Mfalme i Kukaa końcówkę swoich rządów mieli zapamiętać jako najbardziej intensywny czas. Nawet przygotowania do odzyskania Białej Ziemi, kiedy większość białoziemców przebywała na wygnaniu, nie mogła równać się z tym, czego doświadczyli po powrocie. Król i królowa musieli do samego końca zadbać o mieszkańców królestwa, pilnować Kręgu Życia, zadbać o chorujące zwierzęta i o ziemię, żeby znów mogła być pokryta miękką trawą. Mogli liczyć na wsparcie stada i swoich doradców, ale do większości rzeczy i tak musieli podchodzić sami.
Zaza, która od samego początku istnienia Białej Ziemi, patrolowała i składała kolejnym władcom długie, szczegółowe raporty, mogła nareszcie przejść na emeryturę. Pożegnało ją całe stado, zdając sobie sprawę, że zasłużyła na odpoczynek. Dla Zazy praca majordamusa była całym życiem i trudno przyszło jej się z tym rozstać. Sama jednak zauważyła, że skrzydła odmawiają jej posłuszeństwa i męczyła się zbyt długim lataniem. Kukaa zapewniła ją jednak, że zawsze będzie mile widziana na Białej Skale. Była honorowym członkiem stada i rodziny. Następcą Zazy, czyli nowym majordamusem Białej Ziemi, został Teke. Ptak obdarzony również niebieskimi piórami. Był dobrym obserwatorem i lubił dużo mówić podczas raportów, ale zachowywał się przy tym sztywno. Dało się zauważyć, że jest bardziej poważny i uważny na swoje słowa. Był jeszcze młody, dzięki czemu długo będzie mógł służyć Białej Ziemi.
Idia, Teo i Hope też potrzebowali wyznaczyć swoich. Dla Hope wybór okazał się oczywisty i wyznaczyła na stanowisko Kame. Adoptowana córka zgodziła się chętnie. Od dawna marzyła, żeby pomagać lwiątkom, które z jakiś powodów nie mogą znajdować się pod opieką rodziców. Była łagodna, odpowiedzialna i znała dużo opowieści. Od teraz Hope i Kama miały opiekować się najmłodszym pokoleniem białoziemców.
Malkia odwróciła się, posyłając od razu lekki uśmiech swojej siostrze. Maji wpatrywała się w nią ze swojego posłania na podwyższeniu.
Maji zachichotała, obserwując jak obie siostry gromią się spojrzeniami. Ich mała rywalizacja była czymś codziennym, ale równocześnie wszystkie wiedziały, że skoczą za sobą w ogień. Tak już było w ich rodzeństwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz