Poranne pobudki były czymś do czego Malkia zdążyła się przyzwyczaić. Kiedy była lwiątkiem, Mfalme budził ją przed wschodem słońca i zabierał na spacer po królestwie. Teraz wstawanie kojarzyło jej się z wysłuchaniem długich raportów, patrolem terytorium i późniejszym rozwiązywaniem problemów. Malkia przekonała się jednak, że może być coś jeszcze.
Otworzyła oczy na brutalne szturchnięcie w bok. Zamrugała, chcąc się dobudzić. Zerknęła na swojego partnera. Kesho właśnie przecierał oczy, również niezadowolony z przerwanego snu.
- Mamo, wstałaś już? - zapytał Hewa, wpatrując się w matkę wielkimi z podekscytowania oczami. A więc to on był sprawcą pobudki.
Malkia westchnęła, bo nagle przypomniała sobie, co obiecała swojemu synowi. Podniosła się do pozycji siedzącej, uważając, żeby nie obudzić pozostałych lwiątek. Jeszcze spały i miała nadzieje, że obudzą się dopiero na śniadanie. Była wdzięczna swojemu pierworodnemu, że oszczędził im niepotrzebnej pobudki.
- Ktoś tu się nie może doczekać, co? - mrugnęła, zanim dała znać ogonem lewkowi.
Opuścili jaskinię, omijając śpiących członków stada. Oboje wspięli się na czubek Białej Skały. Hewa z zachwytem przyglądał się ich królestwu. Pierwszy raz widział je w całej okazałości. Klimatu dodawało wschodzące słońce. Usiadł obok matki, spragniony wiedzy. Malkia uśmiechnęła się delikatnie.
- Cała ta ziemia opromieniona słońcem, to nasze królestwo. Do Białej Ziemi należą jeszcze Biała Przystań, Miejsce Skał i Miejsce Płomieni, do którego nie wolno wam chodzić. Czas panowania każdego władcy jest jak słońce, które wschodzi i zachodzi. Tak jak ja przejęłam tron po swoim ojcu, tak kiedy przyjdzie czas, słońce wstanie dla ciebie jako nowego króla.
- Czyli ja naprawdę będę królem? Wow, to takie czadowe!
- Jest to również bardzo odpowiedzialne zadanie. Musisz być odważny i pracowity, a przy tym pomocny i dobry, żeby wyrosnąć na godnego następcę tronu.
- Jestem taki. - potwierdził. Lewek znowu zapatrzył się na horyzont.
- Wszystko, co widzisz, żyje ze sobą w doskonałej harmonii. Kiedyś po śmierci wyrośnie na nas trawa, którą jedzą antylopy. Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia. To ważne, żebyś nauczył się go szanować.
Kątem oka dostrzegła nadlatującego Teke. Majordamus wylądował przy jej łapach, ukłonił się i zaczekał cierpliwie, aż będzie mógł złożyć raport.
- Wieczorem pokażemy coś wyjątkowego tobie i rodzeństwu. - obiecała Malkia. - A teraz leć na śniadanie.
- Dobrze, mamo!
Odprowadziła lwiątko wzrokiem. Kesho dołączył do niej i oboje posłali sobie pokrzepiające spojrzenia, przygotowując się na raport. Agenti i Wema czekały na dole, aż będą mogli wyruszyć na patrol. Księżniczka miała w planach odwiedzić dzisiaj Miejsce Płomieni, którego była opiekunką.
Książe Hewa wbiegł do jaskini. Dopadł do upolowanej zebry, przeznaczonej tylko dla członków królewskiej rodziny. Kiedy był już najedzony, z zadowoleniem położył się pomiędzy Wise i Taje, żeby wysłuchać ich opowieści o Białej Ziemi. Uwielbiał dowiadywać się nowych rzeczy. Kiedy zdobywał wiedzę i umiejętności, czuł się jak prawdziwy następca tronu.
Hewa planował urządzić sobie drzemkę i może się później pobawić. Liczył na spokojny dzień. Stado zaczęło się rozchodzić do swoich obowiązków lub żeby nacieszyć się ładną pogodą. Lewkowi udało się nawet zamknąć oczy. Było tak cicho i spokojnie.
Zaraz.
Cicho i spokojnie?
Otworzył oczy, rozglądając się nieufnie. Wkrótce poczuł ciężar na swoich plecach, kiedy ktoś przycisnął go do ziemi. Hewa westchnął. Mając rodzeństwo rzadko można było liczyć na odpoczynek. Chciał przewrócić się na bok, jednak brat skutecznie mu to utrudnił.
- Poddajesz się? - usłyszał nad swoim uchem głos Mrithi'ego.
- Żartujesz, z zaskoczenia się nie liczy. - odpowiedział Hewa. Udało mu się wreszcie wyrwać bratu i teraz to on na niego wskoczył, rozpoczynając ich małe zapasy.
- Mama i tata już zeszli z Białej Skały, musimy iść. - Nafasi zatrzymała się przed siłującymi braćmi, posyłając im pospieszające spojrzenie.
Mrithi od razu zeskoczył z brata. Nie miał jeszcze grzywki, ale z niecierpliwością na nią oczekiwał. Zastanawiał się, czy będzie biała, czy czerwona. To z jakim entuzjazmem zareagował na słowa ich siostry, zwróciło uwagę Hewy. Lwiątko zmrużyło oczy.
- Naprawdę zamierzacie wymknąć się nad wodopój?
- Tak. Pytałem Mlinzi i wcale nie jest daleko. Będzie na nas czekać na miejscu. - odpowiedział jakby nigdy nic Mrithi.
- A rodzice? Opiekunki?
- Na przypale albo wcale! - zawołał najmłodszy z rodzeństwa, uśmiechając się wesoło.
Hewa westchnął. Przeniósł wzrok na siostrę, która siedziała cicho.
- Będziemy mieć szlaban.
- To okazja, żeby poznać Białą Ziemię. Bez towarzystwa rodziców. Będziemy jak dorośli. - starała się przekonać.
- Dobra, Hewa, jak będziesz chciał dołączyć, to wiesz, gdzie jesteśmy. - mrugnął do niego jasny lewek i popchnął lekko białą lwiczkę. Oboje zaczęli się kierować do wyjścia, obserwowani przez zdziwionego Hewe. Wreszcie jednak pierworodny syn pary królewskiej dogonił ich. Chociaż miał wątpliwości, co do ich nielegalnego wyjścia, wolał mieć oko na rodzeństwo. Czuł się za nich odpowiedzialny.
- Jest Mlinzi! - zwrócił się jasny lewek do rodzeństwa, jeszcze zanim zawołał głośniej. - Hej, Mlinzi!
Córka Agenti odwróciła się w stronę kuzynów, od razu posyłając im uśmiech. Podbiegła do nich.
- Hope i Kama już zerkają na was z ciekawością. - pokręciła łebkiem. - Przynajmniej coś się będzie wreszcie działo. Kui może przestanie tak kozaczyć. Chodźcie.
Wspomniany "Kui" przyjrzał im się z zainteresowaniem, jeszcze zanim zbliżyli się do wodopoju. Był z nich wszystkich najstarszym lwiątkiem. Odkąd Thema i Kweli przeprowadzili się do Białej Przystani, Kuimba uczył wszystkie lwiątka najlepszych zabaw. Zdążyła wyrosnąć mu czarna grzywka.
- No proszę, ktoś tu stęsknił się za kłopotami i zabawą?
- Podobno to się najlepiej łączy. - odpowiedziała czarna lwiczka, stojąca u boku lewka. Rozpoznali w niej Machozi, córkę Akili'ego i Asanty. Oczy Machozi były ciemnoniebieskie i przenikliwe. - Czekamy jeszcze na Surę i możemy zaczynać.
- A w co będziemy się bawić? - zapytała Nafasi.
- W berka, chowanego, może w zapasy lub wyścigi. Wszystko, co przyjdzie nam do głowy. - odpowiedziała czarna lwiczka. - Możecie też zaproponować coś swojego. Byle nie w królestwo, w to bawiliśmy się wczoraj. Wiele was omija przez siedzenie w jaskini.
- To i tak lepsze niż chodzenie do szkoły dla lwiątek. - odezwał się nowy głos i wszyscy zerknęli na Surę, stojącego w wodzie. - To nudne.
- Co jest nudnego w zdobywaniu wiedzy? - zapytał oburzony Hewa.
- A co jest fajnego w spędzaniu dnia na czymś innym niż zabawa? Zwykle muszę pomagać rodzicom w Miejscu Skał. - wzruszył ramionami.
Hewa, Nafasi i Mrithi dobrze wspominali swój pierwszy dzień z rówieśnikami. Dużo się bawili, oglądali ptaki i na koniec nawet urządzili sobie drzemkę w cieniu drzewa. Dopiero kiedy nadszedł wieczór i musieli podejść do rodziców, czuli na swoich barkach ciężar ich małej ucieczki.
- Najpierw wodopój a niedługo dowiem się, że będę musiała was szukać w Tęczowej Krainie! - oburzyła się Malkia, wpatrując się gniewnie na trójkę lwiątek przed sobą. Musiała obniżyć pyszczek, żeby patrzyli jej w oczy, chociaż unikali jej spojrzenia. - To nie jest zabawa, dzieci. Musicie nas informować o waszych wyjściach. Hope i Kama nie zawsze będą mogły upilnować was wszystkich. Musicie być odpowiedzialni i zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw, które wręcz kochają takie małe lwiątka.
- Już pomijając fakt, że potrzebujecie naszej zgody, żeby wyjść nad wodopój, a jak pamiętam, żadne z was jej nie dostało. - mruknął niezadowolonym głosem Kesho. - I w ten właśnie sposób możecie być pewni, że przez kilka dni nasze babcie nie będą odstępować was na krok.
- Kilka dni? - zapytali równocześnie.
- Mogę to zwiększyć, ale zależy mi, żebyście mieli dobry kontakt z innymi lwiątkami i mogli się bawić. Musicie jednak nauczyć się, że ucieczka nie jest wskazana. - odpowiedział.
- Czy to znaczy, że odwołujecie dzisiejszą niespodziankę? - zapytał z przejęciem Hewa, zwracając na siebie spojrzenia rodzeństwa. Uśmiechnął się głupio. A tak, zapomniał im powiedzieć.
Malkia i Kesho wymienili spojrzenia, jakby się zastanawiali.
- Nie, to wciąż aktualne. Chodźcie. - rzucił Kesho, prowadząc swoje dzieci w stronę łąki.
Kiedy cała piątka dotarła na miejsce i ułożyła się wśród traw, królowa spojrzała na swoje dzieci z uczuciem. Niebo było ciemne i pełne gwiazd. To właśnie one przyciągały uwagę lwiątek.
- Z gwiazd patrzą na nas wszyscy wielcy władcy z przeszłości. Nasi przodkowie, którym wiele zawdzięczamy. Każdy dobry lew znajdzie tam swoje miejsce po śmierci. A niektórzy czuwają nad nami jako duchowi przewodnicy. Może uda wam się waszych odkryć, kiedy nadejdzie czas.
Lwiątka zamierzały zapamiętać słowa matki. Rozmawiały z podekscytowaniem o tym, jakiego duchowego przewodnika mogą mieć. Nawet znaleźli czas, żeby się trochę pobawić z Kesho, zanim zasnęli przy boku Malki. Lwica wpatrywała się w swoje maluchy, zanim przeniosła wzrok na leżącego obok lwa. Będą musieli wracać na Białą Skałę.
- Chciałabym, żeby byli szczęśliwi.
- Zrobimy wszystko, żeby tak się stało. - obiecał, składając na jej pyszczku pocałunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz