieci, mamy niespodziankę
-Niespodziankę?-Kira spojrzała wprost na brata. Mfalme także na nią spojrzał w zastanowieniu. Nora zmrużyła oczy rozbawiona.
-Zjedliście?-lwiątka energicznie pokiwały głowami,-Więc chodzmy
Wstała, a jej małżonek wraz z nią. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, nawet się nie odwracając.
Nora musiała swoje dzieci wyprzedzić, żeby poprowadzić grupę .Kisu chronił tyły.
Rodzinną dotarli do znanej polanki, na której rodzina miała spędzić tę noc. Mfalme i Kira rozpoczęli zabawę w berka, ciesząc się swoim towarzystwem, natomiast Nora i Kisu rozmawiali.
Dopiero, kiedy słońce zaszło, a niebo pokryte granatem i pojedyńczymi punkcikami złota zagórowało, lwica kazała dziecią przestać.
-Chodzcie do nas, muszę wam coś opowiedzieć.
Mfalme i Kira podeszli do Kisu, z którym przytulili się. Lew przewrócił się na bok, a lwiątka ze śmiechem na nim.
Niewielka grzywka Mfalme była idealne skąpoowana z grzywą ojca .Podobnie jak sierść Kiryz futrem lwa . Nora uśmiechnęła się z czułością na ten widok. Lwica padła na plecy, wpatrzona w niebo.
-Dzieci, to co widziecie, to nie tylko gwiazdy. To także nasi przodkowie,-lwiątka przewróciły się na plecy ,zaciekawione. Także spoglądały w niebo.-Przodkowie, co kiedy będą wam potrzebni, przybędą z pomocą nie tylko jako Duchowi Przewodnicy.
-Spójrzcie w gwiazdy dzieci, bo to z nich patrzą na nas ,wszyscy wielcy władcy z przeszłości,-powiedział Kisu
Mfalme i Kira wyszeptali ciche "łał". Gwiazdy były naprawdę piękne.
-Ale... to wygląda jak motyl,-Kira przerwała długą ciszę ,ogonem wskazując gwiazdozbiór. Nora spojrzała w tym samym kierunku.
-Mi to przypomina królika
-Patrzcie, tam są dwa lwy co ze sobą walczą!-krzyknął zadowolony ze swojego odkrycia książę
Kisu wybuchł śmiechem
-Ja zauważyłem lwiątko-patrzcie-jest także serce!
-To nasza rodzica ,tato,-powiedziała Kira
-Która nigdy nie przestanie się kochać,-dodała szeptem Nora
Wtuliła się w partnera, a dzieci przybliżyły się, by także ją uściskać. Kisu polizał członków swojej rodziny po policzkach.
Całą czwórką wpatrywali się w niezwykłe gwiazdy do czasu, aż lwiątka nie zasnęły. Wtedy wrócili do przytulnej jaskini na Białej Skale.
Zacznę od początku. Rozdział zajął mi jeden dzień, pisałam fragment także przed szkołą. Wiem, że nie jest idealny, nawet mi się nie specjalnie spodobał. Ten moment z wyprawą Kiry wszystko skreślił. Wiem to. Następny postaram się dodać jako ciekawszy. Jak wam minęło halloween? :)
Jeśli nie chcesz komentować tego rozdziału, to nie zmuszam. Jeśli ktoś jednak chce, ale nie ma potrzeby by się męczyć z długim komentarzem, to ma punktacje:
Jak ci się podobał rozdział?
:D -bardzo mi się spodobał
:) -fajny rozdział
:0 -zadziwiający
:( -nie podobał mi się
Pozdrawiam c:
(i jeszcze raz przepraszam)
Rozdział mi się bardzo podobał.
OdpowiedzUsuńPunktacji używać nie będę.
Nikt mnie nie zmuszał do pisania rozdziału.
Ps. Życzę weny ;)
Rozdział wspaniały jak zwykle;)
OdpowiedzUsuń