czwartek, 1 listopada 2018

~Ku ich pamięci~

Dzisiaj Święto Zmarłych , właśnie dlatego wstawiam tu ten post. Kolejny dodatek. Powspominamy w nim wszystkie postacie, które odeszły z Kręgu Życia. Liczę, że się spodoba. Jest dość smutny. Występują także spoilery. 
Edit: Dzisiaj pokazał się również rozdział 122 i 123 

***
Zunia wybiegła z jaskini, by rozprostować łapy. Poczuła od razu chłodny wiatr muskający pyszczek. Wspięła się na szczyt skały, spoglądając na horyzont. Wszystko spokojnie, zwierzyny dużo, stado ucieszone, tylko -spojrzała na  niebo -zapowiadało się na deszcz.
-Nie śpisz?
Usłyszawszy za sobą głos, Zunia odwróciła się i z uśmiechem spoglądała na matkę.Delikatne kroki Wise skierowały się na miejsce obok niej. Zmarszczyła brwi, spoglądając na królestwo.
-Nie mogłam zasnąć. To moje pierwsze święto Kumbukumbu ya wapendwa kifo*, -ledwo zdołała wypowiedzieć nazwę, była ta za długa.
Wise zaśmiała się widząc jej minę. Pochyliła się następnie, by ucałować swoje dziecko.
-Wszystko będzie okey, zobaczysz. Poza tym, chyba chcesz dobrze wypaść.
Zunia na te słowa, wyprostowała się dumnie.

Niewiele czasu pózniej, były już po śniadaniu z zebry. Kion nie był głodny, więc zaproponował, że przepatroluję teren. Wise pozwoliła mu na to. Obserwowała tym czasem, jak jej córka rozmawia z tutejszym, czarnogrzywym nastolatkiem, którego futro było ciemnoszare. Heshimę**.
-Wasza wysokość, możemy zaczynać?-ruda lwica podeszła do białej i pochyliła głowę. Wise przypomniała sobie, jak ona ma na imię.
-Poczekajmy na króla, Usafi.
Usafi skinęła lekko głową,odeszła na bok.
Wise westchnęła, ułożyła się wygodniej wypoczywając po obiedzie. Niestety, stado akurat dzisiaj miało do niej milion spraw ,a ona na wszystkie musiała odpowiadać. Musiała przecież dobrze wypaść w oczach tęczowoziemców. To nie był jej dom, nie był Białą Ziemią, ale wciąż tu ją znano, nie ufano, a ona nie zamierzała być taka jaka była będąc tutaj jeszcze dzieckiem. Nie potrafiącą się obronić istotą.
-Cicho.Wrócił król,-powiedziała w końcu.
Kion faktycznie wrócił i czekał w wejściu. Wise podeszła do niego i wtuliła się w jego grzywę.
-Możemy zaczynać,-oznajmił Kiongozi
Szedł ze skały, w towarzystwie żony i córki.Stado poszło za nimi.

Kion skierował się znajomą drogą. Prowadziła ona blisko granicy, do terenu dość zniszczonego. Wtedy każdy lew ,rozszedł się z swoją stronę. 
Kion, Wise i Zunia Lila, podeszli do kopca na samym środku, największego ze wszystkich. 
Te kopce, do których każdy podchodził, były miejscem spoczynku bliskich. Największy należał do Mfalme. Kion na chwile od niego odszedł ,by podejść do grobu matki, Wise i Zunia zostały same. Wise miała łzy w oczach. Wszystkie wspomnienia o dawnym królu i jej przybranym ojcu, napłynęły z ogromną siłą. Za szybko ją opuścił.
Położyła biały kwiatek na grzbiecie kopca. Kwiat pochodził z Białej Ziemi. Wise usiadła , by wyszeptać:
-Zobacz tatusiu, dałam sobie radę. Stworzyłam Białą Ziemię, doczekałam się wspaniałych dzieci, u boku mam przyjaciół. Jesteś ze mnie dumny?
Zunia usiadła obok niej, by pocieszyć mamę. Sama nie poznała nigdy swojego dziadka,ale sądząc po tym co mówiła Wise, był sprawiedliwym królem i dobrym lwem, nie bojącym się pomóc. Kion potwierdził te słowa, ale nic nie dodał.
Brązowy lew także usiadł obok Wise, w ciszy wpatrującej się w jeden punkt.

Taje, Mto zbliżyli się do innego grobu. A właściwie dwóch, leżących obok siebie. Taje położyła na każdym z nich po dwa kwiaty: niebieski i różowy.
Powrót do dawnych stron obudził w niej przykre wspomnienia. To także nie był jej dom. 
Mto położył ogon na jej plecach . Taje westchnęła, wpatrzona w miejsce, gdzie pochowano jej rodziców.
Na Białej Ziemi, także rozpoczął się dzień Kumbukumbu ya wapendwa kifo. Stado białoziemskie o dziwo, obudziło się wcześnie. Obiad był syty: dwie zebry, trzy antylopy, ptak i kilka góralków. Po posiłku, mogli udać się na własnym cmentarz ,gdzie pochowani byli bliscy.

Lwice specjalnie starannie umyły lwiątka, a Nora pouczyła swoje dzieci jak mają się zachowywać. Rodzina królewska, Lajla i Ndoto prowadzili. Szli dość szybko, żeby zdążyć przed deszczem, który widoczny był w ciemnych chmurach.

Dotarli do Miejsca Płomieni szybko. Nora miała nadzieję, że akurat dzisiaj nie wybuchnie pożar, kiedy zbliżyli się do kopców.Wszyscy się rozdzielili, każdy miał kogoś innego do powspominania i złożenia modlitw. Matibabu i Rafa  zostali u siebie. 

Nora, Ndoto, Lajla ze swoimi dziećmi podeszli do grobu swojego ojca. Położyli na nim białe kwiaty. Pogrążyli się w wielkim smutku i wielu wspaniałych wspomnieniach. Przez rodziców zawsze czuli się kochani, a mając jeszcze siebie, ich dzieciństwo upłynęło jak w bajce.

Nyeusi usiadła przy grobie Busary i Kilio, pomiędzy Bahatim, jego dziećmi, Kisu i Borą, która wraz z Rihayą i Sun specjalnie odwiedziła na tą okazję Białą Ziemię. Nyeusi na myśl o przyjaciołach, zrobiło się tak smutno, że łzy napłynęły do jej oczu.

Shani czuwała przy grobie matki, wraz z Mią. 

Dla Kamby ten dzień był zdecydowanie najtrudniejszy. Brązowa siedziała przy grobie swojego męża, Arro , popłakując cichutko. Imani, Chaka z dziećmi, Teo z Ukaidi i ich dziećmi, oraz trojaczki:Maisha, Zawadi i Hope, czuwali przy matce, modląc się do ojca o lepszy każdy kolejny dzień.

Ukaidi wróciła też wspomnieniami do swojego brata. Ugumu. Zginął zanim dotarli do Białej Ziemi, poświęcił się, żeby ją ochronić. Poczuła łzy napływające do oczu, więc szybko przetarła je łapą. Wiedziała, że brat by tego nie chciał, a ona za bardzo mu ufała.

Isaka musiał specjalnie udać się na Ptasią Ziemię, więc nie był obecny.
Wszyscy członkowie stada, mieli kogo opłakiwać. Wielka wojna... ona wszystko zniszczyła.
Ndoto czuwał także przy grobie ciotki, swojej Duchowej Przewodniczki.
Duchy także czekały. Ten dzień  był dla nich wyjątkowy, mogli oglądać uważniej swoich bliskich z góry. Mogli wtedy albo stać się nowym Duchowym Przewodnikiem, albo po prostu powspominać. Żadne z nich nie żałował. Spory też odchodziły na bok, na przykład jak Kilio i Maji.
Obie siedziały koło siebie, czekając na znak. Kiedy tylko głośny dzwięk przeszył niebiańską sawannę, wszyscy rzucili się w dół na ziemię.

Niektórzy na Białą Ziemię, niektórzy do Tęczowej Krainy, Rajskiej Ziemi, czy nawet Lwiej Ziemi. Każdy do swojego domu i swoich bliskich.
Na ziemi, jako ci których nie można było zobaczyć, stali przy swoich rodzinach, mówili im ciepłe słowa i wspierali ich wraz z deszczem. Nzuri ,Kilio, Busara ,Maji, Arro i wiele innych lwów duchów czuło dzisiaj dumę. Ich życie było udane.

zmarli: (sezon 1,2,3)

Kipengele [Angela] - mama Wise i Maji, siostra Sherr, zmarła ratując swoją najmłodszą córkę. Duchowa przewodniczka Nory. Akcja dzieję się przed rozpoczęciem fabuły.

Mfalme - dawny król Tęczowej Krainy, partner Uzuri, ojciec Kiona, oraz przybrany Wise. To właśnie on ja znalazł i wychował, stał się jej Duchowym Przewodnikiem. Zmarł w rozdziale 3 ,ratując Kilio.

Nzuri - siostra Uzuri, mama Kamby. Zaopiekowała się Wise, Taje, Kilio, Busarą i Nyeusi ,kiedy ci byli jeszcze lwiątkami.Zmarła zabita przez wysłanników Uzuri (w rozdziale 7) , chroniąc córkę. Duchowa Przewodniczka Kamby i Imani.

Moto - tata Lajli,Nory,Ndoto i Huru, pierwszy partner Wise , zmarły w rozdziale 49 przez atak Hasiry.Duchowy Przewodnik swojej córki, Lajli.

Sherr - siostra Angeli, ciocia Wise i Maji, oraz Duchowa Przewodniczka Ndoto. Zmarła z powodu starości.

Kaja - partnerka Miiby, tym samym macocha Kilio. Mama Isaki. Udała się na Ptasią Ziemię, gdy wiedziała, że umiera przez wiek. Na razie nie posiada podopiecznego.

Arro - partner Kamby, tata Imani,Chaki,Teo,Maishy,Zawadi,Hope. Zmarł na wojnie z Hasirą, w rozdziale 102. Duchowy Przewodnik Jicho.

Busara - partner Kilio, przyjaciel Nyeusi, ojciec Bory,Bahati'ego i Kisu. Zmarł na wojnie z Hasirą, w rozdziale 102. Duchowy Przewodnik Jasiri'ego.

Kilio - przyjaciółka Wise,Taje,Nyeusi, partnerka Busary, mama Bahati'ego, Bory i Kisu. Zabiła Uzuri, ale przez to sama straciła życie w rozdziale 109.

Maji - siostra Wise, mama Shani, przygarnęła też Mię. Zmarła w rozdziale 120. Duchowa Przewodniczka Mfalme II.

pozostali:
Rodzice Taje - Niko i Idia zmarli w Tęczowej Krainie, osierocając córkę Taje. Akcja dzieję się przed rozpoczęciem fabuły.

Hasira  - antagonistka, matka Msimu. Przez jej wielką wojnę, zginęło wiele lwów.Chciała za wszelką cenę zemsty na Wise, co przejęła Johari.

Shetan  - jeden z pomocników Hasiry, ojciec Mady. Zabił w rozdziale 102 swojego brata, Arro.Pózniej został zabity przez Kambe.

Rodzice Huru  - Naomi i Kesho zginęli zabici na Strasznej Ziemi, osierocając córkę Johari. Mowym o nich w rozdziale 106.

Rodzice Aishi   - Kesho i Moana, kiedy zmarli osierocili córkę Aishi.

Rodzice Mii  - po ich śmierci, Mia trafiła na Białą Ziemię.

Shetani  - opiekowała się Sun daw.Mwitu.

Uzuri  - siostra Nzuri, partnerka Mfalme i matka Kiona. Bardzo podła lwica, niecierpiąca Wise.

Usafi  - najbardziej szanowana lwica polująca na Białej Ziemi, przyjaciółka Kilio.

Brat Ukaidi   - nieznane są powody jego śmierci. Duchowy Przewodnik Nguvu.

10 białoziemek  - zginęły na wojnie z Hasirą.

Ojciec Shani [Hasira]  - dawny władca Gwiezdnej Ziemi

Miiba  - tata Kilio , zmarły na Ptasiej Ziemi podczas ataku na nią


~Jeśli przypomnę sobie więcej postaci, to je dopiszę~

*pamięć o śmierci bliskich
**szacunek

Rozdział 123

Obudził go zimny nos, ocierający się o jego futro. Z początku niechętnie otworzył jedno oko , wyrywając się ostatecznie ze snu o uciekających małych zającach. Podniósł się wyżej, by spojrzeć lwicy w oczy. Nora uśmiechnęła się promiennie.Głową wskazała wyjście z jaskini, za którym chwile pózniej zniknęła.
 Lewek zdziwiony był jej zachowaniem.  Zauważył przecież, że całe stado, łącznie z jego siostrą i ojcem jeszcze spało. Dlaczego więc on miał wstawać?
Ciekawość zwyciężyła w Mfalme i lewek wybiegł za matką , uważając, by nie obudzić stada.

Nora czekała na niego na samym szczycie Białej Skały. Wpatrywała się w horyzont, a lekki wiatr unosił jej sierść. Mfalme usiadł obok niej, także wpatrzony w horyzont. Niby nic wielkiego, ale zapierał wdech w piersi. Drzewa, rzeki, zwierzyna... to wszystko było częścią Białej Ziemi.
Największe wrażenie, wywarło  na nim jednak  wschodzące słońce. Zmieniało się z pomarańczy w coraz jaśniejszy. Mfalme wybałuszył oczy, a z jego pyszczka wydobyło się ciche "Łał", to było genialne.
-To wszystko co widzisz przed sobą,-zaczęła Nora, zmuszając syna, by na nią spojrzał. Lwica wpatrywała się w horyzont z rozmarzeniem.-Żyję, ze sobą w idealnej harmonii. Kręgu Życia. Chodzi o to, synku, że każdy ma swój własny obowiązek, nim z niego odejdzie. Po naszej śmierci, wyrasta trawa, która jedzą antylopy, a my zjadamy je.
-Mamo? Czy to wszystko jest nasze?
Nora spojrzała na niego z uśmiechem.
-Tak synu. Wszystko co rozciąga się od Białej Skały, po samą pustynię. Biała Skała, wodopój, baobab, cała Biała Ziemia, łącznie z prowincjami -Miejscem Płomieni i Miejscem Skał.
Milczeli chwile, chłonąc ten widok.
Mfalme dosłyszał, jak jego ojciec i Kira wychodzą z jaskini. Wiedział, że to oni na pewno, gdy się odwrócił i dojrzał uśmiech na pysku siostry.
Nora też ich zauważyła, bo znów wróciła do tematu. Polizała ucho syna, by ten także skupił się na tym co chciała mu powiedzieć. Temat był akurat dla Mfalme bardzo ciekawy, więc owinął łapy ogonem, by dalej słuchać.
-Słońce, które widzisz na horyzoncie,-wskazała na nie ogonem,-Jest jak nasze życie.Wschodzi, gdy czas jego się rozpoczyna tak jak was i zachodzi, gdy lew umiera. Kiedyś Mfalme, słońce mojego panowania i twojego ojca zajdzie, a wzejdzie dla ciebie,jako nowego króla.
Mfalme wybałuszył oczy zdziwiony.
-K-królem?
-Jako władca będziesz musiał troszczyć się o każde życie Kręgu Życia. Wiem jednak, że sobie poradzisz skarbie ,-Nora westchnęła. Miała nadzieję, że lwiątko nie będzie jeszcze czuło tego ciężaru.

Mfalme uważniej przyjrzał się horyzontowi, prostując się.
-Obiecuję zadbać o nie najlepiej.
-Cieszę się. A teraz chodz, idziemy na śniadanie.
Oboje zeszli z Białej Skały.
Lwice dawno wróciły z polowania i czekały, aż będą mogły zacząć jeść. Rodzina królewska czyniła to oczywiście jako pierwsza.

Kisu i Kira wrócili akurat w samą porę, żeby zjeść chodz trochę ze śniadania. Oboje nie byli jednak głodni. Mfalme przygotował się, by skoczyć na siostrę, ale ona była szybsza. Śmiali się i ganiali, puki nie znalezli się na zewnątrz.
-O czym rozmawiałaś z tatą?-biały lewek przerwał zabawę i spojrzał na siostrę uważnie.
Kira wzruszyła ramionami.
-Mówił piękne słowa. O Kręgu Życia, jak każdy tam funkcjonuję. Tata powiedział także o wschodzie i zachodzie słońca.
Mfalme nastawił uszu. Ale... to on miał być królem. Poczuł na chwile zazdrość, że ta pozycja mu ucieknie.
-Wiesz... będę kiedyś królem,-pochwalił się,prostując.
Kira zamrugała kilka razy, potem milczała, nim przytuliła brata.
-Gratuluję, antylopi zadku.
-Ej!-zaśmiał się lewek.
Lwiczka i jej brat znów wrócili do zabawy, pod rozbawionym ,ale pełnym czułości spojrzeniem rodziców.
***
POZA BIAŁĄ ZIEMIĄ...

Lwica budziła strach większy, niż sama śmierć. Jej wygląd łagodny, zamieniał się szybko przy  wybuchu charakteru. W sercu żywiła taki kolec, że nie potrafiła cieszyć się ani jednym dniem, póki zemsta się nie dokona.
Johari wychowała się na tych terenach, od kiedy po wielkiej wojnie z Białą Ziemią, Sawa ją tutaj przyprowadził .Od tego momentu szkolił ją w sztuce walki i podsuwał kłamstwa o białoziemcach tak bardzo,  że Johari stała się nie tylko świetną wojowniczką ,manipulantką ,ale i strategiem. Polowanie , umiejętność ważna dla każdej lwicy, dla niej była czymś, czego nigdy nie zrozumiała. Nie interesowało jej to tak bardzo ,jak sam Krąg Życia.

Tam gdzie mieszkali, nie zapuszczała się przeważnie żadna łapa. Był to niewielki teren z jednym strumieniem i małą jaskinią, tylko dla niej. Zwierzyna była o wiele dalej.
Gdy ktoś zapuścił się na ich teren, błagał o darowanie życia i przyłączał bezgranicznie do jej stada. Dzięki temu, rosło ono w siłę i szpiegów ukrytych w różnych miejscach,ziemiach.

Johari, chciała być jak Hasira- podła do samego końca.  Walka była dla niej wiarą i chęcią była najlepszą. Nie mogła zawieść lwicy, chodz ta dawno opuściła ją. Przegrała, co było słabością. Johari nie popełni takiej słabości, gdy pozbędzie się Wise...

Wygląd był przeciętny, ale jak wspomniałam, dał się zwieść ten kto na nią patrzył. Biała sierść pokazywała piękno,królewskość i niewinność. Czerwone, krwiste oczy, pokazywały natomiast całą prawdę-chęć mordu. Johari była skarbem stada kisasi .

Ten dzień, był deszczowy, chodz krył się za chmurami tak gęstymi ,jakby lwy przysłaniały je królewską grzywą. Johari przeciągnęła się, opuszczając swój mały dom. Spojrzała na swoje stado. Wszyscy ćwiczyli  niezgrabnie nowe ruchy, lub zajadali się ptactwem. Jedna czy dwie lwice wypoczywały. Gdy jednak wszyscy dostrzegli liderkę, skłonili jej się.
Johari zmarszczyła brwi. Jednego pyska tam nie widziała...
Sawa był jednak nie daleko. Opuścił miejsce zza jaskinią, gdzie zwykle spał z całym stadkiem, jeśli akurat nie było go blisko Johari. Podszedł do lwicy i polizał ją kilka razy za uchem. Skinęła mu głową.
-Co?
-Czy ja coś mówię...
-Może chcesz coś zjeść?-spytał Sawa ,z apetytem wpatrując się w stos zwierzyny.
Johari puściła mu tylko mordercze spojrzenie. Miała do załatwienia inne sprawy.
Gdy tylko czerwone pióra z cząstką czerni wylądowały przed nią, lwica rozpoznała Kifo ,swoją majordamuskę.  Kifo skłoniła jej się.
-Moja pani.
-Spózniona. Chyba nie chcesz żebym się ciebie pozbyła,-oblizała pysk. Kifo pokręciła przecznie głową. Johari uśmiechnęła się szyderczo i z triumfem widząc jej strach,-Dobrze. Zrobisz tak jak powiem.-zaczęła mówić głośniej, nie miała czego ukrywać,- Polecisz na Białą Ziemię na przeszpiegi .Chce wiedzieć wszystko. Od tego kto umarł, po to ,co jedli na lunch! Rozumiesz?
Pokazała pazury, niezwykle długie, więc majordamuska pokiwała szybko głową. Wzbiła się w powietrze, trzepocząc skrzydłami, by wykonać swoje zadanie.

Sawa zmarszczył brwi.
-Dobry pomysł. Dawno nie przepatrywaliśmy ich terenu. Może los zlitował się i Wise nie żyję.
Johari zaśmiała się sztucznie.
-Dla niej to i lepiej. Nim zasmakuję smaków moich pazurów!

Piosenka ,która zaśpiewa Johari ,została przerobiona.Tekst polski pochodzi od studia accantus - "Sznurki władzy" -macie link - https://www.youtube.com/watch?v=deNnftFxh1I&vl=pl . Uznałam, że świetnie pasuję.

Johari : Dziś sawanna oferuje wrażeń moc
Spójrzcie jak jej blask opromienia wszystkich nas
Szczęście i dostatek wam wszystkim mogę dać
Pod warunkiem, że mnie, będzie słuchał każdy z was
Ja potrzeby miejsca tego znam
Sznurki władzy mogę trzymać sam--a
Starczy, że ściągnę je i już tłum posłuszny jest
Stado: Twoja wola jest rozkazem, uczynimy to co chcesz!
Johari: Sznurki w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I znów, tak tańczą jak im gram!
Sawa : Zamach Wise, wojna grozi nam, w kraju szerzy się wieść
Yohari : że Wise przyniesie nam śmierć
Sawa : Trzeba szybko działać, zanim w ogniu stanie świat
Yohari : Niech wyszumi się lud i satysfakcję ma
Dobry strateg wie, gdy plan się rwie
Wtedy trzeba nieco poluzować sznurki
Idźcie w przód, wesprzeć bunt i w proteście wznieście się
Niech poznają smak wolności, zanim sznurki napnę znów
Pośród nas powstał już ruch co władzę przejąć chce
Tą Wise w wąwozie trzeba zgnieść!

Polityczny talent to do wszystkich zamków klucz
Władzę w łapie ma ten, kto przewidzi każdy ruch
Stawiam kroczek w lewo , i lwy do mnie lgną
Skoczę w prawo - i już antylopy moje są
Ja obietnic wachlarz cały mam
Starczy by wrogom moim zamknąć paszcze!
Stłumię ryk, zdławię bunt, krokodyla znajdę i
I wokół szyi znur okręcę
Stado: Nie przeżyje więcej nikt!
Johari: Szczęście wam może dać, ten kto sznurki władzy ma
I wie jak nie poplątać ich

Przywódca kraju umie łączyć wiele cech
Jednocześnie dobrotliwy i stanowczy
On ma zawsze plan i umie w życie wdrożyć go,
Jego mocną stroną jest sztuka dyplomacji
Sznurki w tył, sznurki w przód, wojowników wprawiam w ruch
I o dziwo nawet Wise będzie padać do mych łap
Jedzcie więc, walczcie też i wolnością cieszcie się!
Nikt z was nie musi myśleć sam
Stado : Śmiejmy się , polujmy też jakby skończyć miał się świat!
W walce dzisiaj się zatraćmy, jeśli taką wolę ma!
Rzućmy się w walki wir i wolnością cieszmy się
Johari uwolni nas od trosk!
Ona ma moc (J: to ja mam moc), siłę ma
Ona stworzy lepszy świat (J:stworzę lepszy świat)
Ona mądra ,sprawiedliwa,
Ona bliska jak siostra (J:bliska jak siostra)
Ma też wdzięk, talent ma
Też potrafi o nas dbać
Ona, potrzeby nasze zna ( J:bo ja potrzeby wasze znam)
I dziś wystarczy, że da znak
J & S : By świat tak tańczył
S : Jak nam gra!! (J:Jak ja gram)
Piosenka po raz pierwszy taka... inna. Dłuższa i przerobiona.
Mimo wszystko, liczę, że wam się spodobała. Mi naprawdę pasuję do klimatu roz.
i charakteru Johari.
Johari wskoczyła na skałę,
z dumą przyglądała się swoim poddanym. Podczas jej piosenki, przeskakiwali się i udawali że walczą. Było to prawdziwe strachowe oddenie.
Lwica zauważyła, jak Sawa westchnął, gdy usiadł obok niej. Johari przewróciła oczami, ale nie oderwała się od widoku stada.
-Kiedy chcesz zaatakować?
-Jak najszybciej,-odpowiedziała od razu biała lwica.
Zeszła ze skały na której zwykle przemawiała, by wrócić do jaskini. A Sawa poszedł za nią.

Plan szybko wchodził w grę. Zemsta była coraz bliżej.I nikt o tym nie wiedział, poza  nimi.
***
DWA TYGODNIE PÓZNIEJ.
BIAŁA ZIEMIA...

-Widzę, że smakuję,-zaśmiała się Kukaa
Mfalme zanurzył po raz kolejny kły w mięsie góralka.  Było idealnie miękkie i przyjemny smak rozpływał się w podniebieniu. Lewek odwrócił się do lwiczki z pełnym pyskiem i uśmiechem.
-Jeszczejakbardzo
-Co?
Mfalme przełknął
-Jeszcze jak bardzo. Sama upolowałaś?
Kukaa w odpowiedzi wypostowała się dumnie. Oczywiście, że ona go upolowała. Była na tyle szybka, że góralek nie mógł jej uciec. Spośród wszystkich, oddała go jednak Mfalme.

Nie daleko nich,  Jasiri i Nguvu siłowali się, dla zabawy a nie zwyciężtwa, a Jicho i Hakimu kopali do siebie owoc baobabu.
Dalej pięć lwiczek:Adele,Giza,Lea,Luna,Nzuri ganiały się w berku. Wraz z nimi dwie lwiczki, Uzii i Bell, także bawiły się.
Były tutaj wszystkie lwiątka. Nie.... Ostatnie lwiątko właśnie biegło w ich stronę. Kira.
Lwiczka zatrzymała się gwałtownie tuż przed lwiątkami, ciężko dysząc. Znowu była u Matibabu. Uczęszczała do medyczki po lekcje histrorii lwiej gwardii. Czasem medytowała wraz z Rafą. Tak czy siak, marzenie lwiczki dalej w niej trwało i Kira nie zamierzała się wycofać.
Co innego jej brat.
Gdy tylko Mfalme zobaczył siostrę, podszedł do niej.

-Przestań do niej chodzić, to dla twojego dobra
Kira zjeżyła futro
-Mfal, nie wierz ,co jest dla mojego dobra.
-Jesteśmy rodzeństwem!
-No właśnie,-syknęła lwiczka,-więc jako brat powinnieneś mnie zrozumieć. Chce być liderką. To... bardzo mi się podoba.
-Ale to przeminie, Kira. A.. oh, zawsze możesz być moją doradczynią,-podsunął lwiak
Kira prychnęła, ale nic więcej nie dodała. Kłótnia nie miała teraz sensu.
Kukaa wskoczyła na Mfalme ,a Kira podeszła do Nguvu.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-zaciekawił się
Schyliła głos do szeptu.
-Zamierzam odwiedzić hieny


-J-jak to?-Nguvu był bardzo zaskoczony.
Kira wytłumaczyła:
-Matibabu mówi, że prawdziwy przywódca posiada ryk pradawnych. Dziedziczony przez drugie królewskie dziecko.
-To ty,-Jicho niespodziewanie pojawił się przy nich i także dołączył do rozmowy,-Jak chcesz odkryć czy go masz?
-Tylko to mnie dzieli od pokazania, że traktuje moje nowe obowiązki poważnie. Może ojciec mi w końcu uwierzy,-westchnęła lwiczka, spoglądając na własne łapy.
Nguvu pochylił głowę.
-Pójdę z tobą
-Dlaczego?-spytała Kira, spoglądając na niego uważnie,-to niebezpieczne
Uśmiechnął się złośliwie.
-Myślę, że dwójka lwiątek lepiej sobie poradzi, niż jedno
Otworzyła pysk, by coś dodać, ale odezwał się Jicho.
-Nie wiem co planujecie. Mogę się przydać?
-To... wyprawa do ziemi hien,-powiedziała Kira
Jicho wybałuszył oczy.
-To zbyt niebezpieczne.
-Dlatego mam do ciebie prośbę. Będziesz nas krył przed rodzicami, dobrze? Wrócimy jak najszybciej.
-Kira! Co ty chcesz zrobić?-Jicho wyglądał na zdenerwowanego, gdy patrzył na kuzynkę,-podłożyć się na śmierć?
-Nie.-nie wytłumaczyła jednak nic więcej,-Jicho, musisz mi zaufać.
Jicho skinął głową.
-Ufam.


-No to załatwione.-Nguvu polizał się po piersi. Kira zrobiła to samo po plecach, by wylizać sierść na karku. Jicho wpatrywał się w nich chwile zielonymi oczami, nim spojrzał na brata, księcia, i dzieci Amary. Wskazał ich ogonem.
-A co z nimi?
-Jak to co?-Kira zmarszczyła brwi,-Niech bawią się. Wymyślimy coś.

Plan udał się jeszcze lepiej, niż mogła przypuszczać, kiedy Kira i Nguvu wymknęli się niezauważenie, a Jicho patrzył na nich tylko na chwile, ale z pewnością siebie.
Lwiątka tak szybko, jak tylko mogli, zmierzali w stronę granicy.
***
Tym czasem para królewska zakończyła swoje obowiązki i teraz  Nora i Lajla odpoczywały w blasku słońca. Nyeusi nie daleko kończyła jeść antylopę, wraz z Korę i synem.  Idia ,Shani i pozostałe lwice rozmawiały w najlepsze.Hodari i Kilio walczyli dla zabawy. Kisu spał obok małżonki. Ndoto rozmawiał z Imani  i Amarą. Ogółem, dzień wlókł się przyjemnie i wolnie.
-I co z tymi hienami?-spytała Lajla
-Co ma z nimi być, wstrętne psy zabrały nam za dużo zwierzyny. Nigdy nie wchodziły na Białą Ziemię, nie od czasu wojny z Hasirą,-kontynuowała królowa,-Nie chce o tym mówić.
-Nie martw się, każda dorosła lwica sobie z takimi poradzi,-podsunęła Lajla. Zmieniła temat,-Zamierzasz dzisiaj oglądać gwiazdy?
Na to słowo na pysk Nory wskoczył uśmiech.
-Właściwie, myślałam o zabraniu na nie Mfalme i Kiry. Powinni być zachwyceni.
-No jeszcze jak,-powiedziała Lajla ze śmiechem.
Gwiazdy były wyjątkową chwilą dla każdej rodziny. Odkrywało się nie tyle co naukę, co bliskość rodzinną. A to było dla obu najważniejsze.
***
Dwójka lwiątek, o różnych kolorach sierści przybliżała się coraz bardziej w stronę granicy. 
Co kilka minut przystawali, by spojrzeć, czy nie widać w okolicy kogoś znajomego, czy majordamuski Zazy.

Łapki bolały ich od dużego wysiłku. Gdy jednak przed nimi ukazał się most graniczny, odetchnęli z ulgą. Nguvu pochylił się, by spojrzeć na wodę. Napił się łyk. Kira obserwowała go  w milczeniu. Zastanawiała się, co robić dalej. Czy ma od razu sprowokować hieny, czy może zaatakować szakale? Lwiczka zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

Przerwały jej odgłosy kroków. Kira odwróciła się gwałtownie, wystawiając pazury. Zjeżyła futro. Jeśli to był ktoś kto ją podejrzewał, lub chciał zaatakować.... ale,nie. To był Jasiri, wpatrując się w nich zaciekawiony. Kira odetchnęła z ulgą. Wraz z Nguvu podeszli do niego bliżej. Jasiri zmarszczył brwi.
-Poszedłem za wami. Coś mi się wydaję, że Jicho nie mówił prawdy, że idziecie po piłkę.
-Yyyy...-Nguvu szukał wymówki
-Zgadza się,-przerwała mu Kira,-Idziemy do Miejsca Skał
Wyprostowała się. Oznaczało to, że nie ma zamiaru ustąpić.
Ku jej zdziwieniu, Jasiri tylko wzruszył ramionami.
-Świetnie. Teraz.. możesz iść z nami,-powiedziała Kira. Nie czekając na reakcję innych, odwróciła się i szybko przeszła do granicy. Nguvu i Jasiri poszli jej śladem.

Kira zawęszyła. Powietrze było jednak zbyt suche, a zapach nieznany. Jasiri i Nguvu, jej towarzysze, także zawęszyli.
Trójką poszli dalej przed siebie, nie czując wiatru. Łapki zapadały im się w zbyt delikatną ziemię, którą porastała niewielka trawa.Wzrokiem napotkali dwa czy trzy ptaki, przysiadłe na gałęziach drzew. Idąc dalej, czuli większy strach. Nieznana była im ta ziemia, którą musieli przemierzać.
-Czujesz?
Niespodziewanie Nguvu wyrwał ją z zamyśleń. Jasiri i ona zawęszyli.
-Hieny?
-Gorzej,-Kira wybałuszyła oczy,-To chyba szakale
-Szakale?-Jasiri syknął,-Za wielkie, damy sobie radę?
-Musimy,-wystawiła pazury gotowa na atak.
Szakale nie zbliżały się jednak do nich, a dalej były ukryte.
Kira syknęła przez zaciśnięte zęby, a towarzysze lwiczki wystawili pazury.

Ruszyli prosto, szybko odnajdując psy. Szakali była trójka, rozmawiały głośno rozrywając zębami ciało gazeli. Kira wiedziała, że taka informacja będzie przydatna jej ojcu- szakale nie opuściły ich terenu, a nawet polowały na Białej Ziemi- ale nie mogła powiedzieć. Ta wyprawa miała pozostać w sekrecie.

Księżniczka spojrzała na chłopców, a gdy ci skinęli głowami, wzbiła się w górę, wskakując na kark jednego z szakali. Wgryzła się zacięcie drapiąc, a towarzysze poszli w ślad za nią. Szakale były na tyle zdziwione ich atakiem, że stały w miejscu.
Gdy wróciła świadomość, zaczęły się wiercić.Jasiri i Kira spadli z ich grzbietów, ale Nguvu dalej się zacięcie trzymał.
Jeden z szakali spojrzał na lwiątka drwiąco i zaatakował.
Trysła krew.
Kira wyrwała się z zębów szakala, podobnie jak Jasiri. Oboje cofnęli się do tyłu. Kira syknęła.
-Odejdzcie.
-Mówicie ?-szakalka zaśmiała się,-To wy nas zaatakowałyście maluchy. Dajcie powód, żebym nie odebrała wam życia w tej chwili.
Jasiri otworzył pysk, by coś powiedzieć, ale Kira mu nie pozwoliła. Szczegół jej pochodzenia był w tej chwili jak cios pazurów.
Wyprostowała się.
-Nie radzę ci. Nie jestem taka słaba na ją wyglądam. -spojrzała na syna Amary, kiedy dwójka szakali zbliżyła się bliżej. Kira z przerażeniem zdała sobie sprawę, że trzeci zniknął wraz z Nguvu. Spojrzała na Jasiri'ego.
-Uciekaj
Jasiri spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Ja się nie boję.
Skoczył ku jednemu z szakali, odpychając go. Kira zrobiła podobnie i chwile pózniej, oboje biegli ile mieli tylko sił w łapach w stronę Białej Ziemi.
Szakale przestały ich gonić dopiero,  gdy łapki lwiątek znalazły się na miękiej trawie. Kira i Jasiri oddychali ciężko.
Kira rozejrzała się.
-Nguvu..
Jasiri spojrzał na nią.
-To było niebezpieczne.
-Najgorsze jest to,że próbowałam zaryczeć. Naprawdę. Ale tego nie czułam,-opuściła głowę,-Chciałam ryku, ale nie za taką cenę...
Jasiri objął ją ogonem, by chodz trochę ją pocieszyć. Kira spojrzała w górę na niebo. Chciała dalej próbować,ale....
-Kira!
Odwróciła się ,gdy w jej stronę biegł Nguvu , a za nim Hakimu, Mfalme i Kukaa.
Kira rzuciła się na niego, przewracając go na ziemię. Nguvu zaśmiał się, kiedy lwiczka polizała go w policzek.
-Myślałam ,że nie  żyjesz, hipciowy zadku!
-Udało mi się uciec. Przepraszam, że was zostawiłem, ale chciałem sprowadzić pomoc.
-Dobrze zrobiłeś. Ale sobie poradziliśmy,-mrugnęła do syna Chaki.
Kukaa przytuliła brata, natomiast Kira wtuliła się w Mfalme. Hakimu westchnął.
-Mogłem wam pomóc.
-Może będzie jeszcze ku temu okazji,-Nguvu wstał z ziemi
Kira spojrzała na niego zdziwiona, odklejając się od białego lwa.
-Co masz na myśli? Chcesz jeszcze działać?
-Wiesz Kira, ja tak łatwo nie odpuszczam
-I ja,-potwierdził Jasiri
Mfalme przewrócił oczami, podczas kiedy Hakimu zasypywał trójkę lwiątek pytaniami. To się zle skończy -książę to wiedział.

Nic nie wspomniał rodzicom przy kolacji. Milczał dla dobra siostry, chodz było to gorzkie. Naraziła dziś siebie i dwójkę kolegów, do czego jeszcze się posunie? Była jego ukochaną siostrą, najdroższą przyjaciółką, i to dlatego musiał ją chronić. A może powinnien jej zaufać, że ma wszystko pod kontrolą?
Jego rozmyślania przerwał Kisu.
-Szykujcie się dzieci, mamy niespodziankę
-Niespodziankę?-Kira spojrzała wprost na brata. Mfalme także na nią spojrzał w zastanowieniu. Nora zmrużyła oczy rozbawiona.
-Zjedliście?-lwiątka energicznie pokiwały głowami,-Więc chodzmy
Wstała, a jej małżonek wraz z nią. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, nawet się nie odwracając.
Nora musiała swoje dzieci wyprzedzić, żeby poprowadzić grupę .Kisu chronił tyły.

Rodzinną dotarli do znanej polanki, na której rodzina miała spędzić tę noc. Mfalme i Kira rozpoczęli zabawę w berka, ciesząc się swoim towarzystwem, natomiast Nora i Kisu rozmawiali.
Dopiero, kiedy słońce zaszło, a niebo pokryte granatem i pojedyńczymi punkcikami złota zagórowało, lwica kazała dziecią przestać.
-Chodzcie do nas, muszę wam coś opowiedzieć.
Mfalme i Kira podeszli do Kisu, z którym przytulili się. Lew przewrócił się na bok, a lwiątka ze śmiechem na nim.

Niewielka grzywka Mfalme była idealne skąpoowana z grzywą ojca .Podobnie jak sierść Kiryz futrem lwa . Nora uśmiechnęła się z czułością na ten widok. Lwica padła na plecy, wpatrzona w niebo.
-Dzieci, to co widziecie, to nie tylko gwiazdy. To także nasi przodkowie,-lwiątka przewróciły się na plecy ,zaciekawione. Także spoglądały w niebo.-Przodkowie, co kiedy będą wam potrzebni, przybędą z pomocą nie tylko jako Duchowi Przewodnicy.
-Spójrzcie w gwiazdy dzieci, bo to z nich patrzą na nas ,wszyscy wielcy władcy z przeszłości,-powiedział Kisu
Mfalme i Kira wyszeptali ciche "łał". Gwiazdy były naprawdę piękne. 
-Ale... to wygląda jak motyl,-Kira przerwała długą ciszę ,ogonem wskazując gwiazdozbiór. Nora spojrzała w tym samym kierunku.
-Mi to przypomina królika
-Patrzcie, tam są dwa lwy co ze sobą walczą!-krzyknął zadowolony ze swojego odkrycia książę
Kisu wybuchł śmiechem
-Ja zauważyłem lwiątko-patrzcie-jest także serce!
-To nasza rodzica ,tato,-powiedziała Kira
-Która nigdy nie przestanie się kochać,-dodała szeptem Nora
Wtuliła się w partnera, a dzieci przybliżyły się, by także ją uściskać. Kisu polizał członków swojej rodziny po policzkach. 
Całą czwórką wpatrywali się w niezwykłe gwiazdy do czasu, aż lwiątka nie zasnęły. Wtedy wrócili do przytulnej jaskini na Białej Skale.




Zacznę od początku. Rozdział zajął mi jeden dzień, pisałam fragment także przed szkołą. Wiem, że nie jest idealny, nawet mi się nie specjalnie spodobał. Ten moment z wyprawą Kiry wszystko skreślił. Wiem to.  Następny postaram się dodać jako ciekawszy. Jak wam minęło halloween? :) 

Jeśli nie chcesz komentować tego rozdziału, to nie zmuszam. Jeśli ktoś jednak chce, ale nie ma potrzeby by się męczyć z długim komentarzem, to ma punktacje:
Jak ci się podobał rozdział?
:D -bardzo mi się spodobał
:) -fajny rozdział
:0 -zadziwiający
:( -nie podobał mi się
Pozdrawiam c: 
(i jeszcze raz przepraszam)

Rozdział 122

Wise odeszła dwa dni pózniej. Pożegnała wszystkich bardzo ciepło. Dzieci, stado, przyjaciół. Nyeusi od razu zaciągnęła Kilio II na trening, by ukryć smutek. Taje, Mto pożegnali córki i razem z Wise przekroczyli granicę. Nora spoglądała na nią niepewnie, gdy matka znikała na horyzoncie. Podobnie Lajla i Ndoto.  Wise, u boku Zuni szła pewnie.
-Gotowa?-zapytała córki
Zunia Lila odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na Miko i córki Kamby. Pózniej skinęła głową. Czuła strach ,ale przeważała ekscytacja.  Uśmiechnęła się. Szła do nowego domu.
-Tak.
Cała czwórka ruszyła przed siebie.

Następnego dnia...
Imani przyczupnęła niżej. Wzrokiem wpatrywała się w jeden punkt, do którego zbliżała się łapa za łapą. Obnażyła kły, wystawiła pazury. Gdy była dość blisko, wyskoczyła. Antylopa uciekła spłoszona. Imani rzuciła w jej stronę szyderczy uśmiech, nim odwróciła się do dwójki lwiątek. Jicho i Hakimu, jej synów. 
-Tak właśnie macie podchodzić. Spokojnie, ale pewnie. Nie może was zauważyć ani usłyszeć. Łapy mają przylegać do ziemi.
-Rozumiem mamo,-przytaknął Jicho
-Gdzie góralki?-spytał Hakimu
-Sami musicie je wytropić,-odpowiedziała lwica
Lubiła momenty, w których mogła być z synami. Zwłaszcza , kiedy mogli wspólnie cieszyć się jej pasją. Jicho i Hakimu pewnie także polubią polowania. Imani polizała ich po głowach, by dodać otuchy lewką. Ci posłali w jej stronę uśmiechy, po czym z nosem u ziemi zaczęli szukać.

Niedaleko Kukaa leżała z Amarą. Lwiczka podniosła głowę, by obojgu obserwować. Sama by się przyłączyła , ale mama mówiła, że jutro dopiero ją czegoś nauczy.

Jicho i Hakimu wytropili kilka góralków. Przypadli do ziemi.Sprawdzili wiatr,ale wiał z inne strony. Cicho ,bez szmeru i łapa za łapą, zbliżali się do nich.Gdy byli dość blisko, wzbili się w górę, by zaatakować. Dwa góralki padły martwe, gdy lewki złapały je w kły. Odwróciły się do matki z triumfem. Imani była bardzo dumna.
-Takie jak mama,-powiedziała z uśmiechem Amara
***
Idia wstała. To dało znać innym lwicą, które za nią opuściły jaskinię, by udać się na polowanie.
Gdy wróciły, stado mogło rozkoszować się zebrami.  Pózniej, lwy i lwice walczące musieli iść do kotliny szkoleniowej, ćwiczyć nowe ruchy. Lwiątka wybiegły by się pobawić, Kamba i Hope poszły za nimi.Lwice polujące mogły odpocząć przed kolejnym polowaniem. Niektóre lwy poszły na patrol. Ogółem, wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami.

Nora i Kisu rozmawiali zawzięcie u boku Lajli, gdy do jaskini wszedł Ndoto. Lew westchnął.
-Raporty Zazy są za długie.
Nora wstała i otarła się pyskiem o pysk brata.
-Dzięki, że go wysłuchałeś. Naprawdę nie miałam dzisiaj do tego głowy.
-Spokojnie, jestem przecież od doradzania,-uśmiechnął się czerwonogrzywy lew
Lajla także się uśmiechnęła.
-Dzisiaj mamy trochę luzniejszy dzień. Tylko wysłuchanie skarg słoni i tyle. Nawet nie wiem na co się skarżą.
Kisu  zmarszczył brwi.
-Jeśli pozwolisz Lajla, chciałbym żebyś udzieliła dzisiaj lwiątką podstaw polowania. Myślę, że może im to wydać się interesujące, chyba że wolisz spędzić czas z synem...
-Myślę, że mogę ci pomóc Lajla. Pójdzie nam szybciej,-powiedziała Nora.
Lajla skinęła głową. Chętnie porozmawiałaby dzisiaj z Hodari'm i na pewno po tym to zrobi, ale polowanie było dla niej przyjemnością, zwłaszcza jeśli uczyła lwiątka. I czas z siostrą też był wyjątkowy.

Ndoto spojrzał na Kisu.
-Co powiesz na przepatrolowanie terenu pod wieczór?
-Dobry pomysł.
Na tym rozmowa o obowiązkach się ucięła.
Nora zauważyła, że jej lwiątka skończyły posiłek i teraz siedziały wpatrując się w nich z niemą prośbą. Nora wywróciła oczami.
-Dobrze. Kira,Mfalme, możecie wyjść tylko do czasu zachodu słońca, a pózniej od razu na Białą Skałę, zrozumiano?
Lwiątka energicznie pokiwały głowami. Nora uzmysłowiła sobie, że nadszedł czas, by poznały Krąg Życia ,jego zasady i własne książęce obowiązki. Zajmie się tym jutro.

Książęta spojrzeli po swoich rodzicach, a gdy nie wyrazili sprzeciwu, przytulili ich szybko ,oraz opuścili jaskinię.

Droga do wodopoju teraz była im bardziej znajoma. Rodzeństwo pędziło przed siebie. Łapkami przygniatali ziemię. Tupot był wyraznie słyszalny, a wiatr buchał im na pyski zapewniając ulgę.Łapa za łapą zbliżali się coraz bardziej do wodopoju.
Wtedy Kira się zatrzymała i zawęszyła.
-Czujesz?
Mfalme spojrzał na nią marszcząc brwi.Zawęszył, ale pokręcił głową.
-Nie...a co wyczuwasz?
-N-nie wiem.. to nieznany mi zapach,-odpowiedziała księżniczka i jeszcze raz zawęszyła.
Mfalme przewrócił oczami.
-Masz zwidy z niewyspania, chodz!
Pociągnął ją za sobą, nawet nie odwracając się. Kira niepewnie ruszyła za nim.
-Nie mam zwidów,-burknęła.


Nad wodopojem...
Nguvu skoczył na  Lunę ,silnymi łapkami przykładając ją do ziemi. Lwiczka wyrwała się i skoczyła na niego w odwecie. Chwile tarzali się po ziemi, aż Luna odskoczyła. Córka Binti uśmiechnęła się złośliwie.
-No niezle.
-Powtórka?
-Może pózniej, muszę już iść. Nie chce by dziewczyny na mnie czekały. Mamy dzisiaj próbne polowanie.
-Ale... jesteście w moim wieku, dlaczego?
-To tylko trening. Zanim dorosne trochę minie,-przewróciła oczami Luna. 
Odbiegła w tylko sobie znaną stronę.
Nguvu westchnął.
Kamba i Hope zrobiły sobie wolne, bo i tak lwiątka rozbiegły się po sawannie, a on.. nudził się będąc sam. Nguvu położył się u brzegu wody, spoglądając w jego taflę. Na chwilę zauważył nie siebie, a jakiegoś innego lwa. Brązowego o szarej grzywie. Odskoczył natychmiast, ale gdy ponownie spojrzał w wodę ,go już nie było.
-Nguvu!
Odwrócił łebek na dzwięk głosu Kiry. Lwiczka zbiegała z niewielkiej górki. Towarzyszył jej brat, a jego biała sierść falowała. Nguvu wyszedł im na spotkanie.
-Jesteś sam?-spytała wprost księżniczka, rozglądając się,-gdzie reszta?
-Wszyscy zajęci. Hakimu i Jicho na polowaniu z Imani, Kukaa spędza czas z mamą, a Jasiri ćwiczy walkę z ojcem,-odpowiedział Nguvu.
-A ty... czemu nie z rodzicami?-spytał zaciekawiony Mfalme
-Matka na polowaniu, a ojciec ma nowe obowiązki. Więc.. nie mam się z kim bawić..
-Teraz masz,-Kira wyprostowała się,-Co powiesz na zapasy?
-Jesteś pewna?-uniósł jedną brew do góry
W odpowiedzi lwiczka rzuciła się na niego i oboje się przeturlali. Mocowali się łapkami, ze schowanymi pazurkami. Kira ugryzła go w łapkę, więc Nguvu odpowiedział tym samym. Znów zaczęli się tarzać, aż po wielu minutach lewek pokonał lwiczkę.
Uśmiechnęła się do niego złośliwie i ogonem wskazała brata.
-Twoja kolej Mfalme.
Książę przygotował się na atak, więc jak ten nastąpił, spadł na plecy i odepchnął Nguvu tylnymi łapkami.Lewek utrzymał równowagę, by nie spaść. Spojrzał na przeciwnika. Dwa lewki rzuciły się na siebie, następnie mocując się łapkami próbowali zdobyć przewagę nad drugim.

Kira przyglądała im się siedząc na jednym z kamieniu. Tak naprawdę była jednak zamyślana, więc spoglądała w przestrzeń. Myśląc nad czymś intensywnie, nie zauważyła, jak Nguvu powala jej brata i obaj do niej podchodzą.
-Kira?
Dopiero na dzwięk głosu brata, lwiczka  wyrwała się z zamyśleń, by na niego spojrzeć. Uśmiechnęła się lekko.
-Coś nie tak?
-Nie... po prostu się zamyśliłam. 
-Tak czy siak, chcecie popływać?-zaproponował syn Teo
Rodzeństwo skinęło głowami. Trójką rzucili się do wody, mocując ją łapkami. Śmiali się przy tym i ochlapywali chłodną wodą.
***
Nora i Lajla kończyły trening z lwiątkami. Młode lwiczki uważnie słuchały ich poleceń. Polowały na góralki sprawnie i cicho. Królowa i jej siostra widziały w nich świetne przyszłe lwice polujące. 
-Okey, na dzisiaj kończymy,-powiedziała Lajla 
Lwiczki , a było ich  około siedmiu, skinęły główkami, po czym odbiegły.

Lajla i Nora podeszły do kałuży z której się napiły. Następnie się położyły. Promienie słońce ogrzewały ich futra, oczy lwic zamykały się pomału. Nora ziewnęła.
-Jestem zmęczona. Na dzisiaj koniec.
Lajla otworzyła pysk ,żeby coś powiedzieć, ale w porę go zamknęła. Łapą przejechała po wodzie, ochlapując białą lwicę. Była księżniczka zaśmiała się, podobnie jak jej siostra.
-Królowo!
Ukaidi podbiegła do nich, za nią gnały Sou i Julii. Nora i Lajla rzuciły sobie spojrzenia mówiące: "Co jeszcze?". Wstały.
-Coś się stało?
-Tak! Hieny na naszym terenie,-wysyczała zdenerwowana Ukaidi,-Widziałyśmy je i próbowałyśmy gonić, ale uciekły.
Futro Nory zjeżyło się. Ostatnio kiedy hieny tu były, walczyły u boku Hasiry w najgorszej bitwie. Królowa Białej Ziemi zmarszczyła brwi.
-Polowały?
-Złapały trzy zebry,-odpowiedziała przygnębiona Sou.
Lajla wyprostowała się. Nora skinęła jej głową.Obie puściły się biegiem za Ukaidi. Sou i Julii miały zawołać Kisu.

Gdy dotarły do granicy, Kisu już gnał w ich stronę. Lew od razu spojrzał na miejsce skał.
-Co robimy? Zostawiamy to tak?
-Możliwe. Powinniśmy zwiększyć straże graniczne, a następnym razem gdy się pojawią, zabijemy ich od razu,-syknęła Nora
Lajla westchnęła.
-Powiem o tym Nyeusi i Teo. Ile chcesz zwiększyć?
-Co dwa dni , trzy razy w ciągu słońca,-powiedziała Nora
Lajla ruszyła by wykonać rozkaz, natomiast Nora i Kisu skierowali się wraz z Ukaidi na Białą Skałę, by porozmawiać.
***
Tym czasem lwiątka dalej bawiły się w najlepsze, nieświadome przyglądającej im się Matibabu. Lwica zbierała jakieś rośliny. 

Kira dostrzegła ją ,gdy  Mfalme przewrócił ją na plecy. Polizała brata w policzek, stanęła na równe łapy.
-Zaraz wrócę
Mfalme skinął głową siostrze, odpowiedział polizaniem w policzek i razem z Nguvu dokończyli zabawę. 
Kira wyprostowała się i z dumnie uniesionym ogonem ,podeszła do medyczki Białej Ziemi.  Szara lwica od razu na nią spojrzała i z lekkim uśmiechem.
-Księżniczko Kiro, chcesz pomóc mi?
-Oczywiście.
Kira złapała jedną roślinę i położyła ją na niewielki stosik reszty. Zrobiła to ponownie, nim zwróciła się do Matibabu.
-Zaciekawiłaś mnie swoimi opowieściami.
-Oh, doprawdy?
-Czy... czy to nie będzie problem jeśli ...-Kira zawahała się. Matibabu dodała jej otuchy, więc lwiczka dokończyła, -..założę własną Lwią Gwardię?
Matibabu wybałuszyła oczy zdziwiona, podczas kiedy Kira spojrzała na swoje łapy. Matibabu wiedziała, że Kira posiadać może ryk praojców, była przecież urodzona jako druga. Nie spodziewała się jednak, że z własnej woli, ta mała jeszcze lwiczka zgodzi się brać udział w czymś tak niebezpiecznym.
Uznała na początku to jako żart, ale kiedy w oczach Kiry dojrzała błysk, wiedziała, że lwiczka  mówi prawdę. 
Odetchnęła
-Uważam, że to świetny pomysł.
Położyła ogon na plecach lwiczki, tak ,że Kira zdołała się do niej przytulić. Matibabu poczuła miłe uczucie w sercu.
-Będzie dobrze, Kiro , wszystkiego cię nauczę,-szepnęła
-Dziękuję. Obiecuję, że będę najlepsza.
Po kilku chwilach, wróciła do reszty by skończyć zabawę. Na razie nie będzie ogłaszać im swojej decyzji. Matibabu też skończyła swoją pracę, byle porozmawiać z parą królewską. Kto wie, jak to przyjmą.
***
Matibabu wspięła się na Białą Skałę, co sprawiło jej małą trudność. Wypatrzyła szybko wzrokiem parę królewską ,rozwiązującą kolejne komflikty, tym razem we własnym stadzie. Gdy skończyli i ją dostrzegli, podeszli do niej. Pochylili głowy z szacunkiem, więc szara lwica odpowiedziała tym samym.
-Witaj Matibabu, co cię do nas sprowadza?-spytał Kisu, jego grzywa wyrosła. Widać, lew przez nowe obowiązki i rodzinę także wydoroślał. Nora dalej była niezwykle piękna, a sprawiedliwość była dostrzegalna wyraznie.
-Właściwie, chciałam pomówić o waszej córce.
-Kirze?
-A mamy inną,-odpowiedziała Nora ze śmiechem. Zwróciła się następnie do medyczki.-Coś z nią nie tak? Zraniła się?
-Nie,nie...ale zadała mi bardzo ważne pytanie. Czy może założyć własną Lwią Gwardię,-nim królowie się odezwali, medyczka kontynuowała,-To dobry pomysł. Mfalme będzie królem, ona liderką. Poza tym duże prawdopodobieństwo istnieje ,że ona posiada ryk pradawnym.
Po długiej chwili ciszy, odezwał się Kisu.
-Nie interesuję mnie to,-burknął,-Kira jest mała i nieświadoma tej odpowiedzialności.
-Nauczę ją,-uparła się Matibabu,-Nie zapominaj, że wciąż pojawia się wzmianka o całej tej Johari. Myślę też, że śmierć Maji nie była przypadkiem...
Nora chciała się odezwać, ale nie zdążyła.
Kisu zjeżył sierść.
-Maji tylko i wyłącznie przez nieostrożność odeszła z Kręgu Życia. Kira to jeszcze małe lwiątko. Lwia Gwardia ciągnie ze sobą niebezpieczne misje , a ja nie mam zamiaru tracić córki, Matibabu!
-Kisu, może..-Nora spróbowała coś powiedzieć.
Lew znów jej przerwał,  ale lwica nie miała o to żalu. Wise dalej nie ufała przodkom, ale Kisu był im oddany. Po prostu nie chciał by jego jedyna córka była w niebezpieczeństwie. Za bardzo się o nią martwił.
-Koniec dyskusji.
Kisu odwrócił się napięcie, by wejść do jaskini. Nora westchnęła.
-Dziękuję Matibabu za informacje. Porozmawiam z Kirą jak tylko wróci.
Królowa także wróciła do jaskini.
Matibabu prychnęła obrażona. Sama zeszła z Białej Skały, znów skierowała się nad wodopój i przywołała do siebie Kirę. Lwiczka spojrzała na nią uważnie i z nadzieją.
-Będziemy trenować tajnie. Twoi rodzice się nie zgodzili.
Lwiczka smutno pokiwała głową. Następnie wróciła do zabawy z rówieśnikami, wciąż ciesząc się udanym dniem.


Hej. Zakładka z bohaterami -Pokolenie III- została zaaktualizowana i pojawiło się królewskie rodzeństwo. Następny rozdział pewnie jeszcze dzisiaj-mam ogromną wenę, trzymaną przez tydzień szkolny w złotej klatce :)  Cóż... pozdrawiam was i dziękuję, że jesteście, czytacie i komentujecie.