Ostatnio rzadkim widokiem było królewskie rodzeństwo spędzające razem czas. Każde z nich miało swoje obowiązki i tak zabrakło czasu na wspólną zabawę. Teraz jednak siedzieli razem na szczycie Białej Skały, zatopieni we własnych myślach. Obserwowali horyzont i zwierzęta tak małe jak mrówki. Wreszcie ciszę przerwała Nafasi, wydając z siebie głębokie westchnięcie.
- Nie jestem gotowa na bycie liderką Lwiej Gwardii. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. A teraz mam wybrać najodważniejszego, najsilniejszego, najszybszego i tego z najlepszym wzrokiem? Nie wiem jak się do tego zabrać. To mnie przerasta.
Miała ochotę się rozpłakać i pewnie zrobiłaby to, gdyby nie poczuła ogona Hewy na swoim boku. Spojrzała na starszego brata zamglonymi oczami.
- Twoja reakcja jest zrozumiała. Nagle okazało się, że masz ryk i czujesz presję, do tego doszła odpowiedzialność związana z ochroną Białej Ziemi. Każdy na twoim miejscu by się zestresował.
- Nie każdy. Kira podobno się bardzo cieszyła i specjalnie wybrała się na niebezpieczną misję, żeby tylko uwolnić ryk pradawnych. Mi się to udało przypadkiem.
- Nie jesteś jak Kira, to prawda, ale jednak nie bez powodu urodziłaś się jako druga. To widocznie było przeznaczenie. Twoja Lwia Gwardia może być inna. Tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby chronić Białą Ziemię. - dopowiedział Mrithi. - Kwestia przyzwyczajenia. Może ci się to spodoba i sama będziesz zaskoczona, że jesteś w tym taka dobra?
- A jeśli chodzi o członków Lwiej Gwardii to może Mlinzi? Skoro jej dziadkami byli Jasiri i Kira, to pewnie odziedziczyła jakąś cechę. - podsunął Hewa.
Nafasi uśmiechnęła się lekko.
- Poszukam kogoś. Dziękuję wam.
- Zawsze możesz na nas liczyć. - uśmiechnął się Mrithi, ale coś w jego oczach mówiło, że też musi się wygadać. Brat i siostra posłali mu pytające spojrzenia. Mrithi wreszcie westchnął. - Też czuję presję związaną z przyszłą rolę. Znaczy wiem, że chcę być szamanem i pomagać zwierzętom na Białej Ziemi. Chcę być jeszcze lepszy niż Matibabu.
- Ale?
- Ale czasami czuję, jakby od tej wiedzy parowała mi głowa i boję się, że czegoś zapomnę. Nie chcę nikogo skrzywdzić.
- Leczenie innych zwierząt i ratowanie im życia to duży obowiązek. Zawsze może się zdarzyć błąd, jednak jeśli będziesz kierował się przeczuciem i wiedzą, to na pewno pomożesz wielu stworzeniom. - odezwał się Hewa.
- No i są też plusy, jak ceremonia nowonarodzonych królewskich lwiątek, rysowanie na ścianach baobabu, a nawet dostanie wizji. - dodała Nafasi.
- A ty, Hewa, nie czujesz presji związanej z byciem następcą tronu? - zapytał Mrithi.
Hewa podrapał się niezręcznie.
- Czasami tak. Uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i mam dobrą pamięć. Jak patrzę na rodziców i widzę, że nigdy nie mają czasu dla siebie, to zaczynam się zastanawiać, jak będzie wyglądać moja przyszłość. To duża odpowiedzialność rządzić stadem. Nie chciałbym dopuścić do sytuacji, gdzie wszystko stracimy przez mój błąd.
- A moim zdaniem dostaniesz tak silne królestwo, że będziesz je musiał tylko rozwijać. - zaczęła Nafasi.
- Poza tym bracie uczysz się nawet w wolnej chwili. Ty jesteś urodzonym królem. Ja tam czuję się bezpiecznie, że to akurat ty zasiądziesz na tronie. - uśmiechnął się pocieszająco Mrithi. - Wyobrażasz sobie mnie na tym stanowisku?
- To byłby chaos. - zaśmiał się Hewa.
- No właśnie! - podchwyciła Nafasi. - Albo mnie jako szamana? Pomyliłabym wszystkie owoce związane na lekarstwa.
- Ja nie wyobrażam sobie siebie jako lidera Lwiej Gwardii. Pewnie bym bardziej skłócił zwierzęta niż im pomógł. - wywrócił oczami Hewa.
- W sumie przodkowie dobrze wykombinowali z tymi naszymi narodzinami. - powiedział Mrithi.
- To nasze przeznaczenie. - dodał Hewa.
Bracia spojrzeli na siostrę, czekając na jej potwierdzenie. Nafasi spojrzała na nich z lekkim uśmiechem.
- Musimy być odważni.
niedziela, 25 sierpnia 2024
Rozdział 225
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz