czwartek, 9 stycznia 2020

Fragment rozdziału 154

Kukaa wyszła z jaskini. Podobno Mfalme i Zawadi, kręcili się jeszcze wokół wodopoju, doglądając ostatnich spraw. Złocista lwica chciała do nich pójść. Nudziło jej się, czuła się chwilowo niepotrzebna w jaskini, a nie chciała irytować Mii. W końcu matki po porodzie, bywały niestety strasznie wyczulone. Powoli kierowała się w stronę schodków. Ciąża rozwijała się dobrze, termin porodu był tuż-tuż. Brzuch doskwierał lwicy, będąc ciężkim od noszonych pod sercem istotek. Dysząc ze zmęczenia, zatrzymała się na kilka minut. Przez ciążę dużo jadła, sypiała, miała wahania nastroju, ale mimo zmęczenia i małej paniki, przez czekający ją ciężki poród, nie zamieniłaby tej chwili na żadną inną. Przejechała delikatnie ogonem po dużym brzuchu.
-Wymykasz się?
Zastrzygła uszami, słysząc znajomy głos.
-Idę nad wodopój. Nie martw się, nic mi się nie stanie.
Usłyszawszy złośliwe parsknięcie za swoimi plecami, odwróciła pośpiesznie głowę. Lwica wpatrywała się w nią, z wrednym uśmiechem na pysku. W jej oczach błyszczało coś, czego Kucee nie było dane nigdy zobaczyć. Nienawiść, stanowczość, zazdrość. Wyczytała to po jej spojrzeniu, mimo iż Giza odwróciła głowę, mrużąc oczy.
-Nie przejmuję się twoim losem. Najchętniej osobiście zepchnęłabym cię z Białej Skały, pozbywając się raz na zawsze tych okropności, które rosną w twoim brzuchu.
Królowa zachłysnęła się. Oddech ugrzązł jej w gardle, serce zabiło niespokojnie. Napięła mięśnie, instynktownie będąc gotowa bronić nienarodzonego potomstwa. Chociaż łapy miękły jej ze strachu i niepewności, starała się spoglądać prosto w oczy Gizy. Jasno brązowa lwicy wydała z siebie syknięcie, strosząc futro. Wysunęła pazury, zbliżając się do Kukii. Złota cofnęła się o krok do tyłu, nie bardzo mając drogę ucieczki.
-Dlaczego mówisz takie okropne słowa?-mruknęła Kukaa.-Czemu mnie nie lubisz?
Giza wybuchła krótkim, gorzkim śmiechem.
-Nie lubisz, to za mało powiedziane. Ja ciebie nienawidzę.-warknęła, będąc coraz bliżej. Przy tym wciąż mówiła na tyle ściszonym głosie, żeby zgromadzeni w jaskini, nie mogli jej usłyszeć.-Życzę tobie i tym bachorom jak najgorzej.
Zatrzymała się, stojąc pysk w pysk z Kukąą. Młoda królowa drgnęła, pod jej pełnym złości spojrzeniem. Stały naprzeciw siebie, z wysuniętymi pazurami, ukazanymi kłami, mierząc siebie wzrokiem, warcząc pod nosem. Kukaa czuła się niepewnie, ale była gotowa bronić swojej rodziny, z kolei Giza czekała na ten dzień bardzo długo.
-Odebrałaś mi wszystko
-Jak możesz tak mówić?-wysyczała Kukaa, niemal błagalnie. Brzuch był zbyt duży, by mogła zaatakować, czy odskoczyć, a stała tak blisko krawędzi...

1 komentarz: