Oboje odwrócili się na dźwięk głosu, dla Sagi bardzo znajomego. Lewek otworzył szerzej oczy widząc górującą nad sobą sylwetkę ojca. Za nim dostrzegł Sarabi i Furahę, wpatrujących się w niego uważnie. Król Mwana przystąpił krok do przodu, zakrywając syna swoimi tylnymi łapami.
- Kim jesteś i skąd pochodzisz? - zapytał nieznajomego lwiątka.
Lwiczka otrzepała futro z piasku, chcąc wyglądać bardziej dojrzale przy kimś, kto wydawał się mieć władzę nad ziemią na której się znalazła. Odchrząknęła. Saga dopiero teraz mógł usłyszeć, że jej głos jest zachrypnięty i to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że musiała być bardzo zmęczona.
- Nazywam się Luna i pochodzę z gwiezdnego stada.
- Gwiezdne stado? Pierwsze słyszę. Nie istnieje żadna Gwieździsta Ziemia. Ostatnia Ziemia Gwiazd została przydzielona do Białej Ziemi, stając się Białą Przystanią i to wieki temu, jeszcze za czasów królowej Wise. - prychnął lew. Saga otworzył szerzej oczy, doceniając wiedzę ojca.
- Moje stado nie ma żadnego terenu. Wędrujemy tam, gdzie prowadzą nas gwiazdy. - oburzyła się lwiczka. - No przynajmniej kiedyś tak było. Odłączyłam się od stada, żeby szukać ojca. Mama mówiła, że mieszkał na Białej Ziemi.
- A gdzie jest twoja matka? - do rozmowy wtrąciła się Sarabi.
- A więc twoje stado jest w okolicy? - dopytał król, a kiedy otrzymał niepewne skinienie głowy od lwiczki, spojrzał na swoją partnerkę. - Jutro wyśle patrole, trzeba będzie ich przepędzić. Tak na wszelki wypadek, lepiej żeby nie podkradali nam zwierzyny. Natomiast co do ciebie. - ponownie spojrzał na lwiątko. - Skoro twój ojciec pochodzi z Białej Ziemi, to pewnie znasz jego imię?
Luna potwierdziła i podała imię, a król uznał, że zaprowadzi ją z samego rana do jej ojca. Jeśli ten się zgodzi, będzie mogła zostać w stadzie. Była mała i potrzebowała opieki. Sarabi zmartwiła się, że jest zmęczona i zaproponowała, że może ją zanieść na Białą Skałę, ale Luna odmówiła.
- A co do ciebie. - Mwana spojrzał na młodszego syna. - Miałeś szczęście, że byliśmy w okolicy i usłyszeliśmy nawoływania twojego brata. W ramach szlabanu zamiast włóczyć się po sawannie, będziesz musiał opowiedzieć Lunie wszystko o naszym królestwie, jego zasadach i terenach. Natomiast ty Furaho dołączysz do mnie jutro na porannym słuchaniu raportu. Rozumiecie?
- Tak, ojcze. - potwierdził Furaha.
- Saga, chodź, wracamy. - Sarabi uśmiechnęła się lekko do syna.
Rodzina zaczęła się kierować w kierunku Białej Skały. Saga specjalnie szedł na tyłach, żeby móc porozmawiać z nową koleżanką i być może przyszłą członkinią stada.
- A więc nazywasz się Saga. Oryginalne imię. - stwierdziła Luna.
- Przepraszam, że uznałem, że spadłaś z gwiazd.
- Trochę w tym racji miałeś. Z tego zmęczenia potykałam się przez większość drogi. Gdybym ciebie nie poznała, to pewnie dopiero popołudniu trafiłabym na Białą Ziemię. - odpowiedziała.
Saga położył się na podwyższeniu koło rodziców i musiał przyznać, że ledwo zamknął oczy, a tu już trzeba było wstawać. Luna okazała się wielkim śpiochem i było mu szkoda ją budzić. Wiedział jednak, że mają sporo do nadrobienia. Opowiedział jej historię Białej Ziemi. Luna znała Krąg Życia i szybko się uczyła, więc po śniadaniu mogli wybrać się nad wodopój. Tam przedstawił koleżankę swoim przyjaciołom. Od razu złapała dobry kontakt z Paką. Polubiła też zabawę w chowanego, bo dzięki wędrówką miała dobry wzrok i uwielbiała obserwować otoczenie.
Musiała wrócić na Białą Skałę przed wieczorem, żeby spotkać się ze swoim ojcem. Mówiła Sadze, że bardzo się stresuje tym spotkaniem, ale zależało jej na poznaniu rodzica. Saga zaoferował, że będzie jej towarzyszył i tak oboje stanęli przed jaskinią stada. Król Mwana wyszedł z niej wraz z ciemnozłotym lwem o zielonych oczach. Był nim Kilio, główny lew polujący. Po wyrazie jego pyska było jasne, że już zna całą historię. Wpatrywał się w Lunę intensywnym wzrokiem.
- Jesteś podobna do swojej matki. - uznał. - Lola była wspaniałą lwicą. To bardzo przykre, że ten świat opuścił ktoś o tak dobrym sercu.
- Mam oczy po babci. - odpowiedziała Luna, unosząc wyżej pyszczek. - Dlaczego nas porzuciłeś?
- Spotkałem twoją mamę podczas jej samotnej wędrówki. Jej matka, a twoja babcia, już należała do waszego wędrownego stada, ale Lola chciała sama odkryć swoje przeznaczenie. Nadal pamiętam, że poznaliśmy się podczas jednego z moich polowań i szybko się w sobie zakochaliśmy. Mieliśmy jednak inne plany na życie, ja chciałem zostać głównym lwem polującym, a twoja matka wolała wrócić do podróżowania. Nie wiedziałem, że spodziewa się lwiątka. Wtedy pewnie postąpiłbym inaczej. Przepraszam cię, Luno.
Luna warknęła pod nosem. Nawet jeśli lew nie wiedział o jej istnieniu, to zrobiło jej się przykro. Nie była nawet pewna, co chciała od niego usłyszeć. Wpatrywała się w jego oczy bijące szczerością i dobrocią, jakby faktycznie uznał ją za swoją córkę.
- Chciałbym nadrobić ten stracony czas. - dodał Kilio.
- Więc ustalone, możesz zostać w stadzie. - dodał Mwana w pośpiechu. Od razu ruszył do zejścia ze skały, bo dla niego sprawa została załatwiona.
Kilio niepewnie wpatrywał się w córkę, która z kolei zdawała się wrogo nastawiona. Ostatecznie udało mu się ją przytulić, a Luna nie odepchnęła lwa. Saga zostawił ich samych, żeby porozmawiali. Później tego wieczora lwiczka zdradziła mu, że to spotkanie było potrzebne im obu i że chce dać lwu szansę, bo jest jej jedyną rodziną. Saga jeszcze bardziej docenił wtedy fakt, że jego rodzice od zawsze byli przy nim, podobnie jak brat.
- Jesteś jedynym białym lwem w stadzie?
- Taki się urodziłem, ale wszyscy uważają to za błogosławieństwo od przodków. - odpowiedział z uśmiechem. - Przez to czuję się wyjątkowy.
Przez kolejne tygodnie Luna oswajała się ze stadem. Nawet zaczęło jej się podobać na Białej Ziemi. Kilio spędzał z nią dużo czasu. Luna i Saga zostali przyjaciółmi i razem z pozostałymi lwiątkami stworzyli dobrze zgraną paczkę. Bawili się w najróżniejsze zabawy i każdy w stadzie zdążył się nauczyć, że tam gdzie Saga, tam jego towarzysze i odwrotnie.
- Ale nuuuda. - ziewnęła Kijani. - Powinniśmy zrobić coś ciekawego.
- Coś proponujesz? - zapytała Bila, podnosząc głowę, którą wcześniej trzymała na łapkach.
Słońce ogrzewało ich futra nieznośne swoimi promieniami. Większość członków stada wybrała się dzisiaj nad wodopój lub skałki, więc spragnione zabawy lwiątka musiały przenieść się w jakieś ustronne miejsce. Padło na jaskinię, gdzie odbywały się narady białoziemców. Teraz była jednak pusta, ale i zbyt nudna na jakąś zabawę.
- Może Miejsce Płomieni?
- W taki dzień lepiej uważać, Kijani. - odpowiedział Paka.
- A co ty możesz wiedzieć. - wywróciła oczami pomarańczowa lwiczka.
- W Skalnym Zakątku jest zagajnik przypominający dżunglę. Wujek Bundi o tym wspominał. Może tam się wybierzemy? - zaproponował Saga.
Pomysł białego lewka spodobał się wszystkim, zwłaszcza miłośnikom historii o dżungli. Znajdowała się zbyt daleko od ich królestwa i nawet Luna nigdy nie widziała jej na własne oczy. Świadomość, że znajdą się w miejscu, które chociaż trochę było podobne, sądząc po opowieściach dorosłych, zapowiadało się jako ekscytująca przygoda.
Wyruszyli od razu, zanim ktoś z dorosłych lwów zechciały poszukać lwiątek. Musieli przemieszczać się szybko, więc urządzili zabawę w wyścig, który oczywiście wygrała Bila. Przekroczyli granicę ze Skalnym Zakątkiem. Sarabi mówiła Sadze, że może tutaj przychodzić, bo jest to ich prowincja i może się tam czuć bezpiecznie. Odkryli, że tutaj też mieszkają białoziemcy i że teren jest pełny zwierzyny. Dotarcie do zagajnika zajęło im sporo czasu, musieli przejść praktycznie przez cały teren, jednak było warto. Słońce przestało tak ogrzewać i powoli przygotowywało się na nadejście nocy. Saga z podekscytowaniem rozglądał się wokół, podobnie jak jego towarzysze. Urządzili sobie tutaj tajną bazę. Podzielili się na strażników i intruzów. Zabawa tak ich pochłonęła, że dopiero po czasie zdali sobie sprawę z tego, że są obserwowani.
- Król Mwana jest tak zajęty, że nawet nie umie upilnować swojego lwiątka? Wielka szkoda.
Przerwali zabawę na tajemniczy głos, który dobiegał z zarośli. Zerknęli w tamtym kierunku, a Saga instynktownie wysunął pazurki. Zauważyli jasnego lwa. Jedno jego oko było zielone, drugie ślepe i rozdarte przez bliznę. Wpatrywał się w lwiątka z kamiennym wyrazem pyska. Nie wyglądał na kogoś z kim warto się zaprzyjaźnić. Saga cofnął się, natomiast Luna zaczęła rozglądać za kimś, kto mógłby im w razie potrzeby pomóc.
- Ależ nie musicie się mnie obawiać, drogie lwiątka. Nie przeszedłem was skrzywdzić, mam swój honor. - uśmiechnął się sztucznie. - Możecie odejść. Zostawcie mi tylko waszego przyjaciela. Moje stado ma sprawę do króla Mwany, ale ciężko zdobyć jego zgodę. - wywrócił oczami. - Cóż, jestem pewien, że przyjmie propozycję spotkania, kiedy dowie się, że książę Saga postanowił ze mną posiedzieć.
Saga otworzył szerzej oczy.
- Em, przekaże tacie, że chce się pan z nim zobaczyć.
- My już pójdziemy. - dodała Wema, wycofując się. W ślad za nią poszły pozostałe lwiątka.
Lew obserwował ich przez chwilę, zanim z jego gardła wydobyło się warczenie.
- To nie była propozycja, książę. Zostaniesz ze mną żywy lub martwy!
- Jeśli mnie skrzywdzisz, tata ci tego nie daruje. - dodał Saga. Wiedział, że w razie problemu zawsze mógł liczyć na pomoc ojca.
Lew warknął ponownie, groźnie zbliżając się do nich. Był niebezpieczny i Saga zawahał się, czy faktycznie jeśli z nim zostanie, jeszcze kiedykolwiek wróci do domu. Kijani i Upendo warczeli na lwa, podczas kiedy Paka i Wema zaryzykowali wzywaniem pomocy, Bila rozglądała się za drogą ucieczki. Saga nie mógł oderwać wzroku od lwa, który przybliżał się coraz bardziej, oblizując zraniony pysk.
- Twój ojciec odebrał mi wzrok. Powinien za to przeprosić mnie i moje stado. Prawda, stado? - lew odwrócił się w stronę sterty kamieni. - Zawsze się ze mną zgadzają!
Lwiątka zerknęły na siebie porozumiewawczo. Ten lew był szaleńcem. Saga obawiał się coraz bardziej. Spojrzał na swoich przyjaciół.
- Zostanę z nim. To jedyny sposób, żebyście zdążyli uciec.
- On cię zabije, Saga! - wykrzyczała Kijani. - Jesteśmy przyjaciółmi, nie zostawimy cię.
- Cicho bądźcie i za mną! - krzyknęła Luna.
Posłuchali jej i wkrótce wbiegli za lwiczką do dziury w ziemi. Musiała ją dostrzec w trakcie rozmowy z tym dziwnym lwem. Wspomniany pognał za nimi. Mignęła im jego wielka łapa, którą starał się ich dosięgnąć, rzucając pod nosem przekleństwa.
- Długo tutaj nie wytrzymamy, jest nas za dużo. - mruknęła Wema.
- A nikt ze stada nie wie, że tu jesteśmy. - westchnął Paka.
Saga uznał, że mieli rację i należało coś zrobić. Że on musi coś zrobić. Poczuł w sobie ukrytą siłę, która wypchnęła go z kryjówki, chociaż przyjaciele chcieli go powstrzymać. Obcy lew odsunął się, jakby zdziwiony błyskiem w oczach księcia. Biały lewek cofnął jedną łapę do tyłu, wpatrując się wrogo w szalonego lwa. Zaryczał, ale nie jak lwiątko wołające matkę. Był to potężny ryk, który odepchnął wroga powiewem silniejszym od wiatru. Nad głową księcia chmury zamieniły się w lwie głowy, ryczące razem z nim. Na ramieniu Sagi pojawił się znak, który później miał stać się symbolem Lwiej Gwardii. Saga otworzył oczy, orientując się, co właśnie zrobił.
- Uciekamy! - usłyszał głos Luny. Lwiczka popchnęła go, wybudzając z transu w jaki wpadł. Przyjaciele pognali w stronę Białej Ziemi, gdzie już czekało zaalarmowane stado.
Lwom walczącym udało się pojmać nieznajomego. Krzyczał jakieś wyzwiska, kiwając się jak w transie. Król później wyznał, że był jednym z intruzów, który chciał dołączyć do stada, ale nie miał czystych zamiarów, więc musiał go przepędzić siłą.
Saga wtulał się w futro Sarabi, kiedy siedzieli w baobabie, czekając na zakończenie badania jego przyjaciół. Wszyscy byli zdrowi, ale w szoku. Mti spojrzał na rodziców księcia, kręcąc głową.
- Przodkowie byli bardzo łaskawi. Od bardzo dawna nie urodził się lew obdarzony darem ryku przodków. Ostatnim znanym była liderka Lwiej Gwardii Nafasi.
- Brat mojego ojca Taje popadł w szaleństwo z powodu braku ryku przodków. Ojciec musiał odebrać mu życie, bo był niebezpieczny dla królestwa. - potwierdził Mwana.
- To prawda, król Moto wykazał się wielką odwagą. Widocznie teraz dar powrócił i to w odpowiednim momencie. Saga jest drugim w kolejności narodzin, a więc to jemu przypadło założyć Lwią Gwardię.
- Lwią Gwardię? - Saga spojrzał na szamana niezrozumiałym wzrokiem.
- To grupa, której obowiązkiem jest opiekować się Białą Ziemią i dbać o Krąg Życia. W jej skład wchodzi najsilniejszy, najodważniejszy, najszybszy i ten o najlepszym wzroku, oraz oczywiście lider obdarzony zwykle rykiem tak potężnym, że jest błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. I ty posiadasz ten dar, książę.
- Należy zawsze być wiernym przeznaczeniu. Powinieneś synu założyć swoją Lwią Gwardię. - wtrącił się król Mwana.
- Ale czy to nie będzie za wcześnie? - oburzyła się królowa Sarabi. - Przecież to jeszcze lwiątko.
Mti poczuł się w obowiązku, żeby opowiedzieć historie wszystkich Lwich Gwardii, które służyły Białej Ziemi. Saga słuchał tego jak zaczarowany, godząc się z tym, że został wybrańcem. Decyzja o założeniu własnej wydała się oczywista.
- Tak, bardzo lubię prowadzić Lwią Gwardię. Wszystkie udane misje sprawiają, że czuję satysfakcję. - odpowiedział Saga, odwzajemniając uśmiech babci.
- Ale pewnie zdarzają się też takie, które nie zawsze wam wychodzą.
- To prawda. - westchnął Saga. - Taka już cena bycia lwiątkami.
- Kiedyś dorośniecie i cała Biała Ziemia będzie dzięki wam bezpieczna. Może nawet twój ojciec trochę zwolni tempa? - dawna królowa polizała Sagę po czubku głowy, na co lewek zareagował rozbawionym śmiechem.
Starsza lwica miała rację. Saga i jego przyjaciele wkrótce stali się nastolatkami. Biała grzywa księcia zdążyła urosnąć, chociaż daleko jej było do majestatycznej ojca. Doszło im więcej obowiązków związanym z Lwią Gwardią, ale też więcej udanych misji. Przyjaciele odbyli swoje pierwsze polowanie i pierwszy trening walki.
Furaha i Mwana coraz rzadziej bywali na Białej Ziemi z uwagi na delegacje do innych królestw. Saga musiał więcej pomagać Sarabi, a dzięki pomocy Lwiej Gwardii było to łatwiejsze.
- Nasza ziemia ma trwały sojusz z Lwią Ziemią, Tęczową Krainą i Nową Ziemią. Na wszystkich mam członków rodziny. - zwrócił się do Luny, kiedy oboje leżeli na czubku Białej Skały. Chciał pokazać nastolatce widok królestwa z góry i akurat trafili na moment wschodzącego słońca. Przed nimi rozpościerał się widok zapierający wdech w piersiach.
Luna obserwowała go lekko śpiącym wzrokiem, nadal będąc nocnym markiem niż rannym ptaszkiem. Odkąd wkroczyła w wiek nastoletni, wymykała się z jaskini, żeby oglądać gwiazdy z którymi nadal łączyła ją niesamowita więź.
- Myślisz, że ojciec cię tam kiedyś zabierze?
- Nie wiem, czy bym chciał. Dobrze się czuję na Białej Ziemi. Z tego, co słyszałem to królowa Nowej Ziemi Dhahabu i król Tęczowej Krainy Imani, należą raczej do sztywniaków i bardzo skupiają się na swoich ziemiach.
- Chyba tak jak powinien każdy władca.
- To prawda, ale tata ma czasami wrażenie, jakby wszyscy zapominali, że wywodzimy się od jednego przodka. - wzruszył ramionami nastolatek.
- A czy to nie Wema mówiła, że jej wujek jest królem Rajskiej Ziemi? - dopytała czarna lwiczka.
- Tak, ale ma z nim słaby kontakt. Może się to zmieni, jak będzie dorosła i będzie mogła odwiedzić Rajską Ziemię. Podobno chce. - odpowiedział biały lew.
- Przestań wtrącać się w moje życie!
Oboje odwrócili się na dźwięk podniesionego głosu. Furaha wbiegł do jaskini stada, poruszając ze złości ogonem. Za nim podążył równie zirytowany Mwana. Sarabi podbiegła do partnera.
- Co się stało? Mieliście być na Ptasiej Ziemi.
- Mieliśmy, ale Zizi powiadomiła mnie, że jest problem ze stadem bawołów i potrzebna interwencja króla.
- Saga i jego Lwia Gwardia mogliby to załatwić.
- To dzieciaki. Jak coś ma być zrobione dobrze, muszę to zrobić sam. - uparł się król. - Powiedziałem naszemu synowi, że musimy zawrócić, a Furaha uparł się, że pójdzie sam. Sam! Uważa się za nie wiadomo jak dorosłego!
- Słyszałem to! - warknął z jaskini głos starszego księcia.
Saga i Luna rzucili sobie szybkie spojrzenia. Oboje opuścili Białą Skałę, świadomi rozwijającej się kłótni pomiędzy członkami królewskiej rodziny.
- Jeśli kiedyś założę rodzinę, mam nadzieję, że nie będę tak zapracowany jak mój ojciec. - wyznał nieoczekiwanie Saga.
Luna spojrzała na niego granatowymi oczami. Zawsze miał wtedy wrażenie, że patrzy w ciemne niebo na którym powoli pojawiają się gwiazdy. Pomyślał, że kiedyś zabierze Lunę właśnie na taką obserwację, z daleka od spojrzeń białoziemców.
- Saga ty będziesz najlepszym ojcem na świecie. Bardziej obawiałabym się, że będziesz zbyt nadopiekuńczy. - wywróciła oczami. - Pozycja lidera Lwiej Gwardii nic nie zmieni. Każdą rolę da się pogodzić z obowiązkami rodzica.
- Dzięki, Luna.
- A jeśli chodzi o szukanie partnerki, to lepiej zacznij już się rozglądać. Zaraz wszystkie lwice będą zajęte.
Luna nawiązała do związku ich przyjaciół. Upendo i Bila pierwsi ogłosili swoje partnerstwo. Kijani była zachwycona tym faktem. Paka i Wema również się w sobie zakochali. Nastoletnia miłość była piękna zwłaszcza wtedy, kiedy mogła przerodzić się w coś dłuższego.
- Proponuję szybki patrol w okolicach wodospadu. Moglibyśmy....
- Lwia Gwardia! Jak dobrze, że jesteście! Trzeba powiadomić króla! - jeden z członków stada podbiegł do nich. Przerażenie widniało w jego ciemnych oczach.
Podnieśli się zaalarmowani.
- Co się stało, Nyumba? - zapytał Saga.
- Książę Furaha on....
Lew miotał się w swoich słowach przez łzy gromadzące się w jego oczach. Upendo zadał mu konkretne pytania, dzięki czemu dowiedzieli się informacji, która na zawsze miała odmienić życie królewskiej rodziny. Furaha został znaleziony ranny na granicy z pustynią przez jeden z patroli. Od razu zabrali go do baobabu na leczenie do Mti. Saga nie potrzebował więcej informacji. Polecił Bili pobiec na Białą Skałę i powiadomić władców, a sam zaczął biec w stronę baobabu szamana.
Wpadł do środka niczym błyskawica, rozglądając się po wnętrzu w poszukiwaniu rannego brata. Furaha zniknął przed śniadaniem, jednak wszyscy obstawiali, że jest ze swoimi przyjaciółmi i partnerką. Co on robił blisko pustyni?
- Furaha!
Saga przycupnął przy rannym lwie. Jego futro było ubrudzone krwią i straciło swój blask. Furaha zawsze dbał o bycie czystym i zadbanym. Mti co jakiś czas podkładał świeży opatrunek. Wyglądał na zestresowanego, a to był zły znak. Saga zastanawiał się, czy brat wiedział o jego obecności, kiedy starszy książę otworzył jedno oko, wpatrując się w niego świadomie.
- Chciałem udowodnić ojcu.... że umiem o siebie.... zadbać. - wycharczał.
- Oszczędzaj siły, Furaha! - upomniał go Mti, zajęty leczeniem następcy tronu.
- Rodzice zaraz tutaj będą. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz! - zawołał Saga, czując gromadzące się w oczach łzy. Nigdy nie sądził, że jego brat, którego uważał za bohatera, znajdzie się w ciężkim stanie w baobabie szamana. Domyślił się, że sam chciał wyruszyć na Ptasią Ziemię, którą dzień wcześniej ojciec musiał odwołać.
- Zaatakowało go stado obcych lwów. - Saga odwrócił się, dostrzegając w baobabie obecność jeszcze kogoś. Brązowa lwica będąca przyjaciółką i partnerką Furahy, wpatrywała się w jego brata ledwo widzącym wzrokiem. Oczy straciły żółty blask, będąc teraz czerwone od płaczu. - Trójka. Mówili, że to nie teren Furahy, a kiedy się przyznał, że jest księciem.... zaatakowali go.
- Byłaś z nim, Mto? - zapytał szybko Saga.
- Chciałam go powstrzymać przed samotną wyprawą bez króla i strażników. Ale Furaha nie chciał słuchać. Kiedy przybył patrol, od razu zabraliśmy go do baobabu. - załkała. - Co z nim będzie, Mti?
Szaman nie odpowiedział, więc lwica zawyła głośniej z żalu. Saga poczuł na swojej łapie delikatny dotyk, więc od razu spojrzał na brata.
- Przepraszam. - wyszeptał Furaha.
Saga chciał zapytać za co go przeprasza, ale wtedy serce następcy tronu zaczęło zwalniać. Mti kazał im się odsunąć, starał się ratować życie księcia, jednak rany były zbyt głębokie. Bok Furahy przestał się unosić w rytm oddechu. Książę odszedł do swoich przodków, kończąc swoją wędrówkę w Kręgu Życia.
- NIE!!!! - gardło zabolało Sagę od krzyku, który wyrwał mu się w następnej sekundzie. Przypadł do boku brata, zalewając się łzami. Szaman starał się uspokoić Mto, która czuła wyrzuty sumienia, że nie mogła pomóc partnerowi. Krzyczała, że Furaha kazał jej uciekać, ale ona nie chciała go zostawić. Chciała, żeby przeżył i razem z nią założył rodzinę. A teraz jej serce rozpadło się na wiele kawałków.
Saga oderwał się od ciała brata dopiero, kiedy przybyli rodzice. To szaman powiedział im o śmierci syna. Saga siedział w kącie baobabu, wpatrując się we własne łapy, walcząc z kolejnymi łzami. Słuchał bicia swojego serca, podczas kiedy brat Mto próbował ją pocieszyć. Luna tuliła się do boku białego lwa, chcąc zapewnić mu oparcie w najgorszej chwili jego życia. Bo jak miał sobie wyobrazić świat z którego został zabrany Furaha?
Spis postaci:
Pierwszoplanowi:
Saga (mielić) - główny bohater opowieści, młodszy książę Białej Ziemi i lider Lwiej Gwardii (nastolatek o białym futrze i takiej samej grzywie, niebieskich oczach i czarnym nosie)
Mwana (syn) - obecny król Białej Ziemi (pomarańczowy lew o takiej samej grzywie, białym pysku i brzuchu, a także niebieskich oczach)
Sarabi (miraż) - obecna królowa Białej Ziemi (brązowa lwica o zielonych oczach)
Furaha (zabawa) - następca tronu i starszy brat Sagi (pomarańczowy nastoletni lew o brązowej grzywie i zielonych oczach)
Luna (księżyc) - przyjaciółka Sagi, pochodząca z gwiezdnego stada, córka Kilio, najlepszy wzrok w Lwiej Gwardii (czarna lwica z szarymi elementami, różowym nosem i granatowymi oczami w których odbijają się gwiazdy)
Upendo (miłość) - przyjaciel Sagi, brat Paki i Kijani, partner Bili, najsilniejszy w Lwiej Gwardii (pomarańczowy nastolatek o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Kijani (zielony) - przyjaciółka Sagi, siostra Upendo i Paki, najodważniejsza w Lwiej Gwardii (pomarańczowa lwica o zielonych oczach)
Bila (bez) - przyjaciółka Sagi i partnerka Upendo, najszybsza w Lwiej Gwardii (beżowa lwica o brązowych oczach)
Paka (kot) - przyjaciel Sagi, brat Upendo i Kijani oraz partner Wemy (pomarańczowy nastoletni lew o czerwonej grzywie i zielonych oczach)
Wema (życzliwość) - przyjaciółka Sagi i partnerka Paki (brązowa nastolatka o niebieskich oczach)
Drugoplanowi:
Maji (woda) - babcia od strony ojca, dawna królowa (szaro-biała lwica o niebieskich oczach)
Kilio (płacz) - główny lew polujący i jeden z członków rady białoziemców, ojciec Luny (ciemnozłoty lew o zielonych oczach)
Zizi - majordamuska (ma niebiesko-fioletowe pióra)
Mti (drzewo) - szaman (ciemnoszary mandryl)
Nyumba (dom) - lew walczący, często biorący udział w patrolach (lew o jasnym futrze i ciemnych oczach)
Mto (rzeka) - lwica polująca, partnerka i przyjaciółka Furahy (brązowa lwica o żółtych oczach)
Wazimu (obłąkany) - wróg i intruz, który chciał zabić Sagę (jasny lew, którego jedno oko jest zielone, a drugie ślepe i rozdarte przez bliznę)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz