sobota, 31 sierpnia 2024

Historia lwa Sagi #1 Księciem być

💗 Historia lwicy Wise dobiegła końca. Udało się to zrobić tak, jak zaplanowałam, czyli przed zakończeniem wakacji. Zanim pojawi się ogłoszenie o oficjalnym końcu, chciałabym przedstawić wam historię potomka Wise. O tym lwie mówiła przepowiednia z epilogu. Sagę wymyśliłam kilka lat temu, jeszcze w trakcie aktywnego pisania. Zawsze mieliście go poznać dopiero po zakończeniu bloga o Wise. Saga miał być bohaterem własnego bloga, drugim głównym męskim (pierwszym jest Kifo). Historia Sagi otrzyma szansę na zaprezentowanie tutaj, jako taki specjał. Opowiadanie podzieliłam na części, więc jeśli macie ochotę, zachęcam do przeczytania. Pomocna będzie zakładka "Władcy Białej Ziemi"💗

Członkowie stada niecierpliwie oczekiwali na narodziny kolejnego potomka władców. Król Mwana i królowa Sarabi zdecydowali się powiększyć swoją małą rodzinę. Przez całą ciążę brązowa lwica była traktowana tak delikatnie, jakby była jajkiem. Partner oszczędził jej nawet słuchania raportów. Majordamuska Zizi przyjęła tą wiadomość z niezadowoleniem, twierdząc, że jej głos z pewnością zadziałałby kojąco. Lubiła królową Sarabi, zawsze otrzymywała od niej podziękowanie za wykonaną pracę. Król Mwana nigdy nie miał czasu na rozmowę z majordamuską o czymś innym niż raport. Był wiecznie zapracowany i rzadko bywał na Białej Skale. Odkąd zasiadł na tronie, wszędzie było go pełno, a każdy obowiązek wykonywał starannie. Był dobrym królem, dbającym o Białą Ziemię jak o najcenniejszy skarb. Oprócz raportów, patroli i rozwiązywania problemów królestwa, aktywnie udzielał się w radzie białoziemców i odwiedzał szkołę dla lwiątek. 
Pewnie miałby problem ze znalezieniem partnerki, gdyby nie umowa zawarta z Lwią Ziemią. Dwa najpotężniejsze królestwa weszły w sojusz dzięki małżeństwu króla Białej Ziemi z księżniczką Lwiej Ziemi. Sarabi była drugą córką tamtejszych władców. Mwana i Sarabi wspierali się i dbali o siebie, ale nie byli w sobie zakochani. 
- Jak tam przyszła mamusia? - radosny głos pomarańczowej lwicy przerwał ciszę panującą w jaskini. Sarabi podniosła zaspany wzrok na siostrę partnera. Kimbia uśmiechnęła się do niej szeroko, jak to miała w zwyczaju. - Nie mogę się doczekać, aż zdradzicie imię dla waszej córeczki.... albo synka. A może urodzi się ich więcej niż jedno? To byłoby świetne!
- Kimbia, pół tonu ciszej, Sarabi właśnie drzemała. - spokojny głos Maji zwrócił uwagę obu lwic. 
- Kiedy jestem taka podekscytowana, poród już niedługo. 
- Jak to możliwe, że główna lwica polująca nie potrafi zachować cierpliwości? - do jaskini weszła czarna lwica z białą plamką na nosie. Rzucała dłuższe spojrzenie dawnej księżniczce. 
- Sarabi nie jest antylopą czy zebrą, którą trzeba złapać. - odpowiedziała Kimbia. 
- Myślę, że ona teraz potrzebuje spokoju. - czarna lwica zerknęła w stronę królowej. - Chyba, że jesteś głodna, Sarabi?
Królowa wywróciła oczami.
- Przecież jadłam śniadanie. Ushauri zamiast się martwić, opowiedz mi lepiej, czy wszystko dobrze na granicy z królestwem?
Doradczyni westchnęła. Jej obowiązkiem było informować królową o wszystkich sprawach związanych z Białą Ziemią. Była nie tylko jej prawą łapą, ale również przyjaciółką. Odkąd Sarabi zamieszkała na Białej Ziemi, zawsze mogły na siebie liczyć. Czasami raporty składał także Bundi, ale on był akurat doradcą i bratem króla, za którym wiecznie musiał biegać albo go szukać. 
- Tak. Ostatnio coraz mniej intruzów kręci się w okolicach. Lwy i lwice walczące skutecznie ich przeganiają podczas patroli. Szczególna zasługa dla Vity i Taje za ich wyszkolenie. 
Sarabi kiwnęła głową i otworzyła pysk, chcąc zapytać o coś jeszcze, kiedy nagle poczuła ból. Syknęła, łapiąc się za brzuch. Oddychała ciężko. Wiedziała, że to już i że zaraz pozna swoje lwiątko. Kimbia od razu pobiegła po szamana, a najstarsza lwica w stadzie Maji opuściła jaskinię, chcąc powiadomić swojego syna. Ushauri została przy przyjaciółce, cały czas ją uspokajając. 
Obecnym szamanem był mandryl Mti. Zdobył szacunek białoziemców i królowa poczuła się bezpiecznie z myślą, że to właśnie on odbierze jej drugi poród. Na początek zadał kilka pytań, na które odpowiedziała krzywiąc się z bólu. O dziwo sam poród przebiegł całkiem szybko, chociaż boleśnie. Doświadczenie szamana i jego spokój były tutaj kluczowe. 
- Dziękuję. - wyszeptała z wdzięcznością Sarabi, kiedy w łapach trzymała swoje lwiątko. 
- Zawsze służę pomocą i gratuluję zdrowego syna. - odpowiedział mandryl. Ukłonił się obu lwicom, zanim opuścił jaskinię stada. 
Ushauri zrobiła to samo dopiero w momencie, kiedy do środka wszedł król. Mwana od razu usiadł przy partnerce, obdarzając ją krótkim spojrzeniem, zanim zapatrzył się w ich lwiątko. Znowu doczekali tylko jednego w miocie i ponownie został ojcem samczyka. 
- Cieszysz się? Jest zdrowy i silny, będzie dumą dla naszego królestwa. - Sarabi wpatrywała się ostrożnie w partnera, wiedząc doskonale, co zwróciło jego uwagę.
- Ma białe futro.
- To wielkie szczęście dla Białej Ziemi. Od dawna czekają na potomka krwi królewskiej obdarzonego białym futrem. - wyrecytowała niemal na jednym oddechu królowa.
Mwana był pomarańczowym lwem o takiej samej grzywie, czarnym nosie, niebieskich oczach, a jedyną upragnioną bielą był jego pysk i brzuch. Od kilku pokoleń w królewskiej rodzinie nie narodził się potomek obdarzony białym futrem. Stado obstawiało, że teraz także takiego nie doczekają, skoro królowa była ciemną brązową lwicą o pięknych zielonych oczach. Teraz życie okazało się dla nich zaskakująco łaskawe. 
- Tak, nasze stado będzie zadowolone. - odparł i odchrząknął. - Ja oczywiście też jestem. 
Mwana nie był dobry w okazywaniu uczuć, ale i tak doceniła, że przerwał pracę, żeby być przy narodzinach ich lwiątka. Sarabi przeniosła na synka spojrzenie pełne miłości. Był idealny. Nie mogła się doczekać aż pozna jego charakter. 
- Jak go nazwiemy? - zapytała. 
- Myślę, że ty powinnaś go nazwać. Ja nazwałem naszego pierworodnego. A właśnie, trzeba mu przedstawić brata. 
Sarabi kiwnęła głową z uśmiechem. Król wyszedł tylko po to, żeby wrócić do jaskini z pomarańczowym lwiątkiem o brązowej grzywce i zielonych oczach. Lwica specjalnie wzięła w łapy białego lewka, żeby książę mógł mu się lepiej przyjrzeć. 
- Furaha, to jest twój brat. - przedstawił Mwana. 
Furaha przyjrzał się lwiątku z uśmiechem. 
- Wow, fajnie mieć brata. Nauczę go jak uciekać przed zebrami. - stwierdził z zadowoleniem. - A jak się nazywa?
Sarabi poczuła na sobie spojrzenie męża, jeszcze zanim polizała białe lwiątko w czubek głowy. Później z uśmiechem spojrzała na Furahę. 
- Saga. 

Książę Saga został szybko przedstawiony stadu. Białoziemcy byli nim zachwyceni, a opiekunka lwiątek Siri od razu zaoferowała, że będzie się nim często zajmować. Furaha oburzył się wtedy, że jako starszy brat nie spuści go z oczu. 
Następnego dnia odbyła się ceremonia, w której Mti podniósł lwiątko, stojąc na czubku Białej Skały, prezentując go zadowolonym zwierzętom. Futro młodszego księcia było niczym dar od przodków. Bundi i Kimbia od razu pogratulowali swojemu starszemu bratu kolejnego potomka, a wiadomość o jego narodzinach dotarła nawet do dziadków na Lwiej Ziemi.
Czas mijał i książę Saga poznawał coraz więcej świata. Był ulubieńcem członków stada i często można go było zobaczyć w objęciach jakiejś lwicy. Uwielbiał słuchać opowieści o przodkach i spędzać dni na zabawie lub drzemce przy boku matki. Największy wzór widział w swoim starszym bracie. Często chodził za Furahą, namawiając go do wspólnej zabawy. Czasami mu się udawało. A kiedy starszy książę chciał pobyć sam, uciekał z Białej Skały prosto nad wodopój. Opowiadał Sadze, że tam zawsze są lwiątka spragnione zabawy. Saga bardzo zainteresował się tym tematem i nawet udało mu się ubłagać Sarabi, żeby go tam zabrała. Niestety musiał spędzić ten czas w jej łapach, zamiast bawić się z bratem i jego przyjaciółmi.
- Jeszcze urośniesz i wtedy będziesz się bawił na terenie całej Białej Ziemi. - pocieszała go Sarabi, kiedy leżeli w jaskini odpoczywając po kolacji. Myła białe futro syna, podczas kiedy wspomniany bawił się kamyczkiem. 
- A dusa jest Biała Siemia? - wyseplenił Saga.
- Ogromna. Właściwie posiada jeden z największych terenów. Mamy trzy prowincje: Białą Przystań, Skalny Zakątek i Miejsce Płomieni. Dawniej Skalny Zakątek nazywał się Miejscem Skał, ale odkąd zamieszkały tam zwierzęta i część członków naszego stada, zmieniła się nazwa. Stało się to jeszcze za panowania królowej Simby. 
Z czasem Saga poznał historię królestwa i swoich przodków. Było ich tak wielu, że gdyby nie dobra pamięć, pewnie musiałby ich imiona powtarzać kilka razy dziennie. Opłaciło się jednak, bo zapracowany zwykle ojciec, zgodził się go zapoznać z terenami Białej Ziemi. Obudził się go samego rana, zachęcając do wdrapania się na szczyt Białej Skały, z którego rozciągał się widok na całe królestwo opromienione w blasku słońca. 
- To wszystko nasze królestwo, Biała Ziemia. Składa się z wielu miejsc, gdzie szczególnie ważny jest baobab naszego szamana, skałki i wodopój. Furaha z pewnością zapozna cię z tymi miejscami, kiedy będziesz mógł sam opuszczać Białą Skałę. Nasze prowincje to.... 
- Skalny Zakątek, Biała Przystań i Miejsce Płomieni! - zawołał od razu Saga, jednak zamiast gratulacji za swoją pamięć, oberwał surowym spojrzeniem ojca.
- Nie przerywa się dorosłym, kiedy coś opowiadają, a zwłaszcza królowi. - upomniał go. - Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, każda prowincja znajduje się pod opieką jakiegoś lwa. Biała Przystań ma największą liczbę opiekunów, ale też jest najbardziej rozwinięta, ma swoją grupę strażników i szkółkę. W naszej radzie ma swojego przedstawiciela. W Skalnym Zakątku mieszkają głównie zwierzęta do upolowania, ale też przeniosło się tam kilku członków naszego stada, kiedy mieliśmy problem z pomieszczeniem się w dwóch jaskiniach. W Miejscu Płomieni też mieszka kilka zwierząt, odkąd przestały wybuchać tak często pożary, ale nadal należy mieć się na baczności. W przypadku intruzów, należy ich szybko przegonić. Nadążasz, synu?
- Tak, tato. - odpowiedział od razu książę i powstrzymał ziewnięcie. Tak dużo wiedzy na raz to nawet dla niego zbyt wiele. Nie chciał jednak ponownie przerywać ojcu i pokazać się jako dziecinne lwiątko. Chciał być taki jak Furaha, a skoro ten znosił tyle lekcji, to i on da radę. Oczywiście Saga nie będzie się uczył takiej wiedzy jak jego starszy brat, ponieważ to Furaha był następcą tronu. Saga miał być tylko księciem i nikim więcej, chyba że brat wybierze go na doradcę. 
- Czas panowania każdego króla jest jak słońce - wschodzi i zachodzi. Kiedy czas mojego panowania zajdzie, wzejdzie dla twojego brata jako następnego króla. Oboje musicie opiekować się Białą Ziemią i dbać o Krąg Życia. - widząc spojrzenie lewka, dodał. - Wszystko żyje ze sobą w doskonałej harmonii, jako książę musisz nauczyć się szanować każde zwierzę, od mrówki po antylopę. 
- Ale antylopy się zjada. - Saga zmrużył oczy uznając, że tata nie wie tak prostej rzeczy, a podobno jest takim mądrym królem.
- Kiedyś po śmierci wyrośnie na nas trawa, którą jedzą antylopy. Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia. A kiedy odchodzi z niego władca, staje się jedną z gwiazd. To właśnie z gwiazd patrzą na nas wszystkie wielkie lwy z przeszłości. No to na dzisiaj koniec zajęć, wracaj do matki.
- A ty gdzie pójdziesz, tato? Jeszcze nie było śniadania. - zdziwił się Saga.
- Ja mam królewskie obowiązki do wykonania. Jak coś ma być zrobione dobrze, to musisz zająć się tym sam. - odpowiedział król, zmierzając do zejścia z Białej Skały. Zizi już leciała za nim, gotowa złożyć raport. Saga westchnął, udając się do jaskini. Mwana był wiecznie zapracowany i mało go widywał. Pocieszenie znalazł w łapach matki. Od razu dała mu jego porcję antylopy, a Saga pamiętając lekcję o kręgu życia, wcześniej w myślach podziękował za posiłek. Zjadł go ze smakiem, przez świeże i soczyste mięso. 
- Jeśli chcesz, Saga, to możesz dzisiaj iść z bratem nad wodopój. Jesteś wystarczająco duży, synku. 
- Naprawdę mogę? - pisnął radośnie, wpatrując się w matkę wielkimi oczami. 
Sarabi zaśmiała się z rozbawieniem. 
- Oczywiście. Muszę załatwić kilka królewskich spraw związanych z radą białoziemców. Nad wodopojem będzie Siri, gdybyś potrzebował pomocy dorosłego.
- Nie będę potrzebować, dzięki mamo! - liznął królową w policzek, zeskakując z podwyższenia i omijając przebywające w jaskini lwy. 
- Dokąd się tak spieszysz, Saga? - zapytał Kilio, będący głównym lwem polującym i jednym z członków rady na spotkanie z którymi zmierzała królowa Sarabi.
- Pierwszy raz idę sam nad wodopój! - oznajmił, nawet nie zatrzymując się przed lwem, tylko zbiegając po schodkach prosto na sawannę. Miał już ruszyć dalej, kiedy ktoś zagrodził mu drogę. Saga wydał z siebie oburzone "ej!" ale natychmiast się uspokoił na widok brata. - Furaha! Mama pozwoliła mi iść pierwszy raz nad wodopój! Będziemy się razem bawić cały dzień.
Furaha nie skomentował jego entuzjazmu. Wkrótce Saga miał iść do szkoły dla lwiątek i cieszył się z tego, że będą widywać się jeszcze częściej. Szedł za swoim bratem w stronę wodopoju, starając się nie rozglądać po sawannie zdobionej niekiedy przez białe kwiaty. Chciał zachowywać się tak dorośle jak starszy brat. Szybko jednak to minęło na widok lwiątek bawiących się przy wodopoju. 
- Cześć! Jestem Saga! Miło mi poznać. Zaprzyjaźnimy się? Chcecie się razem pobawić? - zalał trójkę lewków i jedną lwiczkę pytaniami. Nowi towarzysze spojrzeli na siebie zdezorientowani. 
- Um, sorki, mały, ale jesteśmy już umówieni na wyścig. - wyjaśnił czarny lewek.
- Ale pewnie zaraz pojawi się więcej lwiątek, cierpliwości. - dodał brązowy lewek. 
- No i znajdziesz jakiegoś rówieśnika. - poparła swojego brata brązowa lwiczka.
Ostatni lewek był pomarańczowy, tak jak jak Furaha. Oboje spojrzeli na siebie z iskrami w oczach. 
- Siri będzie miała na ciebie oko, ja muszę lecieć. Do później, bracie. - Furaha machnął ogonem na pożegnanie, a później ze swoimi przyjaciółmi skierował się w tylko im znaną stronę.
Saga początkowo chciał za nimi pobiec, ale powstrzymała go Siri, zachęcając do tego, żeby trochę pomoczył łapy w wodzie. Przebywanie nad wodopojem szybko znudziło się Sadze. Nie tak wyobrażał sobie swoje pierwsze samodzielne wyjście. 
- Może opowiem ci jakąś historię? - zaproponowała Siri.
- Nie, dziękuję. Ja to chyba już wrócę na Białą Skałę. - westchnął Saga.
- Już? Ale tak długo czekałeś, żeby pobawić się nad wodopojem. - szara lwica spojrzała na niego z troską, przez co trochę go zirytowała. Nie jego wina, że nie ma tutaj innych lwiątek. 
Saga już miał oznajmić, że na Białej Skale będzie ciekawiej niż tutaj, kiedy dobiegła go wesoła rozmowa. Spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegając nadciągające lwiątka. Opiekunka lwiątek odetchnęła z ulgą, odprowadzając wzrokiem księcia. Biały lewek zatrzymał się przed nowymi towarzyszami z uśmiechem. 
- Cześć, możemy się razem pobawić?
Chociaż jego głos brzmiał radośnie, trochę obawiał się kolejnego odrzucenia. Chciał mieć grupę przyjaciół, tak jak Furaha. Wspólne przeżywanie przygód byłoby ciekawsze. Nieznajome lwiątka spojrzały w jego kierunku. 
- A w co chcesz się pobawić? - zapytała beżowa lwiczka o brązowych oczach.
- Berek? Chowanego? Wyścig? - dopytała pomarańczowa lwiczka.
- To może wszystko na raz? - podsunął Saga, wywołując zadowolenie u lwiątek. 
Od razu się sobie przedstawili. Dowiedział się, że beżowa lwiczka nazywa się Bila i uwielbia zabawę w wyścigi, była z nich najszybsza. Pomarańczowa lwiczka nazywała się Kijani. Miała intensywne zielone oczy, takie same jak jej bracia. Dwa pomarańczowe lewki o czerwonych grzywach wyróżniały się tylko charakterem. Starszy z braci Kijani nazywał się Upendo i uwielbiał rywalizację. Od razu zaproponował zapasy. Młodszy z braci o imieniu Paka, był bardziej wycofany i nieśmiały, jednak przyjaźnie nastawiony do Sagi. Ostatnią wśród poznanych lwiątek okazała się brązowa lwiczka o niebieskich oczach, z którą od razu Saga złapał dobry kontakt. Była mądra i cierpliwa, chętna do każdej zabawy. Przedstawiła się jako Wema. Wszystkie lwiątka zgodnie stwierdziły, że będą się spotykać nad wodopojem, żeby mieć pewność, że pobawią się we wszystkie najfajniejsze zabawy. Saga uwielbiał w swoich towarzyszach to, że nie widzieli w nim tylko księcia, ale również kogoś, z kim mogliby złapać wspólny język. Pomocnym okazało się to, że urodził się jako drugi. 
- I naprawdę nie widzisz się w roli króla? - zapytała Wema, kiedy odpoczywali po zabawie w berka. Saga spojrzał na nią niebieskimi oczami. 
- Nie chciałbym być wiecznie zapracowany jak tata albo czuć na sobie presję jak Furaha. Wolę poświęcić ten czas na zabawę.
- Mówisz i masz! - zawołał Upendo, wskakując na lewka i rozpoczynając zapasy.
W ciągu następnych dni Saga bardzo zaprzyjaźnił się z piątką lwiątek. Wspólnie poznawali tajemnice Białej Ziemi. Najczęściej bawili się nad wodopojem lub na skałkach, ale zdarzało im się także bawić na sawannie, łące albo blisko baobabu. Najbardziej lubił bawić się w berka, chowanego i o dziwo królestwa, gdzie najczęściej wcielał się w rolę lwa polującego. Ciocia Kimbia zapewniała go, że gdy będzie starszy, nauczy go polować na góralki. Sarabi smuciła się, że wkrótce nie będzie wcale widywać Sagi na Białej Skale, ale równocześnie cieszyła się, że znalazł sobie przyjaciół. Wspólnie z nimi zaczął uczęszczać do szkoły dla lwiątek, chociaż i tak większość dni spędzali na zabawach. Książę spędzał też czas z członkami stada, słuchając ich historii i opowiadając własne. Beztroskie życie Sagi nabierało rozwoju. Zaczęła mu rosnąć także biała grzywka. 
- Saga!
Białe lwiątko przerwało zabawę ogonem Taje, kiedy usłyszał głos brata. Podziękował za zabawę, podbiegając do starszego księcia. Oboje byli po kolacji i Saga był pewien, że zaraz Sarabi każe im położyć się spać. 
- Gdzie mama? - zapytał nie dostrzegając na podwyższeniu żadnego z rodziców.
- Mieli ważną sprawę do załatwienia na granicy, a ja akurat muszę iść do baobabu załatwić coś z Mti. Chodź ze mną, ucieszy się z wizyty dwóch książąt. 
Saga pokiwał głową z podekscytowaniem. Mti był szamanem Białej Ziemi, mądrym, doświadczonym i szanowanym. Saga nie pamiętał ich pierwszego spotkania, więc tym bardziej się ucieszył, kiedy oboje skierowali się w stronę baobabu. Mti powitał ich uśmiechem i od razu zaczął pokazać rysunki na ścianach swojej lecznicy. Saga wielkimi oczami śledził dzieje ich przodków, rozpoznając tylko pojedyncze lwy, w tym obrazek rodziców, brata i swój. Zmrużył oczy, dłużej przystając przy własnym obrazku. Podniósł pytające spojrzenie na Mti.
- Dlaczego jestem otoczony przez zieleń?
- To pnącza. Obrazek jest bardzo stary i farba zdążyła trochę wyblaknąć. - wyjaśnił Mti, wpatrując się w białego lwa o niebieskich oczach, którego wiele lat temu narysowała Matibabu, pierwsza medyczka Białej Ziemi. Słyszał o niej od swojego mentora, który z kolei słyszał od swojego. 
- Może Mti go odnowi. Patrz na mój, widać, że przyszły król. - Furaha wyprostował się dumnie, obserwując swój malunek. Spojrzał na brata. - Powinniśmy już wracać. Pewnie gwiazdy już dawno pojawiły się na niebie i.... 
- Patrz, Furaha, spadająca gwiazda!
Saga przerwał bratu, opierając się o niego łapkami i wielkimi oczami obserwując gwiazdę, która coraz szybciej spadała, a za nią następne. Mti stanął obok nich. Kiedy jedna z gwiazd zaczęła spadać coraz niżej, Saga błyskawicznie zszedł z baobabu.
- Chodźcie, zobaczymy, gdzie wyląduje! - zawołał naiwnie, jak przystało na lwiątko. Zaczął biec w tamtym kierunku, skąpany w blasku nocy. Furaha od razu pobiegł za nim, chcąc pilnować brata. Mama byłaby zła, gdyby Saga się zgubił pod jego opieką.
Mti został w baobabie, trzymając się drzewa i wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęli książęta. W uszach nadal słyszał wybuch i wiedział, że to nie gwiazda. Tam, gdzie poprowadziła Sagę, miał czekać na niego ktoś jeszcze. Gładził się po drobnej bródce. W myślach słyszał przepowiednie, którą szamani przekazywali sobie od pokoleń. Był pewien, że dotyczy Sagi, odkąd trzymał go w rękach podczas zaprezentowania królestwu nowego księcia. 
- Kiedy przeminie kilka pokoleń, pojawi się lew wyglądający jak początek. A jego imię pozna całe królestwo. Zanim gwiazdy upadną na ziemię, niech pozna swoje przeznaczenie. O Białą Ziemię się zatroszczy dzięki rykowi potężnemu, ale przede wszystkim dobremu sercu.
Saga biegł tak szybko na ile pozwalały mu łapki. Nie mógł zgubić tej konkretnej gwiazdy, chociaż z nieba zaczęły spadać kolejne. Za sobą słyszał odgłos łap brata, odbijających się od ziemi, kiedy starał się go dogonić. Coś krzyczał, że ma się zatrzymać, bo inaczej powie ojcu. 
Saga dobiegł do granicy, wbiegając i przeciskając się przez zarośla, żeby tylko dotrzeć do miejsca, gdzie mu się wydawało, że mogła spaść gwiazda. 
- Saga wychodź! - zawołał Furaha, próbując go znaleźć.
Młodszy z braci westchnął. Już miał dać za wygraną i wrócić z bratem na Białą Skałę, kiedy coś jęknęło niedaleko. Saga zmrużył ślepka, przedzierając się jeszcze kilka kroków, aż opuścił zarośla, znajdując się teraz na mniejszej sawannie. O głaz opierała się lwiczka. Jej futro było czarne i tylko w kilku miejscach zdobiły je szare elementy. Nos lwiczki był różowy, a oczy w pięknym granatowym kolorze. Zwróciła na niego zdezorientowane spojrzenie. W jej oczach widział małe gwiazdki, tak śliczne, że aż westchnął z zachwytem. 
- Będziesz się tak gapił, czy mi pomożesz? - zapytała.
- Tak, jasne, już. - Saga od razu do niej doskoczył i pomógł się podnieść. Lwiczka nie wyglądała na ranną, ale jej oczy zdradzały zmęczenie. - Kim jesteś? Czy spadłaś z nieba?
- Co? - od razu otworzyła szerzej oczy. - Skąd ty wziąłeś ten tekst?
- Twoje oczy wyglądają jak gwiazdy, a tam jedna spadła i ja za nią pobiegłem.... - próbował się wytłumaczyć, ale sam zaczynał rozumieć, jak głupio brzmiała jego odpowiedź. Westchnął pokonany. - To skąd jesteś? Nigdy cię tutaj nie widziałem. 
- Ja...  
- Saga! - ryknął kolejny głos.

Spis postaci:
Pierwszoplanowi:
Saga (mielić) - główny bohater opowieści, młodszy książę Białej Ziemi (białe futro, niebieskie oczy)
Mwana (syn) - obecny król Białej Ziemi (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie, białym pysku i brzuchu, a także niebieskich oczach) 
Sarabi (miraż) - obecna królowa Białej Ziemi (brązowa lwica o zielonych oczach)
Furaha (zabawa) - następca tronu i starszy brat Sagi (pomarańczowy lewek o brązowej małej grzywie i zielonych oczach)
Upendo (miłość) - przyjaciel Sagi, brat Paki i Kijani (pomarańczowy lewek o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Kijani (zielony) - przyjaciółka Sagi, siostra Upendo i Paki (pomarańczowa lwiczka o zielonych oczach)
Bila (bez) - przyjaciółka Sagi (beżowa lwiczka o brązowych oczach)
Paka (kot) - przyjaciel Sagi, brat Upendo i Kijani (pomarańczowy lewek o czerwonej grzywie i zielonych oczach) 
Wema (życzliwość) - przyjaciółka Sagi (brązowa lwiczka o niebieskich oczach)
Drugoplanowi: 
Maji (woda) - babcia od strony ojca, dawna królowa (szaro-biała lwica o niebieskich oczach)
Ushauri (rada) - doradczyni królowej i jej przyjaciółka (czarna lwica z białą plamką na nosie, ma zielone oczy)
Bundi (sowa) - doradca króla i jego brat (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie i zielonych oczach)
Kimbia (uciec) - siostra króla; główna lwica polująca (pomarańczowa lwica o zielonych oczach)
Vita (wojna) - główny lew walczący (beżowy lew o czerwonych oczach) 
Taje (tajemnica) - główna lwica walcząca (brązowa lwica o żółtych oczach) 
Kilio (płacz) - główny lew polujący i jeden z członków rady białoziemców (ciemnozłoty lew o zielonych oczach)
Siri (tajemnica) - opiekunka lwiątek (szara lwica o niebieskich oczach)
Zizi - majordamuska (ma niebiesko-fioletowe pióra) 
Mti (drzewo) - szaman (ciemnoszary mandryl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz