piątek, 20 września 2019

Rozdział 148 cz.2

Przez kilka chwil niespokojnego bicia serca, Kukaa zdołała pokręcić głową z niedowierzaniem. Matibabu nie ułatwiała nic. Szara lwica po prostu podała jej pod łapy kilka brzydkich roślin, tłumacząc, że są na wzmocnienie.
-Powinnaś teraz tylko odpoczywać.-podkreśliła medyczka z uśmiechem.-To wspaniała wiadomość. Koniecznie poinformuj Wise.
Matibabu odwróciła się, by wrócić do swoich obowiązków. Kukaa stała jak kamień, wpatrując się w przestrzeń. Nie spodziewała się takiej wiadomości.
Dziecko? Teraz?
Lwica nie wiedziała co o tym myśleć. Miała płakać ze szczęścia czy rozpaczy?  Nie umiała nawet się uśmiechnąć,  była w zbyt dużym szoku. Co prawda myślała, żeby mieć w przyszłości własne potomstwo, ale uważała, że do tego jeszcze sporo czasu. Tym czasem los potrafi zaskoczyć.
Kukaa usiadła. Ogonem dotknęła brzuch. Cokolwiek tam było, chciało się narodzić jako jej maleństwo. Nie chciała zawieść. Westchnęła i pozwoliła sobie na lekki uśmiech.

***

Królowa Tęczowej Krainy wkroczyła na Białą Ziemię jakby nigdy nic. Od razu rozpoznała tą majestatyczną skałę, na której spędziła swoje dzieciństwo. Na widok matki uśmiech sam nasuwał jej się na pysk. Zunia i Wise przytuliły się. Biała lwica polizała córkę za uchem, czując ogromną ulgę. 
-Tęskniłam skarbie-spytała
-Wiem, mamo.-zaśmiała się cicho Zunia. 
-Podróż minęła wam bezpiecznie?-kilka białoziemek przyglądało się tej scenie, ale głos nie należał do żadnej z nich. Zunia rozpoznała jego łagodne brzmienie, podobne do głosu Wise. 
-Nikt nie ważył się do mnie zbliżyć.-Zunia otarła się pyskiem o bok siostry. Nora objęła ją ogonem. 
-Jak moja malutka siostrzyczka dorosła
-A ty się zestarzałaś.-Zunia rzuciła jej łobuzerskie spojrzenie. Obie lwice się zaśmiały. 

Wspomnienia Białej Ziemi były dla Zuni czymś ważnym. Przecież to tutaj rozpoczęła się jej historia. Cząstką siebie wciąż była białoziemką, mimo iż serce wołało ją do Tęczowej Krainy. Jako młodej, samotnej królowej nie było jej łatwo, ale stado nie mogło odebrać jej pozycji. Z każdym upływającym dniem, obdarzano ją większym szacunkiem, a lwiątka próbowały się przypodobać. Zunia stawała się coraz lepszą władczynią. Skupiła się na zarówno rozwoju fizycznym jak i psychicznym swoich pobratymców. Doskonale mogła sobie wyobrazić co czuła Wise, gdy rządziła jeszcze Białą Ziemią. 

Zunia przejechała spojrzeniem po znajomych i nieznajomych pyskach. 
-Poznajcie Heshimę i Namę.-wskazała ogonem na towarzyszy.
Lew o niebieskich oczach pochylił głowę i burknął coś pod nosem. Natomiast Nama nie miała oporów, żeby machnąć ogonem na powitanie.
-Jeszcze tylko Huru i będziemy w komplecie.-Lajla dotknęła nosem ucha młodszej siostry.-Chodz na skałki, masz nam dużo do opowiedzenia.
-Tak, chcemy wiedzieć wszystko.-podkreśliła Nora
-I jeszcze więcej.
Zunia wywróciła oczami. Bez mrugnięcia okiem zeszła z siostrami z Białej Skały. Heshima od razu chciał ruszyć za nią, ale Nama zagrodziła mu drogę.
-A co jeśli...
-Jest bezpieczna, a my nie powinniśmy chodzić za nią krok w krok.-puściła mu oczko pomarańczowa.-Znajdz sobie jakieś zajęcie.
Heshima obserwował jak liderka straży odchodzi. Co miał robić na tej dziwnej ziemi? Wąchać kwiatki? Prychnął pod nosem. Nie należał jednak do typów leni. Zawsze musiał coś robić. Pewnie wybrałby się od razu na treningi lwów walczących, gdyby nie to, że dzisiaj zostały odwołane, a lew nie wiedział o ich istnieniu.
Zbawienie przyszło w postaci Ndoto.
-Chcesz się przejść na patrol? Nowoziemcy powinni się pojawić w każdej chwili.
-Nowo-co? Z resztą nie ważne.-mruknął.-Chętnie.
Ndoto zaśmiał się.
-Więc chodz.
Czerwonogrzywy podszedł do króla Kisu i Msimu. Heshima nie czuł się dobrze w ich towarzystwie, ale zawsze to lepsze niż nic. Skierowali swoje kroki ku granicy.

***

Gdy tylko Nama opuściła Białą Skałę, puściła się biegiem w stronę wodopoju. Zostawiła tym samym wiele lwic zmierzających akurat w tamtą stronę. Pomarańczowa miała zamiar od razu się napić, ale jak to bywa z planami, często ulegają zmianom. 
Zauważyła Ni, siedzącego obok jakiejś lwicy. Nama od razu go rozpoznała. Miał charakterystyczny wygląd. Podeszła do niego spokojnie. 

Mia zerwała się na równe łapy gdy lwica do nich podeszła. Nieufnie przyglądała się, jak lwica i Ni witają się, wymieniając uściski. 
-Przedstawisz mnie koleżance?-mruknęła Mia, mrużąc oczy.
-Oczywiście. Mia, to jest Nama, pomogła nam uciec z więzienia w Tęczowej Krainie. Namo, to jest Mia, moja partnerka-odparł z uśmiechem.-Jesteś tutaj z Zunią?
-Królową Zunią i jednym takim bucem.-odpowiedziała Nama z poważną miną. W jej oczach iskrzyła radość.-Chciałam cię zobaczyć. Ostatnim razem widzieliśmy się miesiące temu!
-I to jeszcze w biegu.-zaśmiał się Ni. 
Mia uderzyła wściekle ogonem o ziemię. Od tego wszystkiego zabolał ją brzuch. Lwica zmarszczyła nos. Nie polubiła Namy i żadna siła na świecie nie zmusi jej do zmiany zdania!
Usiadła, zamierzając zająć się pielęgnacją sierści.
Ni i Nama prowadzili ożywioną rozmowę. 

***

Kama spoczywa w stronę Lii. Córka Hope nie spodziewała się ataku. Dlatego pisnęła przestraszona, gdy tylko obie przeturlały się po ziemi.  Agenti przygląda im się z zazdrością w oczach. Na pewno fajnie byłoby mieć rodzeństwo. 
Kama pomogła wstać Lii. Obie podeszły z uniesionymi wysoko ogonkami do Hope. Lwia opiekunka zwróciła na nich spojrzenie pięknych oczu. 
-Tak słoneczka?
-Możemy wyjść?-spytała Lia
-Ale same!-podkreśliła Kama
-Jeszcze jesteście  za małe.-wyrozumiale odpowiedziała Hope, przysuwając je bliżej siebie za pomocą ogona.-W jaskini też jest dużo ciekawych rzeczy do roboty. Jak zabawa czy rozmowy. 
-Jestem zbyt głodna na zabawę.-jęknęła Lia
-A chciałaś wyjść na sawannę, łobuzie.-zachichotała Hope. Polizała córkę po główce.
Gdy Lia zajęła się posiłkiem, Kama spojrzała w oczy córki Kamby. 
-Czy moja prawdziwa mama też była takim łobuzem?
Hope zastrzygła uszami. Lwica westchnęła. 
-Nie wiem, za krótko ją znałam kochanie. Na pewno  była bardzo odważna i waleczna. Ty też taka będziesz gdy tylko dość podrośniesz.
Kama usatysfakcjonowana odpowiedzią dołączyła do Lii w zdobywaniu posiłku.

Agenti rozejrzała się po jaskini z ciekawością w oczach. Asanta zajadła się kawałkiem swojego ulubionego posiłku-mięsa antylopy gnu.  Lwiątka jak zawsze spały, lub bawiły się w przewracanie. Dla Agenti te zabawy wydawały się już nudne. Tęsknym wzrokiem obejrzała się na wyjście z jaskini. Akili wyszedł wieki temu i jeszcze nie wrócił!
Lwiczka ześlizgnęła się z podwyższenia. Trochę ją to zabolało, ale było warto. Gdy tylko jej łapki stanęły na twardym gruncie, puściła się biegiem w stronę wyjścia. Hope uniosła głowę. Czujnie obserwowała córkę Jasiri'ego. Agenti domyśliła się więc, że jej ucieczka nie wyjdzie zbyt dobrze. Do tego może nabawić się kłopotów, a tata prosił ją wiele razy by była grzeczna. 
Usłyszała delikatną melodię. Odwróciła pyszczek w stronę z której dochodziła. Luna myjąc jedną ze swoich córek, śpiewała cicho. Wkrótce jej śpiew pochwyciły jej towarzyszki. Agenti otworzyła szerzej oczy, starając się zapamiętać każdy wers. One tak piękne śpiewały! 

Gdy zapadnie zmierzch
I ciemna noc
Swym płaszczem was okryje  
Zabierze sen,
Wiatr piękny ten
I szlochu dźięk
Odejdzie
Nie bójcie się
Nie łkajcie tak
Bo słońce wzejdzie znowu
I wtedy ten, przepiękny śpiew
Otuli nasze serca

Nadejdzie mrok

Nadejdzie cień

Spot ziemi zimnej
Otrzemy łzy, przywołamy sny
I mocno was otulimy
Mocno was otulimy

Agenti nawet nie zauważyła, kiedy oczka zaczęły jej się przymykać. Lwiczka ziewnęła szeroko, gotowa już paść na ziemię. Wtedy poczuła jak ktoś ją podnosi. Nie rwała się, pozwalając by ten ktoś zaniósł ją prosto do legowiska. 
-Co śpiochu?
Agenti uśmiechnęła się szeroko, przewracając na plecy. To Akili!
-Nie spałam... tylko medytowałam.-zaśmiała się lwiczka.
-Wyrasta nam tu szamanka, co?-syn Imani uniósł jedną brew do góry. Usiadł obok lwiczki.-Pomyślałem, że nudzi ci się, więc przyszedłem. 
Gdy tylko Akili się położył, lwiczka wdrapała się na jego grzbiet. Akili nie narzekał na mały ciężar. Uśmiechnął się szeroko. 
-Nie mogę się doczekać, aż będę taka duża jak ty!
-To ma zarówno plusy jak i minusy.-odpowiedział lewek, próbując nie krzywić się, gdy lwiczka pociągnęła go za ucho.-Mogę ci przekazać całą moją wiedzę o wszystkich miejscach na Białej Ziemi, oraz zwierzętach. Chcesz?
-Pewnie!-z radością odpowiedziała lwiczka. Przymknęła oczy, wsłuchując się w słowa Akili'ego. Mówił bardzo ciekawe rzeczy, które bez problemu mogła sobie wyobrazić. 

***

Zunia zaraz po spotkaniu z siostrami, susami pobiegła w stronę doliny, gdzie przebywały  gepardy. Doskonale znała drogę. Wiatr muskał jej pysk, gdy brązowa lwica biegła ile tylko miała sił w łapach. Na widok tylu gepardów zapewne każdy lew mógłby zwariować, ale nie ona. Gdy tylko dotarła na miejsce, rozejrzała się w poszukiwaniu tego jednego. 
-Zgubiłaś swój ogon Zuniu?
Zunia podeszła do młodej gepardki. Dotknęły się nosami. Była to Miko, najlepsza i jedyna przyjaciółka z dzieciństwa. Gepardzica koniuszkiem ogona przejechała po uszach Zunii.
-Wyglądasz teraz jak prawdziwa lwica.
-A wcześniej to niby jak wyglądałam?-uśmiechnęła się tęczowoziemka
-Jak kupa futra z nóżkami.-odparła Miko.-Jak ci mijały dni odkąd odeszłaś.
-Uczyłam się by stać się królową.-z dumą się wyprostowała.-A u ciebie Miko? 
Miko ogonem wskazała na trójkę bawiących się w berka gepardziątek. 
-Wszystko w jak najlepszym porządku. 
Dwójka przyjaciółek z dawnych rad usiadła nie daleko, chcąc kontynuować rozmowę. 

***

Na granicy dało się słyszeć wesołe głosy, oraz odgłosy kroków odbijające się o ziemię. To nowoziemcy wkraczali właśnie do Królestwa Białej Ziemi. Na ich czele szedł lew o czarnej grzywie, białej sierści i czerwonych oczach. Wyraz jego pyska zdradzał podekscytowanie. 
"Dom" -miał ochotę wykrzyczeć to słowo. Zamiast jednak to zrobić dał znać ogonem swojej rodzinie, by poszła za nim. 

Patrol składający się z Kisu, Msimu, Ndoto i Heshimy zauważył ich niewiele czasu pózniej. Czerwonogrzywy lew od razu rzucił się do przytulenia brata, natomiast Msimu i Kisu by porozmawiać z dwójką lwic i jednym lwem.
-Bracie.-kiedy Ndoto w końcu odkleił się od czarnogrzywego, spojrzał na niego uważnie.-Miło cię widzieć. 
-Ciebie również.-przytaknął Huruma.
-Jeśli jesteście głodni, lwice polujące powinny już wrócić  z czymś do jedzenia.-odparł Kisu.-Dzisiaj zostały wyznaczone do złapania antylopy gnu.
-To kolacja czy obiad?-oczy Mady świeciły.
-Powiedzmy, że dzisiaj wyjątkowo i to i to.-odpowiedział Msimu. Partner Lajli odwrócił się w stronę Białej Skały i szybkim krokiem zaczął iść w jej stronę. Heshima do niego dołączył. Nad głowami lwów przeleciała Zaza, śpiesząc się by złożyć raport do Nory. 

-Pójdziemy poszukać Kilio i Hodari'ego.-oznajmij Wakati. Lew polizał szybko Mady za uchem. Córka Mii zachichotała. Dwójka młodych lwów prędko się oddaliła.
Aishi posłała w ich stronę ciepły uśmiech. 
-Idziesz się spotkać z matką?-spytał Ndoto
Huru pokiwał głową. To było oczywiste.
Obrali właściwy kierunek. Huru czuł jak łapy same ciągną go w tamtą stronę. 

***

-Cześć!-Mady uśmiechnęła się przyjaznie do Kilio, gdy tylko zauważyła lwice. Hodari dawno odnalazł Wakatiego i teraz  z obecności Sun i Rihayi dyskutowali o tym, jak to życie szybko mija. 
Kilio przytuliła się bokiem do Mady. 
-Miło cię widzieć.-po czym dodała.-Mia jest nad wodopojem. 
Mady zamrugała do niej z wdzięcznością. Nie zamierzając czekać poszła we wskazanym kierunku. Kilio westchnęła. Mogła się domyśleć, co musiała czuć Mia, nie widząc jak jej córka dorasta, mieszkając od niej bardzo daleko. Też by to czuła, gdyby Asanta zdecydowała się zostawić Białą Ziemią na rzecz innej.
Pokręciła szybko głową, by odpędzić te myśli. 
Postanowiła przyłączyć się do rozmowy, przy okazji witając się z Wakatim. 

Na początku kroki Mady były spokojne i dopiero będąc bliżej wodopoju, lwica przyspieszyła, co w ostateczności zamieniło się w bieg. 
Mia odpoczywała na płaskim kamieniu, wpatrując się w rozmawiające ze sobą lwy i co jakiś czas prychając, gdy na nią spoglądali.
-Mady!-Ni pierwszy ją dostrzegł. Od razu zostawił pomarańczową lwicę, by podejść do przybranej córki. Mocno ją przytulił.-Jesteś bezpieczna. 
-Oczywiście, że jestem, ojcze.-zaśmiała się lwica. 
Odsunęli się od siebie, długo patrząc sobie w oczy. Mia podniosła się na równe łapy widząc ukochane i jedyne dziecko. Dwie lwice objęły się, wdychając swój zapach i liżąc za uszami. Nigdy nie miały prawdziwego pożegnania. 
-Kocham cię, Mady. Jestem z ciebie taka dumna, moja księżniczko.-Mady otarła się pyskiem o jej pysk.-Opowiadaj mi zaraz wszystko ze szczegółami!
-Dobrze.-uśmiechnęła się Mady. Na Nowej Ziemi nie działo się nic specjalnego, zwykłe dni spędzane na polowaniu, czy treningach. Ani razu nie wybuchła nawet wojna. Mię na pewno zanudziłaby ta opowieść, gdyby nie to, że dawno nie słyszała głosu Mady. Co więc szkodzi dodać jeszcze kilka historii o jej niezwykle trwałym uczuciu względem syna Huru?

***

Gdy niektórzy rozmawiali, a jeszcze inni odpoczywali, baobab opuściła właśnie biała lwica z czarnymi łapami i uszami. Jej granatowe oczy błyszczały dumą. Właśnie miała okazję ponownie porozmawiać z Matibabu, oraz Rafą. Medyczka i szaman zadawali niewiele pytań, w sumie to i dobrze, bo Lara i tak nie znalazłaby na wszystkie odpowiedzi. Wystarczyło im tylko wiedzieć, że sprawdza się w swojej roli. 

Lwica zatrzymała się, by spojrzeć na kroczące za nią powoli lwiątka. Neno musiał zostać na Nowej Ziemi, co było dla niej smutne. Niestety jeśli mieli zamiar zostać na Białej Ziemi cały tydzień, nie mogli zostawić królestwa jedynie z lwicami mającymi różne zdania na jeden temat. Do tego Neno mógłby się przypodobać Hurumie. Lara wyprostowała się z dumą. Najważniejsze, że wuj po długich przekonywaniach zgodził się na taką wycieczkę. 
-Łapki mi zaaaaraz odpadną!
Lara uśmiechnęła się pogodnie.
-Większość drogi spędziłeś na moim grzbiecie, więc nie narzekaj, Mkali*
Lewek nazwany Mkalim po prostu się uśmiechnął. Był jeszcze dość malutki, nie znał świata, nie miał dość dużo siły. Po raz kolejny jego oczy zabłysły, gdy spoglądał na starszą siostrę. Dora z dumą kroczyła przez Białą Ziemię, nawet nie pokazując, że łapki odmawiają jej posłuszeństwa. Rozglądała się z ciekawością. 
-To jest Biała Ziemia, mamo? Gdzie babcia i dziadek?
-Za chwilę ich poznasz.-ogonem otuliła swoje dzieci.-Jestem pewna, że to będzie przyjemne spotkanie. 
Lara popchnęła swoje lwiątka, by poszły przodem, a sama ruszyła za nimi.

***

Z początku gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, Kukaa była zagubiona. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Pózniej nastąpiła radość. Lwica przyglądała się sobie co jakiś czas. Jej szczupłe ciało wkrótce zmieni się nie do poznania. Zaczęła zastanawiać się jaką będą miały płeć, ile ich będzie, jak będą wyglądać. Oczywiście, najważniejsze było by były zdrowe. 

Złota lwica opuściła jaskinię medyków, jeszcze przed pojawieniem się tam Lary. Wtedy słońce unosiło się na najwyższym punkcie. Kukaa spoglądała na wszystko błyszczącymi oczami. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo sama jest częścią Kręgu Życia. Wszędzie widziała harmonię. To było naprawdę pocieszające. 
Co jakiś czas dotykała ogonem swojego brzucha. Cieszyła się ogromnie. Będzie mamą! Taką biologiczną. Ciekawe jak zareagują Mfalme i Agenti...
Ta myśl sprawiła, że się zatrzymała. Jak zareagują! Kukaa spokojnym krokiem zbliżała się coraz bardziej do Białej Skały. Nad jej głową co jakiś czas przelatywał jakiś ptak, albo igrał niesiony z wiatrem liść.

Mfalme czekał obok Białej Skały, niecierpliwie machając ogonem. Gdy tylko zobaczył ukochaną, podbiegł do niej. 
-Co ci powiedziała?
Kukaa polizała lwa w policzek.
-Muszę najpierw powiedzieć o czymś mamie. Czy możesz nocą czekać na mnie na polanie?
-Czy to coś złego?-spytał przerażony.
-Nie głuptasie, to dobra wiadomość.
Kukaa minęła lwa. Ufała mamie i chciała znać jej zdanie w tej sprawie, zanim raz na zawsze zmieni się coś w relacji jej z ukochanym. 

Tak jak chciała, Mfalme pojawił się nocą na polanie. Odpuścił sobie kolację. Niebo już dawno pokrył granat i świeciły na nim gwiazdy. Małe punkciki przyciągały wzrok, gdy tak migotały. Mfalme zapatrzony w nie, nie zauważył nawet pojawianie się Kukii. Złota lwica podeszła do niego. 
-Mfalme.-lew spojrzał w jej stronę. W oczach Kukii coś się kryło, ale nie potrafił rozpoznać co dokładnie.-Mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość. 
-Możesz mi powiedzieć o wszystkim.-trącił ją nosem.Bał się bardzo o jej zdrowie. Co jeśli i ją straci?
-Widzisz... te omdlenia mogą zdarzać się teraz częściej, bo...-wzięła głęboki oddech. Uśmiechnęła się szeroko.-...jestem w ciąży. 
Z początku Mfalme po prostu na nią spoglądał. Kukaa zaczęła się już obawiać, że wścieknie się z tej wiadomości. Dopiero po dłuższym czasie, lew przytulił ją do siebie mocno.
-Masz rację, to bardzo ważna wiadomość. 
-Cieszysz się?
-Bardzo! Bardzo się cieszę!-polizał ją w policzek.
Kukaa wtuliła się w niego mocniej.
-Będą wspaniałe. 
-Mówiłaś już stadu?
-Jeszcze nie.
-Powiemy im jutro, teraz..-lew złączył z jej swój ogon.-..to powinno pozostać dla nas. Jestem taki dumny i szczęśliwy. Kocham cię. 
-A ja ciebie, Mfalme.

Mfalme:Taka miłość tylko raz może się wydarzyć
Kukaa:O taką miłość trzeba dbać
Mfalme:Uczucie jedyne, wyjątkowe..
Kukaa:..rośnie w każdym z nas
Mfalme i Kukaa:Dwa serca się spotkały
                           Na rozstaju dróg
                           Gdy jedno z drugim chciało
                           I potrzebowało szybciej bić

Mfalme: To uczucie niezapomniane
Kukaa: Daje jasny znak
Mfalme: Że chce obok ciebie stać
Kukaa: Że będę o ciebie dbać
Mfalme i Kukaa:Dwa serca się spotkały
                           Na rozstaju dróg
                           Gdy jedno z drugim chciało

                           I potrzebowało szybciej bić

Przytuleni do siebie, spojrzeli sobie w oczy. Tak zaczynam się nowy rozdział ich życia. 



*********
*jasny
Cześć! Oto nowy rozdział. Dość ciężko z początku mi się go pisało, ale jestem zadowolona z efektu końcowego. Działo się tutaj trochę niespodzianek-a to dopiero część 2!
Piosenki mogą być nieudane, lub brzydko napisane, ale nie jestem w tym dobra, gdy wymyślam na ostatnią chwilę :P
Miłego dnia/nocy, do następnego i pozdrawiam :)

Niech tradycja dalej trwa: Obrazek

poniedziałek, 16 września 2019

Rozdział 147 cz.1

-Już są!
Radosny krzyk Akili'ego rozniósł się po całej jaskini stada. Białoziemcy podnieśli się ze swoich miejsc, posyłając w stronę lwiątka szczere uśmiechy. Jedynie Asanta wywróciła oczami.
-Mówisz to już trzeci raz dzisiaj.
-Tym razem to nie stado zebr!-upierał się lewek. Jego oczy błyszczały radością.-Które to stado? Które?
Wise podeszła bliżej swojego wnuka i z czułością przeciągnęła ogonem po jego grzbiecie. Biała lwica wyjrzała z jaskini, uważnie wpatrując się w punkt daleko przed sobą. Zmrużyła oczy, by słońce jej nie raziło. Faktycznie, kilka pojedyńczych sylwetek szybko przemykało przez sawannę. Dawna królowa, odwróciła się w stronę stada.
-To Bora z rodziną.
-Chodzmy ją powitać!-Bahati dotychczas siedzący spokojnie z tyłu grupy, teraz zerwał się na równe łapy i nie czekając na resztę, pomknął w stronę dalekich sylwetek.
Za nim rozległ się wdzięczny śmiech należący do Shani. Kisu chociaż łapy same prosiły go, by poszedł w ślad za starszym bratem, opanowany siedział obok Nory.
Całe stado przebierało niecierpliwie łapami, nie mogąc doczekać się spotkania z bliskimi im kiedyś lwami. Gdziekolwiek nie pójdą, ich łapy zawsze prowadzić ich będą do Białej Ziemi... -pomyślała Wise, dając znak ogonem córką, że opuszcza jaskinię. Skierowała się na szczyt Białej Skały, by stamtąd oglądać królestwo skropione w blasku słońca i białych kwiatach.

***

Bahati nigdy tak szybko nie biegł. Czuł jak łapy odmawiają mu posłuszeństwa, ale nie zamierzał zatrzymać się na odpoczynek. Pozwolił wpaść sobie w ramiona Bory i przeturlać się z nią po ziemi. Lwica zaśmiała się wdzięcznie, gdy się rozdzielili, wstając z ziemi. 
-Braciszku..
-Bora, tak tęskniłem!-Bahati polizał siostrę za uchem.-Opowiadaj co u was!
-Mamy na to dużo czasu. Muszę podziękować cioci Wise za zaproszenie. 
-Nie potrzebujesz zaproszenia, Biała Ziemia to twój dom. 
-Dom jest tam gdzie rodzina.-Bora wtuliła się w grzywę brata.Zaśmiała się.-Powiedzmy, że mam dwa. 
Bahati uniósł głowę, gdy podszedł do nich Barafu. Brązowy lew skłonił głowę, witając się z synem Kilio. Objął ogonem Borę. 
-Rajskoziemcy bardzo dobrze ją przyjęli. Jest jedną z najlepszych lwic polujących. 
-Opiekuj się nią.-szepnął Bahati
-Chłopcy, ja potrafię mówić za siebie.-Bora wywróciła oczami, ale nie przestawała się uśmiechać.

Łagodny wiatr musnął w pysk Rihayę, gdy lwica usiadła na ziemi, nie chcąc zakłócać tej sceny. Słuchała tylko jednym uchem ich rozmowy. Sama była myślami w innym miejscu, co zauważyła Sun. Siostra trąciła ją bokiem. 
-Nie wyspałaś się, co?
-Hę, co?-Rihaya pokręciła głową.-Nie.. nie.. podróż męczy. 
-Przecież wiem, że myślisz o Kesho.-wywróciła oczami Sun. Usiadła obok Rihayi i przyjaznie trąciła jej bok nosem.-Jesteś zakochana!
-Mam nadzieję, że z wzajemnością.-uśmiechnęła się brązowa lwica. Łapą odsunęła do tyłu grzywkę. 
-Żartujesz? Kto by nie był tobą zauroczony.-Sun puściła do siostry oczko. Rihaya z wdzięcznością polizała ją za uchem. Bardzo cieszyła się, że Sun pogodziła się już z przeszłością i potrafiła cieszyć się teraz życiem. Siostry były ze sobą bardzo blisko. Mówiły sobie o wszystkim. 
-Dziewczynki, idziemy na Białą Skałę!-zawołała w ich stronę Bora. Jak zawsze wesoła i energiczna. Najszybsza lwica spokojnym krokiem udała się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca u boku dwójki lwów. 
-Myślisz, że Wakati i Mady już są?-spytała Rihaya siostry. 
-Mam nadzieję. Nie mogę się doczekać, żeby zapytać co u Lary.-uśmiechnęła się lekko Sun. 
-Cóż, Hodari i Kilio na pewno już na nas czekają.-Rihaya skinęła głową. Lwica z szerokim uśmiechem zaczęła iść powoli przed siebie. Sun ruszyła za nią.

***

W jaskini prowadzone były ożywione dyskusje. Wszyscy nie mogli się doczekać przybycia kolejnych członków rodzin. Teraz lwy zebrały się wokół Bory, by wysłuchać co u niej zmieniło się przez ten czas. Córka Kilio przytulona była bokiem do braci. Obok siedzieli jej przyjaciele.
Barafu jako jedyny nie miał w tym towarzystwie nikogo do rozmowy, dlatego postanowił wybrać się na krótki spacer. 
-Cześć Hodari.-Rihaya podeszła do czarnego lwa. Syn Lajli odwrócił się w jej kierunku, po czym przytulił do siebie przyjaciółkę. Podobnie zrobił z Sun.-Miło cię widzieć. 
-Dziewczyny!-Kilio przepchnęła się przez tłum lwów. Polizała każdą z sióstr osobno za uchem.-Tęskniłam. 
-My za wami też.-pysk Sun rozjaśnił lekki uśmiech. 
-Możemy wam kogoś przedstawić.-Hodari dał znać komuś ogonem. Rihaya i Sun uniosły głowę, gdy czarna lwiczka z jednym białym uchem podeszła do nich spokojnym krokiem.-To jest nasza...
-Wasza córka!-głos Rihayi był pełen radości. 
Kilio zachichotała. 
-Tak. 
-Nazywam się Asanta.-przedstawiła się młoda lwiczka. Nie wiedziała kim są lwice, ale skoro wyczuwała od nich lekki zapach białoziemców, musiały pochodzić stąd. Postanowiła oddalić się, dając dorosłym okazję do rozmowy. Nie widzieli się przecież tak długo.

***

Z radości trwającej obecnie w jaskini, nie każdy potrafił czerpać radość. Kukaa otworzyła zmęczone oczy i skuliła się bardziej w swoim legowisku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat dzisiaj wszyscy musieli być tacy głośni.
Agenti wyglądała z łap Mfalme, rozglądając się zaciekawiona. Widziała babcię Norę, rozmawiającą z prababcią Wise, oraz ciocię Imani w  najlepsze zagajającą pewną ciemnopomarańczową lwicę. Agenti ostrożnie zaczęła wychodzić. Zauważyła, że Lia i Kama bawią się ogonem Hope i nie mogła się powstrzymać, żeby do nich nie dołączyć.
Mfalme obserwował, jak Agenti potykając się dochodzi do swojego celu. Syn Kisu uśmiechnął się szeroko, widząc radość swojej siostrzenicy. 
Kukaa zastanawiała się, jak mogłaby  niepostrzeżenie wymknąć się do mniejszej jaskini. Potrzebowała spokoju. Myślała, że Mfalme tego nie zauważy, ale biały lew przeniósł na nią zatroskane spojrzenie. 
-Odkąd wróciłaś z Tęczowej Krainy jesteś jakaś nieswoja. 
-Wydaję ci się.-wzruszyła ramionami.-Odpoczywam po podróży po prostu...
-Minęło sześć dni. 
Kukaa zmrużyła oczy. 
-Być może coś się wydarzyło..-westchnęła, gdy Mfalme ruchem łapy zachęcił ją, by mówiła dalej.-Zemdlałam. 
-Z-zemdlałaś?-Mfalme otworzył szeroko oczy.-I dopiero teraz mi o tym mówisz!? A jeśli to jakaś choroba? Albo zbytnie przemęczenie? Byłaś chociaż z tym u Matibabu?
-Nie byłam.-przyznała złota lwica.-Nie było okazji.
Mfalme uniósł wysoko głowę. Kukaa pokręciła głową. Doskonale wiedziała, czego zażąda od niej partner. Podnieśli się na równe łapy. 
-Hope, zaopiekujesz się Agenti?-rzuciła na odchodnym Kukaa
Opiekunka lwiątek pewnie skinęła głową, próbując nie skrzywić się z bólu, gdy trzy małe kulki wbijały w nią swoje ostre ząbki. 

Gdy Mfalme i Kukaa opuścili jaskinię stada, skierowali się prosto w stronę sawanny. Stąpali powoli, ostrożnie, jakby jeden niewłaściwy ruch, mógł zniszczyć miękką trawę, którą czuli pod łapami. Ciągnęło się to niczym sen. Nie męczyli się, pewnie kierując przed siebie. Leniwie płynące po niebie chmury, zderzały się ze sobą, tworząc coś na kształt delikatnego płatku. 
Kukaa zatrzymała się, chcąc wziązć oddech. Od jaskini medyków dzieliło ich zaledwie kilka skoków antylop. 
-Pójdę już dalej sama, Mfalme.-biały lew pokręcił głową, marszcząc brwi. Kukaa wywróciła oczami.-Przecież wiesz, że Matibabu i tak wyrzuci cię z badania. Nie bój się, jestem zdrowa jak rybka. 
-Poczekam pod jaskinią. 

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję!

-Lepiej wracaj na Białą Skałę. Zunia mówiła, że pojawi się na czas.
Kukaa wyminęła lwa. Tak naprawdę nie miała czasu ani ochoty iść do Matibabu, ale czego nie robi się dla dobra samopoczucia partnera? 
Miała nadzieję, że Mfalme ją usłucha i nie będzie musiała go przeganiać sprzed jaskini, do której weszła teraz bez skrępowania.
Matibabu leczyła właśnie łapkę małego geparda. Szara lwica spojrzała na nią kontem oka, nie przerywając swojej pracy. Kukaa zdecydowała się usiąść i poczekać, aż medyczka będzie mogła poświęcić jej czas. 

***

Wise

Cokolwiek złego bądz dobrego mówiłoby się o tęczowoziemcach, zawsze dotrzymywali oni słowa. Zunia Lila pojawiła się na czele swojego stada, z dumnie uniesioną głową. Brązowa lwica rozglądała się po Białej Ziemi z czujnością, ale i tęsknotą. W jej oczach odbijała się odwaga, oraz niezwykła siła. Królowa Tęczowej Krainy zatrzymała się, by wymienić kilka słów z towarzyszącymi jej lwami. 

Uśmiechnęłam się ciepło, obserwując ją ze szczytu Białej Skały. Czekałam tylko aż do nas dojdą. Taje wpadła na świetny pomysł, żeby lwice upolowały dzisiaj wyjątkowo większą kolację. Bawoła. Poprawiłam się na swoim miejscu, przebierając łapami. 
-Nasza dzielna księżniczka.-Kion stojący u mojego boku, polizał mnie za uchem. 
-Tak dawno jej nie widziałam. Muszę wiedzieć natychmiast co u niej!-odpowiedziałam z nieskrywaną radością. 

***

Narrator

Zunia rozpoznałaby wszędzie postawę swojej matki. Dlatego zmrużyła oczy, by promienie słońca nie przeszkadzały jej, dostrzec pięknej białej sierści widocznej na Białej Skale. Lwica wyprostowała się, uśmiechając się przy tym lekko. 
-Przekażcie stadu, że dotarliśmy bezpiecznie.-Zunia twardym głosem zwróciła się do dwójki majordamusów, Millo i Nicka. Ptaki skłoniły się przed nią,  od razu chcąc wykonać polecenie. 
-Nie mogłam się doczekać.-pomarańczowa lwica obok Zunii skłoniła głowę z szacunkiem przed najmłodszą córką Wise.-Ciekawe, czy Ni także. 
-Na pewno Namo. 
Nama była kapitanką grupy strażników Tęczowej Krainy. Tą, która ostrzegła będącą wtedy na wyprawie grupę Nory o niebezpieczeństwie ze strony jej pobratymców. Teraz, pomimo wieku, wciąż służyła lojalnie u boku kolejnego władcy. 
-Wszędzie dobrze, ale w Tęczowej Krainie najlepiej.-mruknął lew o czarnej grzywie i ciemnoszarym futrze. 
Zunia otworzyła pysk, by zasmakować powietrza. 
-Daj spokój, Heshimo. Nie musiałeś iść, jeśli nie chciałeś.-wzruszyła ramionami. Ogonem dała znać, żeby poszli dalej. 
-Jak mógłbym zostawić moją najlepszą przyjaciółkę.-wywrócił oczami lew, ale na jego pysku pojawił się mały uśmiech.
-Twoją jedyną władczynię.-mrugnęła do niego Nama.
Trójka lwów była coraz bliżej majestatycznej lwiej siedziby - Białej Skały.

***

-Co cię do mnie sprowadza, Kukko?
Legenda mówiła, że Matibabu znała imię każdego zwierzęcia, nawet przed jego narodzinami. Ta niezwykła lwica roztaczała wokół siebie spokojną aurę, więc Kucce łatwiej było opowiedzieć medyczce, co wydarzyło się w Tęczowej Krainie. 
-Ich szaman, Mpango*, powiedział, że nic mi nie jest.-Kukka przypomniała sobie brązowego lwa, następce poprzedniego szamana, z którym miała przyjemność porozmawiać. 
Matibabu powoli pokiwała głową. 
-Zbadać nie zaszkodzi. Usiądz tutaj. 
Kukaa skierowała się na wskazane przez medyczkę Białej Ziemi posłanie z grubych liści. Usiadła trochę drętwo. Matibabu nie przejęta jej postawą, zaczęła badać uważnie lwice. Po wszystkim, odsunęła się. 
-I co ze mną?
-Jesteś zdrowa, sprawna, ciężarna, zmęczona  i spragniona. Konieczno coś zjedz, prześpij się i napij.-uśmiechnęła się szara lwica. Widząc coraz to szerzej otwierające się oczy córki Chaki, wybuchła śmiechem.-Tak, jesteś w ciąży. 

******
*program;plan

I na tej cudownej nowinie zakończmy dzisiejszy rozdział. Pewnie wyszedłby o wiele dłuższy, gdyby nie to, że czekają jeszcze dwie części. Oczekujcie nextu, który powinien pojawić się wkrótce. Wena szaleje.
Dawno nie było pytanek, a więc macie: 
1. Ile lwiątek + płeć urodzi Kukaa?
2. Czy Mfalme ucieszy się na myśl o tym, że zostanie ojcem?
3. Jak przebiegną rodzinne odwiedziny? 
Pozdrawiam ^^

czwartek, 12 września 2019

Rozdział 146

Wise

Zanurzyłam kły w mięsie antylopy. Było bardzo smaczne i świeże. Lwice polujące nie dawno wróciły z polowania i teraz czekały, aż nadejdzie ich kolej posiłku. Idia promieniała dumą. Udało im się upolować dwie antylopy pod jej dowództwem.
Kilio siedząca obok niej, dyskutowała o czym z Nyeusi. Zapewne o tym, jak szły jej treningi lwic walczących.
Po jaskini roznosiły się szepty, oraz dzwięki zjadanego posiłku. Gdzieniegdzie ktoś jeszcze smacznie chrapał, albo szykował się do wyjścia. 
Gdy zakończyłam posiłek, postanowiłam odetchnąć świeżym powietrzem. Mój pysk musnął lekko wiatr. Skierowałam się spokojnym krokiem ku samemu szczytowi Białej Skały. W królestwie było spokojnie. Zwierzyna nie pchała się w konflikty, nikt nas nie atakował. Odetchnęłam z ulgą. Właśnie o takim pokoju marzyłam od początku.
Usłyszałam mocne machnięcia skrzydeł. Uśmiechnęłam się, wiedząc do kogo należą. Zaza wylądowała natychmiast przy mym boku. Ptaszyna oddychając ciężko, skłoniła się. 
-Cześć, Zazo.
-Witaj, Wise. Widziałaś władców, mam raport?-rozejrzała się. 
-Chyba jeszcze jedzą posiłek.-odparłam.-Ale.. jeśli już rozmawiamy, to mam do ciebie sprawę. 
Zaza od razu poruszyła piórkami. Wiedziałam, że jest zadowolona, że może coś zrobić. "Zamieniam się w słów"-powiedziała. 
Minął dzień po odejściu Exile. Wiedziałam, że bezpiecznie dotarła do swojego wędrownego stada. Mimo iż jej charakter był inny od mojego, naprawdę bardzo ją polubiłam.
Po jej odejściu, pomyślałam o wszystkich, którzy opuścili Białą Ziemię...
-Chciałabym żebyś poleciała do Nowej Ziemi. To jest bardzo daleko. 
-Pamiętam trasę.-przytaknęła majordamuska.-Co mam przekazać Hurumie? 
Wyprostowałam się.
-Przekaż mu, że za sześć dni chciałabym widzieć go na Białej Ziemi. W odwiedzinach.
-Zjazd rodzinny?
Odwróciłam pysk w stronę Ndoto. 
-Tak. Zadowolony?
-Jeszcze jak.-syn uśmiechnął się szeroko.-Mogę coś dla ciebie zrobić, matko?
-Jeśli byś mógł wybrać się na Rajską Ziemię po Borę i jej rodzinę? 
-Porozmawiam tylko z Imani...
Ndoto odwrócił się, by wrócić do jaskini. Zaza skinęła głową. 
-Zajmę się tym od razu. 
Zaza zawsze mówiła bardzo dużo, ale nie obijała się. Była pracowita. Wzbiła się do lotu. 
Obserwowałam  dłuższą chwilę jak odlatuję. Machnęłam ogonem, mając nadzieję, że jej się uda. 

-Imani się zgodziła.-Ndoto dotknął nosem mojego boku.
Nora mrugając zaspanymi oczami, uśmiechnęła się do mnie. Wyszła z jaskini zaraz za bratem. 
-Dobry pomysł mamo. 
-Kiedy mam wyruszyć?-spytał Ndoto
-Możesz już teraz. Przekaż Borze, żeby przybyła na Białą Ziemię, na ważne spotkanie.
Ndoto skinął głową. Gdy tylko zbiegł z kamiennych schodków, zmarszczyłam brwi.-Jeszcze tylko ktoś musi pójść do Tęczowej Krainy.
-Myślisz, że Zunia zostawi królestwo?-spytała zaciekawiona Nora
-Nie zostawia go.-pokręciłam głową.-Taki zjazd rodzinny jest potrzebny. 
-O ile nie przyniesie ze sobą kłopotów.-odparła Nora.
Wzruszyłam ramionami. Były na to małe szanse. Pożegnałam szybko córkę, by ruszyć na poszukiwanie kogoś, kto wyruszy do królestwa mojego najmłodszego dziecka. Obstawiałabym Kiona, gdyby nie to, że wybrał się dzisiaj na patrol z Msimu i Mto. Zanim wróci minie cały dzień, a sprawa nie mogła czekać. 

Idąc tak przez sawannę, przyspieszałam raz za razem. Skupiłam wzrok na jednym punkcie. Zwykle członkowie stada przebywali nad wodopojem, albo na skałkach. Chociaż, czy powinnam szukać lwa? Może lepszym wyjściem będzie gepard... 
Uderzyłam w coś, przez co upadłam na ziemię. Poczułam piekący ból w  okolicy głowy. 
-Ałć.
-Przepraszam, pani Wise. Nie patrzyłam gdzie idę.-Podniosłam się z ziemi, od razu otrzepując futro.-Nic się nie stało? 
-Spokojnie, nie jestem jeszcze taka stara.-zaśmiałam się. Oczy mi zabłysły, gdy zauważyłam, kto mnie potrącił.
Kukaa wpatrywała się we mnie zmartwionym wzrokiem. Przechyliłam głowę na drugą stronę. 
-Coś się stało?
-Musimy o ciebie dbać, pani Wise. Jesteś sercem Białej Ziemi.-westchnęła.-Nie.. nic się nie stało. Właśnie idę po Agenti. Chciała bym zabrała ją nad wodopój, moja mama chce się z nią zobaczyć. 
Zmrużyłam oczy, gdy uderzyły we mnie promienie słońca.
-Kukoo, jesteś najszybszą lwicą w stadzie, prawda?
-Oczywiście.-skinęła głową złota lwica. 
-Mogłabyś pobiec do Tęczowej Krainy? Powiedzieć Zunii, że chciałabym za sześć dni wiedzieć ją na Białej Ziemi. 
-O-oczywiście. Już biegnę.-uśmiechnęła się szeroko lwica.
-Przekażę Amarze gdzie poszłaś. Z resztą dawno jej nie widziałam.-odpowiedziałam.-Dziękuję. 
Kukaa puściła się biegiem w stronę granicy. Była naprawdę szybka. Obserwowałam jak wyciąga przed siebie łapy i oddycha umiarkowanie. To było imponujące. 
Pokręciłam prędko głową. Trzeba było jeszcze zaplanować kilka atrakcji.
Idąc teraz spokojnie na spotkanie z Amarą, dopadła mnie straszna myśl: a co jeśli nikt z zaproszonych się nie pojawi?
Naprawdę chciałam się spotkać z dziećmi. Miałam nadzieję, że to wypali. 

-Cześć Amara.-usiadłam obok lwicy i Chaki. Dołączyłam do rozmowy. 

***

Narrator
-Poddaj się, a-albo z-zasmaku-jesz moiich pazur-ków!-Agenti warknęła obserwując jeden punkt przed sobą.
Białoziemcy obecni w jaskini, posyłali w jej stronę uśmiechy. Mała już od rana szalała, bawiąc się w najróżniejsze zabawy, lub męcząc kogoś rozmową.
Kisu i Mfalme rozmawiali nie daleko, co jakiś czas zwracając uwagę na córkę Kiry. Teraz lwiczka machnęła wściekle ogonkiem. 
-Już po tobie! 
Skoczyła w stronę kamienia. Agenti chwyciła go między łapki, wykonując zgrabnego fikołka. Lwiczka pokręciła główką, zdezorientowana co się właśnie stało. Spojrzała ponownie w stronę swojego kamienia. Nie rusza się! Ha, pokonałam! - pomyślała, wypinając dumnie pierś. Dla upewnienia , że kamyk już się nie poruszy, uderzyła go łapką. 
Agenti rozejrzała się po jaskini. Wszystkie lwiątka były czymś zajęte. Nie chciały się z nią bawić. Lwiczka zastanowiła się, czy może samej nie wybrać się na sawannę, ale wtedy do jaskini wszedł Akili. Lwiak trącił lwiczkę nosem. 
-Cześć!-Agenti uśmiechnęła się szeroko na widok krewnego. 
-Co robisz?-Akili przerzucił wzrok na kamień.-Bawisz się?
-Walczę!
-Aaa... 
-Nauczysz m-mnie?-pisnęła ucieszona.
Akili był coraz bardziej dumny, że nauczyła się poprawniej mówić. Na wspomnienie jednak o walce, zjeżyło mu się futro na karku. Uh, jak on za tym nie przepadał. 
-Wiesz, lepiej nie, przyniosłem ci coś fajnego.-łapą przysunął patyk. 
Agenti ugryzła jeden koniec badyla. Nie smakował przyjemnie, ale przynajmniej można się było pobawić w gryzienie czegoś, co nie było łapą Mfalme. 
Akili usiadł, przyglądając się zabawie lwiczki. Wszystkie lwiątka, oprócz Asanty go lubiły. Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł pokazać im ich terytorium. 

***

Czym dla Kukii był bieg do Tęczowej Krainy... phi, łatwizna. Złota lwica bez trudu dotarła na nieznajome jej tereny. Lwica zanim przekroczyła granicę, poczekała aż ktoś ją znajdzie. Na szczęście nie trwało to długo. Patrol tęczowoziemców mimo nieprzyjaznych uwag, zaprowadził ją do Zunii, która zgodziła się od razu. Kukaa wtedy się uśmiechała, próbując uspokoić wciąż bijące serce. 
Czuła się taka zmęczona... nigdy tak się nie czuła, nawet po zbyt dużym biegu. Dla lwicy było to tak dziwne, że wahała się, czy aby na pewno wracać tego dnia na Białą Ziemię.  
-Dobrze się czujesz?-pomarańczowa lwica spojrzała na nią uważnie.
Kukaa zmarszczyła nos.
-Tak, dobrze. Tylko, dawno nie biegałam...
-Należałaś do Lwiej Gwardii, prawda?
-Należałam.-Kukaa skinęła głową do lwicy. Nagle poczuła ciemnienie przed oczami. Co się ze mną dzieję?! 
Zemdlała. 

***

Hejka. Może i rozdział nie jest idealny, ale jest :)  Miało się dziać tutaj coś innego, postanowiłam jednak przenieść następne wydarzenia do kolejnego (tego fantastycznego) rozdziału. Pewnie się już domyślacie co jest Kucee, albo jak potoczy się zjazd rodzinny. Pozdrawiam serdecznie ^^ i do następnego. 
I taki obrazek na  zakończenie. Od Kamili Zaleśnej.
Bardzo dziękuję! :)

środa, 11 września 2019

Rozdział 145

Następnego dnia tak jak było ustalone, Wise zabrała Exile na zwiedzanie. Do tego Kilio rozpoczęła swój pierwszy trening jako Główna Lwica Walcząca. 
Wszyscy zajęci swoimi obowiązkami, nie zauważyli nawet, że przez granicę przeszły dwie lwice. Jedna z nich była bura, z ciemniejszymi uszami , druga natomiast jasna z paskiem na głowie , czerwonymi oczami i kolczykami w jednym ucho.
-Znajdziemy ją

***

Dwójka lwic szła w stronę wodopoju równym, spokojnym krokiem.
-Gdy odwiedzacie inne ziemię, nie boicie się, że was przegonią?-spytała pierwsza z lwic
Biała pokręciła głową.
-Nigdy. Co ma być to będzie.-zamyśliła się.-Najgorsze są pory suche, wtedy nikt was nie wpuszcza na swoje tereny i trzeba kraść. 
-Wszystko dla stada.-niebieskooka skinęła głową. Ona także byłaby pewnie gotowa na takie poświęcenie.
Gdy dotarły do wodopoju, zatrzymały się, by napić wody. 
-I jak ci się podoba zwiedzanie, Exile?-spytała niebieskooka, unosząc głowę.
Exile skończyła pić. Ziewnęła leniwie.
-Biała Ziemia ma wiele ciekawych terenów. Głównie pastwiska. Widać, że sobie radzicie. Przez ile pokoleń funkcjonujecie?
-Pytasz, kiedy ziemia została założona?-Wise zamrugała.-Cóż, ja jestem pierwszą liderką stada...
-Założycielką
-To nie tylko moja zasługa. Pomogli mi przyjaciele.
-Jesteś zbyt skromna, Wise.-Exile wzruszyła ramionami. Lwica uniosła do góry głowę. Wise nie chciała jej przeszkadzać, widząc jak bardzo jest skupiona. Exile otworzyła pysk. Już niewiele czasu pózniej, przypadła do pozycji łowieckiej. Wise przyglądała się, jak Exile skrada się w stronę gęstej trawy. Biała lwica z blizną wyskoczyła w odpowiednim momencie, wysuwając pazury. 
-Udane polowanie?
Exile zawróciła do niej z ptakiem w pysku. Zwisał bezwładnie, gubiąc niekiedy czerwone pióra. Exile skinęła jej głową. Samotniczka usiadła, od razu rozpoczynając ucztę. Wise przeniosła spojrzenie na horyzont.

Gdy Exile zjadła posiłek, Wise westchnęła.
-Mam nadzieję, że masz dość dużo sił. Chce pokazać ci jeszcze baobab, oraz wąwóz.
-Więc chodzmy.-rzekła Exile.
Poczekała aż Wise ruszy przodem. Exile szła cały czas u jej boku, jakby nie chcąc wyjść na prowadzenie, ani pozostać w tyle. Wise była coraz bardziej zachwycona jej zdolnościami.
-Nie myślałaś może, żebyś ty i twoje stado, dołączyli do białoziemców? Będę szczęśliwa, jeśli...-nie dokończyła, bo Exile spojrzała na nią marszcząc brwi.
-Nie chcemy dołączać do żadnego stada. Tyle.
Wise machnęła ogonem. 
-Przepraszam..
-Daj spokój.-wywróciła oczami Exile.-Może przyspieszymy,co?
Wise zgodziła się bez większych problemów. Lwice przyspieszyły kroku, wracając do zwiedzania.

***

Nora położyła głowę na łapach. Promienie słońca ogrzewały jej futro, sprawiając, że błyszczało. Zmrużyła leniwie oczy. Na horyzoncie widziała sylwetki zwierząt. Lwica westchnęła, ciesząc się, tym błogim spokojem. Ostatnio tak się czuła będąc lwiątkiem, albo gdy obserwowała swoje. Właśnie... swoje... Oczy Nory się zamgliły. Optymistka uniosła głowę, w stronę nieba. Jej córeczka, Kira... czy spoglądała teraz na nią? Nora bardzo tęskniła za lwicą i zrobiłaby naprawdę wiele, żeby tylko zobaczyć jeszcze jej uśmiech. Przypomniała sobie wszystkie wspólne wspomnienia, chwile, które razem przeżyły.

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję!

Dwie lwice biegły przez łąkę, śmiejąc się przy tym. Kira i Nora wspólnie rzuciły się w większą trawę. Akurat wczoraj padał deszcz, ziemia była idealnie błotnista. Na boku Kiry błyszczało znamię Lwiej Gwardii. Nora przyglądała się córce z dumą.
-Dziękuję, że wybrałaś się ze mną na patrol.
-Nie ma problemu, mamo.-uśmiechnęła się Kira.-Uwielbiam spędzać z tobą czas, chociaż muszę przyznać, że się starzejesz.
-Osz ty.-zaśmiały się obie. Nora po dłuższej chwili uniosła głowę.-Każdy się kiedyś zestarzeje. Kiedyś po śmierci wyrośnie na nas trawa..
-Wiem, wiem mamo.-Kira skinęła głową.-Może pójdziemy na polowanie?
-Masz jeszcze przed sobą całe życie, córeczko.-Nora polizała Kirę za uchem. Białoziemki podniosły się na równe łapy.-To co z tym polowaniem?
Lwice ruszyły teraz w stronę pastwiska. 

W oczach Nory zebrały się łzy. Całe życie. Lwica uderzyła ogonem o ziemię. To było takie niesprawiedliwe! Nora oczywiście rozumiała, dlaczego Kira poświęciła swoje życie, rozumiała przepowiednie, ale jako matce było jej niezwykle trudno.

Jej smutek przerwały odgłosy kroków, więc lwica odwróciła głowę.
-Cześć, Kisu.
Syn Busary uśmiechnął się. Podszedł do swojej partnerki, po czym polizał ją w policzek. 
-Mam bardzo dobre wieści. Widziałem młode rosnące drzewka.
-Im więcej drzew tym lepiej, chociaż pewnie trochę poczekamy.-uśmiechnęła się Nora.
Lwica wstała, by przytulić się do grzywy partnera.
-Chcesz iść na spacer? Potrzebuje zaczerpnąć oddechu.
-Pewnie.-lew położył jej pysk na głowie.
Po dłuższej chwili, skierowali się w stronę zejścia z Białej Skały, mijając po drodze wracającą właśnie ze skałek Kukkę. Z pyska złotej lwicy zwisała Agenti, z ciekawością wymachując łapkami i mamrocząc pod nosem. Kukaa weszła do jaskini stada. Od razu odnalazła Mfalme. Ułożyła się obok niego, pozwalając by córka Kiry wspięła się na grzbiet białego. Agenti ugryzła lwa w ucho. Lekkie ugryzienie nie spowodowało bólu, a szczery uśmiech u syna Nory. Kukaa zaśmiała się, obserwując jak dwójka tak ważnych dla niej lwów zaczęła się bawić.
-Widzimy się dzisiaj w nocy na pagórku?-spytał Mfalme
Kukaa skinęła głową, zwracając ponownie spojrzenie na Agenti. Mała chciała by traktowano ją już jak dorosłą, ale zanim to nastąpi, minie jeszcze naprawdę dużo czasu.

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję :)
***

Biała Ziemia była tego dnia naprawdę wyjątkowo piękna. Białe kwiaty zdobiące ją, poruszały się delikatnie. Wodopoje wypełniała idealnie krystaliczna woda. Zwierzęta nie pakowały się w kłopoty i kłótnie. Ptaki przelatujące nad głowami dwóch lwic, śpiewały wesoło.
Exile obejrzała się za siebie. Biała Skała znikała już na horyzoncie. Exile w sumie zastanowiło, dlaczego nazywa się tak, skoro jej barwa jest brązowa a nie biała.
-Idealna nazwa dla ziemi, pokazuję twoją wyższość.-mruknęła Exile, przyspieszając kroku.
-Biała Ziemia? Chodziło mi o wolność i tolerancje, gdy nadawałam jej nazwę.
-Czyli co... zaznałaś jakiegoś zła, czy tak po prostu chciałaś założyć ziemię?
-Nigdy nie myślałam, że założę stado. Chciałam być tylko częścią jakiegoś.-uśmiechnęła się Wise. Trąciła jej bok koniuszkiem ogona.
Kroki znajomych odbijały się o twarde podłoże, skropione w trawie. Kolejny cel ich zwiedzania, czyli wąwóz był już blisko. Niestety słońce w tych rejonach mocniej grzało i Wise musiała zwolnić, by mieć więcej siły.

***

Nora i Kisu zmierzali powolnym krokiem w stronę łąki. Lwy rozmawiały, tak normalnie.Nie o sprawach królestwa, czy rodzinie. Właściwie, takiej luznej rozmowy nie mieli, odkąd zostali władcami. Przyciśnięci obowiązkami, mieli szczęście, że nie odsunęli się od siebie. Ich miłość była jednak zbyt potężna.
-Myślisz, że gdybym zjadła góralka zamoczonego w błocie, miałabym brązowy język?-zachichotała Nora.
Kisu otarł swój pysk o jej.
-Myślę, że możemy spróbować. Poczekamy na deszcz. Nawet sam ci upoluję!
-Jesteś kochany.
Dwójka lwów przysunęła się bliżej siebie, muskając sierścią.

-Co robimy?-szepnęła lwica, ukryta w krzewach. Jego ciernie ciągnęły ją za sierść na karku, ale nie zamierzała się ruszyć.
-Zapytamy ich o nią. 
-A jeśli zaatakują? Nie chce walczyć z lwem, Uzuri.-syknęła cicho lwica z kolczykiem.
-I nie będziesz musiała.
Uzuri odetchnęła głęboko.
Nora i Kisu wyczuli jej zapach niewiele czasu pózniej. Oboje odwróci głowy w stronę krzewów, przy których teraz stały dwie lwice.
Kisu zjeżył sierść na karku.
-Kim jesteście?-syknął
-Spokojnie.-Nora dotknęła ogonem jego boku. Zwróciła się z uśmiechem do dwóch lwic. Na pyskach Uzuri i jej towarzyszki malowała się obojętność.-Odpowiedzcie. 
-Z kim mamy przyjemność?-spytała Uzuri
Nora zmierzyła ją wzrokiem.
-Jestem król Kisu, a to królowa Nora.-rzekł ciemnozłoty lew.-Teraz wy się przedstawcie. 
-Nazywam się Uzuri. To jest Zagaa.-wskazała ogonem na lwicę o czerwonych oczach.-Poszukujemy tu naszej liderki. Nazywa się Exile.
-To ta samotniczka co się wczoraj pojawiła.-odpowiedział Kisu.-Tak, jest teraz na zwiedzaniu terenu z Wise. 
Uzuri i Zagaa spojrzały po sobie. Beżowa uśmiechnęła się lekko.
-Przynajmniej jest bezpieczna. 
-Oczywiście. Musicie poczekać aż wrócą.-odparła Nora z radością w głosie.-Zaprowadzimy was do Białej Skały.
-To jest Biała Ziemia? Słyszałam o niej, gdy uciekałam z Tęczowej Krainy.-zamyśliła się Zagaa.-Nie zrobicie nam krzywdy?
-Nie zrobimy.-pokręciła głową córka Wise
-Jesteś z Tęczowej Krainy?-to pytanie zadał Kisu
-Już od dwóch miesięcy nie.-pokręciła głową Zagaa.-Teraz jestem wyrzutkiem. 
Nie dało się nie zauważyć, że para królewska zachowała ostrożność, po wymówieniu tego słowa. Mimo wszystko, skierowali się całą czwórką we wcześniej wskazanym kierunku. 

***

Gdy Wise i Exile postanowiły zakończyć zwiedzanie, słońce zaczęło już zachodzić na horyzoncie. Nie było w tym nic złego. Wise znała świetnie drogę do Białej Skały, a Exile orientowała się w terenie. Wise uśmiechając się szeroko, zaczęła wdrapywać się na sam szczyt. Exile ruszyła za nią.
-To jest cała Biała Ziemia.-Wise zaprowadziła koleżankę na czubek. Exile zamrugała. Była w szoku. Wszystko wyglądało tak pięknie. Było takie duże, harmonijne.
-Tak... jest okej. 

-Exile!
Z jaskini dobiegł radosny głos. Wise była ciekawa do kogo należał. Nie spodziewała się, że z jaskini stada wybiegnie beżowa lwica. Exile i Uzuri rzuciły się na siebie do przytulania. Muszą się znać... Dla Wise ta myśl była oczywista. Lwice były takie szczęśliwe. 
Za beżową jaskinię opuściła Zagaa.
-Dobrze cię widzieć. 
-Cześć.-Exile pozwoliła, by lwica trąciła jej policzek nosem.-Nie musiałyście mnie szukać, sama znalazłabym drogę...
-Czekamy na ciebie blisko Białej Przystani.-wyznała Uzuri.-Wolałyśmy mieć pewność,że będziesz bezpieczna..
-Sugerujesz, że nie umiem o siebie zadbać?-Exile zjeżyła sierść.
Wise wstrzymała oddech. Czy  liderka wyrzutków zamierzała rzucić się na przyjaciółki?
Exile jakby słysząc jej pytanie, opanowała się.
-Jak mój syn?
-Silny jak zawsze. Tylko tęskni.-Głos Uzuri dalej był spokojny. Jakby była przyzwyczajona do takiego zachowania.-I wiem, że sobie poradzisz. Moja Exi.-zaśmiała się beżowa.
Exile przewróciła oczami. 

Z jaskini teraz wyszły Nora z Lajlą. Wise przytuliła córki, ciesząc się ich obecnością.
-Będziemy musiały już wracać... do stada.-Uzuri spojrzała prosto w oczy Nory.
-Zostańcie na noc.-odpowiedziała Nora.-Wyruszycie rano.. to lepsze niż iść po nocy.
-No nie wiem...-zawahała się Uzuri, a Zagaa szepnęła jej coś do ucha.
Exile podeszła kilka kroków bliżej.
-To miłe z twojej strony, ale im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy do siebie. Wise... wdzięczność okazuję za oprowadzenie i posiłek. 
Wise skinęła głową.
-Zawsze jesteście mile widziane...
-Pomyślimy. Zobaczymy.-Exile odwróciła się. Biała lwica z blizną szybko zbiegła po kamiennych schodkach, a za nią Uzuri i Zagaa. 
-Nie każde stado jest takie samo, widzicie?-oczy Lajli błysnęły, gdy zwróciła się do mamy i siostry.-A jednak troszczą się o siebie nawzajem. 
-Ciekawe, czy Hasira też tak postępowała?-zamyśliła się na głos Wise. Biała lwica szybko pokręciła głową, po czym skierowała się w stronę głównej jaskini. 
-Idziesz, Lajla?-Nora polizała siostrę za uchem. Ogonem wskazała wejście. 
Lajla pokręciła szybko głową. 
-Zostanę. Niebo zaczynają zdobić pierwsze gwiazdy. 
-Tylko nie siedz za długo.-zaśmiała się Nora
-Tak jest mamo!-Lajla puściła do siostry oko.
Gdy Nora odeszła, młodsza córka Wise, ułożyła się na szczycie skały, na plecach. Podziwiała piękne niebo. 

***

Gdy tylko noc pokryła całą ziemię, stado lwów już smacznie spało, wtulone w siebie. Nawet lwiątka nie wierciły się wyjątkowo. Wise miała głowę na plecach Taje, Imani była przytulona do Ndoto... Na podwyższeniu królowa, król i mała Agenti śnili. Mfalme otworzył oczy. Pchnął łapą Kukkę. Córka Amary otworzyła oczy. Wcale nie spała, czuwała. Delikatnie odłożyła Agenti bliżej Nory. Dwójka młodych lwów podniosła się cicho ze swojego miejsca. Opuścili jaskinię, unikając śpiących białoziemców.
Jedynie Lajla zwróciła na nich uwagę, ale nie zamierzała nic mówić. Byli młodzi, zakochani, to jasne, że również zbuntowani.

Kukaa i Mfalme puścili się biegiem na polankę, śmiejąc się przy tym głośno. To było wspaniałe. Gwiazdy błyszczały nad nimi.
Najszybsza lwica w stadzie bez problemu wbiegła na pagórek. Odwróciła się, czekając aż Mfalme do niej dołączy.
-Szybciej ślimaku pustynny.-wesoło zawołała Kukaa
-Nie jestem taki szybki.-zdyszany lew w końcu znalazł się na szczycie pagórka. Posłał Kucce rozbawione spojrzenie. Lwica przytuliła się do jego grzywy. Mfalme pochylił się, by polizać ją za uchem. 
-Kocham cię najdroższa. 
-Wiem. 
-I odwzajemniasz?-spytał z miną poszkodowanej zebry. 
-Oczywiście, że tak.-wyszeptała córka Chaki. 
Mfalme otarł się o jej policzek. Przez przypadek jego ciężar przewrócił Kukkę. Oboje padli na ziemię, tarzając się w trawie. 
Kukaa pociągnęła lwa za ucho, gdy wylądowała na nim. Mfalme zaśmiał się. 
-To dość dziwna pozycja, nieprawdaż?
-Całuj już.-prychnęła Kukaa.
Księciu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu złączył swój pysk z pyskiem ukochanej, w długim pocałunku. A co się stało potem, to już ich sprawa.

Wszystko na Białej Ziemi układało się dobrze i miało tak pozostać, prawda? 

***

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję!
Cześć!
Uf, musieliście trochę poczekać na ten rozdział. Pozostawię wam jego ocenę. Następne rozdziały już nie długo. Uwierzcie, będą fantastyczne i warte czekania!  
Pozdrawiam i.. dziękuję, że jesteście :) 

środa, 4 września 2019

Bohater w pigułce #3 Sawa

Witam w trzeciej części "Bohatera w pigułce", która tym razem jest na czas, czyli 4. Przejdzmy więc od razu do rzeczy... wygrywa... SAWA!!!!!


WYGLĄD lwa jest bardzo prosty: czarne futro, z jaśniejszym pyskiem, biała grzywa i granatowe oczy. 


  • Sawa jest pierwszym antagonistą
  • Największą miłością jego życia była Hasira 



ZAMIARY:   Sawa - postać z jednej strony prosta, a z innej owiana tajemnicami. Partner Nyeusi, Hasiry i Johari, ojciec Kody oraz Msimu. Zamiary Sawy były mroczne i nieprzyjemne. Kradł, zabijał, szpiegował dla wielu ziem. Nie minęło to nawet wtedy, gdy ustatkował się u boku Nyeusi, a pózniej  Hasiry. W sercu Sawy nie było ani dużo dobra, ani więcej zła. Nie lubił lwiątek, nawet własnych synów. Do Białej Ziemi lew miał stosunek negatywny, kilkukrotnie ją atakował. Mówi się, że za złem przemawia przeszłość i tutaj nie da się nie zgodzić. Sawa stracił swoją rodzinę, gdy został zraniony poważnie przez obcego lwa. Matka Sawy chciała zabrać ze sobą syna, niestety uległa mężowi, który uznał Sawę za martwego, a ponieważ miał dużo potomstwa jednego nie było mu szkoda. Rodzeństwo Sawy dalej podróżowało z rodzicami, nawet gdy osiągnęli pełnoletność i założyli rodziny. Jedynie jedna z sióstr Sawy postanowiła wyruszyć w osobną wędrówkę, może nawet kiedyś ponownie się spotkają?  Sawa nie kierował się żadnymi zasadami, łapał się wszystkich opcji, by tylko przeżyć. Potrafi polować, wykorzystuje to często, chodz niekiedy zje jakąś padlinę. Najdziwniejszy stosunek miał do Johari, Nory i Lajli. Jakby nie patrzeć, ocalił córki Wise, a Johari wyszkolił na waleczną lwicę. Dla Sawy władza była celem, który chciał osiągnąć. Życie go lubi... ukrywając się w cieniu przeżył wiele lat, a jego serce całkowicie pokryła zemsta.

I to chyba wszystko co można o nim napisać. Co myślicie o Sawie? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu?