Żałoba po Kambie trwała długo. Zdawało się, że serca wielu lwów zostały złamane. Lwica została pochowana, a jej grób ciągle ktoś odwiedzał. Dzieci lwicy wspierały się i pocieszały w tym trudnym okresie. Każde z nich przeżywało jednak żałobę na własny sposób. Teo, Chaka i Maisha spędzali czas w swoim towarzystwie, podczas kiedy Zawadi skupiła się na obowiązkach doradczyni. Hope wolała spędzać czas ze swoimi córkami, natomiast przy boku Imani stale przesiadywał Akili albo Amara. Chociaż jasna lwica musiała dzielić swój czas również na partnera. Chaka również potrzebował pocieszenia ukochanej, a ona nie zamierzała zostawić go samego.
Wise uważała, że czas wcale nie leczy ran. Po prostu stają się mniej bolesne. Pamiętała Kambę jeszcze jako lwiątko, którym opiekowali się z przyjaciółmi po śmierci Nzuri. Wise słyszała plotki na swój temat, że wszystkich przeżyje. Były krzywdzące i wydawały się prawdziwe. Zbyt wiele lwów odchodziło na jej oczach. Starała się być silna, ale trudno trzymać głowę wysoko, kiedy umiera ktoś bliski. Taje i Nyeusi także pogrążyły się we wspomnieniach.
🦁🦁🦁
Malkia kichnęła, kiedy coś połaskotało ją w nos. Otworzyła jedno oko, wybudzona z poobiedniej drzemki. Nad nią pochylał się Kesho. Cofnął swój ogon, udając, że wcale jej nie łaskotał. Spiorunowała go wzrokiem, na co lew wywrócił oczami./
- Ile można spać?
- Dlaczego mnie budzisz? A tobie nie przeszkadzam, gdy chrapiesz na całą jaskinię. - oburzyła się księżniczka. Ostatnio dużo pomagała rodzicom i chociaż miała wsparcie sióstr i przyjaciół, czuła jak każda część jej ciała odmawia posłuszeństwa.
- Obiecałaś mi randkę, czyż nie?
- Mhm, ale to ja miałam ją zorganizować.
- Jeszcze będzie okazja. - mrugnął do niej psotnie.
Malkia uniosła brwi.
- Będzie?
- No nie bądź takim gburkiem, tylko chodź.
Ruszyła za Kesho, odwracając się tylko raz, żeby rzucić stęsknione spojrzenie podwyższeniu, na którym smacznie spała. Szli przez sawannę, łapa za łapą, praktycznie ocierając się o siebie. Zwolnili dopiero po dotarciu do skałek. Malkia oblizała pyszczek na widok oddalonej zwierzyny, bardzo chętna do wzięcia udziału w polowaniu. Domyśliła się jednak, że lew miał inne plany na ich wyjście.
- Ostatnio dużo pracowałaś. Przyda ci się trochę odpoczynku.
Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Ooo, jesteś słodki, jak się martwisz.
Kesho prychnął o sekundę za późno, żeby wzięła go na poważnie.
- Po prostu mam dość twojego marudzenia.
- Zależy ci na mnie. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Syn Mii wywrócił oczami, jednak usiadł obok niej bardzo blisko i było widać, że również cieszy się ze wspólnego wyjścia, które śmiało mogli nazwać randką. Malkia położyła się na grzbiecie, korzystając ze słońca ogrzewającego jej futro. Jego ciepłe promienie sprawiały jej wiele radości. Poczuła, jak Kesho przysunął się bliżej. Celowo nie otwierała oczu, chcąc sprawdzić, co się wydarzy. W odpowiedzi lew polizał ją w policzek, wywołując u księżniczki motylki w brzuchu.
- Witajcie zakochane ptaszki! Wujek Hakimu odwiedza rodzinę!
Wesoły głos należał do syna Imani i Ndoto. Hakimu opuścił Białą Ziemię, żeby podróżować wraz ze swoją partnerką Leą. Teraz oboje stali przed księżniczką i jej przyjacielem. Ich pyszczki błyszczały od uśmiechów, natomiast przy boku lwicy stały grzecznie dwa lwiątka.
- W takim razie zapraszam na Białą Skałę. - odpowiedziała uśmiechem księżniczka.
Kesho nachylił się do jej ucha. Teraz oboje stali, gotowi odprowadzić dawnych białoziemców, chociaż ci doskonale znali drogę.
- Czy zawsze ktoś musi psuć naszą randkę?
Malkia zaśmiała się, bo faktycznie ten komentarz był trafiony. Najpierw Agenti, teraz wujek Hakimu, jeśli tak dalej pójdzie to nakryje ich Mfalme lub Ni.
- Może nie jesteśmy sobie przeznaczeni? - rzuciła zaczepnie.
- Jeszcze się zdziwisz, księżniczko. - odpowiedział.
🦁🦁🦁
Hakimu od razu wpadł do jaskini na Białej Skale, żeby przywitać się w pierwszej kolejności z Imani. Lea w tym czasie podbiegła do swoich rodziców. Ze smutkiem i zaskoczeniem wysłuchała ich historii o tym, co działo się na Białej Ziemi pod ich nieobecność. Pierwszym pytaniem, jakie zadano parze było to o ich powrót. Odpowiedzieli zgodnie, że widzieli wiele ziem i nadal chcą odkrywać nowe. Uwielbiali podróżować razem. Imani objęła syna i wkrótce dołączył do nich Akili. Białoziemcy zebrali się w jaskini, chcąc wysłuchać opowieści o przygodach, jakie napotkali na swojej drodze Hakimu i Lea. Agenti również przywitała się z wujkiem i ciotką, którzy zaopiekowali się nią zaraz po tym, jak sama opuściła Białą Ziemię. Oczywiście ona wróciła na stałe.
W jaskini stada zrobiło się głośno od wielu rozmów. Każdy chciał coś powiedzieć, przekrzykiwali się i dyskutowali. Kiedy cała rodzina zdążyła się nacieszyć odwiedzinami, Hakimu i Lea nareszcie mogli zawołać dwójkę lwiątek, która wcześniej grzecznie siedziała przed jaskinią w oczekiwaniu, aż zrobi się mniej hałasu. Byli przyzwyczajeni do spokoju i małego grona. Całe swoje życie spędzili z rodzicami i chociaż widywali stada podczas wędrówek, musieli się oswajać z każdym nowym miejscem i licznym towarzystwem.
- Macie lwiątka! - westchnęła z zachwytem Lili.
- Przedstawicie się? - zaproponowała Lea.
Lewek pierwszy wystąpił do przodu i dumnie wystawił pierś.
- Jestem Haki*.
- Ja jestem Afiya**. - odezwała się nieśmiało lwiczka.
- Witamy w naszym stadzie. - Kisu skinął im głową na powitanie.
- Chodźcie, oprowadzimy was. - zaproponowała Maji. - Musicie koniecznie zobaczyć wodopój.
Lwiątka zgodziły się i zostawiły rodziców samych, podczas kiedy grupa nastoletnich przyjaciół, zaczęła ich prowadzić przez sawannę w stronę wodopoju. Wema wesoło dyskutowała o czymś z Maji i Cheką. Kama i Lia skupiały się głównie na swoim towarzystwie. Kesho i Malkia znowu delikatnie ze sobą flirtowali. To właśnie Vasanti najwięcej uwagi poświęciła dzieciom Hakimu, opowiadając im o Białej Ziemi i korzeniach. Daha i Milele zorientowali się dość późno, że grupa zdążyła ich wyprzedzić.
- Chcesz ich dogonić? - mruknął, zerkając na nią kątem oka.
- Nie, wolę pospacerować. Wodopój nam nie ucieknie. Widziałam go wiele razy i zawsze był na miejscu.
Lew parsknął krótko z rozbawienia. Docenił jej mały żarcik pod koniec.
- Więc może sama zacznij podróżować?
- Dobrze mi na Białej Ziemi. - odpowiedziała. Odwzajemniła jego spojrzenie. - A ty jak się trzymasz po tym, jak Malkia i Kesho otwarcie ze sobą romansują?
- A jak mam się czuć? - zmarszczył brwi.
Milele wzruszyła ramionami.
- Powinno być ci przykro, skoro tyle się o nią starałeś.
Daha prychnął i wzniósł oczy do nieba.
- Czasami to nie wystarczy, żeby zdobyć kogoś serce. Wiesz co usłyszałem od matki, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy od czasu wygnania? Zapytała mnie, czy zdołałem poderwać Malkię i utorować sobie drogę do tronu. Czuję się jakbym powstał tylko dlatego, żeby zrobić ze mnie króla.
- Giza ma dziwne poglądy, ale jestem pewna, że cię kocha.
Daha westchnął. Milele zastanawiała się, czy wierzy w jej słowa.
- Powinieneś z nią porozmawiać.
- Mhm, tak zrobię.
- Wow, ten wodopój jest wielki!
Przerwał im pisk lwiczki, która wskoczyła do wody jeszcze przed bratem. Lewek ją szybko dogonił i zaczął ochlapywać.
- Kiedy tak patrzę na te lwiątka, to zastanawiam się, jak będą wyglądać moje. - odezwała się nieoczekiwanie Milele.
- Pewnie dużo po tobie odziedziczą.
- Możliwe. Przekonamy się.
Lwica ułożyła się, z daleka obserwując skupionych na rozmowach przyjaciół i bawiące się lwiątka. Siostry zerknęły na nią, upewniając się, że wszystko dobrze. Pomachała im ogonem, zanim skupiła swoje spojrzenie na synu Gizy. Daha położył się obok.
- Przyszłość będzie ciekawa.
- Na to właśnie liczę.
*sprawiedliwy
**zdrowie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz