Wise wracała na Białą Ziemię w dobrym humorze. Jej serce ściskał smutek,że jej przybrany syn nie ruszył z nimi. Bardzo go kochała i za nim tęskniała. Rozumiała jednak,że marzenie Hurumy się spełniło,był odpowiedzialny za stada. Czuła wielką dumę na myśl o Huru.
Biały miał u boku ukochaną partnerkę, wspaniałego syna. Mady zdecydowała się pozostać, pożegnała Wise.
Białej było jednak przykro także z powodu tego,że Lara odmówiła powrotu do ojczyzny. Córka Msimu powiedziała w prost,że drugi raz nie da radę przebyć takiej samej drogi. Chciała tylko,by Wise pożegnała i przeprosiła od niej jej rodzinę. Larę bolało serce,że nie mogła być z Lajlą,Msimu,czy bratem,ale wiedziała,że spróbują ją zatrzymać. Powiedziała Wise,że zostaje tutaj jako medyczka. Matiababu też miała się o tym dowiedzieć. Lara, będzie spełniała się w tym co kocha. Do tego Nowoziemcy potrzebują kogoś takiego jak ona.Już miała mieć pierwszych pacjentów. Huru obiecał,że będą dbać o jej bezpieczeństwo.
Jednym z powodów, dla których Lara została i tym ostatnim był Neno, który zdecydował się od czasu do czasu jej pomagać. Larze przy nim zaczęło szybciej bić serce.Nowa Ziemia miała być jej nowym domem, chodź przykre,że musi pożegnać swój stary.
Będzie dobrą medyczką-myślała Wise.
Dawna królowa, sama ruszyła w drogę powrotną.Nie przeszkadzało jej to jednak.Pozostała przecież w niej odwaga.
Tyle samo czasu zajęło jej dojście w tamtą i tą stronę. Gdy pojawiła się przed nią Biała Ziemia, odetchnęła z ulgą. Od razu ruszyła do wodopoju,by napić się wody. Lwiątka na jej widok, podbiegły radośnie. Tak jak Kamba, która rozmawiała z Hope leżąc blisko na skale. .
-Fajnie ,że wróciłaś. Ciężko było?
-Mam ci wiele do opowiedzenia.-powiedziała Wise.
Później pojawili się już wszyscy. Taje,Mto,Nyeusi,jej dzieci,siostra i całe stado.Wise przecież była ich przyjaciółką i najbardziej szanowaną lwicą.
Lajla spojrzała na Wise mrużąc oczy.
-A gdzie Lara,mamo?
Wise spojrzała na córkę smutno.
-Postanowiła zostać na Nowej Ziemi, pod okiem twojego brata, jako medyczka.
Oczy Matibabu błysnęły dumą. Lajla natomiast skuliła się, by ukryć łzy. Jej córka odeszła... Lajla zawsze chciała,by została na Białej Ziemi,bezpieczna. Widocznie, Lara wybrała inną drogę.
Msimu przytulił się do partnerki ,by ją pocieszyć.
*
Hodari wpatrywał się w tafle wody nad wodopojem.Nie chciał siedzieć w jaskini i słuchać opowieści Wise o podróży. W jego oczach migał smutek z powodu odejścia siostry.
Usłyszał kroki,ale się nie odwrócił. Poczekał,aż Kilio usiądzie obok niego.Lwica polizała go po uchu.
-Hodari, dla niej to lepiej.Spełnia się, robi to co kocha.
-Ale nie ma mnie przy niej,-szepnął czarny,-skąd mam wiedzieć,że jest bezpieczna?-spojrzał w oczy Kilio II, -od zawsze była przy mnie, broniliśmy się nawzajem. Co ja teraz zrobię?
Kilio westchnęła. Wtuliła się w partnera.
-Znajdziesz swoją drogą.Tutaj, albo gdzie indziej. Zawsze pójdę z tobą.
Hodari przejechał językiem po jej uchu. Pocieszyła go, chodź żal po odejściu siostry pozostał.
Kilio spojrzała na niego.
-Dziękuję,-szepnął lew,mocniej ją obejmując.
-Wiesz,Hodari,myślałam o naszej przyszłości,-powiedziała poważnie,-czy chcesz być ze mną na zawsze i mieć lwiątka?
Zadała mu pytanie, na które ani na chwile się nie zawahał.
-Tak.
Pocałowali się.
*
Kiedy Wise skączyła wszystko opowiadać, wszyscy wrócili do swoich obowiązków. Treningów,polowań i zabawy. Taje i Nyeusi postanowiły odpocząć na skałkach, natomiast Mto przeprowadzić patrol z lwią gwardią.Musieli jakoś pocieszyć Mię,która także straciła córkę. Maji trzymała się za to blisko Wise. Kion pożegnał się z rodziną,ale musiał wracać do Tęczowej Krainy.
Wise, Maji i brązowa lwiczka, położyły się na czubku Białej Skały, wpatrzone w horyzont. Akurat Ndoto i Nora mieli ważne sprawy do uzupełnienia, a Kisu wybrał się na zwiady do medyków,czy nic im nie potrzeba. Mogły więc odpocząć.
Zunia usiadła, spojrzała mrużonymi oczami na horyzont. Biała Ziemia mieniła się w słońcu.Wyglądała przepięknie. Zwierzęta poruszały się w swoich kierunkach, a lekki wiatr musnął jej pyszczek.
Zunia uśmiechnęła się.
-Mamo, a jak będzie w Tęczowej Krainie? Czy będzie tak piękna jak Biała Ziemia?
-Mówiłam ci córeczko, nie wiem,jaka teraz jest.Sama będziesz musiała to odkryć.-Wise także usiadła, by ogonem dotknąć córki, -skarbie, długa nas droga czeka.Kocham cię ,skarbie.
-Ja ciebie też,mamo.
-Ale chyba nie ruszacie w tej minucie,-zaśmiała się Maji, liząc siostrzenicę po główce,-może pójdziemy na spacer?
-Świetny pomysł,-przyznała Wise.
Zunia pokiwała energicznie głową.
Trójka lwic zeszła z Białej Skały.
*
Gwiazdy mrugały pięknie, na granatowym niebie. Było to już długo po nocy,kiedy stado spało. Lajla wpatrywała się w gwiazdy. Czy jej córka także w nie patrzyła? Lajla uśmiechnęła się smutno.Tęskniła za swoją małą. Przypomniały jej się wszystkie chwile z podobną do siebie lwiczką, własną ukochaną córką.
Kolejna gwiazda mignęła i Lajli wydawało się,że to Moto mówi córce, by się nie martwiła, bo czuwa nad nimi. Lajli to trochę poprawiło humor. Położyła się wygodniej, wyszukując kształtów na niebie. Ta noc była śliczna, nie mogła się zmarnować. Akurat z nieba spadała gwiazda.
*
Dzień później
Mwitu i Rihaya bardzo się zaprzyjaźniły. Zaczęło się od tego,że brązowa pokazała nowej towarzyszce całą Białą Ziemią, przedstawiła przyjaciół i spędzały długi czas na wspólnych posiłkach(oczywiście same polowały) oraz długo rozmawiały. Mwitu coraz bardziej obawiała się chwili, kiedy będzie musiała ruszyć na Lwią Ziemię. Odwlekała tą podróż. Polubiła Rihayę,stado białoziemców i oczywiście na samej Białej Ziemi czuła się bezpiecznie.
Tego dnia, obie lwice postanowiły zapolować na śniadanie.Obie śweitnie polowały,i nie potrzebowały dużej grupy, żeby złapać dwie zebry. Jedną postanowiły oddać Imani i Amarze, czyli prawie już bliskich porodu lwicą. Drugą zjedzą razem z rodzicami Rihayi.
Obie ciągnąć swoją zdobycz, zbliżały się coraz bliżej w stronę Białej Skały. Uśmiechały się do siebie.
Bora i Barafu byli zachwyceni polowaniem. Zjedli w czwórkę. Bora zagadywała przyjaciółkę córki. Dlaczego nie chce dołączyć do stada? Ma rodzinę? Jaki posiłek najbardziej lubi? Z kąt pochodzi? Czy wierzy w przodków? Za co polubiła ich córkę? i wiele innych....
Mwitu ze śmiechem odpowiadała na wszystkie.
Gdy Rihaya dokończyła posiłek, zaproponowała Mwitu,by poszły na spacer wraz z Kilio,Hodarim. Mwitu zgodziła się i obie wyszły.
Kiedy opuściły jaskinię, Barafu polizał partnerkę. Bora szepnęła mu do ucha, tak,by stado przebywające w jaskini nie usłyszało. Oboje siedzieli w koncie jaskini.
-Ta lwica jest taka podobna, do naszej...córki.
-Rihayi? No, może trochę,-odpowiedział Barafu.
Bora zmarszczyła brwi.
-Nie jej. Sun.
Barafu pokręcił głową. W jego oczach błysnęło zdziwienie.
-Bora, nasza Sun ... nie żyję. To jest pewne.
Bora westchnęła.
-Nigdy w to nie uwierzę.
Wstała i nie czekając na reakcje partnera, wyszła z jaskini.
Od razu poraziło ją dzienne słońce.Bora musiała więc zmrużył oczy. Na szczęście, szybko się przyzwyczaiła i już biegła w stronę wodopoju. Postanowiła bliżej poznać przyjaciółkę jej córki, zaprzyjaźnić się z nią. Może zostanie w stadzie? Chciała by Rihaya miała bliższą przyjaciółkę. Kilio miała Hodariego, a Lary już nie było.
Bora ,najszybsza z Lwiej Gwardi, szybko znalazła się na miejscu. Od razu dojrzała wesoło bawiące się lwiątka ,więc się uśmiechnęła.Zawsze chciała rodzinę i ją dostała.
Na chwile pomyślała o matce.Jak bardzo chciałaby,by ona wciąż żyła.I mogła jej teraz pomóc.
Bora cicho westchnęła i ruszyła dalej biegiem w stronę sawanny. Najlepsze jest to,że mogła biec długo i się nie męczyć. Czasem żartowała sobie z Bahatim,że urodziła się gepardem w lwiej skórze.
*
Tym czasem na granicy, w Białą Skałę wpatrywała się lwica.Rudą sierść lekko powiewał wiatr. Lwica zmarszczyła nos. Poszła tutaj za zapachem. Na szczęście nie było deszczu. Warknęła pod nosem..Biała Ziemia, to ona odebrała jej Hasirę. Lwica nie zapomniała,że dalej jest szpiegiem, chodź teraz Sawy, to zapewniało jej ochronę. Lwica obawiała się od początku. Mimo choroby ruszyła za swoją córką, byle ta nie dotarła do swojego prawdziwego "ja". Ruda mocno zacisnęła zęby, by przekroczyć granicę.
Lwica przemykała między wysokimi trawami,by pozostać niezauważoną. Na jej nieszczęście, Bora także tamtędy biegła i obie się zderzyły. Bora,gdy spostrzegła nieznajomą, wystawiła pazury.
-Kim jesteś?-dodała poważnie,-czy przybywasz by porozmawiać z królową Norą? Szukasz domu?
Lwica była strasznie chuda. Jej brązowe oczy przykrywała mgła. Bora zauważyła jednak,że lwica wysuwa pazury.
-Niczego od niej nie chce. Poza tym, Nory? A gdzie jest Wise?
-Wise już nie rządzi..-dodała Bora podejrzliwie.
Ruda otworzyła szerzej oczy.Musiała to przekazać Sawie! Dostanie awans..
-Właściwie, to szukam córki. Mwitu. Czy nie przechodziła tędy?
-O, przechodziła. Nawet się zatrzymała. Zaprowadzę cię,-mruknęła Bora,-a właściwie, jak się nazywasz i z kąt pochodzisz?
-Z...-lwica zawahała się,-..z Lwiej Ziemi. Tak. Nazywam się Shetani,-z tym ostatnim to nie skłamała. Bora poprowadziła ją w stronę horyzontu. Najpierw skałek, chodź nie miała gwarancji ,że tam zastanie złotą.
Spojrzała uważniej na lwice. Spodziewała się,że ta będzie miała złotą sierść, albo chociaż jasnoniebieskie oczy. Ale może Mwitu przypominała ojca.
-A kto jest jej ojcem?
Lwica zatrzymała się gwałtownie.
-Cóż to za pytanie.
-Przepraszam, po prostu bardzo różnicie się sierścią,-powiedziała Bora.
Shetani westchnęła.
-Moja córka została przezemnie znaleziona i od tego momentu,stała się moją rodziną.
Oczy Bory zabłysły. Oczywiście Shatani nie wiedziała,że lwica która przed nią stoi, może być tym,kogo się obawiała. Może na starość, myślała bardziej luźnie.
Bora pochyliła przed nią głowę.
-Moja córka, Sun, została porwana gdy była lwiątkiem,-Bora spojrzała na nią.Jej oczy błysnęły nadzieją.-I wyglądała tak samo.Czy to możliwę,że obie Mwitu i Sun to ta sama osoba?
Shetani prychnęła. Nagle ogarnął ją strach.
-Nie.
-Ależ..to możliwę,prawda?
Shetani warknęła.
-Nie interesują mnie twoje prawdy,Bora. To moja córka ,moje lwiątko.-wystawiła kły,gotowa do walki.
Bora zmarszczyła brwi.
-Nie mówiłam jak mam na imię.
Tym zagięła Shetani. Bora było żadkim imieniem. Najszybsza wystawiła szybko pazury, akurat w momecie, kiedy nieznajoma na nią skoczyła.
Obie lwice potoczyły się po ziemi, mocując. Pazury przejerzdzały po sierści, krew tryskała na boki. Obie gryzły się i drapały z zaciekłością i nienawiścią. Borze przypomniały się wszystkie miesiące, które przepłakała za córką. A w rudej lwicy zagościł gniew, że może stracić Mwitu i co najważniejsze-może zemścić się na Wise.
Lwica mocniej ugryzła Borę w bark i mocno kopnęła ją w brzuch .Bora poleciała dalej, ale szybko się podniosła. Siniaki ją bolały,ale nie zamierzała zaprzestawać.
Skoczyła ku lwicy i obie dalej z szaleństwem gryzły się, aż do kości i krwi.
Tym czasem, Mwitu przechodząca obok z Rihayą, zatrzymała się. Obie chciały skoczyć do walki,ale każda za inną lwicę. Rihaya za Borę, Mwitu za Shetani. Złota zatrzymała się jednak wraz z brązową, gdy z ust Bory wypłynęły słowa.
-To moja córka. Drugi raz jej nie stracę.
Obie cofnęły się, by wszystkiego wysłuchać.Sun poczuła dziwne ukucie.
Bora rzuciła się znów na lwice, ugryzła ją w łapę i pograpała plecy. Ruda syknęła z bólu. Była coraz słabsza,ale nie zamierzała się poddać. Odkoczyły obie od siebie.
-To moja córka.Drugi raz jej nie strace.
-Mwitu jest moja. Będzie walczyć za mnie.
-Porwałaś ją!
-Nie ja. Kiedy tylko się ciebie pozbędę, zabiorę ją.Jest moja, słyszysz?!
-Nie pozwolę na to,-warknęła Bora.
Niespodziewanie, Shetani na nią wskoczyła, przycisnęła mocno do ziemi, pazurami przejerzdzając po jej łapach.Bora syknęła z bólu, gdy pazury lwicy wbijały się z wolna w jej szyję.
-Johari jest starsza, jej serce pokryła zemsta, zniszczy wkrótce Białą Ziemię,a Mwitu stanie po jej stronie.
Wbiła pazury w Borę. Lwica zamknęła oczy, powoli odchodząc. W tej chwili, Rihaya skoczyła na lwicę i ją odepchnęła. Mwitu spoglądała niedowierzająco w rudą i z ogromnym bólem.
-Czy ty kiedyś mnie kochałaś?
-Oczywiście, że tak,-mruknęła ruda,-a teraz wracamy! Raz na zawsze.
-Pochodzę stąd prawda? Zabrałaś mi prawdziwą rodzinę i siostrę!
-Nie chce tego słuchać,Mwitu. Wracamy!
-Nie nazywam się tak.-warknęła,-radzę ci odejść, ja zostaję.
Shetani poczuła ogromny gniew, wystawiła pazury skąpane w kroplach krwi.
-Skoro tak, to zginiesz jak oni. Zdrajca.
Może i Shetani kochała Mwitu,ale w tej minucie, szał był za duży.Skoczyła ku niej,z zamiarem pozbycia się lwicy.Odejdzie jako jej córka. Tylko jej kochane lwiątko.
Bora mimo braku sił, skoczyła ku lwicy. Poczuła silniejszą moc, jakby Kilio czuwała teraz nad nią wraz z Busarą.
Bora zderzyła się z rudą i z całej siły, ugryzła ją w krtań,odbierając jej życie. Po raz pierwszy kogoś zabiła.
Ciało Shetani padło z trzaskiem na ziemię.
Oczy Mwitu błysnęły żalem. Mimo wszystko tęskniła za matką.
Bora miała informacje o jakiejś lwicy, która może przydać się Wise i do tego,odzyskała córkę. Spojrzała na Mwitu...nie, Sun! oczami pełnymi miłości. Rodzina była w komplecie.
W tym samym momencie, upadła na ziemię. Rihaya i Sun podbiegły do niej, przerażone. Lwica umierała, musiały szybko działać.
*
Barafu nie mógł uwierzyć,kiedy Rihaya mu o wszystkich opowiedziała. Wise, Taje, Kisu, Nora stali przed jaskinią, pilnując, czy Bora przeżyję. Wise i Taje wymieniły spojrzenia. Córka ich przyjaciół..taka młoda i odważna, nie mogła po prostu odejść. Bahati także czuwał,nad ukochaną bliźniaczą siostrą. Żałował,że go wtedy nie było. Barafu stał obok niego,ale co jakiś czas spoglądał na córki. Bora miała rację. Odzyskali córki. Rihaya i Sun przytulały się do siebie,by się wspólnie wspierać. W myślach Sun wciąż buzowało. Straciła matkę, dowiedziała się,że całe jej życie było kłamstwem, odzyskała rodzinę i nie mogła stracić teraz kolejnej mamy.
Barafu także tak myślał. Spojrzał na niebo i bezgłośnie się pomodlił.
*Przodkowie proszę, nie odbierajcie mi Bory. Nie teraz,kiedy w końcu odzyskaliśmy Sun.
*
*
Co z Borą?
*
*
*
*
Matibabu pochyliła się nad ciemnozłotą lwicą. Bora właśnie się przebudzała. Dalej czuła obecność swojej matki i ojca. Spojrzała błyszczącymi oczami na Matibabu. Szara westchnęła z ulgą.
-Dobrze,że się obudziłaś. Bałam się,że nie żyjesz.
-Miałam umrzeć,ale mama odesłała mnie,-Bora podniosła się,mimo sprzeciwu medyczki. Jej rany były przykryte grubą warstwą maści.
Bora spojrzała na Matibabu z błyskiem w oczach i determinacją.
-Dziękuję.Ale czy możesz teraz zawołać moje córki i Barafu?
Matibabu postanowiła spełnić jej prośbę. Niemal od razu,lew znalazł się przy ukochanej i całował ją z miłością.Bora uśmiechała się i śmiała,jak to optymistka.
-Dobrze się czujesz? Przynieść ci wody? Boli cię?-pytał zatroskany.
Bora ucałowała go.
Rihaya przytuliła się delikatnie do matki. Natomiast złota wpatrywała się w ten szczęśliwy obrazek. Czy miała teraz zapomnieć,że Shetani nie żyję.
Gdy tylko wszyscy,nawet medyczka na nią spojrzeli,wiedziała już ,jaka jest odpowiedź: Tak, to była jej prawdziwa rodzina.
I już zdecydowanie za długo na siebie czekali.
To to sny chciały jej przekazać.
Sun skoczyła w ich kierunku i cała czwórka przytuliła się mocno,z czułością lizac po uszach.Byli w komplecie.
Cześć. Macie drugi rozdział dzisiaj. Dajcie komentarze za to moje niewyspanie xd.
Bora, w początkowych planach miała nie przeżyć ataku Shetani, ale pomyślałam,że niech pozostanie przy życiu.Emilka ,nie bądź okrutna.
Cieszycie się ,że Sun wróciła? przed nią na pewno długa droga. I czy smucicie się tym,że Lara została na Nowej Ziemi? Jest wam szkoda bardziej Lajli czy Hodariego?
Na razie to tyle.Mam bierzmowanie w piątek,więc w sobotę będzie możliwe tylko jeden rozdział-zobaczymy. I urodziny nie długo ! c: 27,możecie złożyć życzenia,będzi mi miło ^^
Pozdrawiam was bardzo cieplutko i życzę miłej nocy/dnia.
~Emilka Uru,autorka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz