piątek, 31 stycznia 2020

Rozdział 156 [maraton 3/10]


Mfalme zamrugał, wciąż spoglądając z czujnością i miłością na Kukkę. Złota lwica odwzajemniła uśmiech, już nie czując się zmęczoną. Skoro jej mama żyła, nie miała większych trosk, mogła cieszyć się z narodzin córeczek. Włożyła sobie trójkę lwiczek w łapy. Akurat były umyte, najedzone i wyspane. Malkia wtuliła się w łapę matki, mrucząc ze szczęściem. Maji smacznie spała. Zachowywała się tak niewinnie, nieskarana złem świata. Ostatnia z dziewczynek - Milele - spojrzała z zaciekawieniem na ojca, a jej pyszczek rozjaśnił uśmiech. Czy będzie czysta (od wszelkiego zła) jak mówiło jej imię? 
- Nie mogę się na nie napatrzeć, są takie słodkie, oraz piękne.-powiedziała z uczuciem Kukaa.
- Będziemy je chronić.-odparł Mfalme. Biały lew przeniósł wzrok na niebo. - Chyba powinniśmy już wracać, najdroższa. Lada chwila słońce będzie w zenicie, a chyba chcemy przedstawić nasze pociechy? 
- Tak, ale zostańmy jeszcze tutaj. Tu jest dobrze.
Złota lwica wtuliła się w futro partnera, gdy ten położył się bliżej niej. Ich ogony się ze sobą złączyły. Tej pięknej chwili nic nie mogło zepsuć, nawet głośne, zadowolone piski ich córek. Lwiczki widocznie nie miały powodu do smutku, pozostając pod uwagą rodziców. 

***

Młodzi władcy zdecydowali wreszcie, że pora wrócić na Białą Skałę. Najpierw jednak musieli udać się po pomoc medyczną, by upewnić się, że ich córki są zdrowe. Mfalme wahał się, czy nie poprosić o pomoc Matibabu, ale ostatecznie zrezygnował. Widok nieprzytomnej Amary, mógł tylko pogorszyć smutek jego ukochanej, a tym samym dzieci. Tego nie chciał. Dlatego w ostateczności, dwójka dorosłych lwów udała się w stronę baobabu. Biały lew niósł jedną córeczkę, natomiast złota lwica dwie pozostałe. Szli równym, acz niespiesznym krokiem, rozkoszując się promieniami słońca i swoją obecnością. 

Po drodze spotkali Adele. Białoziemka zatrzymała się na ich widok. W jej szeroko otwartych oczach, odbijało się zdziwienie. Lwica dopiero po kilku uderzeniach serca, zdecydowała się na uśmiech i skłonienie głowy. Mfalme posłał jej wymowne spojrzenie. Chciał by odwołała patrole poszukiwawcze. Król, królowa i księżniczki, udali się w dalszą trasę, natomiast Adele pośpieszyła wykonać rozkaz. Na szczęście wszystkie grupy poszukiwawcze znalazła dosyć szybko. Każdego lwu ulżyło, że młoda matka się znalazła, a tym bardziej, iż urodziła trójkę lwiątek. 

***

Szaman  mruknął coś niezrozumiałego pod nosem,  gdy kolejny raz tego dnia, nie udał mu się malunek. Albo wychodziły zbyt krzywe łapy, albo za małe głowy. Rafa nie mógł też powstrzymać drżących rąk, a wraz z każdym kolejnym dniem, uświadamiał sobie coraz bardziej, że pomału nadchodzi jego koniec w Kręgu Życia. Westchnął ponuro. Nie chciał zostawiać Matibabu samej, zwłaszcza, gdy przodkowie zwiastowali, niezbyt ciekawy czas dla Białej Ziemi. Liczył na to, że jeszcze kilka lat  pożyje. 
W baobabie panował ład i porządek. Wszystko było na swoim miejscu. Mikstury, fiolki, puste skorupy żółwi, farba, leżały na swoim miejscu, natomiast owoce, z których miał przygotować kolejne barwy, spoczęły blisko legowisk, przygotowanych dla pacjentów. Ściany baobabu pokrywały najróżniejsze rysunki. Rafa zamierzał dzisiaj dorysować pod wizerunkiem Mfalme i Kukii, trójkę lwiczek, o których pojawieniu się na świecie poinformował go wiatr. Nawet nie sądził, że stanie się to tak szybko. Przynajmniej królowa wróciła cała i zdrowa, nie wątpił też w to, że lwiczki zyskały szczęśliwą rodzinę. Jednak szaman świadomy był tego, że cała historia mogła się gorzej zakończyć. 
Odkąd z tego miejsca odeszła szara lwica, nie miewał często gości. Zaskoczony odwrócił głowę, upuszczając swoją laskę, gdy cichy odgłos wspinaczki dotarł do jego uszu. Rozłożył ręce, witając nowych potomków rodu Wise. Kto by pomyślał, że biała lwica stworzy z niczego taką potęgę? 
- Witajcie! Jak mogę wam pomóc?-zwrócił się do władców.
Mfalme i Kukaa znajdując oparcie dla łap, uśmiechnęli się pogodnie do szamana Białej Ziemi. Baobab był wysoki, ale przynajmniej mogli się czuć tutaj bezpiecznie. Podeszli spokojnie do jednego z liściastych posłań, gdzie odłożyli swoje największe skarby, żeby lepiej zwrócić się do mandryla. Rafa znalazł się błyskawicznie przy ich boku.
- Witaj, Rafo. Mógłbyś przebadać nasze córki i powiedzieć, czy są zdrowe?-spytał uprzejmie Mfalme. Machnął niecierpliwie ogonem, czekając na odpowiedz szamana. Widać, że martwił się o dzieci. 
Rafa krótko skinął łebkiem, zanim przycupnął przy maluchach, najpierw im się przyglądając, żeby następnie zabrać się za badanie. Sprawdził ich wielkość, reakcję na piórko (żeby mieć pewność, że potrafią piszczeć, przyłożył po prostu pióro do ich nosków), czy łapki nie są za krótkie i kilka innych rzeczy, zanim zmarszczył brwi zamyślony. 
- Ta najmniejsza mnie niepokoi. 
- Problem z oddychaniem?-pomału spytał biały lew, podczas gdy przerażona Kukaa szerzej otworzyła oczy. Kiedy jednak szaman pokręcił głową, westchnął. - Co zatem dolega mojej córeczce? 
- To są na razie tylko przypuszczenia, zwyczajny niepokój. Wydaję mi się, że może mieć problemy ze wzrostem, w lepszym wypadku kilka alergii.  Ale to się dopiero okaże, gdy będzie starsza, na razie nie wpadajcie w panikę!
Zawsze mogło być gorzej...
Trójka lwiczek zaczęła piszczeć, chcąc zwrócić wszystkich uwagę. Kukaa z lekkim uśmiechem na złotym pysku, przyciągnęła swoje kruszynki bliżej ogonem, po czym spojrzała z powagą na partnera. 
- Będziemy na nią uważać.-obiecała lwica. 
- Nie wątpię w to. Odpocznij królowo. Mogę dać ci zioła wzmacniające.
- To nie będzie konieczne, dobrze się czuje...-zapewniła złota lwica. 
Jednak mimo jej nalegań, dostała trzy małe listki, które miały powiększyć jej siły. Mfalme odczekał, aż ukochana zje, po czym schylił z szacunkiem głowę przed szamanem. 
- Dziękujemy za pomoc. 
Lew chwycił ostrożnie dwie lwiczki, natomiast Kukaa delikatnie podniosła Maji, po czym skierowali się w stronę wyjścia z baobabu, zamierzając powrócić na Białą Skałę. 
Rafa spoglądał za nimi, gdy odchodzili, by po kilku minutach powrócić do swojej pracy. Księżniczki były przepiękne i oby jego malunek okazał się bliski ideałowi. Wiatr niespokojnie się zerwał, jakby coś miało się wkrótce wydarzyć, ale Rafa nie odczytał znaku...

***

Ostrożnie schyliła głowę. Lewek pisnął niezadowolony, gdy został polizany po sierści i niemal od razu odskoczył, rzucając swojej matce oburzone spojrzenie. Wybudziła go z przyjemnej drzemki, tylko po to, by nie dać mu zregenerować sił, a kolejny raz pokazać, że ma brudne futerko. To, że skończył się bawił, nie oznaczało, że od razu ma być czysty! 
Giza wywróciła z rozbawieniem oczami. 
- Od spania jest noc. 
- Mogę wrócić do reszty?-spytał lewek, marszcząc brwi. 
Lwica otworzyła pysk, zamierzając odpowiedzieć młodzikowi, gdy do jaskini weszła jej siostra. Ciche, spokojne kroki Adele sprawiły, że Giza momentalnie przestała jeżyć sierść, by obdarzyć siostrę uśmiechem. Musiały trzymać się razem. Były przecież trójką cudownych sióstr, mających ze sobą wielką więz i cokolwiek się miało wydarzyć, zaufanie było podstawą ich relacji.  
- Cześć, Adele. Coś się stało? 
- Przyszłam odpocząć.-mruknęła lwica, od razu podchodząc do siostry, by zetknąć się z nią nosami na powitanie. Usiadła obok lwicy, posyłając jej wesoły uśmiech. W jej ślicznych oczach błyszczały iskierki. - Wiesz, że Kukaa urodziła? Cudowna wiadomość. 
Giza prawie zakrztusiła się powietrzem. Miała ochotę zwymiotować. Na jej pysku powoli rysowały się różne emocje. Od zaskoczenia, smutku, rozczarowania, po coraz bardziej narastający gniew i nienawiść. Prychnęła pod nosem, szybko odwracając głowę, by nie spoglądać na siostrę. Jakby jej widok, był teraz najgorszym cierniem w łapie. Wbiła pazury w ziemię, nie mogąc się uspokoić. Ten kłak ponownie wygrał?! Urodził królewskie lwiątka, dzieci które zdobędą potęgę i szacunek!  A to przecież należało się jej, oraz jej synkowi! Oni byli szlachetniejsi. Warknęła pod nosem, mrużąc oczy. Gdyby zauważyła w tej chwili tą złotą pokrakę, zapewne rzuciłaby się jej od razu do gardła, nie zważając na rangę lwicy. 
- Siostro.-wzrok Adele stał się bardziej stanowczy. Giza rzuciła jej spojrzenie spode łba, zauważając przy okazji, że tamta również wyprostowała pazury. - Przestań. Twoja zazdrość nie ma sensu. 
- Łatwo ci mówić. Ty nigdy nikogo nie kochałaś. Niczego nie straciłaś!-warknęła Giza, przyciągając do siebie ogonem syna, by był bliżej jej. 
We wzroku Adele odbił się ogromny smutek, którego jednak Giza nie zauważyła, skupiona teraz na swojej latorośli. 
- Mam tylko jego... i muszę doprowadzić do tego, żeby został królem. Cokolwiek się stanie. Słyszysz, Daho? Musisz być kimś. Musisz sprawić żebym była z ciebie dumna. Musisz zostać królem. 
Syn Nguvu, otworzył szerzej ślipka, nie do końca rozumiejąc zamiary matki. Posłusznie jednak skinął głową. Przecież bycie władcą stada jest fajne. Zasługiwał na to!  
- A teraz przepraszam, ale obiecałam synowi, że nauczę go polować.-mruknęła Giza, podnosząc się z miejsca. 
Razem z Dahą przekroczyli próg jaskini, udając się od razu na sawannę, jeszcze zanim Adele zdążyła się odezwać. Pomarańczowa siedziała wyprostowana, spoglądając w ślad za nimi, zanim położyła się znudzona, kładąc głowę na łapach. 
- Masz większe szczęście niż sądzisz, kreci bobku.-szepnęła, przymykając oczy i pozwalając porwać się marzeniom. 

10 komentarzy:

  1. Super rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^
      Cieszę się, że rozdział się spodobał.

      Usuń
    2. Tak bardzo, najpierw czytałam twoje książki na Wattpadzie a teraz tu.

      Usuń
    3. :) Czekam na następne rozdziały. Życzę weny.

      Usuń
  2. Księżniczki są prześliczne! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak dorastają. Czekam też na to jak będzie się rozwijać akcja z Gizą. Mam pytanie kiedy dodasz synów Mii i księżniczki do bohaterów? Pozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ^^
      Z księżniczek będą małe łobuzy. Z Gizą będą problemy, ale jeśli los białoziemcą pomoże, zostaną szybko rozwiązane. Odpowiadając na twoje pytanie, postaram się to zrobić jak najszybciej. Również serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  3. *otwiera konsolę*
    *wstukuje kod: KILL GIZA*
    *próbuje użyć kodu jeszcze z tysiąc razy dla pewności*
    *zamyka konsolę*
    Rozdział jest na prawdę dobry. Mam nadzieję, że Giza nie spełni swoich zamiarów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Giza może jeszcze zaskoczyć. Raczej tak szybko nie nadejdzie jej koniec. Dziękuję za komentarz ^^

      Usuń