poniedziałek, 30 grudnia 2019

Bohater w pigułce #6 Wise

Witam w szóstej części "Bohatera w pigułce" z największym spóznieniem... wygrywa... WISE!!!!!


WYGLĄD lwicy jest bardzo prosty: białe futro, jedno czarne ucho, różowy nos i śliczne niebieskie oczy

  • Jest pierwszą królową i założycielką Białej Ziemi
  • Urodziła się na Gwiezdnej Ziemi, należała do stada Tęczowej Krainy, wychowywała się na pustyni, zamieszkała ostatecznie na swojej ziemi



ZAMIARY:   Wise jest główną bohaterką bloga, początkowo jedyną narratorką. Chciałam, by od początku cieszyła się sympatią. Jej charakter wielokrotnie ulegał zmianą, wraz z upływem czasu i przez wydarzenia. Na początku była nieśmiałym, niepewnym siebie lwiątkiem, potem odważną, nieufną przywódczynią, by ostatecznie stać się sprawiedliwą, dobrą, kochającą lwicą. Chociaż dawno nie jest królową, stara się wspierać swoich następców, oraz dalej opiekować się stadem. Białoziemcy ją uwielbiają, nie wyobrażają sobie, że mogliby ją stracić. Prawda jednak jest dość bolesna. Wise ma już 4 lata. Ale spokojnie! Jej śmierć nadejdzie dopiero w ostatnim rozdziale sezonu 5 (taki spoiler). Biała lwica w swoim życiu, zwiedziła wiele ziem, poznając najróżniejszych przyjaciół - w tym Leę, Hope, Exile i Korę. Członków stada traktuje jak rodzinę i chodz nie ma szczęścia w miłości, może zawsze liczyć na kochających przyjaciół. Wise cieszy się dobrą opinią. Jej zamiarami jest doprowadzić do wiecznego pokoju, oraz tytułowe: poszukiwanie tego, co jest najważniejsze. Historia Wise jest długa i trochę skomplikowana. Dobrze, że na swojej drodze spotkała wspaniałe lwy, które o nią zadbały.

Można o niej napisać naprawdę naprawdę dużo, ale żeby was już nie zanudzać: Co myślicie o Wise? Lubicie ją? Uważacie, że była dobrą królową, matką, przyjaciółką? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

Nowe rozdziały są w trakcie tworzenia. Będzie się działo, gwarantuje! Korzystając z okazji, życzę wam udanego sylwestra! ♥️

niedziela, 24 listopada 2019

Rozdział 153

Wyjrzał z jaskini.
Na horyzoncie, malowały się pierwsze sylwetki zwierząt. Słońce, wolno wschodziło po niebie, swoim blaskiem, ogłaszając nadejście nowego dnia. Lekki wiatr musnął jego pysk, gdy lew spokojnym krokiem, skierował się na czubek Białej Skały. Usiadł, w ciszy i skupieniu, oglądając królestwo. Za sobą usłyszał odgłos kroków, ale nie odwrócił głowy, doskonale wiedząc, kto za nim podąża. Złota lwica, jedno uderzenie serca pózniej, usiadła obok niego. Z uśmiechem, wpatrywała się w dal. Lew złączył swój ogon, z tym jej. W jego oczach zalśniła czysta radość. Musnął swoim nosem, jej policzek.
-Witaj, moja piękna, jakie to plany na dzisiaj?
-To co zawsze.Nie wygłupiaj się, Mfalme. Chociaż masz rację, wyjątkowo czuję się piękna.-wypowiadając ostatnie zdanie, dotknęła ogonem swojego brzucha. Był już dość duży, świadczący o prawie końcu ciąży lwicy. Minęło przecież tyle miesięcy... Kukaa bardzo chciała trzymać już w łapach swoje pociechy. Teraz. Zaraz. Była jednak świadoma tego, że urodzą się, gdy poczują się gotowe, by wyjść na ten piękny świat. Lwica, przejechała delikatnie ogonem po nim, z uczuciem wpatrzona w swojego partnera. Król również się uśmiechnął, odchylając głowę do tyłu.
-Zawsze jesteś.
-Możemy już ruszać, ptaszynki?
Usłyszeli za sobą, pełen radości głos. Ze śmiechem, spojrzeli w stronę przybyłej Zawadi. Córka Kamby, stała na samym końcu, wpatrzona w nich domyślnie. Czuła satysfakcję, że zwrócili na nią uwagę.
-Patrol nie odbędzie się sam.-westchnął Mfalme, podnosząc się na równe łapy. Pocałował ukochaną, by następnie, zwrócić się poważnym głosem (który musiał wyćwiczyć) do Zawi.-Gdzie ten leń Ni?
Jasna lwica zachichotała.
-Właśnie go obudziłam. Nie chce zostawić dzisiaj Mii samej.-powiedziała, unosząc głowę.-Pójdziemy królu wzdłuż granicy? Ostatnio zwierzęta, były tam bardzo niespokojne.
Dumna z pozycji, którą zyskała, chciała pełnić ją jak najlepiej i udowodnić, że czyniąc ją doradczynią, para królewska się nie pomyliła.
Czy było jej ciężko zrezygnować z polowań? Nie. Co prawda, tęskniła za powiewem sierści na futrze, adrenaliną i radością, gdy ścigała zebrę czy antylopę, tryskającą krwią... Mogła jednak polować dla siebie, a taki awans, był jak najbardziej jej docenieniem.

Ni, opuścił jaskinię. Doradca, skinął z szacunkiem głową przed Mfalme, po czym pierwszy zbiegł z Białej Skały, świadomy swojego spóznienia. Zawadi i Mfalme, poszli za nim. Kukaa tym czasem, owinęła łapy ogonem, czekając na pojawienie się Zazy i codzienny, długi poranny raport.

***

Mała Agenti, wstała ze swojego miejsca na podwyżu, z zamiarem opuszczenia jaskini. Niestety, a może stety, Nora akurat w tej chwili, przyciągnęła ją do siebie łapą i zaczęła myć. Niepocieszona, trochę zła lwiczka, pozwoliła dawnej królowej, zająć się pielęgnacją jej sierści. 
-Babciu, starczy, jestem już czysta. Mogę iść?
-Tak, ale tylko do wodopoju.-odparła Nora. Lwica spojrzała porozumiewawczo na Hope, która ze śmiechem skinęła głową.
Opiekunka lwiątek ogonem zagoniła dwójkę lwiczek, ogonem prowadząc je do wyjścia. Wkrótce dołączyła do nich Agenti i cała reszta. Taką grupką, skierowali się do wodopoju. 

Gdy już tam dotarli, wzrok księżniczki przykuła błękitna, wolno płynąca woda. Zachwycona, podeszła bliżej, chcąc dotknąć łapką jej początku. Machnęła wesoło ogonkiem. Zbiornik wody, był pełny. Agenti uśmiechnęła się szeroko. Woda chociaż zimna, była niezwykle przyjemna. Lwiczka rozejrzała się wokół. Zauważyła kilka pojedynczych zwierząt, leniwie odpoczywających pośród drzew. Wywróciła oczami. Jak można było lenić się, kiedy był taki ładny dzień?
-Co robimy?-zastrzygła uszami, słysząc łagodny głos Tezyi. 
Odwróciła pysk, w stronę córki Luny, która bawiła się właśnie ogonkiem Wemy. Córka Nzuri, chociaż nie była zadowolona, nic nie mówiła. 
-Może pobawimy się w berka?-zaproponował Daha 
-To nuuuuudne!-uparła się Tamu.-Lepiej zapasy!
-Tak!-podchwyciła Wema
-Nie lepiej chowanego?-zaproponowała Kama
-A może nauczymy się pływać?-pomysł padł ze strony Vasanti.
Agenti podeszła bliżej, stając u boku Lii. Obie lwiczki spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym pokręciły głowami. 
-To głupie. We wszystko już się bawiliśmy. A nie pościgamy się, bo nasze łapki są zbyt krótkie.-mruknęła Agenti, przejmując prowadzenie nad młodszymi. Spojrzała w stronę córki Arro.-Ciociu Hope, może nam coś zaproponujesz? 
Hope zmarszczyła brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Dopiero po dłuższym czasie, powoli pokiwała głową. Odeszła gdzieś, zostawiając na chwilę lwiątka same. Zaciekawione dzieci, poczekały, aż opiekunka wróci. Wracając, Hope turlała przed sobą jakiś dziwny owoc, o skórce pomarańczowo-czerwonej. Lwica zatrzymała się przed lwiątkami. 
-To dla was. Możecie zagrać w piłkę. Urządzić sobie małe zawody. 
-Piłkę? Tak jak grało się kamieniem?-spytała Lia
-Dokładnie.-przytaknęła Hope, wspominając, jak sama była w ich wieku. Popchnęła piłkę bliżej, prosto pod łapki Tamu. Lwiczka przyjrzała jej się podejrzliwie, ale bez słowa, popchnęła ją w stronę Dahy, który z kolei kopnął ją do Vasanti. Zabawa zaczęła się w najlepsze. 

Hope wróciła na swoje poprzednie miejsce, z utkwionym wzrokiem w lwiątkach. 
-Ja będę liderką drużyny.-z pewnością powiedziała Wema
-Ja też chce.-uparła się Agenti
-I ja! Jestem lepsza do tej roli od was.-mruknęła Tamu
-Starszym się ustępuje!-rzuciła na to córka Kiry
-Chyba ci miód w uszach siedzi, jeśli myślisz, że ci ustąpię.-syknęła wojowniczo Tamu. 
Agenti ostentacyjnie ziewnęła, wysuwając przed siebie łapy. To jeszcze bardziej zirytowało córkę Luny, której futerko poszło w górę. Wema wywróciła oczami, widząc ich zachowanie. 
-Spokój dziewczyny. Kapitanami drużyn niech będą Vasanti i Kama. Mamy zgodność. 
-Ale..-zaczęła Agenti, lecz Wema przerwała jej machnięciem ogona. 
Doszło do tego, że powstały dwie drużyny. Vasanti do swojej wzięła Dahę, Tezyę i Tamu, natomiast Kama do siebie Wemę, Agenti i Lię. Gra zaczęła się na dobre. Lwiątka kopały do siebie piłkę, próbowały ją także odebrać przeciwnikowi.
Po godzinie od rozpoczęcia meczu, wygrała drużyna Kamy. 

***

Idia machnęła ogonem, dając znać swoim lwicą, że pora wyruszyć na polowanie. Łowczynie niemal od razu zaprzestały robionych właśnie zajęć, by udać się za swoją liderką. Dudniące kroki, z każdym kolejnym uderzeniem serca, zaczęły zanikać. W końcu w jaskini została tylko Mia, Kukaa, Giza, Nzuri i Luna. Bella jak zawsze zniknęła w towarzystwie Maishy, korzystając, że córka wyszła się pobawić. 
-Tęsknię za Leą.-wyznała Nzuri, wtulając się w futro siostry. 
Mia zastrzygła uszami, słysząc jej słowa. Nic nie powiedziała, nie chcąc dołączyć do dyskusji, która właśnie się rozpoczęła.
Kukaa zaczęła przysypiać, wtulając się przy tym w nią. Mia nic nie powiedziała, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Kiedy rozpocznie się pora sucha, lub kolejna pora deszczowa? 
Mia, ułożyła głowę na łapach, czując straszny niepokój. Od kilku dni, czuła się niezwykle zestresowana. Nie mogła przez to spać. Do tego Ni musiał pójść, a ona zaczęła za nim tęsknić!
Nawet nie zorientowała się, kiedy zaczął boleć ją brzuch. Bardzo boleśnie. Syknęła pod nosem, wybudzając tym samym królową, oraz wzbudzając czujność pozostałych lwic. Mia przejechała ogonem po brzuchu, delikatnie obejmując go łapami. Ból nie mijał, a stawał się coraz większy. 
-To jeszcze za wcześnie.-wyszeptała przerażona, domyślając się o co chodzi. Przecież przeżyła to już raz. Z Mady. 
-Nzuri, pobiegnij po Matibabu.-rozkazała Kukaa, podnosząc się do siadu.-Lepiej, żebyśmy zostawili ją samą. 
-Samą? Oszalałaś! Ona właśnie rodzi, mysi móżdżku!-warknęła wściekła Giza, machając ogonem na boki.
-Potrzebuje spokoju i bezpieczeństwa.-miło odpowiedziała złota lwica, chociaż była niezwykle zdziwiona zachowaniem Gizy w takiej chwili. 
Na szczęście, popchnięta przez Lunę, Giza opuściła jaskinię, a gdy tylko pojawiła się Matibabu, to również uczyniła królowa.
Mia nie czuła strachu, a jedynie zestresowanie. Poród był przedwcześnie, mogło to nieść ze sobą komplikacje. Lwica ciężko oddychała, wypchnęła przed siebie łapy. Oczekiwała, co też odpowie Matibabu. Jej pierwszy poród na Białej Ziemi...
-Uspokój się i zacznij przeć. Będzie dobrze.-powiedziała medyczka, siadając obok i przysuwając bliżej pewne zioła. 
Mia niechętnie dostosowała się do polecenia. 
***

Lwice polujące spokojnym, zwartym krokiem, dotarły do ulubionego pastwiska. Cały czas trzymały się obok siebie.
Pierwsza zatrzymała się Idia, badając, czy nie wieje zbyt mocny wiatr. Do niej dołączyła reszta, węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Napłynęło dużo znajomych, słodkich woni. Zadowolone lwice, spojrzały przed siebie, w stronę stada bawołów. Polowanie? Z miłą chęcią. 
-Rozdzielimy się na trzy grupy...-ogłosiła Idia, odwracając pysk w stronę towarzyszek. Zaczęła wymieniać, kto uda się z kim.
Gdy wszystko było jasne, lwice weszły w większą trawę, zaczynając się skradać. Ruchy ich łap, były spokojne, cierpliwe, wyćwiczone. Ze skupieniem, stawiały przed siebie każdy krok. Wystawiły pazury, wzrok każda z nich utkwiła w zwierzynie. Bawoły niczego nieświadome, posilały się dalej. Wszystko skończyło się w momencie ataku. 
Zwierzęta zerwały się, przerażone zaczynając uciekać. Białoziemki, ruszyły w ślad za nimi, próbując wypatrzyć najsłabszego osobnika. Trzy grupy, poczęły atakować przednimi łapami, gdy znajdywały się dość blisko. Coraz bardziej zdekoncentrowane bawoły, przyspieszały, tupiąc łapami o glebę. 
-Nie traćcie pewności!-ryknęła Idia, przyspieszając.
Przez tupanie kopytami, wznieciły nieciekawy dym, który zakrywał poprawny obraz widzenia, oraz drażnił gardła. 

Imani, tym bardziej miała łatwe zadanie. Lwica wybiegła na przód grupy, zrównując się z Idią. Obie biegły bardzo szybko, w obecności swojej grupy łowieckiej. Jeszcze tylko krok... mały krok... drugi.... trzeci....
Wtedy też bawoły niespodziewanie się odwróciły. Lwice polujące, nie wiedziały co się dzieję. Zatrzymały się oszołomione, gdy bawoły popędziły w ich stronę.
Pierwsza z szoku wyszła Amara. 
-Uciekać! Na boki!-warknęła jasna.
Ostrzeżone towarzyszki, poczęły nierówno uciekać. Zapanowała panika, otóż bawoły należały do silnych zwierząt. Spotkanie z nimi łbem w łeb, byłoby bardzo bolesne. Przy tym nawet śmiertelne.
Śmierć podczas polowania, nie była niczym nieznanym, ale zdecydowanie nie napawała optymizmem. Lwice polujące szybko zawróciły, szybko pędząc w stronę skałek, byle się uratować. Zapanowała panika, gdyż bawoły zaczęły przyspieszać.
-Szybciej! Szybciej!-ryknęła Idia, starając się dojrzeć, czy wszystkie nadążają.
Zdecydowanie większość z nich, nie była już pierwszej młodości.

***

-Dziękuję Matibabu 
Słaby głos lwicy, dotarł do uszu medyczki. Szara lwica uśmiechnęła się lekko, zanim skinęła głową. Narodziny nowych członków stada, zawsze były powodem do radości. Bez wyjątku, czy to samczyki, czy samiczki.  Na szczęście stado białoziemców, miało dość duże tereny, pełne zwierzyny, a wykarmienie kilku dodatkowych pyszczków, nie napawało żadnym strachem. Nowe osóbki zapewniały rozrost stada.
-Są zdrowi. Gratulacje, Mia. Odpocznij.-powiedziała szamanka spokojnym głosem, zanim skierowała się ku wyjściu z jaskini. 
Mia wpatrywała się za nią z wdzięcznością, zanim przeniosła spojrzenie pełne czułości i dumy, na dwójkę lwiątek w swoich łapach. 


-Witajcie na świecie.
Obiecała sobie, że zadba o to, by nic nigdy im się nie stało. By dorastali w bezpieczeństwie, miłości, oraz niezwykłej odwadze. 
Przyjrzała się uważniej swoim lwiątkom. Dwójka samczyków, grzecznie odpoczywała w jej łapach, wpatrując się w mamę z  ciekawością.  Pierwszy syn miał ciemnobrązową sierść, jej nos, oraz zielone oczy. Drugi natomiast, jeśli szło o sierść, był jej małą kopią. Nosek lwiątka był czarny, ale oczy... brązowe. Mia zmarszczyła brwi, próbując wpaść na pomysł, skąd mógł mieć takie tęczówki. 
-Słyszałem od Kukii, że..
Odwróciła zaskoczony pysk, w stronę wyjścia, gdzie stał Ni. Na widok partnera, wszelkie wątpliwości odeszły. Pozwoliła mu do siebie podejść, a gdy tylko wtulił się w jej sierść, zamruczała z radością. 
-Mamy dwóch synów. Czy to nie cudownie? 
Mia nie sądziła, że jeszcze kiedyś zostanie mamą. Nie sądziła, że wyda na świat dwójkę samczyków. Nagle zatęskniła za Mady. Chciałaby, żeby córka poznała młodsze rodzeństwo. 
-O tak, bardzo.-odpowiedział Ni, przenosząc wzrok na dzieci.-Jak chcesz ich nazwać? 
-Może tego o brązowych oczach K.. Poczekaj. Czemu od ma taki kolor?-spytała. 
-Po mojej matce.-uśmiechnął się Ni.-Ona też miała brązowe oczy. Widać, że wdał się w babcię, jeśli o to chodzi. Może nazwiemy go Kesho? 
-Tak, podoba mi się to imię.-zgodziła się szczerze Mia. 
Kesho było dość popularnym imieniem, ale nic nie stało na przeszkodzie, by ich starszy syn, tak się nazywał. 
-Tego jasnego może Cheka? To oznacza śmiech.-zaproponowała Mia, na co Ni się zgodził. Rodzice nie odrywali oczu od swoich pociech, nawet wtedy, gdy stado zaczęło wzbierać się wokół z gratulacjami. 

***

Podczas, gdy na Białej Skale trwała radość wywołana narodzinami potomków Ni i Mii, na pastwisku wciąż trwała walka. Największa bitwa o życie, jaką mogły stoczyć lwice polujące. Bawoły nie zamierzały się poddać, pędząc w ich kierunku, z niebezpiecznie nisko upuszczonymi głowami. Na szczęście, białoziemki były dość szybkie i zwinne. Większości udało się dotrzeć do skałek, bezpiecznie siadając na samym czubku. Co do reszty.... z nimi było gorzej. 
Niektóre się potykały, jeszcze inne traciły oddech. Idia uparcie przekonywała do wstania i podjęcia dalszego biegu. Liderka w duchu pomodliła się do przodków, w tym Kilio, by im pomogli. 

Imani zaczęła wspinać się na skałki, asekurowana przez towarzyszki. Nie minęło więcej niż trzy uderzenia serca, aż ślepa lwica była na szczycie. Ciężko oddychając, rozejrzała się po znajomych pyskach. Idia zaczęła robić to samo, przeliczając swoją łowiecką grupę.
Bawoły, gdy dotarło do nich, że lwice są bezpieczne, nie do tknięcia, zawróciły obrażone. Myślały, że przez pewien czas będą mieć spokój, ale Główna Lwica Polująca, zdecydowała się jeszcze odegrać, za tą zniewagę. 
-Wszystko już dobrze.-westchnęła do towarzyszek.-Odpuśćmy sobie polowanie na bawoły. Zajmiemy się antylopami. 
-Gdzie Amara? Czy ktoś widział Amarę?!
Przerażony głos Imani sprawił, że wszystkie lwice polujące, poczęły się rozglądać w poszukiwaniu jasnej lwicy. Wszystkie kolory futer, mieszały się teraz, a zapachy stały się ostrzejsze. Jednak pomimo gorączkowych nawoływań, wydawało się , że lwica zapadła się pod ziemię. 

Imani ześlizgnęła się z kamieni, zamierzając ruszyć w ślad za bawołami. Może Amara odbiegła w inną stronę, albo wybrała się na drugie polowanie? Lwica koloru toffi,szybko liznęła się po brudnej sierści, zanim postawiła kilka kroków przed siebie.
-Imani, poczekaj!
Lwica odwróciła głowę, słysząc blisko siebie głos Idii. Liderka podbiegła do niej, przyciskając swoją rudą sierść do tej jej. W głosie opiekunki lwic polujących, rozbrzmiewał okropny niepokój. Imani westchnęła, czując większą determinacje. 
-W-widzisz ją? 
Więcej lwic podbiegło teraz do nich, od każdej Imani wyczuwała strach. Oderwała głowę od ślepego wpatrywania się w córkę Taje, rozglądając się gwałtownie wokół. 
-Gdzie Amara? 
Żadna jej nie odpowiedziała.
Świat Imani w jednej chwili zaczął pękać, tak jak krople deszczu, znikające zaraz po uderzeniu w ziemię. Usiadła, zatykając uszy. Żaden szum.. żaden odgłos.. nic do niej nie docierało.
Imani czuła zapach metalicznej krwi. 
Idia także to wyczuła.
Gdy córka Mto uniosła głowę, zauważyła ciało jasnej lwicy, całe podeptane. Z jej prawego boku, ciekła jeszcze świeża krew. Oczy miała zamknięte, niemal bez życia. Liderka na trzęsącym się łapach, zbliżyła się bliżej, przystając, by nie dać łzą spaść na ziemię. Amara się nie ruszała. 

sobota, 9 listopada 2019

Rozdział 152

Lewek przewrócił się na drugi bok. Po nocnym oglądaniu gwiazd, czuł się bardzo zmęczony. Mruknął sennie pod nosem, nie zamierzając się wybudzać. Sny niosły  ze sobą tajemnice, spełnienie marzeń, mógł w nich być, kim chciał.
Poczuł jak coś trąca jego bok, więc niezadowolony, pacnął "to coś" swoją łapką. Niby nie było to mocno, ale zdecydowanie.
-Wstawaj słoneczko, już nowy dzień.
Zmarszczył nosek, gdy dotarł do niego znajomy zapach. W końcu lwiak zdecydował się na otworzenie oczu. Przeniósł się do pozycji siedzącej, otwierając pysk w szerokim ziewnięciu, osłaniając różowy języczek. Zamrugał, próbując odpędzić resztki snu.
-Tak?
-W nocy się śpi, a nie wyprawia psikusy.-zachichotała biała lwica, w której od razu rozpoznał swoją babcię.
-Jestem wyspany.-ziewnął, trochę wyolbrzymiając.
Lwica uśmiechnęła się delikatnie. Położyła swój ogon na ramieniu lewka.
-Lwice polujące wróciły z posiłkiem. Zostawiłam dla ciebie kawałek.-głową wskazała na kamienne podwyższenie, gdzie Kukaa pomagała jeść mięso zebry Agenti.-Pójdz coś zjeść i może się trochę pobawisz?
-Dobrze, babciu Wise!-zawołał wesoło, krocząc w stronę dwóch lwic. Z łatwością wspiął się na podwyższenie, znajdując się obok nich. Usiadł, sięgając po swój kawałek. Mięso chociaż twarde, było naprawdę soczyste. Gryzł i przełykał je szybko, nie mogąc już doczekać się dnia pełnego zabaw. Miał nadzieję, że spotka kogoś do towarzystwa.
Rzucił wymowne spojrzenie w stronę Agenti. Niestety lwiczka miała dopiero 4 miesiące (o ile dobrze pamiętał, chociaż mogła mieć też mniej lub więcej.) i wątpił, żeby przybrani rodzice puścili ją samą na ogromną sawannę. Mógł co prawda poprosić babcię Kambę o pomoc, ale to oznaczałoby, że musi siedzieć nad wodopojem.
-Dokąd się wybierasz, Akili?-radosny głos Kukii, wyrwał go z zamyśleń.
Lwiak odwzajemnił uśmiech.
-Na sawannę. Bawić się i może coś pozwiedzać.
-Tylko bądz ostrożny.
Skinął głową, podnosząc się z miejsca.
-Też chceee!-jęknęła Agenti.
Kukaa przytuliła do siebie malutką, łagodnie liżąc za uchem.
-Nie możemy opuścić jaskini. Pamiętasz? Tatuś wyszedł na swój pierwszy patrol jako nowy król, a ja za chwilkę muszę omówić z Zazą sprawy raportu.-dotknęła nosem policzka córeczki.-A ty, moja księżniczko, powinnaś się porządnie wyspać.
-Gdy dość podrośniesz, zabiorę cię na wspólne przygody!-rzucił przez ramię Akili, wybiegając z jaskini.

***

Promienie słońca mocniej przygrzały, sprawiając, że młody lewek, musiał zmrużył oczy. Akili rozejrzał się wokół siebie, podziwiając piękno i harmonię sawanny. Zwierzyna zajęta sobą nawet nie zwracała na niego uwagę, podczas gdy syn Imani, spokojnym krokiem kierował się przed siebie. Ogonek wesoło kiwał się na boki.
Lwiątko zatrzymało się, by powąchać biały kwiatek. Pachniał tak intensywnie, że nie mógł powstrzymać się przed kichnięciem. 
-Na zdrowie!
Lwiak odwrócił się, słysząc znajomy głos. Uśmiechnął się, widząc swojego ojca. Ndoto poczochrał synka po czerwonej grzywce. 
-Cieszę się, że cię widzę. Nie miałbyś ochoty spędzić trochę czasu ze swoim staruszkiem? 
-Chętnie! Właśnie jestem w trakcie szukania zabawy.-mruknął zadowolony Akili. Zauważył konika polnego, więc pochylił się do odpowiedniej pozycji. To było takie ekscytujące! Skupił się na swoim celu, zanim wyskoczył, łapiąc z łatwością owada.
Ndoto skinął głową, lekko się uśmiechając. 
-Masz dobry chwyt.-powiedział ze spokojem.-A teraz dla Kręgu Życia go wypuść..
-Ale to tylko owad.-uparł się lewek, mimo wszystko słuchając pragnienia ojca. Usiadł, oplatając łapy ogonem. Wpatrywał się w ojca, oczekując jego dalszych słów. 
-Owad też jest ważny dla Kręgu Życia. Pamiętasz? Tak jak mrówki...-odpowiedział Ndoto.
-Pamiętam opowieść o zjadaniu robali.-skrzywił się.-O fuj. 
Ndoto zaśmiał się, wzruszając ramionami. 
-A kto tam wie. Może dobre?
-Tato!
-Co powiesz na krótki trening?-spytał Ndoto zaciekawiony. Bycie ojcem było zdecydowanie trudniejsze niż na początku podejrzewał. Co prawda uważał, że sobie radził w tej roli, ale nie oznaczało to, że nie wymagało wysiłku. 
-Yyy... okej.-westchnął Akili, wymuszając szeroki uśmiech. W rzeczywistości niespecjalnie przepadał za nauką walki. Zdecydowanie nie było to coś, do czego go ciągnęło. Pewnie w dorosłości, będzie się męczył w nowej roli... Dobrze, że na razie był lwiątkiem.
Podniósł się z ziemi i przystąpił do słuchania ojca. Ndoto tłumaczyć, oraz przedstawiał kilka nowych, dotąd mu nieznanych ruchów. Akili z początku wpatrywał się w niego, dopiero pózniej odwracając wzrok i śledząc ruch pięknego motyla. 
-Akili?-chrząknął czerwonogrzywy. 
-Tak tato?-z niewinnością odwrócił z powrotem wzrok w jego stronę. 
-Pytałem, czy powtórzysz.-dawny książę uniósł jedną brew do góry, nie kryjąc rozbawienia.-Mam przedstawić je jeszcze raz?
-To nie będzie koniecznie, tato.
Akili naprawdę się starał. Ruchy jednak wychodziły mu koślawo i nierówno. Mimo iż Ndoto się nie przyznał, próbował go motywować, Akili widział, że ojciec nie jest specjalnie zadowolony. Nie dziwił mu się. Zakończył swoją pozycję, czyli idealnie oddalone od siebie łapy, by liznąć się po barku. Machnął ogonem, siląc się, by wyrównać sierść na grzbiecie. 
-Może krótka przerwa?
-Muszę pójść z Msimu obejrzeć Miejsce Płomieni. Mój ostatni obowiązek, zanim wybiorą nowych doradców. 
-Nie będziesz już doradcą?-zdziwił się lewek.-Dlaczego?
-Może będę, zależy jaką decyzję podejmie Mfalme. Wiesz, gdy ktoś nowy zasiada na tronie, ma obowiązek wybrać nowych pomocników.
-Zazę też?
-Niee, ona ma funkcję dożywotnią.-wywrócił oczami czerwonogrzywy. Pochylił się, by liznąć syna po główce. Następnie oddalił się w tylko sobie znanym kierunku. Będzie tęsknił za tym wszystkim. Naprawdę nie chciał przechodzić tak szybko na emeryturę. Gdzieś wewnątrz siebie, miał nadzieję, że zostanie przy randze. 

Akili westchnął z ulgą, po czym susami popędził w stronę wodopoju. Jego sierść muskał delikatnie wiatr. Słońce ogrzewało jego pyszczek, a miękka trawa pod łapami przyjemnie szeleściła. 

Potarcie nad wodopój wcale nie zajęło mu dużo czasu. Zaledwie parę uderzeń serca pózniej, był już na miejscu, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś towarzysza. Jak na zawołanie, pojawiła się przed jego wzrokiem ukochana przyjaciółka Asanta. To znaczy... nie przyjaciółka, a znajoma. 
Powoli się do niej zbliżył, nie chcąc zasłaniać jej słońca. Asanta leżała na płaskim kamieniu, rozkoszując się jego promieniami. Tak więc, Akili tylko napił się chłodnej wody, zanim zwrócił na nią wesołe, jak i nieśmiałe trochę spojrzenie. 
-Pobawimy się?
-Chyba śnisz, Akili. Jestem zajęta. 
-Ale to tylko kilka minut...
-Nie i już.-mruknęła lwiczka, zamykając oczy. Ziewnęła, zmęczona całym tym dzisiejszym dniem - na domiar złego, on był jeszcze daleko do końca! 
-Ostatnio spędzamy bardzo mało czasu. Czy ty mnie już nie lubisz?-wyznał lewek, wpatrując się w nią z uwagą. To zmusiło lwiczkę, do otworzenia jednego oka. 
Była zdziwiona jego pytaniem. Na samym początku, ciężko jej było w ogóle wymyślić odpowiedz. Asanta sama już nie wiedziała, dlaczego właściwie się do niego nie odzywa. Na samym początku ich znajomości, spędzali ze sobą prawie cały dzień na zabawach. Teraz nie miała na to ochoty. W ogóle nie pragnęła towarzystwa nikogo prócz rodziców i dziadków. I może jeszcze Dory... Ogółem była zadowolona z tego, że była jedynaczką. Życie w towarzystwie nie było dla niej. 
Trzepnęła o ziemię ogonem. 
-Daj mi odpocząć.-rzuciła wymijająco 
-Odpowiedz proszę
-Lubię cię, zadowolony?-mruknęła lwiczka, podnosząc się. Przeciągnęła się, prostując przed siebie ostrożnie łapki.-Czemu pytasz? Nie mogę już po prostu mieć czasu dla siebie!
-Nie tak działa znajomość...
-Skąd możesz wiedzieć?-uniosła do góry jedną brew. 
-Asanta..-zaszurał jedną łapką po ziemi.-..jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Nie chciałbym stracić tej znajomości. Ciebie. 
Otworzyła szerzej oczy, cofając się krok do tyłu. 
-Co masz na myśli? 
-Chyba.. czuję coś do ciebie.-wyznał. Wydawało mu się, że to uczucie to musiała być miłość. Było to takie wspaniałe. Jeśli tak czuli się ojciec i matka, to nic dziwnego, że byli razem.-M-może zostaniesz moją dziewczyną? Chciałabyś spróbować? 
-Pogięło cię, Akili. Po prostu masz coś z głową.-wściekle machnęła ogonem, marszcząc brwi z irytacji.-Czy ty wiesz, co w ogóle wygadujesz? 
Lwiak skulił się. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji... 
W tej chwili miał ochotę być wszędzie, tylko nie tutaj. 
-Nie będę twoją dziewczyną. Ani teraz, ani nigdy indziej. 
Odwróciła się, gnając w stronę Białej Skały i pozostawiając tym samym Akili'ego samego. Lewek dłuższy czas, wpatrywał się w ślad za nią nieobecnym wzrokiem. Dopiero po dłuższym czasie, odwrócił się, z postanowieniem zapolowania. Musiał zebrać myśli, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest mu przykro. 

***

Będąc starszym, rozumiał więcej, niż wcześniej. Dalej był lwiątkiem, ale bardziej świadomym tego co go otacza. Cały świat był pełen tajemnic, które tylko czekały na to, by je odkryć. Akili bardzo chciał tego dokonać. Czuł, że łapki mogą zaprowadzić go wszędzie. 
Dlatego pomimo odmowy ze strony Asanty, syn Ndoto starał się nie smucić. Przecież na Białej Ziemi mieszkało tyle pięknych lwiczek, a on był jeszcze lwiątkiem, miał dużo czasu. Uparcie próbował wmówić sobie, że wszystko się ułoży. Musiało. 

Dotarł do pastwiska, gdzie lwice polujące właśnie szykowały się do złapania póznego obiadu. Akili usiadł cicho na jednej ze skał, nie chcąc przeszkadzać. Wyprostował sylwetkę, obserwując każdy ich ruch. Lwice polujące były szybkie, silne i pełne zwinności. Zastrzygł uszami, słuchając najpierw ich cichych kroków, a pózniej głośnych, należących do uciekającego stada antylop. Nie rzuciły się za nim wszystkie, a jedynie pojedyncze lwice. Akili był zaciekawiony, dlaczego też wybrały taką strategię. Obserwował, jak wybrane lwice zaganiają antylopy, zmuszając je do zmiany kierunku i jak kolejne polujące, rzucają się od boków w ich stronę. Reszta czekała, regenerując siły - to właśnie one, miały ciągnąć upolowaną zwierzynę na Białą Skałę. 
Wstał na równe łapki, ruszając z uniesionym wysoko ogonkiem, w stronę matki. Imani właśnie rozmawiała o czymś żywiołowo z Idią, jednak gdy lwica szepnęła jej coś do ucha, ta odwróciła się. Ślepe oczy stanęły na jego skromnej osobie. Córka Kamby uśmiechnęła się czule. 
-Cześć, Akili. Szukałeś mnie?
-Chciałem tylko popatrzeć jak polujecie.-wyznał lwiak.-To było niesamowite! Nie działałyście pod wpływem emocji, zachowywałyście cierpliwość i zgodność. Jak to zrobiłyście?
-Współpraca, opanowanie i szkolenie.-zaśmiała się cicho Imani.
-Mamo, kiedy podrosnę, nauczysz mnie tego? 
-Współpracy?
-Nie, polowania. Ale takiego profesjonalnego!-oczy lwiątka błyszczały czystym szczęściem. Oczywiście, Imani tego nie widziała. Kierowała się jedynie głosem synka, który pomimo, że brzmiał radośnie, miał też w sobie nutkę goryczy. Jako matkę ją to zaniepokoiło. 
Idia uśmiechnęła się, podobnie jak reszta lwic w ich grupce. Widok był doprawdy rozczulający. Każda z nich miała teraz ochotę wrócić do swoich rodzin.
-Wracamy.-ogłosiła Idia, czyli Główna lwica polująca.
Kompanki bez narzekania, skierowały się do wskazanego wcześniej miejsca.
Imani słyszała doskonale ich oddalające się z każdym jej biciem serca kroki. Zamrugała, próbując skupić się na dzwiękach. Wiatr muskał jej pysk, podczas gdy oboje z Akili'm usiedli gdzieś nie daleko.
-Umiesz już polować.
-Chce umieć lepiej. Łapać taką duuużą zwierzynę, a nie góralki i ptaki.
-To dopiero jak podrośniesz, oraz założysz rodzinę, skarbie.-odpowiedziała cierpliwie lwica, trącając go koniuszkiem ogona.
Akili'emu w ogóle nie podobała się ta wizja. Żeby polować musiał mieć rodzinę? Czy naprawdę nie mógł robić tego co lubi zawodowo? Westchnął, uświadamiając sobie, że to niemożliwe. Samce nie polowali, tylko bronili i patrolowali granice.
-Rozumiem mamo.-wyszeptał, spuszczając głowę, by spojrzeć na własne łapy. Musiał skupić się na treningu, skoro ma w przyszłości walczyć. Za kilka miesięcy. Nagle w jego oczach odbiła się nadzieja. No tak! Skoro są lwice walczące, to czy nie może być lwów polujących? W końcu zawsze ktoś musi wykonać pierwszy krok.-Chce polować. Lubię to robić i jestem w tym naprawdę dobry. W przyszłości chciałbym należeć do waszej grupy, jako lew polujący.
Wyprostował się z dumą. Mówił to całkowicie szczerze. Miał nadzieję, że matka poprze  jego słowa. Imani milczała jednak zbyt długo, dlatego też zaczął się obawiać. Czy zrozumiała zle jego intencje?
-To.. dobrze.-odparła Imani, nie zdradzając jakie emocje w tym momencie czuła.-Ważne, byś robił to, co sprawia ci radość. Będę spokojniejsza, wiedząc, że spełniasz marzenia.
Zamrugał wesoło. Mama była taka wyrozumiała!
Akili wtulił się w jej sierść koloru toffi, czując się bezpiecznie. Poczuł jak mama obejmuje go ogonem. Zamruczał zadowolony.
-Dziękuję mamusiu.
-Bardzo cię kocham.-wyszeptała Imani, po chwili liżąc go za uszkiem.-Tylko na razie musi to zostać naszym małym sekretem.

***

Bycie królem. 
Każdy wyobraża to sobie inaczej. Jedni jako aspekt pozytywny, odpowiedzialny, warty zajęcia. Drudzy jako negatywną, sztuczną i męczącą pracę. Jeszcze inni są obojętni w tym temacie, dopóki władca jest sprawiedliwy, jak i dobry. Tak więc, Mfalme miał nie lada zadanie do wykonania. 
Jako trzeci władca Białej Ziemi, musiał dorównać swoim poprzedniczką - babci Wise i mamie Norze. Biały lew miał wielką nadzieję, że podoła. Zamierzał jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. 

Nie obijał się przed wstaniem, wyruszeniem na patrol, a pózniej także sprawdzenie aktywności wśród lwic i lwów walczących. Gdy wrócił do jaskini, był więc zmęczony, ale zadowolony. Na jego szczęście, żaden z białoziemców, niczego szczególnego nie chciał. Tak więc usiadł obok Kukii, która właśnie skończyła myć Agenti i zwróciła czułe spojrzenie w jego kierunku. Lew przytulił się do niej bokiem.
-Zaza naprawdę dużo mówi.-poskarżyła się lwica, z lekkim uśmiechem.-Nie powiem, większości informacji była niezwykle potrzebna.
-Coś szczególnego?
-Spór bawołów, a tak to nic, z czym nie dalibyśmy sobie rady. Zwierzęta nas zaakceptowały jako władców, całe szczęście nie wybuchną żadne bunty.
-Cześć tato.-zaśmiała się Agenti, kładąc się na plecach. Łapkami zaczęła trącać radośnie poruszający się ogonek. Opiekunowie większą chwilę przyglądali się jej, zanim wrócili do rozmowy.
-Jutro dołączę do ciebie na patrolu.
-Jeśli tylko będziesz miała ochotę.
-Teraz najważniejsza kwestia.-złota zmarszczyła brwi, wydobywając z siebie ciche westchnienie.-Wybranie doradców. Pamiętasz? Musimy mieć kogoś u swojego boku, podczas wykonywania ważnych obowiązków.
-Mhm.-skinął głową lew.
Oboje położyli się, by całą rozmowę odbyć szeptem.
-Kogo proponujesz?-spytała
-Na miejsce mojego doradcy najlepiej nadawałby się Hakimu.-odparł król, niespokojnie szurając łapą po twardym podłożu.-Tylko, że to jest niemożliwe. Nie mieliśmy od niego znaku, odkąd tylko wyruszył w podróż. A nawet jeśli by wrócił, to czy ta pozycja byłaby dla niego satysfakcjonująca?
-Masz rację. Spójrz jednak na to od innej strony, przekażesz tą pozycję równie zdolnemu lwu. Dasz mu szanse na awans i zyskasz w jego oczach.
-Jesteś taka mądra.-powiedział z uczuciem, wysuwając się, by polizać ją między uszami.-Co myślisz o Ndoto? W sumie to ma doświadczenie i jest moim wujkiem. Albo o Chace?
-Oboje z pewnością byliby świetnymi doradcami, ale...
-Może być też Msimu.-przerwał jej, zastanawiając się na głos. Podrapał się łapą po brązowej grzywie, marszcząc brwi. Agenti, znudzona swoją zabawą, znalazła jakiś kamyczek. Kukaa przewróciła ze śmiechem oczami.
-To twoja decyzja.
-Ni?-Mfalme uniósł głowę, wpatrzony w złotą lwicę w zaskoczeniu, przez swoją propozycję.-Może on się nada? Nie ma co prawda doświadczenia, ale jest w naszym stadzie dość długo, był w wielu miejscach, zna wiele kultów i wszyscy w stadzie go lubią.
-Wujek Ni jest super!-radośnie zawołała Agenti
-W takim razie postanowione.-zaśmiał się Mfalme.-A kogo ty wybierzesz, Kukoo?
Lwica nie musiała tak długo zastanawiać się nad odpowiedzią, gdyż miała już ją uszykowaną. Otuliła ogonem córkę Kiry.
-Myślałam o Zawadi.-powiedziała z pewnością w głosie.-Jest bardzo zdolną lwicą polującą, ale również jest spokojna, mądra  i potrafi słuchać. Ma własne zdanie, a właśnie takiej doradczyni mi potrzeba.
-Tylko czy oboje się zgodzą?-to pytanie padło od Mfalme.
Kukaa zachichotała.
-Oj, może być ciężko, ale chyba nie będą mieli nic przeciwko małemu awansowi.
Dwójka lwów przytuliła się do siebie. Agenti natomiast, korzystając z ich chwilowej nieuwagi, przeskoczyła nad maminym ogonem, z postanowieniem powrotu do zabawy.

***

Akili po rozmowie, którą odbył z mamą, postanowił się przejść. Na początku, skierował się w stronę baobabu, jednak pózniej zupełnie skręcił. Łapki zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, gdy oddalał się coraz bardziej. Podążał teraz nieznaną sobie trasą, nie wiedząc konkretnie co ma zrobić. Mijał roślinność, zwierzęta, pozwalał, by wiatr muskał jego pyszczek. I wtedy zatrzymał się nagle, zupełnie wytrącony z zamyśleń. 
Rozglądając się wokół, zdał sobie sprawę z tego, że Biała Skała, zupełnie zniknęła  mu sprzed oczu. Mama zawsze powtarzała, by nigdy nie oddalać się tak, żeby zgubić skałę. Poczuł wyrzuty sumienia, więc lekko się skulić. Do tego zaczęło zachodzić słońce, więc musiał się pospieszyć z powrotem. 
Coś przykuło uwagę lewka, sprawiając, że odwrócił głowę.  Szum wody nasilił się. Przed jego wzrokiem, znajdował się teraz ogromny wodospad, którego woda spadała na sam dół, zapełniając zbiornik. Akili przełknął ślinę, zdziwiony tym pięknym obrazem. Podszedł trochę bliżej, zamierzając pozwiedzać. Bez obaw przebiegł po wystając kamieniach, prędko znajdując się po drugiej stronie. Następnie lwiątko, wspięło się na sam szczyt. Z każdym kolejnym krokiem ku górze, jego futerko coraz bardziej przemakało. Opłaciło się jednak. Przeszedł przez lustro wody, zagłębiając się w nie, by po jednym uderzeniu serca, znalezć się w ukrytej jaskini. Był ciekawy, czy ktoś oprócz niego znał to miejsce. Wcześniej, nawet nie sądził, że takie cuda istnieją.
W jaskini było wyjątkowo ciemno, oraz chłodno, ale Akili'emu to nie przeszkadzało. Kroki lewka głucho odbijały się o twarde podłoże, gdy chodził raz w jedną, raz w drugą stronę. To będzie moja tajna kryjówka.-pomyślał z zadowoleniem.
Ukryty wodospad. 
Akili postanowił jeszcze kiedyś się tutaj wybrać, tym czasem musiał skierować się z powrotem do domu. 
-Cześć, Akili. Słyszałem, o twoich planach. 
Drgnął, zatrzymując się w miejscu, na dzwięk nieznanego mu głosy. Otworzył pysk, smakując powietrza. Nie czuł żadnego zapachu, ale ewidentnie nie był tutaj sam. Odwrócił się, nie wiedząc, kogo za sobą dostrzeże. Brązowy lew, o takiej samej grzywie, wpatrywał się w niego z lekkim uśmiechem. Akili niepewnie położył po sobie uszy. Biła od niego poświata, sprawiając wrażenie, jakby zamiast lwa, unosiła się tutaj gwiazda. Zawahał się, zanim zdołał odpowiedzieć. 
-Skąd znasz m-moje i-imię? 
-Obserwuje cię odkąd się urodziłeś. Widziałem narodziny zarówno twoje, twoich braci, jak i wujków, ciotek. Jestem z wami, dając wam opiekę, mimo iż nie mogłem z wami porozmawiać. 
-Kim jesteś?
Lew zaśmiał się cicho. 
-Nazywam się Simba, mój mały. Jestem ojcem twojej babci, Kamby. Dumnym mężem twojej zmarłej prababci Nzuri, która stąpa teraz tą samą gwiezdną drogą.
-Jesteś duchem? Dlaczego cię widzę?
-Gdyż jestem twoim Duchowym Przewodnikiem. Tylko ty możesz mnie zobaczyć i usłyszeć, a ja zawsze będę, by cię pilnować, służyć radą, oraz pomocą. Coś cię trapi?
Akili zaszurał łapką po ziemi.
-Chyba nie...
-Wyrastasz na mądrego lwa, Akili. Niestety twoja droga nie będzie łatwa. 
-Chodzi o moją pozycję, tak?
-Ciężko jest być pierwszym. Niektórzy mogą być przeciwko temu, inni to wyśmiewać, a jeszcze inni członkowie stada ignorować. Dlatego musisz być dzielny, krocząc ku spełnianiu swoich marzeń.
Lew zaczął znikać. 
Akili otworzył pysk, by o coś zapytać, ale wtedy go już nie było. Spuścił głowę, wpatrując się we własne łapy. Ma Duchowego Przewodnika!
Z uśmiechem zawrócił, by wrócić do domu. Pomimo lekkiego strachu, wygrała ekscytacja. 

wtorek, 5 listopada 2019

Bohater w pigułce #5 Kukaa

Witam w piątej części "Bohatera w pigułce". Nie skupiajmy się na jednym dniu spóznienia (XD) a od razu przejdzmy do rzeczy... wygrywa... KUKAA!!!!!


WYGLĄD lwicy jest bardzo prosty: jasno złote futro, czarny nos, oraz turkusowe oczy.

  • Jest trzecią królową Białej Ziemi (pierwszą, która doszła do władzy poprzez małżeństwo z księciem) 
  • W Lwiej Gwardii pełniła funkcję najszybszej


ZAMIARY:   Możną ją albo pokochać, albo znienawidzić. Kukaa jest postacią zaplanowaną od początku do końca. Miałam zaplanowany jej wygląd, charakter i przyszłość, jeszcze na długo przed początkiem sezonu 3. Lwica wywodzi się z kochającej rodzinny, którą zapoczątkowała Kamba. Nigdy nie ciągnęło ją do czynienia zła, czy kłamania. Kukaa jest sprawiedliwa, dobra, odważna i opiekuńcza. Od początku swojego życia, była uczona wszystkiego o Kręgu Życia. Na długo zanim w ogóle zbliżyła się do Mfalme, Kukaa posiadała już ogromną wiedzę, a jej pozycja najszybszej w Lwiej Gwardii, była bardzo korzystna. Jak wiadomo, Mfalme i Kukaa nie mogliby zawrzeć ze sobą małżeństwa, jeśli jedno z nich nie straciłoby tytułu. Złota lwica nigdy nie pragnęła jednak śmierci przyjaciół, za którymi tęsknota, przez całe swoje życie jej nie opuszczała. Zaopiekowała się Agenti, dbając o nią, jak o własne lwiątko. Niestety nie powiedziała  lwiczce, że nie jest jej biologiczną mamą, co w pózniejszym czasie doprowadzi do poważnych konsekwencji. Zamiarami Kukii od samego początku była miłość. Dla niej była gotowa zrezygnować z pozycji i przyjąć nowe zadania (chociaż wcale nie pragnęła władzy). Nigdy nie żałowała żadnej swojej decyzji, chociaż wielokrotnie zastanawiała się "co by było gdyby".

I to chyba wszystko co można o niej napisać. Co myślicie o Kucee? Lubicie ją? Uważacie, że będzie dobrą królową i matką? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

czwartek, 31 października 2019

~~Krótka historia na Halloween~~

Wraz  z nadejściem święta, podczas którego zawsze wybierali się na cmentarze, uczcić pamięć swoich zmarłych przodków, nadeszła też nowa tradycja. Właściwie było to dość inne obchodzenie następnego dnia. Główną uwagę skupiło na lwiątkach, które zaciekawione tym wszystkim, ubłagały rodziców o pozwolenie na udział w zabawie.
Chociaż mamy lwiątek miały duże wątpliwości (ich szkraby miały przecież zniknąć im z oczu na pewien czas, mogły robić to co chciały..) to zgodziły się. W końcu integracja z rówieśnikami i stadem, była bardzo ważna w życiu tak małej osoby. Dzieci bardzo się cieszyły, a lwice nie mogły im tego zabrać.

Hofu osobiście zadbał o klimat. Zaprosił do siebie najmłodszych mieszkańców Białej Ziemi, po czym wyciągnął wcześniej przygotowane farby. Były wszystkich kolorów: od krwistej czerwieni, po łagodny błękit. Do tego Matibabu pomogła mu złączyć ze sobą kilka dłuższych liści, robiąc z nich coś na kształt "koron". Szaman zajął się umalowaniem ciał i pyszczków lwiątek. Zajęło mu to trochę czasu, ale widząc efekt, uznał, że było warto.

Umalowani rówieśnicy, złapali w ząbki przygotowane koszyczki, po czym ruszyły ku sawannie. Zatrzymywali się co jakiś czas, gdy tylko spotkali kogoś znajomego po drodze. Wówczas osoba spotkana, uśmiechała się wyrozumiale i wrzucała im do koszyków różne drobiazgi. Były to w większości małe kamyczki, lub źdźbła trawy. Zdarzyły się jednak kawałki zdechłych robaków, czy łagodnych płatków białych kwiatów. Cała zabawa lwiątek polegała głównie na tym, chociaż nie zabrakło atrakcji również dla dorosłych. Pełnoletni lwi obywatele Białej Ziemi, zebrali się w jaskini stada, gdzie czekała prawdziwa uczta. Przynajmniej nikt nawet nie marudził, że zabrakło mu porcji, czy jest głodny!

I gdy tylko niebo ściemniało i zaczęły pojawiać się na nim pierwsze gwiazdy, Taje zabrała lwiątka na polanę. Otaczające ich świetliki, oraz głucha cisza, dodawała klimatu, gdzie Taje w towarzystwie Wise i Lajli, dzieliła się z najmłodszymi różnymi historiami. A to o lwie, który głowę dla lwicy stracił i zamienił się w ptaka, a to o strasznej lwiczce, która błąkała się po sawannie w poszukiwaniu kogoś, kto ją przytuli.  Zafascynowane lwiątka, słuchały jej w milczeniu. Kto jak kto, ale Taje umiała opowiadać bardzo ciekawie!

Po wszystkim, na sam koniec dnia, odbyły się krótkie tańce i festiwal piosenki. Następnego dnia, musieli przecież mieć więcej siły, by wyrazić swój smutek.

Lwiątka, nastolatkowie, starsi i dorośli, bardzo szybko pozwolili, by porwał ich sen. Jedynie jedna lwiczka, wierciła się niespokojnie, nie mogąc znalezć wygodnej pozycji. W głowie odbijało jej się wiele obrazów, które widziała jak przez mgłę. Ciszy głos, ciemnozłotej lwicy, odbijał się w jej uszach. Jej łagodne spojrzenie sprawiało, że czuła się bezpieczna, że ją zna...
Rośnij malutka i spraw, by cała Biała Ziemia mogła być dumna z twojej sprawiedliwości, radości i odwagi. 
-Kim jesteś?
Ale głos zamilkł. Jedynym co Agenti poczuła, był język jej "mamy" przebiegający po główce. Wtuliła się w futro Kukii, odnajdując spokój. Zasnęła prędko, nieświadoma, że złota lwica długo jej się przygląda. A gwiazdy zalśniły na niebie, jak łapy mrocznego lwa, poszukującego kogoś, kto pomoże mu w planie zemsty.

~~Pamiętam~~

Dzisiaj Święto Zmarłych , właśnie dlatego wstawiam tu ten post. Kolejny dodatek. Powspominamy w nim wszystkie postacie, które odeszły z Kręgu Życia. Liczę, że się spodoba. Jest dość smutny. 


Dlaczego tak ciężko zapomnieć?

Chciała poczuć ulgę. Chociaż na krótką chwilę. Nie rozumiała uczuć, które w tej chwili ją dopadły. Smutek... żal... gniew... wyrzuty sumienia... poczucie bezsilności... nadzieja. Czując, że nie da rady ustać na własnych łapach, po prostu się położyła. Pozwoliła, by łzy spłynęły po jej policzkach. Szlochała, z każdym uderzeniem serca coraz głośniej.

Muszę pamiętać. Nie mogę zapomnieć, ale... chce. 

Panującą dotychczas w jaskini ciszę, przerwały odgłosy kroków. Szybko otarła łapą zamglone oczy, unosząc głowę, by spojrzeć na przybyłego. Usiadła, witając go lekkim uśmiechem.
-Chyba pora już iść, nie sądzisz, najdroższy?
Lew, spojrzał na nią czujnie. W jego oczach odbił się taki smutek, że lwica musiała opuścić głowę, by spojrzeć na własne łapy. To było nie do zniesienia. To wszystko. Przybyły podszedł do niej, siadając obok i kładąc ogon na jej ramieniu.
-Nie musisz udawać, że wszystko jest dobrze. Przede mną nigdy nie zakładaj tej "maski".
-Stado nie może wiedzieć słabości. Jestem ich królową.-cicho wyszeptała.
Wtuliła się w grzywę lwa, czując się na chwilę bezpieczna. On delikatnie polizał ją za uchem, jak to miał w zwyczaju robić od początku ich miłości.
-Nora. Nie jesteś tylko królową. Jesteś lwicą, żywą istotą, która ma prawo czuć, przeżywać emocje, tęsknic.-wtulił się w najdroższą białą lwicę. Głos zaczął mu się łamać, ale starał się być silny.-Jesteś cudowną matką, żoną, babcią, siostrą. Moim największym cudem. Martw się. Czuj. Krzycz. Tylko nie milcz.
-Boję się.-załkała.-Tak za nią tęsknie.
-To powinien być ja.-wyszeptał lew. Musnął ogonem jej bok.-Co się wydarzyło, to się nie odstanie. Kira nie chciałaby, żebyśmy chodzili w żałobie zbyt długo.
-Nie umiem. Tęsknie za moją córeczką.
-Naszym aniołkiem.
To było ostatnie zdanie, które zdołał z siebie wydusić. Kisu, tak jak Nora, zaczął płakać, wspominając swoją cudowną córkę, strażniczkę, księżniczkę. Ich smutek był ogromny tego dnia. Właśnie dzisiaj, wszystkie lwie rodziny, wychodziły na cmentarz, by pomodlić się za swoich bliskich, którzy dawno odeszli z Kręgu Życia.
Ich córka już nigdy się nie uśmiechnie, nie zaśmieje, nie porozmawia z nimi. Spotkają się dopiero wiele lat pózniej, już po drugiej, lepszej stronie.
Odsunęli się od siebie, słysząc dochodzący z zewnątrz głos. Pora zaczynać. Oboje otarli swoje łzy. Na ich pyskach zapanowała powaga. Rozpacz musiała na chwilę przykryć ich serce. Wyszli z jaskini, witając stado, oraz Zazę.
-Chodzmy.-Kisu dał znać ogonem.
Białoziemcy skierowali się w stronę Miejsca Płomieni, gdzie znajdował się ich cmentarz. Całą zwartą grupą, idąc równymi krokami, w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie szuraniem łap o trawę.

Zapomnieć. Nie chce czuć bólu. Czy jeszcze kiedyś znajdę szczęście?

Deszcz. Chłodny, nieprzyjemny. Doprowadził do tego, że biała sierść Mfalme, całkowicie przemokła. Lew nie przejmował się jednak, coraz większą ilością spływających kropel. Zmierzał w stronę granicy, w towarzystwie Kukii.
-Dokąd idziemy?
Kukaa nie odpowiedziała. Lwica była skupiona na swoim celu, kierując łapy przed siebie. Szła dość szybko. Mfalme musiał się wysilić, by za nią nadążyć. Udało się.
Biały lew westchnął, gdy tylko stanęli na granice ze Straszną Ziemią. Byli bardzo daleko od Białej Skały. Spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem. Musieli wracać wykonać obowiązki. Córka Amary, jedynie zmrużyła oczy. Przesunęła spojrzeniem od jednego, do drugiego miejsca. Każdy skrawek trawy, każdy kamień, czy drzewo, w tej chwili obdarzone były ogromnym szacunkiem. Nic nie brało się przecież z niczego, wszystko miało swój punkt zaczęcia, początek opowieści. Drzewo, nie było zawsze drzewem, a jedynie kiełkującym nasionkiem. Wracając: Emocje też nie były zawsze emocjami. Smutek, który wyczuła w tej chwili od Mfalme, sprawił, że i ona sama posmutniała. Wyrozumiale otarła się policzkiem o jego policzek.
-Kocham cię, Mfalme i nie chce, byśmy oboje musieli długo cierpieć.
-Proszę... nie mogę...
-Musimy pamiętać tylko te dobre chwile, niczego nie żałować. Ona teraz się nami opiekuję tam z góry. Tęsknimy za nią, ale musimy iść dalej. Nawet jeśli jest to bardzo trudne.
Mfalme bez słowa odwrócił się i ruszył kilka kroków przed siebie. Zdziwiona złota lwica, poszła w ślad za nim, nie wiedząc, co zamierza zrobić. Gdy tylko biały dość się oddalił, uniósł głowę ku niebu. Krople deszczu spadały na jego nos. Oczy zaszły mu mgłą. Kukaa wtuliła się w jego bok, również unosząc głowę. Zanurzyła się w wspomnieniach. Tęskniła za każdym ze swoich przyjaciół. Mfalme otworzył pysk i krzyknął tak głośno, jak jeszcze nigdy. Wiatr uniósł to ze sobą, posyłając jego krzyk, pełen ulgi i żalu, daleko poza Białą Ziemię.
Tego deszczowego dnia, już nikomu nie było do świętowania.

Tęsknię. 

Nzuri otuliła mocno swoje potomstwo, spoglądając kontem oka na Lunę, która zrobiła to samo. Obie lwice, zmrużyły oczy, dłuższą chwilę, wpatrzone w siebie. Milczały, słuchając oddechów swoich dzieci. Tęskniły.

*-*-*-*-*-*

(zmarli w sezonie 3)

Kira - strażniczka Lwiej Gwardii (najdzielniejsza), księżniczka Białej Ziemi, zginęła podczas walki z Johari.

Jicho - strażnik Lwiej Gwardii (najlepszy wzrok), zginął podczas walki z Sawą.

Nguvu - strażnik Lwiej Gwardii (najsilniejszy), zginął podczas walki w wojnie z Johari.

Jasiri - strażnik Lwiej Gwardii (najodważniejszy), zginął podczas walki  w wojnie z Johari.

Lotta - lwica polująca, zginęła zabita przez Johari

Sou - lwica polująca, zabita przez Johari

[*] 

niedziela, 27 października 2019

Rozdział 151

"Ja natomiast uważam, że władcy nie powinno różnić od poddanych beztroskie życie, lecz właśnie troska o nich i zamiłowanie do ponoszenia trudów."
(Cyrus II Wielki)

Zanim zdążyła się wycofać, turkusowo oka lwica przepchała się przez tłum, podchodząc wprost do niej. W oczach jasnej odbijała się czysta duma. Złota lwica czuła, jak każdy skrawek jej ciała sztywnieje. Na widok matki, na pysk momentalnie nasunął się uśmiech. Wtuliła pysk w jej futro, chcąc uzyskać od niej uczucie bezpieczeństwa. Jasna polizała swoje już dorosłe lwiątko za uchem.
-Będzie dobrze.
-Czemu to nastąpiło tak szybko? Nie jestem gotowa.-załkała, nie mogąc już trzymać dłużej tych wszystkich emocji.
Po stadzie rozległy się szepty. Pewnie każdy obstawiał, że dawna członkini Lwiej Straży, jest zestresowana ślubem i przyszłym odpowiedzialnym tytułem. Kucee jednak nie o to chodziło. Przyszła matka, obawiała się, że nie poradzi sobie. Białoziemcy wiedzieli już, że spodziewa się lwiątek jej i księcia Mfalme - w porze górowania słońca już "króla". Wszyscy bardzo się cieszyli, nie mogli się doczekać narodzin książątek. Opiekowali się przyszłą matką, dawali większe porcje jedzenia, wyrozumiale podchodzili do jej humorków, chociaż na pierwszy rzut oka, nie było nawet widać, że jest brzemienna.
Nie podobało jej się to, że nagle wszyscy zaczęli wiedzieć w niej królową. Kłaniać się, podziwiać, szanować. Przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej, narzekali, że to Kira powinna żyć zamiast niej, że Kukaa będzie złą królową i matką. Miała do nich o to lekki żal.
Wyrwała się z zamyśleń, kręcąc głową. Odgłosy kroków zaczęły cichnąć, co znaczyło, że stado wróciło do jaskini.
-Kukaa? Robaczku, co się dzieję? Mnie możesz o wszystkim powiedzieć.-Amara posłała córce zachęcający uśmiech. Otuliła ją ogonem.
W oddali dało się już widzieć nadchodzące zwierzęta, oraz spieszącą szarą kupę futra - Matibabu. Westchnęła.
-Boję się, że sobie nie poradzę, mamo. Z byciem królową, matką, żoną.-wyznała, odwracając głową. Usiadła, podobnie z resztą zrobiła jasna.
Gdy Mfalme powiedział Kucee, że decyzją Nory i Kisu mają zostać władcami, była przerażona. Wiedziała, że będąc z Mfalme, musi być na tytuł przygotowana. Wiedzę posiadała, a miłości i lojalności do ojczyzny, nikt nie mógł jej odmówić.
-Będziesz królową, którą zapamiętają pokolenia. Mądrą, dobrą i sprawiedliwą. Będziesz matką, z której twoje  lwiątka będą czerpać dobry przykład. Będziesz żoną, piękną i pracowitą. Mfalme wybrał ciebie, los wybrał ciebie, to wszystko nie wydarzyło się bez powodu, córeczko. Jesteś w tym miejscu gdzie jesteś. Stań dumnie, bo zasłużyłaś.
Uśmiechnęła się ciepło do matki. Świadomość, że w nią wierzy, dodała jej sił. Wtuliła się w nią, przymykając oczy. Słuchała jej głośno bijącego serca i miarowego oddechu. Chciała być taka jak ona.
Amara przytuliła mocniej córkę, posyłając stojącemu niedaleko Chace pełne nadziei spojrzenie. Lew skinął jej głową.

Agenti wybiegła z jaskini, omal nie przewracając się przez ogon syna Kamby. Chaka rzucił w jej stronę niezadowolone spojrzenie, ale nic nie powiedział. Mała podbiegła do Kukii, wtulając się od razu w jej sierść.
-Mamo, babcia mówi, że już czas.
Kukaa zamrugała, powoli przetrawiając tą informacje. Zwierzęta faktycznie już były blisko, a majordamuska Zaza zdążyła opowiedzieć historię o nosorożcach ze szczegółami Lajli, doradczyni Nory. Teraz, córka Wise stanie się zwykłą lwicą, z królewskiego rodu. Nawet nie może zachować tytułu. Pomodliła się w duchu, żeby mieć tylko jedno, silne, zdrowe i dobre dziecko. Nie musiałaby wtedy podejmować tak trudnych wyborów. Jednym z nich, miało być wybranie doradcy...
Powoli ruszyła w stronę jaskini stada, by ostatni raz się przygotować przed ceremonią.

***

Wise

Ostatnie chwile dzieliły Norę, od stracenia tytułu Królowej i zostania lwicą wolną od obowiązków. Spojrzałam w jej stronę, zastanawiając się, co też moje dziecko będzie czynić. Polować? Zwiedzać? Walczyć? Wszystko będzie stało przed nią otworem, była jeszcze młoda i zdolna. Z miłością wpatrywała się w Kisu, tak jak on w nią. Uśmiechnęłam się delikatnie, mocniej wtulając w ciepłą sierść Kiona.

Nagle za nami zapanowało poruszenie. Cisza grzmiała w uszach. Odwróciłam głowę, by zachwycić się widokiem Kukii. Sierść lwicy błyszczała w promieniach słońca, idealnie czysta. Uszy zdobił biały kwiat. W oczach córki Chaki, odbijała się panika, ale i podekscytowanie. Rzuciłam do Kamby pokrzepujący uśmiech, i tak miała już łzy w oczach.
Kukaa powolnym, dostojnym krokiem ruszyła, by stanąć na środku. Matibabu pojawiła się szybko, przepychając przez tłum. Medyczka i szamanka odczekała, aż Mfalme dołączy, by stanąć u boku ukochanej. Spojrzeli na siebie z uczuciem. Sierść mojego wnuka była schludna, grzywa ulizana.
-Zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć dwójkę tych lwów węzłem wiecznego partnerstwa.-zaczęła szara lwica, uroczystym głosem.-Czy ktoś ma zastrzeżenia, dlaczego ci dwoje nie mogą być razem?
Odpowiedziała jej cisza, przerywana pojedynczym szuraniem łap po  kamiennej, twardej ziemi.Wyprostowana, wpatrywałam się w zakochanych.
-Mfalme, czy bierzesz sobie Kukee za partnerkę? Obiecujesz jej wierność, miłość i uczciwość, oraz że jej nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak. Obiecuje.-odpowiedział od razu, z błyszczącymi oczami.
Matibabu skinęła krótko głową, zwracając teraz pysk na złotą lwicę.
-Kukoo, czy bierzesz sobie Mfalme za partnera? Obiecujesz mu wierność, miłość i uczciwość, oraz że go nie opuścisz, aż do waszej śmierci?
-Tak.-uśmiechnęła się szeroko lwica, hamując łzy wzruszenia.
-W takim razie, możecie się pocałować.-dokończyła ceremonię szara medyczka, wycofując się. Dwójce młodych lwów, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu to zrobiła, złączając pyski w długim pocałunku. Stado zaczęło wiwatować i uderzać łapami o ziemię. Również to robiłam, ciesząc się tą chwilą. Szkoda tylko, że nie będą mogli długo nacieszyć się sobą.
Po dwóch ceremoniach, w jaskini miała odbyć się uczta oraz zabawa.

Agenti wychyliła się zza łap Amary, rzucając jej radosne spojrzenie. Ceremonia ślubna dobiegła końca. Mfalme i Kukaa przytulili się do siebie z czułością, delikatnie liżąc co i rusz za uszami.
-Już czas.
Głos należał do Kisu, który ze spokojem podszedł do syna. Położył mu łapę na ramieniu. Nora od razu stanęła u boku partnera, pewnym wzrokiem wpatrzona w czubek Białej Skały. Ten dzień w końcu nadszedł. Zaczynał się nowy rozdział ich wspólnego życia.
Bez skrępowania wspięła się na sam szczyt, aż do "tronu". Zwierzęta zgromadzone pod Białą Skałą, kłaniały jej się.  Nora uśmiechnęła się do nich, dziękując skinieniem głowy. W jej zielonych oczach odbił się na chwilę smutek. Wpatrywała się w krajobraz tak długo, dopóki Kisu do niej nie dołączył. Wtedy oboje zaryczeli. Ich ryk był silny, jakby wspierany przez przodków.
Wycofali się, tym samym oddając swoją władzę.  Przyglądałam się, jak schodzą, już z ulgą. Kamień władzy spadł z ich barków. Teraz przechodził na kogoś innego. Na trzecie pokolenie. Mfalme i Kukaa stanęli w tym samym miejscu, gdzie rodzice białego lwa wcześniej. Oboje wydali z siebie ryk. Zostali tym samym władcami Białej Ziemi.
Zwierzyna zaczęła wiwatować. Zebry, antylopy, tupały, wzbijając kumany kurzu. Słonie trąbiły, ptaki śpiewały, przelatując nad ich głowami. Reszta mieszkańców po prostu się pokłoniła. Nowi władcy - nowy król i jego królowa, wydali z siebie kolejny ryk, który my jako stado podchwyciliśmy.  Poczułam przyjemne uczucie przebiegające od ogona po czubek nosa. Biała Ziemia wciąż była bezpieczna i tylko to miało znaczenie.

Rozdział 150

Dwójka lwów przechadzała się sawanną. Panował jeszcze blady świt, przez co większość zwierzyny spała. Wodopoje, zwykle oblegane, były więc całkowicie puste. Niewielki wiatr poruszał trawą, wprawiając ją w delikatny ruch. Nic nie przerywało tej ciszy, oprócz kroków odbijając się o podłoże. Wczoraj padał deszcz, przez co ziemia była mokra, gdzieniegdzie można było dostrzec kałuże błota. Roślinność popisać się mogła tego poranka wspaniałą rosą,  błyszczącą w pierwszych promieniach.
Ten widok zapierał wdech w piersiach. Dlatego Mia nie odrywała wzroku od krajobrazu. Biała Ziemia popisać się mogła swoim urokiem, przez co w oczach lwicy, była najpiękniejszą ze wszystkich królestw.
Ni podzielał jej entuzjazm. Lew pewnie szedł u jej boku, z uśmiechem malującym się na pysku. Chociaż lwica nie wiedziała o czym rozmyśla, była prawie pewna, że jest to przyjemna myśl. Przylgnęła bardziej do jego boku. Czuła się teraz bezpieczna.
Lew z miłością w oczach przeniósł wzrok na partnerkę i liznął ją za uchem.
-Co dzisiaj masz ochotę robić?
-Właściwie to nie wiem. Na polowanie na pewno nie wyjdę, więc może zabiorę Bahati'ego, Kodę, Shani  na jakiś patrol.-mruknęła Mia, zastanawiając się na głos. Kora też mogłaby wtedy do nich dołączyć, Idia zapewne będzie zbyt zajęta...
-A może zagramy w grę?
-Jaką?
-Kto więcej miesięcy przeleży w jaskini, na nic się nie narażając wygrywa
-Ty.-zaśmiała się i trzepnęła go ogonem w ucho.
Ni wydał z siebie ciche "ał", po czym puścił się biegiem przed siebie. Mia pobiegła za nim. Oboje dotarli nad wodopój.
Gdy tylko woda otuliła ciała dwójki lwów do połowy, Mia podpłynęła bliżej partnera i go ochlapała. Zdziwiony, jak również zadowolony białoziemiec, również to uczynił. Mia musiała pokręcił głowę, by strzepać z futra kilka kropel zimnej wody. Pewnie gdyby nie to jaką temperaturę miało zródło, zanurkowałaby by. Teraz jednak po skończonej przyjemności, oboje wyszli na brzeg, otrzepując się. Ułożyli się na płaskim kamieniu, przytuleni do siebie w celu ogrzania.
-Jak myślisz, ile ich się urodzi?
-Może trójka? dwójka? czwórka?-Ni mówił z podekscytowaniem. Jego wzrok przesunął się wzdłuż ciała lwicy, prosto w stronę brzucha, który na razie niczym się nie wyróżniał.
Mia uśmiechnęła się delikatnie.  To będzie pierwszy jej poród na Białej Ziemi. Kuleczki, które nosiła pod sercem, przyjdą na świat jako białoziemcy. Lwica obiecała sobie, że zapewni im pełny, kochający dom. Nigdy nie będą musiały żałować, że się urodziły. Spojrzała na wciąż ciemno-pomarańczowe niebo. Coraz bardziej jaśniało. Zastanawiała się, czy rodzice widzą ją teraz, czy są z niej dumni. Minęło tyle czasu, nawet nie potrafiła przypomnieć sobie jak wyglądali.
-Nie słyszałam o lwicy, która urodziłaby czwórkę lwiątek.-odpowiedziała Mia, przenosząc wzrok.-Bardziej obstawiałabym trójkę. W końcu już raz urodziłam jedno młode, raczej przodkowie nagrodzą nas większą ilością latorośli.
-Taaak. Im większa rodzina, tym weselej!-odparł z radością Ni.-Jak sądzisz, będą bardziej podobne do ciebie czy do mnie?
-Oby do mnie.
-Oby.-zaśmiali się oboje, po czym zetknęli nosami z czułością.-Chciałbym, żeby już się urodziły.
-Cierpliwości.-szepnęła Mia.-Poza tym co jeśli urodzi się banda łobuzów?
-Niech się urodzi, byle by były zdrowe.
Wtuliła głowę w jego futro, a on otoczył ją ogonem. Sawanna pomału zaczęła budzić się do życia, ale mieli jeszcze trochę czasu sam na sam dla siebie.

***

Kukaa prychnęła pod nosem, nie mogąc znalezć najwygodniejszej pozycji do spania. Obok niej leżący Mfalme, został przez przypadek kopnięty tylną łapą lwicy. Mruknął coś, zanim się podniósł.
-Zbyt gorąco.-syknęła złota, przewracając się na plecy.-Niewygodnie. Musimy poprawić legowisko.
Mfalme przewrócił oczami. Nie spodziewał się, że ciężarna partnerka tak szybko zacznie narzekać. Ponieważ dopiero od kilku dni była brzemienna, nie widać było oni ciężarnego brzucha, ani nie miała napadów płaczu, jadła też tyle co zwykle. Pózniej będzie zdecydowanie trudniej. 

Rozejrzał się po jaskini. Nikt oprócz nich, jeszcze nie wiedział, że spodziewają się potomstwa. Była to ich największa jak dotąd tajemnica. Stado dowie się w swoim czasie. Biały lew wysłał w stronę swojej ukochanej ciepły uśmiech. 
-Może pójdziemy odetchnąć świeżym powietrzem?
-Świetny pomysł.-mruknęła Kukaa, podnosząc się na równe łapy.
Książę dotknął jej boku koniuszkiem ogona. Członkowie stada, obecni w jaskini, spojrzeli w ich stronę zaciekawieni nagłym ruchem. Mfalme skinął im głową na powitanie, po czym u boku Kukii, opuścił jaskinię. Od razu oślepiło go słońce, więc zmrużył oczy, próbując przyzwyczaić swój wzrok. Kukaa zrobiła to samo, z uśmiechem witając nowy dzień. Liznęła krótko partnera za uchem, następnie szybko schodząc po stopniach.
Mfalme ruszając za nią, zdał sobie sprawę, jak ten czas szybko mija. Nie dawno był lwiątkiem, którego jedynym zmartwieniem było to, co będzie na obiad. Wiele czasu pózniej, utracił ukochaną siostrę. Zadrżał. Gdyby Kira tutaj była, bez obaw mógłby powiedzieć jej o wszystkich swoich zmartwieniach. Bał się, że będzie złym ojcem. Obawiał się, że Agenti nie zaakceptuje "przybranego" rodzeństwa. Do tego, jeśli urodzi mu się więcej niż jeden potomek, będzie musiał myśleć o następcy... To wszystko było tak stresujące, że Mfalme nie zwracał uwagi na trasę przed sobą, przez co wpadł na ojca. 
-Co ty robisz?-Kisu odsunął się zdziwiony nieostrożnością syna. 
Zielonooki pokręcił głową zmieszany.
-Wybacz tato, nie patrzyłem dokąd idę. 
-Tylko miłość mu teraz w głowie.-radosny głos Nory sprawił, że musiał się uśmiechnąć. Królowa Białej Ziemi zmierzała w ich stronę energicznym krokiem. Poruszała wolno ogonem na boki, podczas gdy lekki wiatr muskał ją w pysk. Zatrzymała się przed synem, posyłając mu pełne zadowolenia spojrzenie.-To bardzo dobrze, musicie być ze sobą szczęśliwi. Zwłaszcza teraz.
Kisu zaśmiał się pod nosem. 
-Powinieneś już biec. Kukaa prawie doszła do wodopoju. 
-O... no tak.-wnuk Wise przystąpił kilka kroków do przodu.-Dzięki wam. 


Kisu westchnął pod nosem. Kontem oka spojrzał na małżonkę, próbując zgadnąć, czy myśli o tym samym. W odpowiedzi, Nora domyślnie pokiwała głową. 
-Mfalme, poczekaj.-zawołał syn Busary, czekając, aż syn odwróci się z powrotem w ich stronę.-Musimy ci o czymś z matką powiedzieć. 
-Słucham?
Nora uśmiechnęła się szeroko. 
-Bardzo wyrosłeś, kochanie. Przez ten cały czas, obserwowaliśmy cię z tatą. Zapamiętałeś wszystkie lekcje, które ci przekazywaliśmy,  wykazałeś się nie raz ogromną odpowiedzialnością i siłą. 
-Oboje nie będziemy żyć wiecznie, Mfalme. Mamy całe lata przed sobą. Dobrze władaliśmy Białą Ziemią przez okres naszego panowania, ale myślimy, że nie ma sensu pozwalać, byś czekał aż do osiwienia grzywy na własny tytuł. 
Serce księcia zabiło szybciej. O czym o nim mówili?! Przecież on nie... jeszcze nie teraz!
-Nie jestem gotowy.
-Jesteś, synku. Staniesz się królem, którego zapamięta cały świat.-odparła z uczuciem Nora.-Ceremonia odbędzie się za kilka dni. Dzisiaj zbierzemy stado, by im to ogłosić i wysłuchać ich opinii. 
-Wiem, że stawiamy was teraz pod kreską..-zaczął Kisu, ale Mfalme mu przerwał. 
-Jeszcze jak! Jesteście młodzi, możecie jeszcze porządzić wiele wiele miesięcy.
-Nie tacy znowu młodzi, swoje lata mamy.-zaśmiała się córka Wise, by rozluznić atmosferę. Spodziewała się takiej reakcji ze strony syna. Ona sama przecież zachowywała się podobnie, zanim została pasowana na władczynię.-Zrób to nie tylko dla nas, dla siebie, ale również dla stada i twojej siostry. 
Na myśl o Kirze, w oczach lwicy zebrało się kilka łez. Szybko zamrugała, by je odpędzić. Westchnęła. Decyzja została postanowiona. Nie zamierzali jej zmieniać. 

Wybałuszył szeroko oczy, w których odbił się strach.
-Jesteście pewni?
-Absolutnie pewni.-bez chwili namysłu, padła odpowiedz ze strony Kisu. Lew zaszurał łapą po ziemi.-Możesz powiedzieć o tym od razu Kucce, jeśli chcesz. Rozumiem, że to ona zostanie twoją królową?
-I matką moich dzieci.-wyszeptał Kisu.-Jest w ciąży. 
Kisu i Nora spojrzeli na siebie. W ich oczach odbijała się nadzieja. Biała lwica przytuliła syna, a Kisu liznął go lekko za uchem. 
-Gratulacje!
-Jestem z ciebie taka dumna.-powiedziała Nora. 
Wyobraziła już sobie, małe łapki i podniecone głosiki, rozbrzmiewające w rodzinnej jaskini. Chociaż myśli Nory były pozytywne, Kisu instynktownie wyobraził sobie Agenti. Teraz ciężej będzie jej wyznać prawdę. Westchnął posępnie, bez słowa odchodząc w swoją stronę. Patrol się sam nie dokończy. 
Siostra Ndoto rzuciła za nim szybkie spojrzenie. 
-Pogratuluj ode mnie Kucce. Do zobaczenia, słonko.-rzuciła przez ramie, gnając za partnerem.
Mfalme odetchnął z ulgą, gdy oboje się oddalili. Lew usiadł. Zanim dołączy do narzeczonej, musiał zebrać myśli. To wszystko było takie nieprzyjemne. Wiedział, że ten dzień kiedyś nastąpi, ale nie, że tak szybko. Jak miał teraz sobie poradzić? Jak? Poczuł się strasznie słaby, więc był naprawdę wdzięczny, gdy do ucha jego Duchowa Przewodniczka, zaczęła mu szeptać kojące: "Będzie dobrze". 

***

Pewnie przez ten cały czas, zastanawialiście się, gdzie też podziewa się Agenti? Otóż mała pół-księżniczka, była już dość starsza, by ustać na własnych łapkach. Co prawda, zbyt młoda, by samej wybrać się gdzieś bez opieki, czy nawet do granicy. Nie zmieniało jednak faktu to, że mogła wyjść się pobawić. Dlatego, gdy tylko pierwsze promienie słońca oświetliły jaskinię, wyskoczyła ze swojego posłaniu, nie zwracając uwagi, na wołającą ją na posiłek Hope. Jedzenie mogło poczekać, były ważniejsze rzeczy!  Jej celem stał się ogon Tezyi. Wyskoczyła, wywołując pisk u koleżanki, która instynktownie zabrała ogon. 
-Co ty wyprawiasz? Nieładnie!-mruknęła Tamu, wychylając głowę zza łap matki. Tezya pisnęła pod nosem, przybliżając się bliżej siostry.-Co chcesz?
-Pobawić się, lenie!-mruknęła Agenti, jakby to co powiedziała, było największą mądrością świata.-Co w na to? Ciociu Lunu, mogą?
-Luno.-podkreśliła wspomniała, przeciągając się.-Tak, mogą. Przyda mi się chwila relaksu. 
-Mi też.-Bella przestała tulić się do Maishy, by spojrzeć po lwiątkach.-Małe urwisy mogą coś zbroić, nie sądzisz? 
-Na pewno, dlatego Kamba będzie miała na nie oko.-podkreśliła Luna.
Czwórka lwiczek (doszła Kama) wydała z siebie dzwięki protestu. Nic jednak nie było w stanie przekonać matek, a lepsze to niż nic.

Kamba zgarnęła lwiątka ogonem, wyprowadzając je na zewnątrz. Pomogła im zejść z Białej Skały. Trawa pod łapami szeleściła za każdym razem, gdy któreś z lwiątek skakało po niej, nie mogąc powstrzymać się od radości. Kamba postanowiła zaprowadzić je do wodopoju. Miejsce było dość ocienione i bezpieczne dla najmłodszych członków stada.
Tyle tylko, że lwiątkom wcale się nie spieszyło. Podążały za Kambą, trącając się co i rusz łapkami, lub skacząc na siebie.
W składzie jednej dorosłej lwicy i całej paczki lwiątek, znalezli się we wcześniej wskazanym miejscu. Czekało na nich tak dużo zwiedzania! Zabawa musiała być przednia.
-Tylko uważajcie.-poprosiła, zanim przycupnęła obok Kukii i Mfalme, dzieląc się z nimi nowinkami. Lwiątka mogły zająć się sobą - po raz pierwszy w swoim krótkim życiu. 
-Od czego zaczniemy?-spytała Kama, siadając obok Dahy 
-Może od berka?-zaproponowała jedna z przybyłych córek Luny 
-A nie lepiej chowanego?-propozycja padła od Agenti.-Jest tutaj dużo miejsc. 
-Zapasy lepsze!-Wema podskoczyła w miejscu. Przyjrzała się wszystkim wyzywającym wzrokiem.-Chyba, że się boicie. 
-Nigdy!
-Ja trochę.-zaśmiała się Lia. 
Vasanti posłała w jej stronę uśmiech, po czym wesoło podbiegła do Wemy. Lwiątka podzieliły się na grupki: córka Belli miała walczyć z Wemą, Lia z Tezyą, Tamu z Dahą, Agenti natomiast z Kamą. Walka oczywiście była udawana, bez pazurków, a ruchy lwiątek były niezgrabne i słabe. Asanta, przyglądała im się z kpiną, leżąc na kamieniu obok rodziców. To nawet nie było słodkie!  

Akili, w przeciwieństwie do niej, podszedł do lwiątek, przyłączając do nowej zabawy, czyli "złap ogon". To wszystko sprawiło, że córka Kilio jeszcze mocniej zatęskniła za Dorą. Chociaż miała jakiegoś towarzysza, który ją rozumiał. Ułożyła głowę na łapach, smętnie przyglądając się bawiącym. Niech się bawią, puki jeszcze mają czas...
Agenti wspięła się na plecy czerwonogrzywego. Ugryzła go w ucho. Małe ząbki nie zabolały Akili'ego. Lewek jedynie się zaśmiał. Niestety wszystkim lwiątkom nagle zachciało się wejść mu na plecy. Może i wyglądało to komicznie, ale słodki ciężar, sprawił, że łapki się pod nim ugięły. Wszyscy polecieli w dół, jednak zamiast płakać, wesoło się śmiali. 

***

Cześć. Trochę zbyt długo musieliście czekać na nowe rozdziały, dlatego postaram się to wam wynagrodzić krótkim maratonem. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Dziękuję wielu osobą za motywowanie do dalszej pracy. 
Oto pytanka:
1. O czym Nora i Kisu poinformowali Mfalme?
---
2. Czy rzeczywiście "będzie dobrze"?
Pozdrawiam serdecznie i do następnego ^^

Rozdział 149 cz.3

"...dom jest sześcianem dzieciństwa; dom jest kostką wzruszenia..."
( Zbigniew Herbert, Dom )

Na Białej Ziemi zapanowało poruszenie. Członkowie stada obecni w jaskini, z uśmiechem witali Hurumę i Aishi, gotowi wysłuchać ich opowieści o życiu na Nowej Ziemi.
Syn Wise nie był jednak aż taki chętny do chwalenia się, co było wyjątkowo dziwne. Huru wolał otóż spędzić ten czas na rozmowie z rodziną, w końcu właśnie ich odwiedzał!
Gdy tylko lew zobaczył matkę, podbiegł do niej, rzucając się w jej ramiona. Wise objęła ogonem syna, liżąc go z czułością za uszami. Znowu mogła czuć jego zapach, miękkość sierści, słyszeć jego głos. Był cały i zdrowy. Do tego wydawało jej się, że nawet urósł. Odsuwając się od niego, nie mogła nacieszyć się widokiem jego krwistych oczu, które kiedyś budziły w niej strach.
-Witaj Huru.-uśmiechnęła się.-Cieszę się, że mogę cię znowu zobaczyć. Gdzie Wakati, nie przyszedł z wami?
-Poszedł się spotkać z przyjaciółmi.-odpowiedział spokojnie biały lew z czarną grzywą.-Również się cieszę, mogąc cię zobaczyć, mamo. I Białą Ziemię.
-Trochę się u nas zmieniło...-zaczęła Wise, ale wtedy do przybranego brata, podbiegły Nora i Lajla. Córki Moto rzuciły się na Hurumę, powalając go na ziemię.
-Ciężkie jesteście!-wydął policzki, udając obrażonego. Tak  naprawdę, radość na widok sióstr zdradzał błysk w spojrzeniu.
-A ty nic się nie zmieniłeś.-wyznała Lajla.
-Możemy z ciebie zejść, pod warunkiem, że przyjdziesz się z nami na spacer.-rzuciła Nora, unosząc jedną brew do góry.
Podczas gdy Huru zaczął coś z nimi wyjaśniać, Wise przeniosła wzrok na Ndoto. Czerwonogrzywy syn
usiadł obok Nzuri, rozmawiając z nią z radością słyszalną w głosie. Cieszyła się, że jej syn wracał do pełni sił po śmierci Jicho. Jakby na znak, zza Nzuri wyskoczyła malutka lwiczka. Popędziła na Ndoto, wskakując na niego. Ndoto przewrócił się na plecy. Wymachiwał ostrożnie łapami, ze schowanymi pazurami. Wema śmiała się radośnie. Dla dawnej królowej, ten widok był rozczulający.  Wnuczka wtuliła się w swojego dziadka i chociaż ta pozycja mogła być niewygodna, Ndoto nawet się nie skrzywił, a jedynie zmrużył z czułością oczy. Ta mała kuleczka była w tej chwili dla niego oczkiem w głowie.

***

Nie do opisania było to co teraz czuła Lajla. 
W jednej chwili jej oczom ukazała się jej córka. Dziecko, które tyle miesięcy temu odeszło bez pożegnania, zostawiając ją w niewiedzy, czy jest cała i zdrowa. Jak układało jej się życie? Nie żałowała swojej decyzji? Wiele pytań dopadło teraz do myśli dawnej księżniczki. Jedyne co potrafi zrobić, to uśmiechnął się, pozwalając, by kilka łez spłynęło po jej policzkach. 

Lara rozejrzała się po jaskini. Skinęła na powitanie każdemu głową. Gdy zauważyła swoją mamą, bez chwili namysłu, rzuciła się, by ją przytulić. 
-Mamo! Tęskniłam! Tak się cieszę, że cię widzę! 
-Ja też tęskniłam, słoneczko. Nawet nie wiesz jak bardzo. Opowiadaj mi wszystko. Ze szczegółami.-wyszeptała Lajla, wtulając pysk w sierść córki.
Nie chciały się od siebie odklejać. Ich białe futra wyglądały jak jedna całość, a granatowe oczy błyszczały, gdy lwice wpatrywały się w siebie.
Msimu także podszedł, by przywitać się z córką. 
-Cześć, Laro.-uśmiechnął się po chwili.-Widziałaś się już z Hodarim?
-Najpierw chciałam was zobaczyć.-odpowiedziała medyczka. 
-Jak idzie ci na Nowej Ziemi?-spytał ponownie lew i usiadł, zachęcając córkę i żonę, by zrobiły to samo.
Lara zaszurała łapą po ziemi.
-Jestem szczęśliwa z bycia medyczką. Mam dużo pacjentów, czyli mniej czasu, ale nie narzekam. 
-Na pewno jesteś w tym świetna.-powiedziała Lajla
-Oj, daleko mi do Matibabu.-skromnie odpowiedziała Lara. Następnie dodała.-Mam jeszcze partnera, Neno jest cudowny. Kocha mnie i nasze pociechy. 
Na słowo "pociechy", Lajla otworzyła szerzej oczy. Z resztą nie ona jedna. Każdy kto usłyszał , o czym mówi medyczka Nowej Ziemi, wpatrywał się w nią teraz z uwagą.
-To gdzie oni są?-chrząknął Msimu. Nie podobało mu się, że jakiś lew, którego nie znał, tak po prostu śmiał zostać partnerem jego małej córeczki. 
Lara jakby domyśliła się o co mu chodzi, gdyż trzepnęła ogonem o ziemię. 
-Nie jestem już taka młoda.-zachichotała.-Neno musiał zostać na Nowej Ziemi, ale nasze dzieci przyszły z nami. Poznajcie proszę...-wskazała na wyjście z jaskini, gdzie dwójka lwiątek, wystawiając głowę zza "ściany" , wpatrywała się w nich ciekawskim wzrokiem. Była to jedna lwiczka i jeden lewek.-...to moja córeczka Dora i synek Mkali. 

***

Mia czuła się z każdym krokiem coraz gorzej. Nie mówiła jednak tego zbyt głośno. Żal było jej rozstać się teraz z córką, przez złe samopoczucie. Spacer z jedynym dzieckiem był dla niej prawdziwą przyjemnością. Mii przypomniało się, jak córka była jeszcze małą, pakującą się w kłopoty, kochaną kuleczka.

Miękka trawa ocierała się o jej łapy, a chłodny wiatr muskał pysk. Wokół słyszała wiele dzwięków, wyczuwała jeszcze więcej zapachów. Zmysły miała całkowicie wyczulone. 
-Tęsknisz czasami za Białą Ziemią?
-Niee, mój dom to Nowa Ziemia.-odpowiedziała spokojnie Mady, nawet nie bojąc się wpatrywać w matkę.-Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie masz chęci odwiedzić nas kiedyś. Koniecznie z tatą. 
-Jeśli będzie mi kiedyś dane.-uśmiechnęła się Mia.

***

Dora pewnie podeszła do dwójki lwów. Domyśliła się, że są to jej dziadkowie, których tak bardzo chciała poznać. W ogóle Biała Ziemia była pięknym miejscem, różniła się od Nowej Ziemi i to ją fascynowało. Lwiczka podreptała do mamy. Uśmiechnęła się szeroko. 
-Dzień dobry. 
-Cześć, kochanie.-Lajla  nie mogła ukryć wzruszenia. Polizała malutką po główce. Msimu przytulił ostrożnie wnuczkę. 
Mkali mniej pewnie niż siostra, zbliżył się do dwójki lwów. Przytulił się bliżej futra matki, rozglądając się po jaskini wielkimi oczami.
-Tu jest tak.. inaczej. 
-Mkali? Chodz leniu, pójdziemy poznać inne lwiątka!-pisnęła Dora.-Możemy mamusiu?
-Pewnie.-odpowiedziała Lara
Dora machnęła ogonkiem. Tupiąc głośno łapkami, pobiegła przed siebie, ostro skręcając przy schodkach. Mkali ruszył za siostrą.
-Są uroczy.-szepnął Msimu, czując jak Lara i Lajla wtulają się w niego. Obserwowali chwilę lwiątka, nim wrócili do rozmowy. 

***

Spotkania rodzinne. Zawsze były fantastyczne, bo niosły ze sobą tyle wspomnień. Zagłębiając się w rozmowie, nie zauważało się nawet, jak szybko ten czas leciał. 

Wspomnienia były dla każdego stworzenia, dużego lub małego, czymś budzącym albo przyjemność, albo niepewność. Niosły ze sobą bardzo dużo. Zostawały na stale, lub znikały jak woda w porze suchej.

Takie myśli o wspomnieniach, dopadły właśnie Zunię, gdy lwica biegła do Białej Skały. Wyciągała przed siebie długie łapy, susami mknąc przez sawannę. Była tak skupiona na drodze, że nie zauważyła nawet, jak na kogoś wpadła. Heshima otrzepał się z piachu, wstał i bez słowa wyciągnął do Zunii łapę, by pomóc jej wstać.
-O czym tak intensywnie myślisz, wasza wysokość?
-Po prostu się spieszyłam.-mruknęła lwica, przebierając łapami po ziemi.-Przepadkiem nie spieszysz się na nocny obchód? Zawsze go robisz.
Heshima wywrócił oczami.
-To nie jest Tęczowa Kraina.
-Nie widzę większej różnicy.-rzekła Zunia twardym głosem. Ponowiła swoją wędrówkę.
Jej pobratymiec, wywrócił oczami.
-Twój brat już czeka!-zawołał za nią. Lekko się uśmiechnął.

Zunia wspięła się na Białą Skałę.
Od razu dopadł do niej dziwny zapach, niepodobny do niczego co znała. Lwica zmarszczyła nos, jeżąc przy tym futro. Czyżby ktoś ośmielił się ich zaatakować? Jak śmiał!
Warcząc pod nosem, wkroczyła do jaskini. Zatkał ją widok uśmiechniętego starszego rodzeństwa. Ndoto siedząc blisko królowej, bawił się z Wemą. Lajla rozmawiała o czymś z Larą, a Nora wygląda na zmęczoną, jakby właśnie wróciła ze spaceru. Rozmawiała z lwem, którego futro było całe białe. Zunia przyjrzała mu się uważniej. Był dobrze umięśniony, jego czarna grzywa idealnie komponowała się z czerwonymi oczami. Lwica nawet nie zastanawiała się, co powinna zrobić.
-Kto to jest?!-syknęła.
Wszyscy w jaskini odwrócili w jej stronę. Zunia była zdziwiona, gdy Nora wybuchła śmiechem, a Wise uśmiechnęła się wyrozumiale.

Huruma podniósł się ze swojego miejsca.
-Cześć, my się chyba nie znamy. Jestem Huru, król Nowej Ziemi.
-Witaj.-mruknęła lwica.-Ja jestem Zunia, królowa Tęczowej Krainy.
To nie tak, że przemilczała sprawę jego imienia. Nie dość, że brzmiało znajomo, to jeszcze nazwa ziemi i sposób w jaki rodzeństwo na niego patrzyło...  Wystawiła pazury.
-Miło cię w końcu poznać siostro.-odparł Huruma, nawet nie krępując się jej obecnością. To tak bardzo działało Zunii na nerwy!
Znała Huru tylko z opowieści rodziny. Była świadoma co był w stanie zrobić, żeby zostać królem. Jako mała lwiczka była tym wszystkim przerażona, teraz rozumiała go lepiej. Mimo wszystko, nie potrafiła tak po prostu go zaakceptować. Nora, Lajla i Ndoto lubili go bardziej niż ją, a przecież nie był ich prawdziwym bratem. Będąc zazdrosną o tą więz, Zunia z sykiem podeszła do lwa.
-Cała nieprzyjemność po mojej stronie. Nie nazywaj mnie siostrą, nie jesteśmy rodziną. Jesteś Hurumo, zwykłym kłębem sierści, nieczystością, którego łapy są skażone krwią!-warknęła ostro, wpatrując się prosto w jego oczy.-Naprawdę myślisz, że masz prawo nazywać się królem?! Jesteś nic nie warty!
Czarnogrzywy skrzywił się. Zjeżył sierść, ostrzegawczo wysuwając pazury. Odwzajemnij złośliwe spojrzenie Zunii. W głębi duszy było mu przykro, ale nie dał tego po sobie poznać.
-A jestem nic nie warty?! Odezwała się wielka królowa upadłego państwa, która nawet nie potrafi samej dojść do granicy, bo taka jest ślepa!

Ndoto słysząc te słowa, chwycił Wemę za skórę na karku i przeniósł w ciemniejszy kont jaskini. Nie chciał by mała musiała tego słuchać. Członkowie stada nic nie robili, po prostu wpatrywali się w rodzeństwo. Kłótnia wisiała w powietrzu.
-W tej chwili przestańcie!-syknęła Nora.
Kion z żalem spoglądał na córkę. Tęczowa Kraina ją zmieniała - tak jak przed laty jego. Wise minęła go, bez słowa podchodząc do swoich dzieci. Lajla poderwała się na równe łapy.
-Co ty wygadujesz, Zuniu? Dlaczego go tak obrażasz! Huru to nasz brat, szlachetny lew, o czystym sercu! Nie zachowuj się jak rozpieszczone lwiątko.
-Dlaczego go tak nienawidzisz?-sapnęła Nora, przytulając bokiem Wise, by ją uspokoić. Biała lwica ewidentnie była w szoku, przez słowa córki.

Na Zunię nie działały ich słowa. Wciąż z jadem wpatrywała się w białego lwa. Aishi ruszyła do obrony partnera, stając u jego boku.
-Rozpieszczona księżniczka.-splunęła.
-Odezwała się włóczęga.-odwarknęła Zunia, nawet nie racząc na nią spojrzeć.-Wiem swoje. Żyjcie sobie ze świadomością, że pod waszymi łapami wyrosło to coś. Nic nie wnosisz. To..-odwróciła się w stronę wyjścia.-..nawet nie jest twoja rodzina. Prawdziwa się pozbyła wypłosza, kiedy tylko mogła!
Gdyby w tym momencie nie opuściła jaskini, zapewne odebrałaby w pysk. Ostre słowa odbijały się głucho  w głowie każdego w jaskini.
-Dlaczego ona tak mówi?-Wise wtuliła się w Kiona, starając się znalezć w nim pocieszenie.
Zanim brązowy odpowiedział, Huru odwrócił w jej stronę pysk.
-Nie panikuj, wiem, że nie ma racji. Dla mnie w tej chwili ona jest nikim.
-Jesteśmy rodzinną.-Lajla spojrzała po wszystkich.-Powinniśmy...
-Już dużo zrobiliście. Wystarczy.-głos Huru był bez wyrazu. Lew pozwolił, by Aishi wtuliła się w niego. Polizał ukochaną za uchem. Cokolwiek Zunia mówiła,  nie obchodziło go to.

***

Zła atmosfera panująca w jaskini, nie odbiła się na Asancie. Lwiczka przebywała otóż poza jaskinią, już dość dłuższy czas. Znudziła się spacerem, oraz pływaniem, dlatego postanowiła ułożyć się w wysokiej trawie. Promienie słońca ogrzewały jej futerko, gdy tak leżała z przymkniętymi oczami. 

Otworzyła je nagle, gdy ktoś na nią wpadł, sprawiając, że pyskiem wylądowała w błocie. Ze zjeżoną sierścią, zepchnęła z siebie tego kogoś. 
-Ej! Używaj oczu!-syknęła, spoglądając na lewka. 
Brązowy lwiak, wpatrywał się w nią z uwagą. 
-P-przepraszam... nie widziałem cię, niepotrzebnie leżałaś w tej trawie. 
-Mogę sobie leżeć, gdzie mi się podoba.-fuknęła Asanta, wciąż wściekle machając ogonem. Ciekawość sprawiła, że uniosła głowę.-Kim jesteś?
-Nazywam się Mkali, jestem tutaj w odwiedzinach.
-Aaa.. czyli nowoziemiec lub tęczowoziemiec.-stwierdziła już spokojnie Asanta.-Lepiej nie oddalaj się za bardzo, nie znasz tych terenów. 
-Może mnie oprowadzisz?-na jego pysk wlał się wielki uśmiech.
-Wracaj do lwiątek, młody.-powiedziała Asanta,  strzygąc uszami. Słyszała radosne piski, więc najmłodsi musieli bawić się pod okiem opiekunek koło Białej Skały.
-Nie jestem aż takim dzieciakiem!-mruknął lewek z małą pomarańczową grzywką, o dziwnych pojedynczych pasemkach w różnych kolorach.-Mogę ci to pokazać!
To mówiąc skoczył w jej kierunku, z całej siły powalając ją na plecy. Asanta runęła na ziemię, mocując się z nim przednimi łapami. Była silniejsza, więc bez problemu go odepchnęła.
-Musisz się jeszcze dużo nauczyć.
Oczy Mkali'ego błyszczały, ani na chwilę nie schodząc z pyska córki Kilio. 
-Jesteś taka wspaniała. Chyba cię szczerze pokochałem. Może się ze mną przejdziesz, co?
Asanta zamrugała kilkukrotnie, próbując zdusić gromadzący się w niej śmiech. Pokręciła szybko głową. Susami pobiegła w stronę wodopoju i dopiero będąc daleko od pozostawionego syna Lary, pozwoliła sobie na wybuch śmiechu. Lewek naprawdę był taki głupi, żeby myśleć, że ona się z nim umówi? Naprawdę? Przecież był tylko dzieciakiem!
Zaczęła ugniatać łapkami ziemię, śmiejąc się pod nosem. Naiwne dziecko. Trochę jak Akili. Dogadaliby się na pewno.-pomyślała. 
-Cześć. Jestem Dora.
Odwróciła się, słysząc nowy głos. Był bardziej dziewczęcy, przyjemny dla słuchu. Asanta nie chciała spędzać teraz z kimś czasu, ale musiała szczerze przyznać, że lwiczka ją zafascynowała. Wyglądała na jej rówieśniczkę, chociaż ze smutkiem uświadomiła sobie, że nie jest specjalnie urodziwa. 
Dora, bo tak nazywała się lwiczka, uśmiechała się od ucha do ucha, wpatrzona w towarzyszkę. Wyczekiwała widocznie odpowiedzi. 
-Um.. jestem Asanta. 
-Miło cię poznać! Masz ochotę się pobawić? Jakoś trochę czuję się nieswojo, nie mogąc znalezć sobie zajęcia.-powiedziała. 
-Jesteś z jakiej ziemi? Nie widziałam cię tutaj wcześniej.
-Pochodzę z Nowej Ziemi, jestem córką Lary i Neno.
-Lary?-Asanta otworzyła szerzej oczy.-Ja jestem córką Hodari'ego, a to znaczy, że jesteśmy kuzynkami. 
Dora wstrzymała oddech. Podskoczyła radośnie. Asanta również nie mogła powstrzymać się od podskoczenia. Radość koleżanki jej się udzieliła. Skakały tak dłuższą chwilę, nie mogąc nacieszyć się nowo zdobytą informacją. Postanowiły się razem pobawić. Dobrze się dogadywały, a to był duży plus. 

***

Smutny Mkali, zawrócił. Ogonek ciągnął po ziemi. Pierwszy raz ktoś go odrzucił. Lewkowi było smutno, że czarna nie chciała się z nim zaprzyjaznić.
Usiadł na ziemi, owijając łapki ogonem. Przyglądał się dłuższą chwilę radosnym przepychanką innych lwiątek.Jego rówieśnicy, skakali na siebie, turlali po ziemi, gryzli w łapki. Mkali zastrzygł uszami. Wcześniej dobrze mu się z nimi rozmawiało, może pora spytać, czy może do nich dołączyć?
Przełknął głośno ślinę, zbierając w sobie odwagę. 
-M-mogę dołączyć?-spytał, podchodząc bliżej. Przyjrzał się każdemu z malutkich lwiątek z uwagą.  Hope i Kamba uśmiechnęły się w ich stronę, czujnie strzygąc uszami i zachęcająco kiwają głowami. Lwie opiekunki leżały na płaskiej skale, pilnując podopiecznych. 
-Pewnie!-śliczna jasna lwiczka, podskoczyła. Lubiła spędzać czas na świeżym powietrzu.-Właśnie mieliśmy bawić się w chowanego, a w więcej osób zawsze fajniej!
-Jestem Mkali. 
-Miło cię poznać.-mruknął inna lwiczka, o ciemniejszej sierści. 
-Ja jestem Agenti, to są Kama, Lia, oraz blizniaczki Tamu i Tezya.-powiedziała wesoło, wskazując każdego ogonem.-Niestety Wemy i Dahy nie ma teraz  z nami, ich przedstawimy ci pózniej. 
-Tak!-zaśmiał się radośnie. Fajnie, ma znajomych! 
Tamu podeszła bliżej niego. Obeszła go dookoła. Mkali zgarbił się lekko, nie wiedząc, co chce zrobić. Przez kilka uderzeń ogona, przyglądał jej się, puki Tamu nie usiadła. 
-Zgoda, możesz się z nami pobawić.-powiedziała mała.-Będziesz pierwszy liczył. 
-Nigdy nie bawiłem się w chowanego, wytłumaczycie zasady?-spytał. 
Piątka lwiczek w podskokach znalazła się koło niego. Przekrzykiwały się, próbując wytłumaczyć, na czym ma polegać zabawa. 

***

Bijąc wściekle ogonami na boki, Zunia poruszała się w stronę granicy. W oczach lwicy można było zobaczyć wściekłość. Za nią biegła pomarańczowa lwica, starająca się dogonić swoją władczynię, oraz Heshima. 
-Co się stało, Zunia?!-zatrzymała się zdyszana, zagradzając drogę królowej Tęczowej Krainy. 
Zunia omiotła ją spojrzeniem. 
-Poznałam tą tępą kupę futra. Hurumę.-prychnęła.-Nie zamierzam uważać go za członka rodziny. Nikt nie może mnie do tego zmusić! 
-Oczywiście, że nie mają prawa cię zmuszać, tylko... dlaczego jesteś na niego zła? powiedział ci coś co cię uraziło? 
-Nie śmiał by.-syknął Heshima.-Zunia zawsze podejmuje słuszne decyzje! Skoro to coś ją zdenerwowało, to zrozumiałe, że się na niego wydarła!
-Zunia.-mruknęła pomarańczowa.-Nie zapominaj, że to jest mimo wszystko twój brat. Macie jedną matkę, nawet jeśli Wise go tylko przygarnęła. Powinniście się wspierać i szanować. Nie musicie się przecież lubić!-dodała pospiesznie, widząc zmieszanie malujące się na pysku królowej.
-Miałam rację, dobrze to wiesz. 
-Czyli chcesz opuścić Białą Ziemię w kłótni? A jeśli kiedyś będziemy potrzebowali pomocy nowoziemców, albo białoziemców? Lepiej żyć ze wszystkimi w zgodzie.
-Logika słabeuszy.-zły Heshima, trzepnął ogonem o ziemię. Odwrócił głowę, gdy pomarańczowa liderka na niego warknęła. 
Zunia zmrużyła oczy. 
-Pogodzę się z nim.. ale tylko ze względu na matkę.. nie potrafię go uznać za brata.-powiedziała cicho, dławiąc się zazdrością, smutkiem i gniewem.
Brązowa obrała kierunek Białej Skały, pędząc w tamtą stronę susami. Jej przyjaciele ruszyli za nią, nawet nie zamierzając narzekać na ból łap, albo na swoje towarzystwo. 

***

Mady rzuciła się na Kilio. Powaliły się na ziemię, wybuchając przy tym śmiechem. Rihaya, Sun, oraz Wakati od razu się dołączyli. Wyglądało to zabawnie, gdy kilka dorosłych lwów, zwinęło się w ciasną kulkę. Mia, nie chciała im przeszkadzać. Nawet pomimo wieku, czasem miło było zachowywać się jak młodziki. Ugryzła siebie w łapę, czując, że zaraz zwymiotuję. Zakręciło jej się w głowie, ale uparta lwica zamiast udać się od razu na spoczynek do jaskini, wolała poszukać swoich przyjaciół. Stęskniła się bardzo za Borą. 

Po drodze, ból w okolicach brzucha zwiększył się. Nawet jeśli chciała, Mia nie mogła go zignorować. Dlatego też postanowiła wybrać się do Matibabu. Na szczęście, szara lwica była w jaskini, gotowa by pomóc.
Idąc za jej wskazówkami, Mia usiadła na specjalnym legowisku, czekając na badanie. Matibabu zachowywała się cierpliwie, oraz spokojnie, co uspokoiło jasną lwicę. Jeśli była to jakaś choroba, to Mia była skończona! Przecież jako dawna liderka LG, teraz lwica walcząca, musiała...  Niespokojne myśli, zostały przerwane przez szturchnięcie w bok. 
-Powinnaś częściej  mnie odwiedzać, jesteś spięta bardziej niż zebra podczas lwiego polowania.-mruknęła Matibabu.
Mia powoli skinęła głową. 
-Co mi jest? to coś złego? mam już umierać? 
-Nawet tak nie żartuj.-trzepnęła ją koniuszkiem ogona w ucho.-Jesteś w ciąży, nie wiem, czy to zła czy dobra wiadomość dla ciebie. 
-W ciąży? W sensie z Ni? Będziemy mieć lwiątko? Młode? Dziecko?-z każdym słowem, otwierała coraz szerzej oczy. 
-Ja nie wiem, z kim się szwendasz, ale jesteś w ciąży tak czy siak.-medyczka odwróciła się, by zająć się własnymi obowiązkami.

Mia opuściła jaskinię medyków, próbując zebrać myśli. Chociaż mogła się domyślić od samego początku co jej było, to tego nie zrobiła. Dlaczego?  Przez tyle miesięcy odkąd była z Ni, ani razu nie pomyślała nawet o tym, że mogliby mieć własne lwiątka. Opiekowali się wspólnie Mady, z dumą obserwowali jak stała się silną,niezależną lwicą. To ona ich do siebie zbliżyła. Ich jedyne dziecko, nawet jeśli od złego ojca. 
Jakoś ten czas szybko minął. Nawet za szybko. 
Mia spojrzała na zachodzące słońce. Kiedy tutaj przybyła, nie sądziła, że jej życie potoczy się tak świetnie. Niczego nie żałowała. 
Przejechała ogonem po brzuchu. 
Zaopiekuję się nimi. Będą mieć cudowne życie.-pomyślała, zanim dotarła pod Białą Skałę. Ni akurat rozmawiał o czymś z Chaką, ale gdy tylko zobaczył partnerkę, podszedł do niej. 
-Dzisiaj się jakoś dziwnie zachowujesz. Coś się dzieję?
-Teraz się mnie pytasz?! Teraz?-prychnęła.-Tylko romanse ci w głowie!
-Mia, to była tylko przyjaciółka! Przecież cię kocham, dlaczego myślisz, że mógłbym ci to zrobić?
-Bo każdy lew jest taki sam.-w jej oczach zgromadziły się łzy. Wahania nastroju były typowe w tym okresie. Dlatego też, uśmiechnęła się pogodnie niewiele czasu pózniej.-Też cię kocham i mam cudowną wiadomość.
Ni zamrugał zaciekawiony. 
-Jaką?
-Spodziewam się lwiątka. Lub lwiątek.-odpowiedziała z pewnością w głowie, szczęściem malującym się w oczach, oraz przytulona do grzywy partnera.-Cieszysz się?
-Oczywiście, że się cieszę. To naprawdę cudowna wiadomość.-polizał ją za uchem.
Siedzieli tak, uśmiechnięci od ucha do ucha. Byli ciekawi ile lwiątek im się urodzi i jakie będą mieli charaktery. Szkoda, że trzeba było tak długo czekać...

***

Zunia weszła trochę niepewnie do jaskini. Od wejścia powitały ją nieprzychylne spojrzenia, oraz zawód w oczach rodzeństwa. Chociaż była bardzo dumna, podeszła spokojnie do Hurumy, siadając naprzeciwko niego. 
-Przepraszam. Przesadziłam.-powiedziała, mrużąc oczy.-Nie będziemy nigdy może, że sobą tak blisko, ale wciąż jesteśmy dziećmi Wise. 
Huru zmarszczył nos. Otworzył pysk, by powiedzieć coś nieprzyjemnego, ale właśnie wtedy Wise przytuliła się pyskiem do boku Zunii. Królowa objęła ją swoim ogonem.
Nawet jeśli Huru chciał, nie mógł zranić uczuć Wise. 
-Wybaczam.
Zunia i Huru spoglądali sobie dłuższą chwilę w oczy, ignorując przechodzącego obok lwy, albo radosną paplaninę rodziny. 
-Możemy zagrać w grę "prawda czy wyzwanie"?-zaproponowała Nora, a wszyscy od razu się zgodzili. To  był dobry sposób na integrację. 

***

Gdy nastała noc, białoziemcy zjedli kolację, by następnie ułożyć się do snu. Pierwsze gwiazdy zabłysły już na niebie - dzisiaj wyjątkowo nikt ich nie oglądał. Wszyscy byli zmęczeni tym dniem, śnili o niestworzonych rzeczach, wtuleni w siebie. 

Wiadomość o ciąży Mii rozniosła się już następnego dnia. Lwica od razu została otoczona opieką. Gratulacją nie było końca, zwłaszcza, że strony Mady.
Ciężko były więc kilka dni pózniej, opuścić tereny Białej Ziemi. Mady cały czas odwracała się za siebie, krocząc u boku swojego partnera. Aishi i Huruma prowadzili grupę, kontem oka obserwując Larę, która zbierała w pysk białe kwiaty. Mkali pomagał mamie, natomiast Dora ze smutnie spuszczoną głową, dreptała przed siebie. Każdemu udzielił się jej humor. 

Pierwsi granicę opuścili nowoziemcy, za nimi ruszyli Bora, Barafu i ich córki. Rajska Ziemia leżała dość blisko, ale dla pewności, że będą punktualni, wyruszyli wcześniej. 

Swoją wędrówkę musiała kontynuować również Zunia. Brązowa lwica pożegnała z czułością rodziców. 
-Powodzenia, córeczko.-szepnęła Wise.
Kion przytulił pysk do boku córki. Trwał w takiej pozycji tak długo, dopóki Zunia nie odsunęła się, by pożegnać jeszcze starsze rodzeństwo. Kion cały czas uważnie jej się przyglądał. Obawiał się o nią....
Nama i Heshima poczekali na Zunię Lilę. Brązowa lwica dość szybko skierowała się w stronę jej królestwa, dlatego musieli przyspieszać co i rusz kroku, by dotrzymać jej tępa.

Ostatni koniuszek ogona zniknął na horyzoncie.


**** **** **** ****
Cześć! Witam w nowym rozdziale, który mam nadzieję, okazał się przyjemny w czytaniu :)  Dużo się w nim działo.. nie odbyło się bez kłótni, zdobycia przyjazni, poszerzenia rodziny, oraz oczywiście odnowieniu dawnych kontaktów. 
1. Ile lwiątek + płeć urodzi Mia 
2. Co myślicie, o zachowaniu Zunii? 
3. Czy Dora i Mkali pojawią się jeszcze na Białej Ziemi?
4. Podobał się rozdział? Co wydarzy się w następnym? 

Specjalne podziękowania dla anonimka (aka Użytkownik Fandomu) z wiki , która wymyśliła wygląd Mkali'ego :D
Pozdrawiam! 
Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję! c: