W środku panował dziwny chłud.Bahari wskazał lwom cztery duże liście służące jako posłania.Usiedli na nich,a wolnoziemcy zapuścili się głębiej w jaskini,wybierając jeden z korytarzy.
-Ile chcecie zostać na Wolnej Ziemi?-spytała Nora,by przerwać krępującą ciszę.
-Myślę,że jakiś dzień starczy,-odpowiedział Kisu,marszcząc nos w zamyśleniu,-bo widzicie,przed nami jeszcze ta cała Tęczowa Kraina,-rzucił gniewny wzrok na Norę,-bo ktoś się tutaj uparł.
-Bo przypominam ci,że to podróż,-przewróciła oczami Nora
-Norcia,przecież wiem,-Kisu,-ale to nie zmienia tego,że to niebezpieczn..-nie dokończył,bo Nora mu przerwała.
-Tak? Minęło wiele miesięcy od kąt nasze matki były tam ostatnim razem! Kisu,wszystko mogło się zmienić,a ja chcem zobaczyć początek mojego dziedzictwa.
Kisu miał już coś powiedzieć,kiedy zabrzmiały kroki.Biała lwica z szarą piersią,podeszła do nastolatków spokojnym krokiem.Za nią szli Imara i Bahari.Biała nieznajoma lwica,obrzuciła ich spojrzeniem,które zostawiła na Imani.
-Biała Ziemia,a to ciekawie.Długa droga przed wami,-powiedziała spokojnie,-Czujecie się słabi,zmęczeni?
-Tak,-odpowiedział Ndoto,mrużąc oczy,-Powiedźmy,że w czasie podróży mieliśmy wiele kłopotów.
-Zazdroszcze,-Imara przeciągnęła się,-Ja też kiedyś bym chciała w podróż wyruszyć,ale jestem zbyt przywiązana do Wolnej Ziemi.
-Czy możemy porozmawiać z waszymi władcami?-spytała Lajla,-potrzebujemy zgody na postój.
Imara i Bahati spojrzeli na siebie porozumiewawczo,podczas kiedy Rihaya badała nastolatków.
-WOLNA Ziemia,-syknęła Imara,-nazwa mówi sama za siebie.Nie mamy władców,wszyscy są sobie równi.Co prawda,mówi się,że rządzi tutaj ród Nadziei co pewnie was zdziwiło.
Ni skinął głową.
-Słyszałem,o Hope i Kifo.
-To nasi dziadkowie,-mówiła dalej Imara,-ale tu nie ma praw,reguł.Może tu zamieszkać każdy kto nie ma zanieczyszczonego nienawiścią serca.Większość z nas to chory lub zdrowi.Mało tu niewinnych wyrzutków.
-Imara i Bahari to strażnicy.Ja sama uczyłam się na medyczkę u boku mej matki i ciotki,-powiedziała Rihaya,-a wy?
-My..no ten,-jąkała się Nora,-jesteśmy po części dziedźmi królowej
-Królowej? W sensie Wise?-zdziwił się Bahari,-cóż,tutaj nie oczekujcie ukłonów,ale miło was gościć..chyba.
-Chcecie coś zjeść? Lwice Szukające powinny się już obudzić.
-Szukające?-zdziwiła się Aishi,-podobno jesteście wegetarianami
-Ja naprzykład nie,-odparła Imara,-ci dwoje to już inna historia,-wskazała ogonem na białe rodzeństwo,-jak chcecie możecie się,że mną zabrać.Lwice Szukające poszukują pokarmu roślinnego,-odwróciła się w stronę wyjścia,-Rihaya,mogą już iść?
-Raczej tak,-powiedziała na to medyczka,-niech coś zjedzą.
-Nie martwcie się,tu nie ma krzywych spojrzeń,-skierował wtedy wzrok na Imani,-a ty zwiesz się Imani,prawda? Widzę,że sobie radzisz z chodzeniem po zmysłach.Sama Hope oślepła,ale chodzi jakby widziała.
-Ja także,-powiedziała córka Kamby,-tyle,że ja tak od urodzenia.
-Rozumiem,-skinęła głową Imara
-Aishi,chciałabyś zostać w Miejscu Medyków?-spytała Rihaya,-wyglądasz słabo.
-Jem tylko mięso antylopy gnu,-prychnęła lwica,-jak narazie mam zbyt dużą dietę,to wszystko.
-Mamy antylopy gnu.Za mną!-krzyknęła Imara,nim wybiegła z jaskini.
Nastolatkowie spojrzeli po sobie,ale pognali za lwicą.
Rihaya i Bahari dotknęli się pyskami,nim oboje musieli się pożegnać.
Czerwone jagody w łapie Nory pachniały coraz ładniej.Lwica płożyła je do pyska z zapartym tchem.Od razu rozszedł się wiśniowy smak.Nora zamruczała.
-Co to jest,Bahari?
-To Wiśnianki,u nas w stronach jest ich dużo,-odparł lew,-są dobre na wzrok.
-Poważnie,może nie oślepne,-rzuciła złowrogo Imani,lecz po chwili głośno się zaśmiała,-Są pyszne.Możemy zabrać kilka na drogę?
Binti,ukochana Bahari'ego wstała i łapą zgarnęła jagody na jeden z dużych liści.Zawinęła go i podała nastolatką.
-Prosze bardzo,-odparła z uśmiechem Binti.Pomarańczowa lwica o niebieskich oczach,przyszła do nich gdzieś w czasie zachodzenia słońca.Właśnie szykowała się noc.Nastolatkowie nie mogli się doczekać snu.Wolna Ziemia była piękna zarówno nocą jak i dniem,a lwy bardzo miło ich przyjeli.Mimo to białoziemcy wiedzieli,że za górowania słońca,muszą wyruszyć w dalszą wędrówke.Tym razem ich celem padła Tęczowa Kraina.
Nora dostrzegła małego ptaka,wydłubującego nasiona nie daleko ich tym czasowej jaskini.Nora zmarszczyła brwi w zamyśleniu,nim spojrzała na Binti i Bahari'ego.
-Macie jakieś ptaki co mogą zanieść wiadomość?
-Mamy,-odparł z zastanowieniem Bahari,-a o co chodzi?
-Jesteśmy w podróży.Prawie dwa miesiące nie rozmawiałam z matką i pewnie nie wie,gdzie jesteśmy i czy żyjemy.Chciałam wysłać ptaka z wiadomością na Białą Ziemie.Że nic nam nie jest.
Przyjaciele księżniczki kiwnęli na zgodę głowami.Bahari zamyślił się,po czym odpowiedział:
-Jutro.Wtedy wyślemy wiadomość.
***
Trzy dni później
Biała Ziemia
Wise
Obudziło mnie szarpnięcie w ramie.Od razu otworzyłam oczy.Taje pochylała się nademną z zatroskaną miną.Usiadłam,ciężko ziewając.
-Co się stało,Taje?
-Wise,jest już pora górowania słońca,-odpowiedziała,-kolejny dzień zaspałaś.
Przeciągnęłam się szybko,by stanąć z lwicą pysk w pysk.
-Ostatnio gorzej sypiam,przecież wiesz.
-Tak,ale..-zaczęłam iść w stronę wyjścia z jaskini,później od razu łapy powiodły mnie ku czubku Białej Skały.Taje cały czas szła za mną,-..Poprostu się o ciebie martwię.O siebie też.To..to nami wstrząsnęło.
Usiadłyśmy,wpatrzone w horyzont.
-Zaza zdała raport?
-Busara posłuchał,-odpowiedziała pomarańczowa lwica,-jak zawsze był dłuuugi i nużący.
-Czy Nyeusi i Mto zabrali swoje oddziały w strone granicy?-zadałam kolejne pytanie mojej doradczyni.
Taje westchnęła.
-Tak,Wise.Lwia Gwardia także już patroluje Białą Ziemie.
Skinęłam głową.Taje złączyła,że mną ogon.Westchnęłam.Wskazałam łapą na horyzont.Na połyskującą w słońcu trawę.Na wysokie i pełne w liście drzewa.Na zwierzyne pasącą się na Białej Ziemi i wszystkie jej jeziora.Spojrzałam przyjaciółce w oczy.
-Przeszłość to przeszłość,Taje.Nie wiem,czego Kion będzie chciał,ale nie zostawie tego o co tak ciężko walczyłyśmy,obiecuję.
Podbiegłam do Kamby.Szybko przytuliłam przyjaciółkę,przy której siedział Arro.
-Przepraszam królowo,że nie poszedłem na patrol,źle się czułem.
-Rozumiem,Arro.To nic.-powiedziałam z uśmiechem.Następnie znów spojrzałam na Kambe,-Mam prośbe.Pilnuj,żeby lwiątka nie oddalały się od wodopoju.Nie mogą chodzić dalej niż do niego,czasem baobabu.
-Dobrze,Wise,-kiwnęła głową córka Nzuri.
-Gdzie Kilio?-spytałam,kiedy wraz z Taje leżałyśmy na skałkach w towarzystwie innych lwic.Taje,której głowa leżała na łapach,podniosła ją,by na mnie spojrzeć zaspanymi oczami.
-Na polowanie poszła z Idią i Usafi.Wiesz,Idia powinna nie długo zostać Główną Lwicą Polującą.
Uśmiechnęłam się,widząc dumę w oczach Taje.Sama Taje nie umiała polować.Było to tak,jakby za brak tego talentu,oddała go w całości córce.
Ułożyłam głowę na łapach.
-Wkrótce,kiedy jej lwiątka staną się nastolatkami.Oczywiście,za zgodą Kilio,bo ona sama daje jeszcze radę na polowaniach.Wtedy Idia będzie mogła,ale nie spieszmy się,wiesz,że to duży obowiązek.
-Wiem,-skinęła głową Taje.
Narrator
Kilio odwróciła się w stronę pomarańczowej lwicy z lekkim uśmiechem.
-Przypomnij,jaki zapach noszą góralki?
-Lekki.Prawie go byłoby nie czuć,przez ich podziemne wędrówki,-skinęła głową córka Taje.Usafi siedziała nie daleko.Kilio przywołała do siebie przyjaciółke.Usafi przeciągnęła się.
-Zapolujemy na jakąś antylopę? Głodna jestem.
-W sumie,też czuje głód,-odparła Idia,-co powiesz,Kilio?
-Jestem za,-skinęła pewnie głową.
Trójka lwic pobiegła pastwiskiem.Kierowały się węchem,który jak zawsze je nie zawiódł.Miesiące polowań sprawiły,że potrafiły rozpoznać zapachy zwierzyny wszędzie.Antylopy pasły się niczego nie świadome,kiedy trójka lwic przystąpiła do odpowiedniej pozycji.Usafi sprawdziła w którą stronę wieje wiatr i razem z Idią poruszyły w dwie inne strony.Kilio wystawiła pazury i obnażyła kła.Spokojnie,cierpliwie,sunęła bliżej antylopy.Będąc już blisko,dała znać skinieniem głowy swoim lwicom i te jak na znak,skoczyły do przodu.Antylopa padła martwa.Kilio z dumą ugryzła pierwszy kawałek.Lwice poszły w ślad za nią.
-Świetna robota,-pochwaliła Idia
-Pięknie,Idia,zawsze chwal za zasługi,błędy poprawiaj,-powiedziała Kilio,-będziesz dobrą..
Nie dokończyła,gdyż inna lwica przybiegła do nich.Kiki skłoniła głowę.
-Usafi? Mogłabyś mi pomóc? Proszęę,to prywatna sprawa.
Kiki,lwica o wrednym charakterze,żadko prosiła,więc Usafi zdziwiona ,poszła za nią.Idia postanowiła tym czasem spędzić czas z dziećmi.Kilio więc znudzona,odeszła od antylopy,którą zostawiła dla białoziemców przechadzącących się czasem tędy.
Kilio wstała i szybkim krokiem udała się na spacer.Postanowiła,że nie zmarnuje reszty dnia,a później najprawdopodobniej spędzi czas z synem-Bahatim.
Kilio doszła do niewielkiego jeziorka ,z którego szybko się napiła.Ruszyła dalej przed siebie.Lekki wiatr czochrał jej futro.Kilio uznała,że nie długo zapadnie noc.Pomyślała szybko o braciach i o tym co robią.Może ich nie długo odwiedze?-pomyślała,lecz nim zdążyła zrobić co kolwiek,szelst w krzakach wzróst.
Kilio zatrzymała się gwałtownie.Odsłoniła zęby i wydała z siebie ostrzegawcze warczenie.Czuła zapach lwa-obcego lwa.
-Wychodź tchórzu,rozprawie się z tobą szybko!-syknęła
I rzeczywiście,lew wynurzył się z ukrycia.Jego brązowa sierść była przemoknięta,ale wyraźnie nawet pod zachód słońca było widać kim jest.Kion.
-Spotkamy się tutaj jutro o zachodzie słońca.Przyprowadze z sobą jeszcze zaufane mi lwy,Busarę i Nyeusi.Sprawdzimy,czy możemy dać ci szanse.Sprawdzimy Kion,czy na nią zasłużyłeś.
Kilio wstała i szybkim krokiem udała się na spacer.Postanowiła,że nie zmarnuje reszty dnia,a później najprawdopodobniej spędzi czas z synem-Bahatim.
Kilio doszła do niewielkiego jeziorka ,z którego szybko się napiła.Ruszyła dalej przed siebie.Lekki wiatr czochrał jej futro.Kilio uznała,że nie długo zapadnie noc.Pomyślała szybko o braciach i o tym co robią.Może ich nie długo odwiedze?-pomyślała,lecz nim zdążyła zrobić co kolwiek,szelst w krzakach wzróst.
Kilio zatrzymała się gwałtownie.Odsłoniła zęby i wydała z siebie ostrzegawcze warczenie.Czuła zapach lwa-obcego lwa.
-Wychodź tchórzu,rozprawie się z tobą szybko!-syknęła
I rzeczywiście,lew wynurzył się z ukrycia.Jego brązowa sierść była przemoknięta,ale wyraźnie nawet pod zachód słońca było widać kim jest.Kion.
***
Rajska Ziemia
Mia zaśmiała się czule,gdy mała kuleczka po raz kolejny się przewróciła.Mimo jednak,że się przewracała,nie płakała,a z wytrwałością swojej matki szła dalej.Kiedy kuleczka doszła do Bory,ta polizała ją po główce.Mady zawróciła,by wrócić do matki.
Wtem do jaskini wszedł Barafu.Lew skinął głową Mii i podszedł do Bory.
-Możesz?
-No cóż...jasne,-uśmiechnęła się szeroko.Zwróciła się do córki Mii,-zaraz wracam malutka!
Wyszła z jaskini razem z lwem.
Barafu zaprowadził ją na tyły jaskiń.Oboje usiedli na płaskiej skale.Bora wpatrywała się w dal i dopiero później,zwróciła spojrzenie na przyjaciela.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Bora,za ile dni wyruszacie z Mią spowrotem na Białą Ziemię?
-Nie wiem tego,jeszcze troche napewno.Chodź mała jest większa,-Bora przechyliła głowę na bok,ale uśmiech nie schodził jej z twarzy,-a co? będziesz tęsknił?
-Zawsze,-szepnął,-i..nie wiem czy dam rade cię zostawić.Wiesz Bora,ja cię strasznie kocham
Bora otworzyła pysk ze zdziwienia.
-Tak po przyjacielsku?
Barafu pochylił się i ucałował lwicę.Zetknęli się w długim pocałunku.Bora poczuła motylki w brzuchu i sama oblała się rumieńcem,co zakrywało jej futro.Oczy miała radosne.
-Też cię kocham,Barafu.
-To,zostaniesz moją dziewczyną?
-Jeszcze się pytasz głuptasie,-zaśmiała się i znów go pocałowała.Przytuliła się do lwa z czułością,-ale kiedyś będę musiała opuścić Rajską Ziemie.
-Cieszmy się chwilą.
Pocałował ją długo i namiętnie.
Mia przygarnęła do siebie córeczke.Umyła ją szybko,chodź lwiczka zdecydowanie chciała długo.Mady uwielbiała brać kąpiele.Córka Mii ułożyła się w łapach matki i ziewnęła.
-Obowież mi baike?*
Mia polizała lwiczkę po główce
-O czym tym razem? O dzielnych wojowniczych lwach? Pięknych lwich księżniczkach? O Hope? O Kłamcach z doliny królestwa skał?
Mady poruszyła małymi łapkami.
-O wzystkin!**
*Opowiesz mi bajke?
**O wszystkim!
Biała Ziemia
Kilio cofnęła się znacznie do tyłu,wciąż warcząc.Była gotowa i do ucieczki i do walki.Byle przepędzić obcego,byle uratować życie.Warknęła znów ostro i ostrzegawczo.Kion jednak nie zamierzał atakować.
-Kilio? Wybacz,nie moge sobie przypomnieć imienia.Jestem..
-Wiem kim jesteś!-syknęła,-i wiem,że nie masz prawa tu przebywać.Wynocha!
-Ja...chiałem tylko o coś prosić...
-Zamieniam się w słuch,-prychnęła z wrogością.
-Chciałem przeprosić Wise i Taje..
-Dla nich to nic nie znaczy!
-Dasz mi dokończyć?-spytał lew,po czym kontynuował,-Przeprosić za to,że je zostawiłem,kiedy najbardziej mnie potrzebowały.Że uległem wpływą i kłamstwą.Ale prawda jest taka,że nie przestałem za nimi tęsknić...za ich przyjaźnią.I tak jestem głupi,że pozwoliłem im odejść.Wise zawsze była w moim sercu,Taje u boku.Przyjaciółki,-mówił dalej,-Chce je mocno przeprosić i by dały mi szanse.
-Szanse? Kion,ty już swoją straciłeś miesiące temu!-syknęła Kilio
-A nie mogę dostać drugiej.Chce zacząć wszystko od nowa.Tym razem nie popełnie błędu,nie zranie ich.Kilio,dasz mi z nimi porozmawiać.
-Nie.
-Wiem,że żadna z was mi tego nie wybaczy,ale chce spróbować i będę próbował do skutku..
Kilio pokręciła głową.
-Nie dam ci z nimi porozmawiać.Już i tak namieszałeś im nieźle w głowach,Kiongozi.
-Kilio...czy ty nigdy nie popełniłaś błędu jako lwiątko,który chciałabyś cofnąć?
Przez głowę ciemnozłotej lwicy przebiegły wspomnienia.Wspomnienia szczęśliwego życia na Ptasiej Ziemi,później ucieczkę,wielokrotne kradzieże by przeżyć i w ostateczności śmierć Mfalme,który ją uratował.
Pochyliła głowę.
-To nie twoja sprawa.
-Prosze...-w oczach lwa zaszkliły łzy,-odnalazłem je nie po to by stracić ponownie.Proszę.
I wtedy Kilio zrobiła coś,czego zapewne mogła żałować,albo nie.Spojrzała prosto w zielone oczy lwa.
-Dobrze.Pomoge ci.
![]() |
To jest piękne c: |
Następnie szybko odeszła w stronę Białej Skały.
Kion spojrzał na swoje łapy.
-Dziękuje Kilio,-powiedział bezgłośnie.
Następnie odwrócił się i odbiegł znów na granice.Z tamtąt ruszył w stronę Tęczowej Krainy.Musiał dopilnować aby nikt nie wspomniał jego matce,Uzuri,o znienawidzonych przez nią lwicach.Kion szczególnie musiał pilnować Dicky i tego,by nikt nie dowiedział się o jego planach pogodzenia z lwicami.Mógł zacząć wszystko od nowa.Ale musiał utrzymać to w tajemnicy.Inaczej mogło być bardzo źle..
-Mamooo u nasss dobrrzeeee! Jeeeesteśmy naaa Wolnejj ZiemI i wrócciiimyy wkrótceee,caliii i zdrowwwwiiii!!-krzyczał mały złoto-brązowo-niebieski ptak.Wise z przejęciem wysłuchała jego wiadomości.
-Dziękuje,Toobu.Poczęstuj się ziarnem.Zaza pokaż mu gdzie ziarno leży.
Majordamuska skinęła skrzydłem i wyprowadziła ptaka.
Wise spojrzała na Taje,Nyeusi,Mto i Busare.
-Wszystko z nimi dobrze.Moje dzieci...wasze dzieci...wszyscy są bezpieczni!
-I nie długo wrócą,-westchnęła Taje,-Całe szczęście.Będą mieli sporo do opowiadania.
-Nie przepuścimy im tego,-zaśmiał się Mto i pocałował żonę w policzek.
Kilio cały czas milczała,udając,że śpi.Tak naprawde zbierała myśli.Busara położył się obok niej i Kilio wtuliła się w lwa.Jakie szczęście że go mam,-pomyślała,już naprawde zapadając w sen.
Msimu
Mam nadzieję,że Lajla jest bezpieczna.
Właśnie wpatruje się w horyzont na czerwonym niebie.Zachodzi słońce.Ziemia strasznie jest szorstka pod moimi łapami,ale nic nie mówię.Matka udała się na jakieś spotkanie z Strachoziemcami.
Lajla wkrótce wróci.Wiem to.
Rozbrzmiewają kroki lwic.Nie odwracam jednak głowy,bo po co.Suche powietrze znów buchnęło mi w twarz.Westchnąłem gorzko.Jedna z lwic się zaśmiała.
-Sawa mówił,że plan prawie gotowy.
Szybko się odwróciłem do dwóch pomarańczowo-brązowych lwic.
-Jaki plan?
-Oh,Msimu,-skłoniła się jedna,-no wiesz..
-...plan jak zniszczyć Białą Ziemię.
Zamurowało mnie.Wiedziałem,że Lajla jest w niebezpieczeństwie.Musiałem temu przeszkodzić,ale jak? Słuchałem dalej słów lwic.
-Wise zginie pierwsza.Krew jej rodu się rozleje
-A Hasira poniesie zemste do końca.
Nora
-Przyspieszcie!-krzyknęłam przez śmiech.
Już byliśmy.
To tutaj.
-Łapy mi zaraz odpadną,-prychnęła Aishi,-oby to wysiłku było warte.
-Jest.Spójście!
Przed nami rozciągał się widok ziemi usianej trawą.Pasącej się zwierzyny.Lasów i wolnych terenów.Jezior,skał,mieszkańców.Byliśmy na miejscu po dwóch dniach wędrówki.Wykończeni,ale pełni nowych wrażeń.Chodź czułam strach,to i tak krzyknęłam do przyjaciół:
-Tęczowa Kraina!
-Tęczowa Kraina!
Ktoś przełknął głośno ślinę.Zbiegliśmy w dół zbocza.Ci co chcieli tutaj przybyć,biegli szybko i pełni ciekawości i wrażeń.Ci drudzy schodzili powoli.
Wkońcu jednak dotknęłam ziemi rodowej mojej matki.
Wzięłam głęboki wdech.
-Witam.Białoziemcy przybyli.
Pozdrawiam c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz