sobota, 18 stycznia 2020

Rozdział 155 [maraton 2/10]

Przez kolejne minuty, wydające się ciągnąć w nieskończoność, Kukaa szeroko otwartymi ślipiami,  śledziła ruch na horyzoncie. Przebywając w Miejscu Płomieni, nie widziała majestatycznej Białej Skały. Była zdana wyłącznie na siebie. Samotność.
— Pomocy!-zawołała głośno. Może nie przyciągnie tym zagrożenia, a ratunek?
Przeklinała siebie w myślach. Jak mogła w zaawansowanej ciąży, oddalić się od domu? Wiedziała, że działała pod wpływem emocji. Wciąż miała ochotę płakać na myśl o śmierci matki, o nienawiści Gizy i poczuciu beznadziejności. Smutek i stres. Gdzie jesteś Mfalme?
Kukaa leżąc na boku, na malutkiej trawie, kluczowo trzymała się łapami za brzuch. Rodziła. Za jakiś czas wyda na świat potomstwo. Tak długo oczekiwane i kochane.
— Czy nikt mnie nie słyszy?!-wykrzyknęła jeszcze, zanim syknęła.
Kolejna fala bólu napłynęła do niej ze zdwojoną siłą. Ból za bólem, skurcz za skurczem. Lwica skrzywiła się. Musiała zrobić co w jej mocy. Musiała sobie poradzić.
— P-poradzimy s-sobie...-wyszeptała, pomiędzy kolejnymi bólami. Uspokoiła oddech, coraz spokojniej oddychając. — Zaraz przyjdziecie na świat.
Poród dla Kukii okazał się bolesnym przeżyciem. Zbierała w sobie siły, starała się nie krzyczeć, krzywiła się, odczuwała ból, aż mijały kolejne uderzenia serca. Złota lwica syknęła przeciągle, gdy coś się przez nią przeciskało, aż z westchnieniem ulgi, do jej uszu dotarły cichutkie piski. Odwróciła wzrok, z zainteresowaniem śledząc malutką kuleczkę. Przybliżyła do siebie lwiątko. Szybkimi, acz delikatnymi ruchami, przejeżdżała językiem po jej futerku. Ruchy świeżo upieczonej matki, rozbudziły krążenie małżeństwa. Lwiątko wydawało z siebie coraz głośniejsze piski. Kukaa ogonem przybliżyła je do swojego brzucha, by mogło w spokoju zjeść. Maleństwo takie niewinne, malutkie, zadowolone uciskało łapkami jej brzuch, pijąc smaczne mleko, swój pierwszy pokarm. Królowa spoglądała na dziecko. Lwiczka była biała, z jaśniejszym pyszczkiem i zielonymi oczami. 
— Jesteś dziewczynką!-na pysk złotej nasunął się szeroki, szczery uśmiech. Jej oczy lśniły czułością. — Jesteś taka śliczna. Obiecuje się tobą zaopiekować, moja mała księżniczko.
Kukaa poczuła miłość. Kochała tą małą istotne całym sercem. Była ciekawa, jak potoczy się jej los w Kręgu Życia. Obserwowała pijącą mleko lwiczkę, powoli zapadająca w sen, gdy kolejny skurcz przeszył jej ciało. Wydała z siebie cichy syk bólu. Drugie lwiątko nadchodziło...

♪ ♪ ♪ ♪ ♪ ♪

Drugie maleńsko zostało umyte ze śluzu, teraz kulach się obok o kilka minut starszej siostry, powoli dobierając się do pokarmu i piszcząc. Kukaa ciężko oddychała. Zmęczenie dawało jej się mocno we znaki. To jednak nie był koniec porodu.
Złota lwica wbiła pazury w ziemię. Ostatnie lwiątko, zrodzone z miłości jej i Mfalme, przyszło na świat w stresie. Kukaa była zmęczona całym zajściem, ale nie mogła przestać się uśmiechać. Bardzo się cieszyła, z narodzin swoich córeczek.
— Trzy lwiczki. To się tatuś zdziwi. Gdy tylko odpocznę, a wy się najecie, pójdzieny do domu. Na Białą Skałę.-powiedziała Kukaa, chociaż raczej potomkinie nie zrozumiały, o co chodziło ich mamie.
Kukaa czujnie usunęła wzrokiem po otoczeniu, córeczki otulając ogonem i wreszcie mogła im się przyjrzeć. Pierwsza córeczka zdążyła już zasnąć, jej siostry były również jasne. Jedna lwiczka odziedziczyła biały kolor sierści, oczy matki, natomiast jej ciałko pokrywały brązowe plamy. Kolejna lwiczka miała złotą sierść zielone oczy. Zastrzygła uszami, nasłuchując oddechu najmłodszego dziecka. Złota poruszała się bardzo wolno, ledwie widocznie i lwicę dopadła straszna myśl, że jej maleńka umiera. Nie, nie, nie! Nie straci kolejnego członka swojej rodziny. Zaczęła szybciej wylizywać sierść małej i poczęła trącać ją nosem. Jej intensywne ruchy, zmusiły złociutką do otworzenia pyszczka, w bezgłośnym dźwięku.
Proszę, nie umieraj...
Dalej trącała ją nosem, co jakiś czas tylko przerywając, by liznąć lwiczkę. Powolutko jej bok unosił się, w coraz bardziej łapczywych wdechach i wydechach. Kukaa mogła odetchnąć z ulgą. Mała narobiła jej niezłego stracha, ale całe szczęście, że żyła i nie została sama. Lwica chwyciła ją ostrożnie, po czym włożyła w swoje łapy. Podobnie zrobiła z dwójką pozostałych. Małe lwiczki pisnęły cichutko, zanim jak zgrany duet, zamknęły oczka, odchodząc w swoje pierwsze sny. Biała jeszcze przez jakiś czas memlała ucho siostry, zanim spojrzała jasnymi oczami na mamę. Chciała jej coś powiedzieć? Wyznać? Kukaa obdarzyła czułym pocałunkiem córkę, wywołując o księżniczki rozbawiony pisk.
Złota lwica dłuższy czas śledziła zasypiające córeczki. Powinna od razu zabrać je na Białą Skałę, lub chociaż do Matibabu. Czuła się jednak zbyt osłabiona, zmęczona, wyczerpana bolesnym porodem, żeby zmusić łapy do ruszenia z miejsca. Otuliła się ciasnej ogonem, składając głowę obok łap i ziewając. Zamknęła oczy, gotowa na to, by porwał ją sen, powtarzając sobie, że to tylko chwila przyjemności.

♪ ♪ ♪ ♪ ♪ ♪

Obudziły ją przerażone piski, domagające się uwagi. Głośne i piskliwe głosiki. Kukaa otworzyła jedno oko. Upewniwszy się, że hałas wydaje jej potomstwo, uśmiechnęła się serdecznie. Dwie lwiczki wierciły się w jej łapach, natomiast najmłodsza i najsłabsza w miocie, leżała spokojnie, oczami szeroko otwartymi w oczekiwaniu, przyglądała się mamie. Złota lwica zajęła się pielęgnacją ich futerek, nim z delikatnością ułożyła je przy swoim boku, by mogły napić się mleka.
Mając wolne łapy, przetarła jedną z nich oczy, cicho wzdychając. Widząc słońce na najwyższym punkcie błękitnego nieba,zjeżyła lekko sierść. BIałoziemcy pewnie się o nią martwili! Musiała wrócić do domu i przedstawić swoje skarby. Nie czuła się już tak bardzo zestresowana. Dodawała sobie otuchy, że Mfalme na pewno pokocha te małe, niewinne istotki, nawet jeśli nie mogła dać mu syna. Ich lwiczki wyrosną na silne i niezależne. Nie mogła doczekać się na myśl o obserwowaniu, jak lwiczki na jej oczach dorastają.
— Kukaa?
Na pełen radości i zarazem zdziwienia głos, odwróciła pysk w stronę białego lwa, który upewniwszy się, że widzi swoją ukochaną, a nie jakąś zebrę, ruszył w jej kierunku pośpiesznie.
— Martwiłem się o ciebie. Słyszałem co się wydarzyło na Białej Skale. Mama mówiła, że musisz ochłonąć, ale kiedy nie wróciłaś w nocy to... Z samego rana podzieliłem grupy i ruszyliśmy ciebie szukać.-westchnął z ulgą. Cieszył się, że odnalazł ukochaną, która była bezpieczna i zdrowa. Martwił się o nią długo, teraz mógł odwołać alarm. — Kate niepotrzebnie cię straszyła.
— Niepotrzebnie? Moja mama nie żyje, Mfalme!-mruknęła z rozpaczą, usilnie próbując zatrzymać łzy, które cisnęły się do jej oczu.
Mfalme widząc jej smutek, położył pysk na głowie złotej.
— Amara żyje. Zapadła w śpiączke, ale jej stan jest w miarę stabilny.
— T-to c-cudownie.-wyszeptała pełna wzruszenia, że jednak nie straciła mamy. Liznęła Mfalme za uchem. Kolejny cud.
Przytulali się do siebie jeszcze kilka minut, dłużących to słodkie uczucie, nim król odsunął się. Usiadł, wlepiając pełne radości i dumy zielone oczy, w trójkę lwiątek przy boku partnerki.
— Najdroższa, przedstawisz mi nasze dzieci?
Lwica zaś miała się wdzięcznie.
— To nasze córki. Urodziły się wczoraj. Prawda, że są piękne?
— Najpiękniejsze.-odpowiedział z uczuciem. — Żałuję, że nie było mnie przy tobie gdy rodziłaś.
— Ważne, że jesteś teraz. Przy nas.
— Jesteście dla mnie takie ważne.-wyszeptał.
 Jego rodzina się powiększyła. Już nie odczuwał strachu na myśl o ojcostwie, chciał poznać ukochane biologiczne dzieci i stać się dla nich wsparciem. Kukaa chyba też miała podobny plan. Spojrzeli równocześnie sobie w oczy, a potem na lwiczki.
— Ich życie będzie dobre.-ciepły głos Mfalme uspokoił Kukęę. — Zadbamy o to.
— Jak je nazwiemy?
Biały lew zmarszczył brwi, zastanawiając się. Imię było niezwykle ważne. Ich córki będą tak nazywane całe życie i ich imiona musiały dźwięcznie brzmieć. Mfalme posłał uśmiech ukochanej. Jakoś nigdy o tym nie rozmawiali, ale chyba każde z nich po cichu, miało swojego faworyta w tej kwestii.
— Dzięki mojej ciotce, zyskałem życie. Gdyby nie jej poświęcenie, nie byłoby mnie tutaj. Może najmłodszą nazwiemy po niej? Mała odważna Maji.
— Zawsze podobało mi się imię Milele.
Skinął głową.
— Maju i Milele. Brzmi dumnie.
— Musimy nadać jeszcze imię naszej pierworodnej.-odparła z rozbawieniem matka lwiczek, gdy malutka wdrapała się na jej grzbiet, głośno piszcząc. — To mała rozrabiaka. Może Rogue?
— Mi bardziej pasuje do niej Vijana?
— To... może... Malkia?-zaproponowała złota, przypominając sobie jedną z historii zasłyszanych w dzieciństwie. — Co sądzisz?
— Pasuje do niej.-odpowiedział lew, pochylając się nad małymi kulkami, by każdą z nich liznąć delikatnie. Zaczynał się właśnie najpiękniejszy rozdział ich wspólnego życia. Teraz już w szóstkę.

******
Hejka! Nowy rozdział!
Jest to pierwszy rozdział, który pisałam w całości na telefonie. W razie jakiś błędów, będziemy oskarżać autokorektę :P 
1. Podobają wam się małe księżniczki? 
Pozdrawiam! 

5 komentarzy:

  1. Super czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Księżniczki są cudowne i słodkie! Cieszę się, że już się pojawiły. Będą na pewno wspaniałymi księżniczkami. A teraz czekam z niecierpliwością na następny rozdział i chwilę, w której całe stado pozna królewny. Już widzę tę wściekłą minę Gizy��. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, zresztą jak każdy twój rozdział :D
    Pamiętam jeszcze te pierwsze rozdziały :D, a teraz już masz ich ponad sto, szybko ten czas minął, życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, super rozdział i księżniczki mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń