czwartek, 22 sierpnia 2024

Rozdział 220

Hewa i Savana szybko zrozumieli, że wiele ich łączy, kiedy mogli zacząć chodzić do szkoły dla lwiątek. Oboje byli punktualni i uwielbiali zdobywać wiedzę. Zajęcia były podzielone na dni, więc jednego dnia mogli brać udział tylko w jednej aktywności i to o określonej porze. Mogły być rano, popołudniu albo wieczorem, w zależności od czasu mentora. Następnego dnia kolejna lekcja i tak dalej, aż wpadali w pewnego rodzaju rutynę. Najbardziej Hewa i Savana uwielbiali naukę historii, prowadzoną przez Binti. Zawsze dowiadywali się czegoś nowego o Białej Ziemi i poznawali inne terytoria do niej należące lub będące w sojuszu.
Entuzjazmu księcia i jego przyjaciółki nie podzielały inne lwiątka. O ile tamta parka mogła brać udział w każdej aktywności bez znudzenia, tak pozostałe lwiątka wybierały sobie konkretne zajęcia, które lubiły, a na pozostałych zdarzało im się nudzić. W tak młodym wieku woleliby się bawić.
Nauka podstaw polowania prowadzona przez Nzuri, spodobała się w szczególności Machozi, Mlinzi i Nafasi. Każda z nich wiedziała, że w przyszłości weźmie udział w egzaminie z polowania.
Lekcje Shiry o kręgu życia najbardziej polubili Mlinzi i Sura. To wtedy mogli brać udział w spacerach i obserwacjach zwierząt żyjących na sawannie. 
Vasanti jako mentorka prowadziła naukę podstaw walki, ulubioną jeśli chodzi o Surę i Kuimbę. Machozi również odnajdywała się dobrze w walce, co nikogo nie dziwiło. 
Natomiast największym zainteresowaniem cieszyły się zajęcia Lajli. Nauka o gwiazdach spodobała się wszystkim lwiątkom, szczególnie Mrithi'emu. Nie mogli ich długo oglądać ze względu na późną porę i potrzebę położenia się do snu, ale Lajla potrafiła ciekawie opowiadać i przedstawiać gwiazdy, świecące każdej nocy nad ich głowami. 
Znalazł się oczywiście dzień, w którym lwiątka mogły beztrosko spędzić czas w swoim towarzystwie. Wybrali się na skałki, leniwie przeciągając się w promieniach słońca. Machozi, Mlinzi, Nafasi i Savana rozmawiały o czymś ściszonymi głosami, co jakiś czas chichocząc z rozbawieniem. Kuimba i Sura urządzili sobie małe zapasy. Mrithi głośno im kibicował. Hewa w tym czasie obserwował polowanie lwic, śledząc uważnym wzrokiem ich skradanie się w stronę stada antylop. 
- Ej, bracie, chodź się posiłujemy, będzie zabawnie. - zawołał radośnie Mrithi, od razu siadając przy następcy tronu i obdarzając go uśmiechem. 
- Mhm, niech będzie. - zgodził się Hewa, podnosząc na równe łapy i przeciągając. 
Mrithi podążył wzrokiem tam, gdzie wcześniej wpatrywał się jego brat. Lwice były coraz bliżej antylop, ale musiały najwidoczniej zmienić strategie. 
- O, polowanie. 
- Tak, lepiej będzie im nie przeszkadzać, jeśli chcemy dostać obiad. - dodał Hewa. Lewek przypadł do pozycji łowieckiej, skradając się w stronę ogonka Nafasi. Siostra jednak go w porę zauważyła i ze śmiechem schowała się za Savaną. 
Pogrążeni w zabawie nie zauważyli, że Mrithi zszedł ze skałek i podążył w stronę polujących lwic. W głowie już zdążył ułożyć plan na psikusa. Lwiątka zorientowały się, że ich przyjaciel oddalił się, dopiero kiedy rozległ się jego krzyk.
- AAAAAA WĄŻ! 
Mrithi wydarł się tak głośno, że spłoszył stado antylop. Niektóre lwice polujące rzuciły się za nimi w pogoń, ale było oczywiste, że polowanie zakończyło się niepowodzeniem. Idia westchnęła z żalem. Lia natomiast znalazła się od razu przy księciu, lustrując otoczenie wzrokiem w poszukiwaniu wspomnianego węża. Zmrużyła oczy. 
- Nie widzę żadnego węża. 
- Bo to psikus! Dałyście się nabrać! - zaśmiał się Mrithi. Zawtórowali mu tylko Sura i Kuimba, natomiast Nafasi i Hewa wymienili szybkie spojrzenia. 
Mrithi wrócił do swoich przyjaciół i wkrótce pogrążyli się w kolejnych wyczerpujących zabawach. Berek zdążył ich zmęczyć, więc chowanego okazało się sposobem na odpoczynek. Nie widzieli, że w tym samym czasie Idia, Lia i Imani rozmawiały na Białej Skale z Malkią i Kesho o wyczynie ich syna.
- Moje lwice długo czaiły się na to stado antylop. Każde polowanie jest czasochłonne. - mówiła ze spokojem Idia, chociaż jej spojrzenie wcale nie pasowało do tonu jej głosu. Była rozdrażniona. Westchnęła, zanim kontynuowała. - Oczywiście niektóre muszę teraz odesłać na przerwę ze względu na zmęczenie, ale lwice w lepszej kondycji zabiorę na kolejne polowanie. Obiad dzisiaj stanie się kolacją, trudno.
- Porozmawiajcie z Mrithi'm. Nawet nie chodzi o to, żeby dawać mu karę, bo to jeszcze lwiątko, ale musi nauczyć się szacunku do naszej pracy. - odezwała się Lia. Zwracała się dużo swobodniej do władców, ponieważ byli jej przyjaciółmi.
- Na razie utrudnił nam prace. Jeśli jakiemuś z lwiątek przyjdzie do głowy taki głupi pomysł, to osobiście będę obserwować ich polowanie na góralki. - mruknęła Imani, pocieszająco przejeżdżając ogonem po boku swojej przyjaciółki, Idii. 
Kesho zaciskał zęby ze zirytowania. Zachowanie syna mu się nie podobało i był pewien, że sobie z nim porozmawia, kiedy tylko lwiątko wróci na Białą Skałę. Malkia natomiast zachowała spokojny wyraz pyszczka i pierwsza się odezwała. 
- Dziękuję, że nam powiedziałyście. Daj odpocząć swoim lwicom, Idio, to gorący i długi dzień. Akili, Tabia i Daha przebywają teraz blisko Białej Skały, możesz im zlecić polowanie. 
- Tak zrobię, ale dołączę do nich. Imani, Lia, chcecie też?
- Jeszcze pytasz. - odpowiedziała córka Kamby i kiwnęła głową do Malki na pożegnanie.
Kiedy trójka lwic opuściła Białą Skałę, Malkia i Kesho wymienili porozumiewawcze spojrzenia i westchnęli niemal równocześnie pod wpływem głupiego zachowania ich najmłodszego lwiątka. 
Nie zamierzali tego zostawić i faktycznie następnego dnia, jeszcze przed wschodem słońca, obudzili Mrithi'ego i wyprowadzili z jaskini. Lwiątko ziewało co jakiś czas, nieprzyzwyczajony do tak wczesnego wstawania. Jego oczy kleiły się i nawet nie podejrzewał, że po wczorajszym wykładzie od rodziców na temat jego złego zachowania, spotka go jeszcze kara. Otworzył szerzej oczy dopiero na widok baobabu. Rzucił podejrzliwe spojrzenie Kesho, kiedy lew uniósł go i wspiął się z synem w pysku na ogromne drzewo. Malkia podążyła ich śladem. 
Matibabu musiała zostać wcześniej powiadomiona o ich przybyciu, bo już czekała wśród korony drzewa. Jej sierść lśniła od czysta, ale były w niej zaplątane pojedyncze małe listki. 
- Dzień dobry, Matibabu. - przywitał się uprzejmie książę i spojrzał na rodziców ze znakiem zapytania w oczach. - Co tutaj robimy? Nic mi nie dolega. 
- Zawiedliśmy się na tobie przez tego pożal się lwie "psikusa", który przysporzył stresu i zmęczenia lwicom i lwom polującym, a stado pozbawił obiadu. - zaczął Kesho.
- Już wiem, że źle zrobiłem. Mówiliście wczoraj. - westchnął Mrithi. - Przeprosiłem lwice polujące, a Idia mi wybaczyła. Mogę obiecać, że jak dorosnę, to upoluje nawet całe stado antylop dla naszego stada.
- Mrithi, czy zasady kręgu życia są ci obce? Nawet pomimo lekcji prowadzonych z dokładnością przez Shirę? - Malkia usiadła, żeby przyciągnąć do siebie ogonem syna i zmusić go do kontaktu wzrokowego. - To dobrze, że rozumiesz błąd w swoim zachowaniu i że więcej go nie powtórzysz, oraz że sam przeprosiłeś. Kłopot w tym, że mówiąc o upolowaniu całego stada antylop, naruszyłbyś zasady kręgu życia. Tak duża ilość posiłku nie jest nam potrzebna, zmarnowałaby się, w efekcie czego okazałbyś jej brak szacunku. 
- Zwierzyny jest dużo. - zaprotestował. 
- Dlatego że nie polujemy dla zabawy czy dla udowodnienia czegoś, ale żeby przetrwać. Lwice i lwy polujące wiedzą, ile powinni upolować i kiedy, żeby stado było najedzone, a harmonia zachowana. Polują na różnych obszarach naszego terytorium. - mówiła dalej Malkia. - To ważne, żebyś nauczył się tych zasad, żeby dbać o Białą Ziemię. 
- Dlatego cały dzisiejszy dzień spędzisz z Matibabu. Będziesz jej pomagał we wszystkim, o co cię poprosi. Bez marudzenia, synu. Tego nawet nie traktuj jako kary, to będzie dla ciebie ważna lekcja na temat pomagania innym. - powiedział Kesho. 
Mrithi otworzył pyszczek, chcąc zaprotestować, ale zamknął go pod wpływem spojrzenia rodziców. Oboje byli zawiedzeni jego zachowaniem. Wiedzieli, że jest lwiątkiem i dopiero poznaje świat, ale chcieli go dobrze wychować i ze świadomością, że czyny mają konsekwencje. Lewek przyglądał się, jak oboje odchodzą, zostawiając go samego z Matibabu. 
Znał medyczkę Białej Ziemi jedynie z widzenia. Raz przyszli do niej po owoc, żeby zagrać w piłkę. Matibabu kojarzyła się jako mądra i surowa lwica, ale także chętna do pomocy w każdej sprawie, nawet tej najdrobniejszej. 
- Chodźmy, praca czeka. - zawołała go, kierując się w głąb baobabu. Mrithi podążył za nią niepewnym krokiem w środek miejsca, którego nigdy wcześniej nie widział tak szczegółowo. 
Początkowo pomagał jedynie w sortowaniu leczniczych roślin na odpowiednią stertę. To było monotonne. Spodobało mu się rozgniatanie owoców na farby. Miał przy tym wiele radości i nawet udało mu się pobrudzić. Matibabu jednak nie wydawała się rozgniewana jego dziecięcą ekscytacją, a nawet pokazała mu rysunki wszystkich lwich mieszkańców królestwa. Na dłużej zatrzymali się przy linii królewskiej, ciągnącej się od samej Wise. 
- Wow, to niesamowite. Dużo czasu trzeba, żeby narysować taki obrazek? - zapytał.
- Tak, jeśli ma się dwie łapy a nie ręce. - odpowiedziała zamyślona. - Ale warto uwieczniać historie, którą potem będą mogły przekazywać sobie następne pokolenia. 
- Moi rodzice chcą mnie jedynie zawsze pouczać. - prychnął lewek, odwracając wzrok od swojego wizerunku na ścianie jaskini. 
- Mhm. Bycie lwiątkiem nie jest łatwe, ale rodzice też mają trudne zadanie. To, jak wychowają swoje potomstwo, ich uwaga i miłość, wpływa na waszą wspólną przyszłość. - odpowiedziała. Wyczuła na sobie wzrok lwiątka dopiero po chwili. - Spójrz na te wszystkie rysunki. Twoi rodzice też byli kiedyś lwiątkami. Dorastali w mrocznych czasach i teraz muszą się skupić na królestwie bardziej niż pokolenia przed nimi, a przy tym chcą spędzać z wami jak najwięcej czasu. 
- Nigdy nie widziałem tego w ten sposób. - przyznał. 
- Jak się jest starym, to wszystko wydaje się bardziej zrozumiałe. - Matibabu posłała mu lekki uśmiech. - A w byciu młodym najlepszym jest odkrywanie.
Opowiedziała Mrithi'emu kilka historii o starych pokoleniach. Przerwała na wizytę pierwszego dzisiaj pacjenta, którym okazała się młoda gepardzica imieniem Mbio*. Mrithi ucieszył się, kiedy Matibabu zgodziła się, żeby jej pomógł zająć się pacjentką. Chociaż jego rola miała polegać tylko na przynoszeniu odpowiednich mieszanek i wyrzucaniu opatrunków z liści. Matibabu przyglądała mu się dyskretnie, widząc w młodym księciu ogromny potencjał. 
Kiedy Mrithi pod wieczór wrócił na Białą Skałę, od razu podbiegł do rodziców i rodzeństwa, opowiadając im z podekscytowaniem o wszystkim, czego się nauczył i oznajmiając, że jutro idzie znowu do Matibabu. Malkia skarciła go za użycie słów "jest stara i trzeba jej pomagać", ale oprócz tego była zadowolona z postawy syna. Wtuliła się w grzywę swojego partnera. 

*wyścig

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz