niedziela, 30 czerwca 2019

Rozdział 141

Chłód i zimno. Ciemne chmury zakryły słońce, co zapowiadało deszcz. Na sawannie panował spokój, zwierzęta nie opuszczały swoich terenów. Tylko na Białej Skale panował ruch i poruszenie. Lwy nie były zadowolone pobytem w mniejszej jaskini, gdzie musiały się cisnąć i nawet nie mogły zasnąć. Lwice polujące zdecydowały więc, że mimo wszystko ruszą na polowanie, natomiast Asanta i Akili mieli ochotę na zabawę w deszczu. Imani i Kilio ostrzegły ich jednak, by nie zbliżały się do klifów i uważały na śliskie kamienie.

W dużej jaskini, Matibabu odbierała poród Belli,  czyli jednej z lwic polujących , która ostro oberwała na ostatnim polowaniu w zaawansowanym miesiącu. Rafa tym czasem zajmował się Gizą.
Oprócz trzech lwic, w jaskini  była jeszcze obecna Lotta, ze swoją urodzoną przedwczorajszej nocy córeczką Kamą. Lotta postanowiła nazwać pomarańczowo-brązową lwiczkę "Podobna", gdyż mała nie licząc fioletowych oczu i brązowego brzucha, przypominała bardziej ją niż Nguvu.
-Już prawie!-warknęła Matibabu, z ciemnego końca jaskini.
Lotta zmrużyła oczy. Żałowała, że Nzuri i Kira wyszły tego poranka pokazać deszcz swoim dzieciom, a Hope przeniosła się z resztą do mniejszej jaskini.
-Ciekawe czy się rozchorują,-szepnęła do siebie Lotta, myśląc o zimnie panującym na sawannie. Polizała kilka razy swoją córkę, śpiącą w jej pomarańczowych łapach.
Wkrótce Rafa odetchnął z ulgą i opuścił jaskinię. Lotta uniosła głowę. Giza chodz była wykończona , to szczęśliwa. W jej łapach leżało malutkie brązowe lwiątko. Giza nie miała wątpliwości, że przypominało ono bardziej ojca niż matkę. Jedynie niebieska oczka miało po niej.
Giza uśmiechnęła się w jej stronę, po czym zaczęła myć lwiątko. Żałowała, że jej siostra wraz z Jicho spędzili dzisiaj czas na sawannie. Chciała mieć jej towarzystwo.
Ale hej... przecież wkrótce wróci, gdy tylko Bella..
Jej myśli przerwał głośny szloch. Giza spojrzała w stronę szarej lwicy. Zmrużyła oczy domyślając się o co chodzi i ze smutkiem zwiesiła głowę. Jak tylko otworzyła oczy, wiedziała, że ten dzień będzie ciężki. I nie miała nadziei, czy ten dzień skończy się lepiej.
-Nazwę go Daha*

***

-Czy mam ich pochować sama?
Głos Matibabu był cichy i spokojny. Bella nie spoglądała jednak na nią. Matibabu westchnęła ciężko, po czym przystąpiła do mycie jej uszu.
-Duchy Przodków się nimi zaopiekują.
-To moja wina... po co ja wtedy polowałam...
-Mam zawołać Nguvu?
-On nie chce mieć już ze mną kontaktu. Nie chce żeby ktoś o tym wiedział... chce.. chce być z nimi,-uniosła głowę w stronę Matibabu. W jej oczach odbijał się głęboki smutek.
-Jestem złą matką, prawda?
-Każdemu zdarza się błąd. Kamba też polowała będąc w ciąży.
-Ale jej dziecko nie umarło!
-Błędy się zdarzają, Bello. Teraz musisz skupić się na wychowaniu swojej córki,-dotknęła ją nosem,-Pójdę po zioła dla ciebie na uspokojenie. Spróbuj zasnąć. Razem z Rafą odprawimy im pogrzeb. Stado zaraz będzie cię podziwiać.
Bella zmarszczyła brwi. Nie tego chciała. Próbowała nie płakać, wpatrując się w medyczkę która podnosi w pysku dwa małe szare lwiątka. Jej synów. Dwójkę nieżywych lwiątek. I to z jej winy. Przełknęła słone łzy, by przybliżyć do siebie bliżej małą. Lwiczka była ciemnobrązowa, z szarym środkiem uszu, różowym noskiem i trzema czarnymi kropkami na policzku. Była taka śliczna i wyjątkowa.Otworzyła pomału fioletowe oczka, dalej zajęta jedzeniem. Była taka malutka.
-Cześć, Vasanti**,-polizała ją w główkę,-Obiecuję, że nigdy cię nie zawiodę.
Zamknęła oczy, modląc się by ten dzień się już skończył. Ten dzień miał być taki piękny, a wiązał się tylko z bólem i cudem.

***

-Poczekaj na mnie!-Akili wyrwał się do przodu, przebierając łapkami najszybciej jak mógł, by dogonić koleżankę. Asanta nie zamierzała się jednak zatrzymać, a ponieważ była o wiele starsza, była też szybsza. Akili potknął się, wpadając w błoto. Fuknął pod nosem, gdy kolejne krople deszczu spadły mu na nos.-Może wrócimy na Białą Skałę? Pobawimy się z Agenti!
-Ona jest za mała na zapasy!-Asanta odwróciła się w jego kierunku, unosząc wysoko głowę,-Wychodz z tego błota, brudasku. Chodz, jesteśmy blisko skałek!
-Skałek?-Akili stanął na równe łapki, jakby właśnie wstąpiły w niego nowe siły. Asanta i Akili puścili się biegiem dalej przed siebie w stronę skałek.

***

-Tak sobie pomyślałam..-Kira ułożyła wygodnie Agenti w swoich łapach, by spojrzeć na Jasiri'ego,-..że gdy wrócimy do obowiązków Lwiej Gwardii, Agenti może przebywać z opiekunką. Myślisz, że polubią się z Kambą?
-Żartujesz? Kamba będzie zachwycona,-Jasiri pochylił się by polizać córkę po główce.
Agenti zaśmiała się.
-Ale chce z nią spędzić jak najwięcej czasu.
-Ja również.
Agenti wyszła z łap mamy, po czym potykając się przebiegła przez główną jaskinię. Część stada odpoczywała w niej, szczęśliwa, że może odpocząć i się wysuszyć. Agenti nie rozumiała ich. Dlaczego nie chcieli się bawić!?  Odwróciła się w stronę rodziców, ale gdy ci pokiwali głowami, ruszyła dalej na chwiejnych łapkach. Wyczuwała zapach świeżego mięsa zebry, ale jeszcze była za mała by jej skosztować. Zdecydowanie mleko było lepsze!
Zauważyła jednak zabawnie poruszający się kształt. Nie mogła się powstrzymać, by na niego nie wskoczyć. Chwilę po tym usłyszała pisk zaskoczenia, więc odskoczyła prędko. Jicho zaśmiał się, a Nzuri uśmiechnęła dobrotliwie, gdy Wema, zaskoczona, wyszła z łap matki. Obie z Agenti zmierzyły się długim spojrzeniem, po czym zaczęły się bawić, delikatnie bijąc łapkami.
Dołączyły do nich niebawem Tamu i Tezya , wraz z Lią. Lwiątka wesoło zaczęły zabawę, w towarzystwie "Oh" i "Ah" dorosłych.

Bella obserwowała ich spokojnie, mając w łapach Vasanti. Nieoczekiwanie, podeszła do niej Wise. Biała lwica otarła się o nią pyskiem.
-Śliczne jej imię nadałaś. Coraz bardziej wydaję mi się, że imiona coraz nowszego pokolenia są wyjątkowe.
-Znajdzie przyjaciół?
-Zobaczymy, gdy podrośnie. Lubię patrzeć na takie momenty,-polizała małą po główce,-I trochę żałuję, że tak szybko czas ucieka.

Stado spokojnie i leniwie spędzało ten deszczowy dzień. Przyjaciele rozmawiali, część lwic spała. Natomiast Mfalme i Kukaa opuścili jaskinię. Wiedzieli, że obie jaskinie będą dzisiaj zajęte, dlatego zdecydowali się udać na sawannę. Deszcz obmywał ich futra, ale dzielnie szli dalej, aż dotarli do polany. Kukaa zmarszczyła nos gdy zauważyła leniwie pasące się antylopy.
-Chcesz?
-Może ci pomogę?
-Patrz na eksperta,-lwica przejechała ogonem po jego policzku.
Następnie Kukaa przyczaiła się w mokrej trawie i starając się, iść cicho i z przylegającymi do ziemi łapami, cierpliwie brnęła w stronę swojego celu. Wystawiła pazury i.... skoczyła!  Wbiła pazury w bok antylopy, zębami chwytając ją za szyję. Antylopa padła martwa. Kukaa zaciągnęła swoją zdobycz do białego lwa. Mfalme zamrugał zaskoczony szybkością upolowanego dania.
Złota lwica zaśmiała się cicho, po czym się pochyliła, by sięgnąć po pierwszy kawałek. Syn Nory poszedł w ślad za nią.
Niewiele czasu pózniej, część antylopy była już zjedzona. Kukaa zbliżyła się do Mfalme, by otrzeć się przyjaznie o jego bok.
-Kocham cię.
Mfalme na te słowa uśmiechnął się szeroko. Polizał swoją partnerkę za uchem. Kukaa uniosła wyżej głowę, by ich usta złączyły się w wspólnym pocałunku.
Kukaa została powalona na ziemię przez ciężar lwa. Lwica zaśmiała się, czując przyjemne ciarki przebiegające po plecach. Wraz z Mfalme przetoczyli się po trawie, jak dwa bawiące się lwiątka. Ponownie się pocałowali, tym razem dłużej i bardziej namiętnie.  Złota lwica ułożyła łapy na karku lwa, ugryzła go lekko w ucho dla igraszek. Mfalme mocniej się w nią wtulił. Oboje poczuli się wyjątkowo. Złączyli się.


***


Akili dysząc ciężko, wdrapał się na jedną ze skał. Była wyjątkowo śliska i Akili musiał mocniej wbić w nią pazurki, by się wdrapać. Asanta wdrapywała się jeszcze wyżej. Syn Ndoto poczuł rozczarowanie. Prawie zawsze go unikała i gdy wreście miał okazję się z nią pobawić, musiała być lepsza. Akili wspinał się coraz wyżej na skałki, uważając, by jego łapki nie wypadły. Asanta usiadła na samym szczycie i z zachwytem przyglądała się polance.
Akili był już blisko niej, gdy zle stanął i runął w dół. Leżąc tak na zimnej trawie, poczuł zapach krwi. Asanta doskoczyła do niego. Kilka razy polizała jego policzek.
-To zwykłe rozcięcie. I tak się z tobą bawi!-fuknęła,odwracając się w stronę skał. Ponownie zaczęła się na nie wspinać.
Akili stanął powoli na równe łapki. 
-Ładny widok z góry?
-Gdyby nie ten deszcz...-Asanta zmarszczyła brwi,-Może powinniśmy....-urwała szybko, wpatrzona jeszcze głębiej w horyzont.
Po chwili znalazła się z powrotem obok Akili'ego, pełna gracji jak zawsze. Asanta spojrzała na niego krótko i ponownie poderwała swoje ciałko do biegu. Akili stał chwilę zdezorientowany, nim za nią ruszył. Starał się biec szybko, niczym lwica na polowaniach, wyciągając przed siebie łapki.

W końcu oboje znów znalezli się na Białej Skale. Asanta spojrzała niepewnie na czubek skały.
-Muszę coś sprawdzić,-spojrzała w stronę wejścia do jaskini, a pózniej ostrożnie zaczęła wspinać się na szczyt. Akili ruszył za nią.
Asanta znowu wpatrywała się w coś namiętnie.
-Co tam widzisz?
-Przyjrzyj się!-syknęła. Ogonem wskazała na granicę. Akili spojrzał w tamtym kierunku. W błękitnych oczach błysnął strach. Na chwilę odebrało mu mowę i był wdzięczny, gdy Asanta wymówiła te słowa,-Obce lwy!
-Może mają dobre zamiary?-przełknął ślinę.
Asanta spojrzała na niego połączeniem niepewności i gniewu. Mimo wątpliwości, zbiegła jednak ze szczytu, mknąc prosto do jaskini stada.

***

Na granicy.

Przemoczeni od deszczu, ale z pragnieniem zemsty w oczach, stado lwów przemieszczało się z nisko opuszczonymi głowami w stronę granicy z Białą Ziemią. Suche krzewy ocierały się o ich futra, szarpiąc nimi i wywołując małe ranki na ciele. Lwy jednak nie zamierzały zwalniać. Przymykały oczy, przez krople deszczu. Na czele dużej grupy, skradała się dzielnie biała lwica. 
Sawa, uniósł głowę, zatrzymując się w miejscu.
-Atakujemy od razu? 
-Trzymajmy się planu. Mamy przewagę-element zaskoczenia.
-Nie zdążą pobiec po większe siły,-zaśmiał się lew za nią.
Johari pokiwała głową. Ponownie ruszyła przed siebie. Coś zabolało ją w żołądku. Johari pierwszy raz zawachała się, czy na pewno tego chce. Zemsta. Ale co jeśli przegrają? Co jeśli straci życie?  Johari zmarszczyła brwi. Nie, wygrają, a kiedy tak się stanie, zdobędzie Białą Ziemię.  Niepokój wciąż jednak kurczył jej żołądek. 

Gdy byli jednak coraz bliżej swego celu, nabrała pewności siebie. Johari czuła, jak błoto klei jej łapy i futro.

***

Na Białej Skale.

Kira przytuliła pysk do policzka brata. Mfalme zaśmiał się , czując przyjemne ciarki przebiegające mu od czubka nosa po koniuszek ogona.  Agenti zmęczona odpoczywała u łap mamy, przy okazji gryząc Jasiri'ego. Ojciec lwiczki cierpliwie to znosił, a nawet sam podsuwał łapy.
Reszta stada rozmawiała. Wszyscy byli w dobrych nastojach. Imani cieszyła się na myśl o polowaniu na kolację, lwiątka zmęczona spały lub bawiły się z rodzicami.
Wise, myła łapy z błota po krótkiej przebieżce z Taje. Pomarańczowa lwica dyszała ciężko, przytulając się bokiem do Mto. 
I właśnie wtedy ich spokój został przerwany..
Asanta wpadła do jaskini cała w panice. Hodari uniósł głowę. Wcześniej leżał obok rodziców. Teraz podszedł do lwiczki z niepokojem na pysku.
-Cześć, córeczko.
Ndoto od razu poszedł w ślad za nim.
-Czy coś się stało Akili'emu?-spytał z niepokojem.
Akili jednak wpadł do jaskini, w równie wielkich emocjach co Asanta.
-Widzieliśmy coś! Coś złego! 
-Jakieś obce stado! Wielkie stado! 
Hodari i Ndoto zmarszczyli brwi. Ndoto odwrócił się do Nory, by upewnić się, czy siostra słyszała słowa lwiątek. Biała królowa, z Kisu, zbliżali się już w ich stronę, wraz z Wise, Kilio i Nyeusi.
-Co się dzieję, Ndoto?-spytał Kisu
-Mówią, że jakieś wielkie stado widzieli. Akili, Asanta, to nie są żarty, prawda?
-Oczywiście, że nie, wujku!-syknęła Asanta, jeżąc sierść.
-Na granicy! Wyglądają strasznie!-rzekł Akili.
Więcej nie potrzeba było Norze. Co jak co, ale nawet lwiątka nie żartowałyby sobie z ryzyka wojny. Lwica z Kisu wybiegli z jaskini, prosto na czubek Białej Skały. 
Kisu zmarszczył nos.
-Wygląda na to, że mówią prawdę,-Kisu ogonem wskazał na granicę,-To chyba znowu ta Johari.
-Nie mało jej po ostatnim!-syknęła Nora, ale po oczach było widać, że jest przerażona,-Kisu, ile ich jest! Pewnie planowali to od dawna!
-Spokojnie, nasze lwy i lwice walczące się tym zajmą...
-Jest nas za mało.-Nora zeszła pośpiesznie z Białej Skały i rykiem wezwała do siebie stado. Nieważne w której części Białej Skały się znajdowali, teraz wszyscy pojedyńczo gromadzili się przed władcami. 
Gdy Nora upewniła się, że są wszyscy, łącznie z najmłodszymi członkami stada, przemówiła, a jej głos rozniósł się echem po Białej Skale:
-Jest zle. Johari powróciła i zebrała większe siły,-odczekała chwilę, by stado przetrawiło tą informację,-Jest już na granicy, nie mamy wiele czasu.
-Nyeusi, czy twoje lwice są gotowe?
Nyeusi i Kilio spojrzały po sobie pewnie. Nyeusi następnie skinęła głową, wystawiając pazury.
-Jesteśmy gotowe i wydrzemy ich futra w kawałkach!
Wszystkie lwice walczące pochwyciły odgłos radości swojej liderki.
-Wykorzystamy naszą najlepszą strategię,-dodała Kilio.
-Lwy walczące?-Kisu zwrócił się do Teo
-Jesteśmy gotowi,-skinął głową.
-Czy wszyscy czujecie się na siłach, żeby walczyć?-spytała Nora łagodnie.
Całe stado zgodnie przytaknęło, wystawiając pazury. Poczuli zew walki. Nikt nie będzie tak bezkarnie kręcił się po ich domu!
-Dowalimy im!-syknął Msimu
-Cicho! Posłuchajcie!-Kisu warknął tak głośno, by stado go usłyszało,-To jest naprawdę duży tabun. Nie mamy też pomocy od Tęczowej Krainy, Nowej Ziemi czy Lwiej Ziemi. Jesteśmy zdani tylko na nasza umiejętności.
Mia przystąpiła kilka kroków do przodu wraz z Ni.
-Duchy Przodków będą nad nami czuwać! Na pewno wygramy!
Wise skrzywiła się, ale reszta stada zawołała z entuzjazmem. 
-Zaza?-Nora poszukała wzrokiem majordamuski,-Możesz polecieć do Białej Przystani? Mimo wszystko, lepiej mieć pewność, że będzie nas więcej.
Majordamuska skłoniła się z szacunkiem, po czym wzbiła się w powietrze.
-Możemy też poprosić gepardy o pomoc!-do przodu wyrwała się Kukaa,-Często z nimi biegam, jestem pewna, że pomogą.
-Gepardy nie są tak szybkie jak lwy!-oburzył się Koda
-Ale są szybki,-upierała się Kukaa
-Nie mają strategii,-Zamyśliła się Nora,-I nie powinniśmy ryzykować ich życiem, jednak...-spojrzała po wszystkich,-...każda para łap się sprzyda. Kukaa, możesz po nich polecieć?
-Oczywiście!-Kukaa skłoniła głowę. Prędko zbiegła ze śliskich kamieni Białej Skały. Deszcz nie przestawał padać. Kisu skrzywił się, na takim polu bitwy, zdecydowanie będzie trudniej. 
-Dobrze,-westchnął Kisu,-Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Niech każdym z nas opiekują się Duchy Przodków, by każdy wrócił zdrowo do swoich rodzin. 
-Powiem Matibabu o wszystkim,-Zawadi skłoniła głowę przed Norą i Kisu,-Niech wie, co się dzieję.
-Dobry pomysł,-Nora spojrzała na niebo,-Oby pogoda się nie pogorszyła.
-Duchy Przodków płaczą nad naszym losem!-odezwała się Taje,-ale to może być dobry znak, że odrodzimy się jeszcze silniejsi!

***

Kisu dał znać ogonem i stado ruszyło za nim powoli z Białej Skały. Gdy znalezli się już na sawannie, Kisu wypatrzył niewiele przed nimi stado Johari. Obnażył kły, wystawił pazury i jednym rykiem, dał znać stadu. Lwice i lwy walczące byli już gotowi i popędzili za nim, a ich silne i napięte mięśnie wyraznie zdradzały, że chcą rozlewu krwi obcych!

Nora zatrzymała jeszcze kilku członków na Białej Skale. Przytuliła się do Wise, wdychając jej kojący zapach. Wise polizała ją za uchem, po czym wraz z lwicami polującymi zeszła z Białej Skały. Teraz ich grupa rzuciła się w stronę pola walki.

Następnie królowa Białej Ziemi, zamknęła oczy, by pomodlić się po cichu do przodków. Podskoczyła, gdy ktoś dotknął jej boku. Była to Kira. Ciemnopomarańczowa lwica spoglądała na matkę wzrokiem pełnym determinacji.
-Prawie bym zapomniała. Niech lwie matki zostaną w jaskini i bronią młodych.-dotknęła pyskiem boku córki,-Wracaj do Agenti. To będzie ciężka bitwa.
-To moja bitwa, mamo,-Kira odsunęła się, by spojrzeć jej w oczy. Miały taki sam odcień.-Czuję to. Jestem liderką Lwiej Gwardii i to mój obowiązek, by również bronić Kręgu Życia i naszej ziemi. Damy sobie radę.
-A jeśli...
-Potrzebujecie nas. I nie próbuj nas zatrzymać.
Kira odwróciła się do swoich strażników. Kukkę złapią po drodze. 
-Jesteście gotowi? To nasza bitwa. Czas wypełnić ważne obowiązki.
-Jesteśmy z tobą Kira!-Jasiri i Nguvu skinęli głowami.
Jicho przylgnął ciałem do Nzuri. Polizał ją z czułością w policzek. Nzuri spojrzała na niego błagalnie, ale odwzajemniła pocałunek. 
-Zaopiekuj się Wemą. Postaram się wrócić. I pamiętaj, że bardzo was kocham.
-My ciebie również
Nguvu pożegnał się szybko z Luną, natomiast Kira i Jasiri pocałowali swoją córkę, nim oddali ją prosto do Hope. 
Następnie Kira dała znać ogonem i wraz z Nguvu, Jasirim i Jicho, skierowali się na sawannę.

***

-Będziecie musiały pilnować jaskini i lwiątek. Nie pozwólcie by im się coś stało,-Nora zwróciła się do lwich matek, dotykając się nosem z Hope.
-Nie pozwolimy,-odparła z pewnością w głosie lwica.
-Królowo Noro..- Norę zaskoczył nowy głos. Odwróciła się w stronę jednej z lwic. Poznała w niej Lottę, córkę jednej z białoziemek oraz matkę Kamy. Pomarańczowa lwica spoglądała na nią cierpliwie, ale i ze strachem, -..mówiłaś, że jest ich za dużo. Nie możemy tak po prostu siedzieć w jaskini, jeśli jesteśmy zdolne by wam pomóc. Tak jak mówiłaś, każda para łap jest potrzebna.
-Lotta..-Nora zawahała się. Lwica mówiła z sensem. Gdyby każda z nich walczyła, byłyby większe szanse na zwycięztwo. Zanim odpowiedziała, westchnęła, -Ale wez pod uwagę, że możesz nie wrócić do córki, jeśli zawalczysz.
-Biorę pod uwagę,-odparła lwica z zawahaniem.
Obok niej od razu stanęła Bella. Lwica dzisiaj urodziła swoją trójkę lwiątek, ale teraz stała pewnie na łapach, bez ani jednego wykrzywienia.
-Lotta ma rację, królowo Noro. Jestem lwicą polującą, ale umiem walczyć i zamierzam to zrobić nie tylko za Białą Ziemię, ale również dla Vasanti!-dodała trochę ciszej,-Straciłam dzisiaj dwójkę dzieci, nie każ mi patrzeć, jak tracę rodzinę...
Nora spoglądała na nią dłuższą chwilę, jakby spodziewając się, że zmieni zdanie. Po kilku minutach westchnęła:
-Dziękuję wam. 
Mfalme czekał na matkę przy zejściu z Białej Skały. Nora dołączyła do niego i ostatni raz otarła się pyskiem o jego bok przed bitwą. 
Mfalme trącił ją przyjaznie, po czym oboje zeszli ku sawannie. Bella nie żegnając się z Vasanti, ruszyła w ślad za nimi. Hope wpatrywała się w nią z niepokojem. Czy da radę walczyć? Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Bella nie pożegnała się z córką, bo nie chciała zmienić zdanie co do swojej decyzji.  Ona też by wiele dała, żeby być z matką i siostrami, ale doskonale wiedziała, że jest potrzebna tutaj bardziej. Nigdy nie lubiła widoku krwi.
Lotta pożegnała się czule z córką, by chwilę pózniej dołączyć do Belli. O dziwo, Luna również ruszyła za lwicami, kładąc swoje córeczki obok Nzuri.
-Nie mogłabym usiedzieć w miejscu. 
Nzuri rozumiała doskonale przyjaciółkę. Czule trąciła jej bok, gdy ta schodziła po schodkach w dół na sawannę. 
Giza polizała się po piersi.
-Ja też bym poszła, ale nie czuję się dość silna, po dzisiejszym dniu.
-Nikt nie ma ci tego za złe,-powiedziała z mocą Nzuri, prostując się,-Mamy najważniejszą rolę, musimy obronić najmłodsze pokolenie naszej krainy.
Asanta i Akili wyrwali się do przodu, już pędząc ku schodkom. Nzuri szybko zastawiła ich własnymi łapami.
-A gdzie wy się wybieracie?-doskonale znała odpowiedz, więc dodała,-Nie! Jesteście zbyt mali i zbyt niedoświadczeni. To nie zabawa!
-Wiemy to! Ale Biała Ziemia nas potrzebuje!-syknęła Asanta,-Chce pomóc mamie i tacie!
-Twoi rodzice są zdolnymi wojownikami,-Nzuri polizała ją za uchem,-A ty jako najstarsze lwiątko powinnaś dawać przykład młodszym. Pomożesz nam bronić Białej Skały? Nie wiadomo do czego posunie się Johari..
-Ja pomogę!-Akili skinął głową. 
Asanta po dłuższej chwili wykonała podobny gest.
Nzuri ogonem zaciągnęła Asantę i Akili'ego do jaskini. Oba lwiątka z czujnością, unosili głowy. Hope, Nzuri i Giza poszły za nimi do jaskini. Ułożyły się w najciemniejszym zakamarku jaskini na podwyżu, by obserwować wejście i pozostać niewidocznymi. 
Asanta siedziała najbliżej, czujnie wpatrując się w wyjście. Akili ułożył się natomiast obok Hope, kładąc przednie łapki na jej. Hope jako opiekunka lwiątek, miała najwięcej dzieci pod opieką. W jej łapach leżały Lia, Kama, Vasanti, oraz Agenti która co jakiś czas, próbowała się wyrwać i zapewne poszukać rodziców. Nzuri, leżała blisko Hope i wzajemnie się ogrzewały. W łapach lwicy leżały córki Luny i Nguvu, oraz jej własne młode Wema. Nzuri poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Tak bardzo nie chciała by ich rodzina stała się niekompletna...
Giza leżała obok siostry, tak, że dotykały się tylnymi łapami. Lwica cały czas była czujna, gotowa w razie czego do walki. Obok jej brzucha, otulony ogonem Daha pił mleko. Niewinność lwiątek. Giza z uśmiechem przypomniała sobie zabawy swoje z rodzicami gdy była lwiątkiem. Oby i jej dziecko mogło tego doczekać.

***

Brawo Johari. Jestem naprawdę z ciebie dumna.

Johari przystanęła prędko, tak, że najbliżej idące lwice na nią wpadły. Spojrzały na nią zmieszane, ale się nie odezwały. Wszyscy się zatrzymali, unosząc głowy i wpatrując w horyzont.  Sawa spojrzał w stronę Białej Skały. Zauważył, jak cienie lwów pędzą z jej strony w ich. Warknął pod nosem:
-Czas zemsty.

Ah, słodka zemsta!  Zabij wszystkich! Zdobącz Białą Ziemię!

-Czy sprostałam twoim wymaganią?-Johari powiedziała to na tyle cicho, by odpowiedziała jej Hasira. Była otóż pewna, że ten bojący głos w jej głowie, należał właśnie do jej przybranej matki.

Nie zawiedz mnie.

-Stado Kissasi, za mną!-warknęła Johari. Znowu zaczęła iść szybkim krokiem przed siebie. Tabun stada ruszył za nią i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy Johari dzieliło od Kisu  zaledwie kilka kroków. Oboje zmierzyli się długim spojrzeniem.
-Johari,-syknął Kisu, jeżąc futro. 
-Tak to ja,-zaśmiała się złowieszczo lwica. Rozejrzała się po stadzie białoziemców,-Mało was tutaj. Podziwiasz moje stado?...  A tak w ogóle, gdzie Nora? Nie zaczniemy bez tego sierściucha Wise!
Kisu warknął głęboko, ale stał wyprostowany. Mierzyli się bardzo długim spojrzeniem, dopóki pozostali członkowie stada nie dołączyli do nich. 
Nora stanęła naprzeciwko partnera, czujna i odważna.
-Johari
-TAK!-zarechotała,-TAK! J-O-H-A-R-I. Góralkowe móżdzki, nawet musicie po sobie powtarzać słowa! Czekałam na ten dzień Noro. Czekałam aż stanę z tobą do walki i zabiję cię tak, jak Wise zabiła moją matkę.
-Hasira była pełna nienawiści,-Johari uniosła głowę, gdy spośród tłumu wynurzyła się nowa biała lwica z jednym czarnym uchem. Jej niebieskie oczy świeciły nadzieją.
-Kim..-Johari zmarszczyła nos,-..chociaż odpowiedz jest oczywista. Morderczyni Wise.
-Żałuję, że nie zdążyliśmy cię powstrzymać, zanim zaczęłaś kroczyć tą drogą,-skinęła głową Wise,-ale jeszcze nie jest za pózno. Zemsta? Nic ci nie da. Możesz..
-ZAMKNIJ SIĘ!!-splunęła gardłowo Johari, jeżąc futro jeszcze bardziej i ze złością machając ogonem,-Niech walka się rozpocznie i wtedy zobaczymy, czy dobro może pokonać zło!-odwróciła się pośpiesznie,-Stado Kissasi do ataku!!
Stado Johari zgodnie rzuciło się w stronę białoziemców jak płaszcz mający na celu okrycie nieistotnych liści. Nora nie zdążyła wydać komendy, gdyż została powalona na ziemię przez umięśnionego lwa. Na szczęście Kisu odskoczył i wydał rozkaz:
-Atakować Białoziemcy!!
Następnie rzucił się na tego samego lwa, by podrapać pazurami jego kark. W ten sposób, Nora zdołała się uwolnić i teraz oboje walczyli u swojego boku, drapiąc zaciekle. Kisu miał większe szanse sam na sam z lwem, ale Nora wolała być u jego boku, by drapać tył lwa. Im szybciej się zajmą stadem Johari, tym lepiej.  Usłyszała szelest, jeszcze zanim lwica w ciemne cętki wskoczyła na nią. Nora wierzgała próbując ją z siebie zrzucić. Lwica uderzała ją tylnymi łapami w brzuch. Nora syknęła i przewróciła się na bok. Lwica upadła. Nora wskoczyła na nią i długimi pazurami przejechała po jej pysku. Cętkowana wskoczyła na równe łapy, drapiąc na oślep królową Białej Ziemi.  Zanim jednak Nora się zorientowała, kolejny lew wisiał jej na karku. Dwie lwice drapały ją zaciekle, ale Nora nie zamierzała się poddać. Postanowiła osłonić brzuch i wierzgać tak długo, aż druga lwica spadnie z jej pleców. Z ulgą uświadomiła sobie, że jest wątła. Druga lwica, bardziej brązowa upadła na ziemię z jękiem. Po chwili podniosła się, by ponownie zmierzyć się z Norą. Nora drapała obie, wyciągając przed siebie łapy.  Drapała ich po pyskach. Skorzystała z ich zawahania, by rzucić się na nie równocześnie, drapiąc ich brzuchy, oraz gryząc łapy.
Kisu wkrótce do niej dołączył. Nora kontem oka dojrzała krew na jego futrze. Nie lubiła zabijać i nie cieszyła się ze śmierci obcego. Poczuła jednak ulgę na myśl, że jeden przeciwnik mniej.
Oboje siłowali się teraz z dwójką lwic,dopóki obie nie poddały się, kuląc pod siebie ogony. Próbowały odbiec, ale wtedy Kisu rzucił im się na plecy, mocno wbijając w nie pazury. Nora podskoczyła do niego. Zadrapała lwicą oczy, by nic nie widziały. Lwice wierciły się, gdy Kisu z nich zszedł.
-Moje oczy!
Kisu nie przestawał drapać, dopóki obie nie skuliły się z bólu, wciąż z zamkniętymi oczami. Spojrzał szybko na Norę. Biała lwica skinęła pośpiesznie. Te dwie mają z głowy. Teraz rzucili się w tłum.

***

Kume i Binti zjeżyli się, gdy niespodziewanie na siebie wpadli w kumanie dymu i kurzu.Krztusili się od tego nieświeżego powietrza i czuli jak ich sierść przemokła przez deszcz. A jednak odczuwali ogromną sadysfakcję. Binti i Kume mrugnęli do siebie porozumiewawczo, po czym rozdzielili się, znowu wkraczając między walczącym. Stado Johari było wielkie i dobrze wytrenowane. Ale.. Binti uśmiechnęła się mimowolnie, mimo że mieli przewagę, to nie znali dobrze tych terenów. Kume natomiast zdał sobie sprawę, że oba stada łączy jedno: determinacja. 

Shira przez chwilę nie mogła się odnalezć wśród tego dymu. Nigdy nie lubiła walczyć! Obserwowała chwilę, jak jej siostra dzielnie drapie pazurami srebrną lwicę. Skuliła się. Również by tak chciała. Do jej nożdzy dotarł świeży zapach krwi i metaliczna woń śmierci. Shira podniosła się nagle na równe łapy, gdy podbiegła do niej Adele. Na początku jej nie poznała, przez obklejoną w błocie i czerwonej cieczy futro. Adele otarła się szybko o jej pysk. Dyszała zmęczona.
-Pokonałam dopiero jedną lwicę.-uniosła głowę,-Chcesz walczyć u mojego boku?
Shira z dumą uświadomiła sobie, że ma bardzo dzielną córkę. Zgodziła się bez najmniejszego problemu. Obie rzuciły się pośród walczących. Shira obserwowała ruchy swojej córki, po czym zgrabnie je powtarzała.
Cała poraniona, ucieszyła się na widok Furahy. Lew skoczył na plecy czarnego lwa, raniąc go dotkliwie. Shira dołączyła do niego, uderzając lwa w brzuch. Wspólnymi siłami dadzą radę.

Lili dysząc ciężko, uderzyła kolejną lwicę w pysk. Przyjęła jej atak, by następnie odepchnąć ją jeszcze mocniejszym. Gdy ta upadła na ziemię, jej brat Ikima skoczył na nią. Lwica rwała się, uderzając go łapami w brzuch. Ikima pochylił się, by ugryzć ją ostatecznie w szyję. 
-Poszukam Shiry,-krzyknął przez odgłosy walki. 
Lili skinęła głową. Nic więcej nie zdążyła jednak zrobić, bo już musiała zmierzyć się szybko z kolejną czarną lwicą.Uderzała ją dziko, bez chwili przerwy.

Kilio wyskoczyła w górę, prosto na plecy lwicy. Wiedziała, że ta przewróci się za chwilę, by ją zrzucić i dlatego musiała działać szybko. Uderzyła ją łapami w brzuch, pazurami drapiąc jej bok. Następnie odskoczyła i ugryzła ją prosto  w łapę. Lwica nie pozostała dłuższa i chwyciła Kilio za tylną łapę, ciągnąc ją mocno do tyłu. Kilio poczuła zapach krwi, ale się nie przejęła. Kochała walczyć. Zamachnęła się , by uderzyć. Lwica zrobiła jednak szybki unik, by następnie kopnąć Kilio w brzuch. Lwica poleciała do tyłu, ale szybko się podniosła. Warknęła ostrzegawczo, by następnie rzucić się na lwicę. Minęła ją zgrabnie, atakując jej boki. Atak, odskok, atak, odskok. Lwica była na tyle zdezorientowana, że Kilio z ulgą udało jej się powalić ją na ziemię. Ta jednak zdołała ją zrzucić i zaatakować ciosem ostrych pazurów. Kilio skrzywiła się z bólu, by chwilę potem skoczyć ku lwicy i jednym, silnym ruchem odebrać jej życie.
Rzuciła się następnie na kolejną ofiarę.
Przetoczył się obok niej Hodari, mocując się z równym sobie lwem. Ostro uderzał  go w brzuch, przez co Hodari zaczynał tracić przytomność. Maisha, wkroczyła w ostatniej chwili, by odepchnąć lwa. Hodari skoczył na równe łapy, odzyskał równowagę i razem z Maishą rzucili się do ataku.

***

Zawadi gnała ile sił w łapach w stronę baobabu. Była świadoma, że ktoś ze stada Johari wyrwał się by ją gonić. Córka Kamby poczuła jednak jak napływają w nią siły. Czy to jej zmarły ojciec opiekował się teraz córką, gdy go najbardziej potrzebowała? 
Łapy lwicy odmawiały jej posłuszeństwa, ale zmusiła je by pędziły dalej. Nie możesz się zatrzymać! Nie możesz Zawadi!-powtarzała sobie jak mantre.
W końcu zauważyła znajome drzewo Rafy. Może powinna była udać się do jaskini Matibabu, ale była pewna, że lwica przebywa ze swoim przyjacielem.
Wystawiła pazury, wspinając się szybko na drzewo. 
Miała rację. Matibabu wpatrywała się w nią ze zdziwieniem.
-Wiedziałem!-krzyknął Rafa-Jakieś kłopoty!
-Stado Johari nas zaatakowało! 
-Musimy przygotować lekarstwa,-rzekła Matibabu,unosząc głowę do modlitwy.
Rafa położył rękę na ramieniu Zawadi.
-Pamiętaj,że białoziemcy mają coś czego nie ma jej stado: potrafią pracować wspólnie. 

Zawadi pokiwała głową. Odwróciła się, by odbiec, ale wtedy kogoś wyczuła. Zjeżyła sierść, gdy pośród liści, pojawiła się  nowa osoba. Lwica o złotej sierści syczała wściekło.
-Proszę proszę proszę.. więc tutaj macie zapasy leków?-rozejrzała się dookoła,-Szkoda by było, gdyby wasi rannie nie mieli jak się opatrzeć.
-Pomagamy wszystkim rannym,-rzekł Rafa.
Obca lwica podeszła kilka kroków do przodu. Zawadi utkwiła w niej spojrzenie czerwonych oczu, napinając mięśnie.
Wtem jednak szara kula sierści skoczyła na lwicę, jednym ruchem spychając ją z baobabu. Zawadi otworzyła oczy z niedowierzaniem, gdy Matibabu otrzepała się z kurzu i jakby nigdy nic, zaczęła liczyć liście.
-Mamy liście ogóręcznika, prawda, Rafo?
-To...-Zawadi polizała Matibabu z szacunkiem za uchem,-...było niesamowite!
-Nie trzeba zabijać, by uszkodzić przeciwnika,-rzekła spokojnie Matibabu,-Poza tym, ja też coś tam umiem. Lwy walczące uczą się używać swojej masy przeciw przeciwnikowi. No już, Zawadi, leć pomóż swoim.
Zawadi szybko zgodziła się z medyczką, by minutę pózniej pomknąć przez sawannę.

Dogoniła obcą lwicę blisko pola walki. Obnażyła kły, przyspieszyła. Na szczęście, dzięki polowaniom miała dość długie łapy. Rzuciła się na plecy lwicy, drapiąc i gryząc ją zaciekle.Złota syknęła z zaskoczeniem, ale nie opierała się atakowi. Zawadi zeskoczyła z niej i teraz obie drapały się i gryzły, dopóki złota nie uciekła z powrotem ku granicy. Tchórz..-pomyślała Zawadi, wpatrując się za nią,-..ale jak wielu ich jest?
Następnie pomknęła ku polu bitwy.

***

Luna pomknęła ku polu bitwy z maksymalną szybkością. Tak więc, kiedy znalazła się wśród walczących, strasznie zachciało jej się pić. Mimo wszystko, stała prosto na łapach, gotowa zabić każdego, kto tylko do niej podejdzie. Wystawiła pazury i obnażyła kły.
Wśród kurzu zdołała dostrzec zbliżający się kształt. Nieznajoma lwica skoczyła ku niej, ale Luna wykonała szybki odwrót. Kopnęła ją tylnymi łapami, następnie przygwozdzając do ziemi i odbierając życie. Rzuciła się w wir walki, drapiąc i zaciekle gryząc nieprzyjaciół.

Lea  trzymała nisko głowę. Pole bitwy rozszerzyło się i teraz stała na jednym z płaskim kamieni gotowa do skoku. Gdy zbliżyła się pod nią jakaś lwica, skoczyła na jej plecy, wbijając w nie ostre pazury. Następnie z całej siły ugryzła ją w kark. Lwica syknęła z bólu. Lea poczuła jak ktoś odpycha ją do tyłu. Zamachnęła się niestety zbyt szybko.
-Lea!
Lea odwróciła się akurat w momencie, w którym Hakimu ocierał bolący nos. Lea rzuciła mu pełne gniewu spojrzenie. Po co zakradał ją od tyłu!   Chciała rzucić się ponownie na lwicę, ale ta już uciekała w stronę granicy. 
-O co chodzi? Musimy walczyć!
-Chciałem tylko zobaczyć, czy nic ci się nie stało,-wyznał lew,-I powiedzieć, że to idealny moment na ucieczkę.
-Nie bądz głupi, Haki. Wolałabym by moja matka wierzyła, że odeszłam z własnej woli, niż że umarłam,-szybko dotknęła go nosem,-A teraz chodz!
Hakimu skinął głową. Rzucił się pierwszy w tłum walczących, dopadając jakiegoś lwa. Lea natomiast wolała walczyć zaciekle z równą sobie lwicą. 

***

Isaka pośród walczących, uderzał potężnymi łapami z wysuniętymi pazurami. Ryczał wściekle, gdy inne pazury wbijały się w jego plecy, albo w brzuch. Jego ataki przybrały na sile. 
Niestety coraz więcej lwów i lwic poczęło atakować akurat jego. Na szczęście, w pobliżu była Idia. Rzuciła się na plecy jednej lwicy, wbijając w jej bok ostre pazury, oraz gryząc ją w ramie. Isaka upadł na ziemię, siłując się z czarnym lwem. Przy tym cały czas próbował atakować resztę, by Idia nie została sama. Przeturlał się po ziemi i błodzie z obcym lwem, podczas gdy Kora przybiegła pobiec siostrze. Lwica walcząca rzuciła się od razu na plecy lwicy ze stada Johari, gryząc i drapiąc ją zaciekle. Nie czekając nawet chwili dłużej, rzuciła się na kolejną, robiąc podobny trik.

***

Mia przepchała się przez tłum walczących, by stanąć u boku Ni. Za nią podążyli jej przyjaciele, jednym zgranym truchtem. Jako dawna Lwia Gwardia, doskonale wiedzieli co powinni robić w tej sytuacji. Mia odepchnęła jedną z obcych lwic tylnymi łapami, gdy ta próbowała ją zaatakować.
-Robimy krąg, moi drodzy!
Dawna Lwia Gwardia skinęła prędko głowami. Następnie wpadli w wir walczących, otaczając siódemkę wybranych przeciwników okręgiem. Ze zjeżonymi sierściami i wystawionymi pazurami, byli gotowi do ataków. Bahati przypomniał sobie w tej chwili, że Bora z nimi dzisiaj nie walczy... Że już nie ma jej na Białej Ziemi. Trzepnął wściekły o ziemię ogonem. Tęsknił za nią każdego dnia, ale czemu musiał akurat teraz-podczas bitwy na śmierć i życie?
Spojrzał kontem oka na Ni. Lew napinał mięśnie, również gotowy do ataków. Bahati domyślił się, że dzisiaj to on odegra rolę najszybszego.
Obce lwy rzuciły się z zamiarem zaatakowania ich pazurami.
-Teraz!-syknęła Mia.
Krąg zmniejszył się jeszcze bardziej. Bahati i Koda nie ruszając się z miejsca zaczęli walczyć z najsilniejszymi osobnikami, uderzając ich łapami z wystawionymi pazurami. Mia również nie pozostała dłuższa lwicy z którą walczyła, mocno ją gryząc. Ni wziął sobie za przeciwnika rudego lwa. Z początku trudno mu było wytrzymać w miejscu, ale dzielnie to znosił. Atakował lwa szybko, odpychając go do tyłu łapami, by następnie wykonać unik i ponowny atak. Shani pozostała z pozostałą trójką lwów. Syknęła ostrzegawczo, po czym zaczęła atakować lwice. Gryzły się i drapały przy tym ostro. Shani wykonywała uniki, by lwice waliły na oślep. 
Gdy trafiła się okazja, każdy z przyjaciół, zaatakował ostatecznie swojego przeciwnika odbierając mu życie. Koda i Bahati pomogli jeszcze Shani, nim całą piątką rzucili się w ten sam sposób na kolejnych  przeciwników.

***

Amara wiła się pod ciężarem lwicy z którą walczyła, podczas gdy ta schylała się, by ugryzć ja w szyję, odbierając życie. Amara warknęła ostrzegawczo, ale wciąż oszołomiona po ataku w głowę, nie próbowała się ruszyć. 
Imani wyczuła ją, chociaż ciężko było odnalezć jej się pośród walczących. Czuła zbyt wyrazny zapach krwi i śmierci, przy tym kurz i wiele innych zapachów obcych i znajomych lwów. Słyszała każdy odgłos bitwy, każde warknięcie, upadek, uderzenie pazurami czy zębami. Imani kręciło się od tego wszystkiego w głowie, miała całkowitą ciemność wewnątrz siebie.
Mimo wszystko, lwica była zbyt uparta by wrócić na Białą Skałę. Była to jej pierwsza bitwa i chciała pokazać, że też potrafi się przydać stadu. 
Jak dotąd unikała jednak otwartej walki, a jedynie atakowała z zaskoczenia i się wycofywała. Nie trzeba mówić, że w ten sposób niewiele zrobiła.
Imani zjeżyła futro i pognała szybko w stronę Amary. Bała się o przyjaciółkę, nie zamierzała jej stracić. Rzuciła się prosto na plecy nieznajomej lwicy, drapiąc ją pazurami i odpychając na bok. Ta wydała z siebie jęk zaskoczenia, ale nie zeszła z Amary.  Imani więc ugryzła ją bardzo mocno w łapę. Podziałało. Lwica zeskoczyła z Amary i stanęła naprzeciw Imani.
Imani poczuła ciarki przejeżdzające przez plecy. Domyśliła się, że lwica uśmiecha się ironicznie widząc jej oczy. Wystawiła więc zęby i warknęła gardłowo. Rzuciła się na lwicę, stając na tylnych łapach. Atakowała ją mocno, bijąc pazurami jej zmęczone ciało. Lwica jednak mocno trzymała się na łapach i oddawała ciosy.
Amara podniosła się ciężko z ziemi. Skoczyła obcej lwicy na plecy, gryząc ją. Obca syknęła z bólem, ale jak kamień nie przestawała atakować Imani i wił się, by zrzucić Amarę. 
Co gorsza, cztery kolejne lwice ze stada Johari,  rzuciły się teraz w stronę Imani i Amary, drapiąc je i gryząc. Imani upadła na ziemię, czując jak odchodzą z niej wszystkie siły. Lwice wpadły na nią , mocno uderzajac łapami jej bok i przygniatając własnymi ciężarami. Amara niedaleko jej jęknęła z bólu. 
Imani nie mogła się uwolnić i jedyne co była w stanie robić to atakować bez wyraznego celu, machając łapami. 

Ciężar lwic przestał być taki wyrazisty dopiero po dłuższej chwili i zmęczona Imani już myślała, że trafiła do swoich przodków. Właśnie wtedy rozpoznała nowy zapach, który poznałaby ze wszystkich innych na tym świecie i w każdej okoliczności.
Amara szybko znalazła się u jej boku,  by polizać jej zakrwawione futro.
Ndoto siłował się z atakującymi lwicami, wykonując mocne ataki i szybkie uniki. Lwice były wyrazne zaskoczone, ale nie poddawały się. Dwie próbowały wskoczyć mu na plecy, jedna walczyła z nim na pazury, a dwie pozostałe gryzły go w tylne łapy. Ndoto jednak miał pełno siły i determinacji. Po niedługim czasie zdołał zabić trzy i zmusić do ucieczki dwie pozostałe. Wiedział, że nie odważą się już ich zaatakować.
Podbiegł wtedy do Imani.
-Dobrze się czujesz?
-Dziękuję, Ndoto,-Imani szybko przytuliła się do jego boku, tak by lew mógł polizać ją za uchem.
Amara spojrzała na Ndoto wyczekująco.
-Zaskoczyła mnie.
-Lepiej walczcie u mojego boku,-spojrzał na Imani, jakby bojąc się, że ją urazi, ale lwica tylko potulnie skinęła głową,-We trójkę będzie nam łatwiej.
-Z pewnością,-jęknęła Amara.
Ndoto uważnie pilnował Imani, przy tym idąc z Amarą w stronę walczących. Wybrał ich trójce cele, które mieli atakować.

***

Chaka atakował zarówno lwy jak i lwice, drapiąc je i  gryząc. Nie zawsze szło jednak tak łatwo. Chronił brzuch , a gdy przeciwnik skoczył mu na plecy, kładł się, w ten sposób go zrzucając. Jednak jak na razie ten sposób działał i Chaka atakował coraz śmielej.

Teo jako lider lwów walcących, wiedział, że najlepszym pomysłem, będzie zajęcie się muskularnymi samcami ze stada Kissasi. Walczył z nimi podstawową metodą: na kły i pazury. Mocno uderzał, nie cofając swoich ruchów. Pazury wbijał w brzuchy walczących, lub przejezdzał nimi po ich plecach. Walczył z więcej niż jednym przeciwnikiem, skacząc na nich i tocząc się w chmale dymu. Niczym w zapasach, zarzucał na przeciwników łapy, by powalić ich na ziemię. 

***

Nyeusi była pewna każdego swojego ruchy. Cechowała ją precyzja, silny atak i cierpliwość. Walczyła wśród walczących, mocując się z każdym kogo tylko wytropiła nie ze swojego stada. 
Walczyła z burą lwicą,  równą jej jeśli chodzi o masę. Nyeusi warknęła gardłowo. Bura rzuciła się w jej stronę, łapy kładąc na jej karku. Próbowała zadrapać brzuch, ale Nyeusi w porę ją odepchnęła. Ugryzła ją w ucho, drapiąc bok lwicy. Gdy bura ją również atakowała tą samą techniką, Nyeusi wycofała się szybko, obeszła ją, po czym skoczyła ku jej głowie, wbijając w nią ostre pazury i raniąc dotkliwie.
Lwica upadła na ziemię, a jej oddech zmalał.
Nyeusi przegryzła jej krtań. Wtedy zaatakowała ją od tyłu inna lwica. Ta była już mniejsza, ale z długimi pazurami. Nyeusi zaaatkowała  ją szybko, unikając ciosów pazurów. Gryzła i drapała, co jakiś czas padając na ziemię i tarzając się z nią po ziemi, obijając jej ciało, by ją zmęczyć. Trysła krew, wylewając się na ziemię. Nyeusi odskoczyła od przeciwniczki i rzuciła się tym razem na samca stojącego niedaleko.

***

Kamba nie mogła przestać myśleć o tamtej wojnie. Wojnie z Hasirą, w której zginął Arro. Gniew wywołany tamtą sytuacją dodawał jej sił. Jej mokre brązowe futro równało się wraz z futrem innej lwicy, gdy toczyły się przez ziemię, mocując łapami z wysuniętymi pazurami i gryząc się nawzajem. W końcu Kambie udało się powalić przeciwniczkę. 

***

Lajla rozejrzała się po polu bitwy i skrzywiła, gdy dostrzegła wiele martwych ciał. Niestety nie były to tylko ciała ich wrogów. Lajla westchnęła głęboko. Wyglądało na to, że Biała Ziemia przegrywała. Członkowie jej stada mieli siłę i determinacje, ale brakowało im dodatkowych sił walczących.

Lajla rzuciła się do przodu, starając się wejść w tłum walczących. Od razu dostrzegła ją kasztanowa lwica i z szyderczym uśmieszkiem rzuciła się w jej kierunku. Lajla warknęła głośno, przyjmując atak. Musiała stanąć na tylnych łapach, by się z nią mocować. Przeciwniczka była silna, więc Lajla nie mogła się wyrwać. Zamiast tego drapała ją z mocą, oraz gryzła. 
Dwie lwice siłowały się dłuższą chwilę, aż kasztanowa powaliła Lajlę na ziemię. Córka Wise wyrwała się, obkrążyła ją i skoczyła na jej plecy, drapiąc je. Kasztanowa wiła się, dopóki Lajla ponownie nie spadła. Lajla napięła mocniej mięśnie. Rzuciła się następnie ponownie w stronę kasztanowej, mocując się z nią.  Udało jej się powalić kasztanową, przez co zyskała trochę czasu, by podrapać jej brzuch. Obca lwica syknęła. 

Lajla poczuła, jak strużka krwi zalewa jej pazury, farbując je. Tym samym była pewna,  że pokonała przeciwniczkę. Dopiero wtedy ktoś skoczył jej na plecy. Ciężar lwa powalił ją , doprowadzając go bólu. Lew wbił pazury w jej plecy i brzuch i pociągnął do siebie. Lajla poczuła zawroty głowy. Z całej siły starała się uderzyć lwa, niestety nie dała rady się wyrwać.
Lew złapał lwicę za szyję. Pociągnął ją do tyłu, podrzucał , by w ostateczności rzucić nią w brudną ziemię. Lajla w jednej chwili poczuła ze słabnie, a jej oddech zelżał. 




******
*Duma
**Mała


Hej!  Rozdział pisałam 3 dni i wydaję mi się, że wyszedł wyjątkowo długi oraz ciekawy :) Czekajcie na kolejny, do końca czerwca sezon 3 muszę zakończyć! Pijcie mi dużo wody, okej?
Pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. NIEEEE! Lajla! Kobieto! Jak mogłaś?! Dlaczego zawsze zabijasz moich ulubieńców?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do rozdziału 142 ;) Nie wszystko jest takie jak się wydaję
      Pozdrawiam!

      Usuń