Malkia i Kesho pogrążyli się w królewskich obowiązkach. Wkrótce mieli wyznaczyć swoich doradców. Młoda królowa miała również plan. Wiedziała, że oznacza on duże zmiany dla Białej Ziemi, ale równocześnie zapewni jej bezpieczeństwo. Nowi władcy mieli trudne zadanie. Dostali królestwo, które chociaż znowu cieszyło się spokojem, to nie mogli dopuścić do ponownego wygnania. A antagonistów gotowych zabić, żeby tylko zdobyć tron, mogliby długo wyliczać. Takim była Kivulia, o której ślad zaginął. Musieli mieć się na baczności, mając świadomość, że lwica może powrócić. Nie wiedzieli, czego się spodziewać po córce wroga. Zmiany zapiszą się w historii ich ziemi, ale równocześnie będą jej największym błogosławieństwem.
Maji weszła do jaskini. W uszach nadal słyszała głos nowego majordamusa. Składał właśnie raport Malkii. Posłała siostrze pocieszający uśmiech. W środku od razu usiadła obok Adele, odchylając głowę do tyłu z cichym jękiem.
- To był najkrótszy spacer w moim życiu, a łapy bolą mnie tak, jakbym przeszła przez całą Białą Ziemię.
Adele zaśmiała się cicho z rozbawieniem.
- Mówiłam, że nie będzie łatwo.
Maji i Cheka nie planowali powiększenia rodziny tak szybko, ale ich miłość miała inne plany i wkrótce najmłodsza córka Mfalme, dowiedziała się o tym, że nosi pod sercem nowe życie. Teraz była na końcówce swojej ciąży i z każdym dniem narzekała coraz więcej.
- Ale będzie warto. - westchnęła Maji, teraz zmieniając pozycję na leżącą.
Wkrótce do jaskini wszedł Akili. Położył się obok Adele, rzucając krótkie spojrzenie na jej lwiątko. Białoziemcy starali się traktować jedyne dziecko Adele jako członka stada, którym przecież był. Lwica była im za to wdzięczna. Miała też wsparcie swoich sióstr. Każdy jednak wiedział, że jej syn miał krew ich wroga, Kivuli'ego i przez to martwiła się, że spotka się w przyszłości z rówieśniczymi problemami. Na razie był jedynym i najstarszym lwiątkiem.
- Rozmawiałeś z Asantą? - zapytała leniwie Maji, zwracając się do przyjaciela Agenti.
- Tak, ale wciąż chce poczekać. - westchnął Akili. - Chciałaby jeszcze więcej trenować ze swoimi rodzicami, a ciąża zabroniłaby jej walki przez długi czas.
- Te problemy młodych par. - wywróciła oczami Adele i polizała swojego syna, zanim lwiątko wyszło z jej łap, żeby nierównym krokiem przechadzać się po jaskini.
Adele uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, szybko jednak utkwiła spojrzenie ponownie w swoim synu. Pamiętała, że nazwała go na cześć swojego śpiewu, który przecież sprawił, że jego ojciec się nią zainteresowań i ona sama była ze swojego głosu bardzo zadowolona. Nie zapomniała jednak pierwszej myśli, kiedy dowiedziała się, że urodziła lewka.
"Kivuli chciał mieć ze mną syna."
*śpiew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz