sobota, 17 sierpnia 2024

Rozdział 206

Mfalme i Kukaa końcówkę swoich rządów mieli zapamiętać jako najbardziej intensywny czas. Nawet przygotowania do odzyskania Białej Ziemi, kiedy większość białoziemców przebywała na wygnaniu, nie mogła równać się z tym, czego doświadczyli po powrocie. Król i królowa musieli do samego końca zadbać o mieszkańców królestwa, pilnować Kręgu Życia, zadbać o chorujące zwierzęta i o ziemię, żeby znów mogła być pokryta miękką trawą. Mogli liczyć na wsparcie stada i swoich doradców, ale do większości rzeczy i tak musieli podchodzić sami.
Zaza, która od samego początku istnienia Białej Ziemi, patrolowała i składała kolejnym władcom długie, szczegółowe raporty, mogła nareszcie przejść na emeryturę. Pożegnało ją całe stado, zdając sobie sprawę, że zasłużyła na odpoczynek. Dla Zazy praca majordamusa była całym życiem i trudno przyszło jej się z tym rozstać. Sama jednak zauważyła, że skrzydła odmawiają jej posłuszeństwa i męczyła się zbyt długim lataniem. Kukaa zapewniła ją jednak, że zawsze będzie mile widziana na Białej Skale. Była honorowym członkiem stada i rodziny. Następcą Zazy, czyli nowym majordamusem Białej Ziemi, został Teke. Ptak obdarzony również niebieskimi piórami. Był dobrym obserwatorem i lubił dużo mówić podczas raportów, ale zachowywał się przy tym sztywno. Dało się zauważyć, że jest bardziej poważny i uważny na swoje słowa. Był jeszcze młody, dzięki czemu długo będzie mógł służyć Białej Ziemi.

To nie był koniec wyznaczania następców.
Idia, Teo i Hope też potrzebowali wyznaczyć swoich. Dla Hope wybór okazał się oczywisty i wyznaczyła na stanowisko Kame. Adoptowana córka zgodziła się chętnie. Od dawna marzyła, żeby pomagać lwiątkom, które z jakiś powodów nie mogą znajdować się pod opieką rodziców. Była łagodna, odpowiedzialna i znała dużo opowieści. Od teraz Hope i Kama miały opiekować się najmłodszym pokoleniem białoziemców. 
Idia i Teo jeszcze długo zamierzali pozostać na stanowisku, ale zawsze należało zachować ostrożność.  Dlatego Teo wyznaczył na przyszłego następcę Hodari'ego i osobiście zamierzał podjąć się szkolenia lwa. Syn Lajli od dawna trenował jako lew walczący i poczuł ogromny zaszczyt. Dodatkowo Kilio, jego partnerka, zajmowała przecież stanowisko głównej lwicy walczącej, co dodawało tej parze i tym samym ich córce, dodatkowego zaszczytu. 
Lia została wybrana przez Idię, chociaż lwica długo się wahała. Idia wiedziała jednak, że ma czas wyszkolić córkę Hope i że młoda lwica jest pełna szacunku do Kręgu Życia. 
A przecież o to właśnie chodziło. 
- Zestresowana przed najważniejszym dniem w swoim życiu?
Malkia odwróciła się, posyłając od razu lekki uśmiech swojej siostrze. Maji wpatrywała się w nią ze swojego posłania na podwyższeniu.
- To aż tak widać?
- Niecodziennie zostaje się królową. - odpowiedziała.
- Zawsze możesz oddać tron mnie, nie obrażę się. - Milele trąciła Malkię w bok. Mrugnęła do niej psotnie, zanim odskoczyła przed łapą lwicy. Malkia wywróciła oczami z rozbawienia, ale i lekkiej irytacji.
- Twoją propozycję już przemyślałam i odpowiedź nadal brzmi "nie", siostrzyczko. 
Maji zachichotała, obserwując jak obie siostry gromią się spojrzeniami. Ich mała rywalizacja była czymś codziennym, ale równocześnie wszystkie wiedziały, że skoczą za sobą w ogień. Tak już było w ich rodzeństwie. 
- A ty nadal nie gotowa? - zapytała Agenti, przekraczając próg jaskini.
- Oczekujesz, że wplotę pióra w futro, żeby wyglądać jak Teke? - prychnęła Malkia, ponownie przysiadając. Po chwili zmieniła zdanie i jednak wstała, żeby nerwowym krokiem przejść się po jaskini. - Chcę żeby dzisiaj wszystko było idealnie. 
- Będzie, zobaczysz. Zapamiętasz swoją ceremonię. - Agenti posłała siostrze pokrzepiające spojrzenie. - Byłam u Kesho, ale on lepiej kryje emocje. Niezłego sobie partnera wybrałaś. - zaśmiała się. 
Malkia zatrzymała się, żeby na nią spojrzeć.
- Zanim go wybrałam na przyszłego króla, upewniłam się, że sobie poradzi. 
Historia wejścia w partnerstwo Malkii i Kesho była zabawna. Spotykali się dłuższy czas, a kiedy osiągnęli wiek młodych dorosłych, lew zapytał lwicę o wejście w związek. Ta jednak odmówiła. Następnego dnia sama zapytała go o to samo, upewniając się, że wie na czym stoi. Bycie z nią w partnerstwie oznaczało także częściowe rządzenie królestwem. Kesho obiecał, że będzie ją kochał i wspierał, nawet jeśli czasami będą skakać sobie do gardeł. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz