sobota, 24 marca 2018

Rozdział 89

Wiał lekki wiatr.Grzywa Kiona falowała powolutku,niemal niewidocznie.Lew czekał na kogoś.Dopiero po upływie sporego czasu,zauważył kształty na horyzoncie.Wyszedł z kryjówki w wnętrze drzewa.Skłonił głowę na powitanie.Kilio odpowiedziała tym samym.Busara,Nyeusi i Mto patrzyli tylko obojetnym wzrokiem.Mimo iż nie czuli już takiej wrogości,woleli być ostrożni.Na samym początku,nie pasowało im,że lew przychodzi potajemnie na granice,ale Kilio przekona ich,że chce go sprawdzić,nim zacznie przekonywać do lwa Wise.
Kion westchnął:
-Dobrze,że już jesteście.Mam straszne wieści.
-Straszne? Więc mów od razu,-odparła pewnie Kilio
-Wasi nastolatkowie musieli przechodzić przez Tęczową Kraine,-wszyscy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Głównie Kilio z Busarą,wiedzieli otóż,że mogło chodzić o ich syna.-Matka uwięziła tych białych.Ale wszyscy uciekli,tylko wie,że zmierzają do Ziemi Gwiazd.
-Ziemi Gwiazd? To już blisko Białej Ziemi,-ucieszył się Mto
-Skąd to wiesz?-spytała nieufnie Nyeusi
-Nye,jestem przecież ich królem.Chodź matka ma widać większe wpływy,skoro więziła ich bez mojej wiedzy.Ja bym tego nie zrobił,ukazałem już strażników.
-A matkę?-spytała Kilio,nim prychnęła,-"wielką Uzuri"
-Wiesz,że nie skrzywdze jej.To moja matka.Mimo wszystko,-mówił dalej,-Dicky wróciła już na Tęczową Krainę,ja też często wracam.Wiecie,rozwiodłem się z Dicky,tak jak wcześniej chciałaś Kilio i tak jak ja tego chciałem.
Kilio tylko uniosła brwi do góry.
-To dobrze...Ale nie myśl,że to wystarczy.
-M-mam pytanie,-zawahał się,-czy te białe lwy,to dzieciaki Wise.Podobno była ich trójka.
-Trójka?-zdziwił się Busara,-Wise ma czworo lwiątek.Dwie córki i dwóch synów.
-Rozumiem,-skinął głową lew.Kilio mówiła,że partner Wise,Moto,nie żyje,ale i tak zdziwił się,że mieli potomstwo.On sam nie chciał go posiadać.Spojrzał w oczy ciemnozłotej.
-Możecie mi zaufać.Ja chce tylko dobra dla moich przyjaciółek.
-Dobra? Dobra? Zastanów się lepiej,czy chciałeś tego ...-Nyeusi nie dokończyła,gdyż przerwał jej złowrogi wzrok Kilio.
-Taak,już tłumaczył.Ciągle te same śpiewki,-nic więcej nie powiedziała.

Kilio wolała po spotkaniu z Kionem,udać się porozmawiać z Isaką-przybranym kuzynem.Poprosiła Busare by jej towarzyszył.Po krótkiej wędrówce,spotkali złotego lwa wraz z Idią,nad łaką.Obserwowali bawiące się w oddali lwiątka.Kilio podeszła do nich szybko.Spojrzeli na nią zdziwieni.
-Cześć Kiki,-przywitał się Isaka
Kilio przewróciła oczami.
-Cześć Is,jeszcze raz nazwiesz mnie Kiki,a zagryże ci te piękne łapy.
Lew zaśmiał się.Córka Taje usiadła.
-Idziemy dzisiaj na polowanie?
-Niepotrzebnie.Mamy jeszcze zwierzyny.Jutro rano na zebry,-powiedziała Kilio,jak przystało na jej stanowisko.Kiedy Idia skinęła głową,Kilio zwróciła się do Isaki.
-Możemy porozmawiać? ...na osobności
-No pewnie,-ucieszył się.Polizał Idię w policzek,nim odszedł za przybraną kuzynką.Usiedli trochę dalej.W oczach Kilio błysnął smutek.
-Słyszałeś,że Kaja odeszła?
-Poszła tylko odwiedzić dawne znajome.Tak mi mówiła.
-Nie wróci,Is.Jej droga w Kręgu Życia dobiegła końca.
Isaka wybałuszył oczy.
-D-dlaczego t-tak myślisz?
-Powiedziała mi,-powiedziała cicho Kilio,-i prosiła bym się tobą opiekowała.Nie...nie czuj do niej żalu,każdego podróż w końcu przemija ,a słońce zachodzi.Tak jak u mojego ojca i biologicznej matki.
-Rozumiem,-spojrzał na własne łapy.
Kilio przytuliła go
-Nasza droga się dopiero zaczęła.I jeszcze będzie trwać.

Isaka nagle gwałtownie odkleił się od ciemnozłotej.Wpatrywał się badawczo w jeden punkt.Kilio też więc spojrzała w tamtym kierunku.Ktoś nadchodził.Jasne kształty,różnych wielkości,a było ich czwórka-zbliżali się w stronę Białej Skały.
Kilio przystąpiła kilka kroków do przodu.
-Pójdę po Wise.Pilnujcie lwiątek.
Puściła się biegiem w stronę wodopoju,gdzie musiała przebywać Wise.

Akurat rozmawiała z Maji,własną siostrą,kiedy Kilio do nich podeszła.Na widok Maji,chciała warknąć.Nie znosiła lwicy.Zachowała jednak spokój.
-Wise,jakieś lwy zmierzają w stronę naszej ziemi.
Wise i Maji momentalnie wstały.
-To może być znów Kion,-powiedziała Maji.
Kilio zmierzyła ją wzrokiem.
-Kion napewno nie chciałby teraz źle dla Wise.Był wtedy lwiątkiem,myślę..myślę że się zmienił.Że nam nie zagraża.
Wise spojrzała na nią badawczo.
-Kilio,nie bądź tego taka pewna..
-Dzieciństwo i niewinność minęła,ale przecież każdy zasługuje na drugą szanse,prawda?
Wise nie odpowiedziała,gdyż Idia podbiegła do niej.
-Królowo ciociu,to nikt obcy.To nasi wrócili!
***
Doszły do granicy.Granicy z ich ojczyzną.Białą Ziemią.Znajome zapachy napłynęły szybko,tak za nią tęskniły.Pewnym krokiem,cała grupa zeszła ze zbocza i zaczęła iść ku Białej Skale.

Wise
Biegłam szybko.Z resztą Idia,Maji i Kilio też.Oczekiwał na nas Isaka,wraz z zaciekawionymi lwiątkami.Przed nimi stała czwórka lwów.Zdziwiłam się bardzo,widząc lwa i lwiątka.Nie znałam ich.Chodź...mogłam się domyślić,kim jest lwiątko.Jasna sierść,to samo spojrzenie-była to córka Mii.
Mia i Bora,spoglądały na wszystko z uśmiechem.Maji przybiegła do przybranej córki i szybko ją przytuliła.Bardzo ją kochała,chodź nie była jej biologiczną córką.Coś szepnęła jej do ucha,bo młodsza z lwic uśmiechnęła się radośnie.Może chodziło o ciąże Shani? 
Kilio także podbiegła do córki.Przytuliła Borę matczyną miłością.Ja,podeszłam do lwiątka.Przyjrzałam się małej.Miała zielone oczy,jasną sierść,czarny nosek i jedno ucho ciemnobrązowe.Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Jak się nazywasz,mała?
-Jestem Mady,-odpowiedziała lwiczka czysto.Mogła mieć jakiś miesiąc lub o wiele więcej.Stała pewnie na łapkach,chodź widać było,że nie wie co się dzieję.
Nie czułam do niej nienawiści.Brałam ją za córkę,tylko i wyłącznie-Mii.Cieszyłam się,że lwica będzie miała swoje maleństwo.Chodź narazie Lwia Gwardia nie istniała,skoro Koda i Bahati służyli w niej tylko.Shani musiała oczekiwać narodzin lwiątka,a Mia też powinna opiekować się córką.
Propo Mii..-lwica odwróciła się w naszym kierunku i szybko podeszła.Polizała córeczkę po głowie.Maji potrzyła na to wszystko zdziwiona,nim zrozumiała,kim jest maleństwo.Mia spojrzała na mnie fioletowymi oczami,iskrzącymi z radości,po powrocie na naszą ziemie.
-Królowo Wise,to jest...
-Mówiłam,żebyś nie mówiła królowo,-zaśmiałam się,by się troche odstresowała,-to twoja córeczka,domyśliłam się.Jesteście bardzo podobne.
Maji polizała lwiczke także po główce,a ta zaśmiała się delitnie i radośnie.
-Nie było was bardzo długo,-powiedziałam,-ale cieszę się,że podróż minęła wam bezpiecznie i że jesteście znowu z nami.
-Działo się wiele pod naszą nieobecność?-spytała teraz Bora,oklejając się od Kilio,-bo u nas jak widzicie sporo..
-Opowiemy was wszystko później,-powiedział Isaka.
-Racja.Pewnie jesteście zmęczone podróżą,-powiedziałam z troską,-Kilio,Maji może wybierzemy się coś dla nich upolować?
-Brzmi bardzo dobrze,-powiedziała Maji,-cieszę się,że Mia jest już że mną i malutka..
-Mady.
-I Mady też,-zaśmiała się Maji.
-Boruś,twój brat i tata na pewno się ucieszą,że wróciłaś,-powiedziała Kilio,-Bahati strasznie się martwił,kiedy cię nie było.Teraz,kiedy Shani jest w ciąży..
-Oh! W ciąży? To cudownie,-uśmiechała się szeroko,-braciak się za mną stęsknił? Heh,już ja go wyściskam.
Dopiero wtedy dostrzegłam uważniej za jej plecami lwa.
Chrząknęłam.
-A to kto?
-To..-Bora podeszła do lwa.Polizała go w policzek,-mój partner.Z Rajskiej Ziemi.Poznajcie prosze Barafu.
-Witaj królowo,-skłonił się,-proszę o dołączenie do stada
-Chce tylko wiedzieć,czy będziesz wierny Białej Ziemi
-Będę,-wyprostował się
-Więc witaj w stadzie.Nie wątpie,że Bora cię później oprowadzi
Kilio chrząknęła.
-A ja sobie chętnie porozmawiam z panem Barafu.
Bora zaśmiała się.
-Poznaj Barafu moją mame,Kilio.Poczekaj jeszcze na spotkanie z bratem i ojcem.Chce także zobaczyć ich miny.
Barafu przewrócił oczami,Bora polizała go w polik.
*
Odeszłam troche dalej,kiedy poprosił mnie na strone Ikima.Zdziwiło mnie to,ale nie zamierzałam odmówić.Lwiątko spoglądało na swoje łapy,nim przeniosło wzrok na mnie.
Ikima jest synem Idii i Isaki.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Co tam Ikima?
-K-królowo Wise.
-Nie bój się,ja nie gryze,-zaśmiałam się cicho.Tym tekstem często rzucała Lea.Tęsknie za nią.Ciekawe co u nich? 
-Bo..ja słyszałem rozmowe na granicy.
-Kto rozmawiał?
-Nie wiem.Bawiliśmy się w chowanego i szukałem dobrej kryjówki.Wiem,że zabroniłaś królowo się oddalać,ale nie mogłem się powtrzymać.Ukryłem się w wysokiej trawie na granicy i wtedy usłyszałem kroki i głosy.Nie wiem do kogo należały,ale jeden zapach był opcy.
-Jakiś rozpoznałeś?
-Nie..czułem tylko trawę.Z rozmowy ich niewiele słysząłem,wiał wiatr-ale..usłyszałem,że Nora,Ndoto.Lajla byli w Tęczowej Kraini i..podobno ich uwięziono.A później udało im się uciec i tylko wiem tyle.
Poczułam jak serce mocniej mi bije.To były te przypuszczenia,coś zagrażało moim dzieciom?! Ulżyło mi to,że udało im się uciec.Ale czy byli ranni,zmęczeni,gdzie teraz byli?? 
Musiałam jednak się uspokoić,by nie straszyć lwiątka.
-Dziękuje,Ikimo.To co powiedziałeś,jest bardzo ważne.Ale lepiej bym tylko ja o tym wiedziała.I oczywiście,nie zbliżaj się więcej do granicy.To niebezpieczne miejsce...przynajmniej narazie,-łapą poczochrałam mu grzywkę.Zaśmiał się,-Idź się baw.Może później zabierzecie jeszcze małą Mady?
-To dobry pomysł!-krzyknął.Odbiegł szybko i radośnie.
Kiedy upewniłam się,że lwiątko już mnie nie usłyszy.Padłam na ziemie łzając.Moje dzieci! Nie mogłam ich stracić.Nie tak jak straciłam wszystko co kochałam (jeszcze nie wszystko).Mfalme..Nzuri..Moto..a nawet mame.Przeszłość..Niewinność...Nie mogłam stracić moich córek i synów.Zgodziłam się na podróż,bo im ufałam i dalej chciałam,że uda im się wrócić całym i zdrowym.
Otarłam oczy łapą,gdy usłyszałam ,że ktoś nadciąga.Wyprostowałam się.
Nyeusi spoglądała na mnie długo,stanowczym wzrokiem,nim zdecydowała się podejść.Usiadła obok mnie.
-Coś się stało,Nye?
-Martwię się o ciebie,-powiedziała spokojnie,-co się stało?
-Nic.
-Widzę przecież,-wyprostowała się,-Mów...proszę.
Spojrzałam na własne łapy.Mimo wolnie,opowiedziałam wszystko przyjaciółce,która ze zrozumieniem kiwała głową.
Nie powiedziałam jej tylko tego,co powiedział mi Ikima.Wyzaliłam jej się ,że wszystkiego.Z myśli o przepowiedni Matibabu(o tym lwie z czerwonymi oczami),o lwiątku z rykiem,o myślach z Kionem,o Hasirze,o strachu o dzieci, o strachu,że to wszystko się rozpadnie-odejdzie.Że spokój nigdy nie zapanuje..
Nigdy tego nie mówiłam-nawet Taje i Kilio.
Ale wszystkie myśli w jednym momencie musiały wybuchnąć.Te,co sprawiały,że ciężko mi było na sercu.
Nyuesi ,wbrew temu co myślałam,wbrew temu co pasowało do jej natury-po raz pierwszy mnie przytuliła.Poczułam niezwykłe ciepło.Nyeusi polizała mnie za uchem.
-Wiem,że się boisz,-szepnęła,-i masz prawo,nie musisz grać silnej.Chodź raz pozwól sobie na przerwę.
Spojrzałam na nią błyszczącymi i smutnymi niebieskimi oczami.Nyeusi uśmiechnęła się lekko.
-Nie powiem ci,nie martw się.Bo masz do tego wielkie prawo,ale pamiętaj,że co kolwiek się wydarzy,zawsze staniemy u twojego boku-jako przyjaciele.
Przytuliłam ją mocniej.
-Dziękuje Nyeusi,-szepnęłam.


Pozdrawiam c:

1 komentarz: