środa, 21 sierpnia 2024

Rozdział 219

Jak chyba każdy następca tronu, Hewa zdążył się przyzwyczaić do porannych pobudek. Właściwie to budził się niedługo po wschodzie słońca, czekając cierpliwie na któregoś z rodziców. Czasami słuchał z nimi raportów, ale zdarzało się to rzadko. Jeśli nie mieli dla niego akurat jakiejś lekcji, korzystał z mądrości poprzednich władców, chętnie słuchając o Białej Ziemi. Chciał być dobrym królem, lubił się także uczyć. 
Tego dnia był wyjątkowy podekscytowany możliwością patrolu sam na sam z ojcem. Mając rodzeństwo musiał dzielić się uwagą rodziców. Chociaż Hewa spędzał z nimi najwięcej czasu ze względu na bycie następcą tronu, tak daleko mu było do uroku, jakim Nafasi potrafiła zmiękczyć serce ich ojca. Była córeczką tatusia i Kesho na każdym kroku starał się ją rozpieszczać. Natomiast Mrithi jako najmłodszy też mógł liczyć na korzyści. Rodzice starali się nikogo nie faworyzować, ale ich lwiątka lubiły prowadzić ze sobą małą rywalizację. Kochali się, uwielbiali razem bawić, ale też jak każde rodzeństwo od czasu do czasu musieli się pokłócić. 

- Gotowy na swój pierwszy patrol?
Kesho spojrzał na Hewe, starając się dostrzec jego reakcję, jeszcze zanim lewek z entuzjazmem pokiwał łebkiem. Natychmiast zaczął schodzić z Białej Skały.
- Prawie nie zmrużyłem oka. Nie mogę się doczekać. - wykrzyknął, przeskakując stopnie, aż jego łapki znalazły się na miękkiej trawie. Spojrzał z zaciekawieniem na ojca. - Mama nie idzie z nami?
- Nie, musi zająć się królestwem. Jedno z nas zawsze musi pozostać w gotowości.
- Ale przecież macie doradców. 
- Ziemia bez władców jest jak ptaki bez skrzydeł. 
Hewa zmrużył ślepia. W myślach starał się zrozumieć odpowiedź ojca. Szybko jednak jego uwaga skupiła się na rozglądaniu wokół, kiedy zmierzali przez sawannę. Spotkał wiele zwierząt i zastanawiał się, jakby to było jakieś upolować. Wujek Akili często mawiał, że pierwszą upolowaną zwierzynę zapamiętuje się na całe życie.
Kesho nie zamierzał zabierać lewka daleko. Takie patrole będzie odbywał już w wieku nastoletnim. W planach miał zabrać go na obchód po jednej części sawanny. Wolał unikać takich miejsc jak wodopój, skałki czy baobab, które jego syn zdążył już poznać. 
Ich plany zweryfikowało jednak pojawienie się na horyzoncie lwiego kształtu. Kesho zacisnął zęby z irytacji. Zaczął już myśleć, że to kolejny intruz, których w ostatnim czasie ich stado musiało przeganiać. Rozluźnił się dopiero, kiedy zbliżyli się wystarczająco, żeby sylwetka okazała się zbyt mała na dorosłego osobnika. Była to lwiczka o nietypowym jasnozłotym futrze. Zatrzymała się od razu na widok króla. Jej mięśnie zdawały się napiąć. Wpatrywała się wielkimi zielonymi oczami w lwa. Kesho pomyślał, że skoro nie ucieka, to musiała przyjść w konkretnym celu. 
- Kim jesteś, mała?
Wzięła głęboki oddech, zbierając wszystkie myśli. Widocznie starała się, żeby jej głos brzmiał pewnie, chociaż oczy zdradzały zestresowanie.
- Nazywam się Savana. Moja mama pochodziła z Białej Przystani. 
- Pochodziła?
- Mama opowiadała mi, że podczas ataku jakiegoś lwa na ich stado, udało jej się uciec. Poznała tatę, zakochali się w sobie i wspólnie wędrowali po świecie. - zaczęła opowiadać. Kesho domyślił się, że chodziło o atak Kivuli'ego. Zaatakował najpierw Białą Przystań, zanim wybrał się na podbój Białej Ziemi. - Kiedy się urodziłam, mama dużo mi opowiadała o Białej Przystani i nawet chcieli z tatą się przekonać, czy nadal trzeba się od tamtej ziemi trzymać z daleka.
- Księżniczka Maji poinformowała nas, że wszystko wróciło do normalności. Teraz to ona opiekuje się tamtym terenem. Członkom stada z Białej Przystani żyje się bardzo dobrze. Zwierzyny jest tak dużo, że z każdego polowania wychodzi się wygranym. 
Maji informowała o postępach w wiadomościach przesyłanych przez jednego z majordamusów Białej Przystani. Kesho uważał, że nie ma teraz sensu wtajemniczać lwiczki w historię ataku. 
Savana westchnęła. Zamilkła, chociaż Kesho wpatrywał się w nią oczekująco. Hewa zauważył, że jego rówieśniczka stara się walczyć z napływającymi łzami, więc podszedł do niej ostrożnie, wychodząc zza łap ojca. Czuł na sobie jego czujne spojrzenie, ale je zignorował. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale nie możemy ci pomóc, jeśli nie poznamy całej historii. 
- Gdzie są twoi rodzice? - dodał Kesho. On nie musiał się silić na delikatność, nawet jeśli było mu żal lwiątka. Jeśli się zgubiła, szybko znajdą jej opiekunów. 
- Po świecie włóczy się wielu samotników i nie każdy jest przyjaźnie nastawiony.
- Narazili się komuś? - podsunął Kesho.
Savana zmrużyła oczy, zastanawiając się.
- Nie wiem, proszę pana. Zaatakowali nas w środku nocy i zabili tatę. - pisnęła, a z jej oczu od razu zaczęły lecieć łzy. - Mama rzuciła się na jednego z nich i kazała mi uciekać. Ale nie chciałam jej zostawiać. - pokręciła głową, drżąc na całym ciele pod wpływem ciężkich wspomnień. 
Nie musiała kończyć. Kesho mógł się teraz domyślić, że i matka lwiczki musiała zginąć. Samotni podróżnicy musieli widocznie oszczędzić lwiątko. Pochylił głowę, zniżając swój wzrok na wysokość lwiątka. Przyglądał jej się ze współczuciem. 
- Jeśli chcesz, możemy cię zabrać do Białej Przystani.
Savana nieśmiała pokiwała głową. Najpierw jednak Kesho zdecydował, że powinna obejrzeć ją medyczka i najlepiej jakby coś zjadła. Odprowadził Savanę do Matibabu, polecił Hewie z nią zostać, a sam pobiegł na Białą Skałę. Musiał powiadomić Malkie i przy okazję znaleźć Idię. 
- Jesteś zdrowa, ale powinnaś odpocząć, żeby nabrać sił. - zwróciła się do niej spokojnym głosem Matibabu.
Savana spojrzała na nią z wdzięcznością i wymruczała podziękowanie. Leżała na jednym z posłań. Matibabu od śmierci Rafy spędzała dużo czasu w baobabie. Hewa usiadł naprzeciwko lwiczki.
- Masz ładne imię.
- Moim rodzicom kojarzyłam się z sawanną przez futro i oczy. - wyznała. - Ty znasz moje imię, ale ja twojego nie. 
- Jestem Hewa. A mojego tatę już poznałaś. Jest królem, a mama królową, więc jesteś w dobrych łapach. - chciał ją jakoś pocieszyć. - A w Białej Przystani mieszka moja ciocia, wujek i kuzyni. Zaopiekują się tobą, jestem pewien.
Oczy lwiczki zalśniły lekko.
- Nie wiem, jak wam się odwdzięczę.
- Uśmiech to najlepsza nagroda. - odpowiedział Hewa i zaśmiał się uroczo, kiedy Savana faktycznie wyszczerzyła ząbki.
Później do baobabu zajrzeli Malkia i Kesho. Królowa przekazała lwiczce kawałek mięsa antylopy i przyglądała się, jak mała zajada się nim z apetytem. 
- Kiedy ostatnio jadłaś?
- Dwa dni temu upolowałam góralka. - wyznała. - Mama mówiła, że muszę umieć polować, tak na wszelki wypadek. 
Miała rację przebiegło przez myśl córce Mfalme. Zadała lwiczce kilka konkretnych pytań i kiedy uzyskała wszystkie odpowiedzi, poleciła jej odpocząć u medyczki. Hewa wtrącił się wtedy, czy może zabrać Savanę na skałki, a że rodzice nie mieli nic przeciwko, dwójka lwiątek mogła oddalić się od baobabu. Savana chętnie poznała inne lwiątka, szczególnie zaprzyjaźniając się z Mlinzi i Machozi. Wkrótce ją także pochłonęły wesołe zabawy i zanim się obejrzeli, Hope kazała im wracać na Białą Skałę na kolację. 
- Jutro możemy pobawić się w berka. - zaproponował Mrithi, zwracając się z radosnym uśmiechem do nowej koleżanki. Każdy towarzysz zabaw był witany z entuzjazmem. 
- Byłoby super. - odpowiedziała.
Musiała jednak przerwać posiłek, kiedy zawołała ją królowa. Savana opuściła jaskinię stada białoziemców. Przytłaczała ją obecność tylu lwów. Przywykła do obecności rodziców, a tutaj nagle przyszło jej spędzać czas z innymi lwiątkami i być otoczona głośnymi rozmowami. 
Wspięła się na szczyt Białej Skały, siadając obok królowej Malki. Z podziwem spoglądała na Białą Ziemię i zachodzące słońce. 
- Ta ziemia jest ogromna.
- I dlatego musimy się o nią troszczyć. - odpowiedziała Malkia. - Twoja mama pochodziła z naszych stad, więc pewnie opowiadała ci o Kręgu Życia?
- Tak i o przodkach. - odpowiedziała pewnym głosem. 
- Za kilka dni moja matka, Kukaa, zaprowadzi cię do Białej Przystani. Chciała odwiedzić od razu swoją młodszą córkę. Do tego czasu zajmą się tobą nasze opiekunki, Hope i Kama. Będziesz też uczęszczać na zajęcia z innymi lwiątkami. Możemy tak zrobić? - zapytała, wpatrując się łagodnie z Savanę, która pokiwała głową, wdzięczna za wszystko, co zaoferowała jej Biała Ziemia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz