niedziela, 18 sierpnia 2024

Rozdział 215

Milele

Jaskinia była mała, ale ją lubiłam. Nasz nowy dom różnił się od tego na Białej Skale. Tam jaskinia pogrążała się w głośnych rozmowach i zabawnych żarcikach jeszcze przed porą spania. Dlatego zawsze po kolacji, kiedy wracaliśmy z Białej Skały do Miejsca Skał, odczuwałam ciszę i samotność. Nie pomagało nawet to, że mogłam wtulić się w futro swojego partnera. Daha pachniał słońcem i sawanną. Odkryliśmy, że lubimy się przytulać i stało się to naszą wieczorną rutyną. 
Nawet teraz po ciężkim dniu, potrafiliśmy znaleźć trochę czasu dla siebie. Leżeliśmy na małym podwyższeniu, dyskutując na temat problemów zwierząt z Miejsca Skał. Naszą rozmowę przerwało ciche kichnięcie, więc oboje spojrzeliśmy na lwiątko w moich łapach.
Na lwiątko zdecydowaliśmy się niedługo po tym, jak urodziła Maji. Byłam zachwycona dziećmi siostry i sama chciałam doświadczyć uroków macierzyństwa. Daha miał obawy, czy będzie dobrym ojcem, skoro nigdy nie poznał swojego. Ja bym na jego miejscu bardziej obawiała się tego, żeby nie zachowywał się jak Giza. Matka mojego partnera była straszna i zaborcza. Ich kontakt znacznie się ochłodził przez to, że Daha przebywał na wygnaniu, a Giza pod władzą Kivuli'ego. Kiedy wrócił jako nastolatek i z czasem związał ze mną, ich relacja stała się jeszcze gorsza. Czułam na sobie jej nienawistne spojrzenia, ale nigdy nie ośmieliła się rzucić mi wyzwania, wiedząc, że będę potrafiła odpowiedzieć. Byłam córką króla Mfalme i królowej Kukii, siostrą królowej Malki, wnuczką królowej Nory i króla Kisu. Nikogo się nie bałam i przed nikim nie uległam. 
- Myślisz, że nasz syn rozumie, co mówimy? - Daha spojrzał z czułością na pierworodnego. 
Doczekaliśmy tylko jednego lwiątka. Poród pamiętam jako długie i bolesne przeżycie, więc nie chciałam przechodzić przez to ponownie. 
Sura* był najpiękniejszym rozdziałem w naszym życiu. Odkąd się urodził, wszystko wydawało się lepsze. Teraz lepiej rozumiałam swoich rodziców. Często zastanawialiśmy się z Dahą, jak będzie wyglądać jego przyszłość, jaki będzie miał charakter, czy też będzie opiekował się Miejscem Skał. Był naszą mieszanką - futro i oczy ojca, ale brzuszek i pyszczek w kolorze moich plam. Nos miał czarny, podobnie jak pędzelek ogona i czułam, że będzie w przyszłości miał imponującą grzywę w tym kolorze. Schyliłam pysk, żeby polizać synka po głowie.
- Myślę, że nie interesuje go konflikt krokodyli. 
- Szkoda, powinien od małego przygotowywać się do ważnych obowiązków. - głos lwicy rozległ się przy wejściu do jaskini, jeszcze zanim Giza przekroczyła próg, obdarzając nas nieprzyjemnym spojrzeniem. Spięłam mięśnie, co Daha musiał wyczuć, przecież leżał blisko mnie. Podniósł się.
- Co tu robisz, matko?
- Odwiedzam swojego ukochanego synka, nie mogę? - zapytała z pretensją, na co wywróciłam oczami. Od razu oberwałam od niej spojrzeniem. - Mhm, powinnaś dawać mu więcej mleka. Mój wnuk musi wyrosnąć na silnego lwa. 
- Myślę, że sama musisz jeść więcej, bo na starość zaczynasz głuchnąć. - odwarknęłam. - Mówiłam ci już, że wtrącanie się w to, jak wychowujemy naszego syna, skończy się dla ciebie źle.
- Sam słyszysz, że mi grozi! - teraz spojrzała na mojego partnera. - Nie zrobisz z tym nic?
- Mówiłem ci, żebyś nie przychodziła do naszej jaskini bez zaproszenia. Miejsce Skał jest dla zwierzyny i dla nas jako opiekunów. Reszta stada ma się trzymać Białej Ziemi. 
- Chciałam odwiedzić mojego syna, a wy mnie macie za najgorszą. - powtórzyła, kolejny raz z pomrukiem niezadowolenia. 
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Wizyty Gizy zawsze wyglądały tak samo. Przychodziła, narzekała, dawała niemiłe komentarze na temat naszego sposobu wychowania Sury, a potem wracała na Białą Skałę. Liczyłam, że tak będzie również teraz, znaczy to ostatnie, więc zajęłam się myciem małego. Daha i Giza kłócili się w tle. Ostatecznie lwica uparła się, że nie będzie wracać nocą. Westchnęłam. Gwiazdy już dawno błyszczały na nocnym niebie.
- Jest zakaz opuszczania jaskini na Białej Skale o takiej porze. Będziesz mieć problemy. - rzucił Daha z irytacją. 
- Twoja partnerka to siostra królowej, wybroni mnie. - mruknęła lekceważąco, na co jeszcze bardziej się zirytowałam. 
Ostatecznie Giza została na noc, bo faktycznie kazanie jej wracać o tej porze byłoby z naszej strony słabe. Zamierzałam jednak porozmawiać z siostrą o lepszym pilnowaniu tej konkretnej lwicy.


*rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz