piątek, 17 marca 2017

Rozdział 27

Narrator
Minęły dwa dni.Przez ten czas,białoziemcy i strachoziemcy,walczyli zacieńcie.Na szczęście nikt nie odszedł z tego świata.Pomimo przewagi Białej Ziemi,strachoziecmcy wygrywali.W ostateczności to oni przegrali,a Biała Ziemia mogła w spokoju odetchnąć.Matibabu i Rafa,zajęli się stadem.Kiedy,było już po wszystkim,mogli w spokoju wrócić do swoich obowiązków.Wise i Moto,kiedy sprawdzili stan stada,mogli w spokoju odpocząć.Kiedy jednak,przekroczyli próg jaskini,zostali napadnięci przez dopiero uczące się chodzić lwiątka.Zaśmiali się,kiedy maluchy próbowały ich zaatakować a same się przewracały.Wise wzięła w łapy swoje córki,a Moto syna.Nora jednak,nie chciała spać.Wyszła z łap matki i podreptała do brata.Ugryzła go w ucho,na co ten odpowiedział piskiem niezadowolenia.Próbował tak jak siostra stanąć,ale mu nie wyszło.Położył się z powrotem,tym razem ignorując białą lwiczkę.Zrezygnowana,próbowała wspiąć się ojcu na plecy.Widząc,jej zajęcie...Lajla postanowiła dołączyć.Na jeszcze chwiejnych nogach,doszła do siostry.Także zaczęła się wspinać.Już na szczycie ojcowskich pleców,zaczęły go gryźć.Dla dorosłych było to zabawne,dla lwiątek warte wysiłku.

Wise
Moto musiał pilnie wyjść na patrol z Mto i Busarą.Oddał mi więc lwiątka i opuścił jaskinię.Maluchy jednak,nie zamierzały spać.Zaczęły się bawić.Obserwowałam ich czujnie.Gdyby coś się stało,zadziałała bym natychmiast.Przypomniała mi się wojna.Mam nadzieję,że strachoziemcy nas nie zaatakują i nabiorą rozumu po tym wszystkim.Myślałabym tak dalej,gdyby nie atak maluchów na moje uszy.
-Miamo?-sepleniła Lajla
-Co się stało skarbie?-spytałam i trąciłam ją nosem
-Jeść!-zawołało jej rodzeństwo i nie usłyszałam odpowiedzi.Nakarmiłam szybciutko maluchy,po czym je umyłam.Nora zasnęła wtulona w futro śpiącego smacznie brata.Lajla nie spała,patrzyła na horyzont.
-Co się stało?-spytałam
-Nic,wiesz..kochiam ciee miamo!-pisnęła i się we mnie wtuliła
-Ja ciebie też złotko,-polizałam ją po główce,-ale teraz zaśnij,bo mama musi coś załatwić.

Kiedy zasnęły,położyłam ich na podwyżu,pod opieką przyszłej opiekunki lwiątek-Kamby.Wyszłam z jaskini i skierowałam się do Taje i Kilio. Obydwie zaczęły walczyć.Świetnie się bawiło na ich zabawy,podobne do tych lwiątek.Zaśmiałam się,zdradzając moją pozycję.Przestały i spojrzały na mnie.
-No co...nie przeszkadzajcie sobie,-zaśmiałam się
-Ja ci się zaśmieję,-Taje podbiegła do mnie i mnie przytuliła,-fajnie widzieć cię bez maluchów
-Obowiązki matki
-Racja,-powiedziała Kilio,-co powiesz,na mają zabawę jak z dawnych lat?
-Mhm...no dobrze
Zaczęłyśmy się bawić.Miło trochę odpocząć od królewskich obowiązków.Położyłam się na trawie i razem z dziewczynami,szukaliśmy kształtów w chmurach.Takie dni lubię...takie z przyjaciółmi.

Kiedy zaszła noc,a niebo pokryły gwiazdy,wróciliśmy do jaskini.Wskoczyłam na podwyże i zajęłam miejsce obok śpiącego Moto.Miał w łapach maluszki,nie chciałam ich zabierać...niech spędzą te noc w jego łapach.Zamknęłam oczy i dałam sobie odpłynąć do krainy snów.DO uszu,jednak dochodziły różne słowa rzucane przez przyjaciół leżących koło podwyża.Zwykle brzmiały one dobranoc.

Sawa
Nadszedł w końcu ta noc.Jako szpieg,muszę wykonać zadanie jednego z moich pracodawców.Kto by pomyślał,że brat wielkiego króla Ziemi Strachu,zleci mi takie zadanie.Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem bez szmeru,wchodzić ku górze.Kiedy znalazłem się w środku,musiałem być jeszcze cichszy.Z daleka,zobaczyłem Nyeusi i mojego syna.Widziałem również,dzieciaki Kilio i Taje.Wyrosły.Kamba...jednak żyję! No trudno,mam teraz ważniejsze zadanie niż patrzenie na to coś,takie samo jak mój słaby i nic nie warty syn!
Podszedłem bliżej podwyża.Obeszłem wzrokiem białą lwicę i brązowego lwa.Uśmiechnąłem się szyderczo,widząc ich młode.No no Wise..gratuluję.Wyjąłem jakieś lwiątko.Była nią biała lwiczka,z czarnymi uszami i....pięknymi oczami.Wybiegłem z jaskini,zanim zaczęła się drzeć.Położyłem ją na trawie,była serio piękna.Patrzyła na mnie oczami niczym gwiazdy.NO WEŹ JĄ ZABIJ SAWA!! Wystawiłem już łapę i....nie mogę.Nie zabiję tej małej,ale i tak mogę ją odsunąć od rodziców.Wziąłem ją z powrotem w pysk i obrałem jakiś kierunek.Nie widziałem dobrze w ciemności,ale jakoś dałem radę.Musiałem przyspieszyć,musiałem.W końcu,udało mi się i dotarłem do celu.Zaczynało już świtać.Znalazłem się pod wielką skałą.W sumie,znałem to miejsce.Lwia Ziemi.Położyłem lwiątko gdzieś w trawie i z powrotem..udałem się na granice Białej Ziemi....
Wydaje mi się,że rozdział się nie udał...
Pytanka:
1.Dlaczego Sawa nie dał rady zabić Lajly?
2.Gdzie przebywa lwiczka?
3.Czy rodzice odnajdą białe lwiątko?
4.Wiecie już,co się wydarzy dalej?
*pozdrawiam*

środa, 15 marca 2017

Rozdział 26

Cały dzień,byłam zestresowana.To właśnie dzisiaj,całe królestwo miało oglądać moje dzieci na prezentacji.Moje maluszki,były już umyte i nakarmione.Teraz,słodko spały w łapach ojca.Uśmiechnęłam się do lwa i wyszłam z jaskini.Słyszałam już,że zbliżają się do białej skały.Stanęłam na jej szycie i zaczęłam,przyglądać się poddanym.Wszystkie zwierzęta,począwszy od tych małych po te duże.Żyrafy,zebry,antylopy,słonie itd. Radosny świergot ptaków,rozbrzmiewał po całym królestwie.Każdy chciał zobaczyć,królewskich potomków.Lekki wiatr,zaczął przytulać moje futro.Spojrzałam w górę i przez chwilę,wydawało mi się że widzę Mfalme.Podeszła do mnie Maji.Przytuliliśmy się i zaczęłyśmy schodzić z czubka.
-Jak ten czas mija,-spojrzałam na jej radosna twarz,oświetloną przez słońce.Lwica kontynuowała:
-Jeszcze niedawno,bawiłyśmy się razem w łapach matki a teraz...jesteśmy już same matkami 
-Masz racje Maji,ten czas mija bardzo szybko,-zaśmiałam się,kiedy byliśmy już na dole.Miałam już wejść do jaskini,kiedy zatrzymała mnie Zaza.Oddała mi pokłon i zaczęła:
-Matibabu chce cię widzieć....
-Dobrze Zazo,powiadom wszystkich,że za parę minut zaczynamy
-Tak jest Królowo

Pobiegłam w stronę jaskini medyków.Matibabu przytuliła mnie na powitanie.
-Chciałaś mnie widzieć?
-Tak Wise,pozwól...-weszłyśmy trochę głębiej.W tedy,moim oczom ukazała się mandryl.Od razu,wiedziałam,że to szaman.
-Poznaj Rafe,drugiego szamana na tej ziemi
-Jak to,czyli odchodzisz?!-przeraziłam się
-Nie nie...po prostu potrzebne mi więcej łap do pracy,-zaśmiała się,-wiesz,że my szamani nie mamy łatwo.Uwierz,on pomoże nie jednemu zwierzęciu....to właśnie Rafe,przeprowadzi prezentacje dzisiaj,zgoda?
-Jeśli tak uważasz,to zgoda....zaczynamy za parę minut,-powiedziałam i razem z medykami,ruszyliśmy w kierunku białej skały.
***
Droga minęła nam bez większych trudności,więc kiedy znaleźliśmy się na białej skale,mogliśmy zaczynać.Mieszkańcy naszej skały,zgromadzili się w kółeczku,natomiast zwierzęta czekały przed nią.Wypatrywały już nerwowo młodych.Przytuliłam Moto,po czym przedstawiłam wszystkim Rafe.
Matibabu podeszła do moich lwiątek i namalowała im łapą na czole znak koła,symbolizującego harmonie i krąg życia.Następnie Rafa,przejął Norę i zaczął wchodzić na sam szczyt.Podniósł ją wysoko do góry,a zwierzęta ukłoniły się przyszłej królowej.Powitały ją wiwaty,ukłony i pieśni.Słońce oświetliło jej wiercące się w jego rękach ciało.Pisnęła,że szczęścia.Kiedy skończył,wziął ode mnie i Moto Nore i Ndoto.
Moto popatrzył na syna z dumną,w końcu szaman oboje podniósł ku górze.Znowu wiwaty radości i stukot kopyt antylop i zebr.Uśmiech nasunął mi się na twarz,kiedy widziałam jak Ndoto próbuję złapać latające na wietrze liście.Lajla siedziała grzecznie w rękach mandryla.Kiedy skończył,oddał mi i Moto maluchy,a on i Matibabu,wrócili do jaskini,namalować nowe pokolenie.

Położyłam się wyczerpana,obok Moto.Lew miał w łapach Ndoto i Norę,ja miałam Lajle.Mała już smacznie spała.Była takie śliczna,taka delikatna.Przypominała mi trochę moją przodkinie Zawadi.Ona także,miała urodzę nieziemską.Polizałam małą po główce i razem z Moto,zaczęliśmy rozmowę o tym,jak to będzie kiedy podrosną?

Leżąc tak,zauważyłam lwice kładące się w kontach i moich przyjaciół.Kilio i Busara oraz Taje i Mto,bawili się z dziećmi.Maji i Nyeusi,leżały że swoimi w kącie i obserwowały ich figle.Kamba siedziała na szczycie,jak zawsze wpatrzona za horyzont.Nie wierzę,że do tego doszłam.Czuję jednak,że wiele jeszcze przede mną.Mam kochającą rodzinę,przyjaciół.Spojrzałam na maluchy...i pomału zapadłam w sen.
***
Narrator
Sawa szedł przez pola.Minął parę drzew bez liści i uciekające zwierzęta.Zatrzymał się pod jaskinią niedaleko jeziora.Ryknął.Z jaskini,wyszedł szary lew.Uśmiechnął się do czarnego.
-Witaj Janya..-powiedział sucho czarny,-po co mnie wzywałeś?
-Jak mógł bym nie wezwać mojego ulubionego szpiega,-zaśmiał się,-tym razem mój drogi...masz ważniejszą misję
-Jaką?
-Wiesz,że chcą zaatakować moją ziemię ci ci białoziemcy?!
-Wiem 
-Chce,żebyś kogoś zabił...
-----------------------------------------------
I jak? Co dalej spotka naszą bohaterkę,wiecie już...
Zapraszam do nowej zakładki.A co do rozdziału,macie pytania:
1.Co myślicie o nowym szamanie?
2.Kogo ma zabić Sawa?
Pozdrawiam :)

wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 25

Czerwone oczy,wpatrują się w nią z chęcią mordu.Uśmiecha się do białej lwicy,która zaczyna się cofać.W końcu,oboje poderwali się do biegu.Wise uciekała przed białym,który nie chciał odpuścić.Przed jej oczami,ukazała się ciemność.Upadła.Stanął nad nią,zbliżył swój pysk do jej ucha i....
-Śpij dobrze mamusiu,-po czym wbił w nią pazury.Strużki krwi,pociekły z jej ciała.Syknęła z bólu i popatrzyła na niego,że strachem i zawodem.Niebo pokryły błyskawice,oświetliły ich twarze.
-Zawiodłam się na tobie,-warknęła i zamknęła oczy.Czekała na to,co miało nadejść.....

Narrator
Wise obudziła się z krzykiem.Bardzo się bała,serce jej szybko biło.Leżący obok Moto,przytulił się do białej.Jego wolno bijące serce,uspokoiło ją.
-Spokojnie,to tylko zły sen
-Może...ale był taki realistyczny
Biała spojrzała na swoje maluchy.Smacznie spały w łapach ojca.Na ten widok,serce jej zmiękło.Przytuliła się do lwa i ponownie spróbowało zasnąć.Nie udało się to jednak,przez Kambe. Brązowa wpadła do jaskini,a za nią Taje.Wise otworzyła jedno oka i zaczęła przysłuchiwać się ich kłótni.Jak zawsze,poszło o to samo.O wyprawę na Ziemię Strachu.
Córka Nzuri,już wszystkich pytała o zgodę,lecz każdy odpowiadał nie.Widzieliśmy,że puki nie zawiążemy ostatecznego pokoju,musimy być na baczności.Kamba jednak nie ustępowała.Biedulka...marzy o spotkaniu z tym lewkiem,a ja coraz bardziej odnoszę wrażenie,że on nie istnieje.Dawniej bym pomyślała,że to duchowy przewodnik lwiczki,ale teraz...nie wiem sama.
-Kamba,zostaw Taje,-powiedział Moto i przekazał mi lwiątka,-chodź lepiej na patrol...
-Na Ziemię Strachu?-spytała z nadzieją
-Kambi..ile ty masz lat? Nie długo,staniesz się nastolatką,a ciągle...
-Wiem wiem Moto...-chciała coś powiedzieć jeszcze,ale się powstrzymała,-pójdę z tobą na patrol

Oboje zaczęli się oddalać.Wise została sama z młodymi,bo Taje także wyszła.Biała lwica,zaczęła myć i karmić,swoje potomstwo.Kiedy słodko zasnęły,utulone matczynym językiem,mogło w spokoju przeanalizować swój sen.Spojrzała w swoje łapy.Jej dwie córeczki,obudziły się.
-Przecież,niedawno jadłyście,-zaśmiała się,kiedy Nora próbowała ugryźć jej nos.No cóż...takie uroki bycia mamą....
***
Moto,kiedy skończył patrol,wezwał do siebie lwich podanych.Wise nie przyszła,bo była zajęta opieką nad malcami.Brązowy upewniwszy się,że są wszyscy,zaczął:
-Strachoziemcy,wchodzą nam na głowę coraz bardziej.U Matibabu,jest coraz więcej rannych.Cóż...skoro nie chcą po dobroci,to jej nie będzie!
-Co to znaczy panie?-zapytała jakaś lwica
-To znaczy,że...zaczynamy wojnę

Wise
-Jesteś pewna?-spytałam się Nyeusi.Ta tylko pokiwała głową.
-Czyli zaczynają się wojny,-westchnęłam,-mam nadzieję,że chociaż prezentacja dzieciaków wyjdzie bez trudności
-Ja też,-powiedziała Taje i razem z Kilio,położyły się koło nas,-i że,Tęczowa Kraina się nie zjawi
-Wiesz co? A niech się zjawi,teraz ta cała Uzuri,mi nie podskoczy,-prychnęłam 
-I taką Wise lubię,-powiedziała Taje i przybiła że mną piątkę.Podeszła do nas Maji,wraz z Shani.Szara usiadła obok Nyeusi,a jej matka,poprosiła mnie na słowo....
-Wise,możesz na chwile?
-Tak,-przekazałam maluchy Taje i poszłam za siostrą,-o co chodzi?
-Mam propozycję,dla waszej ziemi,ale najpierw muszę wiedzieć...za ile lwiątka,staną się starsze?
-Po święcie,a co?,-kiedy to powiedziałam,zbliżyła się do mnie i szepnęła coś na ucho.Przytaknęłam,w sumie siostra miała rację.Wróciłam do dzieci,bo dziewczyny musiały już iść.Tylko Taje została,widziałam w jej oczach smutek.
-Co się stało?-spytałam,równocześnie  obserwując zabawę lwiątek w moich łapach
-Tęsknisz za nią?
-Za kim?
-Za Leą,no wiesz...tą z Lwiej Ziemi
-Przecież wiem,-zaśmiałam się,lecz po chwili spoważniałam,-jasne,że tęsknie,fajnie się zgrałyśmy
-A chciałabyś kiedyś,odwiedzić ją?
-Oczywiście,ale na razie nie możemy,-spojrzałam na lwiątka,-a może zjawi się na prezentacji,kto wie?
-Haha masz rację,losu nie da się oszukać,a Każdy problem da się rozwiązać...jednak musimy być cierpliwi i zaufać przyjaciołom
-Wiem wiem,-przytuliłam ją lekko,-a teraz,jeśli pozwolisz...pójdę spać
-Dobranoc
-Dobranoc
***
-Taje,możesz na słówko?
-Jasne Matibabu....o co chodzi?-spytała pomarańczowa
-Czy mogłabyś,że mną,pójść po kogoś?
-Jasne....a kogo?
-----------------------------------------------------------------------------
I jak? Mam nadzieję,że poprawiłam komuś humor.Trochę improwizowałam...z resztą nie ważne :) 
Może jakieś pytanka dla odmiany:
1.Wiecie już,kim będzie lew,że snu?
2.Co myślicie,o rozmowie Taje z Wise i Maji z Wise
3.Kto wygra wojnę,strachoziemcy czy białoziemcy?
A teraz bonusik:
4.Które z lwiątek Wise,wam się bardziej podoba? Macie już ulubieńca?
Pozdrawiam :)
Ps:zapraszam do nowej zakładki ,,przodkowie"

sobota, 11 marca 2017

Rozdział 24

-Co się stało?-powtórzył Moto
-Moto,moje gratulacje,zostałeś tatusiem!-krzyknęła szczęśliwa lwica.Wszyscy wystawili oczy z zdumienia,a na ich twarzach zagościł uśmiech.
-Niestety poród był ciężki,więc Wise musi odpocząć,zostajemy dzisiaj na dworze.
-A ja,mogę wejść?
-Tak Moto,możesz,-uśmiechnęła się,kiedy lew jak szczała,wleciał do środka.Wzrokiem szukał ukochanej.Dostrzegł ją w kącie,w najciemniejszym zaułku.Oczy miała zamknięte.Lew podszedł bliżej i w tedy się obudziła.Uśmiechnęła się do niego,na co ten ją polizał.Wzięła w łapy swoje pociechy,wcześniej pijące mleko.Moto,nie mógł wyjść z podziwu.Te małe istotki naprawdę były jego.Na widok lwa,lwica wpadła w lekki śmiech.Brązowy dostrzegł,że jest zmęczona i chciał wyjść,ale go zatrzymała.

Wise
-Moto,nie wychodź..
-Ale jesteś zmęczona i...
-Nie ważne,zostań,-powiedziałam słabo.Naprawdę dziwnie się czułam.Zaledwie godzinkę temu,leżałam sobie spokojnie,aż tu nagle ogromny ból.Poród z tego co mówiła Matibabu,był ciężki.Według mnie jednak,warty wysiłku.Brązowy podszedł do mnie,położył się obok i przytulił.Oboje spojrzeliśmy na nasze pociechy w moich łapach.
Doczekaliśmy się trojaczków.Wszystkie były jak ja,białe.Bardzo mnie to cieszyło,w końcu nie będę jedyna w stadzie o takiej sierści.Miały taki błysk w oku,trochę taki jak...Mfalme.
Jeden maluch,słodko pochrapywał,a dwie inne kuleczki,spoglądały na świat.Nasz śpioszek,miał nos Moto i jego końcówkę ogona,a może i nawet...w przyszłości grzywę? Te dwie,miały nos różowy-po mnie,ich końcówki ogonów jednak się różniły.Jedna miała biały-jak ja,druga czarny-tak jak kolor swoich uszu.Co do ich oczu.Jedna kuleczka,miała je zielone i jak wytłumaczyła mi Matibabu,ma je po swoich przodkach.Druga miała je niebieskie,niczym ciemne niebo-przepiękne.Trzeci maluch,miał je niebieskie-tak jak ja i Moto.
-Które jest starsze? Synowie czy córki?-zapytał mnie lew,na co się zaśmiałam
-Mamy dwie córeczki i synka
-Syn starszy?
-Nie,ta o zielonych oczach starsza,ta o ciemnoniebieskich po niej,a synek ostatni
-No trudno,czyli mamy królową..
-Moto! Dopiero,co się narodziły,a ty już ustalasz sprawy państwa? 
-Masz rację przepraszam
-Nie przepraszaj,-polizałam go w policzek,-tak,córeczka będzie królową
-A jak ich nazwiemy?-dodałam
-Myślałem nad imieniem dla syna...Ndoto*
-Dobrze,a dla córek wymyśliłam imiona,dla młodszej Lajla,a dla starszej Nora
-Pięknie,a więc...witajcie pociechy,-stuknął je noskiem,na co wybuchnęły śmiechem.Na ten widok,moje serce się radowało,w końcu mam rodzinę,mam dzieci i przyjaciół.Życie pomimo wielu niespodzianek,potrafi zaskoczyć.

Trochę później,do jaskini weszli moi przyjaciele i lwice.Każdy zachwycał się na widok młodych,nawet lwiątka.Kamba pomimo złego nastroju,z radością przywitała nowych członków stada.Dowiedziałam się przy okazjii,o nowych parach w naszym stadzie,a mianowicie Koda+Kora i Bahati+Shani.Polizałam moje maluchy i zmęczona,wyprosiłam wszystkich,bym mogła w spokoju odpocząć.Kiedy zostałam sama,z maluchami (bo Moto,poszedł na polowanie) zaczęłam im nucić kołysankę:
Niebo pełne gwiazd,wśród nich jedna lśni 
Ona chce uwagi,chce miłości,zrozumienia...
mama wam to zapewni,ona was ukołyszę
Będzie jak księżyc,nad wami czuwała
W powietrzu coś pachnie,czy czujęcie to?
Pełno jest marzeń,pełno trosk
Przez wszystkie przejdziemy,bo jesteśmy razem
Zaśnijcie więc me skarby.....

Kiedy zasnęły w moich łapach,mogłam w spokoju odpocząć.Nagle koło mnie,pojawił się Mfalme.Uśmeichnął się do mnie i maluchów.W tedy,obudziła się Lajla i pisnęła radośnie w stronę lwa.
Czerwone oczy,sprowadzą zło

-Co to znaczy?
Nie odpowiedział,zniknął.
-Nyota,dam ci tak na drugie,-spojrzałam na Lajle (no co? Lajla Nyota,pasuję :))
Ziewnęłam wraz z córką.W końcu,zasnęłam.Ten dzień,zapamiętam do końca życia.

*marzenia-śnić

piątek, 10 marca 2017

Rozdział 23

Nadszedł długo oczekiwany dzień,spotkanie z królem strachoziemców.Musiałam zostać,że względu na mój stan.Moto,Busara,Mto..mieli pójść z początku sami,ale w końcu Nyeusi,Kilio,Taje i dwie inne lwice,postanowiły pójść z nimi.Że mną miała zostać Maji,bo oczywiście Kamba,musiała iść z ekipą na Ziemię Strachu.Nie muszę wyjaśniać czemu,bo każdy już o tym wie.Biedaczka,dalej marzy o spotkaniu z tamtym lewkiem.Już nie mam do niej sił.Przed paroma minutami,ruszyła za ekipą,a ja położyłam się na podwyżu.Słońce przyjemnie mnie ogrzewało,w oddali słyszałam śpiew ptaków.Idealne para na odpoczynek.

Narrator
Wyznaczeni,by pójść na Ziemię Strachu,przeszli już pół trasy.Każdy z zebranych,odczuwał inne emocje.Kamba czuła ciekawość,Moto niepewność,inni strach.W końcu,przekroczyli granicę i znaleźli się na suchej ziemi.Jeszcze trochę przeszli,żeby w końcu,zostać zatrzymani przez strachoziemców.
-Przybywamy do króla,-powiedział Busara
-Grrrr kim jesteście?-warknął jeden
-Ja,jestem król Białej Ziemi,Moto....a to moja ekipa!
-Witaj panie,-powiedział drugi,-wiemy po co tu jesteście,chodźcie...-lwy zaczęły się oddalać.Białoziemcy,wysłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i poszli za nimi.Przeszli zaledwie kilometr,a już spotkali się z przywódcą.Był nim umięśniony czarny lew,o przenikliwych czerwonych oczach.Uśmiechnął się do zebranych.
-Witam białoziemców,jestem Sakka,król strachoziemców,wy się nie przedstawiajcie,bo to nie jest ważne...,-powiedział,po czym dodał,-a która z was to Wise?
-Oooo teraz to chcesz wiedzieć nieważną rzecz,-warknęła Kilio,tym samym zaintrygowała lwa,-Wise nie ma!
-Mhm...to interesujące
-Przejdźmy już do rzeczy! Czemu wchodzicie na nasze ziemię,-warknął Mto
-Czemu?,-prychnął,-bo chcemy coś jeść,chcemy mieć lepsze miejsce do życia i...
-I dlatego atakujecie nasze lwice?
-To tylko hobby...
-Ja ci dam hobby,-Moto rzucił się na lwa i przycisnął go do ziemi,-nie przejmiecie naszych ziem,a polować możecie tylko w nocy i jeśli zaatakujecie moje lwice....zginiecie!!!!
-Jasne,-powiedział już wystraszony.W końcu,Moto szedł z niego i skierował się w stronę przyjaciół.Zarządził powrót,mając nadzieję,że już wszystko się ułoży.
-Poczekaj Moto,nigdzie nie ma Kamby!
-CO? Macie ją znaleźć,-powiedział Busara i tak jak pozostali,zaczęli jej szukać.
***
W tym czasie,Kamba szukała poznanego lewka.Brązowa przemierzała nieznaną ziemię w nadziei,która pomału ją opuszczała.Doszła do kolejnego ślepego zaułku.Westchnęła z irytacją i zaczęła kierować się w stronę powrotną,kiedy...
-Hej Kamba!-na głos nieznajomego,lwiczka odszkoczyła.Spojrząła na lwiątko zła,lecz po chwili szczęśliwa a nawet zdziwiona.Był to ten sam złoty lewek,którego w tedy spotkała.Zdziwiła ją sprawa,że pamięta jej imię.Uśmiechali się do siebie,gdy w końcu powiedziała:
-Cieszę się,że się ponownie spotkaliśmy...
-Ja także,długo myślałem o tobie.
-Serio?
-Ależ oczywiście Kambo,przecież zamieniliśmy,że sobą zaledwie pare zdań
-A ja nawet,nie znam twojego imienia,-westchnęła
-Jestem....
Uwielbiam wygląd Kamby :)
Nie zdąrzył dokączyć,bo musiał uciekać,ponieważ w odali rozległ się potężny ryk.Kamba rozpoznała jego ton,odgłos należał do Moto.Kiedy lewek ponownie uciekł,nie powiedziawszy jej imienia,pomyślała,że rozszarpie lwa za ten ryk.Tak bardzo cieszyła się,że go spotkała,a t takie nic.
,,Wrócę tutaj i dowiem się jak masz na imię,porozmawiamy....przyżekam"-obiecała sobie w myślach i odwróciła się,by ruszyć w stronę przyjaciół-niechętnie.
***
Ekipa wysłana na Ziemię Strachu,pomału wracała.Kamba szła dumnie z przodu,do nikogo się nie odżywając.Kilio i Busara,szli do siebie przytuleni,,natomiast Moto,dręczyła sprawa z strachoziemcami.Coś czuł,że to nie koniec.
Doszli po zaledwie paru minutach.Zauważyli,że wszyscy śpią na dworze,za białą skałą i tylko Maji,przy niej stoi.
-Coś się stało?-spytała Taje
Po wyrazie jej twarzy,nie można było nic rozpoznać....

poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 22

Obudziłam się z strasznym bólem głowy.Rozejrzałam się po pomieszczeniu i spostrzegłam,że znajduję się w baobabie Rafikiego.Szamana nigdzie nie było.Ale był ktoś inny...Lea.Przestraszyłam się,zobaczywszy ją w koncie.Jej ciało,leżało bezwładnie na ziemi, a jednak lekko odychała.Do lwicy podszedł Rafiki i dał jej jakąś maść.Kiedy zobaczył,że się obudziłam,lekko się uśmiechnął.Podszedł do mnie.
-Wiesz Wise,prawie nie straciłaś lwiątek
-Co?!
-Następnym razem,bardziej uważaj,-chciał już odejść,ale w porę go zatrzymałam.
-Rafiki,co z Leą?
-Wiesz...nie najlepiej.Umiera i tylko od niej zależy czy....-nie dokończył,bo do "gabinetu" wpadły Taje i Kilio.Rzuciły się na mnie szczęśliwe i zaczęły przytulać,oczywiście delikatnie..by nic nie zrobić lwiątką.

Minęły trzy dni,przez ten czas..Lea nie obudziła się.Właśnie dziś,miałam opuścić baobab.Wyszłam niemal natychmiast.Po drodzę,zobaczyłam lwiątka,bawiące się wesoło.Zdziwił mnie widok nowych maluchów.Kiedy doszłam na lwią skałę,zobaczyłam jak Kilio rozmawia z Kara,a Taje z jakąś lewicą.Była szara i mogłam bez problemu,dostrzec w niej diabloziemke.Podeszłam do przyjaciółki.
-O! Hej Wise,poznaj Kissasi...
-Hej,-powiedziałyśmy we dwie.Nie dane nam było,długo porozmawiać,bo zabrałam Kilio i Taje na bok.
-O co chodzi?-zapytały równocześnie
-Wiecie o co,już czas wracać na Białą Ziemię
-Co? Dlaczego?
dziewczyny,minęło już osiem dni,a może i więcej.Wiem,że trudno wam się pożegnać z rodziną,-spojrzałam na Kilio,-ale macie ją też na naszej ziemi i chyba..wypada wrócić.
Zgodziły się.Cięszko było,ale tak trzeba.Ostatni raz,poszłam nad wodopoju,a Kilio do brata.Mocyłam łapy w chłodnej wodzie,kiedy zdecydowałam,że trzeba wracać.Poszłam z powrotem na lwią skałę.Ku mojemu zdziwieniu,ktoś na niej był,a tym kimś była....
-Lea!-podbiegłam do lwicy i ją przytuliłam.
Trochę zajęło nam,zanim się od siebie odkleiłyśmy.
-Jak się czujesz?-spytałam
-Dobrze..
Chwilę się wahałam.No dawaj Wise,musisz jej powiedzieć.Przytuliłam ją ponownie.
-Lea..bo my,już będziemy wracać
nic nie odpowiedziała,patrzyła tylko na mnie.W końcu, przytaknęła i się uśmiechnęła.Nie musiałyśmy używać słów,dobrze wiedziałyśmy,o czym myślimy.(Ja,o tańczoncej antylopie xd).

Nim się obejrzałyśmy,nadszedł czas by wyruszać.Spojrzałam ,,ostatni" raz na lwią skałę i ruszyłam w drogę powrotną,wraz z dziewczynami.Tum razem,nie spieszyło nam się,szłyśmy wolno przez ziemie..ku białej skale.

*
-Mamooooo!-ledwo przekroczyłyśmy granicę,a poczek lwiątek,biegł w naszą stronę.Na ich czele,biegła Kora,za nią Idia i jakaś szara lwiczka,tylko z kąt ja ją znam.Za nimi doszczegłam Kambę-trochę smutną i Kode.Bahati i Bora,biegli ostatni.Każdy został przywitany.
Dowiedziałam się,od szarej lwiczki...Shani,że moja siostra-jej mama,jest na białej skalę.Wzięłam małą na grzbiet i zostawiłam szczęśliwą rodzinie,do której teraz dołączył Busara i Mto,oraz Nyeusi.

Kiedy znalazłam się na skale,przywitał mnie Moto.Mimo radości,widniał na jego twarzy smutek.Polizałam go w policzek i szepnęłam na ucho,żeby czekał dziś na łące.
Podeszła do mnie Maji.Przytuliliśmy się.Opowiedziała mi,po co tu przybyła..a ja od razu,przyjęła ją do stada.A propo stada,wszyscy się ucieszyli z naszego powrotu i z zapartym tchem słuchali co się wydarzyło .Nawet lwiątka,siedziały obok grzecznie.Opowiadaliśmy i wpominaliśmy ciepło,naszych nowych przyjaciół..taj długo,że aż zapadła noc.

Busara wyciągnął mnie z jaskini.Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.Nie zdążyłam się o nic zapytać,bo lew mnie ubszedził
-Chodzi o Kambę i strachoziemców...znaczne od tego drugiego.Ostatnio,za dużo ich się kręci przy granicach.Boję się,że wypowiedzą nam wojnę.
-Za dużo tych wojen ostatnio
-A ta pierwsza sprawa jest taka..że od ostatniego czasu,Kamba chodzi taka smutna
-Zauważyłam,o co chodzi?
-Tego nie wiem i pomyślałem,że może ty się tego dowiesz..jesteście,że salobą najbliżej.
-Dziéki,że mi o tym powiedziałeś..pogadam z nią jutro,bo teraz mam spotkanie z Moto..mam mu coś ważnego do przekazania
-A co takiego?-zapytał,a ja walnęłam o lekko ogonem.
-Dowiesz się nie długo
*
-Sorry,za spóźnienie,Moto,-zasapała Wise,po czym położyłam się na łące.Lew poszedł w moje ślady.Szukaliśmy kształtów na niebie.Wypatrzyłam motyla i kwiatka,a on dwa walczące lwy.Uśmiechnęłam się,kiedy mnie objął łapą.Mimo to,odsunęłam się.Spojrzał się w moje oczy.
-Coś się stało,Wise?
-Tak..ale nic złego,-uśmiechnęłam się i odwróciłam w jego stronę.Widać,że mu ulżyło.
-Więc,o co chodzi?
-Bo ja...bo my....
-No wysłów się,ja nie gryzę,-zaśmiał się
-Bo my...zostaniemy rodzicami
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.Widać było,że nad czymś myślał.
-Cieszysz się?
-Ja? Oczywiście,że się cieszę! Będę ojcem,niezwykłe uczucie!
Pocałowaliśmy się lekko,a na moją twarz wlały się rumieńce.Leżeliśmy tak,przytuleni do siebie.
-A wiesz,ile ich będzie?-spytał
-Mhm..Rafiki mówił,że dwójka,ale nie był pewien
-To i tak cudownie,liczę na synka!
Ob krążyły nas świetliki,ptaki zaczęły śpiewać.Kiedy podeszliśmy do wody,zdawało mi się..jakby błyszczała.Tą noc,zapamiętam do końca życia.
*
-Kamba,chodź na chwilę

Noc minęła bardzo szybko,więc nad ranem,wróciliśmy do jaskini.Czekała tam na nas zebra,którą pochłonęliśmy w całości.Powiedzieliśmy wszystkim,że jestem w ciąży.Oczywiście radości,nie było końca.W końcu i tak wszyscy się rozeszliśmy.Busara i Moto,poszli na patrol.Taje chciała,żeby każdy  zobaczył jak poluje.Znając jednak Taje,zapomni tego za parę dni.Mto,Nyeusi i Kilio,zostały przez nią zabrane.Mi się udało tego uniknąć.Maji,nie widziałam od rana.Lwiątka zniknęły,jak zawsze pochłonięte zabawą.Tylko Kamba, została.Tak jak mówił Busara,była taka smutna.

Zawołałam małą.Podeszła do mnie,niemal od razu.Spoglądała na mnie,swoimi czerwonymi oczami.
-O co chodzi,Wise?
-O twoje zachowanie,dlaczego chodzisz taka smutna?
-Bo bo..poznałam takiego jednego lewka...
-To cudownie!
-Nie do końca,bo on jest strachoziemcem i mi pomógł,a później uciekł,nie znam jego imienia i......
-I chciała byś go znowu spotkać,-puściłam do niej oczko 
-No tak...chyba.Już sama nie wiem,czego chce
-Może jeszcze kiedyś go zobaczysz,ale niestety,nie możesz iść na Ziemię Strachów
-Dlaczego?-zapytała
Objęłam ją łapą.
-Nie dopytuj,idź się lepiej pobaw i już się nie martw...
-Aż do końca mych dni!!-zaczęłyśmy śpiewać
-Nauczyłaś się już...
-Tych radosnych słów!!!
-HAKUNA MATATA
Padłyśmy na ziemię roześmiane.Kiedy wstałyśmy,mała mnie przytuliła i odbiegła.Patrzyłam w ślad za nią i nie mogłam się nadziwić,jak ta mała istotka...jeszcze mniejsza dawniej,niż moja łapa.Teraz...z dnia na dzień,staję się coraz bardziej dorosła.Po prostu,nie mogę w to uwierzyć.


Ta dam! Oto jeden z najdziwniejszych rozdziałów,w którym wiele się działo :) 
Witam,nowego czytelnika ;)

niedziela, 26 lutego 2017

Mapka!

To taka mała mapka-może być aktualizowana
Żebyście wiedzieli,gdzie..co się znajduję :D

(bo ja mam z tym problem xd)

(Zmiany nastąpiły 01.04.18r.)