Oboje udali się do Matibabu, która szybko przebadała lwa i nałożyła na jego rany odpowiednie maści. Agenti początkowo zdziwiła się, że medyczka przyjmowała w baobabie zamiast w swojej jaskini, która teraz najwidoczniej stała pusta. Wpatrywała się w malunki lwów, wspominając swoich rodziców.
- Powstrzymaj się od dłuższych podróży, pozwól ranom się właściwie zagoić. - uprzedziła szara lwica.
- Dziękuję. Jesteś najlepszym medykiem, jakiego poznałem, a wiele podróżowałem. - Tabia posłał uśmiech lwicy, zanim odwrócił się do Agenti. Zmrużył oczy na widok jej zamyślonego spojrzenia. - Wszystko gra?
- Myśli o rodzicach. - podpowiedziała mu Matibabu.
- To są Kira i Jasiri o których mi opowiadałaś? - zapytał Tabia, przysiadając obok lwicy, również zapatrzony w ścianę i jej zawartość. Agenti ostrożnie kiwnęła głową. - Jesteś do nich podobna.
- Byli wspaniałymi lwami. Tak słyszałam.
- Nie pamiętasz ich zbyt dobrze?
- Mam tylko jedno wspomnienie. Byłam za mała, żeby zapamiętać więcej. Tata jest moim duchowym przewodnikiem, więc chociaż tak mogę z nim porozmawiać. Nie wiem dlaczego mama nie chciała nim być.
- Może duchowi przewodnicy wiedzą, co wydarzy się w przyszłości i czuła, że będzie potrzebna komuś innemu? - zasugerował Tabia, na co Agenti wzruszyła ramionami. - Tobą chociaż opiekuje się jeden z rodziców.
Jasna lwica spojrzała na niego błyskawicznie.
- A jak jest w twoim przypadku?
- Nie znam swojego duchowego przewodnika. Moi rodzice też odeszli, kiedy byłem bardzo mały. Opowiadałem ci, że wychowywała mnie ciotka na Rajskiej Ziemi. Zawdzięczam jej wiele, ale nie była specjalnie wylewna w uczuciach. Nie wiem nic o niej ani o rodzicach. Kiedy byłem odpowiednio duży mogłem zacząć samotne podróże. Więcej rad zawdzięczam Hakimu niż rodzinie.
- Wujek Hakimu uczył cię walczyć, prawda?
Tabia skinął głową.
- Polować również.
- Musimy wrócić do twoich lekcji, zanim się znowu rozleniwisz. - mruknęła Agenti, kręcąc głową, ale szybko otworzyła szerzej ślepia, zdając sobie sprawę z tego, co właściwie powiedziała. - To znaczy, wiesz, mamy jeszcze cały dzień przed twoim odejściem.
- Najchętniej bym został na dłużej. Biała Ziemia jest piękna. Nic dziwnego, że chciałaś wrócić.
- Możesz zostać, jeśli uzyskasz zgodę władców. Agenti może się za tobą wstawić, o ile nie jesteś zagrożeniem. - odezwała się Matibabu, chowając wcześniej przygotowane lekarstwa.
Oczy Tabii zabłyszczały. Lew był zachwycony tym pomysłem. Agenti również musiała przyznać, że fajnie byłoby spędzić ze znajomym trochę więcej czasu.
- No dobrze, zaraz pójdziemy, ale chciałam jeszcze porozmawiać z Rafą. - odparła Agenti i spojrzała na Matibabu. Widziała, jak jej mięśnie się napinają. Zmrużyła oczy. - Co jest?
- Rafa opuścił dzisiaj baobab. Udał się w swoją stronę. Tak robią szamani, kiedy wiedzą, że nadchodzi ich czas. Umierają w samotności.
sobota, 17 sierpnia 2024
Rozdział 210
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz