wtorek, 30 lipca 2024

Rozdział 194

Tęczowa Kraina

Dobrze było być zakochanym. To uczucie znał Akili i miał wrażenie, że stawało się coraz potężniejsze w obecności Asanty. Miłość nie była obca również Wise i Kionowi, Kisu i Norze, a także Zunii i Heshimie. To słodkie uczucie poznali także Cheka i Maji. Można śmiało powiedzieć, że w swoim krótkim życiu zaliczyli największą ilość randek, a wciąż wymyślali nowe, dobrze czując się w swoim towarzystwie. To uczucie było jednak zbyt skomplikowane dla syna Gizy.
Daha siedział na sawannie, wpatrując się we własne łapy i próbując zapanować nad emocjami. Poruszał ogonem ze zdenerwowania. Rano spotkał się z Malkią na śniadaniu z góralków. Księżniczka zjadła, podziękowała za posiłek i między nimi zapadłaby cisza, gdyby nie rzucane przez Dahę komplementy. Większości nauczyła go matka, za której radami tęsknił. Ona wiedziałaby lepiej jak poderwać serce nastoletniej księżniczki. Westchnął ciężko. Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Milele. Lwica usiadła obok niego, wlepiając wzrok na bezchmurne niebo. Słońce widocznie miało w planach ich usmażyć. 
- Idziesz z nami na granicę? Maji i Cheka dołączą później, ale Malkia, Kesho i Tamu już czekają blisko wodopoju. Przybiegłam po ciebie. 
- Po co? Żeby widzieć jak Kesho zarywa do Malkii? - wywrócił oczami. - Nasze śniadanie ledwo się zaczęło, a ona musiała iść na lekcje z ojcem.
- Ostatnio w naszym życiu zrobiło się intensywnie, chociaż ja i Maji dostajemy raczej lekcje od mamy. To niesprawiedliwe, że tylko Malkia może się starać o władzę. - mruknęła Milele, obdarzając nastolatka uważnym spojrzeniem. - Jakie masz zamiary wobec mojej siostry?
- Zamierzam o nią walczyć. Nie dam wygrać Kesho. - prychnął, niechętnie wstając. Milele również to zrobiła, ale nadal czuł na sobie jej spojrzenie.
- Walczysz o Malkię czy o tron? Bycie królem nie jest warte utraty serca. - prychnęła, oddalając się szybkim krokiem. Daha musiał biec, żeby ją dogonić. Milczeli przez całą drogę, każde we własnych myślach. 

🌼🌼🌼🌼🌼

Tego samego dnia nadeszła wiadomość o przybyciu nowoziemców, jeszcze zanim stado Hurumy wkroczyło na terytorium Tęczowej Krainy. Lew westchnął, rozglądając się wokół. Towarzysząca mu Aishi, przycisnęła się bokiem do partnera. 
- Myślisz, że zostaniemy tutaj na długo?
- Liczę na szybki powrót. Nie chcę zbyt długo zostawiać Nowej Ziemi. Jestem jej królem. 
- Powinniśmy przemyśleć oddanie tronu Wakati'emu i Mady. - dodała szeptem. - Są wystarczająco dorośli i odpowiedzialni. 
- A ja mam wystarczająco siły, żeby dalej rządzić, najdroższa. - odpowiedział. 
Nowoziemcy skierowali się w stronę Tęczowej Skały, gdzie zostali ciepło powitani. Nawet Zunia i Huruma zdawali się pozostawić spór za sobą i skupić się na wspólnym zadaniu, jakim było przywrócenie wolności Białej Ziemi. Wszyscy zaczęli się ze sobą witać. Kisu i Huru ustalili, że wybiorą się na jakiś patrol, natomiast Aishi dzieliła się z Norą i Lajlą opowieściami, co się dzieje na Nowej Ziemi. Nora i Lajla przytuliły brata równocześnie, jeszcze zanim ich miejsce zajęła Wise.
- Huru, synku, tak za tobą tęskniłam. - wyszeptała wzruszona. - Musisz mi koniecznie opowiedzieć, co się u was zmieniło. Wszystko, ze szczegółami.
Na jej słowa król Nowej Ziemi zaśmiał się serdecznie. Wkrótce jednak jego śmiech zamienił się w poważny wyraz pyszczka, kiedy zauważył nieobecność Ndoto. Wtedy Lajla musiała mu wyjaśnić, że Ndoto odszedł z tego świata i w jakich okolicznościach. Aishi ukryła pyszczek w futrze partnera, natomiast w Hurumie walczyły dwie emocje - rozpacz po śmierci jedynego i uwielbianego brata mieszała się jedynie ze wściekłością na tego, kto odebrał mu życie. Zemsta miała być słodka.
Wakati obserwował, jak Mady wita się z braćmi i z matką. Mia ściskała ją czule i wypytywała o każdy szczegół. Wakati wiedział, że jego partnerka tęskniła za rodziną, ale równocześnie sercem już dawno należała do Nowej Ziemi. Zawsze jednak mu powtarzała, że są również białoziemcami. Kiedy dowiedzieli się o ataku i jego finale, od razu zgodzili się pomóc. 
- Neno musiał zostać i pilnować królestwa. - odezwała się Lara, wtulając w futro matki. - Tak bardzo za wami tęskniłam, że nie mogłam zostać.
- Kocham cię, Lara. Cieszę się, że mogę cię zobaczyć, córeczko. - wyszeptała Lajla, zanim przytuliła również swoje wnuki. Ostatnim razem, kiedy je widziała, były małymi lwiątkami. Teraz jednak Dora była młodą dorosłą, a Mkali nastolatkiem.
- Gdzie tata? - zapytała Lara, kiedy już przestała wymieniać przytulasy ze swoim bratem. Hodari westchnął, zanim zdecydował się odpowiedzieć. 
Zaza przekazała im wiadomość o tym, kto zginął. Każda z partnerek zareagowała inaczej - Idia skupiła się na polowaniach, czym próbowała przestać myśleć o śmierci ukochanego i niewoli ich córki. Często wracała późnym wieczorem, zasypiała i z samego rana wybierała się na polowanie. Nie mogła jednak ślepo łapać zwierzyny, pamiętając o zasadach Kręgu Życia, więc nie zabijała swoich ofiar, a wypuszczała je na wolność, bawiąc się z nimi w kotka i myszkę. 
Taje pogrążyła się w rozpaczy. Nawet teraz nie była obecna w jaskini stada. Często gdzieś znikała, czasami zabierając ze sobą Wise. Teraz obie wspierały się w żałobie. Taje tęskniła za Mto i każdego dnia płakała. Wyrzucała sobie, że nie potrafiła go ochronić. Martwiła się również o Korę. Jej matczyne serce cierpiało. Chciała tylko, żeby ten koszmar się zakończył. 
Lajla przepłakała pierwsze dni. W żałobie mogła liczyć na obecność Nory i Wise, które starały się ją pocieszyć i zapewnić, że to nie jej wina. Wkrótce po tym Lajla opuszczała w nocy Tęczową Skałę, udając się na samotne spacery i podziwianie gwiazd. Mówiła, że wierzy, że jedną z nich jest Msimu. Tęskniła za nim i równocześnie była wdzięczna za te wszystkie lata. 
Dora podbiegła do Asanty, witając się z przyjaciółką i od razu otwierając szerzej oczy na wzmiankę o jej związku z synem Imani. Mkali natomiast podszedł do Tamu, od razu wdając się w rozmowę. 
- Podjęliśmy ważną dla Nowej Ziemi decyzję. - odezwał się Wakati, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - I chcemy wam ją ogłosić, korzystając z tego, że jest tu większość stada.
- Na Nowej Ziemi już dawno o tym powiedzieliśmy, ale myślimy, że również chcielibyście usłyszeć, że następczynią Lary zostanie Dora, stając się kolejną medyczką. - powiedziała Mady.
Dora uśmiechnęła się delikatnie do zebranych i posłała lśniące spojrzenie w stronę swojej przyjaciółki i jej partnera, którzy szczerze pogratulowali. 
- Ponieważ nie możemy mieć potomka, zdecydowaliśmy z Mady i moimi rodzicami, obecnymi władcami, że następcą tronu zostanie syn Lary, czyli Mkali.
Wśród stada dało się słyszeć zadowolone pomruki i gratulacje. Mkali pochylił się, kiedy Tamu szepnęła mu coś do ucha i od razu uśmiechnął się promiennie, obdarzając nastolatkę ciepłym spojrzeniem. 

Rozdział 193

Tęczowa Kraina

Ten dzień zapowiadał się słonecznie. Był to dobry znak dla księżniczek. Każda nastoletnia lwica musiała odbyć swoje pierwsze polowanie, wyjątkowe i niezapomniane. W przypadku córek Mfalme przypadło wspólnie. Ich łapy wydłużyły się, a sylwetki wyszczuplały, dodając im więcej uroku. Księżniczki wyrosły na piękne i mądre lwice, prawdziwą dumę rodziców. 
- Wszystko się ułoży, zobaczycie. - zaczęła Malkia, kiedy już otrzymały błogosławieństwo od rodziców.
Cała trójka zeszła z Tęczowej Skały. Kiedy były młodsze, marzyły o odbyciu pierwszego polowania na Białej Ziemi. W konsekwencji wygnania okazało się to jednak niemożliwe. Dobrze, że przynajmniej mogły udowodnić swoją wartość w Tęczowej Krainie, polując dla obu stad. 
- Na pewno pójdzie nam świetnie. - zgodziła się Milele.
- Damy z siebie wszystko. - dodała Maji.
Odkąd księżniczki stały się starsze, jeszcze mocniej pokazywały swoje osobowości. Maji spędzała dużo czasu ze swoim partnerem, Cheką, w wolnych chwilach kontrolując stan swojego zdrowia. Milele dużo biegała, a Malkia przygotowywała się do roli przyszłej władczyni. Był to też powód częstych kłótni pomiędzy Milele a Malkią. Obie lwice rywalizowały ze sobą i ostro dyskutowały na temat tego, która lepiej sprawdziłaby się w roli królowej. Gęsta atmosfera wisiała w powietrzu. Mimo wszystko siostry były w stanie skoczyć za sobą w ogień.
- Zaczynamy. - odezwała się w pewnym momencie Maji, kiedy dotarły do sawanny na której końcu dało się dostrzec stado zebr. Zerknęła na siostry z uśmiechem. - Pora pokazać, jak dużo nauczyła nas mama.
Kukaa kładła ogromny nacisk na naukę polowania córek. 
Księżniczki przypadły do ziemi w odpowiednich łowieckich pozycjach, chowając się w wysokiej trawie. Każda obrała inną stronę tylko po to, żeby na sam koniec wybić się z tylnych łap, prosto na trzy upatrzone przez siebie zebry. Jedna na każdą z nich. Spojrzały na siebie, zlizując krew ze swoich pyszczków, zanim chwyciły swoją zwierzynę, ciągnąc ją w kierunku Tęczowej Skały.

- Byłaś świetna!
Radosny głos Cheki powitał ich jeszcze przed wejściem do jaskini. Podbiegł do swojej partnerki i mocno przytulił, co Maji odwzajemniła z równie wielkim uśmiechem na pyszczku. Potem do księżniczek podeszli rodzice - król Mfalme i królowa Kukaa. Nie zabrakło również Nory, Kisu i Wise. Białoziemcy otoczyli młode lwice, obsypując je gratulacjami.
- We trójkę mogłyście upolować coś bardziej syczącego. - mruknął Kesho.
- Ty od razu byś słonia wolał. - prychnęła w odpowiedzi Malkia.
- Nie przejmuj się nim, od rana chodzi nabuzowany. - mruknęła Tamu.
- Jak zawsze. - wywrócił oczami Daha. Zignorował zirytowane spojrzenie Kesho. Nasiliło się, kiedy zadał nastolatce pytanie. - To co, może kolacja wieczorem? Osobiście upoluję góralki.
- Góralki? Tylko na tyle cię stać? - prychnął Kesho. - Może dla odmiany spotkasz się ze mną Malkia? 
- Z tobą? A niby po co? - warknął Daha, piorunując swojego rywala spojrzeniem.
- Potrafię zaskoczyć.
- Tylko głupotą!
- Chcesz oberwać, Daha? - warknął w odpowiedzi syn Mii.
Malkia wywróciła oczami.
- Najlepiej pobijcie się w obecności całego stada i w mój wielki dzień. Dzisiaj nie mogę, spędzam miły dzień z siostrami. Jak już to jutro i niech ci będzie, Kesho, sama jestem ciekawa, co zaplanujesz. Widzimy się jutro wieczorem. A z tobą Daha spotkam się na kolacji rano. Pasuje wam?
Tego samego dnia, Daha i Kesho stoczyli ze sobą walkę, a świeże rany musieli wyleczyć u szamana. Rywalizacja nastoletnich lwów przybrała na sile. 

poniedziałek, 29 lipca 2024

Rozdział 192

 Tęczowa Kraina 

Zunia obserwowała, jak lwice polujące przynoszą do jaskini śniadanie. Wkrótce całe stado zabrało się do zjedzenia posiłku, żeby w krótkim czasie wybrać się na trening walki, patrol lub powrócić do innych obowiązków bądź przyjemności. Zunia jako królowa miała prawo jako pierwsza do posiłku, jednak nie musiała z niego korzystać, bo Heshima położył przed nią świeżo upolowanego ptaka. Zunia podziękowała mu uśmiechem, zabierając się szybko do jedzenia. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że jest głodna. Oblizała pyszczek.
- Dziękuję, było pyszne. Dawno nie byłeś na polowaniu. 
- Wcześniej nie miałem powodu. - odpowiedział, zerkając na łapy partnerki. Zunia również spojrzała w tamtym kierunku i uśmiechnęła się wzruszona. Ich lwiątko spało w najlepsze. - Teraz mam was.

- On jest naszym największym skarbem. - powiedziała Zunia, zanim westchnęła ciężko i chwyciła lwiątko za skórę na karku, wybudzając je z drzemki. Mvua pisnął niezadowolony, kiedy włożyła go w łapy Wise. Biała lwica zgłosiła się do opieki nad wnukiem. Obecność rodziny pomagała jej przetrwać żałobę. Od razu polizała lewka po łebku, żeby go uspokoić i pomóc w ponownym zaśnięciu. Co prawda Tęczowa Kraina też miała opiekunkę lwiątek. Była nią Msaada*. Zunia wolała jednak przekazać opiekę nad synem jego babci, doskonale wiedząc, że Msaada ma o tej porze dnia wiele lwiątek pod opieką. Była też świadoma, że Mvua będzie się lepiej czuł w obecności członka rodziny i że Wise również chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu.
- Postaram się wrócić szybko. Jest nakarmiony, powinien wkrótce zasnąć.
- Poradzę sobie, Zunia. - uśmiechnęła się Wise. - Opowiem mu o czasach, gdy byłaś mała. 
Zunia zaśmiała się cicho i razem z Heshimą opuściła jaskinię stada, żeby udać się do mniejszej położonej trochę dalej od Tęczowej Skały. Kiedy weszli do środka, Zunia dostrzegła swojego ojca. Kiongozi siedział wyprostowany, rozmawiając o czymś z Simbą, jednym z tęczowoziemców. Nama również była obecna i od razu uśmiechnęła się do przyjaciół. Zunia powitała ją uśmiechem, zanim podeszła do ojca.
- Tato, co tutaj robisz?
- Pomyślałem, że wpadnę na naradę tęczowoziemców. Dawno nie było mnie na żadnym spotkaniu, właściwie odkąd oddałem ci tron. - rzucił swobodnie lew. Zunii nie umknął fakt, jakim nieprzyjemnym wzrokiem obdarzył Heshimę. - Chyba nie ma nic złego w tym, że chcę zobaczyć swoją jedyną córkę w akcji, co?
Zunia Lila westchnęła w odpowiedzi.
- Jak już jesteś to zostań. 
Wyszła na środek jaskini, w której odbywały się zebrania i machnęła ogonem, zwracając na siebie uwagę rady tęczowoziemców. Narada odbywała się tylko wtedy, kiedy działo się coś szczególnego w Tęczowej Krainie. Do rady należały lwy i lwice, wybrane przez obecnie rządzącego władcę i przez pozostałych członków stada. Tak więc do obecnego składu oprócz Zunii, należeli Heshima, Nama, Simba, Ushauri** i Shani. Wspomniane lwy krótko ukłoniły się przed królową, zanim ponownie usiedli, wpatrzeni w nią uważnie.
- Dzisiejsza narada będzie miała szczególny charakter z powodu narodzin mojego syna. Jak wiecie, mój pierworodny narodził się zaledwie dwa dni temu i wkrótce odbędzie się jego ceremonia. Mój partner, Heshima, nie zostanie jednak królem. Nadal na tronie Tęczowej Krainy zasiadać będę jedynie ja, jako wasza jedyna władczyni, aż do momentu mojej śmierci. Nadal będę dokładać starań, żeby Tęczowa Kraina rozwijała się, była bezpieczna i pełna pożywienia. Natomiast mój syn, Mvua, nie będzie nosił tytułu księcia. - po jaskini rozległy się zaskoczone szepty, które uciszyła jednym stanowczym spojrzeniem. Tak również brzmiał jej głos, kiedy ponownie przemówiła. - Postanowiłam, że chociaż Mvua jest moim jedynym i biologicznym dzieckiem, to o tym, czy obejmie władzę zadecyduje sprawdzian z wiedzy, umiejętności, duszy i serca. Do tego czasu nazywamy będzie "synem królowej" i taki właśnie tytuł otrzymuje. 
- Kiedy ma odbyć się ten sprawdzian? - zapytał Ushauri. 
- Kiedy będzie młodym dorosłym. - odpowiedziała.
- A jeśli obleje sprawdzian? - teraz zapytał Heshima. Jego głos brzmiał na niezadowolony, co tylko utwierdziło przebywających w jaskini, że nie wiedział wcześniej o planach partnerki. Była to niecodzienna decyzja. Zwykle potomek władcy zasiadał na tronie. 
- Wtedy wyznaczę następcę wśród innych lwiątek. Będę jednak rządzić jeszcze bardzo długo, do samego końca mojego życia. Koniec z tradycją, że tylko potomstwo władcy ma prawo do tronu Tęczowej Krainy. Niech naszą ziemią zaopiekuje się najlepszy z najlepszych. To koniec zebrania.
Zunia do samego końca zachowała wyprostowaną sylwetkę, wskazującą na to, że jest pewna swojej decyzji. Obserwowała wychodzących z jaskini, aż został w niej tylko jeden lew. Kiongozi podniósł się z miejsca, podchodząc do córki. W jego oczach widziała żal.
- Skąd taka decyzja?
- Nie zamierzam odbierać mojemu synowi prawa do tronu. Chcę jedynie, żeby udowodnił, że się do tego nadaje, nie tylko ze względu na krew. Chcę żeby się starał być jak najlepszym przyszłym królem. Skupiał na zdobywaniu wiedzy i dbaniu o stado.
- W naszej rodzinie od zawsze - zawsze! - była tradycja, że to z ojca na syna przechodzi władza nad Tęczową Krainą! - warknął Kion z niezadowoleniem. - Nie możesz sobie od tak zmieniać zasad! Co by na to powiedział twój dziadek?!
Zunia poruszyła ogonem, czując narastający w niej gniew.
- Dziadek Mfalme zaakceptowałby moją decyzję. Sam mówiłeś, że chciał posadzić na tronie mamę - cudowną dawną królową Białej Ziemi, Wise - a nie ciebie, chociaż jesteś jego potomkiem!
- A ty właśnie zabierasz władzę Mvua, żeby dać ją obcemu lwiątku!
- Niczego mu nie odbieram na zawsze! - warknęła.
Kłótnia narastała i teraz oboje mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Wreszcie jednak w oczach Zunii pojawił się smutek. 
- Czy gdyby to prawo weszło w życie wcześniej, a ty miałbyś inne dzieci, to czy nadal wybrałbyś mnie na królową Tęczowej Ziemi?
Kion zapatrzył się dłużej na córkę, pomału się uspokajając. Odpowiedź wydawała się oczywista, widząc jak wiele zrobiła dla Tęczowej Krainy Zunia. Więcej niż on kiedykolwiek. 
- Tak. 
- Więc zaufaj mi, tato. 
- Zawsze. - westchnął, poddając się. 
Oboje opuścili jaskinię, żeby wziąć udział w ceremonii Mvua. Zunia wspięła się na szczyt Tęczowej Skały i stanęła u boku szamana. Lew trzymał w pysku jej syna i podniósł go, przedstawiając zebranym w dole zwierzętom. Wśród zwierząt zamieszkujących Tęczową Ziemię wybuchły radosne okrzyki, natomiast członkowie lwiego stada westchnęli z zachwytem. Wise wpatrywała się we wnuka wzruszona, wtulając się w grzywę Kiona.
Kiedy ceremonia dobiegła końca, wszyscy wrócili do jaskini. Zunia i Heshima cieszyli się czasem spędzonym z synem, podczas kiedy do środka wleciała Zaza. Zdyszana majordamuska obdarzyła spojrzeniem króla Mfalme, od razu zabierając się do przekazania wiadomości, w jakim stanie jest Biała Ziemia. Było gorzej niż myśleli.

*wsparcie
**rada

Pytanka:
- Co myślicie o decyzji Zunii?
- Gdybyście byli lwem to wolelibyście mieszkać na Białej Ziemi czy w Tęczowej Krainie?

Rozdział 191

Biała Ziemia

Kivulia skrzywiła się na widok białoziemek. Lwice schyliły się przed nią lekko, zanim czmychnęły do jaskini. Ostatnio ojciec pozwalał wychodzić białoziemką z Białej Ziemi i Białej Przystani na polowania. Kontrolował granice dzięki swoim pomocniczką, które musiały też dzielić czas na kontrolowanie lwiątek. Podobnie jak Kivulia, jednak lwica szybko zaczęła odpuszczać zerkanie do najmłodszych członków stada, widząc, że te jedynie bawią się w kącie, jedzą lub śpią. Czasami zabierała je nad wodopój, żeby się napiły wody, ale to wszystko. Wolała skupić się na bieżących sprawach.
Ostatnio usłyszała rozmowę Shiry i Shani dotyczącą zwierząt zamieszkujących sawannę. Kivulia zauważyła już wcześniej, że wzrósł niepokój zwierząt z Białej Ziemi. Spowodowane to było napiętą sytuacją w jakiej znalazło się stado lwów. To jednak nie był ich problem. Kivuli zadbał o to, żeby nawet lwice polujące przestały skupiać się na Kręgu Życia. Była to bajeczka dla lwiątek, która nie obchodziła żadnego z antagonistów. 
Schodząc z Białej Skały, minęła się z Maishą, Bellą, Nzuri i Adele, które właśnie wracały z polowania, dźwigając wspólnie antylopę. Kivulia wywróciła oczami. Nzuri, Giza i Adele spędzały dużo czasu razem i zasugerowała ojcu, że warto je rozdzielić. Zignorował jednak jej propozycję, niezainteresowany relacjami we własnym stadzie, chyba, że dotyczyły jego samego. Korzystając z tego, że Kivulia opuściła skałę stada i oddaliła się przez sawannę, Nzuri pochyliła się do Zazy. Majordamuska starała się ukrywać przed czujnym wzrokiem Kivuli'ego. 
- Przekażesz jaki jest stan Białej Ziemi. Powiedz o zabijaniu lwów i o zasadach Kivuli'ego. On nawet nie szanuje Kręgu Życia. - westchnęła Nzuri, zniżając głos do szeptu. - Pewnie ukryli się w Tęczowej Krainie lub na Nowej Ziemi. Sprawdź oba miejsca. 
Zaza skłoniła się, zgadzając ze słowami Nzuri, po czym wzbiła się w niebo i odleciała, pozostawiając lwice same ze swoimi myślami.
Tymczasem Kivulia dotarła do wodopoju, pochylając się, żeby wziąć kilka łyków wody. Przyjemnie ochładzała w gorący dzień. Następnie usiadła, wpatrując się w swoje odbicie. Skrzywiła się na widok podobnej do siebie lwicy, która wydawała się siedzieć obok niej. Duchowa przewodniczka. 
- Czego chcesz, matko?! - warknęła. - Nie widzisz, że nie potrzebuję twojej pomocy?
- Mówisz tak, odkąd byłaś lwiątkiem, kochanie, ale wiem, że potrzebujesz matki w swoim życiu.
- To było nie zdychać! - wydarła się. Ogarnęła wściekłym wzrokiem zwierzęta, które zdecydowały się zwrócić na nią uwagę, zanim wstała i wzburzonym krokiem oddaliła się od wodopoju. Rozmowy z matką, która była również jej duchową przewodniczką, bywały bardzo irytujące. Lwice zaczęła nawiedzać ją niewiele po swojej śmierci i starała się dawać rady dotyczące postępowania. Kivulia wywróciła oczami. 
Właściwie to jak zaczęła się historia Kivulii? Matka lwicy pochodziła z Lwiej Ziemi, ale lubiła podróżować. Pewnego dnia spotkała samotnego lwa, którym okazał się być Kivuli. Szybko ją w sobie rozkochał romantycznymi gestami i za jego słowami porzuciła podróże, oraz zgodziła się pod naciskiem urodzić lwiątko. Swoje imię Kivulia zawdzięcza temu, że nie była podobna do ojca z wyglądu i w ten sposób chciał chociaż trochę sprawić, żeby coś ich łączyło. Była podobna do matki, co wspominała negatywnie i raczej unikała tego tematu. Lubiła jedynie swoje czerwone oczy, bo ich kolor kojarzył się z krwią. Kivuli chciał mieć z Ndege więcej lwiątek, ale nie było im to dane. Z tego powodu została zabita przez partnera na oczach ich córki, kiedy ta była lwiątkiem. To nie sprawiło jednak, że Kivulia znienawidziła ojca, bo mając tak wyprany mózg potrafiła twierdzić, że zrobił to, ponieważ lwica nie dała mu tego, czego chciał. 
Kivulia długo błądziła po sawannie. Zaczęła kierować się z powrotem do Białej Skały dopiero wraz z pierwszymi gwiazdami na nocnym niebie. W pewnym momencie do jej uszu dotarł delikatny głos. Odwróciła głowę i wysiliła wzrok, żeby ujrzeć siedzącą na płaskiej skale Adele. Lwica śpiewała piosenkę. Kivulia zmarszczyła nos i miała już przystąpić krok w jej stronę, żeby przerwać tą dziecinadę, kiedy poczuła za sobą obecność jeszcze kogoś. Zerknęła na Kivuli'ego, który także wpatrywał się w Adele. Zdawał się słuchać, o czym śpiewała.
- Kiedy nowy dzień nadejdzie, 
Stanę przy twoim boku, 
Obdarzę cię pocałunkiem, 
Szepnę "Tęsknię" na uszko. 
- Mam jej przerwać? - zapytała Kivulia, szukając zgody u swojego ojca.
- Wracaj na Białą Skałę. - prychnął w odpowiedzi.
Kivulia skinęła głową i niechętnie oddaliła się we wskazanym kierunku. Kivuli tymczasem zbliżył się bliżej i nadal słuchał piosenki.
Będę twoim słońcem po burzy, 
Wodą w upalny dzień, 
Nie będę milczeć, kiedy jest nam źle. 

- Ładnie śpiewasz. 
Adele podskoczyła zaskoczona i odwróciła się ze zjeżoną sierścią w stronę lwa. Szybko jednak ją wygładziła, zauważając, z kim ma do czynienia. 
- Dziękuję.
- Czemu nie ma cię w jaskini? Zabroniłem wam wychodzić w nocy.
- Czy mogę ci to jakoś wynagrodzić? Zagapiłam się. - mruknęła z lekkim strachem. Wiedziała, że Kivuli jest zdolny do okrutnych czynów. 
Lew usiadł i spojrzał na nią czujnym wzrokiem.
- Możesz coś jeszcze zaśpiewać.
Adele skinęła głową i lekko speszona, odnalazła w głowie słowa kolejnej piosenki. 

niedziela, 28 lipca 2024

Rozdział 190

Maji odetchnęła porannym powietrzem. Ostatnio polubiła wstawanie przed całym stadem. Dorośli przez większość czasu chodzili nerwowi przez sytuację związaną z ich wygnaniem. Jednak podczas snu wydawali się odprężeni. Ten widok rozczulał lwiczkę. Zwłaszcza, kiedy przyglądała się śpiącym siostrom. O każdej porze wschodu słońca najmłodsza księżniczka siadała na płaskiej skale, przyglądając się budzącej do życia sawannie. Stało się to rutyną dwójki, zakochanych w sobie lwiątek. Lwiczka nawet nie musiała odwracać głowy, kiedy usłyszała odgłos kroków, ponieważ doskonale wiedziała, kogo tam ujrzy. Nie spodziewała się jednak widoku kwiatów, które Cheka podsunął jej pod nos, ledwo trzymając je w pyszczku. Maji wstała, wydając z siebie zaskoczone westchnięcie. Była to typowa dla sawanny roślinność, czyli ciężko nazwać trawę i liście bukietem, jednak księżniczka i tak była zachwycona podarunkiem. Przyjęła go od lewka, próbując zapanować nad różowymi policzkami i promiennym uśmiechem. Z resztą trudno byłoby przebić ten należący do Cheki. Lewek uśmiechał się radośnie. 
- Oh, Cheka, to bardzo miłe. Z jakiej to okazji?
- Każda lwica zasługuje na to, żeby dostać kwiatki. - mrugnął do niej psotnie. Maji odłożyła bukiet, żeby przytulić lewka. - Jesteś wyjątkowa, Maji i będę ci to powtarzał codziennie.
- A ja będę cię przytulać na "dzień dobry" i "dobranoc". - odpowiedziała. 
- Czy to znaczy, że zgodzisz się zostać moją dziewczyną? - zapytał, nadal odwzajemniając przytulasa.
- Tak! - pisnęła, przytulając się mocniej. - Musimy powiedzieć o tym moim siostrom i twojemu bratu.
- A zaczęło się od niewinnej zabawy. - zaśmiał się lewek. 

💖💖💖💖💖

Można powiedzieć, że dzisiejszy dzień był prawdziwym świętem miłości dla młodych lwów. Akili również postanowił wyznać swoje uczucia. Ostatnim razem, kiedy poprosił o chodzenie Asantę, lwica odrzuciła go. Długo musiał leczyć złamane serce, ale mimo wszystko nadal przyjaźnił się z czarną lwicą. Akili miał w swoim życiu dwie najlepsze przyjaciółki: Agenti i Asantę. Posmutniał na myśl o córce Kiry, która opuściła Białą Ziemię jeszcze przed atakiem Kivuli'ego. Akili martwił się o nią, a równocześnie był wdzięczny losowi, że nastolatka uniknęła niebezpieczeństwa. Wiele dałby, żeby Agenti była teraz przy nim, podzieliła się radą i wsparciem. 
Westchnął zestresowany, powoli zbliżając się do przyjaciółki. Asanta odpoczywała w blasku słońca. Obok niej leżeli Ikima i Hodari. Cała trójka spojrzała na niego z zainteresowaniem. Akili odrząknął, szczególnie zestresowany obecnością ojca lwicy, której zamierzał wyznać miłość.
- Asanta, masz czas przejść się na spacer? Muszę ci coś powiedzieć.
- Liczę na dobre wieści. - mruknął Hodari.
Akili natychmiast pokiwał głową, natomiast Asanta wywróciła oczami. Zaczęli się oddalać, początkowo obserwowani przez oba lwy, zanim całkowicie zniknęli im z oczu. Sawanna w Tęczowej Krainie była mniejsza od tej należącej do Białej Ziemi. 
- To o czym chciałeś porozmawiać? Znowu o Agenti? - Asanta spojrzała na niego uważnie. 
Ostatnio spędzali dużo czasu razem, pomimo treningów Asanty z walki, prowadzonych przez Kilio. Akili zatrzymał się, starając uspokoić szybko bijące serce. Kiedy był lwiątkiem, poproszenie czarnej lwicy o chodzenie było łatwiejsze.
- Właściwie chciałem porozmawiać o nas. Wiem, że nie chciałaś nawet myśleć o zostaniu moją partnerką, ale może zmienisz zdanie, jeśli złożę ci kilka obietnic? - dała mu znak, że może kontynuować. - Obiecuję, że będę wiernym i kochającym partnerem. Obiecuje, że zawsze będę cię wspierać. Obiecuje, że dam ci czas dla siebie, że pomogę ci naprawić każdy błąd, że nigdy cię nie odtrącę i że.... 
Nie dokończył. Lwica zbliżyła się do niego i złączyła ich pyszczki w długim pocałunku. Akili wewnętrznie odetchnął z ulgą, odwzajemniając czuły gest. Asanta odsunęła się pierwsza, obdarzając go czujnym spojrzeniem.
- Zgadzam się zostać twoją dziewczyną. Pragnę cię, Akili, nawet bez tych obietnic. Nawet kiedy byłam dla ciebie wredna, ty zawsze mnie wspierałeś i byłeś obok. Nie chcę być dłużej dla ciebie tylko przyjaciółką. Poza tym nastoletnie tęczowoziemki zbyt często robią do ciebie maślane oczka. 
Akili zaśmiał się na ostatnie zdanie, zanim spojrzał na swoją partnerkę z miłością i szacunkiem.
- Długo kazałaś mi na siebie czekać.
- Ale zobaczysz, że było warto. - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. 

💖💖💖💖💖

Trzy miesiące później

W głównej jaskini stada siedziały wszystkie lwiątka - białoziemskie i tęczowoziemskie. Wpatrywały się w zaciekawieniem w Namę. Pomarańczowa lwica, znana jako kapitanka grupy strażników i przyjaciółka królowej Tęczowej Krainy, wpatrywała się w najmłodszych członków z uśmiechem. 
- Opowiem wam o założeniu naszej ziemi. Dawno temu gdy jeszcze sawanna była bez nazwy, niezamieszkana przez żadne zwierzęta, nastał pierwszy deszcz. Po nim niebo rozświetliła tęcza. Przeszła przez naszą krainę prosto do jeziora i zamarła w nim. Kilka lat później gdy już świat wyglądał podobnie do naszego, a lew istniał, pewien podróżnik Apollo dotarł do naszej ziemi i napił ze świętej wody tęczy. Oczarowany pięknem tego terytorium, postanowił założyć tutaj stado. Posiadał on od każdego koloru tęczy jakiś dar. Od czerwieni niepokonaną siłę, pomarańczy nieprzemijalne piękno, od żółtego wieczną młodość, od zieleni nieśmiertelność, a od błękitu zdrowie. Ciemny błękit dał mu natomiast dar uwodzenia, a fiolet wielkiej mądrości. Tymi cechami Król Apollo dał radę przez wiele lat rządzić potężnie miejscem nazwanym Tęczową Krainą. Jego stado rosło, podobnie jak rodzina lwa. Gdy znudzony Apollo postanowił wyruszyć  w kolejną podróż, kazał walczyć swoim synom o przywództwo. Wygrał ten najkrwawszy, znamy później Kivulim I.  Apollo wyruszył natomiast szukając kolejnej ziemi, którą mógłby rządzić. Był typem podróżnika.*
- Czy król Apollo nadal żyje? - zapytała brązowa lwiczka.
- No pewnie, przecież dostał dar nieśmiertelności! - odpowiedziała Milele, dumna, że uważnie słuchała.
- Ale lwy nie mogą żyć wiecznie. - upierała się brązowa.
- On nie był zwykłym lwem, Chokoleti**. - mruknęła pomarańczowa lwiczka. Spojrzała następnie na Namę. - A ilu było władców Tęczowej Krainy?
- To bardzo dobre pytanie, Zawadi. Po królu Kivulim rządził jego syn, Busara. Tron przechodził z ojca na syna i tak następnym władcą był, jeśli dobrze pamiętam, król Usiku***. Następnie jego syn, Kiongozi, wraz ze swoją partnerką Sonii, rządził Tęczową Krainą, dopóki władza nie trafiła w łapy ich syna, Mfalme. Następnym władcą był Kiongozi II, a obecnym pierwsza lwica, nasza wspaniała królowa Zunia Lila. Taka to właśnie historia.
- Kivuli to okropne imię. - uznała Malkia.
Lwiątka jeszcze długo dyskutowałyby o opowieści, gdyby nie krzyk, który rozległ się w jaskini. Wszyscy od razu spojrzeli w stronę Zunii, która wcześniej smacznie spała na podwyższeniu. Teraz złapała się za brzuch i oddychała ciężko. Nama od razu wiedziała, co to oznacza, więc wygoniła lwiątka z jaskini, a jednej z lwic kazała pobiec po szamana. Nama została z królową i wkrótce dołączyła również Wise. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się szamana i jego ucznia. Przed jaskinią zebrało się stado, ciekawe narodzin księcia lub księżniczki Tęczowej Krainy. Niewiele czasu później na świecie pojawiło się lwiątko.

- Jest piękny!
Wise zachwycona wpatrywała się we wnuka. Lewek odziedziczył sierść po ojcu - była ciemnoszara. Zielone oczy przypominały natomiast te matki. Zunia wzięła syna w łapy, przyglądając mu się z miłością. Równie czułym spojrzeniem obdarzyła Heshimę. Lew wszedł do jaskini, od razu skupiając uwagę na partnerce i ich lwiątku. Za nim do jaskini weszły Nora i Lajla. Nama cały czas siedziała blisko królowej, podobnie jak Wise, która dodatkowo polizała córkę za uchem.
- Najważniejsze, że jest zdrowym i silnym lwiątkiem. Mamy syna. - zwróciła się do przebywających w jaskini, szczególną uwagę poświęcając partnerowi.
- Gratuluję wam obojgu. - powiedziała Nama do przyjaciół. - Jak go nazwiecie?
Heshima usiadł obok Zunii, przyglądając się synowi. Uśmiechnął się lekko. Zunia była pewna, że gdy zostaną sami, ten uśmiech powiększy się, a oczy lwa zabłysną radośnie. Znała go przecież zbyt dobrze. 
- Wymyśliliśmy imię dla naszego dziecka, jak jeszcze Zunia była w ciąży. - zaczął Heshima i dał znać Zunii, żeby kontynuowała. Lwica zrobiła to z przyjemnością, wypowiadając imię ich dziecka.
- Mvua. To oznacza deszcz.


*fragment rozdziału specjalnego "Dwie siostry"
**czekolada
***w nocy

sobota, 27 lipca 2024

Rozdział 189

Maji wybiegła roześmiana z jaskini. Śmiechowi księżniczki towarzyszył głośniejszy Cheki. Oboje zbiegli z Tęczowej Skały, od razu kierując się w stronę wodopoju. W głowie mieli plan na kolejną zabawę i chcieli go zrealizować, jeszcze zanim dołączą do nich przyjaciele. Milele i Malkia przyglądały im się w zamyśleniu, z którego wyrwał je dopiero odgłos kroków. 
- Coś się stało, córeczki? - zapytała łagodnie Kukaa. Kiwnęła głową na powitanie Chaki i Bahati'ego, którzy akurat przechodzili obok, żeby opuścić Tęczową Skałę. W dole czekali już na nich Kume, Furaha i Binti. Królowa i księżniczki postanowiły zrobić to samo i już chwilę później urządziły sobie spacer po sawannie. Kukaa chciała wiedzieć, co martwi młode księżniczki.
- Maji teraz spędza czas tylko z Cheką. W ogóle nie ma dla nas czasu. - poskarżyła się Malkia. - Czy już nas nie lubi? 
- Oh, skarbie, Maji nie przestanie was kochać. Jesteście trojaczkami, nierozłączne od urodzenia. Zawsze będziecie miały ważne miejsce w jej serduszku, tak jak ona w waszych. Tylko teraz bardzo polubiła Chekę i chce go lepiej poznać. 
Milele wyprzedziła królową Białej Ziemi, żeby spojrzeć jej buntowniczo w ślepia.
- A kiedy wróci do zabaw z nami?
- Jestem pewna, że stanie się to szybko. - odpowiedziała złota lwica, uśmiechając się lekko. - W przyszłości wy także znajdziecie kogoś, kogo będziecie bardzo lubić.
Słowa Kukii zdołały pocieszyć księżniczki. Faktycznie tego samego dnia, miały okazję pobawić się ze swoją siostrą. Kiedy dotarły nad wodopój, Maji powitała ich szerokim uśmiechem i z entuzjazmem zaprosiła do nowej zabawy w ganianego. Chodziło w niej o to, że jeśli lwiątko zostanie złapane, miało zacząć pływać w wodzie. Wkrótce dołączyli do nich Kesho i Tamu. Daha pojawił się jako ostatni i od razu między nim a Kesho wywiązała się kłótnia. Daha śmiał się z marnej grzywki Kesho, co skończyło się ich walką. Malkia obawiała się, że kiedy wkroczą w wiek nastoletni, ich rywalizacja stanie się bardziej krwawa. 
- Czy musisz czepiać się jego grzywki? To irytujące. - prychnęła Milele. - Kiedyś wyrośnie mu grzywa, jak każdemu lwu. 
- Więc niech przestanie mnie denerwować. - prychnął Daha.
- No i czym on cię denerwuje? Tym że oddycha? - wywróciła oczami księżniczka.
- A żebyś wiedziała. - lewek odwrócił wzrok. - Za często bawi się z Malkią i nic dziwnego, że potem ona nie chce wyjść ze mną na spacer. 
- Jak chcesz chodzić na spacery, to dołącz do nas. - wtrącił się Cheka, podchodząc do syna Gizy. U jego boku szła z delikatnym uśmiechem Maji. Milele uważała, że każda z nich dostała wyjątkową cechę, która wyróżniała je jako księżniczki - ona była szybka, Maji dostojna i pełna gracji, a Malkia szybko się uczyła. 
- Może i ja dostanę zaproszenie? - Milele puściła siostrze oczko, na co Maji zachichotała. Księżniczka ze zdziwieniem dostrzegła, że splotła swój ogonek z tym należącym do Cheki.
W tym samym czasie Tamu i Malkia odprowadzały Kesho do tutejszego szamana. Jego ucho zaczęło krwawić przez ostre pazurki Dahy. Syn Mii burczał coś pod nosem. 
- Oboje zachowujecie się jak stado wygłodniałych hipopotamów. - uznała Tamu. - Powinniście popracować nad współpracą, jeśli mamy być w jednym stadzie.
- To on zaczyna! Wstrętna małpa. - warknął Kesho. 
- Oboje jesteście tak samo głupi. - wywróciła oczami Malkia.
Kesho zatrzymał się na jej słowa i posłał księżniczce niezadowolone spojrzenie.
- Może od razu stań w jego obronie. Wiem, że lubisz go bardziej niż mnie.
- O co ci chodzi? Mieliśmy spędzić miło dzień nad wodopojem, a tu zabawa musiała zostać przerwana, bo oboje nie potraficie ze sobą porozmawiać i wyjaśnić tego konfliktu. - prychnęła następczyni tronu. 
Tamu pomyślała, że zaraz dojdzie do kolejnej kłótni, ale wtedy od szamana wyszła Zunia. Królowa Tęczowej Krainy obdarzyła lwiątka krótkim spojrzeniem.
- Wszystko dobrze, ciociu? Czemu byłaś u szamana? - zapytała Malkia, od razu skupiając swoją uwagę na brązowej lwicy. 
- Tak, Malkio. Właściwie właśnie dowiedziałam się od Mpango, że nasza rodzina powiększy się o nowego członka lub członków. - odpowiedziała Zunia. W jej oczach coś zalśniło. Był to miły widok. Zunia była w ciąży.

poniedziałek, 22 lipca 2024

Rozdział 188

- Piękna noc, prawda? - Lajla poklepała ogonem miejsce obok siebie, zapraszając siostrę do wspólnego oglądania gwiazd. Zunia zawahała się, bo jednak możliwość zapadnięcia w sen kusiła po ciężkim dniu spędzonym na królewskich obowiązkach. Kolejna okazja do spędzenia czasu z Lajlą mogła się jednak nie powtórzyć, dlatego królowa wdrapała się na szczyt Tęczowej Skały, rozkładając wygodnie obok białej lwicy. Lajla, jak na zawołanie, oparła głowę o ramię córki Kiona. 
- Pewnie widziałaś w życiu wiele piękniejszych. Odkąd pamiętam, lubiłaś je oglądać. 
- To prawda, ale każda jest wyjątkowa. Poza tym miło jest zobaczyć młodszą siostrę wracającą z randki. Jak było?
- To nie była randka. Heshima i Nama to moi przyjaciele i najwierniejsi członkowie stada.
- Poznałaś ich, kiedy tutaj pierwszy raz przybyłaś? - dopytała Lajla. Zunia nie opowiadała wcześniej o swoich początkach w Tęczowej Krainie.
- Namę tak. Była dla mnie bardzo miła, ale tak szczerze i z dobroci serca. Pokazała mi Tęczową Krainę i pomogła podczas jednego z pierwszych patroli. Z Heshimą złapałam lepszy kontakt, kiedy już byłam królową i stało się to przypadkiem. Wstyd się przyznać, ale samotność potrafi dokuczyć. Wiedziałam, że Tęczowa Kraina to mój dom, którym mam władać, ale mimo wszystko początkowo tęskniłam za wami, moją rodziną. Siedziałam przy tęczowym wodopoju i wtedy znalazł mnie Heshima. Był na nocnym obchodzie i zaciekawił się, czemu jestem smutna. Porozmawialiśmy i tak jakoś wyszło.... 
- Że się w tobie zakochał? - Lajla uniosła głowę, rzucając siostrze znaczące spojrzenie. Szybko jednak zmarszczyła brwi, widząc wyraz pyszczka swojej młodszej siostry. - Wiedziałaś o tym, prawda?
Zunia westchnęła. 
- Oczywiście. Jestem świadoma uczuć Heshimy, ale odwzajemnienie ich nie jest takie proste.
- To znaczy?
- Partnerstwo jest wymagające. - uciekła wzrokiem. - Mam wątpliwości, czy jeśli staniemy się partnerami, będziemy nadal mogli czuć się w swoim towarzystwie tak swobodnie. A jeśli się rozstaniemy to stracę przyjaciela.
Lajla położyła opiekuńczo łapę na ramieniu brązowej lwicy.
- Zunia, warto dać szansę miłości i zobaczyć, jak się rozwinie. 
- Tak jak ty dałaś Msimu?
Na wzmiankę o partnerze, Lajla posmutniała. 
- Nigdy tego nie żałowałam. Dał mi wspaniałe dzieci. Kocham go i liczę na to, że ponownie się spotkamy. - zacisnęła lekko zęby. - Jeśli nic mu się nie stało. Nie wiemy, co Kivuli zrobił z tymi, którym nie udało się uciec. Powinnam była go znaleźć w tym tłumie!
- Nie było czasu, Lajla, wtedy sama mogłabyś oberwać. - westchnęła Zunia i przysunęła się bliżej, żeby mogły złączyć się ogonami. - Chodź już spać. Może następny dzień przyniesie dobrą nowinę.
Lajla uśmiechnęła się smutno.
- Idź sama. Ja jeszcze zostanę. Obiecaliśmy sobie z Msimu, że jeśli będziemy osobno, zawsze będziemy w nocy patrzeć w gwiazdy i o sobie myśleć. - westchnęła z rozmarzeniem na wspomnienie jednej z wielu chwil spędzonych z partnerem. Położyła się na plecach, kierując senne spojrzenie na gwieździste niebo. Po chwili rozległy się oddalające się kroki. 

⭐⭐⭐

Nawet lwiątka były świadome sytuacji, jaka spotkała Białą Ziemię. Dla nich wygnanie było jednak okazją do poznania nowej ziemi. W Tęczowej Krainie udało im się poznać grupkę lwiątek, z którymi przez kilka dni wymieniali się radosnymi pomysłami na zabawy. Później jednak lwiątka z Tęczowej Krainy i lwiątka z Białej Ziemi znowu bawiły się osobno. 
Zmienił się także skład. Tamu przestała brać udział w większości zabaw. Kiedy Luna wracała z treningów, Tamu żegnała się z przyjaciółmi i biegła dotrzymać towarzystwa matce. Na Białej Ziemi została siostra lwiczki, Tezya. Tamu martwiła się o nią i tęskniła, przez co zniknęły ogniki w jej oczach. Żadne słowa pocieszenia nie mogły pomóc w tej sytuacji. 
Daha również tęsknił za swoją matką. Chciał żeby była bezpieczna i żeby mówiła mu, co ma robić. Często wyładowywał swoją złość na Kesho. Konflikt między lewkami stał się jeszcze większy, co drażniło księżniczki. Malkia, Milele i Maji bawiły się często same, czasami dołączał do nich Cheka. Tak upływały kolejne dni w Tęczowej Krainie.
- Chcecie wybrać się z nami do tęczowego wodopoju? - zaproponował Akili, kiedy pewnego dnia przyłapał wszystkie lwiątka na leniuchowaniu. To nie było do nich podobne. 
- Co macie takie miny? - zapytała towarzysząca mu Asanta. Oboje unikali większego kontaktu z tęczowoziemcami. Spędzali więcej czasu razem i łączyli swoje zainteresowania. 
- Nie mamy pomysłu na zabawę. - poskarżyła się Maji.
To Wema wymyślała najlepsze pomysły, jednak obecnie znajdowała się na Białej Ziemi.
- Tęczowy wodopój jest podobno piękny i pełno tam innych lwiątek. 
- To nie idziemy, mamy dość ich rządzenia. - prychnął Kesho. 
- Jak chcecie. - wzruszyła ramionami Asanta i odwróciła się, gotowa do odejścia.
- Ale jakbyście zmienili zdanie, to wiecie, gdzie nas szukać. Mogę wam zrobić przejażdżkę na swoim grzbiecie. - mrugnął do lwiątek, zanim westchnął lekko. Dla wszystkich odnalezienie się w nowej sytuacji było trudne. 
- Tęsknisz za Agenti, Akili? - zapytała nieoczekiwanie Milele.
- Każdego dnia. - odpowiedział bez wahania.
- To dlaczego spędzasz czas z Asantą? - dopytała podejrzliwie Milele.
- Czy Agenti będzie wiedziała, że jesteśmy w Tęczowej Krainie? - zapytała Maji.
- Asanta jest naprawdę fajna, jeśli się ją bliżej pozna. Myślę, że Agenti się zorientuje. - odpowiedział i pośpiesznie się pożegnał. Przynajmniej liczył na to, że Agenti dostrzeże sytuację na Białej Ziemi w odpowiednim momencie i nie wpadnie w sidła Kivuli'ego. Jako potomkini z rodu Wise była narażona na największe zagrożenie. 
Podbiegł do Asanty, która czekała na niego zniecierpliwiona. Posłał jej przeprosinowy uśmiech, zanim ruszyli w stronę tęczowego wodopoju. 
- Dobra, nie będziemy się lenić jak stado hipopotamów. - Malkia podniosła się na równe łapki. - Asanta i Akili dali mi inspirację na zabawę. - uśmiechnęła się tajemniczo do zaciekawionych pomysłem przyjaciół. - Pobawimy się w ślub!
- Seriooo? To już lepszy berek lub chowanego. - westchnął Cheka.
- A nawet zapasy, czy stary lew głośno śpi. - zawtórował Kesho.
Milele wywróciła oczami.
- A według mnie wreszcie coś oryginalnego. Zaklepuję rolę szamana!
- To będzie królewski ślub! - uznała Malkia.
- Mogę zostać twoim mężem. - mrugnął Daha. Milele i Kesho prychnęli w tym samym czasie.
- Żenić się będą Cheka i Maji! - uznała Malkia i razem z Milele zachichotały. 
Maji i Cheka spojrzeli na siebie lekko zawstydzeni, ale ostatecznie każde z lwiątek dostało jakąś role i można było rozpocząć zabawę.

⭐⭐⭐

Jeden z ptaków miał zanieść wiadomość do króla Hurumy z opisem sytuacji, w jakiej znalazła się Biała Ziemia i zaproszeniem do Tęczowej Krainy za kilka tygodni. Tyle miały potrwać przygotowania do ataku i wymyślenie sposobu na pokonanie armii ptaków Kivuli'ego. 
Nyeusi przez ten czas odwiedzała Sawę na krótkie, niezobowiązujące rozmowy, uznając, że skoro już siedzi w więzieniu, to musi mu się strasznie nudzić. Maji i Cheka tak wczuli się natomiast w role zmyślonego małżeństwa, że jeszcze pod koniec dnia wybrali się nad tęczowy wodopój. Chcieli zobaczyć, czy faktycznie jest taki piękny. Podczas kiedy dwójka lwiątek wesoło bawiła się przy brzegu i ochlapywała wzajemnie wodą, Zunia wpatrywała się w nich z daleka. Towarzyszył jej Heshima. Oboje wydawali się bardziej zamyśleni niż zwykle. 
- Więc chcesz spróbować? - zapytał nieoczekiwanie lew.
- Chciałabym poczuć, jak to jest być zakochaną. - odpowiedziała Zunia, posyłając mu lekki uśmiech.
Heshima odwzajemnił jej gest. Przybliżył się bliżej i zetknął ich pyszczki w krótkim, ale czułym pocałunku. Zunii zakręciło się w głowie od nadmiaru emocji, a serce zaczęło bić szybciej niż zwykle. W brzuchu Heshimy wybuchło stado motyli.
- Marzyłem o tym od tak dawna. - wyznał. - Zaraz się okaże, że to sen.
- To przynajmniej będzie to przyjemny sen. - odpowiedziała.
- Ale mogę się do ciebie nadal zwracać "królowo" i "wasza wysokość"? - dopytał. 
Kiwnęła głową w odpowiedzi, zanim lew ją przytulił.

sobota, 20 lipca 2024

Rozdział 187

Pierwszym, co zaskoczyło Zunię w Tęczowej Krainie, to widok nieba o poranku. Z historii królestwa dowiedziała się, że to właśnie było niezwykłe i rozpoznawalne zjawisko. Raz w roku urządzali na jego cześć święto tęczowego nieba. 
- Czy czasami żałujesz, że mieszkasz tak daleko od rodziny?
Zunia dała znak ogonem, że Kukaa może wspiąć się na szczyt Tęczowej Skały i zająć miejsce u jej boku. Kukaa wydała z siebie zachwycone westchnięcie na widok królestwa skropionego w tęczowych barwach. To był drugi raz, kiedy tutaj przebywała, ale nadal uważała, że jest jednym z piękniejszych miejsc. Szkoda tylko, że członkowie stada znani byli ze swoich uprzedzeń. Kukaa dostała już kilka skarg od białoziemek, że zostały wyśmiane i obgadane przez tęczowoziemki. Powiedziała o tym Zunii, a córka Wise obiecała, że się tym zajmie i uprzedziła, że takie zachowania mogą się powtarzać. 
- Nie. Wiem, że ich miejsce jest na Białej Ziemi, a mi było przeznaczone władać Tęczową Krainą. No i zawsze jak zatęsknię, mogę ich odwiedzić. - spojrzała kątem oka na złotą lwicę. - Martwisz się o swoich poddanych?
Kukaa westchnęła. 
- Odkąd zostaliśmy władcami Białej Ziemi, obiecaliśmy sobie z Mfalme, że zrobimy wszystko, żeby ją chronić. Tymczasem to właśnie za naszej władzy doszło do wygnania. 
- I za waszej władzy dojdzie także do odzyskania domu. - odpowiedziała Zunia. - Musisz być stanowcza i pewna swoich decyzji jako królowa. 
- To brzmi na łatwe, a jest trudnym obowiązkiem. Właściwie to jak odnalazłaś się w pierwszych dniach jako królowa?
Zunia spojrzała na horyzont, zamyślona. Przywoływała wspomnienia. Już długo rządziła Tęczową Krainą i każdy dzień przynosił rutynę, a jednak było to spełnienie jej celu.
- Było trudno. Ojciec dobrze mnie wyszkolił pod względem umiejętności, ale jak pewnie zauważyłaś, tęczowoziemcy bywają złośliwi i mało tolerancyjni. Znasz przecież historię mojej matki i dlaczego musiała uciekać jako lwiątko. Dlatego bycie królową Tęczowej Ziemi jest trudniejsze, niż może się wydawać. Szybko nauczyłam się, że muszę być stanowcza, pewna swoich decyzji, odważna i dumna. Trzymam tęczowoziemców krótko i dzięki temu mam nad nimi kontrolę. Mam wrażenie, że stali się trochę bardziej otwarci i milsi, uczą się współpracować. Muszę być czujna i czasami ukarać, ale to wszystko dla dobra naszego królestwa. Ty też sobie poradzisz, Kukoo. A w razie problemu, zawsze możesz się do mnie zgłosić. 
Kukaa uśmiechnęła się z wdzięcznością. Tęczową Skałę zaczęły opuszczać lwice polujące i grupa strażników, łącznie z towarzyszącymi im białoziemcami. Kiedy jaskinia zrobiła się praktycznie pusta, Kukaa skierowała się do niej, od razu przytulając Mfalme. Usiedli obok podwyższenia. Wise, Nyeusi, Taje, Ni, Zawadi, Kiongozi, Nora, Lajla, Kisu również byli obecni. Zaczęli pierwszą naradę. 
Zunia musiała natomiast wysłuchać długiego raportu od swoich majordamusów - Millo i Nick'a. Kiedy jednak złożyli jej raport ze wszystkiego, co działo się w Tęczowej Krainie, podziękowała im i weszła do jaskini, akurat żeby być świadkiem, jak Wise ze zdenerwowania podnosi się na równe łapy. Machnęła ogonem. 
- To zbyt ryzykowne!
- Nowa Ziemia mogłaby nam pomóc. Huru powinien się dowiedzieć. - upierał się Kisu.
- Nie stracę kolejnego dziecka! - odpowiedziała, piorunując go wzrokiem.
- Każda walka to ryzyko, ale czasami trzeba je podjąć. - odezwała się Nora. Wstała, żeby przytulić się do boku Wise. - Wiem, że po śmierci Ndoto jest ci ciężko, ale on chciałby, żebyśmy odzyskali Białą Ziemię. A do tego prowadzi bitwa. Postaramy się, żeby nie było ofiar. 
- Możecie przekazać Hurumie, że jego stado może zatrzymać się w Tęczowej Krainie. Wtedy wyruszymy razem na pole walki. Tylko trzeba wymyślić, jak przechytrzyć te ptaki.
Taje westchnęła.
- Wszystko krok po kroczku. Nie wiem, jak wy, ale ja zgłodniałam.
Zunia przez cały dzień musiała zająć się jeszcze innymi sprawami królestwa. Miała również wizytę u szamana, Mpango. Był to brązowy lew o niebieskich oczach. Lubiła słuchać jego mądrych rad. Przyszła sprawdzić, czy jego nowy uczeń - młody gepard imieniem Kiburi - radzi sobie z obowiązkami przyszłego szamana. Okazało się, że zdążył nauczyć się kilku przydatnych umiejętności. Była pewna, że Tęczowa Kraina jest w dobrych łapach. Uwielbiała gepardy. 
Kiedy pierwsze gwiazdy zalśniły na niebie, była więc zmęczona i marzyła jedynie o zapadnięciu w sen. Chciała jednak spotkać się z jeszcze jedną osobą. Skręciła w stronę tęczowego wodopoju, tylko po to, żeby w połowie drogi dojrzeć sylwetkę swojego przyjaciela. Zmierzał w stronę granicy. Zatrzymał się jednak, kiedy go zawołała. Heshima odwrócił się w jej stronę i skłonił się lekko.
- Wasza wysokość. Co się stało, że idziesz na spacer tak późno?
- Szukałam cię. Wiem, że uwielbiasz nocne patrole. - odpowiedziała. - Wiem też, że obecność tylu obcych dla ciebie lwów, bywa stresująca, ale obiecaj mi, że będziesz pamiętał o odpoczynku.
- Dbanie o bezpieczeństwo Tęczowej Krainy jest dla mnie najlepszym odpoczynkiem. Nie ufam obcym, nawet jeśli to twoje dawne stado, królowo. - mruknął lew. - Ale tobie ufam i twoim decyzjom. Skoro chcesz pomóc Białej Ziemi, to zawsze będę walczył u twojego boku.
- Nie wątpię w twoje oddanie. - Zunia odwróciła się, gotowa wracać na Tęczową Skałę. Lepiej nie zostawiać tęczowoziemców i białoziemców w jednej jaskini bez opieki.
- Królowo Zuniu? Zgodzisz się na szybki spacer do tęczowego wodopoju? Jest blisko. Widziałem tam kolorowe kamyczki, będziesz mogła powiększyć swoją kolekcję.
Zunia spojrzała na niego błyskawicznie. Tylko Heshima i Nama wiedzieli o tym, że uwielbiała zbierać małe kamienie. To było odstresowujące, mieć coś, co należało do ciebie i było pewną tajemnicą. 
- Zawsze wiesz, jak mi poprawić humor. - powiedziała. Razem z lwem ruszyli do wodopoju. Razem też wrócili na Tęczową Skałę. Zanim jednak weszli do jaskini, Zunia dostrzegła Lajlę na czubku skały. Starsza siostra wpatrywała się w nią z blaskiem w oczach. 

Rozdział 186

Droga dłużyła się białoziemcom. Zdążyli oddalić się od Białej Ziemi przez całą noc marszu. Nad ranem pozwolili sobie na krótki sen, żeby następnie ponownie wyruszyć w dalszą drogę. Wiedzieli, że muszą jak najszybciej dotrzeć do Tęczowej Krainy. Liczyli, że otrzymają tam schronienie i będą mogli odzyskać siły, oraz wymyślić plan na odzyskanie swojego królestwa. 
Nic dziwnego, że wszyscy ucieszyli się na widok Tęczowej Skały. Królestwo było mniejsze od Białej Ziemi, ale przyciągało uwagę. Rzeki połyskiwały w blasku słońca, nad ranem natomiast niebo mieniło się tęczowymi barwami. Prowadzenie przejął Kiongozi, który kiedyś był królem tej krainy. Wise i Taje rozglądały się z ciekawością, co zmieniło się od czasu ich dzieciństwa. Taje się tutaj urodziła, Wise została na tej ziemi odnaleziona. Obie jednak zmuszone były z niej uciekać. Wise zauważyła, że Nora, Lajla i Kisu także rozglądali się z zainteresowaniem. Szeptali coś do siebie, pewnie nawiązując do podróży, którą odbywali jako młodzi. 
Nie musieli długo czekać na bycie zauważonym. Kiongozi zatrzymał się na widok nadciągającego stada. Wszyscy stanęli, oprócz Wise, która rzuciła się do przodu na widok córki. Zunia, jedyne lwiątko ze związku z Kiongozim, została królową Tęczowej Krainy i radziła sobie świetnie. Wise bardzo za nią tęskniła, co przekazała przez mocne przytulenie. Zunia odwzajemniła uścisk. 
- Moja piękna córeczka, bardzo za tobą tęskniłam. - wyszeptała biała lwica, odsuwając się o krok. 
- Ja za tobą też, mamo i to nie tak, że nie cieszę się z wizyty, ale widok całego stada białoziemców to dość niecodzienne zjawisko. - odparła Zunia, zanim teraz przytuliła się do Kiona, a następnie wymieniła uściski z siostrami. Rozejrzała się po tłumie. - A gdzie Ndoto? 
- Zostaliśmy zaatakowani. - zaczęła Nora. Spuściła wzrok na własne łapy, walcząc z napływającymi łzami. - Ndoto nie żyje. 
- Co... kto śmiał?! - warknęła. W oczach Zunii gniew mieszał się ze smutkiem. Wytarła mokre policzki. Postanowiła, że później popłacze w samotności. Uwielbiała swojego brata i już teraz wiedziała, że zemści się na tym, kto odebrał mu życie. - Chodźcie na Tęczową Skałę. Wszystko mi opowiecie. 
Tak też zrobili. Kiedy dotarli na Tęczową Skałę, Zunia Lila wyprosiła z jaskini członków swojego stada, zapewniając członkom Białej Ziemi dużo prywatności. Usiadła na podwyższeniu, wpatrując się oczekująco w swoją rodzinę. Zanim jednak ktoś zdążył się odezwać, do jaskini wszedł czarnoszary lew o czarnej grzywie. Zmierzył wzrokiem białoziemców. Za nim weszła pomarańczowa lwica, na której widok Ni podniósł się radośnie. 
- Nama! Dobrze cię widzieć. 
- Ciebie również, Ni. Szkoda, że w takich okolicznościach. - odpowiedziała. 
Ni zgodził się z jej słowami, a potem usiadł ponownie u boku Mii. Nama i Heshima skłonili się przed królową, zanim usiedli kawałek za nią na podwyższeniu. Na pierwszym planie musiała dominować brązowa lwica. 
Każdy z białoziemców chciał dodać coś od siebie. Najwięcej jednak odzywali się Wise, Taje, Nora, Lajla, Kisu i Kukaa. Na koniec z ziemi podniósł się Mfalme, wpatrując się błagalnie w swoją ciotkę. 
- To wyjątkowa sytuacja, na którą nikt nie był przygotowany, ale czy dasz radę udzielić nam schronienia? Nie jestem pewien, ile tu właściwie zostaniemy. Chcemy zawalczyć o nasz dom.
- To zrozumiałe, Mfalme i oczywiście macie wsparcie Tęczowej Krainy. Pomożemy wam w walce, ale również zostańcie u nas tak długo, jak będzie to konieczne. - odpowiedziała, prostując sylwetkę. - Współczuję wam tego, co się stało. Biała Ziemia zawsze będzie moim drugim domem. To przykre, że pierwszy raz udało się ją zdobyć i że ciągle musicie walczyć o przetrwanie. Jednak jeśli nauczyłam się czegoś jako królowa, to tego, że nie można się poddawać. 
Zeskoczyła z podwyższenia, żeby stanąć u boku Wise. 
- Oczywiście nie możecie tutaj siedzieć leniwie. Mam na myśli, że nasze lwice polujące oraz lwi strażnicy, chętnie przygarną pomoc.
Stado ocalałych białoziemców zostało rozdzielone. Lwice polujące do których dołączył również Akili, a na których czele nadal stała Idia, mieli zgłosić się do głównej lwicy polującej w Tęczowej Krainie. Zunia powiedziała im, że nazywa się Kuwinda*. 
- Nama jest kapitanką grupy strażników i moją wielką przyjaciółką. - zaczęła Zunia, uśmiechając się lekko do pomarańczowej, starszej od siebie lwicy. Nama mrugnęła do niej psotnie. - Osobiście będzie zwracać uwagę na treningi lwic i lwów walczących. Walka jest najważniejsza, jeśli chce się pokonać wroga. 
- Kiedy ten ostatnio użył sprytu. - mruknął Koda. 
- Nie chodzi o walkę tylko pod względem umiejętności. Liczy się także umysł. Musicie być pewni, że wygracie i odzyskacie Białą Ziemię. - odpowiedziała królowa.
Kilio II i Teo zgłosili się do pomocy, jako iż zajmowali pozycję głównych walczących. Sawa został odesłany do więzienia tęczowoziemców. Kiedy wszyscy się rozeszli, Zunia mogła nacieszyć się czasem spędzonym ze swoją rodziną. 


*polować

Rozdział 185

Lwiątka zostały przeniesione do drugiej jaskini. Nie była wcale mniejsza od pierwszej, ale brakowało w niej podwyższenia. Ścisnęły się w jednym kącie, ogrzewając siebie nawzajem. 
- Chciałabym, żeby mama z nami była. - wyznała Lia. 
- A ja, żeby ten zły lew sobie poszedł. - przyznała Wema. 
- Tęsknię za mamą i Tamu. - pisnęła Tezya. 
- Nie martwcie się, musi wszystko dobrze się skończyć. - dodała Vasanti, chcąc pocieszyć przyjaciółki.
- A jeśli nie? - zapłakała Kama, wtulając się w futerko przybranej siostry.

Tymczasem w głównej jaskini:

- Na dniach będzie trzeba odwiedzić Rafę i Matibabu. Upewnić się, że nic nie kombinują. - szepnęła Kivulia, nadal kątem oka obserwując białoziemki. 
- Zajmij się tym. Ja muszę sprawdzić, czy kolejne usypiające zioła są w trakcie zrywania. - mruknął.
Wzrok lwa przesunął się na Imani. Jako jedyna nie oberwała usypiaczem, a mimo wszystko zdecydowała się zrezygnować z ucieczki. Teraz leżała pomiędzy Kambą a Amarą. Jakoś jednak wyczuła na sobie jego spojrzenie, bo uniosła ślepe oczy, wlepiając je w miejsce, gdzie powinien stać. Kivuli warknął pod nosem, robiąc niebezpieczny krok do przodu i zwracając na siebie uwagę stada.
- Ślepa lwica nie jest mi potrzebna w stadzie. Dla takich jak ty jedynym rozwiązaniem jest śmierć. - warknął, wysuwając łapę z ostrymi pazurami. 
Wszystkie białoziemki, nawet te z Białej Przystani, skrzywiły się na jego słowa. Z gardeł niektórych wydobywało się ostrzegawcze warczenie. Mięśnie Kamby napięły się, jakby była przygotowana do bronienia córki. 
Pomarańczowa lwica o niebieskich oczach i uroczej grzywce, podniosła się ze swojego miejsca. Kaszlnęła niepewnie, zwracając na siebie uwagę ostrych oczu Kivuli'ego. Adele jednak wpatrywała się w niego pewnym wzrokiem. Musiała się wtrącić i spróbować obronić Imani.
- Imani pomimo ślepoty jest najlepszą lwicą polującą w stadzie. Ma ogromne umiejętności. Będzie nam potrzebna podczas pory suchej. Niech udowodni, że zasługuje na życie, zanim wydasz rozkaz.
Kivuli wpatrywał się w nią dłuższy czas w milczeniu. Dopiero później powoli skinął głową, nie zmieniając jednak groźnego wyrazu pyska. 
- Niech tak będzie. 
Amara odetchnęła z ulgą, obejmując jedną łapą przyjaciółkę. Imani zdawała się jednak niewzruszona. Adele westchnęła, jakby z jej barków spadł właśnie ciężar. Ponownie położyła się obok sióstr, słuchając ich zmartwień na temat lwiątek. Giza cieszyła się, że Daha był bezpieczny, natomiast Nzuri martwiła się o Wemę. 

Rozdział 184

Kivuli siedział na czubku Białej Skały, wpatrując się w oddalające lwie sylwetki. Ciała miały zostać pochowane. Nie chciał ich więcej oglądać. Usłyszał za sobą kroki, ale nawet nie musiał się odwracać. Doskonale wiedział, że tylko jedna lwica miała odwagę do niego podejść. Kivulia usiadła obok ojca, wpatrując się w horyzont. 
- Zdobyliśmy potężne królestwo. 
- Zdobyłem. - poprawił ją z naciskiem. - Teraz tylko muszę zabić lwiątka, ponieważ nie są moje. Zapełnię to stado własną krwią. 
- Jeśli mogę się wtrącić, ojcze, to te lwiczki wkrótce będą głupimi nastolatkami. Warto zostawić je przy życiu. 
- Zabicie lwiątek byłoby dla mnie łatwe i jestem gotowy to zrobić. - zamyślił się. 
Dowiedziała się, co postanowił, dopiero kiedy lew skierował się do jaskini, w której dalej siedziały białoziemki. Kivulia poszła za nim. Stanęła przy ścianie, słuchając z zadowoleniem jego słów. Zauważyła, że Lili i Kora wtulały się w siebie. Ich oczy i policzki były mokre od łez. Obie opłakiwały swoich ojców. 
- Lwice z Białej Przystani zostaną rozdzielone na dwie jaskinie. Białoziemki zostaną tutaj, będę zwracał na was szczególną uwagę.
- Nie możemy zostać na Białej Ziemi. - zaczęła brązowa lwica, ale zawahała się przed następnymi słowami. Na pomoc przyszła jej koleżanka ze stada. 
- Biała Przystań nie może być pozostawiona bez opieki. 
- To nie mój problem. Teren mojego stada jest tutaj i nikt nie przekroczy granicy. - warknął. 
- To nie jest twój teren. - warknęła Kora, piorunując go pełnym żalu spojrzeniem. 
- Jeśli nadal będziecie tak uważać, zabije wasze lwiątka. - dostrzegł ich przerażone spojrzenia. Szczególnie wśród lwiątek, które teraz skuliły się przy Hope. Białoziemki były przerażone swoim losem. - Lwiątka zostaną rozdzielone i przeniesione do mniejszej jaskini. Hasira, Chuki i Kuangaza, będziecie się nimi zajmować. - zwrócił się do obcych lwic. 
Hope podniosła się na równe łapy i zbliżyła się do niego.
- Błagam, pozwól mi zostać z moimi córkami. Nie rozdzielaj nas. One się boją. 
- Jaką jesteś gotowa zapłacić cenę za niesłuchanie rozkazów swojego króla? - zapytał groźnie.
Teraz podniosła się Kamba, obdarowując lwa wyzywającym spojrzeniem. 
- Nie jesteś naszym królem. - stwierdziła. 

Rozdział 183

Nyeusi zaprowadziła lwiątka do rodziców. Przyglądała się, jak Mfalme i Kukaa przytulają swoje córki, zanim zwróciła się do nich ze sprawą więźnia. Chodziło o Sawę, którego musiała na wszelki wypadek pilnować. Uważała, że lew powinien ponieść zasłużoną karę. Uratowanie lwiątek mogło być równie dobrze kłamstwem, którym posłużył się w ostatniej chwili, żeby uniknąć kłopotów. Nyeusi nie miała do niego zaufania. Król i królowa doceniali jednak fakt, że wyprowadził księżniczki z pola walki. Postanowili, że Sawa na razie wyruszy z nimi. Dopiero później zdecydują, co zrobić w jego sprawie. Nyeusi dostała za zadanie pilnować lwa. Na tą wiadomość Sawa zerknął na dawną partnerkę z satysfakcją.
- No i widzisz, teraz będziemy dużo czasu spędzać razem. 
Czarna lwica warknęła w odpowiedzi. Wolałaby go więcej nie oglądać, ale rozkaz był rozkazem, a i ona była ciekawa, czy faktycznie wróg może się zmienić. 

***

Stado białoziemców powoli zaczynało uspokajać się po ataku. Kivuli okazał się sprytnym i groźnym przeciwnikiem. Nadal w pamięci mieli stado ptaków i spadające zawiniątka z usypiającymi ziołami. Roznosiły się głosy białoziemców, panicznie nawołujących członków swojej rodziny i przyjaciół. 
- Isaka! Czy ktoś widział Isakę?! 
- Giza! Nzuri! Adele!
- Msimu! Msimu!
- Mto! Gdzie jesteś?!
Lwy rozglądały się po sobie, przebijały przez tłum, próbowały odnaleźć swoich z marnym skutkiem. 
- Maisha! 
- Shani! Lili! Shira!
- KORA! 
Wise przebiegła zamglonym wzrokiem po swoich pobratymcach. Pomału orientowali się, komu nie udało się uciec. Podniosła wzrok na Kiona. 
- Muszę wrócić po Ndoto. Muszę go pochować. - uparła się biała lwica. 
Lew siedział obok partnerki. Dla Wise śmierć syna była bolesnym ciosem. Czymś, czego nie powinna przeżyć żadna matka. Liczył, że jego obecność chociaż trochę pomoże jej przetrwać żałobę. 
- Jestem pewien, że ktoś go pochowa. Jeśli tam wrócisz, Kivuli będzie chciał cię zabić. 
- Nie boję się go. 
- Nora i Lajla ciebie potrzebują. Wszyscy cię potrzebujemy. - westchnął. Łapą zaczął masować grzbiet lwicy, chcąc ją trochę uspokoić. Wise wtuliła się w jego grzywę, pozwalając sobie na cichy płacz. Zawsze starała się być silna, zwłaszcza odkąd zamieszkali na Białej Ziemi i przez to rzadko płakała. Okazywanie emocji było jednak dobre i konieczne. Szczególnie znajdując się w żałobie. 
- Moglibyśmy wrócić teraz. Pewnie jego czujność została uśpiona, skoro myśli, że wygrał. Znajdziemy go, zabijemy i odzyskamy nasz dom. - odezwał się Bahati.
- Jego plan zdaje się dopracowany w najdrobniejszym szczególe. - zawahała się Idia.
- No dobrze, ale ptaki nie zdążą wrócić po więcej zawiniątek z tym czymś... - mruknął Koda.
- Usypiające zioła. Może Matibabu będzie wiedziała, skąd je wziąć. - wtrąciła się Lajla. - Ale teraz niebezpiecznie byłoby pójść do jaskini lub baobabu. Myślę, że Kivuli wie, że będziemy planować odzyskanie naszych terenów.
- Nie wiemy też skąd nadleciały ptaki. Może są w pobliżu. - westchnęła Mia. Schyliła pyszczek, żeby polizać Kesho i Chekę. - Działanie w pośpiechu może pogorszyć sprawę.
- Ale nie możemy zostawić członków naszego stada na pożarcie przez tego lwa! - wykrzyczał ze złością Teo. Główny lew walczący przystąpił o krok do przodu. - Co z zasadą wierności wobec Białej Ziemi?
- Teo ma racje. Kivuli może zniszczyć nasze terytorium. - mruknął Ni.
- Ważniejsze, że może zagrozić życiu lwów, którym nie udało się uciec. - wysyczał Chaka z myślą o Amarze i siostrach.
- Widziałam, jak lwice z Białej Przystani i te nieznajome, zapewne samotniczki od Kivuli'ego, skierowały się w stronę Białej Skały. Czyli ma armię na wypadek kolejnej walki. - dodała Kilio II.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego lwice z Białej Przystani zdecydowały się stanąć przeciwko Białej Ziemi. - mruknął Kume.
- Musiał je zmusić. To oczywiste. - westchnęła Binti, wtulając się w grzywę partnera. 
- Co my teraz zrobimy? - westchnęła Luna.Na jej słowa wszystkie oczy przeniosły się na Mfalme. Król odetchnął wieczornym powietrzem, zanim odpowiedział. 
- Musimy na jakiś czas znaleźć schronienie. 
- Proponuję Tęczową Krainę. - odezwał się Kiongozi. - Zunia udzieli nam schronienia i pomoże odzyskać Białą Ziemię. W końcu tutaj są jej korzenie. 
Zapadła decyzja o wybraniu się do Tęczowej Krainy. Była rządzona przez Zunię, córkę Wise i Kiona, a więc członkinią rodziny królewskiej. Rodzice chwycili swoje lwiątka i rozpoczęła się całonocna i całodzienna wyprawa do zaprzyjaźnionego królestwa. 

***

Nie każdemu udało się uciec z Białej Ziemi w czasie ataku. Członkowie stada, którzy oberwali usypiającym proszkiem z ziół, obudzili się już w jaskini na Białej Skale. Lwice pocierały obolałe od upadku głowy i ze zdezorientowaniem rozglądały się po sobie. W jaskini zapanowało zamieszanie. Podniesionymi głosami starały się ocenić sytuację, w jakiej się znalazły i czy któraś ma większe obrażenia. Kiedy minął pierwszy szok, zorientowały się, że w jaskini jest mało miejsca ze względu na obecność obcych lwic i mieszkanek Białej Przystani. Te drugie zerkały w ich stronę ze zmartwieniem.
- Wyspałyście się? 
Kivuli wszedł do jaskini. Czujnym wzrokiem przejechał po swoich więźniach, ignorując ich pełne złości spojrzenia i ostrzegawcze warczenie. Obok swojego ojca, stanęła wiernie Kivulia. Lew wyprostował się. 
- Jeśli zastanawiacie się, dlaczego jeszcze żyjecie, to odpowiedź jest prosta. Jesteście od teraz członkami mojego stada. Wasze obowiązki dotyczyć będą jedynie polowania. Patrolowanie ziemi pozostanie w łapach moich lwic. - wskazał ogonem na nieznajome lwice, które na jego słowa od razu schyliły się z szacunkiem. - Rządzenie Białą Ziemią to oczywiście moje zadanie. Moja córka, Kivulia, będzie miała na was oko, czy nie planujecie ucieczki. Każda próba będzie karana śmiercią. Podobnie jak próba buntu, czy niewykonanie moich poleceń. Bądźcie posłuszne, jak przystało na lwice. 
Po jaskini rozległy się prychnięcia, warczenie stało się głośniejsze, niektóre lwice nawet podniosły się, strosząc z wrogością futra. 
- Jeśli myślisz, że możesz nam rozkazywać, obrażać i rządzić Białą Ziemią, to jesteś w ogromnym błędzie! - warknęła Kamba.
- Zdobyłem królestwo w uczciwy sposób. To wasi się wycofali ze strachu przed moimi ptakami. Swoją drogą są gotowe do ponownego udziału w walce. 
- Biała Ziemia nigdy nie będzie twoja! Zostanie odzyskana! - krzyknęła Maisha.
Teraz to Kivuli prychnął. Zachowanie lwic go bawiło. Ponownie rozejrzał się po zgromadzonych. 
- Zawsze chciałem mieć własne stado, mieszkające na tak dużym terenie, że każdy zazdrościłby mi władzy. Wiedziałem, że walka jest przereklamowana, kiedy można użyć sprytu. Biała Ziemia należy do mnie, tak jak wy wszystkie. 
- Odmawiamy. - warknęły niemal równocześnie. 
Kivuli zachował poważny wyraz pyska. Zupełnie jakby się tego spodziewał.
- Ah, tak, początkowa faza wcielania do stada, jest zawsze pełna niezrozumiałego wypierania. Możecie odmawiać ile chcecie, ale już nie zmienicie swojego losu. Stado powinno mieć tylko jednego lwa, dlatego reszta powinna naturalnie zostać zabita. - odwrócił się i dał znak ogonem. Nieznane lwice przepchnęły do przodu rannych Isakę, Msimu i Mto. 
Wszystkie lwice wstrzymały oddech, wpatrując się z przerażeniem w trójkę lwów z Białej Ziemi. Byli to partnerzy Idii, Lajli i Taje, ważnych w historii ich ziemi lwic. Lili, przebywająca w jaskini córka Isaki, otworzyła szerzej oczy pełne łez. Ojciec spojrzał na nią na kilka sekund, posyłając jej spojrzenie mówiące, że ma być silna. Na oczach przebywających w jaskini, posłuszne Kivuli'emu lwice rzuciły się na Isakę i Msimu, podczas kiedy zabiciem Mto zajął się sam antagonista. Trójka białoziemców broniła  się i walczyła o przeżycie. Niestety zostali zabici. 
Białoziemki chciały rzucić im się na ratunek, ale reszta lwic odcięła im drogę. Lili ryknęła ze rozpaczy i gniewu. Wtedy wyczuła na sobie wzrok Kivuli'ego. Nie potrafiła zrozumieć, jak ktoś może czerpać satysfakcję ze sprawiania bólu innym. 


Cześć! Jeśli dotarłeś do tego rozdziału, drogi czytelniku, to miałeś okazję zapoznać się z głównym antagonistą sezonu 4! Lew ma okropne poglądy i stosunek do lwic, a jego rządy będą najmroczniejszym czasem w historii Białej Ziemi. Liczę, że będzie znienawidzoną przez was postacią i że będziecie czytać kolejne rozdziały w oczekiwaniu na moment, w którym spadnie z tronu. Chociaż czy faktycznie uda się odzyskać Białą Ziemię?

Mto, Isaka, Msimu [*] [*] [*] 

piątek, 19 lipca 2024

Rozdział 182

Liczna armia ptaków o różnokolorowych piórach, nadleciała od strony Białej Skały. Z dokładnością i szybkością, jakby byli do tego przygotowani, zaczęli wypuszczać ze swoich szponów zawiniątka. Zawartość owinięta w liście spadała na niektórych mieszkańców Białej Ziemi. Wise wydała z siebie zduszony okrzyk, kiedy takim oberwała Kamba. Lwica osunęła się na ziemię.
Dawna królowa zauważyła, że coraz więcej lwów zostawało trafionych przez dziwne zawiniątka. Ona również miała być celem, ale w ostatniej chwili wykonała unik. Pocisk rozleciał się na ziemi, wypuszczając z siebie śmierdzące zioła. Trucizna?
- Ta roślina ma właściwości usypiające. - odezwał się Kivuli, jakby czytając jej w myślach. 
- Białoziemcy, wycofać się!
Błyskawicznie zwróciła spojrzenie na wnuka. Mfalme wydał rozkaz o wycofaniu, co zdarzyło się pierwszy raz odkąd walczyli o swoje terytorium. Wcześniej żaden władca nie musiał tak postępować. Zawsze wygrywali. Teraz jednak coraz więcej tajemniczych zawiniątek rozbijało się o ziemię. Była to nieznana broń, a od takich należało się trzymać z daleka. Była to niespodziewana, ale potrzebna decyzja. 
- Mamo, szybko, musimy uciekać! - wykrzyczała Lajla, popychając Wise. Dopiero to sprawiło, że biała lwica drgnęła i posłusznie rzuciła się biegiem za córką. Odwróciła ostatni raz pyszczek, żeby zobaczyć ciało Ndoto. 

***

Zawiniątka były zrzucane z nieba przez ptaki w większości przypadków celnie. Imani udało się ich unikać, tylko dzięki pomocy Akili'ego i Amary, którzy odważnie stali u jej boku i wspólnie wykonywali uniki. Imani słyszała, że zapanowało zamieszanie. Chaos, który dopiero król Mfalme zdecydował się przerwać, podejmując decyzję o wycofaniu. 
- Skąd on wytrzasnął te ptaszyska? I co to w ogóle jest za usypiacz? - Amara warknęła pod nosem, prowadząc Imani w stronę granicy w możliwe jak najszybszym tempie. 
- Kivuli zapłaci za wszystko, przysięgam. - warknął Akili. 
Imani poczuła, jak mocno popycha ją do przodu, a chwilę później rozległ się dźwięk upadającego na ziemię ciała. Zapach lwa czuła jednak blisko siebie. Stanęła i zwróciła ślepe oczy w miejsce, gdzie wcześniej stała Amara. 
- Oberwała. - powiedział jej na ucho syn. - Chodź, mamo, musimy się pośpieszyć, bo sami zaśniemy. 
Imani usiadła przy przyjaciółce. Spojrzała na nastolatka. 
- Muszę z nią zostać. Uciekaj, Akili!
Młody lew zawahał się, jednak znając upartość Imani, wiedział, że nie może zaciągnąć jej siłą w bezpieczne miejsce. Chciała zostać przy przyjaciółce. Dlatego rzucił się biegiem do schronienia. Niektórym udało się uciec. 
Zatrzymał się zdyszany przy swoich pobratymcach. Kiedy tylko Wise zrobiła to samo, osunęła się z płaczem na ziemię z powodu śmierci Ndoto. Akili poczuł, jak jego serce również ściska się z bólu. Spuścił wzrok na własne łapy i ze zdziwieniem poczuł przy sobie obecność Asanty, która położyła pyszczek na jego głowie. 
- Obiecuję, że odzyskamy Białą Ziemię. - ogłosiła z mocą w głosie Nora. 
- Z każdym wrogiem sobie poradzimy. - dodał Kisu.

***

Zanim nadleciały wrogie ptaki i plan Kivuli'ego doprowadził do wygnania białoziemców z ich własnego domu, Hope obserwowała wszystko z czubka Białej Skały. Była odpowiedzialna za lwiątka i wiedziała, że musi zapewnić im bezpieczeństwo. Dlatego obawiając się nadciągających kłopotów, postanowiła zaprowadzić ich do kryjówki.
Opiekunka i lwiątka opuściły Białą Skałę, kierując się przez sawannę. Lwica zauważyła, że coraz więcej chmur zakrywa niebo. Wtedy zauważyła nadlatujące ptaki. Jeden z nich wypuścił coś dziwnego ze swoich szponów prosto na Hope. Najpierw lwicy zakręciło się w głowie, zanim upadła na ziemię, zapadając w sen. Lwiątka, obserwujące całe wydarzenie, początkowo stanęły nieruchomo. 
- Mamo! - krzyknęła Lia, podbiegając do lwicy i trącając ją nosem. Kama szybko znalazła się u jej boku, wtulając w ciało lwicy i starając się ją obudzić. Vasanti Wema, Tezya również próbowały pomóc, podczas kiedy uwagę księżniczek przykuł czarny lew o białej grzywie, który znalazł się przy nich. 
- Księżniczka Malkia? - zwrócił się do białej lwiczki, która niepewnie skinęła głową w odpowiedzi. - Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. Ciebie i twoje siostry. Inaczej pewnie zostaniecie zabite. 
Malkia zaprotestowała i drapnęła lwa, jednak ten zdołał chwycić ją za skórę na karku i z trudem podnieść. Była większa, więc i swoje ważyła. Sawa zaczął biec z księżniczką, korzystając z zamieszania. Milele krzyknęła "Ej!" i pognała za lwem, chcąc ratować siostrę. To samo zrobili Maji, Cheka, Kesho, Daha i Tamu. Gnali przez sawannę za Sawą, nieświadomi, że właśnie uratowali się przed schwytaniem. Kilka minut później do Hope i otaczających ją lwiątek, podeszła lwica o bordowej sierści i czerwonych oczach. 

***

Sawa odstawił Malkię na ziemię i warknął ostrzegawczo, kiedy Milele ugryzła go w tylną łapę. Maji zjeżyła się, chcąc wyglądać na groźniejszą. Spojrzała karcąco na lwa. 
- Myślałem, że księżniczki są lepiej wychowane. Gdzie podziękowanie za uratowanie wam życia? - wywrócił oczami Sawa. 
- Czemu ją porwałeś?! - krzyknęła za złością Milele. 
- Pewnie walczy z wrogami. - warknął Kesho. 
Sawa westchnął, znudzony tłumaczeniami. Nie musiał nic odpowiadać, bo wyczuł zapach Nyeusi, jeszcze zanim lwica do nich podeszła. Zwróciła uwagę na lwiątka, którymi otaczał się lew. Warknęła ostrzegawczo, odpychając od nich lwa. 
- Co to ma znaczyć?!
- Czy po mnie naprawdę spodziewasz się tylko najgorszego? - wywrócił oczami Sawa.
- Ostatnio groziłeś, że je porwiesz! - przypomniała z naciskiem, marszcząc brwi. 
- Widziałem, że macie nieciekawą sytuację i chciałem jakoś udowodnić, że się zmieniłem. I że nie jestem już wrogiem Białej Ziemi. A tu proszę, ktoś zajął moje miejsce. Kim jest ten lew do cholery?
Nyeusi wpatrywała się w niego kilka uderzeń serca, zanim odwróciła pyszczek w stronę lwiątek.
- Dobrze, że jesteście cali. A gdzie reszta lwiątek?
- Zostali z ciocią Hope. - odpowiedział Cheka. - Czy będzie z nimi wszystko dobrze?
Nyeusi nie odpowiedziała. Wskazała jedynie ogonem najmłodszym członkom stada kierunek. 
- Chodźcie, zaprowadzę was do rodziców. - powiedziała, zanim zwróciła się do Sawy głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Dziękuję, że uratowałeś nasze lwiątka, ale to nie zmienia tego, co zrobiłeś w przeszłości. Możesz pożegnać się z wolnością. Od teraz jesteś naszych więźniem. 

Rozdział 181

Mówi się, że dzieci nie powinny umierać przed swoimi rodzicami. W świecie lwów było to jednak trudne, kiedy ciągle zmuszeni byli walczyć o przetrwanie. Wise pragnęła dla swoich dzieci długiego i spokojnego życia. Nawet w najgorszych koszmarach nie sądziła, że przyjdzie jej pochować własne dziecko. Ndoto był jedynym biologicznym synem Wise. Kochała go całym sercem, podobnie jak wszystkie swoje lwiątka. Doczekał wspaniałej rodziny i wyglądało na to, że jego ścieżka wciąż była długa i pełna dobrych chwil. 
A teraz jej lwiątko, które jeszcze kilka lat temu wtulało się w jej futro, leżało martwe na ziemi. Dorosły syn, odważny lew, który mógł jeszcze tyle zrobić. Wise ponownie wtuliła się w jego ciało, drżąc pod wpływem płaczu. Tak bardzo będzie za nim tęsknić i równie mocno uważała, że to ona powinna zginąć zamiast niego. Los był niesprawiedliwy. 
Taje usiadła obok przyjaciółki i podniosła ostrzegawcze spojrzenie na wrogie stado. Ze zdziwieniem odkryła, że wśród nich są lwice z Białej Przystani. Wszystkie członkinie. Mfalme też to zauważył, bo zmarszczył nos. 
- Co to ma znaczyć?
- Przepraszamy, nie mamy wyboru. - wyszeptała brązowa lwica, spuszczając wzrok na własne łapy ze smutkiem. Na warknięcie stojącej obok niej, nieznajomej pomarańczowej lwicy, podniosła go jednak szybko. Dało się zauważyć, że o ile niektóre lwice są wrogo nastawione, tak te z Białej Przystani zdawały się przestraszone i niechętne do udziału w walce, która miała się zaraz rozegrać. 
- Kto wami dowodzi? - Kukaa stanęła obok partnera, piorunując wzrokiem pomarańczową lwicę. 
- Ja. 
Białoziemcy odwrócili się na głos lwa. Kivuli ominął ich, stając naprzeciwko Mfalme. Zerknął przelotnie na Wise, a zadowolenie w jego oczach było zbyt dostrzegalne, żeby mogła je zignorować. Biała lwica podniosła się gwałtownie. 
- Zabiłeś mojego syna! - warknęła, mierząc lwa spojrzeniem pełnym nienawiści. 
- Był tylko pionkiem w mojej grze. - odpowiedział. Cieszył się, że złamał ducha Wise i jej żałoba była dla niego satysfakcjonująca. Powrócił spojrzeniem do króla. - To wszystko od początku było zaplanowane. Nawet nie wiesz jak okropne jest ciągłe uśmiechanie, kiedy ma się ochotę wymordować połowę waszego nędznego stada.
Mfalme zwrócił uwagę na córkę lwa - Kivulię, która stanęła u boku ojca. Przypomniał sobie bitwę z grupą Sawy i lwicę o takich samych intensywnie czerwonych oczach. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Warknął gardłowo. Oszukali ich oboje. 
- Najpierw musieliśmy zbadać sytuację. Jak radzą sobie w walce białoziemcy i poznać terytorium, które będzie należało do mojego ojca. - odezwała się chrapliwym głosem. - Jednak należało mieć armię. Samotne lwice chętnie dołączają do stada, które może zapewnić im pożywienie. Wystarczyło z ich pomocą zaatakować Białą Przystań, wcielając tamtejszych mieszkańców do swoich sił walczących i dołączyć do stada Białej Ziemi, udając biednych i żałosnych samotników. 
- To wszystko był mój plan, oczywiście. - dodał Kivuli, gromiąc wzrokiem każdego, kto odważył się na niego wrogo spojrzeć. - I muszę przyznać, że daliście się nabrać jak lwiątka. 
- Własnoręcznie odbiorę ci życie! - chociaż Wise była nadal w głębiej żałobie i jej głos zdradzał rozpacz, wpatrywała się twardo w antagonistę. 
Kivuli zerknął na nią w oczekiwaniu, jakby tylko czekał na pierwszy atak. Mfalme dał znać stadu Białej Ziemi. Nawet jeśli musieli stanąć przeciwko swoim, należało wygrać i zabić Kivuli'ego. Wspomniany lew również dał znak ogonem i wtedy rozpoczęła się krwawa bitwa.
Lwy rzuciły się na siebie, drapiąc pazurami i gryząc, przyszpilając się do ziemi i równie szybko się z niej podnosząc. Wise okrążyła ciało Ndoto, wpatrując się czujnie w Kivuli'ego. Wreszcie rzuciła się w jego kierunku. Stanęli do swojej prywatnej walki. Ataki Kivuli'ego były bardziej nieprzewidywalne i szalone, drapał ostro i bezlitośnie. Przewaga była jednak wyrównana z powodu doświadczenia Wise i szału jaki jej towarzyszył. Biała lwica była wściekła i pełna nienawiści. Swoją rozpacz przekuła w siłę, dzięki czemu jej ataki były mocne, a uniki precyzyjne. 
W pewnym momencie Kivuli odskoczył, wycofując się z walki. Wise spojrzała na niego, dysząc ze zmęczenia i nienawiści. Lew również wyglądał na zmęczonego, ale mimo wszystko wydawał się zadowolony ze swojego planu. Wydał z siebie głośny ryk. Musiał go powtórzyć, żeby dotarł do wszystkich walczących. Jego armia odskoczyła od białoziemców i posłusznie zaczęła się wycofywać. Był to na tyle dziwny widok, że wszyscy rozejrzeli się po sobie z pewnym zmieszaniem. 
- Poddajesz się? - sapnęła niemal ze zdziwieniem Wise. 
- Nie zamierzam zdobyć Białej Ziemi przez bitwę. Zawsze uważałem, że lepiej to zrobić przez spryt i zaskakujący element. - ogłosił dumnie. - Spójrzcie w górę, białoziemcy i rozkoszujcie się moim zwycięstwem. 
Wise zmrużyła ślepia, ale podniosła wzrok. Wtedy jej oczy otworzyły się szerzej i była przekonana, że wśród innych członków stada również. Liczna armia ptaków o różnokolorowych piórach, nadleciała od strony Białej Skały. Z dokładnością i szybkością, jakby byli do tego przygotowani, zaczęli wypuszczać ze swoich szponów zawiniątka. Zawartość owinięta w liście spadała na niektórych mieszkańców Białej Ziemi. Wise wydała z siebie zduszony okrzyk, kiedy takim oberwała Kamba. Lwica osunęła się na ziemię.

Rozdział 180

Zawadi słuchała raportu składanego przez Zazę. Majordamuska, mająca już najlepsze lata za sobą, wciąż miała dużo energii w skrzydłach, co pozwalało jej czuwać nad mieszkańcami Białej Ziemi. Kukaa siedziała u jej boku, wyprostowana i skupiona. Zawsze starała się dbać o dobro swojego królestwa i to właśnie wzbudzało szacunek u białoziemców. 
- Na sawannie panuje poruszenie odkąd krokodyle zaczęły opuszczać Miejsce Skał. - dodała na sam koniec. Ukłoniła się przed Kukąą, rozprostowując niebieskie skrzydła. - Czy jakieś rozkazy, wasza wysokość?
- Nie, to wszystko, Zazo, bardzo dziękuję. - westchnęła złota lwica i dała znak łapą, że majordamuska ma wolne na resztę dnia. Słuchanie codziennych, porannych raportów było koniecznym, ale długim obowiązkiem. Ostatnia wzmianka o krokodylach zaniepokoiła jednak lwicę. 
- Przekaż patrolom lwic i lwów walczących, żeby zachowali większą ostrożność i w miarę możliwości przepędzali krokodyle do Miejska Skał. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy z ich przywódcą, twierdził, że nie mają powodów atakować mieszkańców Białej Ziemi. Ich rzeki są czyste, jedzenia nie brakuje. 
- Może to dla nich rozrywka. Lubią budzić strach w zwierzętach. - zaproponowała Zawadi. 
Lwice schodząc z Białej Skały, minęły się z Ndoto i Kivulim. Ten pierwszy uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową na powitanie. 
- Dokąd ci tak spieszno, Ndoto? - zapytała Kukaa, odwzajemniając uśmiech. Wychyliła się zza lwa. - I widzę, że bierzesz ze sobą towarzystwo. 
- Tak, wybieramy się na mały patrol blisko granicy. To pomysł Kivuli'ego. 
Wspomniany lew kiwnął głową. 
- Nadal staram się poznać jak najlepiej Białą Ziemię. 
- Liczymy, że ci się u nas spodoba. - odpowiedziała Zawadi. 
Lwice pożegnały się, zostawiając lwów samych. Ndoto i Kivuli, tak jak było postanowione, skierowali swoje kroki w stronę granicy. Ich łapy równo odbijały się o ziemię, a grzywami poruszał lekki wiatr. 
- Jak ci się u nas podoba? - zagaił rozmowę syn Wise, kiedy oddalili się od Białej Skały wystarczająco.
- Jest to ładna ziemia i pełna zwierzyny. Dobrze wybrałem. - odpowiedział i patrząc przed siebie, kontynuował. - Zawsze chciałem być władcą dużego terytorium. Takiego, którego zazdrościłyby mi inne lwy, a lwice błagałyby o dołączenie. 
- Ciężko zbudować stado od zera. Mojej matce się udało. Była mądra, wytrwała i miała przyjaciół u swojego boku. Może tobie też kiedyś uda się przewodzić jakiemuś stadu. 
- Oh, już mi się udało. Biała Ziemia doczeka nareszcie odpowiedniego króla.
Ndoto zatrzymał się, jakby ktoś poraził go prądem. Spojrzał błyskawicznie na swojego towarzysza. Kivuli wpatrywał się w niego z powagą i lekkim, szyderczym uśmiechem. Ndoto otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć. Kivuli miał wysunięte pazury, kiedy rzucił się na lwa. Dla samego syna Moto było to niespodziewane, ale udało mu się zepchnąć z siebie lwa. Kivuli jednak nie zamierzał się poddać. Miał konkretny cel. Musiał zabić syna Wise i zniszczyć jej ducha. Była to kolejna część planu, który tak dobrze udawało mu się realizować. 
Zaczęli się szarpać z Ndoto. Powalali się nawzajem na ziemię, drapiąc pazurami i gryząc, chcąc zyskać przewagę. Ruchy Kivuli'ego były przemyślane i dzikie, zupełnie jakby wpadł w szał. Bił czerwonogrzywego lwa bez litości. Udało mu się złapać go za szyję w bolesnym uścisku. Ndoto ryknął, chcąc tym samym powiadomić stado, że coś się dzieje. W przeciwieństwie do swojego przeciwnika, on walczył jedynie o zachowanie życia. Przeturlali się kolejny raz i tym razem to Ndoto uderzał z całych sił lwa. Walka była zaciekła i brutalna. Wynik mógł potoczyć się różnie i to jedna rzecz zdecydowała o wszystkim. Ostatni cios zadany przez wroga. Kivuli przytrzymał Ndoto wystarczająco długo przy ziemi, wykorzystując jego zmęczenie i wciąż szok spowodowany zdradą kogoś, kogo mógł uznać za członka stada. Kivuli zadał mu cios łapą, chcąc go ogłuszyć i wtedy chwycił lwa za szyję, zaciskając na niej zęby tak długo, aż ciało dawnego księcia przestało się ruszać. Bok Ndoto przestał się poruszać w rytmie oddechu.
Partner Imani rozejrzał się, z przerażeniem odkrywając, że stoi na własnym ciele, a jego sylwetka jest lśniąca. Czuł się inaczej, bardziej lekki i pozbawiony ostatnich ran zadanych podczas walki. Rozpoznał dwa lwy, wpatrujące się w niego ze zmartwieniem i tęsknotą. Sherr, jego duchowa przewodniczka i siostra jego babci. Obok lwicy stał Jicho. Na widok syna lew rzucił się do przodu i mocno go przytulił. Jicho odwzajemnił przytulenie, wsuwając pysk w gęstą grzywę ojca. Dopiero później odsunął się, żeby przejrzeć na niego ze smutkiem. 
- Twoja droga w Kręgu Życia została zakończona. Kivuli odebrał ci życie. Przykro mi, tato. 
- Biała Ziemia go pokona. Jestem tego pewien. Pomszczą mnie. - odpowiedział pewnym głosem Ndoto, jednak w jego oczach odbił się żal. - Myślałem, że zostało mi więcej życia. Nawet nie zdążyłem pożegnać się z Imani, Akili'm, moimi siostrami i mamą.
- Twoja śmierć nadeszła nieoczekiwanie i zbyt szybko. Miałeś dobre życie i osiągnąłeś w nim naprawdę wiele. Doczekałeś kochającej rodziny i dbałeś o stado. Zostaniesz zapamiętany przez historię. - odezwała się Sherr i objęła go ogonem, zaczynając prowadzić. Jicho szedł przy drugim boku Ndoto.
- Teraz mamy dla siebie całą wieczność. - powiedział Jicho i cała trójka rozpłynęła się wraz z blaskiem słońca. Rzucało ostatnie promienie, powoli zasłaniane przez czarne chmury. 

***

Następne wydarzenia potoczyły się w zaskakująco szybkim tempie. Stojąc na szczycie Białej Skały, Mfalme zauważył nadciągające stado. Kierując się zmartwieniem, że są to te same lwice, które zaatakowały Białą Przystań, kazał ukryć się lwiątkom i zwołał stado. Białoziemcy na rozkaz swojego króla, zaczęli biec w stronę granicy, a ich futra zlały się w różnokolorową plamę. Byli przyzwyczajeni do tego, że ciągle musieli brać udział w walce o swój dom.
Kiedy zbliżali się do granicy, sylwetki lwic były wyraźniejsze, ale nie tylko to zwróciło uwagę. Na trawie leżało ciało białego lwa o czerwonej grzywie. Ten widok sprawił, że Mfalme zatrzymał się i to samo zrobiło stado. Słyszał szepty białoziemców i dostrzegał, że wychylali się, żeby zobaczyć, co się dzieje. Widok Ndoto z licznymi ranami i zapach krwi w powietrzu, wzbudziły we wszystkich tak silne emocje, że niektóre lwice zaczęły płakać. Ndoto był przyjaznym i lubianym lwem wśród stada, wzbudzał też u nich szacunek. Nie było jednak wątpliwości, że dawny książę został zabity.
Imani przypadła do boku partnera, próbując zlizać krew z jego ran, cały czas coś do niego szeptając. Miłość Imani i Ndoto była szczera i długa. Serce lwicy w tamtym momencie rozpadło się na kilka drobnych kawałków.
- Ndoto, Ndoto, wstań, proszę, nie zostawiaj mnie. - łkała. Akili szybko znalazł się obok niej, potrząsając zmarłym lwem w desperackim geście. Jakby to miało sprawić, że ożyje. W oczach nastolatka można było dostrzec łzy.
Nora i Lajla przepchały się przez tłum i również zbliżyły się do ciała lwa, schylając głowy, pogrążone w głębokiej żałobie za bratem. Kisu i Msimu podeszli do swoich partnerek, chcąc dodać im otuchy. Policzki obu lwic były mokre od łez. Wyrwały się jednak samcom, kiedy przez tłum przeszła ostatnia postać. Wise. 
Biała lwica wpatrywała się w swoje lwiątko z rozpaczą, zanim rzuciła się w jego stronę i przytuliła do zimnego ciała. Płakała, mocząc jego futro i własną łapę, którą położyła na jego piersi. Odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie pełen bólu krzyk. Tak głośny, że nawet wrogie stado zatrzymało się, przyglądając całej scenie. Ponownie wtuliła się w Ndoto i nie dała się odciągnąć nawet Taje. 
- Synku... kto ci to zrobił? Ndoto, proszę, to nie może tak się skończyć. - zawołała, rozglądając się jeszcze po tłumie w nadziei, że ktoś powie, że to tylko zły sen. Że wcale nie straciła swojego dziecka.


Ndoto [*]

czwartek, 18 lipca 2024

Rozdział 179

Kivuli i Kivulia dość szybko odnaleźli się w stadzie. Już pierwszego dnia lew wybrał się na kilka patroli, chcąc jak najlepiej poznać Białą Ziemię, natomiast lwica wzięła udział w polowaniu i nauczyła się podstawowych zasad obowiązujących w stadzie białoziemców. 
Nyeusi skorzystała z pięknej pogody, żeby wybrać się na samotny patrol. Lubiła to robić, chociaż częściej przystawała na obecność Kilio II, Taje, Wise lub własnego syna. Szczególnie obecność Kody była dla niej czymś przyjemnym. Odkąd syn założył własną rodzinę i skupił się na byciu lwem walczącym, widywała go stosunkowo rzadko. Na Białej Ziemi istniało powiedzenie, że wszyscy byli jak wielka, kochająca się rodzina. Musiała się z tym zgodzić. Uważała to królestwo za swój dom i zamierzała za nie walczyć do samego końca. 
Była w trakcie przechodzenia obok granicy z Miejscem Płomieni, kiedy jej wzrok natrafił na czarne futro i charakterystyczną białą grzywę. Zatrzymała się, czując napinające się mięśnie w gotowości do walki. Wysunęła pazury i warknęła, zwracając na siebie uwagę samca. Swojego byłego partnera i największego wroga Białej Ziemi. Lew wielokrotnie atakował ich ziemię, najpierw u boku Hasiry, potem słuchając rozkazów Johari, żeby na samym końcu z niepowodzeniem podjąć się ataku jako sam sobie lider. Uważała, że był żałosny i że tylko przy pomocy Hasiry i Johari był w stanie wziął udział w jakiejś prawdziwej bitwie. Nie zmieniało to jednak opinii, że sprawiał problemy białoziemcom. On chyba również to wiedział. Podniósł głowę na warknięcie byłej partnerki i wbił w nią przenikliwe granatowe oczy. Później jego uśmiech rozciągnął się szyderczo i odważył się nawet na cichy, chrapliwy śmiech.
- No proszę, a kto tu się zjawił. 
- Znajdujesz się na terenie Miejsca Płomieni, które należy do Białej Ziemi. - warknęła, znajdując się przy nim w kilku susach. Sądząc po tym, że lew ani drgnął, domyślała się, że liczył na bycie zauważonym. - Nawet nie oczekuje od ciebie usprawiedliwienia.
- Zupełnie jak tamtego dnia. - nawiązał do momentu podczas ostatniej bitwy, kiedy korzystając z zamieszania spowodowanego jego kłamstwem, udało mu się uciec. Nyeusi pobiegła jednak za nim i wtedy doszło do ich pierwszej od dawna dłuższej wymiany zdań.

Sawa
Nie zamierzałem się zatrzymać. Parłem do przodu, mimo iż łapy odmawiały mi posłuszeństwa. Za mną goniła ona. Odwróciłem się przez ramię, by posłać jej szyderczy uśmiech. Nyeusi nie odpuszczała, mimo iż dawno opuściliśmy granicę Białej Ziemi. Wystawiała długie łapy do przodu, by mnie dogonić, ale ja miałem z tego niezwykłą komedię. Znów spojrzałem na drogę, którą biegłem. Mijałem kępy gęstej trawy, zniszczone drzewa i czasami piasek. Niebo zrobiło się ciemniejsze, wiedziałem, że zbliża się burza. Patrząc tak na te chmury, dopadają mnie wspomnienia. Gdzie rozpoczął się mój początek?*
Wreszcie mnie dogoniła i wtedy poczułem jak przejeżdża pazurami po moich tylnych łapach. Automatycznie zwolniłem, co wykorzystała. Chwilę później wskoczyła na mnie, przyszpilając do ziemi i dysząc z wściekłości, spoglądała prosto na moją grzywę, bo przecież oczu widzieć nie mogła. A szkoda, zobaczyłaby w nich złość. Próbowałem jej się wyrwać, niezadowolony z obecnej pozycji. Jak to robiła, że zawsze wydawała się silniejsza, chociaż była tylko zwykłą, czarną lwicą. No może nie taką zwykłą, skoro była moją byłą i matką pierworodnego syna. 
- Co to miało być, Sawa? Kolejny atak? Na starość powinno się być mądrzejszym, a nie jeszcze głupszym! - warknęła na mnie, wbijając ostro pazury w moje biedne ciało. 
- Złaź ze mnie, głupia, nie muszę ci się spowiadać. - odpowiedziałem warknięciem. 
- Nawet nie oczekuje od ciebie usprawiedliwienia. Hasira i Johari dawno wąchają kwiatki od spodu. Jako ich uległy giermek powinieneś iść w ślad za nimi.
Wreszcie udało mi się zepchnąć z siebie lwicę. Odwróciłem się do niej, jeżąc ze złością czarną sierść. 
- Jesteś bezczelna, Nyeusi. Nigdy nie potrzebowałem Hasiry i Johari, żeby zniszczyć wasze małe stadko.
- Małe? Utknąłeś w czasie o te kilka lat? Wszyscy poszli do przodu i tylko ty zostałeś sam, śliniąc się przez sen o podboju Białej Ziemi, który nigdy nie nastąpi. A wiesz dlaczego? Bo jesteś zbyt słaby, Sawo.
- Uważaj na słowa. Mogę cię zabić tu i teraz. Ciekawe, czy twoja Wise będzie długo płakać. 
- Narażasz własnych synów na śmierć podczas bitwy. - pokręciła głową, uderzyła ogonem o ziemię i widziałem w jej oczach czystą złość. - Więc obyś pewnego dnia sam stracił życie. W samotności, bo tylko to ci zostanie. 
I wtedy odeszła, a ja zrobiłem to samo, kierowany potrzebą mordu. 

- A ty nadal jesteś na tym samym kiepskim położeniu. - wywróciła oczami czarna lwica. - Prosisz się o śmierć. Prawo pozwala zabić intruza.
- Jedynie za zgodą władców. - podkreślił Sawa. - Jeszcze pamiętam te wasze idiotyczne zasady. 
- Myślę, że król nie będzie miał zastrzeżeń, kiedy przyniosę mu twoje martwe ciało. - zmrużyła wściekle oczy, przystępując o niebezpieczny krok do przodu. - Zapytam tylko, co znów kombinujesz?
- Przemyślałem twoje słowa. Te o samotności, synach, ogólnie o nieudanych podbojach waszego malutkiego królestwa. Wiesz, co stwierdziłem?
- Nie obchodzi mnie to. - wywróciła oczami. 
- Że czas znaleźć sobie inne stado, które będę mógł atakować i sprawiać mu problem. Biała Ziemia mi się znudziła.
Nyeusi prychnęła w odpowiedzi.
- Nie nabierzesz mnie. Jesteś kłamcą i mordercą, od takich lepiej trzymać się z daleka. Mam uwierzyć, że tak nagle ci się odwidziało? Po tylu latach? Co, jednak brak kogoś, komu możesz służyć pokazuje, jaki z ciebie nieudacznik, hm?
Sawa warknął. 
- Wierz sobie w co chcesz. Biała Ziemia upadnie po śmierci Wise, a ona żyć wiecznie nie będzie. Ciekawe czy wtedy zwrócisz się do mnie o pomoc. 
- Biała Ziemia trzyma się dobrze, a Wise wszystkich przeżyje. - odpowiedziała Nyeusi. - Nie martw się, Sawa, jestem przekonana, że zaraz przylepisz się do tyłka jakiejś lwicy i będziesz jej grzecznym pupilkiem. A może teraz lew dla odmiany?
- Szkoda tracić na ciebie słów. 
- Powtórzysz to samo na Białej Skale? To, że oficjalnie nie chcesz już być naszym wrogiem? - uniosła jedną brew, wpatrując się uważnie w samca.
- Życie mi jeszcze miłe, Nye. - odparł lew, wywracając oczami. Odwrócił się i zniknął w zaroślach. Nyeusi obserwowała go, głęboko zamyślona, czy faktycznie mogła nadejść wielka przemiana Sawy teraz, kiedy został bez nikogo. 

***

- Pamiętasz, co ci mówiłam?
- Tak, mamo. Mam być miłym lewkiem dla Malkii i zgadzać się na wszystkie zaproponowane zabawy, a najlepiej zabrać ją z daleka od innych lwiątek, żebyśmy mogli porozmawiać bez świadków. - powtórzył Daha, krzywiąc się na mycie sierści. Nienawidził tego, ale Giza z jakiegoś powodu zawsze dbała o jego czyste futerko. 
- Doskonale. Musisz ją poderwać, zanim stanie się dorosła, to może uda się was zaręczyć.  Wtedy zostaniesz królem, mój mały książę. 
Daha wyprostował się dumnie, zadowolony z tego pomysłu. Jeśli poderwanie Malkii miało sprawić, że zostanie kolejnym królem Białej Ziemi i zapisze się w historii, był gotowy podjąć się tego zadania. Pożegnał się z Gizą, kierując się od razu w stronę wodopoju. Tam zwykle spotykali się całą paczką. Odkąd Agenti opuściła Białą Ziemię i jeszcze wcześniej osiągnęła wiek nastoletni, zabrakło im jednego towarzysza.
Daha zatrzymał się na płaskim kamieniu i zerknął na bawiące się w berka lwiątka. Super, znowu ubrudzę futro i będę musiał słuchać od matki, że przyszły król powinien dbać o swój wygląd, pomyślał. Zszedł z płaskiego kamienia, akurat spotykając po drodze Milele. 
- Spóźniłeś się na zabawę w chowanego. 
- Zaspałem. - odmruknął. - Ale widzę, że nie tylko ja. Gdzie Cheka i jego gorsza połowa?
- Ciocia Mia i wujek Ni zabrali ich na rodzinny spacer po śniadaniu. - odpowiedziała księżniczka. 
- To zrozumiałe. U was takie spacery są niemożliwe. Król Mfalme woli spędzać czas z Malkią, a królowa Kukaa lata z Maji do medyków na jedno jej kichnięcie. - wywrócił oczami. 
Zatrzymał się, kiedy to samo zrobiła lwiczka. 
- Tata nie woli spędzać czasu z Malkią, kocha nas tak samo, ale musi to robić z uwagi na jej rolę następczyni tronu. Dobrze wiesz, że Maji miewa alergię, ale jest coraz lepiej. Mnie mama zabiera na wspólne bieganie. No i ta sprawa z Agenti. 
- Ta, przykre. Czasami cieszę się, że nie mam rodzeństwa i takich problemów. Trudno jest pogodzić się z tym, że ktoś może być faworyzowany. 
- Uważaj na słowa, Daha albo w nocy może cię ktoś ugryźć. - odpowiedziała, kłapiąc ząbkami. Daha cofnął się o krok. 
Milele zostawiła go, zawołana przez Maji. Syn Gizy postanowił skorzystać z okazji, żeby zagadać do Malkii. Akurat kłóciła się o coś z Tamu. To zabawne, że Tamu najczęściej prowadziła dyskusje właśnie z Malkią albo Milele. Obie księżniczki były najbardziej charakterne, w przeciwieństwie do najmłodszej z miotu - Maji. Ona była nieśmiała i spokojna, ale równocześnie przyjacielska. 
Stanął za Malkią i zakrył jej oczy łapkami. Biała lwiczka zaśmiała się cicho, zanim odwróciła się w jego stronę i posłała mu jeden ze swoich uśmiechów. Chyba to był jeden z treningów dla przyszłej królowej - uśmiechanie się do swoich poddanych. Albo do przyszłego króla, jak wolał się określać w swoich myślach Daha. 
- Pójdziesz ze mną do Rafy? Może uda się dostać u niego jakiś owoc do grania. To będzie lepsza zabawa niż ciągłe ganianie się w kółko. 
- Proponujesz zabawę czy spacer?
- Takie połączenie. No dawaj, będzie ciekawie. 
- Tylko zabiorę Milele i Maji. Jesteśmy nierozłączne. 
Daha wywrócił oczami. Spędzenie czasu tylko z Malkią było jednak trudniejsze, niż można było przypuszczać. Czwórka lwiątek ruszyła w stronę baobabu szamana. W pewnym momencie postanowili urządzić sobie mały wyścig. Wygrała Milele, co nie było specjalnie zaskakujące. Daha zajął natomiast ostatnie miejsce, wyprzedzony przez Maji i Malkię. 
- Ha! Pierwsza! - podskoczyła Milele, pokazując język swoim siostrom.
Daha usiadł, zdyszany biegiem. 
- Daj spokój, dałem wam wygrać. 
- Musisz nauczyć się przyjmować porażki, Daha, jeśli chcesz poderwać moją siostrę. - szepnęła mu do ucha druga w kolejności narodzin księżniczka. Lewek spiorunował ją wzrokiem. Wykorzystał moment, kiedy Maji wspinała się na drzewo, a Milele ruszyła w ślad za nią, żeby zatrzymać przed tym samym Malkię. 
- Może spotkamy się wieczorem na szczycie Białej Skały, żeby obejrzeć gwiazdy? Ciocia Lajla mówi, że są wyjątkowo piękne.
Pierworodna córka króla zamyśliła się.
- Zgoda. 
Daha obserwował, jak obiekt jego westchnień wspina się na baobab, zanim sam ruszył w ślad za lwiczkami. Dzięki Maji udało się zdobyć odpowiedni owoc do zagrania w piłkę. Nie można było odmówić młodszej księżniczce, że potrafi się z każdym dogadać. 

***

Malkia często obserwowała zwierzęta, mieszkające na Białej Ziemi. Można było się od nich wiele nauczyć. Księżniczka uwielbiała odkrywać ich styl życia i potrafiła przeleżeć w ukryciu długie minuty, zapamiętując jak najwięcej szczegółów. Stąd wiedziała, jaki styl prowadzą hipopotamy, słonie, żyrafy, nosorożce, a nawet ptaki i góralki. 
Mfalme obserwował swoją córkę z Białej Skały, uśmiechając się lekko na kolejny pomysł księżniczki. Uparła się, że chce sprawdzić, jak żyją członkowie stada, ale nie zostać przez nich przyłapaną, co było trudnym zadaniem. Mfalme uważał, że zachowanie cierpliwości, a także umiejętności skradania się i obserwacji, mogą jej pomóc w przyszłym polowaniu na zwierzynę. Oderwał wzrok, kiedy biała kulka zaczęła się oddalać. Przeniósł spojrzenie na Ni, który siedział za nim z niezadowoloną miną, co nie było do niego podobne. Mfalme zmrużył oczy z przejęciem. 
- Myślałem, że cały dzień spędzasz z Mią i dzieciakami. 
- Chciałem, ale znalazła mnie Zaza. Mam złe wieści, królu. Biała Przystań została zaatakowana.

***

Witam w kolejnym rozdziale! Mam nadzieję, że się spodobał. Oto pytanka:
1. Czy Daha zostanie królem Białej Ziemi? A może komuś innemu Malkia odda swoje serce?
2. Czy Sawa faktycznie przestanie być zagrożeniem dla Białej Ziemi?

*Fragment pochodzi z opowiadania specjalnego o Sawie. Znajdziecie go w spisie treści, polecam!