niedziela, 18 sierpnia 2024

Rozdział 214

Trzy miesiące później

- Jesteś pewna? 
Łagodny głos Malki sprawił, że Maji westchnęła ciężko. Zerknęła przelotnie na brzuch królowej, który robił się większy z każdym dniem. Całe stado ucieszyło się, kiedy królewska para zdecydowała się na lwiątka. Nadal martwili się przez nawał obowiązków, ale teraz potrafili lepiej panować nad organizacją. Mieli również radę białoziemców, zawsze gotową do pomocy. Kesho zwrócił również uwagę, żeby ich lwiątko nie było młodsze od swoich kuzynów i rówieśników. Tak miałoby się chociaż z kim bawić. Ten argument był na tyle przekonujący, że Malkia nie mogła się doczekać narodzin następcy tronu.
- Jeśli będę zwlekać dłużej, to będzie mi jeszcze trudniej opuścić Białą Ziemię. Moje lwiątka już teraz za bardzo przyzwyczaiły się do życia tutaj. Biała Przystań nie jest daleko, będziemy was odwiedzać. Chcę już wypełnić moje obowiązki. - wyjaśniła księżniczka. - A ty uważaj na siebie i w razie problemu od razu wyślij ptaka z wiadomością.
- Masz to zagwarantowane. - zaśmiała się Malkia, przytulając siostrę, żeby ukryć swój smutek.
Rozstanie z Maji było trudne. To jej decyzją było wysłać Maji do Białej Przystani. Chciała, żeby każda z sióstr miała ważne zadanie, takie godne księżniczki. Myślała, że już przyzwyczaiła się do myśli, że będą się rzadko widywać. Westchnęła, odsuwając się. 
- Jak dotrzecie na miejsce, od razu dajcie znać. 
- Opiekujcie się sobą nawzajem. Biała Przystań jest w dobrych łapach. - Kesho posłał bratu krótkie, męskie spojrzenie, na które Cheka kiwnął głową. 
Maji i Cheka zerknęli na swoje lwiątka. Rodzina zdążyła się z nimi pożegnać, długo ściskając i wręczając jakieś zabawki. Ich lwiątkom wystarczyła jednak własna obecność. Odkąd nauczyli się chodzić, biegać i mówić, ich charaktery były bardziej dostrzegalne. Oboje byli nieśmiali jak Maji. Lwiczka była ciekawska świata i wesoła jak ojciec, natomiast lewek był małym zazdrośnikiem, długo trzymającym urazę. Thema i Kweli bardzo się jednak kochali. Rodzice nauczyli ich, żeby okazywać to sobie każdego dnia. 
- Dzieci, już czas. - zawołała ich Maji. 
Thema akurat była w trakcie gryzienia ucha swojego brata. To Kweli pierwszy zwrócił uwagę na słowa matki i pacnął siostrę łapką. 
- Zejdź ze mnie, nie mamy całego dnia. 
- Tak ci się spieszy do nowego domu? - zdziwiła się Thema.
- Thema, proszę, pobawicie się później. - upomniał Cheka. 
- A będę mogła podróżować na twoim grzbiecie? - zapytała lwiczka, podbiegając do ojca. Szybko schowała się za jego łapami, kiedy dostrzegła zgromadzone stado. Kweli poszedł w ślad za nią, chowając się za łapami matki. Jego czerwona grzywka lekko poruszyła się przez wiatr. 
- Bezpiecznej drogi! - zawołała Kukaa.
Maji uśmiechnęła się do niej z przejęciem, zanim pogoniła swoje lwiątka do marszu. Wkrótce sylwetki czwórki lwów - dwie duże i dwie małe - zniknęły na horyzoncie. To był nowy rozdział w życiu ich małej rodziny, jednak czuli, że będzie warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz