sobota, 31 sierpnia 2024

Historia lwa Sagi #2 Liderem być

Oboje odwrócili się na dźwięk głosu, dla Sagi bardzo znajomego. Lewek otworzył szerzej oczy widząc górującą nad sobą sylwetkę ojca. Za nim dostrzegł Sarabi i Furahę, wpatrujących się w niego uważnie. Król Mwana przystąpił krok do przodu, zakrywając syna swoimi tylnymi łapami.
- Kim jesteś i skąd pochodzisz? - zapytał nieznajomego lwiątka.
Lwiczka otrzepała futro z piasku, chcąc wyglądać bardziej dojrzale przy kimś, kto wydawał się mieć władzę nad ziemią na której się znalazła. Odchrząknęła. Saga dopiero teraz mógł usłyszeć, że jej głos jest zachrypnięty i to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że musiała być bardzo zmęczona.
- Nazywam się Luna i pochodzę z gwiezdnego stada.
- Gwiezdne stado? Pierwsze słyszę. Nie istnieje żadna Gwieździsta Ziemia. Ostatnia Ziemia Gwiazd została przydzielona do Białej Ziemi, stając się Białą Przystanią i to wieki temu, jeszcze za czasów królowej Wise. - prychnął lew. Saga otworzył szerzej oczy, doceniając wiedzę ojca.
- Moje stado nie ma żadnego terenu. Wędrujemy tam, gdzie prowadzą nas gwiazdy. - oburzyła się lwiczka. - No przynajmniej kiedyś tak było. Odłączyłam się od stada, żeby szukać ojca. Mama mówiła, że mieszkał na Białej Ziemi.
- A gdzie jest twoja matka? - do rozmowy wtrąciła się Sarabi.

- Mama odeszła z Kręgu Życia. Przez krótki czas opiekowała się mną nasza zielarka. W moim stadzie jest tak, że jeśli nie ma się opiekuna, to trudno jest podróżować na dłuższe dystanse. W nocy się przemieszczamy, a za dnia odsypiamy i polujemy. - odpowiedziała. 
- A więc twoje stado jest w okolicy? - dopytał król, a kiedy otrzymał niepewne skinienie głowy od lwiczki, spojrzał na swoją partnerkę. - Jutro wyśle patrole, trzeba będzie ich przepędzić. Tak na wszelki wypadek, lepiej żeby nie podkradali nam zwierzyny. Natomiast co do ciebie. - ponownie spojrzał na lwiątko. - Skoro twój ojciec pochodzi z Białej Ziemi, to pewnie znasz jego imię?
Luna potwierdziła i podała imię, a król uznał, że zaprowadzi ją z samego rana do jej ojca. Jeśli ten się zgodzi, będzie mogła zostać w stadzie. Była mała i potrzebowała opieki. Sarabi zmartwiła się, że jest zmęczona i zaproponowała, że może ją zanieść na Białą Skałę, ale Luna odmówiła. 
- A co do ciebie. - Mwana spojrzał na młodszego syna. - Miałeś szczęście, że byliśmy w okolicy i usłyszeliśmy nawoływania twojego brata. W ramach szlabanu zamiast włóczyć się po sawannie, będziesz musiał opowiedzieć Lunie wszystko o naszym królestwie, jego zasadach i terenach. Natomiast ty Furaho dołączysz do mnie jutro na porannym słuchaniu raportu. Rozumiecie?
- Tak, ojcze. - potwierdził Furaha.
- Saga, chodź, wracamy. - Sarabi uśmiechnęła się lekko do syna.
Rodzina zaczęła się kierować w kierunku Białej Skały. Saga specjalnie szedł na tyłach, żeby móc porozmawiać z nową koleżanką i być może przyszłą członkinią stada.
- A więc nazywasz się Saga. Oryginalne imię. - stwierdziła Luna.
- Przepraszam, że uznałem, że spadłaś z gwiazd. 
- Trochę w tym racji miałeś. Z tego zmęczenia potykałam się przez większość drogi. Gdybym ciebie nie poznała, to pewnie dopiero popołudniu trafiłabym na Białą Ziemię. - odpowiedziała.
Saga położył się na podwyższeniu koło rodziców i musiał przyznać, że ledwo zamknął oczy, a tu już trzeba było wstawać. Luna okazała się wielkim śpiochem i było mu szkoda ją budzić. Wiedział jednak, że mają sporo do nadrobienia. Opowiedział jej historię Białej Ziemi. Luna znała Krąg Życia i szybko się uczyła, więc po śniadaniu mogli wybrać się nad wodopój. Tam przedstawił koleżankę swoim przyjaciołom. Od razu złapała dobry kontakt z Paką. Polubiła też zabawę w chowanego, bo dzięki wędrówką miała dobry wzrok i uwielbiała obserwować otoczenie. 
Musiała wrócić na Białą Skałę przed wieczorem, żeby spotkać się ze swoim ojcem. Mówiła Sadze, że bardzo się stresuje tym spotkaniem, ale zależało jej na poznaniu rodzica. Saga zaoferował, że będzie jej towarzyszył i tak oboje stanęli przed jaskinią stada. Król Mwana wyszedł z niej wraz z ciemnozłotym lwem o zielonych oczach. Był nim Kilio, główny lew polujący. Po wyrazie jego pyska było jasne, że już zna całą historię. Wpatrywał się w Lunę intensywnym wzrokiem. 
- Jesteś podobna do swojej matki. - uznał. - Lola była wspaniałą lwicą. To bardzo przykre, że ten świat opuścił ktoś o tak dobrym sercu.
- Mam oczy po babci. - odpowiedziała Luna, unosząc wyżej pyszczek. - Dlaczego nas porzuciłeś?
- Spotkałem twoją mamę podczas jej samotnej wędrówki. Jej matka, a twoja babcia, już należała do waszego wędrownego stada, ale Lola chciała sama odkryć swoje przeznaczenie. Nadal pamiętam, że poznaliśmy się podczas jednego z moich polowań i szybko się w sobie zakochaliśmy. Mieliśmy jednak inne plany na życie, ja chciałem zostać głównym lwem polującym, a twoja matka wolała wrócić do podróżowania. Nie wiedziałem, że spodziewa się lwiątka. Wtedy pewnie postąpiłbym inaczej. Przepraszam cię, Luno.
Luna warknęła pod nosem. Nawet jeśli lew nie wiedział o jej istnieniu, to zrobiło jej się przykro. Nie była nawet pewna, co chciała od niego usłyszeć. Wpatrywała się w jego oczy bijące szczerością i dobrocią, jakby faktycznie uznał ją za swoją córkę.
- Chciałbym nadrobić ten stracony czas. - dodał Kilio.
- Więc ustalone, możesz zostać w stadzie. - dodał Mwana w pośpiechu. Od razu ruszył do zejścia ze skały, bo dla niego sprawa została załatwiona. 
Kilio niepewnie wpatrywał się w córkę, która z kolei zdawała się wrogo nastawiona. Ostatecznie udało mu się ją przytulić, a Luna nie odepchnęła lwa. Saga zostawił ich samych, żeby porozmawiali. Później tego wieczora lwiczka zdradziła mu, że to spotkanie było potrzebne im obu i że chce dać lwu szansę, bo jest jej jedyną rodziną. Saga jeszcze bardziej docenił wtedy fakt, że jego rodzice od zawsze byli przy nim, podobnie jak brat.
- Jesteś jedynym białym lwem w stadzie?
- Taki się urodziłem, ale wszyscy uważają to za błogosławieństwo od przodków. - odpowiedział z uśmiechem. - Przez to czuję się wyjątkowy.
Przez kolejne tygodnie Luna oswajała się ze stadem. Nawet zaczęło jej się podobać na Białej Ziemi. Kilio spędzał z nią dużo czasu. Luna i Saga zostali przyjaciółmi i razem z pozostałymi lwiątkami stworzyli dobrze zgraną paczkę. Bawili się w najróżniejsze zabawy i każdy w stadzie zdążył się nauczyć, że tam gdzie Saga, tam jego towarzysze i odwrotnie.
- Ale nuuuda. - ziewnęła Kijani. - Powinniśmy zrobić coś ciekawego.
- Coś proponujesz? - zapytała Bila, podnosząc głowę, którą wcześniej trzymała na łapkach. 
Słońce ogrzewało ich futra nieznośne swoimi promieniami. Większość członków stada wybrała się dzisiaj nad wodopój lub skałki, więc spragnione zabawy lwiątka musiały przenieść się w jakieś ustronne miejsce. Padło na jaskinię, gdzie odbywały się narady białoziemców. Teraz była jednak pusta, ale i zbyt nudna na jakąś zabawę.
- Może Miejsce Płomieni? 
- W taki dzień lepiej uważać, Kijani. - odpowiedział Paka. 
- A co ty możesz wiedzieć. - wywróciła oczami pomarańczowa lwiczka.
- W Skalnym Zakątku jest zagajnik przypominający dżunglę. Wujek Bundi o tym wspominał. Może tam się wybierzemy? - zaproponował Saga.
Pomysł białego lewka spodobał się wszystkim, zwłaszcza miłośnikom historii o dżungli. Znajdowała się zbyt daleko od ich królestwa i nawet Luna nigdy nie widziała jej na własne oczy. Świadomość, że znajdą się w miejscu, które chociaż trochę było podobne, sądząc po opowieściach dorosłych, zapowiadało się jako ekscytująca przygoda.
Wyruszyli od razu, zanim ktoś z dorosłych lwów zechciały poszukać lwiątek. Musieli przemieszczać się szybko, więc urządzili zabawę w wyścig, który oczywiście wygrała Bila. Przekroczyli granicę ze Skalnym Zakątkiem. Sarabi mówiła Sadze, że może tutaj przychodzić, bo jest to ich prowincja i może się tam czuć bezpiecznie. Odkryli, że tutaj też mieszkają białoziemcy i że teren jest pełny zwierzyny. Dotarcie do zagajnika zajęło im sporo czasu, musieli przejść praktycznie przez cały teren, jednak było warto. Słońce przestało tak ogrzewać i powoli przygotowywało się na nadejście nocy. Saga z podekscytowaniem rozglądał się wokół, podobnie jak jego towarzysze. Urządzili sobie tutaj tajną bazę. Podzielili się na strażników i intruzów. Zabawa tak ich pochłonęła, że dopiero po czasie zdali sobie sprawę z tego, że są obserwowani. 
- Król Mwana jest tak zajęty, że nawet nie umie upilnować swojego lwiątka? Wielka szkoda. 
Przerwali zabawę na tajemniczy głos, który dobiegał z zarośli. Zerknęli w tamtym kierunku, a Saga instynktownie wysunął pazurki. Zauważyli jasnego lwa. Jedno jego oko było zielone, drugie ślepe i rozdarte przez bliznę. Wpatrywał się w lwiątka z kamiennym wyrazem pyska. Nie wyglądał na kogoś z kim warto się zaprzyjaźnić. Saga cofnął się, natomiast Luna zaczęła rozglądać za kimś, kto mógłby im w razie potrzeby pomóc. 
- Ależ nie musicie się mnie obawiać, drogie lwiątka. Nie przeszedłem was skrzywdzić, mam swój honor. - uśmiechnął się sztucznie. - Możecie odejść. Zostawcie mi tylko waszego przyjaciela. Moje stado ma sprawę do króla Mwany, ale ciężko zdobyć jego zgodę. - wywrócił oczami. - Cóż, jestem pewien, że przyjmie propozycję spotkania, kiedy dowie się, że książę Saga postanowił ze mną posiedzieć. 
Saga otworzył szerzej oczy.
- Em, przekaże tacie, że chce się pan z nim zobaczyć.
- My już pójdziemy. - dodała Wema, wycofując się. W ślad za nią poszły pozostałe lwiątka. 
Lew obserwował ich przez chwilę, zanim z jego gardła wydobyło się warczenie.
- To nie była propozycja, książę. Zostaniesz ze mną żywy lub martwy!
- Jeśli mnie skrzywdzisz, tata ci tego nie daruje. - dodał Saga. Wiedział, że w razie problemu zawsze mógł liczyć na pomoc ojca. 
Lew warknął ponownie, groźnie zbliżając się do nich. Był niebezpieczny i Saga zawahał się, czy faktycznie jeśli z nim zostanie, jeszcze kiedykolwiek wróci do domu. Kijani i Upendo warczeli na lwa, podczas kiedy Paka i Wema zaryzykowali wzywaniem pomocy, Bila rozglądała się za drogą ucieczki. Saga nie mógł oderwać wzroku od lwa, który przybliżał się coraz bardziej, oblizując zraniony pysk. 
- Twój ojciec odebrał mi wzrok. Powinien za to przeprosić mnie i moje stado. Prawda, stado? - lew odwrócił się w stronę sterty kamieni. - Zawsze się ze mną zgadzają! 
Lwiątka zerknęły na siebie porozumiewawczo. Ten lew był szaleńcem. Saga obawiał się coraz bardziej. Spojrzał na swoich przyjaciół.
- Zostanę z nim. To jedyny sposób, żebyście zdążyli uciec. 
- On cię zabije, Saga! - wykrzyczała Kijani. - Jesteśmy przyjaciółmi, nie zostawimy cię.
- Cicho bądźcie i za mną! - krzyknęła Luna.
Posłuchali jej i wkrótce wbiegli za lwiczką do dziury w ziemi. Musiała ją dostrzec w trakcie rozmowy z tym dziwnym lwem. Wspomniany pognał za nimi. Mignęła im jego wielka łapa, którą starał się ich dosięgnąć, rzucając pod nosem przekleństwa. 
- Długo tutaj nie wytrzymamy, jest nas za dużo. - mruknęła Wema.
- A nikt ze stada nie wie, że tu jesteśmy. - westchnął Paka.
Saga uznał, że mieli rację i należało coś zrobić. Że on musi coś zrobić. Poczuł w sobie ukrytą siłę, która wypchnęła go z kryjówki, chociaż przyjaciele chcieli go powstrzymać. Obcy lew odsunął się, jakby zdziwiony błyskiem w oczach księcia. Biały lewek cofnął jedną łapę do tyłu, wpatrując się wrogo w szalonego lwa. Zaryczał, ale nie jak lwiątko wołające matkę. Był to potężny ryk, który odepchnął wroga powiewem silniejszym od wiatru. Nad głową księcia chmury zamieniły się w lwie głowy, ryczące razem z nim. Na ramieniu Sagi pojawił się znak, który później miał stać się symbolem Lwiej Gwardii. Saga otworzył oczy, orientując się, co właśnie zrobił. 
- Uciekamy! - usłyszał głos Luny. Lwiczka popchnęła go, wybudzając z transu w jaki wpadł. Przyjaciele pognali w stronę Białej Ziemi, gdzie już czekało zaalarmowane stado.
Lwom walczącym udało się pojmać nieznajomego. Krzyczał jakieś wyzwiska, kiwając się jak w transie. Król później wyznał, że był jednym z intruzów, który chciał dołączyć do stada, ale nie miał czystych zamiarów, więc musiał go przepędzić siłą. 
Saga wtulał się w futro Sarabi, kiedy siedzieli w baobabie, czekając na zakończenie badania jego przyjaciół. Wszyscy byli zdrowi, ale w szoku. Mti spojrzał na rodziców księcia, kręcąc głową.
- Przodkowie byli bardzo łaskawi. Od bardzo dawna nie urodził się lew obdarzony darem ryku przodków. Ostatnim znanym była liderka Lwiej Gwardii Nafasi. 
- Brat mojego ojca Taje popadł w szaleństwo z powodu braku ryku przodków. Ojciec musiał odebrać mu życie, bo był niebezpieczny dla królestwa. - potwierdził Mwana.
- To prawda, król Moto wykazał się wielką odwagą. Widocznie teraz dar powrócił i to w odpowiednim momencie. Saga jest drugim w kolejności narodzin, a więc to jemu przypadło założyć Lwią Gwardię.
- Lwią Gwardię? - Saga spojrzał na szamana niezrozumiałym wzrokiem.
- To grupa, której obowiązkiem jest opiekować się Białą Ziemią i dbać o Krąg Życia. W jej skład wchodzi najsilniejszy, najodważniejszy, najszybszy i ten o najlepszym wzroku, oraz oczywiście lider obdarzony zwykle rykiem tak potężnym, że jest błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. I ty posiadasz ten dar, książę.
- Należy zawsze być wiernym przeznaczeniu. Powinieneś synu założyć swoją Lwią Gwardię. - wtrącił się król Mwana. 
- Ale czy to nie będzie za wcześnie? - oburzyła się królowa Sarabi. - Przecież to jeszcze lwiątko.
Mti poczuł się w obowiązku, żeby opowiedzieć historie wszystkich Lwich Gwardii, które służyły Białej Ziemi. Saga słuchał tego jak zaczarowany, godząc się z tym, że został wybrańcem. Decyzja o założeniu własnej wydała się oczywista.
Lwia Gwardia Sagi zaczęła działaś już następnego dnia, podejmując się misji rozwiązania konfliktu pomiędzy stadem antylop i zebr. Tutaj pomocna okazała się szybkość Bali, która od teraz pełniła rolę najszybszej w Lwiej Gwardii. Pomogła również najodważniejsza Kijani. Drugą misją była pomoc stadu słoni w przedostaniu się przez rzekę. Saga szybko opanował ryk przodków, a Luna jako ta z najlepszym wzrokiem, zawsze stała u jego boku. Upendo jako najsilniejszy okazał się bardzo pomocny podczas trzeciej misji, kiedy należało przegonić krokodyla od wodopoju. Na barkach strażników widniał znak gwardii. Z czasem podejmowali się nawet przeganiania intruzów, a ich misje zdawały się coraz trudniejsze. Wzrosła jednak współpraca między nimi. Saga okazał się stworzony do roli lidera. Stado myślało, że jego przeznaczenie zaczęło się spełniać, ale ono dopiero się kształtowało. 
- Pierwszy ryk od wielu pokoleń. Jestem z ciebie taka dumna, Sago. - Maji wpatrywała się we wnuka z uśmiechem. Jej pysk był pełen siwych włosków i lekko pomarszczony, ale nadal widać było, że jest piękna. - I świetnie sobie radzisz.
- Tak, bardzo lubię prowadzić Lwią Gwardię. Wszystkie udane misje sprawiają, że czuję satysfakcję. - odpowiedział Saga, odwzajemniając uśmiech babci. 
- Ale pewnie zdarzają się też takie, które nie zawsze wam wychodzą. 
- To prawda. - westchnął Saga. - Taka już cena bycia lwiątkami.
- Kiedyś dorośniecie i cała Biała Ziemia będzie dzięki wam bezpieczna. Może nawet twój ojciec trochę zwolni tempa? - dawna królowa polizała Sagę po czubku głowy, na co lewek zareagował rozbawionym śmiechem.
Starsza lwica miała rację. Saga i jego przyjaciele wkrótce stali się nastolatkami. Biała grzywa księcia zdążyła urosnąć, chociaż daleko jej było do majestatycznej ojca. Doszło im więcej obowiązków związanym z Lwią Gwardią, ale też więcej udanych misji. Przyjaciele odbyli swoje pierwsze polowanie i pierwszy trening walki. 
Furaha i Mwana coraz rzadziej bywali na Białej Ziemi z uwagi na delegacje do innych królestw. Saga musiał więcej pomagać Sarabi, a dzięki pomocy Lwiej Gwardii było to łatwiejsze. 
- Nasza ziemia ma trwały sojusz z Lwią Ziemią, Tęczową Krainą i Nową Ziemią. Na wszystkich mam członków rodziny. - zwrócił się do Luny, kiedy oboje leżeli na czubku Białej Skały. Chciał pokazać nastolatce widok królestwa z góry i akurat trafili na moment wschodzącego słońca. Przed nimi rozpościerał się widok zapierający wdech w piersiach.
Luna obserwowała go lekko śpiącym wzrokiem, nadal będąc nocnym markiem niż rannym ptaszkiem. Odkąd wkroczyła w wiek nastoletni, wymykała się z jaskini, żeby oglądać gwiazdy z którymi nadal łączyła ją niesamowita więź. 
- Myślisz, że ojciec cię tam kiedyś zabierze?
- Nie wiem, czy bym chciał. Dobrze się czuję na Białej Ziemi. Z tego, co słyszałem to królowa Nowej Ziemi Dhahabu i król Tęczowej Krainy Imani, należą raczej do sztywniaków i bardzo skupiają się na swoich ziemiach.
- Chyba tak jak powinien każdy władca.
- To prawda, ale tata ma czasami wrażenie, jakby wszyscy zapominali, że wywodzimy się od jednego przodka. - wzruszył ramionami nastolatek. 
- A czy to nie Wema mówiła, że jej wujek jest królem Rajskiej Ziemi? - dopytała czarna lwiczka.
- Tak, ale ma z nim słaby kontakt. Może się to zmieni, jak będzie dorosła i będzie mogła odwiedzić Rajską Ziemię. Podobno chce. - odpowiedział biały lew. 
- Przestań wtrącać się w moje życie! 
Oboje odwrócili się na dźwięk podniesionego głosu. Furaha wbiegł do jaskini stada, poruszając ze złości ogonem. Za nim podążył równie zirytowany Mwana. Sarabi podbiegła do partnera.
- Co się stało? Mieliście być na Ptasiej Ziemi.
- Mieliśmy, ale Zizi powiadomiła mnie, że jest problem ze stadem bawołów i potrzebna interwencja króla. 
- Saga i jego Lwia Gwardia mogliby to załatwić. 
- To dzieciaki. Jak coś ma być zrobione dobrze, muszę to zrobić sam. - uparł się król. - Powiedziałem naszemu synowi, że musimy zawrócić, a Furaha uparł się, że pójdzie sam. Sam! Uważa się za nie wiadomo jak dorosłego!
- Słyszałem to! - warknął z jaskini głos starszego księcia. 
Saga i Luna rzucili sobie szybkie spojrzenia. Oboje opuścili Białą Skałę, świadomi rozwijającej się kłótni pomiędzy członkami królewskiej rodziny. 
- Jeśli kiedyś założę rodzinę, mam nadzieję, że nie będę tak zapracowany jak mój ojciec. - wyznał nieoczekiwanie Saga.
Luna spojrzała na niego granatowymi oczami. Zawsze miał wtedy wrażenie, że patrzy w ciemne niebo na którym powoli pojawiają się gwiazdy. Pomyślał, że kiedyś zabierze Lunę właśnie na taką obserwację, z daleka od spojrzeń białoziemców.
- Saga ty będziesz najlepszym ojcem na świecie. Bardziej obawiałabym się, że będziesz zbyt nadopiekuńczy. - wywróciła oczami. - Pozycja lidera Lwiej Gwardii nic nie zmieni. Każdą rolę da się pogodzić z obowiązkami rodzica. 
- Dzięki, Luna.
- A jeśli chodzi o szukanie partnerki, to lepiej zacznij już się rozglądać. Zaraz wszystkie lwice będą zajęte. 
Luna nawiązała do związku ich przyjaciół. Upendo i Bila pierwsi ogłosili swoje partnerstwo. Kijani była zachwycona tym faktem. Paka i Wema również się w sobie zakochali. Nastoletnia miłość była piękna zwłaszcza wtedy, kiedy mogła przerodzić się w coś dłuższego.

Następnego dnia Lwia Gwardia wzięła udział w kolejnej misji należącej do tych trudniejszych. Rozwiązanie problemu hien i krokodyli zajęło im większość dnia. Postanowili sami upolować dla siebie obiad. Już wkrótce opychali się świeżą antylopą. Była świeża i smaczna. Saga oblizał pysk zadowolony z posiłku.
- Proponuję szybki patrol w okolicach wodospadu. Moglibyśmy.... 
- Lwia Gwardia! Jak dobrze, że jesteście! Trzeba powiadomić króla! - jeden z członków stada podbiegł do nich. Przerażenie widniało w jego ciemnych oczach.
Podnieśli się zaalarmowani. 
- Co się stało, Nyumba? - zapytał Saga.
- Książę Furaha on.... 
Lew miotał się w swoich słowach przez łzy gromadzące się w jego oczach. Upendo zadał mu konkretne pytania, dzięki czemu dowiedzieli się informacji, która na zawsze miała odmienić życie królewskiej rodziny. Furaha został znaleziony ranny na granicy z pustynią przez jeden z patroli. Od razu zabrali go do baobabu na leczenie do Mti. Saga nie potrzebował więcej informacji. Polecił Bili pobiec na Białą Skałę i powiadomić władców, a sam zaczął biec w stronę baobabu szamana.
Wpadł do środka niczym błyskawica, rozglądając się po wnętrzu w poszukiwaniu rannego brata. Furaha zniknął przed śniadaniem, jednak wszyscy obstawiali, że jest ze swoimi przyjaciółmi i partnerką. Co on robił blisko pustyni?
- Furaha! 
Saga przycupnął przy rannym lwie. Jego futro było ubrudzone krwią i straciło swój blask. Furaha zawsze dbał o bycie czystym i zadbanym. Mti co jakiś czas podkładał świeży opatrunek. Wyglądał na zestresowanego, a to był zły znak. Saga zastanawiał się, czy brat wiedział o jego obecności, kiedy starszy książę otworzył jedno oko, wpatrując się w niego świadomie.
- Chciałem udowodnić ojcu.... że umiem o siebie.... zadbać. - wycharczał. 
- Oszczędzaj siły, Furaha! - upomniał go Mti, zajęty leczeniem następcy tronu.
- Rodzice zaraz tutaj będą. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz! - zawołał Saga, czując gromadzące się w oczach łzy. Nigdy nie sądził, że jego brat, którego uważał za bohatera, znajdzie się w ciężkim stanie w baobabie szamana. Domyślił się, że sam chciał wyruszyć na Ptasią Ziemię, którą dzień wcześniej ojciec musiał odwołać. 
- Zaatakowało go stado obcych lwów. - Saga odwrócił się, dostrzegając w baobabie obecność jeszcze kogoś. Brązowa lwica będąca przyjaciółką i partnerką Furahy, wpatrywała się w jego brata ledwo widzącym wzrokiem. Oczy straciły żółty blask, będąc teraz czerwone od płaczu. - Trójka. Mówili, że to nie teren Furahy, a kiedy się przyznał, że jest księciem.... zaatakowali go. 
- Byłaś z nim, Mto? - zapytał szybko Saga.
- Chciałam go powstrzymać przed samotną wyprawą bez króla i strażników. Ale Furaha nie chciał słuchać. Kiedy przybył patrol, od razu zabraliśmy go do baobabu. - załkała. - Co z nim będzie, Mti?
Szaman nie odpowiedział, więc lwica zawyła głośniej z żalu. Saga poczuł na swojej łapie delikatny dotyk, więc od razu spojrzał na brata. 
- Przepraszam. - wyszeptał Furaha.
Saga chciał zapytać za co go przeprasza, ale wtedy serce następcy tronu zaczęło zwalniać. Mti kazał im się odsunąć, starał się ratować życie księcia, jednak rany były zbyt głębokie. Bok Furahy przestał się unosić w rytm oddechu. Książę odszedł do swoich przodków, kończąc swoją wędrówkę w Kręgu Życia. 
- NIE!!!! - gardło zabolało Sagę od krzyku, który wyrwał mu się w następnej sekundzie. Przypadł do boku brata, zalewając się łzami. Szaman starał się uspokoić Mto, która czuła wyrzuty sumienia, że nie mogła pomóc partnerowi. Krzyczała, że Furaha kazał jej uciekać, ale ona nie chciała go zostawić. Chciała, żeby przeżył i razem z nią założył rodzinę. A teraz jej serce rozpadło się na wiele kawałków. 
Saga oderwał się od ciała brata dopiero, kiedy przybyli rodzice. To szaman powiedział im o śmierci syna. Saga siedział w kącie baobabu, wpatrując się we własne łapy, walcząc z kolejnymi łzami. Słuchał bicia swojego serca, podczas kiedy brat Mto próbował ją pocieszyć. Luna tuliła się do boku białego lwa, chcąc zapewnić mu oparcie w najgorszej chwili jego życia. Bo jak miał sobie wyobrazić świat z którego został zabrany Furaha? 

Spis postaci:
Pierwszoplanowi:
Saga (mielić) - główny bohater opowieści, młodszy książę Białej Ziemi i lider Lwiej Gwardii (nastolatek o białym futrze i takiej samej grzywie, niebieskich oczach i czarnym nosie)
Mwana (syn) - obecny król Białej Ziemi (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie, białym pysku i brzuchu, a także niebieskich oczach) 
Sarabi (miraż) - obecna królowa Białej Ziemi (brązowa lwica o zielonych oczach)
Furaha (zabawa) - następca tronu i starszy brat Sagi (pomarańczowy nastoletni lew o brązowej grzywie i zielonych oczach)
Luna (księżyc) - przyjaciółka Sagi, pochodząca z gwiezdnego stada, córka Kilio, najlepszy wzrok w Lwiej Gwardii (czarna lwica z szarymi elementami, różowym nosem i granatowymi oczami w których odbijają się gwiazdy)
Upendo (miłość) - przyjaciel Sagi, brat Paki i Kijani, partner Bili, najsilniejszy w Lwiej Gwardii (pomarańczowy nastolatek o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Kijani (zielony) - przyjaciółka Sagi, siostra Upendo i Paki, najodważniejsza w Lwiej Gwardii (pomarańczowa lwica o zielonych oczach)
Bila (bez) - przyjaciółka Sagi i partnerka Upendo, najszybsza w Lwiej Gwardii (beżowa lwica o brązowych oczach)
Paka (kot) - przyjaciel Sagi, brat Upendo i Kijani oraz partner Wemy (pomarańczowy nastoletni lew o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Wema (życzliwość) - przyjaciółka Sagi i partnerka Paki (brązowa nastolatka o niebieskich oczach)
Drugoplanowi: 
Maji (woda) - babcia od strony ojca, dawna królowa (szaro-biała lwica o niebieskich oczach)
Kilio (płacz) - główny lew polujący i jeden z członków rady białoziemców, ojciec Luny (ciemnozłoty lew o zielonych oczach)
Zizi - majordamuska (ma niebiesko-fioletowe pióra)
Mti (drzewo) - szaman (ciemnoszary mandryl)
Nyumba (dom) - lew walczący, często biorący udział w patrolach (lew o jasnym futrze i ciemnych oczach)
Mto (rzeka) - lwica polująca, partnerka i przyjaciółka Furahy (brązowa lwica o żółtych oczach)
Wazimu (obłąkany) - wróg i intruz, który chciał zabić Sagę (jasny lew, którego jedno oko jest zielone, a drugie ślepe i rozdarte przez bliznę)

Historia lwa Sagi #1 Księciem być

💗 Historia lwicy Wise dobiegła końca. Udało się to zrobić tak, jak zaplanowałam, czyli przed zakończeniem wakacji. Zanim pojawi się ogłoszenie o oficjalnym końcu, chciałabym przedstawić wam historię potomka Wise. O tym lwie mówiła przepowiednia z epilogu. Sagę wymyśliłam kilka lat temu, jeszcze w trakcie aktywnego pisania. Zawsze mieliście go poznać dopiero po zakończeniu bloga o Wise. Saga miał być bohaterem własnego bloga, drugim głównym męskim (pierwszym jest Kifo). Historia Sagi otrzyma szansę na zaprezentowanie tutaj, jako taki specjał. Opowiadanie podzieliłam na części, więc jeśli macie ochotę, zachęcam do przeczytania. Pomocna będzie zakładka "Władcy Białej Ziemi"💗

Członkowie stada niecierpliwie oczekiwali na narodziny kolejnego potomka władców. Król Mwana i królowa Sarabi zdecydowali się powiększyć swoją małą rodzinę. Przez całą ciążę brązowa lwica była traktowana tak delikatnie, jakby była jajkiem. Partner oszczędził jej nawet słuchania raportów. Majordamuska Zizi przyjęła tą wiadomość z niezadowoleniem, twierdząc, że jej głos z pewnością zadziałałby kojąco. Lubiła królową Sarabi, zawsze otrzymywała od niej podziękowanie za wykonaną pracę. Król Mwana nigdy nie miał czasu na rozmowę z majordamuską o czymś innym niż raport. Był wiecznie zapracowany i rzadko bywał na Białej Skale. Odkąd zasiadł na tronie, wszędzie było go pełno, a każdy obowiązek wykonywał starannie. Był dobrym królem, dbającym o Białą Ziemię jak o najcenniejszy skarb. Oprócz raportów, patroli i rozwiązywania problemów królestwa, aktywnie udzielał się w radzie białoziemców i odwiedzał szkołę dla lwiątek. 
Pewnie miałby problem ze znalezieniem partnerki, gdyby nie umowa zawarta z Lwią Ziemią. Dwa najpotężniejsze królestwa weszły w sojusz dzięki małżeństwu króla Białej Ziemi z księżniczką Lwiej Ziemi. Sarabi była drugą córką tamtejszych władców. Mwana i Sarabi wspierali się i dbali o siebie, ale nie byli w sobie zakochani. 
- Jak tam przyszła mamusia? - radosny głos pomarańczowej lwicy przerwał ciszę panującą w jaskini. Sarabi podniosła zaspany wzrok na siostrę partnera. Kimbia uśmiechnęła się do niej szeroko, jak to miała w zwyczaju. - Nie mogę się doczekać, aż zdradzicie imię dla waszej córeczki.... albo synka. A może urodzi się ich więcej niż jedno? To byłoby świetne!
- Kimbia, pół tonu ciszej, Sarabi właśnie drzemała. - spokojny głos Maji zwrócił uwagę obu lwic. 
- Kiedy jestem taka podekscytowana, poród już niedługo. 
- Jak to możliwe, że główna lwica polująca nie potrafi zachować cierpliwości? - do jaskini weszła czarna lwica z białą plamką na nosie. Rzucała dłuższe spojrzenie dawnej księżniczce. 
- Sarabi nie jest antylopą czy zebrą, którą trzeba złapać. - odpowiedziała Kimbia. 
- Myślę, że ona teraz potrzebuje spokoju. - czarna lwica zerknęła w stronę królowej. - Chyba, że jesteś głodna, Sarabi?
Królowa wywróciła oczami.
- Przecież jadłam śniadanie. Ushauri zamiast się martwić, opowiedz mi lepiej, czy wszystko dobrze na granicy z królestwem?
Doradczyni westchnęła. Jej obowiązkiem było informować królową o wszystkich sprawach związanych z Białą Ziemią. Była nie tylko jej prawą łapą, ale również przyjaciółką. Odkąd Sarabi zamieszkała na Białej Ziemi, zawsze mogły na siebie liczyć. Czasami raporty składał także Bundi, ale on był akurat doradcą i bratem króla, za którym wiecznie musiał biegać albo go szukać. 
- Tak. Ostatnio coraz mniej intruzów kręci się w okolicach. Lwy i lwice walczące skutecznie ich przeganiają podczas patroli. Szczególna zasługa dla Vity i Taje za ich wyszkolenie. 
Sarabi kiwnęła głową i otworzyła pysk, chcąc zapytać o coś jeszcze, kiedy nagle poczuła ból. Syknęła, łapiąc się za brzuch. Oddychała ciężko. Wiedziała, że to już i że zaraz pozna swoje lwiątko. Kimbia od razu pobiegła po szamana, a najstarsza lwica w stadzie Maji opuściła jaskinię, chcąc powiadomić swojego syna. Ushauri została przy przyjaciółce, cały czas ją uspokajając. 
Obecnym szamanem był mandryl Mti. Zdobył szacunek białoziemców i królowa poczuła się bezpiecznie z myślą, że to właśnie on odbierze jej drugi poród. Na początek zadał kilka pytań, na które odpowiedziała krzywiąc się z bólu. O dziwo sam poród przebiegł całkiem szybko, chociaż boleśnie. Doświadczenie szamana i jego spokój były tutaj kluczowe. 
- Dziękuję. - wyszeptała z wdzięcznością Sarabi, kiedy w łapach trzymała swoje lwiątko. 
- Zawsze służę pomocą i gratuluję zdrowego syna. - odpowiedział mandryl. Ukłonił się obu lwicom, zanim opuścił jaskinię stada. 
Ushauri zrobiła to samo dopiero w momencie, kiedy do środka wszedł król. Mwana od razu usiadł przy partnerce, obdarzając ją krótkim spojrzeniem, zanim zapatrzył się w ich lwiątko. Znowu doczekali tylko jednego w miocie i ponownie został ojcem samczyka. 
- Cieszysz się? Jest zdrowy i silny, będzie dumą dla naszego królestwa. - Sarabi wpatrywała się ostrożnie w partnera, wiedząc doskonale, co zwróciło jego uwagę.
- Ma białe futro.
- To wielkie szczęście dla Białej Ziemi. Od dawna czekają na potomka krwi królewskiej obdarzonego białym futrem. - wyrecytowała niemal na jednym oddechu królowa.
Mwana był pomarańczowym lwem o takiej samej grzywie, czarnym nosie, niebieskich oczach, a jedyną upragnioną bielą był jego pysk i brzuch. Od kilku pokoleń w królewskiej rodzinie nie narodził się potomek obdarzony białym futrem. Stado obstawiało, że teraz także takiego nie doczekają, skoro królowa była ciemną brązową lwicą o pięknych zielonych oczach. Teraz życie okazało się dla nich zaskakująco łaskawe. 
- Tak, nasze stado będzie zadowolone. - odparł i odchrząknął. - Ja oczywiście też jestem. 
Mwana nie był dobry w okazywaniu uczuć, ale i tak doceniła, że przerwał pracę, żeby być przy narodzinach ich lwiątka. Sarabi przeniosła na synka spojrzenie pełne miłości. Był idealny. Nie mogła się doczekać aż pozna jego charakter. 
- Jak go nazwiemy? - zapytała. 
- Myślę, że ty powinnaś go nazwać. Ja nazwałem naszego pierworodnego. A właśnie, trzeba mu przedstawić brata. 
Sarabi kiwnęła głową z uśmiechem. Król wyszedł tylko po to, żeby wrócić do jaskini z pomarańczowym lwiątkiem o brązowej grzywce i zielonych oczach. Lwica specjalnie wzięła w łapy białego lewka, żeby książę mógł mu się lepiej przyjrzeć. 
- Furaha, to jest twój brat. - przedstawił Mwana. 
Furaha przyjrzał się lwiątku z uśmiechem. 
- Wow, fajnie mieć brata. Nauczę go jak uciekać przed zebrami. - stwierdził z zadowoleniem. - A jak się nazywa?
Sarabi poczuła na sobie spojrzenie męża, jeszcze zanim polizała białe lwiątko w czubek głowy. Później z uśmiechem spojrzała na Furahę. 
- Saga. 

Książę Saga został szybko przedstawiony stadu. Białoziemcy byli nim zachwyceni, a opiekunka lwiątek Siri od razu zaoferowała, że będzie się nim często zajmować. Furaha oburzył się wtedy, że jako starszy brat nie spuści go z oczu. 
Następnego dnia odbyła się ceremonia, w której Mti podniósł lwiątko, stojąc na czubku Białej Skały, prezentując go zadowolonym zwierzętom. Futro młodszego księcia było niczym dar od przodków. Bundi i Kimbia od razu pogratulowali swojemu starszemu bratu kolejnego potomka, a wiadomość o jego narodzinach dotarła nawet do dziadków na Lwiej Ziemi.
Czas mijał i książę Saga poznawał coraz więcej świata. Był ulubieńcem członków stada i często można go było zobaczyć w objęciach jakiejś lwicy. Uwielbiał słuchać opowieści o przodkach i spędzać dni na zabawie lub drzemce przy boku matki. Największy wzór widział w swoim starszym bracie. Często chodził za Furahą, namawiając go do wspólnej zabawy. Czasami mu się udawało. A kiedy starszy książę chciał pobyć sam, uciekał z Białej Skały prosto nad wodopój. Opowiadał Sadze, że tam zawsze są lwiątka spragnione zabawy. Saga bardzo zainteresował się tym tematem i nawet udało mu się ubłagać Sarabi, żeby go tam zabrała. Niestety musiał spędzić ten czas w jej łapach, zamiast bawić się z bratem i jego przyjaciółmi.
- Jeszcze urośniesz i wtedy będziesz się bawił na terenie całej Białej Ziemi. - pocieszała go Sarabi, kiedy leżeli w jaskini odpoczywając po kolacji. Myła białe futro syna, podczas kiedy wspomniany bawił się kamyczkiem. 
- A dusa jest Biała Siemia? - wyseplenił Saga.
- Ogromna. Właściwie posiada jeden z największych terenów. Mamy trzy prowincje: Białą Przystań, Skalny Zakątek i Miejsce Płomieni. Dawniej Skalny Zakątek nazywał się Miejscem Skał, ale odkąd zamieszkały tam zwierzęta i część członków naszego stada, zmieniła się nazwa. Stało się to jeszcze za panowania królowej Simby. 
Z czasem Saga poznał historię królestwa i swoich przodków. Było ich tak wielu, że gdyby nie dobra pamięć, pewnie musiałby ich imiona powtarzać kilka razy dziennie. Opłaciło się jednak, bo zapracowany zwykle ojciec, zgodził się go zapoznać z terenami Białej Ziemi. Obudził się go samego rana, zachęcając do wdrapania się na szczyt Białej Skały, z którego rozciągał się widok na całe królestwo opromienione w blasku słońca. 
- To wszystko nasze królestwo, Biała Ziemia. Składa się z wielu miejsc, gdzie szczególnie ważny jest baobab naszego szamana, skałki i wodopój. Furaha z pewnością zapozna cię z tymi miejscami, kiedy będziesz mógł sam opuszczać Białą Skałę. Nasze prowincje to.... 
- Skalny Zakątek, Biała Przystań i Miejsce Płomieni! - zawołał od razu Saga, jednak zamiast gratulacji za swoją pamięć, oberwał surowym spojrzeniem ojca.
- Nie przerywa się dorosłym, kiedy coś opowiadają, a zwłaszcza królowi. - upomniał go. - Jak pewnie zdajesz sobie sprawę, każda prowincja znajduje się pod opieką jakiegoś lwa. Biała Przystań ma największą liczbę opiekunów, ale też jest najbardziej rozwinięta, ma swoją grupę strażników i szkółkę. W naszej radzie ma swojego przedstawiciela. W Skalnym Zakątku mieszkają głównie zwierzęta do upolowania, ale też przeniosło się tam kilku członków naszego stada, kiedy mieliśmy problem z pomieszczeniem się w dwóch jaskiniach. W Miejscu Płomieni też mieszka kilka zwierząt, odkąd przestały wybuchać tak często pożary, ale nadal należy mieć się na baczności. W przypadku intruzów, należy ich szybko przegonić. Nadążasz, synu?
- Tak, tato. - odpowiedział od razu książę i powstrzymał ziewnięcie. Tak dużo wiedzy na raz to nawet dla niego zbyt wiele. Nie chciał jednak ponownie przerywać ojcu i pokazać się jako dziecinne lwiątko. Chciał być taki jak Furaha, a skoro ten znosił tyle lekcji, to i on da radę. Oczywiście Saga nie będzie się uczył takiej wiedzy jak jego starszy brat, ponieważ to Furaha był następcą tronu. Saga miał być tylko księciem i nikim więcej, chyba że brat wybierze go na doradcę. 
- Czas panowania każdego króla jest jak słońce - wschodzi i zachodzi. Kiedy czas mojego panowania zajdzie, wzejdzie dla twojego brata jako następnego króla. Oboje musicie opiekować się Białą Ziemią i dbać o Krąg Życia. - widząc spojrzenie lewka, dodał. - Wszystko żyje ze sobą w doskonałej harmonii, jako książę musisz nauczyć się szanować każde zwierzę, od mrówki po antylopę. 
- Ale antylopy się zjada. - Saga zmrużył oczy uznając, że tata nie wie tak prostej rzeczy, a podobno jest takim mądrym królem.
- Kiedyś po śmierci wyrośnie na nas trawa, którą jedzą antylopy. Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia. A kiedy odchodzi z niego władca, staje się jedną z gwiazd. To właśnie z gwiazd patrzą na nas wszystkie wielkie lwy z przeszłości. No to na dzisiaj koniec zajęć, wracaj do matki.
- A ty gdzie pójdziesz, tato? Jeszcze nie było śniadania. - zdziwił się Saga.
- Ja mam królewskie obowiązki do wykonania. Jak coś ma być zrobione dobrze, to musisz zająć się tym sam. - odpowiedział król, zmierzając do zejścia z Białej Skały. Zizi już leciała za nim, gotowa złożyć raport. Saga westchnął, udając się do jaskini. Mwana był wiecznie zapracowany i mało go widywał. Pocieszenie znalazł w łapach matki. Od razu dała mu jego porcję antylopy, a Saga pamiętając lekcję o kręgu życia, wcześniej w myślach podziękował za posiłek. Zjadł go ze smakiem, przez świeże i soczyste mięso. 
- Jeśli chcesz, Saga, to możesz dzisiaj iść z bratem nad wodopój. Jesteś wystarczająco duży, synku. 
- Naprawdę mogę? - pisnął radośnie, wpatrując się w matkę wielkimi oczami. 
Sarabi zaśmiała się z rozbawieniem. 
- Oczywiście. Muszę załatwić kilka królewskich spraw związanych z radą białoziemców. Nad wodopojem będzie Siri, gdybyś potrzebował pomocy dorosłego.
- Nie będę potrzebować, dzięki mamo! - liznął królową w policzek, zeskakując z podwyższenia i omijając przebywające w jaskini lwy. 
- Dokąd się tak spieszysz, Saga? - zapytał Kilio, będący głównym lwem polującym i jednym z członków rady na spotkanie z którymi zmierzała królowa Sarabi.
- Pierwszy raz idę sam nad wodopój! - oznajmił, nawet nie zatrzymując się przed lwem, tylko zbiegając po schodkach prosto na sawannę. Miał już ruszyć dalej, kiedy ktoś zagrodził mu drogę. Saga wydał z siebie oburzone "ej!" ale natychmiast się uspokoił na widok brata. - Furaha! Mama pozwoliła mi iść pierwszy raz nad wodopój! Będziemy się razem bawić cały dzień.
Furaha nie skomentował jego entuzjazmu. Wkrótce Saga miał iść do szkoły dla lwiątek i cieszył się z tego, że będą widywać się jeszcze częściej. Szedł za swoim bratem w stronę wodopoju, starając się nie rozglądać po sawannie zdobionej niekiedy przez białe kwiaty. Chciał zachowywać się tak dorośle jak starszy brat. Szybko jednak to minęło na widok lwiątek bawiących się przy wodopoju. 
- Cześć! Jestem Saga! Miło mi poznać. Zaprzyjaźnimy się? Chcecie się razem pobawić? - zalał trójkę lewków i jedną lwiczkę pytaniami. Nowi towarzysze spojrzeli na siebie zdezorientowani. 
- Um, sorki, mały, ale jesteśmy już umówieni na wyścig. - wyjaśnił czarny lewek.
- Ale pewnie zaraz pojawi się więcej lwiątek, cierpliwości. - dodał brązowy lewek. 
- No i znajdziesz jakiegoś rówieśnika. - poparła swojego brata brązowa lwiczka.
Ostatni lewek był pomarańczowy, tak jak jak Furaha. Oboje spojrzeli na siebie z iskrami w oczach. 
- Siri będzie miała na ciebie oko, ja muszę lecieć. Do później, bracie. - Furaha machnął ogonem na pożegnanie, a później ze swoimi przyjaciółmi skierował się w tylko im znaną stronę.
Saga początkowo chciał za nimi pobiec, ale powstrzymała go Siri, zachęcając do tego, żeby trochę pomoczył łapy w wodzie. Przebywanie nad wodopojem szybko znudziło się Sadze. Nie tak wyobrażał sobie swoje pierwsze samodzielne wyjście. 
- Może opowiem ci jakąś historię? - zaproponowała Siri.
- Nie, dziękuję. Ja to chyba już wrócę na Białą Skałę. - westchnął Saga.
- Już? Ale tak długo czekałeś, żeby pobawić się nad wodopojem. - szara lwica spojrzała na niego z troską, przez co trochę go zirytowała. Nie jego wina, że nie ma tutaj innych lwiątek. 
Saga już miał oznajmić, że na Białej Skale będzie ciekawiej niż tutaj, kiedy dobiegła go wesoła rozmowa. Spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegając nadciągające lwiątka. Opiekunka lwiątek odetchnęła z ulgą, odprowadzając wzrokiem księcia. Biały lewek zatrzymał się przed nowymi towarzyszami z uśmiechem. 
- Cześć, możemy się razem pobawić?
Chociaż jego głos brzmiał radośnie, trochę obawiał się kolejnego odrzucenia. Chciał mieć grupę przyjaciół, tak jak Furaha. Wspólne przeżywanie przygód byłoby ciekawsze. Nieznajome lwiątka spojrzały w jego kierunku. 
- A w co chcesz się pobawić? - zapytała beżowa lwiczka o brązowych oczach.
- Berek? Chowanego? Wyścig? - dopytała pomarańczowa lwiczka.
- To może wszystko na raz? - podsunął Saga, wywołując zadowolenie u lwiątek. 
Od razu się sobie przedstawili. Dowiedział się, że beżowa lwiczka nazywa się Bila i uwielbia zabawę w wyścigi, była z nich najszybsza. Pomarańczowa lwiczka nazywała się Kijani. Miała intensywne zielone oczy, takie same jak jej bracia. Dwa pomarańczowe lewki o czerwonych grzywach wyróżniały się tylko charakterem. Starszy z braci Kijani nazywał się Upendo i uwielbiał rywalizację. Od razu zaproponował zapasy. Młodszy z braci o imieniu Paka, był bardziej wycofany i nieśmiały, jednak przyjaźnie nastawiony do Sagi. Ostatnią wśród poznanych lwiątek okazała się brązowa lwiczka o niebieskich oczach, z którą od razu Saga złapał dobry kontakt. Była mądra i cierpliwa, chętna do każdej zabawy. Przedstawiła się jako Wema. Wszystkie lwiątka zgodnie stwierdziły, że będą się spotykać nad wodopojem, żeby mieć pewność, że pobawią się we wszystkie najfajniejsze zabawy. Saga uwielbiał w swoich towarzyszach to, że nie widzieli w nim tylko księcia, ale również kogoś, z kim mogliby złapać wspólny język. Pomocnym okazało się to, że urodził się jako drugi. 
- I naprawdę nie widzisz się w roli króla? - zapytała Wema, kiedy odpoczywali po zabawie w berka. Saga spojrzał na nią niebieskimi oczami. 
- Nie chciałbym być wiecznie zapracowany jak tata albo czuć na sobie presję jak Furaha. Wolę poświęcić ten czas na zabawę.
- Mówisz i masz! - zawołał Upendo, wskakując na lewka i rozpoczynając zapasy.
W ciągu następnych dni Saga bardzo zaprzyjaźnił się z piątką lwiątek. Wspólnie poznawali tajemnice Białej Ziemi. Najczęściej bawili się nad wodopojem lub na skałkach, ale zdarzało im się także bawić na sawannie, łące albo blisko baobabu. Najbardziej lubił bawić się w berka, chowanego i o dziwo królestwa, gdzie najczęściej wcielał się w rolę lwa polującego. Ciocia Kimbia zapewniała go, że gdy będzie starszy, nauczy go polować na góralki. Sarabi smuciła się, że wkrótce nie będzie wcale widywać Sagi na Białej Skale, ale równocześnie cieszyła się, że znalazł sobie przyjaciół. Wspólnie z nimi zaczął uczęszczać do szkoły dla lwiątek, chociaż i tak większość dni spędzali na zabawach. Książę spędzał też czas z członkami stada, słuchając ich historii i opowiadając własne. Beztroskie życie Sagi nabierało rozwoju. Zaczęła mu rosnąć także biała grzywka. 
- Saga!
Białe lwiątko przerwało zabawę ogonem Taje, kiedy usłyszał głos brata. Podziękował za zabawę, podbiegając do starszego księcia. Oboje byli po kolacji i Saga był pewien, że zaraz Sarabi każe im położyć się spać. 
- Gdzie mama? - zapytał nie dostrzegając na podwyższeniu żadnego z rodziców.
- Mieli ważną sprawę do załatwienia na granicy, a ja akurat muszę iść do baobabu załatwić coś z Mti. Chodź ze mną, ucieszy się z wizyty dwóch książąt. 
Saga pokiwał głową z podekscytowaniem. Mti był szamanem Białej Ziemi, mądrym, doświadczonym i szanowanym. Saga nie pamiętał ich pierwszego spotkania, więc tym bardziej się ucieszył, kiedy oboje skierowali się w stronę baobabu. Mti powitał ich uśmiechem i od razu zaczął pokazać rysunki na ścianach swojej lecznicy. Saga wielkimi oczami śledził dzieje ich przodków, rozpoznając tylko pojedyncze lwy, w tym obrazek rodziców, brata i swój. Zmrużył oczy, dłużej przystając przy własnym obrazku. Podniósł pytające spojrzenie na Mti.
- Dlaczego jestem otoczony przez zieleń?
- To pnącza. Obrazek jest bardzo stary i farba zdążyła trochę wyblaknąć. - wyjaśnił Mti, wpatrując się w białego lwa o niebieskich oczach, którego wiele lat temu narysowała Matibabu, pierwsza medyczka Białej Ziemi. Słyszał o niej od swojego mentora, który z kolei słyszał od swojego. 
- Może Mti go odnowi. Patrz na mój, widać, że przyszły król. - Furaha wyprostował się dumnie, obserwując swój malunek. Spojrzał na brata. - Powinniśmy już wracać. Pewnie gwiazdy już dawno pojawiły się na niebie i.... 
- Patrz, Furaha, spadająca gwiazda!
Saga przerwał bratu, opierając się o niego łapkami i wielkimi oczami obserwując gwiazdę, która coraz szybciej spadała, a za nią następne. Mti stanął obok nich. Kiedy jedna z gwiazd zaczęła spadać coraz niżej, Saga błyskawicznie zszedł z baobabu.
- Chodźcie, zobaczymy, gdzie wyląduje! - zawołał naiwnie, jak przystało na lwiątko. Zaczął biec w tamtym kierunku, skąpany w blasku nocy. Furaha od razu pobiegł za nim, chcąc pilnować brata. Mama byłaby zła, gdyby Saga się zgubił pod jego opieką.
Mti został w baobabie, trzymając się drzewa i wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęli książęta. W uszach nadal słyszał wybuch i wiedział, że to nie gwiazda. Tam, gdzie poprowadziła Sagę, miał czekać na niego ktoś jeszcze. Gładził się po drobnej bródce. W myślach słyszał przepowiednie, którą szamani przekazywali sobie od pokoleń. Był pewien, że dotyczy Sagi, odkąd trzymał go w rękach podczas zaprezentowania królestwu nowego księcia. 
- Kiedy przeminie kilka pokoleń, pojawi się lew wyglądający jak początek. A jego imię pozna całe królestwo. Zanim gwiazdy upadną na ziemię, niech pozna swoje przeznaczenie. O Białą Ziemię się zatroszczy dzięki rykowi potężnemu, ale przede wszystkim dobremu sercu.
Saga biegł tak szybko na ile pozwalały mu łapki. Nie mógł zgubić tej konkretnej gwiazdy, chociaż z nieba zaczęły spadać kolejne. Za sobą słyszał odgłos łap brata, odbijających się od ziemi, kiedy starał się go dogonić. Coś krzyczał, że ma się zatrzymać, bo inaczej powie ojcu. 
Saga dobiegł do granicy, wbiegając i przeciskając się przez zarośla, żeby tylko dotrzeć do miejsca, gdzie mu się wydawało, że mogła spaść gwiazda. 
- Saga wychodź! - zawołał Furaha, próbując go znaleźć.
Młodszy z braci westchnął. Już miał dać za wygraną i wrócić z bratem na Białą Skałę, kiedy coś jęknęło niedaleko. Saga zmrużył ślepka, przedzierając się jeszcze kilka kroków, aż opuścił zarośla, znajdując się teraz na mniejszej sawannie. O głaz opierała się lwiczka. Jej futro było czarne i tylko w kilku miejscach zdobiły je szare elementy. Nos lwiczki był różowy, a oczy w pięknym granatowym kolorze. Zwróciła na niego zdezorientowane spojrzenie. W jej oczach widział małe gwiazdki, tak śliczne, że aż westchnął z zachwytem. 
- Będziesz się tak gapił, czy mi pomożesz? - zapytała.
- Tak, jasne, już. - Saga od razu do niej doskoczył i pomógł się podnieść. Lwiczka nie wyglądała na ranną, ale jej oczy zdradzały zmęczenie. - Kim jesteś? Czy spadłaś z nieba?
- Co? - od razu otworzyła szerzej oczy. - Skąd ty wziąłeś ten tekst?
- Twoje oczy wyglądają jak gwiazdy, a tam jedna spadła i ja za nią pobiegłem.... - próbował się wytłumaczyć, ale sam zaczynał rozumieć, jak głupio brzmiała jego odpowiedź. Westchnął pokonany. - To skąd jesteś? Nigdy cię tutaj nie widziałem. 
- Ja...  
- Saga! - ryknął kolejny głos.

Spis postaci:
Pierwszoplanowi:
Saga (mielić) - główny bohater opowieści, młodszy książę Białej Ziemi (białe futro, niebieskie oczy)
Mwana (syn) - obecny król Białej Ziemi (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie, białym pysku i brzuchu, a także niebieskich oczach) 
Sarabi (miraż) - obecna królowa Białej Ziemi (brązowa lwica o zielonych oczach)
Furaha (zabawa) - następca tronu i starszy brat Sagi (pomarańczowy lewek o brązowej małej grzywie i zielonych oczach)
Upendo (miłość) - przyjaciel Sagi, brat Paki i Kijani (pomarańczowy lewek o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Kijani (zielony) - przyjaciółka Sagi, siostra Upendo i Paki (pomarańczowa lwiczka o zielonych oczach)
Bila (bez) - przyjaciółka Sagi (beżowa lwiczka o brązowych oczach)
Paka (kot) - przyjaciel Sagi, brat Upendo i Kijani (pomarańczowy lewek o czerwonej grzywie i zielonych oczach) 
Wema (życzliwość) - przyjaciółka Sagi (brązowa lwiczka o niebieskich oczach)
Drugoplanowi: 
Maji (woda) - babcia od strony ojca, dawna królowa (szaro-biała lwica o niebieskich oczach)
Ushauri (rada) - doradczyni królowej i jej przyjaciółka (czarna lwica z białą plamką na nosie, ma zielone oczy)
Bundi (sowa) - doradca króla i jego brat (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie i zielonych oczach)
Kimbia (uciec) - siostra króla; główna lwica polująca (pomarańczowa lwica o zielonych oczach)
Vita (wojna) - główny lew walczący (beżowy lew o czerwonych oczach) 
Taje (tajemnica) - główna lwica walcząca (brązowa lwica o żółtych oczach) 
Kilio (płacz) - główny lew polujący i jeden z członków rady białoziemców (ciemnozłoty lew o zielonych oczach)
Siri (tajemnica) - opiekunka lwiątek (szara lwica o niebieskich oczach)
Zizi - majordamuska (ma niebiesko-fioletowe pióra) 
Mti (drzewo) - szaman (ciemnoszary mandryl)

piątek, 30 sierpnia 2024

Epilog

Lwia Gwardia zawsze pomagała mieszkańcom Białej Ziemi, a kiedy wkroczyli w nastoletni wiek, wszystkie misje wykonywali z sukcesem. Mia okazała się dobrą trenerką i bardzo wspierała młodych obrońców. Przyjaciele zbliżyli się do siebie, a znak Lwiej Gwardii na ich barkach lśnił niczym gwiazdy na nocnym niebie. Z czasem wszyscy odkryli swoich duchowych przewodników. U Hewy była Kamba, u Mrithi'ego - Msimu. Kuimbie pokazał się Nguvu, czyli najsilniejszy z Lwiej Gwardii Kiry. Surą opiekował się Ndoto, Mlinzi mogła liczyć na Jasiri'ego (swojego dziadka i najodważniejszego lwa) a Machozi na Jicho (tego o najlepszym wzroku).
Największym dokonaniem Lwiej Gwardii o którym należy wspomnieć, było pokonanie antagonistki. Kivulia przeprowadziła atak na białoziemców z pomocą wrogiego stada. Lwica zdążyła zabić Kiona, partnera Wise, jednak zanim skrzywdziła kogoś jeszcze, ryk przodków odepchnął ją z największą mocą, jaką widział ten świat. Należał do nastoletniej Nafasi. Lwia Gwardia pokonała zło i zapewniła wiele lat spokoju na Białej Ziemi i jej prowincjach.
Królowa Malkia i król Kesho nadal władali królestwem i z czasem zaczęli coraz więcej uczyć swojego najstarszego syna. Książę Hewa uwielbiał zdobywać wiedzę, więc radził sobie świetnie. Zawsze mógł też liczyć na wsparcie swojej partnerki. Kiedy on i Savana ogłosili swój związek, wszyscy członkowie stada im pogratulowali. Ich miłość pięknie się rozwijała. 
Słońce wschodziło dając początek nowemu życiu i zachodziło, zabierając z Kręgu Życia kolejnych mieszkańców. Nyeusi zmarła niedługo po pokonaniu Kivulii. Nawet w chwili śmierci była otoczona przez przyjaciół i rodzinę.
Matibabu również odeszła z Kręgu Życia. Wcześniej mianowała nastoletniego, a więc wciąż młodego Mrithi'ego na swoje miejsce. Lew został szamanem i medykiem. Przyjął na siebie wszystkie obowiązki oraz ostatnią przepowiednię wyszeptaną przez przodków. Matibabu przekazała mu ją przed śmiercią i nawet teraz, chociaż od śmierci medyczki minęło kilka dni, Mrithi wpatrywał się w ścianę z wizerunkiem. Zmrużył oczy w zamyśleniu. 
- Nad czym się zastanawiasz, bracie?
Hewa usiadł u jego boku, wcześniej kontrolnie rozglądać się po baobabie, w którym jego brat zamieszkał. Obecnie przebywała tutaj tylko ranna antylopa, natomiast ściany nadal zdobiły malowidła. Mrithi wpatrywał się szczególnie w jeden obrazek. Znajdował się na nim biały lew otoczony przez zielone pnącza. Był oddalony od wszystkich pozostałych. 
Mrithi zignorował pytanie brata. Wiedział, że przepowiednia musi na razie pozostać tajemnicą, przynajmniej dopóki on sam nie przekaże jej swojemu następcy.
Kiedy przeminie kilka pokoleń, pojawi się lew wyglądający jak początek. A jego imię pozna całe królestwo. Zanim gwiazdy upadną na ziemię, niech pozna swoje przeznaczenie. O Białą Ziemię się zatroszczy dzięki rykowi potężnemu, ale przede wszystkim dobremu sercu.
Posłał księciu uśmiech.
- Idziemy poszukać Nafasi? Może spędzimy ten dzień razem? Ostatni przed tym, jak kwiat Białej Ziemi zwiędnie. - podniósł się na równe łapy, zerkając jeszcze na antylopę, zanim skierował się do wyjścia.
Hewa dogonił go i ignorując brak odpowiedzi na swoje pytanie, zadał kolejne.
- Co to znaczy, że kwiat Białej Ziemi zwiędnie? Który kwiat?
Mrithi spojrzał na niego ostrożnie.
- Ten od którego wszystko się zaczęło. 
Oboje spojrzeli w kierunku Białej Skały. Dzisiejszy dzień był piękny i ciepły, więc większość członków stada zdecydowała się wybrać nad wodopój, wcześniej wykonując codzienne obowiązki. Pozostałe lwy udały się na spacer albo skałki. Na Białej Skale zostały tylko dwie lwice. Już od dawna były staruszkami o siwych pyszczkach. Łapy odmawiały im posłuszeństwa, szybciej się męczyły i przesypiały większość dni. Wise i Taje były ostatnimi żyjącymi założycielkami królestwa. Ich czas w Kręgu Życia dobiegał końca i zdawały sobie z tego sprawę. Obie spędzały więcej czasu ze swoimi rodzinami, chcąc się nacieszyć dziećmi i wnukami (również tymi pra). Wspominały z nostalgią swoją młodość. Ucieczkę z Tęczowej Krainy, trafienie pod opiekę Nzuri, założenie Białej Ziemi, założenie rodziny i wiele przygód, które wspólnie przeżywały ze swoimi bliskimi. Wspominały poznanych przyjaciół i dawnych wrogów. 
Czasami wpatrywały się w słońce, obserwując czy to już pora kolacji. Ich życie nabrało spokoju. Wise opierała głowę o ramię przyjaciółki, czując się coraz słabsza. To był moment w którym uświadomiła sobie, że to jej ostatni dzień na Białej Ziemi. Nadal jednak zamierzała czuwać nad swoimi pobratymcami, może kiedyś zostanie duchowym przewodnikiem. 
- Wise? - Taje zwróciła jej uwagę, więc biała lwica uniosła głowę, żeby na nią spojrzeć. - Czy odnalazłaś to, co w życiu najważniejsze?
Taje oparła głowę na swoich łapach i zamknęła oczy, ale Wise wiedziała, że jej słucha. Zamyśliła się tylko na minutę, zanim z uśmiechem zaczęła mówić. Znała odpowiedź na to pytanie.
- Widzę rodzinę, przyjaciół, stado i królestwo, Krąg Życia, bezpieczeństwo, tęsknota, smak miłości i wolności, wierność temu co uznajemy za słuszne. To życie było pełne niespodzianek, ale było dobre. A ty jakbyś odpowiedziała na to pytanie, Taje?
Spojrzała na przyjaciółkę tylko po to, żeby zobaczyć, że jej bok przestał się unosić w rytmie oddechu. Taje zapadła w wieczny sen, nareszcie mogąc spotkać się ze zmarłym ukochanym. W oczach Wise pojawiły się łzy. Wtuliła nos w futro przyjaciółki.
Słyszała kroki wracających na Białą Skałę i zaproszenie na kolację, ale pozostała na szczycie, czekając na zachodzące słońce. I kiedy ponownie uniosła wzrok, wpatrywała się w pomarańczowo-czerwone niebo. Wise uśmiechnęła się lekko na ten widok, czując w sercu dziwne uczucie tęsknoty i oczekiwania. Położyła się, obserwując Białą Ziemię powoli szykującą się do nocnego snu. Chłonęła ten widok, wszystkie dźwięki dobiegające z sawanny i jaskini stada. Zamknęła oczy, przygotowując się na zasłużony odpoczynek. 
Bo każda historia musi mieć swój koniec. Wise zmarła, pozostawiając Białą Ziemię w łapach lwów o dobrych i sprawiedliwych sercach. 

czwartek, 29 sierpnia 2024

Rozdział 230

Nastała krępująca cisza. Nafasi wpatrywała się w ciemnozłotą lwicę, która przedstawiła się jako Kira i do tego wyznała, że jest jej duchowym przewodnikiem. Ujawniła się w momencie, kiedy księżniczka bardzo potrzebowała dostać od kogoś radę. Wiadomość o tym, że ma na świecie przodka, który się nią zaopiekuje, była bardzo miła. Największą uwagę księżniczki zwrócił jednak fakt, kim tak naprawdę w historii Białej Ziemi była Kira. Nie można było przecież powiedzieć, że jest zwykłym członkiem stada.
- Ta Kira? - wreszcie udało jej się odezwać, chociaż jej głos zabrzmiał cicho. Kira ją jednak usłyszała i kiwnęła głową, chyba rozumiejąc jej zaskoczenie. Nafasi wiele słyszała o tej lwicy. Była księżniczką w czasach, kiedy panowali Nora i Kisu. - Jesteś liderką Lwiej Gwardii z rykiem? O wow, to zaszczyt cię poznać! To na pewno nie jest sen?
Kira zaśmiała się cicho.
- Zapewniam cię, że jestem tak prawdziwa jak słońce. Nie mamy dużo czasu, ale zależało mi, żeby z tobą porozmawiać. Tak, podczas swojego życia byłam liderką Lwiej Gwardii i prowadziłam wiele misji. Oczywiście nie sama, bo zawsze mogłam liczyć na pomoc moich przyjaciół. Tak jak ty możesz być pewna, że masz wsparcie w swoich. 
- Zawaliłam misję. 
- Dopiero się uczysz. Z czasem każda misja i rozwiązywanie problemów będzie ci przychodzić z większą łatwością. Zdarzają się zadania trudne, które potrzebują cierpliwości, ale zawsze jest warto pomóc mieszkańcom naszego królestwa. 
- Nie wiem, czy potrafię być liderką i mieć swoją Lwią Gwardię. Nie jestem jak ty. Lepiej poradziliby sobie, gdyby ktoś zajął moje miejsce. 
- Jesteś liderką, Nafasi, tylko to odrzucasz. Każda straż jest wyjątkowa i potrzebna. Najważniejsze w tym wszystkim jest przecież to, żeby umieć ze sobą współpracować i opiekować się Białą Ziemią. Zostałaś wybrana przez duchy przodków. Ty, nie żadna inna lwica czy lew. To twoje przeznaczenie. Tylko musisz nauczyć się je wypełniać.
- Jak mam to zrobić? - zapytała księżniczka.
- Na początek warto pokonać presję związaną z tą rolą. Zrozumieć cel Lwiej Gwardii.

Piosenka przerobiona z filmu "Pocahontas" - Kolorowy wiatr
Link: https://www.youtube.com/watch?v=UityBuZoXv0

Kira:
- Ty masz się za słabą liderkę
Lecz choć ziemię poznałaś
Zwiedziłaś wzdłuż i wszerz
I mądra jesteś tak
Że aż słów podziwu brak 
Dlaczego powiedz mi - tak mało wiesz?
Mało wiesz?
(Kira rzuciła Nafasi krótkie spojrzenie, zanim się odwróciła i zaczęła odchodzić. Nafasi podążyła za duchową przewodniczką. Obie wkraczają na budzącą się do życia sawannę.)
Na sawannie gdy rozglądasz się wędrując 
Chcesz wszystko kontrolować, nawet głaz
(Kira wskazuje na mały głaz ogonem.)
A ja wiem, że ten głaz ma także duszę 
Imię ma i zaklęty w sobie czas.
(Kira przewraca kamień i obie obserwują żyjące pod nim robaki.)
Ty myślisz, że są silni tylko duzi
Których dzieciństwo przeminęło dawno już
(Kira wskazuje na stado zebr. Nafasi oblizuje pyszczek i wygląda jakby chciała zapolować, jednak powstrzymuje ją lwica. Nafasi podąża za Kirą.)
Lecz jeśli pójdziesz tropem mojej gwardii
Dowiesz się największych prawd, najświętszych prawd
(Obie obserwują jak do dorosłej zebry podbiega jej młode.)
Czy wiesz, czemu zebra ważna w kręgu życia?
I czemu lew tak zęby szczerzy rad?
Czy powtórzysz te melodie, co od nas płyną
Barwy, które kolorowy niesie wiatr 
Barwy, które kolorowy niesie wiatr
Pobiegnij za mną przez sawannę całą (Biegną przez sawannę.)
Spróbujmy jagód w pełne słońca dni (Kładą się pod krzewem z małymi owocami.)
Zanurzmy się w tych skarbach niezmierzonych (Skaczą po kamieniach, żeby dostać się przez rzekę.)
I choć raz o ich cenach nie mów mi (Kira z rozbawieniem ochlapuje Nafasi wodą.)
(Znowu znajdują się na środku sawanny, na Białej Ziemi.)
Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem (Kira wykonuje ruch ogonem i Nafasi wydaje się, że widzi deszcz i strumień.)
A każde z żywych stworzeń to mój druh (Nafasi podnosi na łapie małego robaczka, na co Kira reaguje uśmiechem. Nafasi go odwzajemnia.)
Jesteśmy połączonym z sobą światem
(Na ramieniu Nafasi pojawia się znak Lwiej Gwardii i zaczyna świecić, podobnie jak ten na boku Kiry.)
A natura ten krąg życia wprawia w ruch
Do chmur każde drzewo się pnie 
(Nafasi i Kira stoją przed wielkim drzewem, na którego gałęziach ptaki mają gniazdo.)
Skąd to wiedzieć masz, skoro omijasz je?
To nie tobie ptak się zwierza w księżycową noc 
Lecz lwom różnych ziem i wszelkich wiar 
Chłonącym te melodie, co od nas płyną 
Barwy, które kolorowy niesie wiatr 
(Wiatr muska pyszczek Nafasi i otacza ją kolorowymi, małymi liści. Księżniczka obserwuje, jak są niesione z wiatrem w stronę baobabu.)
Możesz zdobyć świat, lecz to będzie tylko świat 
Tylko świat!
(Kira zatrzymuje się przed Nafasi i unosi delikatnie jej pyszczek swoją łapą.)
Nie barwy, które strażnik zna. 

Kira odsunęła się, dając czas Nafasi do zebrania myśli. Księżniczka dostrzegła Białą Skałę na horyzoncie. Jej serce nadal biło z emocji.
- Teraz rozumiem. - czuła się silniejsza i pewniejsza swojej roli. Musiała się dużo nauczyć, a jak popełni błąd to musi się podnieść z jeszcze większą motywacją. Lwia Gwardia stworzona z jej przyjaciół i jej jako liderki, musiała służyć Białej Ziemi, a szczególnie utrzymaniu porządku kręgu życia. To było zbyt ważne zadanie, żeby z niego rezygnować. 
- Dziękuję. 
- Powodzenia, Nafasi. Twoja droga jako strażniczki dopiero się rozpoczyna i coś mi mówi, że będzie piękna. - powiedziała Kira z uśmiechem, zanim całkowicie zniknęła. 
Nafasi westchnęła, żałując, że musiały się pożegnać. Wiedziała, że Kira będzie nad nią czuwać, ta krótka interakcja z matką Agenti pozwoliła jej wiele zrozumieć. 
Nafasi rzuciła się biegiem w kierunku Białej Skały, chcąc jak najszybciej opowiedzieć swojej gwardii o tym, że wracają do działania. Jeszcze zanim wbiegła na schodki, powitała ją Malkia, mocno przyciskając córkę do siebie i wylizując.
- Gdzie ty byłaś, Nafasi? Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy!
Nafasi została otoczona przez członków rodziny, zadających ciągle te same pytania o jej zniknięcie. Dowiedziała się jednak, że teraz trenerką Lwiej Gwardii będzie Mia i że wszyscy jej szukali, tęsknili i cieszą się, że wróciła bezpiecznie.
- Przepraszam, mamo i tato. Nie powinnam była uciekać, tylko z wami porozmawiać. - zwróciła się do rodziców, zanim rozejrzała się po członkach stada. - I przepraszam, że musieliście mnie szukać. 
- Najważniejsze, że wróciłaś cała i zdrowa, Nafasi. - odpowiedziała Wise. 
Księżniczka przytuliła się do ojca, braci, zgarniając od nich dodatkowe upomnienie, zanim mogła poświęcić uwagę swoim przyjaciołom. Kuimba, Machozi, Mlinzi i Sura wpatrywali się w nią oczekująco. 
- Martwiliśmy się o ciebie. - zaczęła Machozi.
- Następnym razem cię dogonię. - burknął Sura.
- Dobrze się czujesz? - zapytała Mlinzi.
- Teraz wiele zmieni się na lepsze. - dodał Kuimba.
Nafasi uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.
- Masz rację, Kui, teraz wszystko będzie lepsze. Jestem gotowa podjąć się odpowiedzialności bycia liderką Lwiej Gwardii. Teraz rozumiem, dlaczego jest taka ważna i nie zamierzam się poddawać. Ale tej misji nie jestem w stanie wykonać sama. Czy nadal chcecie mi pomóc, moja Lwia Gwardio?
Lwiątka spojrzały na siebie, odwzajemniając zadowolone uśmiechy. Potwierdzili, że zawsze będą przy niej. Z piskiem rzucili się na białą lwiczkę. Piątka lwiątek przytuliła się, nadal obserwowana przez stado. Nafasi obiecała sobie tamtego dnia, że stanie się liderką z której cała Biała Ziemia będzie mogła być dumna.

Rozdział 229

- Jak to nie możecie jej znaleźć? 
Kesho zmierzył poirytowanym wzrokiem jeden z patroli poszukiwawczych. Łącznie wysłali takich cztery, składające się z trzech bądź czterech członków stada. Nawet ci niewyznaczeni do patroli, szukali księżniczki Nafasi. Każdy zaangażował się w to, żeby lwiczka jak najszybciej wróciła do domu. Zbyt wiele niebezpieczeństw mogło spotkać lwiątko. 
- Szukanie w nocy jest trudniejsze. - broniła się Kora. 
- Nasz patrol przeszukał Miejsce Płomieni, ale pozostałe wciąż są na sawannie i w Miejscu Skał. - dodał Bahati. - Jestem pewien, że znalezienie księżniczki jest kwestią czasu.
- Lepiej żeby tak było. - westchnął Kesho.
Lew nie chciał wyżywać się na członkach patrolu. Odesłał ich do spania, decydując, że sam wyruszy na poszukiwania córki. Ze zmartwienia zacisnął mu się żołądek. Nie wiedzieli, jak daleko zdążyła się oddalić. Przed oczami miał obraz wystraszonej, samotnej córki, która zgubiła drogę do domu. 
- Pójdę z tobą. - wtrąciła się Malkia, podchodząc do partnera. 
Kesho odwrócił pysk w stronę ukochanej. 
- Może lepiej spróbuj się przespać? Obudzę cię, kiedy ją znajdziemy. Poza tym ktoś musi zostać z Hewą i Mrithi'm. 
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie w jaskini, kiedy moja córka jest gdzieś na sawannie! - warknęła Malkia. - Nie mogę przestać myśleć o tym, że jej trenerka okazała się taka okropna. 
Kiedy Lwia Gwardia wróciła na Białą Skałę i powiadomiła władców o ucieczce Nafasi, od razu rozpoczęły się poszukiwania. Mbio została zwolniona z roli trenerki Lwiej Gwardii, ale mogła zostać na Białej Ziemi. Gepardzica broniła się, że to księżniczka jest zbyt wrażliwa. Ostatecznie wróciła do stada gepardów zamieszkującego terytorium białoziemców. 
- Nikt nie mógł tego przewidzieć. Była ambitna i surowa, ale to nie zawsze są złe cechy. Zależy jak zostaną wykorzystane. - mruknął Kesho.
- Teraz będzie trzeba znaleźć nowego trenera. 
- Ja się zgłaszam. 
Kesho i Malkia odwrócili się w stronę kremowej lwicy o fioletowych oczach. 
- Mamo? - zdziwił się Kesho.
- Czemu jesteś taki zaskoczony, synu? Byłam liderką pierwszej Lwiej Gwardii, a nawet nie posiadałam ryku przodków. Wiem jak pomóc naszym lwiątkom zdobyć potrzebne umiejętności i wzmocnić ich pewność siebie. - powiedziała Mia. 
- Myślę, że jesteś najlepszym wyborem. - odpowiedziała Malkia. - Przynajmniej wiemy, że z tobą będą bezpieczne. 
Mia posłała im lekki uśmiech.
- Idźcie już, zostanę z moimi wnukami. Opowiem im jakąś bajkę. Może uda im się zasnąć. 
Malkia i Kesho podziękowali szybko, po czym zbiegli z Białej Skały, gotowi dołączyć do poszukiwań. Mia wróciła do jaskini stada, układając się przy Hewie i Mrithi'm. 
- Czy znajdą Nafasi? - zapytał młodszy z braci.
- Tak, jestem pewna. Nafasi zna drogę na Białą Skałę, wróci do domu. - zapewniła Mia.

***

Nafasi słyszała głosy stada. Nawoływali jej imię, coraz bardziej zaniepokojonymi głosami. Lwiczka co jakiś czas chciała opuścić kryjówkę i wrócić do domu, jednak w ostateczności kuliła się w zaroślach. Nie chciała być odnaleziona. Potrzebowała samotności. Jej ucieczka wywołała zbyt duże zamieszanie. Gdyby wróciła na Białą Skałę, musiałaby tłumaczyć się rodzicom, przyjaciołom i trenerce. Na wspomnienie gepardzicy drgnęła lekko ze strachu. Obawiała się, że kolejny trening Lwiej Gwardii będzie zbyt ciężki, znowu sobie nie poradzi i dostanie przykre komentarze. To będzie takie upokarzające!
Nafasi nie potrafiła sobie poradzić z presją bycia liderką Lwiej Gwardii. Planowała oddać tą rolę komuś, kto nadawałby się lepiej. Może Savanie? Była taka odważna i lubiła zdobywać wiedzę. 
Robiło się coraz ciemniej, aż niebo pokryło wiele gwiazd. Słyszała nawoływania patroli, czasami nawet ich kroki. Nafasi zdążyła nawet kilka razy zasnąć. Przyzwyczaiła się do ciemności od czasu lekcji o gwiazdach z Lajlą. 
Wreszcie udało jej się zapaść w długi sen. Taki, że kiedy otworzyła oczy, znowu było jasno. Wyjrzała z kryjówki, żeby zwrócić uwagę na słońce. Dopiero wschodziło. Spędziła całą noc poza Białą Skałą, schowana w Miejscu Skał. Powinna wrócić do domu. Rodzice pewnie się martwią, podobnie jak bracia. Nie będzie mogła przecież ukrywać się w nieskończoność, prawda? 
A może powinna?
Nafasi usiadła, rozpoczynając samodzielne mycie futerka. Słowa Mbio nadal odbijały się w jej głowie jak nieznośne echo. Nawet musiała nią potrząsnąć, jednak to nie przyniosło ulgi. Z westchnięciem podniosła się na równe łapki. 
- Co powinnam zrobić? - zapytała samej siebie. Nie oczekiwała, że kogoś tutaj spotka, kto pomoże jej pokonać presję i dokonać wyboru.
- Zawalczyć, Nafasi. 
Nieznany, ale przyjemny dla uszu głos, sprawił, że księżniczka odwróciła się natychmiast. Jej ciało zesztywniało. Czy gdyby znalazła się teraz w niebezpieczeństwie potrafiłaby się obronić?
Zamiast jednak nieprzyjaznego spojrzenia, oberwała wyrozumieniem kryjącym się w zielonych oczach. Takich ładnych, które widziała już u innego lwa. Prababcia Nora często tak na nią patrzyła. Ciemnozłota lwica stała wyprostowana, pokazując pewność siebie i dostojność. 
Nafasi zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć, czy gdzieś widziała kiedyś tą lwicę. Może na jakimś obrazku Matibabu? Sylwetka lwicy była lśniąca i przeźroczysta. Nafasi otworzyła pyszczek tylko po to, żeby go zamknąć. Miała zbyt dużo pytań i nie wiedziała od czego zacząć. Na szczęście nie była tutaj sama. Ciemnozłota uśmiechnęła się lekko, zanim postanowiła się przedstawić.
- Nazywam się Kira, droga Nafasi i jestem twoim duchowym przewodnikiem. 

środa, 28 sierpnia 2024

Rozdział 228

Lwia Gwardia brała udział w intensywnych treningach. Mbio bardzo zależało, żeby zrobić z nich dobrych obrońców Białej Ziemi. Lwiątka wracały zmęczone do jaskini, ale zadowolone z małych efektów. Gepardzica potrafiła ich pochwalić i podzielić się radami. Była jednak wymagająca.
Nadszedł również moment, w którym mogli sprawdzić się w swojej pierwszej misji. Stało się to niespodziewanie, kiedy brali udział w zajęciach u Binti. Mbio zwolniła ich u mentorki, zaznaczając, że mają ważne zadanie do wykonania jako Lwia Gwardia. Kuimba i Mlinzi przyjęli to z wielkim entuzjazmem, już od połowy drogi dyskutując szeptem o tym, co mogło się wydarzyć.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmiła Mbio, kiedy zwolniła tempo. Lwiątka zatrzymały się za gepardzicą lekko zdyszane. Wszystkie z wyjątkiem Sury, któremu szybki chód odpowiadał.
Nafasi dostrzegła, że zatrzymali się blisko wąwozu. Jego krawędzie były ostre i niebezpieczne. Miejsce to było rzadko odwiedzane, właściwie mało lwów się tutaj zapuszczało ze względu na odległość do Białej Skały. Nie było tutaj nic ciekawego do obejrzenia, a polowanie na tutejszą zwierzynę było zakazane ze względu na ryzyko spadnięcia w przepaść. 
- Ostrożnie zejdziecie tą ścieżką i kiedy znajdziecie się na dole, ocenicie sytuację w jakiej znalazło się stado antylop. Macie im pomóc wydostać się z wąwozu. Liczę na was. Szczególnie na twój ryk, księżniczko Nafasi. Chciałabym go zobaczyć na żywo. - oznajmiła gepardzica. 
Liderka Lwiej Gwardii skinęła łebkiem, rozumiejąc powagę zadania. Ich pierwszej misji. Piątka lwiątek z wahaniem podeszła do ścieżki, która prowadziła w dół wąwozu, ale była stroma. Nafasi przełknęła ślinę, rzucając ostatnie spojrzenie na ich trenerkę. Wyraz jej pyszczka pozostał poważny, a spojrzenie surowe. Gdyby się teraz wycofali, byłaby zawiedziona ich postawą. 
Mlinzi i Kuimba zerknęli w dół wąwozu. 

- Kto chce zejść pierwszy? - zapytała córka Malki. 
- Ja! - Mlinzi odważnie zgłosiła się pierwsza. Nie wyglądała jednak na tak pewną siebie jak zwykle. Ostrożnie zaczęła schodzić ścieżką, prowadząc przyjaciół, którzy podążyli niewiele czasu później za nią. A kiedy wszyscy znaleźli się na dole, lwiczka pierwsza zaczęła się rozglądać. 
- Są tam! - oznajmiła Machozi, dostrzegając stado młodych antylop. Była ich właściwie trójka, wydawały się młode i zdezorientowane. Przyjrzała im się uważniej. - Któraś z nich podczas schodzenia musiała sobie coś zrobić w nogę. Kuleje. 
- Czyli trudniej im będzie wrócić na górę. - skrzywił się Sura.
- Zakładając, że w ogóle będą chciały nas słuchać. - westchnął Kuimba. Spojrzał na Nafasi. - Jaki jest plan?
Nafasi posłała mu zdziwione spojrzenie, jednak szybko musiała się uspokoić. No tak, wymyślanie planu musiało być jej zadaniem. To była jej Lwia Gwardia. Uspokoiła się, żeby lepiej myśleć. 
- Machozi czy widzisz jakąś inną drogę wyjścia?
Czarno-biała lwiczka od razu zaczęła ponownie się rozglądać. Nawet przeszła kilka kroków do przodu, aż wreszcie zwróciła się do księżniczki.
- Jest jeszcze jedna ścieżka, wydaje się mniej stroma. Jest tylko jeden problem. Została zablokowana przez kamień. 
- Kuimba spróbuj go przesunąć. - poleciła Nafasi.
Syn Adele zbliżył się do kamienia i zerknął na liderkę niepewnie.
- Jest za duży. Zasłania praktycznie całą ścieżkę. Myślę, że nawet hipopotam miałby z tym problem, żeby go przesunąć. 
Antylopy zerkały na nich nerwowo. Wreszcie dwie z nich zaczęły uciekać, kiedy lwiątka zbliżyły się za bardzo. Sura od razu pobiegł ich śladem, wyprzedzając zwierzęta i zagradzając im drogę ucieczki. Spojrzał na nie surowo. Mlinzi stanęła od tyłu antylop, mówiąc coś do nich uspokajająco.
- Może użyj ryku przodków? Ma taką siłę, że bez problemu zniszczy kamień. - podsunęła Machozi. - Jest to też najbezpieczniejsze rozwiązanie. 
- A jak ścieżka będzie otwarta, to pomogę rannej antylopie dostać się na górę. - dodał Kuimba.
Nafasi przełknęła ślinę. Ponownie zerknęła na kamień. 
- Em, no nie wiem, cóż, mogę spróbować. - jąkała się. 
- Oby się udało, Mbio patrzy. - mruknęła Machozi, wskazując dyskretnie ogonem na sylwetkę gepardzicy. Faktycznie przenosiła właśnie wzrok z Sury i Mlinzi na trójkę pozostałych strażników. Jej oceniający wzrok pozwolił Nafasi szybko podjąć decyzję. 
Lwiczka cofnęła się o kilka kroków do tyłu. Kuimba i Machozi schowali się za jej plecami, wcześniej pomagając tam dotrzeć kulejącej antylopie. Nafasi wzięła głęboki wdech i wydech, próbując sobie przypomnieć, co wcześniej robiła, że udało jej się użyć ryku. Wreszcie otworzyła pyszczek i.... nic. Otrząsnęła się, próbując ponownie. Tym razem wyszedł z tego mały ryk, coś w stylu pisku niezadowolonego lwiątka. Daleko temu było do szlachetnego i potężnego daru.
- Ej, co jest? - zapytał Kuimba, wpatrując się zdezorientowany w przyjaciółkę. 
- Spróbuj jeszcze raz. Może musisz skupić się na kamieniu? - podsunęła Machozi. 
Nafasi faktycznie spróbowała ponownie. Jeszcze raz i kolejny, jednak każda próba wywołania ryku kończyła się niepowodzeniem. 
- Dobra, zostawmy to, znajdziemy inne rozwiązanie. - zaproponowała Mlinzi, obserwując, co się dzieje. - Co proponujesz, Nafasi?
- Ja.... nie wiem. - spuściła głowę, wpatrując się we własne łapki. Czuła, że nie tylko przyjaciele ją teraz obserwują. 
Lwia Gwardia wymyśliła, że muszą wrócić tą samą drogą, ale będzie to trudne i ryzykowne. Nie mieli jednak wyjścia. Sura odcinał drogę antylopą, żeby nie uciekły, Machozi prowadziła przodem, Mlinzi i Nafasi pilnowały tyłów, natomiast Kuimba pomagał rannej antylopie dotrzeć na górę. 
- Powinnaś udać się do Matibabu. - zwrócił się do niej, kiedy wszyscy pokonali wąwóz. 
Antylopy oddaliły się, a do Lwiej Gwardii podeszła szybkim krokiem Mbio.
- Wasza pierwsza misja i cóż, nie jestem zadowolona. Czas na kolejny trening. - oznajmiła.
- Teraz? - zdziwił się Sura. - Jest prawie wieczór. 
Mbio wzruszyła ramionami. Lwiątka podążyły za odchodzącą gepardzicą, przygotowując się na nieuniknione. 

Piosenka przerobiona z filmu "Mulan" - Zrobię z was mężczyzn. 
Link do piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=8JJwCOjPMYU

Mbio: Brać się do roboty, wroga bić już czas
Widzę zamiast strażników mnóstwo małp wśród was
Takiej bandy nikt nie zlęknie się 
Zadrżyjcie więc na dźwięk tych słów 
Gwardię z was wkrótce sama zrobię znów.
(Lwiątka zajmują miejsca na skałkach i muszą stać nieruchomo)
Z wierzchu masz być skałą, ma się żar w niej tlić 
Każdy bój zwyciężysz; zawsze tak ma być
(Lwiątka walczą ze sobą)
Dziś, gdy widzę was, niedobrze mi 
Lecz wytężcie wreszcie słuch 
(Mbio z zadowoleniem widzi, jak Kuimbie i Machozi udaje się powalić swoich "przeciwników")
Gwardię z was wkrótce sama zrobię znów.
Kuimba: Co chwila coś męczy mnie!
Sura: Ja ostatnio czuję dreszcze!
Machozi: Nieraz przyjdzie nam wytężyć wzrok
Mlinzi: Ona da nam nieźle w kość!
Nafasi: Może mnie ominie jeszcze?
Wszystkie lwiątka: Nie ćwiczyliśmy dużo, to był błąd!
Mbio: Musicie być jak szalona rzeka
Jak zwierzę które obali lęk 
A równocześnie tak tajemniczy 
Jak księżyc co wygląda tu zza chmur.
(Lwiątka biegną za gepardzicą) 
Blisko już do misji, naprzód gna ten czas 
Tylko twardy rozkaz łączy mnie i was 
(Docierają do rzeki i ćwiczą skakanie po kamieniach, Nafasi wpada do wody)
Lepiej odejdź, bo dla ciebie brak 
Miejsca więc gnaj stąd co tchu 
Z ciebie nic nie da się zrobić tu!
(Nafasi ponownie nie udaje się użyć ryku przodków i przez to traci równowagę)
Musicie być jak szalona rzeka 
(Lwiątka ćwiczą pływanie)
Jak zwierzę które obali lęk 
A równocześnie tak tajemniczy 
Jak księżyc co wygląda tu zza chmur.
(Mbio obserwuje, jak lwiątka wspinają się na drzewo)
Musicie być jak szalona rzeka 
Jak zwierzę które obali lęk 
A równocześnie tak tajemniczy 
Jak księżyc co wygląda tu zza chmur.

- To koniec na dziś. - oznajmiła, wpatrując się uważnie w pięciu członków Lwiej Gwardii. - Takie treningi teraz będziemy robić jeszcze częściej, ponieważ będzie również więcej misji. Chociaż nie wszyscy z was są gotowi, żeby być w Lwiej Gwardii.
Lwiątka rzuciły sobie zdezorientowane spojrzenia. Gepardzica przystąpiła krok do przodu, gromiąc wzrokiem Nafasi. Księżniczka starała się unikać jej spojrzenia, ale wreszcie musiała unieść pyszczek. Widziała na pyszczku trenerki niezadowolenie.
- To wszystko przez stres. - wyjaśniła Nafasi. - Nie wiem dlaczego nie udaje mi się ryk przodków, ale się nauczę, potrzebuję więcej czasu.
- Zgodzę się z tym ostatnim. To nie jest czas dla ciebie. Misja zakończyła się niepowodzeniem przez twoją niekompetencje. Twoja postawa i brak zaangażowania źle świadczą o twojej pozycji liderki. Osłabiasz swoją gwardię. Jak tak dalej pójdzie, to powinni znaleźć nowego przywódcę. Co to za lider, który nawet nie umie skupić się na misji, wydać rozkazu i użyć ryku? Oh, twoi rodzice będą zawiedzeni. 
Nafasi słuchała każdego słowa, coraz bardziej bliska wybuchnięcia płaczem. Wreszcie odwróciła się i najszybciej jak potrafiła, rzuciła się biegiem przez sawannę. Nie chciała, żeby ktoś ją dogonił. Musiała uciec. Potrzebowała samotności. Droga zaczęła jej się rozmazywać przez coraz więcej łez. Słyszała jak przyjaciele za nią wołają. Czuła, że zawiodła wszystkich i zwątpiła w sobie jako liderkę. Może faktycznie powinna oddać Lwią Gwardię komuś, kto sobie poradzi? Co jeśli wszystko jeszcze bardziej zepsuje? Przez wszystkie myśli nie zauważyła, że przekroczyła granicę królestwa. 

wtorek, 27 sierpnia 2024

Rozdział 227

- Więc twoim duchowym przewodnikiem jest twoja mama? 
Pytanie przyjaciela sprawiło, że Savana pokiwała łebkiem. Hewa wiedział najwięcej o jej przeszłości i to jemu zdradziła, że Safari ujawniła jej się podczas poszukiwań Białej Ziemi i pomogła trafić na odpowiednie terytorium. Ostatnio przerabiali w szkole dla lwiątek temat duchowych przewodników. Każde lwiątko chciało odkryć swojego opiekuna. 
- I możesz z nią rozmawiać w każdym momencie? - dopytał książę. 
- Nie, ale zawsze pojawia się, kiedy jej potrzebuje. Znaczy wiesz, tęsknię za nią codziennie i chciałabym, żeby była obok. Moja duchowa przewodniczka wie jednak, kiedy jest tak naprawdę potrzebna. Swoimi radami wskazuje mi drogę. 
Hewa pokiwał głową z zadowoleniem. Znała go bardzo dobrze i wiedziała, że kiedy zamilkł na dłuższe uderzenia serca, to zaczął analizować jej słowa i pewnie myśleć, kto mógłby być jego duchowym przewodnikiem. Wpatrywała się w przyjaciela, dopóki ponownie nie przeniósł na nią wzroku. Uśmiechnął się lekko, na co zareagowała westchnięciem. Zwróciło to uwagę lwiątka.
- Co jest? - zapytał, mrużąc ślepia.
- Wiesz, że moje odejście do Białej Przystani trochę się przeciągnęło. Wczoraj królowa potwierdziła, że mogę wyruszyć. Jesteśmy umówione na jutro z Kukąą. Mam trafić pod opiekę księżniczki Maji.
Z każdym słowem Savany, oczy Hewy robiły się coraz bardziej przejęte. W pewnym momencie musiał nawet odwrócić wzrok. Zauważyła, że wbił pazury w ziemię.
- Hewa, powiesz coś?
- A co mam powiedzieć? 
- Cokolwiek. Jesteśmy przyjaciółmi. Naprawdę nie chcę rozstawać się z tobą w konflikcie. - broniła się Savana i nawet przystąpiła o krok do przodu.
- Więc czego oczekujesz odchodząc z Białej Ziemi? Nawet mieszkając w Białej Przystani będziemy się rzadko widywać. - spojrzał na nią z wyrzutem. - Myślałem, że zmieniłaś zdanie i że zostaniesz. Tutaj jest twój dom, tutaj masz przyjaciół, zdążyłaś poznać stado.
- Moja mama chciałaby, żebym.... 
- To jest twoje życie, Savana i musisz sama podejmować decyzje. Chcesz zamieszkać w Białej Przystani to droga wolna, ale czy to sprawi, że będziesz szczęśliwa? 
- Będę. 
- A tutaj nie byłaś? - zapytał Hewa, zaglądając jej głęboko w oczy. 
- Jestem. I nie wiem już, co zrobić. - spuściła głowę, wpatrując się we własne łapki i uciekając od jego wzroku. Nie mogła więc zobaczyć łagodności na pyszczku lwiątka.
- Savana jesteś moją najlepszą przyjaciółką i będziesz nią nawet w Białej Przystani. Ale nie będę cię okłamywać, że chciałbym, żebyś została. Zawsze będę się o ciebie troszczył i nie pozwolę, żebyś straciła kolejny dom.
Podniosła głowę. Stali blisko siebie. Oboje wbijali pazury w ziemię pod wpływem emocji.
- Zostanę. Czas pokaże, czy moja decyzja była dobra. Wiem tylko, że wybieram serce.
Hewa odetchnął z ulgą i posłał jej pytające spojrzenie, na które zareagowała od razu. Skinęła głową i wtedy oboje się przytulili. Zawsze czuła się bezpiecznie w obecności najlepszego przyjaciela.

***

Lwia Gwardia Nafasi mogłaby zacząć działać, gdyby nie kwestia odpowiedniego trenera. Agenti przekonała Malkię, że będzie to bezpieczne dla lwiątek. Powinni mieć kogoś, kto ich odpowiednio wytrenuje i zadba o to, żeby nie przeciążali się podczas misji. Pomysł spodobał się królowej i od razu powiadomiła o nim córkę. Nafasi musiała się zgodzić, jednak razem z przyjaciółmi nie widzieli nic złego w tym pomyśle. Nawet się ucieszyli. Zwłaszcza, że sami mogli wybrać trenera ze zgłoszonych kandydatów. Wybór padł na młodą gepardzicę Mbio. Mrithi przyznał, że była pierwszą pacjentką, którą poznał. Sama gepardzica była pracowita i nie bała się wyzwań. Złapała od razu dobry kontakt z Surą, czyli najszybszym z Lwiej Gwardii. Podzieliła się z nim radą, żeby urządzał sobie poranne biegi, które tylko wzmocnią jego łapy i kondycję. Będą również orzeźwiające dla umysłu. 
Pierwszy trening Lwia Gwardia zapamiętała jednak jako ciężki. Mbio okazała się wymagającą trenerką, a ponieważ była innego gatunku, oczekiwała od lwiątek zbyt wiele. Rozgrzewka była zbyt długa, a późniejszy trening z przeskakiwaniem przez małe kamienie okazał się zbyt wymęczający dla młodych łap. Mimo wszystko zostawili Mbio jako swoją trenerkę, chcąc zobaczyć, czy faktycznie zrobi z nich prawdziwych obrońców Białej Ziemi.

niedziela, 25 sierpnia 2024

Rozdział 226

Rozmowa z braćmi pozwoliła Nafasi zebrać myśli. Lwiczka wiedziała, że musi zacząć działać i wybrać członków swojej Lwiej Gwardii. To było ekscytujące, że może zapisać się w historii jako ktoś więcej niż księżniczka. Z samego rana porozmawiała jeszcze z Savaną, korzystając z tego, że przyjaciółka wstała jako jedna z pierwszych. Była rannym ptaszkiem i czasami wychodziła na próbne polowanie z Imani. Polubiły się ze ślepą lwicą. Savana doradziła jej, żeby kierowała się sercem i rozumem, a nie zdaniem innych. To miała być jej Lwia Gwardia i to Nafasi powinna się dobrze czuć wśród jej członków. Najlepiej żeby to były bliskie jej lwiątka. 
Początkowo Nafasi zastanawiała się nad swoimi kuzynami z Białej Przystani. Jednak Thema i Kweli zajęci byli swoją rolą opiekunów. Podobno założyli grupę małych patrolów i wraz z innymi lwiątkami, pomagali dorosłym przemierzać terytorium i kontrolować polowania. Uczyli się odpowiedzialności będąc niewiele młodszymi od Kuimby.
Dotarła do nich również wiadomość, że syn Zunii radzi sobie świetnie jako przyszły następca tronu. Dostali zaproszenie do Tęczowej Krainy. Malkia i Kesho obiecali swoim lwiątkom, że w spokojniejszym okresie zrobią sobie małą wycieczkę. Na razie jednak rodzice byli zbyt zajęci poszukiwaniami antagonistki Kivuli.
Nafasi wiedziała również, że musi nauczyć się, jak być dobrym liderem. 
Wybór pierwszego członka Lwiej Gwardii okazał się oczywisty i podobnie jak uważali bracia, ich kuzynka Mlinzi świetnie mogłaby się sprawdzić w tej roli. Jako wnuczka Kiry i Jasiri'ego, ale także spokrewniona z Kukąą, była wręcz stworzona do ochrony Białej Ziemi. Mlinzi zareagowała z radością i podekscytowaniem na prośbę o dołączenie do Lwiej Gwardii młodej księżniczki. Od razu się zgodziła i pobiegła do jaskini, żeby pochwalić się rodzicom.
- Mamo! Tato! - Mlinzi wbiegła do jaskini i wskoczyła na grzbiet ojca. Tabia zaśmiał się, od razu przenosząc uwagę z partnerki na córkę. Agenti podniosła głowę zaalarmowana. 
- Co się stało, Mlinzi?
- Nafasi zapytała, czy dołączę do jej Lwiej Gwardii! Będę jak babcia i dziadek! - pisnęła radośnie, wpatrując się w Agenti błyszczącymi oczami. Wiedziała, że szczególnie mamie spodoba się ten pomysł. Nie myliła się. Oczy Agenti od razu zalśniły ze szczęścia. 
- To cudowna wiadomość. Gratuluję ci moja mała strażniczko! - przybliżyła się do partnera, żeby polizać córkę po głowie z czułością.
- Jesteśmy z ciebie bardzo dumni. - dodał Tabia.
- Tylko pamiętaj, że z przynależnością do Lwiej Gwardii wiąże się ogromna odpowiedzialność i musisz być ostrożna. Zwłaszcza w tak młodym wieku. - pouczyła Agenti.
- Będę! - dodała Mlinzi, uśmiechając się szeroko. - W końcu jestem najodważniejsza! 

- Myślałaś o tym, kto mógłby być najszybszym w Lwiej Gwardii? - zapytał Kuimba, kiedy siedzieli razem na skałkach, kończąc posiłek. Lewek upolował góralka i podzielił się z księżniczką, wiedząc, że z tych wszystkich emocji zapomniała o zjedzeniu śniadania.
- Szczerze nie mam pojęcia. - westchnęła Nafasi. Oblizała pyszczek. Spojrzała na swojego przyjaciela lśniącymi oczami. - Ale ty pewnie masz jakiś pomysł?
- To ma być twoja decyzja, ale może sprawdzi się Sura? W końcu wasza babcia, Kukaa, była najszybsza w Lwiej Gwardii. 
- Ciocia Milele też jest szybka! - Nafasi od razu wyskoczyła na równe łapki. - Kuimba jesteś genialny!
- Staram się pomóc. - zaśmiał się lewek. - Uratowałaś mi życie.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, zawsze będziemy sobie pomagać. - Nafasi zamyśliła się, zanim z uśmiechem zapytała. - Czy zgodzisz się dołączyć do mojej Lwiej Gwardii jako najsilniejszy?
- Serio? - zamrugał zaskoczony, ale szybko podskoczył z podekscytowania. - Wow, to jest, dzięki!
- Nie mam wątpliwości, że już w tak młodym wieku jesteś bardzo silny, a co będzie w przyszłości. - mrugnęła do niego. - A teraz chodźmy znaleźć Surę. 
Surę znaleźli w Miejscu Skał. Zrobili przyjacielowi krótki test, a ponieważ okazało się, że odziedziczył swoją szybkość po matce i babci, został od razu przyjęty na rolę najszybszego. 
Zostało już tylko obsadzić kogoś na miejsce najlepszego wzroku. Wybór Nafasi padł na Machozi. Lwiczka zawsze podczas zabaw i spacerów popisywała się dobrą obserwacją terenu. Była urodzonym łowcą i wojownikiem. 
- Boisz się odpowiedzialności? - zapytała Nafasi, kiedy siedziała z Machozi w jaskini. Córka Akili'ego pokręciła głową w zaprzeczeniu, ale uparcie unikała spojrzenia kuzynki. - To o co chodzi?
- Mama chce żebym trenowała walkę, a tata chce zabierać mnie na polowania. Przez to i przez szkołę lwiątek już i tak mam mało czasu. Jak mam to wszystko pogodzić jeszcze z byciem w Lwiej Gwardii?
Dopiero teraz spojrzała na księżniczkę. Nafasi westchnęła pod wpływem jej smutnego spojrzenia. 
- Nie wiem, co robić. - wyznała Machozi. 
- A co podpowiada ci serce i rozum? 
Machozi westchnęła ciężko.
- Serce kłóci się z rozumem o to, czy powinnam być posłuszna rodzicom, czy odnaleźć własne przeznaczenie.
- Wujek Akili i ciocia Asanta muszą zrozumieć. Oni sami robią w życiu to, co sprawia im przyjemność. Masz najlepszy wzrok z nas wszystkich, Machozi, potrzebuję cię.
- Bycie członkiem Lwiej Gwardii brzmi jak wyzwanie. - po raz pierwszy podczas rozmowy, wnuczka Imani uśmiechnęła się lekko. - A więc warto spróbować. 

Rozdział 225

Ostatnio rzadkim widokiem było królewskie rodzeństwo spędzające razem czas. Każde z nich miało swoje obowiązki i tak zabrakło czasu na wspólną zabawę. Teraz jednak siedzieli razem na szczycie Białej Skały, zatopieni we własnych myślach. Obserwowali horyzont i zwierzęta tak małe jak mrówki. Wreszcie ciszę przerwała Nafasi, wydając z siebie głębokie westchnięcie. 
- Nie jestem gotowa na bycie liderką Lwiej Gwardii. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. A teraz mam wybrać najodważniejszego, najsilniejszego, najszybszego i tego z najlepszym wzrokiem? Nie wiem jak się do tego zabrać. To mnie przerasta. 
Miała ochotę się rozpłakać i pewnie zrobiłaby to, gdyby nie poczuła ogona Hewy na swoim boku. Spojrzała na starszego brata zamglonymi oczami.
- Twoja reakcja jest zrozumiała. Nagle okazało się, że masz ryk i czujesz presję, do tego doszła odpowiedzialność związana z ochroną Białej Ziemi. Każdy na twoim miejscu by się zestresował. 
- Nie każdy. Kira podobno się bardzo cieszyła i specjalnie wybrała się na niebezpieczną misję, żeby tylko uwolnić ryk pradawnych. Mi się to udało przypadkiem. 
- Nie jesteś jak Kira, to prawda, ale jednak nie bez powodu urodziłaś się jako druga. To widocznie było przeznaczenie. Twoja Lwia Gwardia może być inna. Tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby chronić Białą Ziemię. - dopowiedział Mrithi. - Kwestia przyzwyczajenia. Może ci się to spodoba i sama będziesz zaskoczona, że jesteś w tym taka dobra?
- A jeśli chodzi o członków Lwiej Gwardii to może Mlinzi? Skoro jej dziadkami byli Jasiri i Kira, to pewnie odziedziczyła jakąś cechę. - podsunął Hewa.
Nafasi uśmiechnęła się lekko. 
- Poszukam kogoś. Dziękuję wam. 
- Zawsze możesz na nas liczyć. - uśmiechnął się Mrithi, ale coś w jego oczach mówiło, że też musi się wygadać. Brat i siostra posłali mu pytające spojrzenia. Mrithi wreszcie westchnął. - Też czuję presję związaną z przyszłą rolę. Znaczy wiem, że chcę być szamanem i pomagać zwierzętom na Białej Ziemi. Chcę być jeszcze lepszy niż Matibabu.
- Ale?
- Ale czasami czuję, jakby od tej wiedzy parowała mi głowa i boję się, że czegoś zapomnę. Nie chcę nikogo skrzywdzić. 
- Leczenie innych zwierząt i ratowanie im życia to duży obowiązek. Zawsze może się zdarzyć błąd, jednak jeśli będziesz kierował się przeczuciem i wiedzą, to na pewno pomożesz wielu stworzeniom. - odezwał się Hewa.
- No i są też plusy, jak ceremonia nowonarodzonych królewskich lwiątek, rysowanie na ścianach baobabu, a nawet dostanie wizji. - dodała Nafasi.
- A ty, Hewa, nie czujesz presji związanej z byciem następcą tronu? - zapytał Mrithi.
Hewa podrapał się niezręcznie.
- Czasami tak. Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i mam dobrą pamięć. Jak patrzę na rodziców i widzę, że nigdy nie mają czasu dla siebie, to zaczynam się zastanawiać, jak będzie wyglądać moja przyszłość. To duża odpowiedzialność rządzić stadem. Nie chciałbym dopuścić do sytuacji, gdzie wszystko stracimy przez mój błąd. 
- A moim zdaniem dostaniesz tak silne królestwo, że będziesz je musiał tylko rozwijać. - zaczęła Nafasi.
- Poza tym bracie uczysz się nawet w wolnej chwili. Ty jesteś urodzonym królem. Ja tam czuję się bezpiecznie, że to akurat ty zasiądziesz na tronie. - uśmiechnął się pocieszająco Mrithi. - Wyobrażasz sobie mnie na tym stanowisku?
- To byłby chaos. - zaśmiał się Hewa.
- No właśnie! - podchwyciła Nafasi. - Albo mnie jako szamana? Pomyliłabym wszystkie owoce związane na lekarstwa. 
- Ja nie wyobrażam sobie siebie jako lidera Lwiej Gwardii. Pewnie bym bardziej skłócił zwierzęta niż im pomógł. - wywrócił oczami Hewa.
- W sumie przodkowie dobrze wykombinowali z tymi naszymi narodzinami. - powiedział Mrithi.
- To nasze przeznaczenie. - dodał Hewa.
Bracia spojrzeli na siostrę, czekając na jej potwierdzenie. Nafasi spojrzała na nich z lekkim uśmiechem.
- Musimy być odważni.