Perspektywa..?..
Te sny miewałam od dziecka.Zawsze pojawiały się gdy spałam, nigdy mnie nie przerażały.Na początku z tego co pamiętam, były wyraźne.Zwykle pojawiała się w nic lwica z grzywką ,obok brązowy lew.Koło nich radośnie biegała brązowa lwiczka, z grzywką. Jej zapach był delikatny i przyjemny .Częściej śniłam jednak o krainie z ogromną skałą, wodopojami i białymi kwiatami.
Gdy dorastałam zanikły jednak za mgłą. Śniłam wtedy zwykle o polowaniach czy przystojnych lwach-typowe dla nastolatek.
Pragnienie stało się szybko moim celem-musiałam znaleźć tą ziemię.
Postanowiłam więc ruszyć sama w podróż. Sama, bo to mogła być przygoda niebezpieczna. Niebezpieczne- takie lubię.
Poza tym nie miałam partnera.Nie chciałam mieć ani go,ani lwiątek.
Mieszkałam od zawsze z mamą na odludziu, ale wiedziałam,że pomimo mojej siły i odwagi,niewiele mogę zdziałać. Byłam niespecjalnie ładna.Jedynie podobało mi się złote futro, jasnoniebieskie oczy, a cała reszta niedopadowana sprawiała,że czułam się brzydka.Była jednak niewidoczna na polowaniach, które kochałam! Polowania zawsze były dla mnie ważną częścią.
Kiedy matka dowiedziała się o moich planach, była przygnębiona i wściekła.Nie dziwię jej się, jej jedyna córka chciała odejść.Kochała mnie bardzo. Z wzajemnością. Wychowała mnie sama, bez partnera, czy rodzeństwa,o które zawsze prosiłam.
To ona nauczała mnie polować, walczyć , chronić i rozpoznawać.
Postarzała się jednak, przez co zachorowała. Schudła do kości, jej sierść zbrudziła się, wybuchała agresją.Wciąż pozostała jednak moją idolką.
To ona, za mojego bycia lwiątkiem, bawiła się ze mną w berka, chowanego,każdą zabawę. Spacery z nią były najlepsze.Nie miałam jednak z nią więzi, nie wiem dlaczego.
Przeprosiłam mamę,przytuliłam ją, ale nie dałam się zatrzymać,-odeszłam.
Długo błądziłam po nieznanym mi terenach, głodna i spragniona.
Bolały mnie łapy, czułam się brudna. Do tego przeciskając się przez ostre krzewy zraniłam się i teraz moje ciało pokrywały zadrapania. Powinny zejść za jakieś osiem wschodów słońca.
Nigdy nie słyszałam o tylu ziemiach. Kryłam się jednak przed nieznajomymi . Tylko jednego spytałam o drogę.Opowiedział mi o Lwiej Ziemi, do której chciałam zawędrować. Może to ona mi się śniła. Równie dobrze ziemia mogła nie istnieć, a ja szłam w ciemno.
Po długiej wędrówce, dotarłam w końcu na obcą mi ziemię. Wodopoje, zwierzęta.Postanowiłam na niej odpocząć. Gdy przeszłam przez granicę, usłyszałam łopot skrzydeł. Dziobozel poleciał w stronę wielkiej skały... pewnie się wystraszył.
Kilka chwil później, dotarłam do jakiejś kałuży z której się napiłam.
Podbiegła do mnie biała lwica, więc wystawiłam pazury i zjeżyłam na grzbiecie futro.Koło lwicy stał lew, więc trochę wyluzowałam. Ciężko będzie pokonać dwójkę na raz. Niebieska dziobozerka usiadła na ramieniu lwicy.
Po długiej wędrówce, dotarłam w końcu na obcą mi ziemię. Wodopoje, zwierzęta.Postanowiłam na niej odpocząć. Gdy przeszłam przez granicę, usłyszałam łopot skrzydeł. Dziobozel poleciał w stronę wielkiej skały... pewnie się wystraszył.
Kilka chwil później, dotarłam do jakiejś kałuży z której się napiłam.
Podbiegła do mnie biała lwica, więc wystawiłam pazury i zjeżyłam na grzbiecie futro.Koło lwicy stał lew, więc trochę wyluzowałam. Ciężko będzie pokonać dwójkę na raz. Niebieska dziobozerka usiadła na ramieniu lwicy.
-Jak się nazywasz?- spytała lwica,- ja jestem Nora, królowa Białej Ziemi, a to mój mąż, król Kisu.Otworzyłam szerzej oczy. Skinęłam głową.
-Jestem Mwitu, czy trafiłam na Lwią Ziemię?-dopiero później miała ochotę walnąć się w głowę. przenież mówiła że to jakaś Biała Ziemia. Czyli to tłumaczy białe lwy.-Czy mogę zapolować, jestem głodna. Wiele dni włóczyłam się.
-Dlaczego?-zapytał zaciekawiony król,-jesteś podróżniczką?
Zawahałam się.
-Można tak powiedzieć.
-Masz jakąś rodzinę?-spytała królowa,-wydajesz się bardzo młoda.
Zmarszczyłam brwi.
-To nie ma znaczenia,wasza wysokość. Jestem sama.
-Mhm..-biała się zamyśliła.Następnie machnęła ogonem.-Chodź ze mną, proszę.
Wyminęła lwa. Zrobiłam tak samo. Nie wiedziałam, czy miałam jej ufać, czy też nie, ale idąc za nią czułam spokój.
Moją uwagę przykuł dziwny biały odcień. Spojrzałam na kwiat i zamarłam..był biały, jak z moich snów. Szybko jednak pokręciłam głową. To musiał być przypadek,jak wtedy kiedy myślałam będąc lwiątkiem,że gwiazdy to duchy przodków.
Gdy wraz z królową Norą doszliśmy nad wodopój, skrzywiłam się na widok lwiątek. Lwica przywołała do siebie brązową lwicę i ciemnozłotą. Czarny lew popatrzył na nie zmrużonymi oczami,ale nic nie powiedział.
-Kilio,Rihaya, możecie oprowadzić Mwitu po Białej Ziemi? -zwróciła się następnie do mnie,-jeśli chcesz możesz u nas się zatrzymać, chętnie przyjmę cię do stada.
-Nie szukam chwilowo domu, ale może kiedyś. Dziękuję za możliwość zatrzymania się tutaj,-rzuciłam. Odpocznę i wyruszę dalej.
Ciemnozłota przewróciła oczami.
-Mam egzamin z Nyeusi, nie mogę.
-Rozumiem,-skinęła głową Nora,-a ty Rihaya? Naprawdę muszę zająć się sprawami królestwa.
-Chętnie ją oprowadzę,-powiedziała jasnoniebiesko oka i skinęła przed królową Norą głowę.
Biała lwica chwile później pożegnała się i odeszła w swoją stronę.
Brązowa spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przyjaźnie. Zmarszczyłam brwi.
-Będziesz tak tu stać, czy mnie oprowadzisz.
Ta ,ku mojemu zdumieniu, zaśmiała się. Wbiłam pazury w ziemie. Nie miałam kontaktu z innymi lwami,więc nie wiedziałam, czemu tak się zachowuję. Lwica uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Mwitu,bardzo ładne imię. Jestem Rihaya, jak wspominała Nora. Chętnie cię oprowadzę. Myślę..-zamyśliła się,-..że zaczniemy od łąki, są tam piękne kwiaty,od których nazwana została ta ziemia. Do tego zapolujemy, zwiedzimy granicę, wodopoje, poznasz skado, zobaczysz skałki i gdzie tylko chcesz..-powiedziała,- nigdy nikogo nie oprowadzałam,nie wiem jak zacząć.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Więc może już ruszajmy?
-Uh, to dobry pomysł.
Brązowa podeszła bliżej mnie i razem ruszyłyśmy przed siebie.
Wise
Gdy tylko przeszliśmy przez granicę, wcześniej żegnając się z rodziną, ogarnęła mnie radość- nic dziwnego, mogłam znów spotkać syna. Czy jednak on także by się tak cieszył? Odszedł przecież, bo Biała Ziemia nie była dla niego domem, ale także chciał zacząć od nowa.
Idąc za Wakatim, byłam pochłonięta w myślach, nie słuchałam więc rozmawiającej Mady z partnerem, czy Lary, która także rozmawiała. Matibabu pozwoliła Larze odejść, natomiast Lajla,Hodari i Msimu bardzo to przeżyli.Chodź lew później zrozumiał,że Lara chce tylko to zobaczyć i że jest prawie dorosła. Hodari chciał iść z siostrą, bardzo mocno ją kochał i ciężko mu było póścić ją w drogę, długo ją przytulał. Lajla natomiast przeżywała to,że jej córka może nie wrócić. Mocno ją przytulała.
Droga była długa. Bolały mnie łapy,ale może to dlatego,że byłam już starsza. A przecież dawno nie opuszczałam swojego domu. Tyle miesięcy...
Rozglądałam się jednak ciekawie. Przez pustynię przechodziliśmy nocą, by słońce nas nie grzało zbyt mocno. Zawsze szliśmy aż do bólu łap, robiliśmy przerwę na polowanie i picie.
Może szliśmy jakieś cztery dni, nim Wakati z uśmiechem oznajmił, że możemy zwolnić, bo jesteśmy blisko.
Niewiele czasu później,moim oczom ukazał się zwykły widok. Nie było drzew, a jedynie pasąca się dalej zwierzyna, wodopój. Zwykła, mała ziemia. Coś jednak sprawiało, że była na swój sposób wyjątkowa. Mój wnuk zaprowadził nas do jaskini, w której zgromadziły się wszystkie lwice-członkinie stada. Spoglądały na nas groźnie.
Aishi poznała nas od razu. Podbiegła by przytulić mnie i syna. Musiała się o niego martwić. Przy Larze niedowierzała,że tak szybko urosła, podobnie było z Mady. Lara cały czas była nieobecna, w końcu wyszła by się napić wody.
Aishi przedstawiła nas stadu, ugościła. Zjedliśmy jeszcze świeżą antylopę. Z uśmiechem wysłuchała,że Mady postanowiła zostać narzeczoną jej syna, ale dała im wolną łapę co do ślubu. Wakati jeszcze nie będzie tak szybko królem, jak to ujęła.
Pocieszyło mnie to w jakimś sensie, oznaczało,że Huruma ma się dobrze i nic mu nie dolega.
Jak na zawołanie, do jaskini wszedł biały lew. Nie do opisania jest radość, którą czułam. Podbiegłam i mocno go przytuliłam,co odwzajemnił.
-Tęskniłam, Huru. Opowiadaj,co u was słychać.
-Heh, to usiądź, trochę to zajmie,-odpowiedział lew,po czym szepnął,-ja też tęskniłem,mamo.
"Mamo" to słowo mnie wzruszyło. Usiadłam obok niego i Aishi, nie mogąc się nacieszyć widokiem mojego dziecka.
-...Kiedy tu dotarliśmy,nie od początku chciałem założyć stado. Ale teraz tego nie żałuję,-zaczął swoją historię.
Narrator
Wakati i Mady wycofali się z jaskini. Puścili sobie pewne spojrzenie, by wkroczyć biegiem w stronę swojej ziemi. Teraz to był też dom Mady, chodź lwica tęskniła za matką. Musiała znaleźć własne miejsce.
Wakati pokazał jej skałki, pastwisko, oraz niewielką jaskinię blisko drugiego wodopoju, gdzie było idealne miejsce dla..
-Medyka. Tata mówi,że musimy kogoś znaleźć. Dwójka naszych lwic i tak się źle czuję. A jedna spodziewa się potomstwa,-mruknął.
Mady przytuliła się do jego boku, a Wakati polizał ją za uchem.
-Bardzo cię kocham, cieszę się ,że jesteś obok mnie
-I już cię nie zostawię,-szepnął. Pocałowali się.
*
Lara, gdy tylko opuściła jaskinię nowoziemców, podeszła do wodopoju,nad którym się położyła. Zamknęła oczy, by wsłuchać się w wir wiatru. Bolała ją strasznie głowa i najgorsze,tęskniła za matką ,ojcem i bratem. Z Hodarim byli sobie bliscy, matkę ceniła i kochała,podobnie z Msimu,który był jej idolem.
Do tego, duchy nie dawały jej spokoju.Wciąż szeptały,a przed Larą ukazywały się różne wizje. W oczach migotały jej łzy, tak dawno nie zaznała takiego strachu,że aż nie zauważyła, gdy wstaje i cofa się do tyłu.
Wszystko umilkło, gdy na kogoś wpadła, tym samym się przewracając.Ktoś pomógł jej wstać. Spojrzała na lwa. Miał ciemną brązową sierść,pomarańczową grzywę z białym i czarnym pasemkiem,oraz fioletowe oczy. Uśmiechnął się szyderczo.
-Co ty wyprawiasz?
-Wybacz, nie zauważyłam, -zamrugała kilku krotnie . Uśmiechnęła się nieśmiało,-jestem Lara.
-Lara? Lara?- lew zamyślił się. Uśmiechnął się, ale już nie ironicznie.-Pamiętasz mnie może?
Lara zmrużyła oczy, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć mimo dobrej pamięci. Pokręciła głową.
-Nie. Nie pamiętam.
Lew zaśmiał się.
-Nic dziwnego, widzieliśmy się tylko raz.Jestem Neno, ten co ci pomógł wtedy gdy wpadłaś do wody.
Oczy Lary otworzyły się szerzej.
-Neno.. cześć.
-Miło cię widzieć. Co tutaj robisz?
-To samo mogłabym zadać tobie,-uniosła wysoko jedna brew.
-Moja odpowiedź cię nie zdziwi. Po wojnie,po prostu odszedłem ,zamieszkałem tutaj jako główny strażnik, wiesz,tutaj jestem jedynym lwem nie z królewskiej rodziny,muszę dawać z siebie dużo lojalności. Po co miałem czekać na Strachoziemi,gdzie już nikogo nie ma.
-Ja przybyłam wraz z Mady, by odwiedzić wuja,-powiedziała Lara, oczy jej błysnęły,-ale chyba zostanę na dłużej.
-Mady tu jest? To cudnie,muszę ją przywitać.
-W się znacie?-zdziwiła się córka Lajli.
-Można powiedzieć,że to moja siostra,-mruknął lew,-mamy jednego ojca,ale dwie matki.Miałem jeszcze inne rodzeństwo,ale zginęło w walce.
-To smutne..
-Nie do końca,-pokręcił głową,-ale powiem ci kiedy indziej,lepiej powiedz, co zamierzasz robić?
-Na pewno coś zjeść i może pozwiedzać,-machnęła ogonem,-będziesz mi towarzyszył?
Neno uśmiechnął się.
-Z wielką chęcią. Tylko się nie zrań, nie mamy medyka..
Lara zmarszczyła brwi.
-Jestem silniejsza niż ci się wydaję, poza tym..-podeszła do niego bliżej,-już macie medyka,-wskazała ogonem na siebie.
Lew zdziwił się,ale skinął głową. Ruszył za lwicą w przypadkową stronę.
Cześć! Postaram się jeszcze napisać jeden. Mam nadzieję,że ten się spodobał,i że napiszecie komentarze (one motywują,bez nich nie mam chęci do pisania *dlatego blog o Uru jest zagrożony*). Tada! Wrócił Neno. Z początku ,jeśli go ktoś pamięta, miał nie wrócić, ale zmieniłam zdanie po komentarzu kamili zaleśnej i jakoś tak, dodałam go do fabuły. A Lara miała być bez partnera.. eh ;)
Huru i Aishi także się pojawili, podobnie jak pewna tajemnicza lwica na Białej Ziemi. Rozdział miał pokazać się wcześniej.
Pozdrawiam :Emilka Uru.
SUN WRÓCIŁA!!!!!! *-*
OdpowiedzUsuń