"Ja natomiast uważam, że władcy nie powinno różnić od poddanych beztroskie życie, lecz właśnie troska o nich i zamiłowanie do ponoszenia trudów."
(Cyrus II Wielki)
(Cyrus II Wielki)
Zanim zdążyła się wycofać, turkusowo oka lwica przepchała się przez tłum, podchodząc wprost do niej. W oczach jasnej odbijała się czysta duma. Złota lwica czuła, jak każdy skrawek jej ciała sztywnieje. Na widok matki, na pysk momentalnie nasunął się uśmiech. Wtuliła pysk w jej futro, chcąc uzyskać od niej uczucie bezpieczeństwa. Jasna polizała swoje już dorosłe lwiątko za uchem.
-Będzie dobrze.
-Czemu to nastąpiło tak szybko? Nie jestem gotowa.-załkała, nie mogąc już trzymać dłużej tych wszystkich emocji.
Po stadzie rozległy się szepty. Pewnie każdy obstawiał, że dawna członkini Lwiej Straży, jest zestresowana ślubem i przyszłym odpowiedzialnym tytułem. Kucee jednak nie o to chodziło. Przyszła matka, obawiała się, że nie poradzi sobie. Białoziemcy wiedzieli już, że spodziewa się lwiątek jej i księcia Mfalme - w porze górowania słońca już "króla". Wszyscy bardzo się cieszyli, nie mogli się doczekać narodzin książątek. Opiekowali się przyszłą matką, dawali większe porcje jedzenia, wyrozumiale podchodzili do jej humorków, chociaż na pierwszy rzut oka, nie było nawet widać, że jest brzemienna.
Nie podobało jej się to, że nagle wszyscy zaczęli wiedzieć w niej królową. Kłaniać się, podziwiać, szanować. Przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej, narzekali, że to Kira powinna żyć zamiast niej, że Kukaa będzie złą królową i matką. Miała do nich o to lekki żal.
Wyrwała się z zamyśleń, kręcąc głową. Odgłosy kroków zaczęły cichnąć, co znaczyło, że stado wróciło do jaskini.
-Kukaa? Robaczku, co się dzieję? Mnie możesz o wszystkim powiedzieć.-Amara posłała córce zachęcający uśmiech. Otuliła ją ogonem.
W oddali dało się już widzieć nadchodzące zwierzęta, oraz spieszącą szarą kupę futra - Matibabu. Westchnęła.
-Boję się, że sobie nie poradzę, mamo. Z byciem królową, matką, żoną.-wyznała, odwracając głową. Usiadła, podobnie z resztą zrobiła jasna.
Gdy Mfalme powiedział Kucee, że decyzją Nory i Kisu mają zostać władcami, była przerażona. Wiedziała, że będąc z Mfalme, musi być na tytuł przygotowana. Wiedzę posiadała, a miłości i lojalności do ojczyzny, nikt nie mógł jej odmówić.
-Będziesz królową, którą zapamiętają pokolenia. Mądrą, dobrą i sprawiedliwą. Będziesz matką, z której twoje lwiątka będą czerpać dobry przykład. Będziesz żoną, piękną i pracowitą. Mfalme wybrał ciebie, los wybrał ciebie, to wszystko nie wydarzyło się bez powodu, córeczko. Jesteś w tym miejscu gdzie jesteś. Stań dumnie, bo zasłużyłaś.
Uśmiechnęła się ciepło do matki. Świadomość, że w nią wierzy, dodała jej sił. Wtuliła się w nią, przymykając oczy. Słuchała jej głośno bijącego serca i miarowego oddechu. Chciała być taka jak ona.
Amara przytuliła mocniej córkę, posyłając stojącemu niedaleko Chace pełne nadziei spojrzenie. Lew skinął jej głową.
Agenti wybiegła z jaskini, omal nie przewracając się przez ogon syna Kamby. Chaka rzucił w jej stronę niezadowolone spojrzenie, ale nic nie powiedział. Mała podbiegła do Kukii, wtulając się od razu w jej sierść.
-Mamo, babcia mówi, że już czas.
Kukaa zamrugała, powoli przetrawiając tą informacje. Zwierzęta faktycznie już były blisko, a majordamuska Zaza zdążyła opowiedzieć historię o nosorożcach ze szczegółami Lajli, doradczyni Nory. Teraz, córka Wise stanie się zwykłą lwicą, z królewskiego rodu. Nawet nie może zachować tytułu. Pomodliła się w duchu, żeby mieć tylko jedno, silne, zdrowe i dobre dziecko. Nie musiałaby wtedy podejmować tak trudnych wyborów. Jednym z nich, miało być wybranie doradcy...
Powoli ruszyła w stronę jaskini stada, by ostatni raz się przygotować przed ceremonią.
***
Wise
Ostatnie chwile dzieliły Norę, od stracenia tytułu Królowej i zostania lwicą wolną od obowiązków. Spojrzałam w jej stronę, zastanawiając się, co też moje dziecko będzie czynić. Polować? Zwiedzać? Walczyć? Wszystko będzie stało przed nią otworem, była jeszcze młoda i zdolna. Z miłością wpatrywała się w Kisu, tak jak on w nią. Uśmiechnęłam się delikatnie, mocniej wtulając w ciepłą sierść Kiona.
Nagle za nami zapanowało poruszenie. Cisza grzmiała w uszach. Odwróciłam głowę, by zachwycić się widokiem Kukii. Sierść lwicy błyszczała w promieniach słońca, idealnie czysta. Uszy zdobił biały kwiat. W oczach córki Chaki, odbijała się panika, ale i podekscytowanie. Rzuciłam do Kamby pokrzepujący uśmiech, i tak miała już łzy w oczach.
Kukaa powolnym, dostojnym krokiem ruszyła, by stanąć na środku. Matibabu pojawiła się szybko, przepychając przez tłum. Medyczka i szamanka odczekała, aż Mfalme dołączy, by stanąć u boku ukochanej. Spojrzeli na siebie z uczuciem. Sierść mojego wnuka była schludna, grzywa ulizana.
-Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć dwójkę tych lwów węzłem wiecznego partnerstwa.-zaczęła szara lwica, uroczystym głosem.-Czy ktoś ma zastrzeżenia, dlaczego ci dwoje nie mogą być razem?
Odpowiedziała jej cisza, przerywana pojedynczym szuraniem łap po kamiennej, twardej ziemi.Wyprostowana, wpatrywałam się w zakochanych.
-Mfalme, czy bierzesz sobie Kukee za partnerkę? Obiecujesz jej wierność, miłość i uczciwość, oraz że jej nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak. Obiecuje.-odpowiedział od razu, z błyszczącymi oczami.
Matibabu skinęła krótko głową, zwracając teraz pysk na złotą lwicę.
-Kukoo, czy bierzesz sobie Mfalme za partnera? Obiecujesz mu wierność, miłość i uczciwość, oraz że go nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak.-uśmiechnęła się szeroko lwica, hamując łzy wzruszenia.
-W takim razie, możecie się pocałować.-dokończyła ceremonię szara medyczka, wycofując się. Dwójce młodych lwów, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu to zrobiła, złączając pyski w długim pocałunku. Stado zaczęło wiwatować i uderzać łapami o ziemię. Również to robiłam, ciesząc się tą chwilą. Szkoda tylko, że nie będą mogli długo nacieszyć się sobą.
Po dwóch ceremoniach, w jaskini miała odbyć się uczta oraz zabawa.
Agenti wychyliła się zza łap Amary, rzucając jej radosne spojrzenie. Ceremonia ślubna dobiegła końca. Mfalme i Kukaa przytulili się do siebie z czułością, delikatnie liżąc co i rusz za uszami.
-Już czas.
Głos należał do Kisu, który ze spokojem podszedł do syna. Położył mu łapę na ramieniu. Nora od razu stanęła u boku partnera, pewnym wzrokiem wpatrzona w czubek Białej Skały. Ten dzień w końcu nadszedł. Zaczynał się nowy rozdział ich wspólnego życia.
Bez skrępowania wspięła się na sam szczyt, aż do "tronu". Zwierzęta zgromadzone pod Białą Skałą, kłaniały jej się. Nora uśmiechnęła się do nich, dziękując skinieniem głowy. W jej zielonych oczach odbił się na chwilę smutek. Wpatrywała się w krajobraz tak długo, dopóki Kisu do niej nie dołączył. Wtedy oboje zaryczeli. Ich ryk był silny, jakby wspierany przez przodków.
Wycofali się, tym samym oddając swoją władzę. Przyglądałam się, jak schodzą, już z ulgą. Kamień władzy spadł z ich barków. Teraz przechodził na kogoś innego. Na trzecie pokolenie. Mfalme i Kukaa stanęli w tym samym miejscu, gdzie rodzice białego lwa wcześniej. Oboje wydali z siebie ryk. Zostali tym samym władcami Białej Ziemi.
Zwierzyna zaczęła wiwatować. Zebry, antylopy, tupały, wzbijając kumany kurzu. Słonie trąbiły, ptaki śpiewały, przelatując nad ich głowami. Reszta mieszkańców po prostu się pokłoniła. Nowi władcy - nowy król i jego królowa, wydali z siebie kolejny ryk, który my jako stado podchwyciliśmy. Poczułam przyjemne uczucie przebiegające od ogona po czubek nosa. Biała Ziemia wciąż była bezpieczna i tylko to miało znaczenie.
Nagle za nami zapanowało poruszenie. Cisza grzmiała w uszach. Odwróciłam głowę, by zachwycić się widokiem Kukii. Sierść lwicy błyszczała w promieniach słońca, idealnie czysta. Uszy zdobił biały kwiat. W oczach córki Chaki, odbijała się panika, ale i podekscytowanie. Rzuciłam do Kamby pokrzepujący uśmiech, i tak miała już łzy w oczach.
Kukaa powolnym, dostojnym krokiem ruszyła, by stanąć na środku. Matibabu pojawiła się szybko, przepychając przez tłum. Medyczka i szamanka odczekała, aż Mfalme dołączy, by stanąć u boku ukochanej. Spojrzeli na siebie z uczuciem. Sierść mojego wnuka była schludna, grzywa ulizana.
-Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć dwójkę tych lwów węzłem wiecznego partnerstwa.-zaczęła szara lwica, uroczystym głosem.-Czy ktoś ma zastrzeżenia, dlaczego ci dwoje nie mogą być razem?
Odpowiedziała jej cisza, przerywana pojedynczym szuraniem łap po kamiennej, twardej ziemi.Wyprostowana, wpatrywałam się w zakochanych.
-Mfalme, czy bierzesz sobie Kukee za partnerkę? Obiecujesz jej wierność, miłość i uczciwość, oraz że jej nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak. Obiecuje.-odpowiedział od razu, z błyszczącymi oczami.
Matibabu skinęła krótko głową, zwracając teraz pysk na złotą lwicę.
-Kukoo, czy bierzesz sobie Mfalme za partnera? Obiecujesz mu wierność, miłość i uczciwość, oraz że go nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak.-uśmiechnęła się szeroko lwica, hamując łzy wzruszenia.
-W takim razie, możecie się pocałować.-dokończyła ceremonię szara medyczka, wycofując się. Dwójce młodych lwów, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu to zrobiła, złączając pyski w długim pocałunku. Stado zaczęło wiwatować i uderzać łapami o ziemię. Również to robiłam, ciesząc się tą chwilą. Szkoda tylko, że nie będą mogli długo nacieszyć się sobą.
Po dwóch ceremoniach, w jaskini miała odbyć się uczta oraz zabawa.
Agenti wychyliła się zza łap Amary, rzucając jej radosne spojrzenie. Ceremonia ślubna dobiegła końca. Mfalme i Kukaa przytulili się do siebie z czułością, delikatnie liżąc co i rusz za uszami.
-Już czas.
Głos należał do Kisu, który ze spokojem podszedł do syna. Położył mu łapę na ramieniu. Nora od razu stanęła u boku partnera, pewnym wzrokiem wpatrzona w czubek Białej Skały. Ten dzień w końcu nadszedł. Zaczynał się nowy rozdział ich wspólnego życia.
Bez skrępowania wspięła się na sam szczyt, aż do "tronu". Zwierzęta zgromadzone pod Białą Skałą, kłaniały jej się. Nora uśmiechnęła się do nich, dziękując skinieniem głowy. W jej zielonych oczach odbił się na chwilę smutek. Wpatrywała się w krajobraz tak długo, dopóki Kisu do niej nie dołączył. Wtedy oboje zaryczeli. Ich ryk był silny, jakby wspierany przez przodków.
Wycofali się, tym samym oddając swoją władzę. Przyglądałam się, jak schodzą, już z ulgą. Kamień władzy spadł z ich barków. Teraz przechodził na kogoś innego. Na trzecie pokolenie. Mfalme i Kukaa stanęli w tym samym miejscu, gdzie rodzice białego lwa wcześniej. Oboje wydali z siebie ryk. Zostali tym samym władcami Białej Ziemi.
Zwierzyna zaczęła wiwatować. Zebry, antylopy, tupały, wzbijając kumany kurzu. Słonie trąbiły, ptaki śpiewały, przelatując nad ich głowami. Reszta mieszkańców po prostu się pokłoniła. Nowi władcy - nowy król i jego królowa, wydali z siebie kolejny ryk, który my jako stado podchwyciliśmy. Poczułam przyjemne uczucie przebiegające od ogona po czubek nosa. Biała Ziemia wciąż była bezpieczna i tylko to miało znaczenie.
Wspaniałe rozdziały! Nie mogę się doczekać narodzin dzieci Kukai i Mfalme, a także narodzin dzieci Mii i Ni. Pozdrawiam serdecznie, życzę DUUUUUŻO weny i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuń