sobota, 18 kwietnia 2020

Rozdział 163 [nie-maraton 10/10]

*ah, jak ten czas leci*

Wise

Wiesz, że zawsze będziesz wspaniała?
Nawet jeśli los zdecyduje zabrać tobie ostatnie życie, pamięć nigdy nie przeminie. Słyszałaś, że legendy nie umierają?
Zapamiętaj, kochanie. 

Wybudzona ze snu, przetarłam zmęczone, jeszcze senne oczy. Powinnam była wczorajszej nocy położyć się wcześniej spać, zamiast oglądać z Lajlą gwiazdy. Ziewnęłam szeroko, podnosząc się następnie na równe łapy. Dopiero wówczas rozejrzałam się po jaskini. Na środku leżała niezjedzona do końca antylopa gnu. Większość członków stada wybyła z jaskini, wykonać codzienne obowiązki, natomiast ci co zostali, odpoczywali. Westchnęłam cicho. Powinnam znalezć dla siebie jakieś zajęcie. Wystawiłam przed siebie długie łapy, przeciągając się, zanim opuściłam jaskinię stada.
Chłodny wiatr musnął mój pyszczek. Uśmiechnęłam się lekko, ruszając w stronę sawanny. Wszystko było spokojne, zachęcające do odbycia spokoju. Zastanawiałam się, czy odnajdę jednego z moich przyjaciół, którzy mogliby dołączyć do mojego "małego patrolu". Zaśmiałam się na samą myśl, puszczając się następnie biegiem przed siebie. 

Zatrzymałam się, widząc przed sobą odpoczywającą Asantę. Lwica leżała na jednym z płaskich kamieni, wpatrując się w horyzont. Była już starszą nastolatką, właściwie wkrótce wyruszy na swoje pierwsze prawdziwe polowanie. To było niesamowite wpatrując się w nich jak dorastają. Miałam już do niej podejść, ale uprzedziła mnie Kilio. Otarła się o bok córki. Przystanęłam, nasłuchując. 
- Denerwujesz się? Będzie dobrze. 
- Trochę. - burknęła nastoletnia lwica. - Muszę być najlepsza. 
- Nie musisz, wystarczy, że będziesz szczęśliwa.
Skinęłam głową, ceniąc taką postawę. Najważniejsze było szczęście w robieniu tego, co się powinno i najlepiej się lubi. Ruszyłam w dalszą drogę, chętna do kolejnych zdarzeń. 

Nie mogłam z początku uwierzyć w swoje szczęście, gdy jak zobaczyłam swojego syna, oraz wnuka. Usiadłam w cieniu drzewa, żeby trochę odpocząć. Przy okazji zamierzałam przejrzeć się ich treningowi. Ndoto schował pazury, najeżył sierść i z radością w oczach, wyczekiwał ruchu ze strony syna. Akili przełknął ślinę, następnie odbijając się z tylnych łap. Wskoczył na ojca, jednak ten szybko go odrzucił i sam próbował chwycić jego kłąb. Akili był już nastolatkiem,  widziałam to po jego gęstej grzywie. Pierwsza walka o dominację zbliżała się wielkimi krokami. Otoczyłam łapy ogonem, śledząc ich szybkie, zwinne, oraz silne ruchy, gdy jeden lew rzucał się na drugiego, w kwestii treningowych. Musiałam przyznać, że mój syn jest doskonały w tej dziedzinie. Co innego wnuk, który zmęczony usiadł na ziemię. 
- Akili, wstawaj, musimy jeszcze poćwiczyć. - zwrócił się do syna Imani, Ndoto. 
- Mam dość. - fuknął młodzik, podnosząc się i odchodząc w stronę Białej Skały.
Ciekawe gdzie się kierował? Co chciał robił?
Spoglądałam w ślad za nim, dopóki nie zniknął. Wtedy za mną rozległ się szelest. Zastrzygłam uszami, zanim ze śmiechem zostałam powalona na ziemię. 
- Zmęczyłaś się?
- Taje, ubrudziłaś mi futro. - odparłam do najlepszej, najcudowniejszej na całym świecie przyjaciółki. 
Pomarańczowa pozwoliła mi się podnieść. Przytuliłyśmy się. 
- Nie ładnie tak podsłuchiwać, panno Wise. 
- Doprawdy? - wybuchłam śmiechem. - Zatem przepraszam, pani oficer spraw zielonej trawy, Taje. 
Przyjaciółka wystawiła mi język. Potem obie odeszłyśmy w stronę wodopoju, chętnie obejrzeć zabawy lwiątek, powspominać i trochę porozmawiać. 

Rozdział 162 [nie-maraton 9/10]

Czas zdawał się mijać bardzo szybko i zanim członkowie stada Białej Ziemi zdążyli się zorientować, trójka królewskich sióstr potrafiła już normalnie mówić, oraz sprawniej chodzić. Malutkie spędzały prawie każdy dzień na zabawach z pozostałymi lwiątkami. Innymi słowy, relacje między najmłodszymi członkami stada, wydawały się być w dobrym porządku.

Kolejny słoneczny dzień na Białej Ziemi, zapewnił białoziemcą potrzebny spokój, którego tak długo potrzebowali. Właściwie od śmierci Kiry i jej gwardii, dni zdawały się nie nieść ze sobą stresu, a to była bardzo dobra wiadomość. Jedynie szamani pozostawali niepewni, jakby oczekując jakiegoś znaku, mogącego zniszczyć tą harmonię.
- Mamooo
- Tatooo
Kukaa otworzyła zmęczone oczy, sennym spojrzeniem wpatrując się w trzy lwiczki. Trąciła nosem partnera, zmuszając go do wczesnej pobudki. Mfalme ziewnął szeroko, odsłaniając różowy języczek, zanim spojrzał na swoje dzieci.
- Tak?
- Możemy już wyjść? Proszęę! Proszę! - podskoczyła Malkia, jak zawsze pełna energii.
Kukaa zachichotała cicho.
- Jest jeszcze za wcześnie. Powinnyście nauczyć się cierpliwości, kochaniutkie.
Milele przewróciła oczami, nie zgadzając się ze zdaniem złotej lwicy. Nie powiedziała jednak tego wprost, by nie dostać szlabanu. Przecież słoneczne dni zachęcały same w sobie, by pójść pozwiedzać! Pobawić się! Popływać! Tyle zajęć tylko czekało na to, żeby mogły wyjść na zewnątrz. Rodzice przebudzili się całkowicie z krainy snów.  Na szczęście lwice polujące bez zapowiedzi wybrały się na polowanie, dzięki czemu przynajmniej nie będą musieli czekać długo na śniadanie. Mfalme zamiast wybrać się na patrol, postanowił spędzić trochę czasu z córkami. Rozpoczęli zabawę, do której dołączyła również Agenti, najstarsza z ich pociech.
Po zjedzonym śniadaniu w postaci zebry, białoziemcy mogli obserwować lawinę lwiątek, rzucających się do wyjścia z jaskini. Dorośli zaśmiali się cicho. Przypominali w takich chwilach tak bardzo ich, gdy jeszcze byli w młodszym wieku. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, kierując się od razu nad wodopój, jeszcze zanim Kamba i Hope zdążyły ich dogonić.

Najmłodsi  członkowie stada, dotarli nad wodopój całkowicie zmęczeni. Ciężko dysząc ze zmęczenia, podeszli do brzegu. Napili się szybko chłodnej wody, gasząc swoje pragnienie. Gotowi na cały dzień zabaw, spojrzeli na Agenti, oczekując od niej jakiegoś pomysłu. Księżniczka dumnie wyprostowała sylwetkę, zadowolona z uwagi swoich rówieśników. 
- Pobawimy się w berka. - oznajmiła. 
Reszta lwiątek z entuzjazmem przyjęła jej pomysł. Już po kilku uderzeniach serca, rozpoczęli wesołą, oraz głośną zabawę, zapewne strasząc potencjalną zwierzynę. Nie przejmowali się wówczas spojrzeniami swych opiekunek, cicho odpoczywających w cieniu drzew. Nie było wątpliwości, to był złoty okres dla Białej Ziemi, pełen wielu malutkich łapek, przyszłości ich królestwa. 
Malkia śmiejąc się głośno ze szczęścia, z radością w ślicznych oczach, biegła przed siebie, próbując uciec goniącej właśnie Lii. Mała wydała z siebie zaskoczony krzyk, gdy wpadła na jakiegoś lewka, na oko wyglądającego na jej rówieśnika. Nie urosła mu jeszcze grzywka. Spojrzała na niego z góry, uważnie lustrując go wzrokiem. Lewek zmrużył z niezadowoleniem oczy, zanim chrząknął.
- Zejdziesz ze mnie?
- O, już, już. - westchnęła maleńka, pośpiesznie wykonując polecenie.
Rówieśnik otrzepał się z kurzu, oraz błota, gdy tylko mógł usiąść.
- Oślepłaś już chyba. - wywrócił oczami.
Malkia oburzona jego zachowaniem, zjeżyła sierść na grzbiecie. Otworzyła już pyszczek, gotowa się kłócić, kiedy przerwał im wesoły głos kolejnego lwiątka. Wpadł na Malkię, dotykając jej boku łapką.
- Gonisz, Malkia! - zaśmiał się Cheka. Ogonem trącił bok brata. - No, chodz, już Kesho! Uciekaj!
Puścił się biegiem przed siebie. Malkia spojrzała kontem oka na syna Ni, kompletnie nieprzejętego zabawą. Czasami odnosiła wrażenie, że tego osobnika ktoś im musiał podmienić.
- Gdy już zostanę królową,  nakażę, by wszyscy się musieli bawić od rana do wieczora. I nie będzie takich głupich zakazów. - fuknęła, wyzywająco wpatrując się w lewka.
Kesho wywrócił ślepkami.
- O ile w ogóle zostaniesz. Agenti jest starsza. - ogonem wskazał na córkę Kiry.
Malkia zostawiła kumpla, by dogonić Kamę, dotykając ją szybko łapką, oznajmiając tym samym, że ona goni. 
- Malkia będzie super królową, zobaczycie. - cichutki głosik należący do Maji, przerwał radosne odgłosy wydawane przez lwiątka. Wszyscy spojrzeli w jej stronę, malutka się skuliła, nie lubiąc być w centrum uwagi.
- No ba! - zaśmiała się Malkia. Chciała już coś dodać, ale właśnie w tym momencie, usłyszała trzepot skrzydeł. Zastrzygła uszami, przenosząc spojrzenie na niebo.
Majordamuska Białej Ziemi - Zaza - wylądowała prosto przed noskiem lwiczki, dumnie strosząc kolorowe piórka.
- Jeszcze do tego długa droga.
- Skąd możesz to wiedzieć? - mruknęła Milele, podchodząc bliżej majordamuski.
Ptaszyna zamachała skrzydłami, wzbijając się w niebo.
- A czy widzieliście dziecinę na tronie?
- Jak zostanę królową, to możesz stracić posadę! - mruknęła Malkia wyzywająco. Lwiczka w kilku susach znalazła się przy większym kamieniu, na który wskoczyła, przybierając najdumniejszą pozycję jaką tylko mogła. - Zobaczycie!
(piosenka już wcześniej znana, tylko przerobiona)
Malkia: Potężną królową będę, więc
Ostrzegam: bój się lwa
Zaza: Ejże! Kto to widział królową zwierząt
Przemądrzałą tak? 
Poćwiczyć jeszcze muszę tylko
Mój królewski szyk
Dostojny krok i władcze oko
I ten złowieszczy ryk!
*zeskoczyła z kamienia, rzucając się biegiem przez sawannę*
Na razie nie ma czym tu chwalić się
*leci za księżniczką*
Strasznie już być tą królową chcę!
Jeszcze daleka droga, Pani
Jeśli sądzisz...
*Malkia zatrzymuję się, odwracając pyszczkiem do Zazy, siostry stają u jej boku*
Milele: Nikt nie powie "Zrób to!"
Chciałem powiedzieć...
Maji: Nikt nie powie "Zmykaj!"
Chodziło mi o to...
Nikt nie powie "Przestań!"
Nie masz pojęcia...
Nikt nie powie "Czekaj!"
Czekaj! Aaaaa!
*lwiczki rzucając się dalej biegiem, za Zaza za nimi. Ze śmiechem mijając kolejne zwierzęta na sawannie*
Wreszcie mogę iść, gdzie chcę
O, na pewno nie!
Wreszcie nikt nie wtrąca się!
Już czas, żebyśmy pogadały
Jak ze ssakiem ptak
Rad płynących z dzioba królowa
Nie słucha - tak czy siak
Oj, chyba antymonarchistą
Stanę się od dziś:
Żegnaj, służbo!
Żegnaj, Afryko!
Bo precz stąd czas mi iść
Ta smarkula bardzo szarogęsi się
Strasznie już być tą królową chcę!
*spogląda porozumiewawczo na siostry, biegną dalej, za nimi reszta lwiątek ze śmiechem*
Ruszaj się, kto stoi
Stawaj kto gdzieś pędzi
Zawsze mnie zobaczysz -
Tutaj, tam i wszędzie
Czekaj!
Lwiątka: Niech wieść się niesie wobec oraz wszem
Powtórzcie dziobem, pyskiem, piórem, kłem
Królowa Malkia będzie panią naszych ziem!
Strasznie już być tą królową chcę!
Strasznie już być tą królową chcę!

Strasznie już być tą królową chcę!
Lwiątka ze śmiechem zatrzymały się, po czym całą lawiną wskoczyły do wody, rozpoczynając wesołe pływanie, ciesząc się promieniami słońca, łagodnie ocierającymi się o ich futra. Tak, ten dzień był zdecydowanie piękny.


Cześć. Wiem, że wyszedł mi gniot, za co przepraszam :( Niestety ostatnio ciężko z weną, ale postaram się to pokonać i dostarczyć wam jak największą porcję rozdziałów. Pozdrawiam was cieplutko <3 
1. Czy między siostrami będzie rywalizacja? 
2. Która ostatecznie zostanie następczynią tronu Białej Ziemi? 
3. Czy autorka ma wreszcie ruszyć dupkę i dodać dzieci Mii do zakładki z "Bohaterami"? xd

sobota, 14 marca 2020

Bohater w pigułce #9 Malkia

Witam w dziewiątej części "Bohatera w pigułce" ze spóznieniem... wygrywa... MALKIA!!!!!


WYGLĄD Malki jest dość prosty, zgrabna sylwetka, białe futerko, z jaśniejszymi odcieniami, oraz śliczne zielone oczy.

  • Jako najstarsza z rodzeństwa, jest następczynią tronu Białej Ziemi, tym samym stając się trzecią królową z pochodzenia. 
  • Jest prawnuczką Wise.



ZAMIARY:   Historia lwiczki zaczęła się jak każda inna; przyszła na świat. Rozpoczynając swoją przygodę z Kręgiem Życia, Malkia kształtowała swój charakter. Chciała wyrosnąć na świetną przyszłą królową i nie zawieść rodziców. Przy tym zachowała dobrą relację z każdym mieszkańcem sawanny, jej stada, oraz rodziny. Najbliższej trzymała się jednak sióstr. Z całego serca czekała też na dzień, kiedy to jej babcia, Amara, wybudzi się ze śpiączki.  Malkia w swoich zamiarach, postanowiła pozostać silną lwicą, o nieugiętym charakterze, a także dobrym sercu. TUTAJ ROZPOCZYNAMY SPOILERY! Gdy młoda coraz bardziej rosła, była skazana na wiele trudnych wyborów. Następczyni tronu nie dość, że warczała na samą myśl o bitwie, to motywowała stado, by pozostali w wielkiej, wspaniałej i odważnej relacji. Nienawidziła zła. Coraz bardziej przybliżając się do bycia królową, czerpała naukę z zachowań zwierząt, śpiewając różne piosenki, a gdy musiała przebywać na wygnaniu, próbowała nie złamać hartu swojego ducha. Te wszystkie zamiary sprawiły, że wyrosła na królową, z której Biała Ziemia mogła być w przyszłości dumna. Była też na tyle mądra, że nie próbowała odbierać siostrą ich prawa do władzy.

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Dopiero zaczniemy poznawać Malkię, na przestrzeni całej opowieści. Co myślicie o Malkii? Lubicie ją? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

Rozdział 161 [maraton 8/10]

— Dziadku?
Lwiczka z piskiem podekscytowania, wskoczyła na plecy starszego lwa, układając się na nich wygodnie. Ndoto zaśmiał się pod nosem. Cierpliwie czekał,aż wnuczka znajdzie najlepszą pozycję i był wdzięczny, że nie zaczęła memlać jego uszu.
— Tak?
— Dlaczego nie jestem księżniczką?
— Ponieważ ja nie jestem królem. — odpowiedział syn Wise.
Wema zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
— A chciałbyś być?
Ndoto zmrużył oczy w zastanowieniu. Pytanie wnuczki zbiło go z tropu, ale dawny doradca, potrafił mimo wszystko znalezć sensowną i satysfakcjonującą odpowiedz.
— To już zamknięty rozdział, maleńka. — odparł lew i trącił przyjaznie córkę Jicho nosem. Lwiczka zachichotała, przyjmując to jako zachętę i oboje zaczęli się bawić.

***

— Myślisz, że mama też kochała góralki? 
Pytanie Kamy sprawiło, że trochę zbita z tropu Hope, przeniosła na nią łagodne spojrzenie. Uśmiechnęła się delikatnie, chociaż w oczach zalśnił smutek. 
— Pewnie jak każdy białoziemiec. 
Rozejrzała się z czujnością po części sawanny, w której akurat znajdowała się z córkami. Nieskarana niczym, prócz ich głosów cisza, była miła dla uszu. Do tego w tym rejonie, porastającym przez wyższą trawę, powoli kołysaną wraz z ruchami wiatru, nie było śladu żadnej większej zwierzyny. 
— Pamiętacie podstawy? — zwróciła się do córek; jednej biologicznej, której zastępowała oboje rodziców, drugiej adoptowanej, z kolei tej opowiadała ciągle o matce. 
— Tak. — skinęła głową Lia, przybierając odpowiednią pozycję łowiecką. 
Mała zgięła łapy, natomiast ogon ustawiła na odpowiedniej odległości z głową, gdy się pochyliła. Nastawiła uszu, sprawdziła kierunek wiatru, wystawiła pazurki. Brzuchem nie dotykała podłoża, podczas gdy jej przybrana siostra zrobiła to samo trochę koślawo - ale zrobiła! 
— Dobrze, pora na wasze polowanie. — ogonem wskazała na bliski horyzont. — Złapcie tylko po jednym góralku. Nie ma co zaburzać harmonii Kręgu Życia. 
Lwiczki przytaknęły, zanim rzuciły się ku dalszej części sawanny, w poszukiwaniu zwierzyny, którą mogły przynieść Hope. Już po kilkunastu uderzeniach serca, obie złapały po jednym góralku, z czego lwica była bardzo dumna. 

***

Lubiła mięso antylop gnu. Właściwie sama nie wiedziała, skąd to się wzięło. Mama opowiadała, że kiedy jeszcze Aishi mieszkała na Białej Ziemi, lwice polujące co jakiś czas musiały łapać anylopę gnu specjalnie dla niej, bo tylko tym się żywiła. Może właśnie przez cieniutką, bardzo małą nić pokrewieństwa, Asanta lubiła to mięso najbardziej ze wszystkich?
Lwica, już nie taka mała, dawno otóż zaczęła wyrastać z wieku lwiątka, chociaż jeszcze kilka wschodów słońca dzieliło ją od lat nastoletnich, przechadzała się teraz po sawannie, wzrokiem szukając swoich rodziców. Kilio i Hodari zapewnili córkę, że pokażą jej najlepsze ataki z prawych łap. Nie mogła się doczekać!
Przemierzając znaną sawannę, należącą do królestwa Białej Ziemi, kontem oka zauważyła Akili'ego, który ciężko trenował, uderzając w drzewo, a w jego oczach odbijała się determinacja. Widząc jak kiepsko mu idzie, wywróciła oczami. Powstrzymała swoją niechęć, by podejść do starszego lwiątka.
— Robisz to zbyt ostro. Natarczywie, mocno. To podstawowe błędy. Jak masz być lwem walczącym, jeśli je popełniasz?
Akili zaskoczony odwrócił pysk w jej stronę. Rozpoznając dawną towarzyszkę wielu zabaw, uśmiechnął się promiennie.
— To może mi pokażesz, jak powinienem to zrobić?
— Mam ciekawsze rzeczy do roboty! — syknęła lwica, ale potem napięła mięśnie, stanęła na tylnych łapach i uderzyła w drzewo twardym ruchem. — Będziesz próbował, dopóki ci nie wyjdzie!
Lew zaśmiał się pod nosem, ale przyjął wyzwanie.

***

Hejka!
Wiem, że rozdział wyszedł trochę słabo, oraz był dłuuugi czas oczekiwania, za co was przepraszam. Życzę wam dużo zdrowia, kochani czytelnicy i serdecznie pozdrawiam :)

piątek, 14 lutego 2020

Rozdział 160 [maraton 7/10]

Łagodne promienie słońca, pomału wkradały się na niebo, zmieniając jego kolorki i upewniając, że noc minęła całkowicie. Zerwał się mocniejszy wiatr, smagając płatkami białych kwiatów, oraz budząc część zwierząt. Nowy dzień zaczął się przyjemnie, z większą energią na odkrycia. W jaskini stada białoziemców, wciąż panowała senna atmosfera. Lwy spały, całkowicie pochłonięte własnymi marzeniami, co jakiś czas pochrapując cicho pod nosem. Tylko szóstka lwów zdecydowała, że nie pora na sen. Powinno skorzystać się z idealnej pogody, która mogła nieść ze sobą więcej relaksu, niż typowy deszcz. 
Mfalme ziewnął szeroko, odsłaniając przy tym różowy języczek, natomiast Kukaa przeciągnęła się, wyciągając przed siebie długie łapy. Para królewska wysunęła się z jaskini, podążając równym krokiem w stronę szczytu Białej Skały. Za nimi rozległy się ciche piski, pełne podekscytowania, jeszcze zanim trzy kulki szczęścia wystrzeliły na krótkich łapkach. Co jakiś czas się przewracała, jednak zamiast płakać wybuchały śmiechem. Agenti szła natomiast za przybranymi siostrami, nie chcąc przerywać im figlów, a przy okazji uważnie je obserwując. 
Kukaa zmrużyła oczy. Wiatr musnął jej pysk, zapewniając jej trochę ochłodzenia, zanim ta zmieniła pozycję, na taką bardziej wygodniejszą. Biały lew usiadł obok niej, spoglądając z uwagą na odległy horyzont. Złączyli ze sobą ogony, ciesząc się wspólnym towarzystwem. 
- Miamo! Tiato! 
Uśmiech Kukii stał się szerszy, gdy Malkia przepchała się przed nich, zwracając na siebie uwagę rodziców. Spojrzeli na córkę z zainteresowaniem. Mała zmrużyła brwi, ale zabiła ogonkiem, wyraźnie zadowolona.
- Tak, kochaniutka? - spytała matka lwiczki
- Cio to? - ogonek małej błyskawicznie wystrzelił w stronę wschodzącego słońca. 
- To jest słońce. - wtrąciła się Agenti, siadając wyprostowana obok władców. Rzuciła księżniczce rozbawione spojrzenie. - Piękne, prawda? Ono daje życie! 
- Naprawdę? - pisnęła Milele, przysiadając obok Malki. 
Biała lwiczka skoczyła w kierunku siostry. Obie rozpoczęły zabawę, bardziej zainteresowane swoimi sprawami, niż jakimś słońcem. 
Maji nieśmiało wychyliła głowę zza pleców Agenti. 
- J-jest ł-ładne
Agenti westchnęła. Maji była zdecydowanie mniejsza od sióstr, przy tym nieśmiała i skromna. Jasna obawiała się, że te cechy kiedyś mogą sprawić, że będzie narażona na niebezpieczeństwo. Nie mogła do tego dopuścić. Otoczyła ją ogonem, przyciskając bliżej siebie. 
- Opowiedzieć ci coś super? - gdy Maji skinęła główką, Agenti chrząknęła. - Słyszałaś kiedyś o Kręgu Życiu? 
- N-nie... 
- Cio to? Cio to? Mów! No mów! - Malkia przerwała gryzienie ucha siostry, na której wygodnie leżała, by podbiec do Agenti. Milele obrażona poszła w ślad za nią. 
- Zasady Kręgu Życia są dla nas bardzo ważne, dzięki nim panuje harmonia. Szanuje się każde stworzenie, nawet taką malutką mrówkę, bo każde zwierzę robi coś ważnego w Kręgu Życia. Jesteśmy ze sobą złączeni. 
- Taką antylopę niby się zjada, a jednak po naszej śmierci wyrasta trawa, którą właśnie one jedzą. - wyjaśnił prosto Mfalme.
Milele przekrzywiła łebek. 
- Snielci? 
Syn Nory zagryzł wargę. 
- Widzisz, kochanie, gdy dobry lew umiera, staję się jedną z gwiazdek i obserwuje swoich bliskich z góry. 
- Ale ksemiczki (księżniczki) nie umeralią? (umierają) - spytała drżąc na całym ciałku Maji. 
Kukaa zawahała się. 
- Czas każdego zwierzęcia jest jak słońce. Wschodzi, gdy rodzi się nowe życie i zachodzi, gdy ono dobiega końca. 
- Ci (czy) miożemy (możemy) obserwować bliskich z chmurek? - spytała z podekscytowaniem Malkia 
- I z gwiazd. A oni zawsze przybędą wam z pomocą, gdy będziecie ich potrzebować. - odpowiedziała Kukaa. 
Agenti zachichotała pod nosem. 
- Podobnie jak Duchowi Przewodnicy! 
- Dmuchowi wojownicy? 
Rodzice i Agenti wybuchnęli śmiechem, zanim wszyscy wstali na równe łapy. W jaskini stada zaczynało panować zamieszanie co oznaczało, że lwice polujące wybierają się na polowanie. Mfalme poczuł, jak burczy mu w brzuchu. 
- Dokończymy innym razem, mamy na to dużo czasu, a teraz pora wracać. - zagonił ogonem córeczki, które z piskiem rzuciły się w dół, prosto do swojej prababci Wise, która je z czułością przytuliła. 
Agenti tuptała obok opiekunów. 
- Możemy wyjść dzisiaj na spacer? Chce im pokazać wodopój. Są już starsze. 
- Ty też kiedyś byłaś taka malutka. - zaśmiała się Kukaa, ale zgodziła się na propozycję lwiczki. 
Gdy więc tylko łowczynie wróciły z dwiema antylopami, Agenti zjadła przydzieloną sobie porcję bez marudzenia, najszybciej jak potrafiła i pogoniła trójkę księżniczek, by przestały pić mleko, bo czeka je przygoda. Oczywiście zanim część białoziemców zdążyła zebrać się do wykonywania swoich obowiązków, księżniczki i Agenti wybiegli prosto na sawannę. Mfalme i Kukaa bez słowa ruszyli za nimi, biorąc przy okazji swoje córki na plecy, by ułatwić im wędrówkę. 
- Wow! - pisnęła wesoło Malkia, znajdując się teraz na ziemi.
Spojrzała lśniącymi z podekscytowania oczami na swoje siostry. Chłodna woda poruszała się prawie niedostrzegalnie, błyszcząc i zachęcając do napicia. Do tego  nad wodopojem było cicho i spokojnie. Przybywała tutaj jedynie jedna żyrafa. 
- Moszemy się pofabić? - spytała Milele. 
Agenti nie czekając na odpowiedz, rzuciła się w stronę wody, by trochę popływać. Było jej niezwykle przyjemnie. Kukaa i Mfalme położyli się na płaskiej skale, z kolei Maji zaproponowała, żeby pobawiły się kamyczkami. Było ich tutaj tak dużo, że starczyłoby dla każdej z nich. To lepsze niż jeden patyk w jaskini, którym ciągle musiały się dzielić. Rodzica rozpoczęła wspólne spędzenie czasu. 

***

Nieświadomi władcy spoglądali na czwórkę swoich pociech, przytuleni do siebie i co jakiś czas roześmiani, gdy jakaś lwiczka zrobiła coś słodkiego. Stracili całkowicie czujność. W krzewach nie opodal, czaił się jednak umięśniony lew, który wręcz pożerał wzrokiem królewskie potomkinie. Wbił ostre pazury w ziemię, jeżąc sierść i warcząc pod nosem, zanim wycofał się głębiej, kompletnie tracąc widoczność, ale będąc również niewyczuwalny.

Rozdział 159 [maraton 6/10]

Małą Agenti obudził głośny pisk, który odbył się tak blisko, że musiała zatkać uszy. Lwiczka syknęła z niezadowoleniem, nim rozchyliła powieki.
— Przepraszam, kochanie, twoje siostrzyczki zgłodniały.
Jasna kontem oka dostrzegła trzy kuleczki koło łap przybranej mamy, wiercące się i piszczące. Królowa westchnęła, a pochyliwszy się, zaczęła wylizywać malutkie.
— Gdzie tata? — spytała lwiczka, rozglądając się za wspomnianym.
Pustka panująca w jaskini była oznaką, że lwice polujące, lwy i lwice walczące, co za tym szło również król z doradcami, udali się wykonać codzienne obowiązki. W jaskini pozostały opiekunki, oraz starsi członkowie stada, jeszcze dosypiający po ciężkiej nocy. Księżniczki dawały się otóż we znaki wszystkim, całą noc piszcząc. Kukaa po pytaniu córki Kiry, zawahała się , zanim obdarzyła lwiczkę uśmiechem.
— Wyszedł na patrol.
— Szkoda, że mnie nie zabrał. Tu jest strasznie nuuudno. — jęknęła, podnosząc się do siadu. — One są za małe by się ze mną bawić.
— Brakuje ci towarzystwa? — zdziwiła się lwica.
Agenti skinęła łebkiem.
— Może pobawisz się z przyjaciółmi? — zaproponowała lwica, marszcząc przy tym brwi.
— Kiedy oni śpią!
— To może coś zjesz?
— Nie jestem głodna! Chce się bawić!
Księżniczki zaczęły głośniej piszczeć, więc Kukaa przykryła je opiekuńczo ogonem. Spojrzała karcąco na lwiczkę, przez której głośne zachowanie, małe tylko się bały. Jasna prychnęła pod noskiem, odwracając się, by zeskoczyć z podwyższenia. Może prababcia Wise znajdzie dla niej czas?

W poszukiwaniu swojej prababci, lwiczka musiała opuścić jaskinię. Cały czas uważała, by skierować się we właściwą stronę. Wnuczka Amary usiadła na czubku Białej Skały, wpatrzona jak zaczarowana w horyzont. Królestwo bardzo ja fascynowało, a ponieważ należała do królewskiego rodu, poznała już zasady i Krąg Życia.
— Cześć
Odwróciła pyszczek. Jej śliczne oczy, spotkały się z tymi Akili'ego.
— Hejka! Masz jakiś pomysł? Nudzi mi się!
Porzuciła poszukiwania Wise. Zamiast tego skupiła całą swoją energię na synu Ndoto. Lewek stał od niej o parę króliczych skoków, z promiennym uśmiechem wymalowanym na pysku. On również potrzebował towarzystwa.
— Mogę ci coś tajnego pokazać
— Wodopój? Baobab? — zgadywała Agenti. Wzruszyła ramionami, na pokręcenie głową przez przyjaciela. Zainteresowana jego tajemniczym spojrzeniem, tupiąc łapkami, ruszyła za synem Imani.

Dwójka lwiątek zeszła z Białej Skały, niemal od razu kierując się na tyły. Agenti z zaskoczeniem rozglądała się wokół, podziwiając każdą napotkaną roślinę, oraz śledząc ruch ślicznych motylków, zanim Akili zniknął jej z oczu. Rozejrzała się w jego poszukiwaniu przyjaciela, trochę się wahając, dopóki nie ujrzała pędzelka ogona. Weszli do mniejszej jaskini, w której panowało przycienienie. Akili stawiał swoje kroki pewnie, najprawdopodobniej będąc tutaj nie raz. Skupił się na ścieżce przed sobą, co jakiś czas tylko strzygąc uszami, by mieć pewność, że Agenti za nim nadąża.  Lwiczka złapała żyłkę podróżnika. Wesoło machała ogonkiem, podziwiając wnętrze jaskini. Mały strumyk przepływający koło większego, płaskiego kamienia. Co jakiś czas migały jej przed oczami trawiaste posłania, albo dziwne symbole na jaskini. Całe pomieszczenie było pełne lian, oraz pajęczyn.  Otworzyła pyszczek, smakując powietrza i z ulgą przyjęła informację, że wyczuwa wyłącznie woń lwów. Do tego starą.
— Witaj w jaskini Lwiej Gwardii.
— Wow!
Mała słyszała nie raz o tym, czym była Lwia Gwardia i o członkach, którzy do niej należeli. Chociaż gwardia Kiry już nie żyła, lwiczka znała o nich właściwie każdą ważną informację i obarczała tamtejsze lwy wielkim szacunkiem, z kolei żyjących przedstawicieli pierwszej grupy, zamierzała jak najszybciej poznać. To było niesamowite, że należała do białoziemców, dla niej najlepszego stada  na całej ziemi!
— Tutaj omawiali najważniejsze sprawy, oraz odpoczywali przed misjami. —  powiedział z wyczuwalną dumą w głosie lewek.
— Poznałeś ich? — pisnęła szczęśliwa, jednak widząc zmieszanie wymalowane na pysku lwiątka, a także jego smutne oczy, położyła uszka na głowie. — P-przepraszam.
— To nie twoja wina. T-tak miałem okazję ich poznać. Mój brat był jednym ze strażników. Twoi... — szybko ugryzł się w język. Kukaa by go zabiła, gdyby dowiedziała się, że wypaplał.
Agenti na szczęście nie zauważyła zmiany jego zachowania. Lwiczka wtuliła się w jego sierść, chcąc pocieszyć przyjaciela. Akili objął ją ogonem, dziękując za ten czyn. Poczuł się faktycznie lepiej. Korzystając z okazji, otarł łapą pojedynczą łzę.
— Chce jeszcze pokazać ci malunki. Udamy się do Matibabu.
— Matibabu jest nie miła! Gdy chcieliśmy z Tamu zjeść jej zioła, to się na nas bezczelnie wydarła! — poskarżyła się Agenti, tupiąc przy tym łapką.
Akili powstrzymał się od wybuchu śmiechu.
— Matibabu jest cool i wszystko co robi, jest dla dobra mieszkańców Białej Ziemi. To idziemy? Po przygodę!
— Przygodę!
Oboje ruszyli we wskazanym kierunku równym, zwartym krokiem.

Dotarcie do jaskini medyczki, zajęło lwiątkom wiele uderzeń serca. Słońce dawno unosiło się w zenicie, pomału oznajmiając, że zaraz będzie zachodzić, a co za tym szło, wnuki Wise będą musiały wracać do jaskini stada. 
Akili wbiegł pierwszy, od razu podbiegając do szarej lwicy. Matibabu na dźwięk kroków, odłożyła trzymaną miskę z farbą, by się do nich uśmiechnąć i przyjąć przytulasa od syna Ndoto. Agenti niepewnie weszła za lewkiem, wlokąc ogonek po ziemi i nieśmiało podnosząc wzrok na medyczkę.
— Witajcie. Co was do mnie sprowadza? — spytała ze spokojem, chociaż w jej głosie można było dosłyszeć nutkę troski.
Akili machnął ogonem.
— Chciałem pokazać Agenti malunki
Matibabu pośpiesznie skinęła głową. Nie musieli czekać długo na odpowiedz, bowiem  szara lwica odprowadziła ich pod pierwszą ścianę, łapą wskazując piękną białą lwicę, o niebieskich oczach i pręgach w różnych kolorach nad głową.
— Babcia!
— Zgadza się, Agenti. To jest Wise, czyli pierwsza królowa Białej Ziemi. — powodziła łapą niżej. — Wise i Moto doczekali czwórki lwiątek. Nora. Lajla. Ndoto. Huruma. Dalej biegnąca linia pokazuje Zunię, wnuki, prawnuki, oraz połączonych więzią przyjaciół dawnej królowej i ich rodziny...
Matibabu mówiła dość powoli, żeby lwiątka wszystko zrozumiały, pokazując na dany rysunek łapą. Oczy córki Kiry lśniły zadowoleniem. To było niesamowite!
— Ładnie malujesz.
— Dzię-
Zanim Matibabu zdążyła dokończyć, Agenti podbiegła do ściany, opierając się na niej przednimi łapkami.
— To ja! Jestem tutaj! I Malkia, Maji i Milele też są!
Nie zwróciła uwagi na fakt, że znajduję się pod innymi lwami, niż jej przybrane siostry, bo w jej główce uznała, że to nie jest nic istotnego.

Wrócili do jaskini dopiero wtedy, gdy słońce całkowicie zaszło. Matibabu zdecydowała się odprowadzić pobratymców, żeby bezpiecznie trafili do rodziców. Przy okazji zamierzała porozmawiać z Mfalme o pewnym konflikcie krokodyli.
Agenti ziewnęła szeroko, odsłaniając różowy języczek, jeszcze zanim położyła się obok Kukii. Posłała Akili'emu zadowolone spojrzenie, pomału zamykając zmęczone oczy, z wiedzą, że gdy tylko je otworzy, wszystko wyda się jeszcze lepsze.
— Dobranoc.


WALENTYNKI!

wtorek, 4 lutego 2020

Bohater w pigułce #8 Lajla

Witam w ósmej części "Bohatera w pigułce" tym razem... wygrywa... LAJLA!!!!!


WYGLĄD Lajli jest bardzo podobny do tego jej matki, chociaż dawna księżniczka może nie tylko pochwalić się białą sierścią, różowym nosem, czarnym pędzelkiem ogona, ale również obydwoma czarnymi uszami, oraz ciemnoniebieskimi oczami (granatowymi)

  • Urodziła się jako druga i na samym początku medyczka podejrzewała, że Lajla może posiadać ryk praojców 
  • W dzieciństwie została porwana, przez co kilka dni spędziła na Lwiej Ziemi


ZAMIARY:   Lajla nigdy w całym swoim - już nie krótkim - życiu, nie myślała o czynieniu zła. Wszystko co robiła, zawsze miał na celu poprawę życia białoziemców, szczęście jej najbliższych, lub jej samej. Nie była przy tym egoistyczna. Troszczyła się o królestwo, wspierała przyjaciół, rodzeństwo, całe stado. Była dobrą i szanowaną lwicą (dalej jest), potrafiącą zażegnać spory. Chociaż nie pamiętała Lwiej Ziemi, miała do niej ogromny sentyment.  Lajla widziała wiele królestw, poznała najróżniejsze gatunki zwierząt, przy tym wciąż pozostając pewną własnego zdania. Była lojalna. Gdy poznała Msimu, nie zamierzała zdradzać zaufania najbliższych, po prostu miłość w tamtej chwili, była dla niej cechą najważniejszą. Nigdy nie kochała Ni, pomimo jego zalotów, bo od początku to w Msimu, widziała przyszłego partnera i ojca swoich lwiątek. Stała się kochającą matką drugi latorośli, córki i syna, którzy z biegiem czasu, skierowali się własnymi ścieżkami. Lajla zawsze ich przy tym wspierała. Mimo młodego wieku, została już babcią. Lajla cieszyła się, gdy ostatecznie pokonali Hasirę, liczyła na pokój na Białej Ziemi i do dzisiaj kieruje się wartościami, które przez lata jej towarzyszyły. Ponieważ urodziła się druga, nigdy nie mogła zostać królową, chociaż swoim uporem, dobrocią, mogłaby być jedną z lepszych liderek. Historia dalej trwa. Zamiary Lajli są pozytywne, ale kto wie, może z czasem nawet ona zbłądzi?

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Co myślicie o Lajli? Lubicie ją? Uważacie, że byłaby lepszą królową od siostry?  Czy należy do waszych ulubieńców na blogu?