czwartek, 29 sierpnia 2024

Rozdział 229

- Jak to nie możecie jej znaleźć? 
Kesho zmierzył poirytowanym wzrokiem jeden z patroli poszukiwawczych. Łącznie wysłali takich cztery, składające się z trzech bądź czterech członków stada. Nawet ci niewyznaczeni do patroli, szukali księżniczki Nafasi. Każdy zaangażował się w to, żeby lwiczka jak najszybciej wróciła do domu. Zbyt wiele niebezpieczeństw mogło spotkać lwiątko. 
- Szukanie w nocy jest trudniejsze. - broniła się Kora. 
- Nasz patrol przeszukał Miejsce Płomieni, ale pozostałe wciąż są na sawannie i w Miejscu Skał. - dodał Bahati. - Jestem pewien, że znalezienie księżniczki jest kwestią czasu.
- Lepiej żeby tak było. - westchnął Kesho.
Lew nie chciał wyżywać się na członkach patrolu. Odesłał ich do spania, decydując, że sam wyruszy na poszukiwania córki. Ze zmartwienia zacisnął mu się żołądek. Nie wiedzieli, jak daleko zdążyła się oddalić. Przed oczami miał obraz wystraszonej, samotnej córki, która zgubiła drogę do domu. 
- Pójdę z tobą. - wtrąciła się Malkia, podchodząc do partnera. 
Kesho odwrócił pysk w stronę ukochanej. 
- Może lepiej spróbuj się przespać? Obudzę cię, kiedy ją znajdziemy. Poza tym ktoś musi zostać z Hewą i Mrithi'm. 
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie w jaskini, kiedy moja córka jest gdzieś na sawannie! - warknęła Malkia. - Nie mogę przestać myśleć o tym, że jej trenerka okazała się taka okropna. 
Kiedy Lwia Gwardia wróciła na Białą Skałę i powiadomiła władców o ucieczce Nafasi, od razu rozpoczęły się poszukiwania. Mbio została zwolniona z roli trenerki Lwiej Gwardii, ale mogła zostać na Białej Ziemi. Gepardzica broniła się, że to księżniczka jest zbyt wrażliwa. Ostatecznie wróciła do stada gepardów zamieszkującego terytorium białoziemców. 
- Nikt nie mógł tego przewidzieć. Była ambitna i surowa, ale to nie zawsze są złe cechy. Zależy jak zostaną wykorzystane. - mruknął Kesho.
- Teraz będzie trzeba znaleźć nowego trenera. 
- Ja się zgłaszam. 
Kesho i Malkia odwrócili się w stronę kremowej lwicy o fioletowych oczach. 
- Mamo? - zdziwił się Kesho.
- Czemu jesteś taki zaskoczony, synu? Byłam liderką pierwszej Lwiej Gwardii, a nawet nie posiadałam ryku przodków. Wiem jak pomóc naszym lwiątkom zdobyć potrzebne umiejętności i wzmocnić ich pewność siebie. - powiedziała Mia. 
- Myślę, że jesteś najlepszym wyborem. - odpowiedziała Malkia. - Przynajmniej wiemy, że z tobą będą bezpieczne. 
Mia posłała im lekki uśmiech.
- Idźcie już, zostanę z moimi wnukami. Opowiem im jakąś bajkę. Może uda im się zasnąć. 
Malkia i Kesho podziękowali szybko, po czym zbiegli z Białej Skały, gotowi dołączyć do poszukiwań. Mia wróciła do jaskini stada, układając się przy Hewie i Mrithi'm. 
- Czy znajdą Nafasi? - zapytał młodszy z braci.
- Tak, jestem pewna. Nafasi zna drogę na Białą Skałę, wróci do domu. - zapewniła Mia.

***

Nafasi słyszała głosy stada. Nawoływali jej imię, coraz bardziej zaniepokojonymi głosami. Lwiczka co jakiś czas chciała opuścić kryjówkę i wrócić do domu, jednak w ostateczności kuliła się w zaroślach. Nie chciała być odnaleziona. Potrzebowała samotności. Jej ucieczka wywołała zbyt duże zamieszanie. Gdyby wróciła na Białą Skałę, musiałaby tłumaczyć się rodzicom, przyjaciołom i trenerce. Na wspomnienie gepardzicy drgnęła lekko ze strachu. Obawiała się, że kolejny trening Lwiej Gwardii będzie zbyt ciężki, znowu sobie nie poradzi i dostanie przykre komentarze. To będzie takie upokarzające!
Nafasi nie potrafiła sobie poradzić z presją bycia liderką Lwiej Gwardii. Planowała oddać tą rolę komuś, kto nadawałby się lepiej. Może Savanie? Była taka odważna i lubiła zdobywać wiedzę. 
Robiło się coraz ciemniej, aż niebo pokryło wiele gwiazd. Słyszała nawoływania patroli, czasami nawet ich kroki. Nafasi zdążyła nawet kilka razy zasnąć. Przyzwyczaiła się do ciemności od czasu lekcji o gwiazdach z Lajlą. 
Wreszcie udało jej się zapaść w długi sen. Taki, że kiedy otworzyła oczy, znowu było jasno. Wyjrzała z kryjówki, żeby zwrócić uwagę na słońce. Dopiero wschodziło. Spędziła całą noc poza Białą Skałą, schowana w Miejscu Skał. Powinna wrócić do domu. Rodzice pewnie się martwią, podobnie jak bracia. Nie będzie mogła przecież ukrywać się w nieskończoność, prawda? 
A może powinna?
Nafasi usiadła, rozpoczynając samodzielne mycie futerka. Słowa Mbio nadal odbijały się w jej głowie jak nieznośne echo. Nawet musiała nią potrząsnąć, jednak to nie przyniosło ulgi. Z westchnięciem podniosła się na równe łapki. 
- Co powinnam zrobić? - zapytała samej siebie. Nie oczekiwała, że kogoś tutaj spotka, kto pomoże jej pokonać presję i dokonać wyboru.
- Zawalczyć, Nafasi. 
Nieznany, ale przyjemny dla uszu głos, sprawił, że księżniczka odwróciła się natychmiast. Jej ciało zesztywniało. Czy gdyby znalazła się teraz w niebezpieczeństwie potrafiłaby się obronić?
Zamiast jednak nieprzyjaznego spojrzenia, oberwała wyrozumieniem kryjącym się w zielonych oczach. Takich ładnych, które widziała już u innego lwa. Prababcia Nora często tak na nią patrzyła. Ciemnozłota lwica stała wyprostowana, pokazując pewność siebie i dostojność. 
Nafasi zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć, czy gdzieś widziała kiedyś tą lwicę. Może na jakimś obrazku Matibabu? Sylwetka lwicy była lśniąca i przeźroczysta. Nafasi otworzyła pyszczek tylko po to, żeby go zamknąć. Miała zbyt dużo pytań i nie wiedziała od czego zacząć. Na szczęście nie była tutaj sama. Ciemnozłota uśmiechnęła się lekko, zanim postanowiła się przedstawić.
- Nazywam się Kira, droga Nafasi i jestem twoim duchowym przewodnikiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz