Ponieważ Milele i Daha musieli pilnie załatwić sprawy związane z Miejscem Skał, a konkretnie konfliktem krokodyli, Sura został zmuszony do spędzenia czasu ze swoją babcią. Niestety nie była to Kukaa, z którą często urządzali sobie małe wyścigi, popisując się swoją szybkością. Uwielbiał swoją babcię i chętnie spędziłby z nią czas, gdyby nie jej uczestnictwo w polowaniu. Teraz Sura leżał w kącie jaskini, słuchając wykładu babci od strony ojca. Giza opowiadała właśnie, jak ważna jest pozycja w należeniu do stada.
- Tak naprawdę im większą masz rolę w stadzie, tym przybywa ci obowiązków oraz szacunku. Mówiłam twojemu ojcu, żeby postarał się zostać królem, to będzie ustawiony do końca życia, ale on mnie jak zawsze nie słuchał.
- Tacie podoba się w Miejscu Skał.
- Sura! Przecież bycie władcą jakiegoś stada jest dużo ciekawsze niż bycie podporządkowanym lwem. Ale no i tak nie masz na to szans, za bardzo wdałeś się w matkę. Musisz przychodzić do mnie częściej, to nauczę cię kilku przydatnych rzeczy, które... Ej! Dokąd ty idziesz?
Giza wolała coś za nim, ale Sura szybko zbiegł z Białej Skały, gnając w stronę wodopoju, gdzie podejrzewał, że może zastać przyjaciół.
🌼🌼🌼🌼🌼
Machozi wpatrywała się w swoje łapki, udając bardzo skupioną na dokładnym przeliczeniu pazurków. Wolała unikać spojrzenia, którym obdarzała ją matka. Asanta westchnęła i zwróciła się przodem do swojego partnera, teraz jego obdarzając uwagą.
- Więc uważasz, że Machozi lepiej odnajdzie się w roli lwicy polującej? Serio, Akili? - prychnęła. - Ja i moi rodzice jesteśmy świetni w walce, najlepsi z najlepszych, wyszkoleni do obrony terytorium. Machozi ma walkę we krwi. Vasanti to potwierdziła.
- Podobnie jak Nzuri widziała, jak dobrze radzi sobie podczas nauki polowania. Machozi to urodzony łowca. Podobnie jak ja i moja matka. - westchnął Akili, jakby kłótnia z partnerką go męczyła. - Zamierzam wkrótce zabrać ją na prawdziwe polowanie. Na góralki. Co ty na to, łezko?
Machozi drgnęła i podniosła głowę, kiedy zrozumiała, że ojciec zwrócił się do niej. Zawsze tak ją nazywał i podobało jej się to, że mieli ze sobą wyjątkową więź. Machozi była jedynym lwiątkiem Asanty i Akili'ego.
- To brzmi jak plan. - odpowiedziała.
- Mhm, super, to skoro ty zabierasz Machozi na polowanie, to ja nauczę ją kilku technik walki. Chcesz?
- Tak, mamo, chętnie. - ponownie odezwała się lwiczka.
Rodzice zdążyli się uspokoić i teraz wspólnie dyskutowali o tym, że Machozi będzie najlepsza w obu umiejętnościach. Dzięki temu w przyszłości sama podejmie decyzje, w kogo ślady zamierza pójść. Machozi westchnęła, orientując się, że czekają ją treningi polowania i walki pod okiem rodziców. Musiała być najlepsza we wszystkim. Idealna.
Machozi pożegnała się z rodzicami. Zbiegła z Białej Skały, nareszcie mogąc odetchnąć. Czuła jednak na swoich barkach ciężar presji, którą najbliżsi nakładali nad nią odkąd sięgała pamięcią. W takich chwilach była wdzięczna za bycie lwiątkiem i wcale nie spieszyła się do tego, żeby dorosnąć.
Machozi podniosła głowę w tym samym czasie, kiedy padło pytanie Mlinzi. Lwiczki leżały obok siebie na płaskiej skale niedaleko wodopoju. To miejsce zajmował również Sura. Lewek zamyślony wpatrywał się w przestrzeń. On i Machozi mieli dzisiaj ciężki dzień, czym od razu podzielili się z przyjaciółmi. Nafasi również poskarżyła się, że bracia znowu są cały dzień poza Białą Skałą. Mlinzi dodała, że fajnie byłoby wybrać się na jakąś wycieczkę, co szybko podchwycił Kuimba.
- Może granica? - zaproponowała Nafasi.
- Kręci się tam za dużo lwów. - pokręcił głową Kuimba. Najstarszy z nich spojrzał na Surę i trącił go łapką, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Kiedy ją otrzymał, kontynuował. - A Miejsce Skał? Nigdy tam nie byłem.
- Możesz wpaść na nocowanie. Rodzice się zgodzą. - wzruszył ramionami Sura.
- Miejsce Płomieni? Mała szansa na spotkanie dorosłego. - zaproponowała Mlinzi.
- A co z pożarami? To niebezpieczne. - pisnęła Nafasi.
- Daj spokój, od bardzo dawna nie było żadnego! Chyba ostatni wybuchł jeszcze przed panowaniem naszych dziadków. - odpowiedziała Mlinzi. - Inaczej moja mama nie zapuszczałby się tam tak często. Mówiła, że w niektórych miejscach odrosła trawa. Warto to zobaczyć.
- Jesteś odważna, Mlinzi. Wchodzę w to. - Kuimba wskoczył na równe łapki i ryknął z podekscytowaniem.
Machozi też przystała od razu na ten pomysł. Musiała oderwać myśli. Postanowiła iść na przodzie i w razie problemu wypatrywać niebezpieczeństwa.
Przyjaciele opuścili szybko wodopój i ruszyli biegiem przez sawannę. Gdyby teraz spotkał ich jakiś członek stada, mógłby zainteresować się planami lwiątek, a oni nie chcieli kłamać. Bieg okazał się całkiem fajnym zajęciem i nawet zdążyli się zmęczyć, jeszcze zanim przekroczyli granicę, wkraczając do Miejsca Płomieni.
Nafasi drgnęła przez ciarki, które przebiegły po jej grzbiecie. Zaczęła się rozglądać po mrocznie wyglądającej ziemi. Faktycznie rosło tutaj trochę roślinności, ale o wiele mniej niż na Białej Ziemi. Ciekawe czy to miejsce kiedyś będzie prawdziwym rajem do życia.
- Czas na przygodę! - zawołał wesoło Kuimba, przejmując prowadzenie. - Pewnie Mlinzi kiedyś to ty będziesz opiekować się Miejscem Płomieni, zazdroszczę!
- Podzielę się z tobą. - puściła lewkowi oczko.
Przyjaciele zaśmiali się. Ich ekscytacja i ciekawość związana z nieznanym miejscem, szybko zostały zastąpione przez niepokój, kiedy za ich plecami rozległ się odgłos kroków. Odwrócili się, podejrzewając, że to któryś z dorosłych członków stada ich odnalazł i przyszedł okrzyczeć za wkroczenie na zakazany teren. Nafasi zamknęła oczy, szczególnie obawiając się konsekwencji.
- Kim jesteś?
Otworzyła je natychmiast i wbiła zaskoczone spojrzenie w Kuimbę. Lewek wpatrywał się w coś przed sobą, napinając wszystkie mięśnie i wysuwając małe pazurki. Księżniczka podążyła wzrokiem. Wtedy dostrzegła lwicę o nietypowym bordowym umaszczeniu i czerwonych jak krew oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz