Biała Ziemia
Rafa wpatrywał się w malowidła na ścianie baobabu. Wszystkie wiązały się z historią Białej Ziemi, przedstawiały lwich mieszkańców nie tylko będących członkami rodziny królewskiej. Obok szamana siedziała Matibabu. Medyczka wyrwała się z zamyślenia, przenosząc wzrok na szamana.
- Mam złe przeczucia.
Ich uwagę odwróciły odgłosy kroków. Nie musieli się odwracać, żeby wiedzieć, że to Kivuli kolejny raz postanowił zaszczycić ich swoją obecnością. Lew zlustrował wzrokiem Matibabu, zanim zatrzymał spojrzenie na Rafie. To właśnie do niego podszedł pewnym krokiem. Rafa drgnął pod naciskiem ostrego spojrzenia wroga.
- W czym mogę ci pomóc, Kivuli? - mruknął niezadowolonym, zachrypniętym głosem.
- Wkrótce będziesz się do mnie zwracał "królu". - odpowiedział, uśmiechając się sztucznie. - Moja ceremonia mianowania na władcę Białej Ziemi powinna się odbyć jutro.
- Skąd ten pomysł? - wtrąciła się Matibabu, mrużąc nieprzyjaźnie oczy.
- Czyż jako wasz władca nie zasługuje na to, żeby mieć prawdziwą ceremonię?
Matibabu i Rafa wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Odmawiam. Władcami naszej ziemi są Mfalme i Kukaa. Tak długo, jak będą żyli i mieli następców, to rodzinie Wise przypada prawo do rządzenia Białą Ziemią. Nie tobie o tym decydować, Kivuli.
Rafa nie zdążył nic więcej dodać. Właściwie czy jakiekolwiek słowa byłyby w stanie przemówić Kivuli'emu do rozsądku? Lew rzucił się na Matibabu. Ich walka była krótka, ale zaciekła. Niestety Matibabu nie była najlepsza w walce, co doprowadziło do powalenia jej na ziemię. Kivuli przycisnął łapę z wysuniętymi pazurami do szyi lwicy.
- Czy nadal zamierzasz mi odmawiać? - zapytał spokojnie. - Jeśli tak, możesz być pewien, że będziesz miał jej życie na sumieniu.
- Nie zgadzaj się! On nie może być królem! - warknęła Matibabu, przez co Kivuli mocniej docisnął pazury do jej szyi, powodując u lwicy bolesny okrzyk. Widziała w oczach Rafy wahanie. Przyznanie tronu Kivuli'emu mogło być wyrokiem dla Białej Ziemi.
- Zgadzam się, tylko ją zostaw.
Kivuli uśmiechnął lekko i szyderczo, zanim puścił Matibabu. Medyczka od razu usiadła, próbując złapać oddech.
- Musisz mieć żonę, ponieważ tylko w taki sposób zyskasz przychylność stada. - skłamał szaman.
Kivuli przyjrzał mu się uważnie.
- Co to za głupia zasada? Już teraz mam ich przychylność. - warknął.
Opuścił baobab. Rafa od razu zbliżył się do Matibabu, otaczając ją przyjacielskim ramieniem.
- Przepraszam.
- Kivuli'ego z tronu zrzuci tylko śmierć. - odpowiedziała.
Władca Białej Ziemi nie musiał mieć partnera, kiedy zasiadał na tronie, jednak było to dobrze widziane przez stado. Ta myśl prowadziła Kivuli'ego przez sawannę. Przemierzał ją wzburzonym krokiem. Za nim podążała jego córka.
- Przecież ja mogę zostać królową. Jaka to różnica.
- Posadzić córkę u swojego boku? Zajmij się lepiej czymś pożytecznym, zamiast myśleć jak głupia lwica. - warknął.
Kivulia prychnęła w odpowiedzi. Wpatrywała się w ojca, który właśnie przenosił wzrok na wracające z polowania białoziemki.
- Adele, podejdź.
Lwica z grzywką od razu ruszyła w jego stronę. Od pewnego czasu zdawała się go mniej bać, ale Kivulia wiedziała, że to tylko jedna z manipulacyjnych sztuczek jej ojca.
- Tak?
- Powiedz mi, moja droga, kto cieszy się największym szacunkiem w stadzie? Oprócz mnie oczywiście.
Adele zamyśliła się, wyraźnie zaskoczona pytaniem. Lew wiedział jednak, że od niej zawsze uzyska odpowiedź. Wywarła na nim dobre wrażenie. To sprawiło, że wciągnął ją w swoje toksyczne sidła.
- Kamba. Jest najstarsza w naszej grupie. Właściwie jest jedną z założycielek Białej Ziemi. Dlaczego pytasz?
- Wkrótce się przekonasz. - odpowiedział tajemniczo. - Gdzie ją znajdę?
- Jest na Białej Skale. - odpowiedziała z wahaniem.
Odkąd Lia, Wema, Tezya, Vasanti i Kama stały się nastolatkami i zaczęły brać aktywny udział w polowaniu, ponownie białoziemcy mogli zajmować dwie jaskinie. To zmniejszało prawdopodobieństwo trafienia na ich wrogów i pozwalało obmyślać własne plany na ucieczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz