piątek, 9 sierpnia 2024

Rozdział 197

Biała Ziemia

Adele podążyła za Kivuli'm. Miała złe przeczucia, których próbowała się pozbyć. Lew od dłuższego czasu poświęcał jej dużo uwagi, którą lwica chętnie przyjmowała. Siostry ostrzegały ją, żeby uważała, bo Kivuli nie może mieć dobrych zamiarów. Obserwowały jak pod jego słowami, Adele zaczyna się zmieniać. 
Kivuli wszedł do jaskini na Białej Skale, obdarzając przebywające w niej lwice groźnym spojrzeniem. Takie samo zatrzymał na Kambie. Lwica wpatrywała się w niego zmrużonymi oczami, jeszcze nieświadoma jego decyzji. Dopiero kiedy Kivuli kazał wszystkim opuścić jaskinię i zostawić go samego z Kambą, podniosła się ze swojego miejsca. 
- Czego chcesz? - warknęła nieprzyjaźnie. Ze wszystkich białoziemek to ona najdłużej się mu opierała. Była odważna i wierna. Kivuli wywrócił oczami na jej agresywny ton. Sam jednak odpowiedział takim samym, zupełnie jakby grali w grę o byciu najgroźniejszym. 
- Po co te nerwy? Przynoszę ci dobrą wiadomość. - zaczął. - Rafa chce mianować mnie na oficjalnego króla Białej Ziemi, a to oznacza, że będę potrzebował królowej. Wybrałem ciebie. - widząc jej zaskoczone spojrzenie, zaśmiał się krótko. - To jest ten moment, w którym powinnaś się ucieszyć i pokłonić przed swoim królem. 
- Nie jesteś moim królem i nigdy nie zgodzę się zostać twoją żoną. - warknęła, wyrywając się z zaskoczenia. Kamba wysunęła pazury, przygotowując się do walki. Słusznie, bo ta nastąpiła w ciągu następnych uderzeń serca.
Kivuli rzucił się na Kambę, zapraszając ją do walki. Przeturlali się po jaskini, skupieni na zyskaniu przewagi. Gryźli się i drapali zaciekle. Kamba poczuła, jak Kivuli gryzie ją w łapę, podczas kiedy ona odwdzięczyła się rozcięciem jego boku. 
Długa walka zakończyła się jednak zwycięstwem lwa. Był silnym przeciwnikiem. Adele wcześniej czekała posłusznie przed jaskinią. Zdążyła jednak wejść do niej w ostatniej chwili. Kivuli pochylał się nad Kambą, gotowy odebrać jej życie za brak posłuszeństwa. Opiekunka lwiątek miała wiele ran z których kapała świeża krew. Kivuli był także w nie najlepszym stanie.
- Zaczekaj! - krzyknęła pomarańczowa, podbiegając do samca. - Jeśli ją zabijesz, to przecież stado cię znienawidzi. 
- Mam to gdzieś! - odwarknął, ale zdołała zyskać jego uwagę.
- Przecież nie będziesz zabijał każdego lwa, który się zbuntuje przeciwko tobie. Wtedy nie będziesz miał swojego wymarzonego stada. - upierała się Adele. Zerknęła kątem oka na Kambę. Musiała odwrócić wzrok, bo spojrzenie które rzucił jej Kivuli, było jeszcze bardziej intensywne niż zwykle.
- Czy będziesz mi wierna, Adele?
Pomarańczowa lwica wiedziała, że musi teraz zrobić wszystko, żeby obronić Kambę. 
- Chętnie zostanę twoją królową. Obiecuję, że nie będę ci wchodzić w drogę.
To był moment, w którym Kivuli połączył ich pyszczki w pocałunku. Dla Adele nie był to jednak moment pełen motylków w brzuchu. Od nienawiści do lwa, silniejsza była tylko myśl, że musi być mu posłuszna. Ich toksyczna relacja odbiła się gorzkim smakiem na pierwszym pocałunku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz