poniedziałek, 24 grudnia 2018

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt
Niech te święta będą dla was czasem, spędzonym w gronie rodziny, w wyciszeniu.
Byście pod choinką znalezli masę prezentów, najedli się do syta, życzę wam także; zdrowia, szczęścia, sukcesów w szkole, masy weny do dalszego pisania, czasu by zaglądać na swoje blogi.

Żeby Sylwester był dla was pijany, szalony i by w nowym roku-2019-spełniły się wszystkie wasze marzenia,  pojawiły się nowe nadzieję.

Z całego serca, 

      Emilka Uru.

Rozdział 128 [maraton 5/5]

Dzień rozpoczął się jak zwykle, czyli stado obudziło się , lwice poszły zapolować. Akurat Mfalme wybrał się na patrol ze swoim ojcem i wrócił w sam raz na śniadanie w postaci zebry. Następnie książę miał rozpoczął lekcje z matką, a Kira udać się na krótki spacer z ojcem, nim pod kłamstwem pójdzie "bawić się"  z przyjaciółmi. Będzie jednak chronić Krąg Życia jako liderka ze swoją Lwią Gwardią.

Reszta stada, uda się wykonać swoje obowiązki;czyli treningi walki, polowania, opieka nad lwiątkami, rządzenie całą sawanną i doradzanie. Była jeszcze Zaza, która jak codzień składała swoje długie raporty.
***
-Na pewno dobrze się czujesz?-spytał zatroskany Ndoto
-Tak, mówiłam, że czuję się dobrze!
Dwa lwy siedziały na skałach blisko Białej Skały, pochłonięci w rozmowie. Ndoto miał akurat przerwę w obowiązkach, a Imani zakończyła polowanie. Tym razem, lwica zamierzała polować, dopuki jej brzuch nie urośnie;była to przecież jej największa, trudna pasja.
-Wiesz, że martwię się..
-Nic mi nie będzie. Urodziłam już dwójkę wspaniałych synów, zapomniałeś?-spytała Imani , podnosząc jedną brew do góry. Ndoto wywrócił oczami. Mocniej przytulił do siebie ukochaną, złączyli się w długim, namiętnym pocałunku.
Imani westchnęła, po czym się położyła.Głowę ułożyła na łapach. Ndoto poszedł w ślad za ukochaną.
-Mam nadzieję, że to będzie kolejny chłopiec,-westchnęła Imani,-Hakimu i Jicho są wręcz cudowni.
-Ja wolałbym dziewczynkę. Tak mądrą i piękną jak jej mama,-powiedział czule Ndoto.
Imani rzuciła na niego ślepe spojrzenie, ale się uśmiechnęła.

Nagle, coś przykuło uwagę Ndoto. Wytężył wzrok.
-Imani... musimy iść...
-Co się stało?
-Muszę coś sprawdzić,-mruknął lew i pomógł wstać partnerce, a pózniej razem weszli na Białą Skałę.
***
Treningi wśród walczących szły bardzo dobrze. Młode, starsze lwice i lwy radziły sobie dokładnie tak, jak było zaplanowane. Kilio II także robiła znaczące postępy, mimo iż często nie było jej na treningach, przez obowiązki złączone z opieką nad córką. Nyeusi była jednak z niej dumna jako mentorka.Widziała w niej godną następczynię i coraz bardziej żałowała, że nie ruszyła do Tęczowej Krainy z Wise.  Co ona teraz robiła... jak wyrosła Zunia... jak ją tam traktują... i czy wróci???? Tyle pytań rzucało się na głowę liderki, że ćwicząc była nawet zbyt mocna.

Lwy walczące trenował Teo, następca Mto , który ruszył z Taje i Wise, do Tęczowej Krainy, by Zunia odbyła trening na przyszłą królową. Teo, także sobie dobrze radził. Był świetnym liderem, chodz trochę zbyt wyniosłym.

Lwice polujące nie zmieniały swoich strategii, ale ich przybywało. Zawadi, córka Kamby, była jedną z nich-jedną z najlepszych. Jej siostra ,Maisha, wybrała drogę lwicy walczącej. Nie przeszkadzało jej to, bo dalej miały ze sobą świetny kontakt.
Jak narazie, nikt nie umierał, nikt nie odchodził poza bezpieczną linię Królestwa Białej Ziemi.
***
Nora zakończyła swoje lekcje-dzisiaj o tolerancji i godzeniu zwierząt-ze swym jednym synem. Pozwoliła mu więc dołączyć do innych lwiątek nad wodopojem, a sama udała się na Białą Skałę. Królowa czuła taką dumę, że po tylu nieudanych próbach i łzach została matką, że chciała tylko chronić ,kochać i dbać o swoje dzieci. Może właśnie dlatego miała z nimi wielką wiez, a stado widziało ją jako zupełnie inną lwicę, niż ta co zasiadła na tronie. Wydoroślała, zmądzała. Pozostała dalej uśmiechnięta, służąca pomocą. 

Gdy doszła na Białą Skałę, przywitała się ze swoim partnerem, Kisu. Wspólnie mieli zamiar miło spędzić resztę dnia.
Ich plany przerwał jednak Ndoto, który wybiegł im naprzeciw, wraz z  Msimu, Lajlą i Imani.
-Coś się stało, bracie?
-Oczywiście. Muszę wam coś pokazać... coś bardzo złego...-westchnął Ndoto i w pośpiechu zaczął wspinać się na czubek Białej Skały. Na szczęścia, jako byłemu księciowi, można mu było to zrobić. Kisu i Nora zaskoczeni poszli za nim, a Lajla powlokła się na samym końcu.
Ndoto wskazał coś na granicznych horyzoncie. Ciemne sylwetki, wynurzające się zza prowincji, powolnym, złowieszczym krokiem. Rosły w oczach. Prawie przekroczyli granicę.
-Co..to..-Nora wydała z siebie pisk.
-Zdrajcy,-syknął Kisu, obejmując małżonkę ogonem,-Zapowiada się kolejna wojna.
Sylwetek było mnóstwo, a Biała Ziemia nie miała już szans wezwać swoich posiłków. Czy aby napewno?
-Musimy szybko działać. Znowu wygrać,-mruknął Kisu.Spojrzał w stronę Ndoto,-Poleć Msimu, by zawiadomił lwice walczące, ty zajmij się lwami walczącymi. Sprowadz wszystkich pod Białą Skałę, oby byli gotowi...
-Lajla, ty pobiegniesz zawiadomić lwice polujące, a ja powiadomię Kambę i Hope, by zabrały lwiątka. Kilio i Imani pójdą z nimi.
-Jak rozkazesz,-Imani skłoniła się, słysząc słowa przyjaciółki, chodz nie podobało jej się, że znów będzie musiała uciekać ,kiedy inni walczą. Dlatego podeszła do Ndoto i mocno go przytuliła. Oby nikt nie zginął. ... nie on.
-Zajmiesz się synami,-szepnął Ndoto do niej czule,-Kocham cię.
A następnie z resztą poszedł wypełniać swoje obowiązki. Imani weszła do jaskini po Kilio II i jej córkę. Kisu pobiegł natomiast w stronę jaskini medyków, by sprowadzić do bezpiecznej kryjówki za wodospadem również medyków.

Zwierzęta spłoszyły się, czując narastające zagrożenie i pole bitwy opusztoszało. 
***
-Kamba! Hope!-Nora wbiegła na teren obok wodopoju. Zawołane lwice gwałtownie się podniosły.Spojrzały na nią z szacunkiem i przestrachem. O co mogło chodzić?
-Zabierzcie lwiątka do kryjówki za wodospadem.Szybko! Wrogowie atakują!
-Wojna?-Hope wydała się przerażona,-Mogę walczyć?
-Nie jesteś wyszkolona, a ja nie chce ryzykować stratą jakiegoś członka stada,-I wtedy Norze przyszło coś do głowy,-Ale możesz pobiec do Białej Przystanii po posiłki.
-Rozkaz wykonam,-skłoniła się lwica i nie czekając, pobiegła w inną stronę granicy.
Kamba spojrzała szybko na królową, ale nie opierając się, wołała do siebie lwiątka. Te, bawiące się nad wodopojem, spojrzały na nią szybko i niechętnie do niej podeszły.
Kamba otoczyła je ogonem.
-Musimy szybko iść. Zapowiada się coś bardzo strasznego.
-Co się dzieję?-spytała rozsądnie Lea
-Będziemy walczyć,-szepnęła spokojnie Nora
-Mogę też?-zapytała Luna,za co Kamba trzepneła ją lekko łapą w ucho.
-Nie. To nie zabawa, malutka. Musimy już uciekać.
-Nie chce uciekać. Gdzie mama i tata?-Adele wydała się przerażona. Siostry ją przytuliły. Nora wiedziała, że nie ma już czasu nic tłumaczyć.
Kamba skinęła jej głową i popchęła piątkę lwiczek, by szły za nią. Kilio i Imani, już pewnie są blisko miejsca.
-Mamo..-Mfalme spojrzał na Norę.
-Będzie dobrze, kochanie,-biała lwica polizała syna i córkę za uszami i odbiegła szybko.
Mfalme westchnął.
Kira na szczęście, była obok niego. Wpatrywała się w ślad za matką, smutna i pełna żalu.
-Musimy iść,-szepnęła.
Dała ogonem znać swoim przyjaciołom i wszyscy ruszyli za partnerką Arro. Każde lwiątko było teraz niespokojne, czy aby nie po raz ostatni, wiedzieli swoich bliskich.
***
Wrogie stado, przeszło przez granicę Białej Ziemi, łamiąc gałęzie i rosnąc w oczach. Poruszali się spokojnie, pełni zwyciężtwa.Był to atak z zaskoczenia, a oni byli wyszkoleni, wypoczęci i mieli duże stado.

Białoziemcy nie zamierzali jednak odpuścić. Nora i Kisu stali na czele swojej grupy, wpatrując się w wrogów z nienawiścią. Reszta;całe stado, oczekiwało. Walczący nie mogli się doczekać, aż wypłoszą wrogów, zostawiając na nich rany.Reszta modliła się do przodków, żeby to był fałszywy alarm. 

Na czele obcych szła biała lwica, szczupłej postury, której krwawe spojrzenie budziło strach o własne życie. U jej boku kroczył jej partner, a za nimi całe zebrane z wyrzutków i włóczęgów stado, idealnie wyszkolone. Sawa przyglądając się Johari, był dumny, że udało mu się ją wyszkolić, na lwicę z pełną nienawiścią do całej rodziny Wise i białoziemców.

Johari zatrzymała się przed Norą i Kisu, niewiele metrów od nich. Uśmiechnęła się szyderczo. Nora i Kisu odpowiedzieli warczeniem, a całe ich stado, wystawiło pazury. Podobnie uczyniło stado Kissasi.
-Sawa..-Nyeusi dostrzegła znajomego lwa i nie mogła powstrzymać się od walczenia,-A więc to ty teraz próbujesz dostać taki sam los co Hasira!
-Nie ,moja droga Nyeusi, ja tu dzisiaj tylko walczę, by zdobyć to co mi się należy,-mruknął lew, z szarmańskim uśmiechem, po którym czarnej lwicy zrobiło się niedobrze. Ależ ona go nienawidziła.
-Poddajcie się teraz, a sprawa rozejdzie się po kościach,-warknęła Nora, jeżąc białą sierść.
Biała lwica o czerwonych oczach, wyszła jej naprzeciw. 
-Miło cię widzieć Wise. A mówiąc szczerze, miło będzie patrzeć na twoją śmierć.
-Kim jesteś?!-syknął Kisu
-Nazywam się Johari, uczennica Hasiri, najlepszej lwicy ,którą zabiliście bojąc się jej potęgi! Przychodzę teraz po zemstę.
-Hasira sama była sobie temu winna!-krzyknął głos za parą królewską. Nikt nie domyślił się, że należał do Msimu, któremu trudno było wymówić te słowa, chodz były prawdą.
-Wise..
-Nie jestem Wise,-wyprostowała się Nora,-A Nora. Królowa Białej Ziemi, której nie dam ci skrzywdzić. Córka Wise.
Johari wybałuszyła oczy ,widocznie zdziwiona. Spojrzała kontem oka na Sawę.On wiedział. Pózniej się z nim policzy ,że zzakrył taką ważną informację. 
Ponownie zabrała głos, przybierając kamienny wyraz pyska.
-Nie obawiam się ciebie. Nikogo. Jestem potęgą. Zabiję wszystkich, którzy należą do twojego nędznego rodu. A tak właściwie, to gdzie jest teraz twoja matka?
-Daleko stąd.
-Więdz uciekła, jak tchórz,-zarechotała Johari.
Dla Nory było to już za wiele. Podeszła bliżej lwicy, nie bojąc się jej ani trochę. Zmierzyła ją wrogim spojrzeniem. Johari także wyszła jej naprzeciw, zostawiając za sobą stadko. Stada obu liderek warczały na siebie wzajemnie.
-To nie musi się tak skończyć.
-Mylisz się..

(Kolejna piosenka, którą przerobiłam z siostrą.)
Johari : Przecież jesteś inteligentną lwicą
I chyba nie sądzisz naprawdę, że ona, ta Wise... hyy
Moja droga ,wiesz zapewne,jakie życie jest dzisiaj niepewne,
Bywa też bardzo kosztowne, trzeba zadbać o swój byt
Nora: Nic mi nie da rozlew krwi
Nie pomoże gdy zimno jest mi
Muszę być wierną bez względu na koszt
A wtedy odpłaci się los
Johari: Skończmy już ten cyrk i po prostu się już wycofaj
Nora: Nie wiem jak ty śmiesz tak ublizać tu MI _
Mnie nie można kupić!
Johari&Nora: Bierz co życie ci da
J: Chwytaj okazję bo będzie ci żal, wierzę w twój rozum i spryt, pora zakończyć
ten cyrk
Bierz co daję ci los
J: Gdy przegrasz tą bitwę, pozbędą się ciebie ot tak.Nie jesteś nic wart. 
Musisz zrozumieć,że tylko jedno życie masz.
N:Ja nie spocznę.
J:Ach kochana, nie wiesz dokąd prowadzi nas wiara..
Dawniej wierzono że księżyc to lew,dziś tylko wzbudza to śmiech.
N:Przyjaźń wieczna jest,czerpię siłę z gwiazd,nieskończoną
J:Starczy już tych brzdur,przestań bredzić i w końcu zejdź na ziemię.
Bierz co los dał ci już,
N: Weź mnie nie strasz nie boję się gróźb, miłość wypełnia mnie i nie wyrzęknę się jej.
Bierz co życie ci da
N:Musisz się wreszcie pogodzić z tym Johari,już zawsze przyjaźń w sercu chce mieć i być kochaną
bo tylko jedno życie mam
J:Ślicznotko uwierz mi,zaraz znajdę ci tysiąc innych ziem,słabych tak jak ty, które
dadzą ci wieczny ból i durne gwiazdki z nieba.
Bierz co daję ci los,
J:Skącz z tym uporem lub czeka cię zgon
N:Siła uwolni mnie z twoich łap i będę wolna jak ptak
Bierz,co daje ci świat,
J:Koniec rozmowy już pora się bać.
N:Poczekam u piekła bram, szybka tam znajdzie się również ty
J:Tylko jedno życie masz
N:Wolę to niż być jak ty

Tylko jedno życie masz!!

Nora spojrzała na Johari.
-Biała Ziemia, do ataku!
-Głupcy, do ataku!
Nora i Johari wskoczyły na siebie.
Kisu, poprowadził resztę stada , tak jak Sawa . I teraz dwoje wrogich sobie stad, rzuciło się na siebie z pazurami i kłami, by zawalczyć o to, co według takżego z nich się należało.
Przewracali siebie nawzajem, mocno bili, okaleczali. Uniósł się chmar dymu. Bili się, uderzając masywnymi łapami, skakali sobie na plecy, ranili brzuchy. Przewracali, by odebrać życia.
Dwie przywódczynię i dwoje przywódców, walczyli między sobą, z krwią. Nora wskoczyła na Johari. Podrapała jej brzuch. Lwica syknęła, ale zdołała uderzyć łapą królową, tym samym wyciągając się spod jej łap i zadając ranę z wyciągniętych pazurów. Nora odskoczyła do tyłu i ponownie wykonała atak. Johari wskoczyła na nią.Nora Zwaliła z siebie białą  lwice,stając z nią twarzą w twarz.Przyjrzała jej się.Rysy twarzy,były charakterystyczne dla wyrzutków, nos jednak nie. Wydała się niewinna, ale czy płonęły nienawiścią...Nora warknęła głośno i skoczyła na lwicę.Tarzały się chwilę,po czym doskoczyły do siebie z pazurami.Wyrzutka powaliła ją na ziemię i ugryzła dziko w tylną łapę,co spowodowało wielki ból u Nory.Kto wychował Johari, na tak dobrze walczącą? i przedewszystkim, dlaczego Nora nie dała rady jej wcześniej uratować. Zyskała nowego wroga, a wizja śmierci, stała się lekka. Johari powaliła ją, by zbliżyć bliżej zakrwawiony pysk.
-Żegnaj.
Wtedy Nora odepchnęła ją.Biała lwica zacisnęła zęby,w by nie wydobyć z siebie krzyku.Córka Wise ,kopnęła lwicę w brzuch,odzucając ją do tyłu.Skoczyła na równe łapy,po raz kolejny wskakując na lwicę.Uderzyła ją z całej siły,a złoziemka tylko burknęła coś pod nosem.Johari ponownie wykonała cios, tym razem tak mocny, że Norze zakręciło się w głowie. Na szczęście, Kisu już ruszył jej na pomoc, zostawiając Sawę wściekłej Nyeusi.
***
Matibabu leżaca w jaskini za wodopojem, udawała że śpi.Tak naprawdę, dręczyły ją złe wizje i tylko Rafa to wiedział. Widziała piątkę lwiątek, z którego zostało tylko jedno. Szara lwica otworzyła gwałtownie oczy i cicho wyszeptała:
-Z Lwiej Gwardii, rykiem złączonej, pozostanie tylko jedno z pięciu lwiątek. Przeleje się krew, płacz lwiątka usłyszy, lwica co w deszczu padnie na ciemną ziemię.
To nie była przepowiednia Białej Ziemi, a jedynie niewinnych dotąd lwiątek. Tylko co takiego złego może się wydarzyć w przyszłości, że niesie ze sobą takie mroczne słowa?

Kira zbliżyła się bliżej swojej straży, by im wyszeptać. Jej brat spał, więc nie musiała się go obawiać, a reszta lwiątek była zbyt skoncentrowana na Kambie, by na nich zwracać uwagę .To była doskonała szansa.
-Co planujesz? Ten wzrok...-Jasiri spytał liderki.
-Musimy im pomóc. Walczyć u boku naszych rodaków.
-Kira, zwariowałaś, jesteśmy tylko lwiątkami,-syknęli Jicho z Nguvu
-Nie zwrócą uwagi. Imani zajmuję się Hakimu. Nikt nie zwróci uwagi... chodzcie. -po czym dodała wolniej,-Zaufajcie mi.
Lwia Gwardia postanowiła po raz kolejny, zaufać swojej liderce.Za nią ruszyli w stronę wyjścia, by dalej biec najszybciej jak mogli w stronę pola bitwy.

Wokół rozgrywały się głosy walczących, którzy walczyli teraz na śmierć i życie. Gryzli się, drapali, krew tryskała wokół. Nie daleko leżało kilka martwych ciał, w tym do trójki białoziemek. Biała Przystań zdążyła przybyć w samą porę, by pomóc Białej Ziemi i teraz szanse były wyrównane, gdyż w Białoziemcach płonęła krew obrony własnego domu.
Lwiątka minęły Hope, która z początku ich nie zauważyła, a potem krzyknęła by wracali. Lwia Gwardia nie miała jednak na to ochoty.
Rzucili się w wir bitwy, wiedząc, że ich szanse są małe. Większe lwice, z łatwością ich powalały,więc musieli użyć sprytu. Nguvu kierował się siłą, a Kukaa i Jasiri u swojego boku swoimi specjalnościami. Jicho tylko unikał ataków, przewidując przeciwniczkę. Kira skakała wysoko na plecy i raniła oczy wrogów.
-Kira! Królowa Nora!
-Co się stało?
Kira znalazła się u boku Jicho i przyjrzała temu co on. Nora ciężko oddychała, pod łapami obcej białej lwicy, o czerwonych oczach. Kisu walczył z innymi, bojąc się o partnerkę.
Kira syknęła:
-Lwia Gwardia, do mnie!
Przyjaciele w mgnieniu oka znalezli się u jej boku i teraz piątka lwiątek biegła ku królowej. Ale skręcili... tak , skręcili.
Wbiegli na Biała Skałę, gdzie Kira stanęła na jej szczycie. Skupiła się na Johari i zaryczała. Ryk, głośny i mroczny, usłyszeli wszyscy, jeszcze nim dostrzegli głowy lwów na czarnym niebie. Johari, pod siłą ryku poleciała daleko . Kira użyła ryku jeszcze kilka razy, a zaskoczeni wrogowie puścili się w stronę granicy, zostawiając Białą Ziemię w stanie bitewnym.

Johari, która znalazła się na granicy, spojrzała w stronę Białej Skały, zaskoczona. Sawa stanął u jej boku, ale go odepchnęła. Warknęła gardłowo pod nosem.
-Wszyscy do mnie i słuchajcie! Gdy nadejdzie czas, ponownie zaatakujemy, już na wszystko przygotowani!
-A co z tą lwiczką?-spytała brązowa złoziemka.
-Ją zostawcie mnie. Mam nowego wroga,-wbiła pazury w ziemię.
Johari ze stadem, uciekli w stronę swojego terytorium.

Białoziemcy ciężko się podnosili. Opłakiwali zmarłych, szukali ukochanych. Nora i Kisu przytulili się do siebie wdzięczni.
-Musimy wezwać Matibabu,-szepnął Kisu.
Nora pokiwała głową na tak, ale jej wzrok powędrował gdzie indziej. Kira, zeszła z Białej Skały, by przytulić mamę.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest.
-Kira..-Kisu zmarszczył brwi.
Nora nie czekając, wzięła córkę w pysk i odeszła z nią znacznie dalej. Kisu spojrzał na jej przyjaciół.
-Macie szlaban.
Lwiątka westchnęły.

Nora ułożyła córkę na płaskiej skale i spojrzała na nią.
-Co to miało być?! Ryk Przodków?! Miałaś ukrywać się!
-Nie mogłam,-Kira także zmarszczyła brwi,-Jestem księżniczką i liderką, zawsze stanę w obronie swojej ziemi!

-To zbyt niebezpieczne,-szepnęła Nora
-Zależy mamo. Ja nie skończę z tym ryzykiem. Widziałaś tą lwicę, w jej sercu płonie gniew,-sykneła córka,-Ja... ja nie zostawię Białej Ziemi. Musisz mi pozwolić.
-To było takie ryzykowne..... a ty dałaś radę...... jestem dumna.
Nora wyprostowała się, by spojrzeć na córkę. Nie była już tą lwiczką, którą trzymała niedawno w łapach, która bała się swojego cienia. Nie, ona była godna tytułu księżniczki, białoziemki i przede wszystkim, nazwania jej dorosłą.
Dalej była lwiątkiem, ale Nora nie wahała się ze swoją decyzją, mimo iż ją bolała.
-Możesz mieć swoją Lwią Gwardię, nawet teraz.
-Dziękuję mamo! Marzyłam o tym!-Kira wybałuszyła oczy i rzuciła się matce na szyję.Długo się przytulały, aż Nora westchnęła:
-Ale i tak masz szlaban.
***
Białoziemcy wrócili do siebie. Mfalme ucieszył się,że jego siostrze, nic nie jest. Podobnie zareagował na Kukęę, do której dalej jego serce biło szybciej. Hakimu także ucieszył się, że bratu nic nie jest.Lewek zaczął już nawet rozmyślać o swojej przyszłości, ale pozostawił to sobie.
Wszyscy przyjeli wiadomość o gwardzie księżniczki i ich zwyciężtwie, które zostało poniesione dzięki niej. Lwy z Białej Przystani wrócili do siebie, a białoziemcy mogli odetchnąć z ulgą, pochować zmarłych i wypocząć. Nie wiadomo było, kiedy wróg ponownie zaatkuję, ale jedno było pewne-stawią mu czoła razem.


Cześć! Pisałam to długo, a miałam przecież szykować się na wigilię :P Ważne jest jednak to, żebyście byli ucieszeni! Maraton dobiegł końca, a następne rozdziały pokażą się w marcu. Mam nadzieję, że dobrze wam się go czytało. Mam już pomysł na czwarty sezon,rozdziały specjalne, więc muszę przyspieszyć trochę sezon 3.  Miałabym  zestaw pytań, ale myślę, że sami znacie już odpowiedzi.  Jesteście cudowni, dziękuję, że jesteście. 

Ale by oczekiwanie nie było takie złe, macie zwiastun kolejnego rozdziału _
Rozdział 129 - Podczas pożaru, Lwia Straż świetnie sobie radzi. Syn Teo i najodważniejszy, kłócą się o miłość do lwiczki. Kira jest na nich wściekła, sama uświadamia sobie,że podoba jej się ........ ,ale nie lubi takich głupot .Jicho bawi się z bratem, Kukaa  i Mfalme zostają parą, na co nie zgadza się  Kira.

Rozdział 127 [maraton 4/5]

Daleko za Białą Ziemią...

-Na pewno jej już nic nie dolega?-zapytała zatroskana gepardzica, ciągle wpatrując się w swoje młode. Maluch miał zabandażowaną łapkę i właśnie ganiał za motylkiem. Oczy białej lwicy zabłysły śmiechem.
-Zapewniam. Jest już zdrowy.Musi tylko uważać.
Gepardzica odetchnęła z ulgą.
-Dziękuję, Laro.
Oddaliła się, by zabrać swoje młode do domu. Lara, córka Lajli, odwróciła się by wrócić do jaskini. Podeszła do półki skalnej, gdzie w specjalnych dziurach przechowywała swoje mikstury oraz zioła,rośliny na zdrowie. Miała także skorupy owoców z farbą, których czasem używała. Właśnie teraz miała po taki sięgnąć, żeby narysował obok Wakati'ego Mady, która wczoraj została jego żoną, tym samym księżniczką, kiedy przeszkodził jej odgłos kroków.
Spojrzała na wyjście,myśląc, że to kolejny mieszkaniec Nowej Ziemi potrzebujący pomocy, ale był to tylko jej partner. Lara uśmiechnęła się ciepło, gdy Neno polizał ją za uchem. Przytulili się.
-Jak moja księżniczka?
Lara wybuchła śmiechem.
-Mam nadzieję, że mówisz o  niej, bo wiesz, że mnie masz tak nie nazywać.
-Kiedy to taaaakie słodkie,-lew uśmiechnął się złośliwie.
-A przywalił ci ktoś kiedyś w nos?-Lara rzuciła unosząc jedną brew do góry.
-Wtedy ty mi pomożesz.
Lara stała się dość szanowaną medyczką Nowej Ziemi.Pomogła wielu zwierzętą.

Biała lwica, z czarnymi uszami i łapami poprowadziła swojego partnera głębiej w jaskinię medyczki, która mieściła się blisko wodopoju.
Na samym końcu  w cieniu, było legowisko z trawy które należało do niej. W tej części sypiała i jadła, o czym świadczyła resztka antylopy.
Lara podeszła do swojego legowiska, by się w nim położyć. Przyciągnęła do siebie bliżej małą kulkę, która od razu zaczęła pić mleko, małymi łapkami ugniatając brzuch matki. Neno usiadł obok nich, wpatrzony z czułością w córkę.
-Jest naprawdę śliczna.
-Bo nasza,-zachichotała lwica.
Malutka lwiczka odziedziczyła po mamie białą sierść, natomiast po ojcu czerwony pędzelek ogonka i fioletowe oczy. Jedno prawe ucho miała czarne (jak Wise). Mogła wyglądać przez to trochę dziwacznie, ale dla rodziców była najpiękniejsza. Do tego zapowiadała się na odważną i silną lwiczkę. Była także kreatywna, chodz dopiero co tydzień temu przyszła na świat. Może nawet zostanie kiedyś medyczką? Lara była ciekawa jej przyszłości. Czy będzie strażniczką, lwicą polującą, a może nawet i królową? To narazie pozostało tajemnicą.
Lara pochyliła się by pocałować córkę, a mała zachichotała. Lwica wzięła ją w łapy, by umyć córeczkę. Łagodne ruchy języka uśpiły ją jednak.
-Jak ją nazwiemy?-spytał Neno
-Myślałam nad imieniem Dora
-Dora...Dora...-pomyślał na głos Neno. Następnie skinął głową,-Dora mi się bardzo podoba.
-Więc ustalone.Witamy na świecie Dora,-szepnęła cicho Lara, wpatrując się w swój skarb.
***
Na Białej Ziemi. Popołudnie...

Kilio II usiadła za jednym z drzew, wpatrzona z uśmiechem w lwa leżącego obok wodopoju. Akurat lwiątka były w terenie, więc oprócz pojedyńczych zwierząt ,nad wodopojem nikogo nie było ,więc panowała idealna cisza.
Hodari, leżał wygodnie, w łapach trzymając małą czarną kuleczkę z niebieskimi oczami. Malutka miała prawe ucho białe, a brzuszek i łapki jasnoczarne.Hodari polizał malutką po główce,  a ta wybuchła wdzięcznym śmiechem. Zapiszczała szczęśliwa , że zbudza na sobie uwagę rodzica.
-Moja mała Asanta.
-Asanta?
Z tyłu rozległ się głos należący do jego partnerki. Hodari odwrócił się z uśmiechem witając z lwicą. Kilio II ułożyła się obok niego. Nie przejęła jednak lwiątka, bo to właśnie zaczęło zasypiać, wykończone zabawą z tatą.
Kilio polizała ją delikatnie. Kiedyś myślała, że bycie rodzicem będzie dla niej najgorsze. Zwłaszcza przez obowiązki i wredny charakter jej i partnera.A jednak... Kochali swoją córkę najbardziej na świecie i oddali by wszystko, by tylko widzieć jak się uśmiecha. Była owocem ich miłości.
Hodari polizał za uchem partnerkę. On także się cieszył z zostania rodzicem . Jego marzenie się spełniło,a Lajla i Msimu byli niesamowicie dumni ,że zostali dziadkami.
-Nazwałeś ją beze mnie?
-Ma już tydzień. Musi mieć jakieś imię.
-Ale... Asanta?-lwica wywróciła oczami.
Z jednej strony , nie dziwiła się. Zarówno ona jak i Hodari, gdy tylko Matibabu przekazała im radosną nowiną, chcieli mieć syna. Wymyślili trzy imiona:Kifo,Kesho i Asante. I tylko to ostatnie można było przerobić na damskie, równocześnie jakoś brzmiące. Nie było ani zbyt lwicowate, ani zbyt lwowe. Wyjątkowe i... Kilio wydawało się , że świadczy o sile ,odwadze. A jej córka właśnie taka była. Nie płakała tak często jak inne lwiątka .Nie bała się cieni. Była silna , odważna i do tego zabawna. Potrafiła rozbawić rodziców jak nikt inny. Może kiedyś będzie troszkę wredna, ale do tego dnia jeszcze daleko.
Kilio westchnęła
-Niech będzie Asanta.Nawet do niej pasuję.
-A no widzisz, zawsze słuchaj się Hodari'ego,-wybuchł śmiechem lwem. Pózniej musiał się uspokoić, bo prawie obudził córeczkę. Musiał ją pokołysać.
Kilio uniosła jedną brew do góry.
-Słuchać, he? Zapomniałeś kto jest tu twoją mądrością?
-Moja najpiękniejsza,najodważniejsza,najmądrzejsza,-szeptał, pochylając się do pocałunku.
Kilio zaśmiała się cichutko.
-Dobra dobra, nie myśl, że tak ci się uda..
-I przede wszystkim, ta bez której nie mógłbym żyć,-pocałowali się.


Lajla siedziała u szczytu Białej Skały i z uśmiechem przyglądała się tej scenie. Pózniej odwróciła wzrok. Podszedł do niej Msimu.
-Gdzie królowa i król?
-Spędzają czas jak leniuchy. Mają akurat wolne,-uśmiechnęła się lwica.
Msimu polizał ją za uchem. Lajla wtuliła się w futro partnera, ciesząc się tą chwilą. Lew uśmiechnął się. Spoglądał w horyzont.
-Jak myślisz, jak czuje się nasza Lara?
-Wyślę Zazę do Hurumy. Muszę wiedzieć, czy jest szczęśliwa,-powiedziała Lajla, odklejając się. Wszystkie wspomnienia gdy była malutka, starsza ,jak urodziła lwiątka i to obecne ,pojawiły się. Lajla teraz także spoglądała w horyzont, chcąc by dwie najważniejsze osoby jej życia wróciły na Białą Ziemię,  by powiedzieć jej, że ciemne chmury minęły.
***
Lwia Gwardia biegła w stronę kruchej ziemi. Śmierdziało tu niemiłosiernie,więc zmarszczyli nosy. Skakali pewnie przez szpary. Gdy dobiegli do wielkiego kamienia, grupą wspieli się na niego, zeszkoczyli i pędzili dalej, aż nie dogonili uciekającej zwierzęcej grupy. Wtedy ona, Kira, wydała prosty rozkaz, by otoczyć je. Jej gwardia, składająca się z przyjaciół ,skinęła głowami. Nguvu, Jasiri zwierzynę żadkiego gatunku i bardzo małego z prawej, a Kukaa i Jicho z lewej. Kira pilnowała, by skręcali we właściwym kierunku. Równocześnie uspokajała zwierzęta, aż te się zatrzymały, akurat przed samą granicą.
Oczą liderki ukazała się ogromna, piękna pustynia, którą słońce ogrzewało, dodając jej blasku.Wolna, niebezpieczna, kusząca. Kira zmrużyła oczy, było zbyt gorąco..
-Jesteśmy daleko poza Białą Ziemią, powinniśmy wracać.
-Daj spokój, Jicho, to dalej Biała Ziemia, ale jej prowincja,-odparł znudzony Jasiri.
-Nigdy nie widziałam pustyni,-powiedziała Kira do towarzyszy,-Co powiecie na wyprawę?
-Brzmi kusząco,-dodał Jasiri
-Popieram!-Nguvu
-A ja nie,-Kukaa zmarszczyła nosek,-Jestem głodna.
-Dzisiaj ma być zebra,-odparł na to Jicho.
Zwierzyna ,wystraszona obok nich, gdy tylko grupa oddaliła się, przekroczyli granicę. Znajdując się już na lekkim pustynnym piasku Vu, zaczęły pędzić przed siebie.Na tym polegała ich migracja, ale była zbyt niebezpieczna, jeśli nie zwolniły tempa.
-Wiecie co, ciekawi mnie ta ziemia,-mruknęła pod nosem Kira,-Chciałabym , by została zaludniona... przez lwy. Stałaby się świetną prowincją, jak Biała Przystań.
-Zapowiadasz się na świetną liderkę,-Kukaa otarła się o bok przyjaciółki,-Wiesz czego chcesz i do tego dążysz. Jesteś najlepsza.
Reszta gwardii poparła.Resztę drogi przeszli w ciszy. Myśli Kiry szalały. Czy naprawdę była taka pewna tego, że podjęła dobrą decyzję kierując strażą?  A może się do tego nie nadawała? Kiedy to wyjdzie na jaw?
-Najlepsze jest to, że jesteśmy pierwszą gwardią z liderem posiadającym ryk!-powiedział Jicho,-Poprzednia liderka, Mia, nie miała ryku.
-A najodważniejszym był Koda, najsilniejszym Bahati..-kontynuował Nguvu
-..najszybsza Bora...ciekawe,gdzie obecnie jest...-zamyśliła się Kukaa
-...A bystrookim Shani,-dokończył Jasiri.
Mia... no właśnie.Liderka.

Gdy tylko dotarli na Białą Ziemię, rozdzielili się. Kukaa i Jasiri pobiegli coś zjeść, Jicho by spotkać się z bratem, a Nguvu na trening walki z  ojcem. Kira postanowiła złapać coś po drodze. Cel padł na góralka. Musiała przyznać przed sobą, że świetnie poluję, bo złapała go  szybko i bez trudności. Mięso było apetyczne, ale ledwo przechodziło jej przez gardło. Miała otóż cel dzisiejszego dnia.

Kira nic nie wiedziała, o spotkaniu wczorajszym brata z Kukąą. On sam uznał, że lepiej to przemilczeć. Gdy zakończył tego dnia lekcje z mamą o Kręgu Życia, musiał jeszcze uczestniczyć w próbnym składaniu raportu i lekcjach ojca z walką. Ta ostatnia czynność była najprzyjemniejsza. Mfalme jak każdy lwiak w jego wieku, ekscytował się walką. Nie sprawiała mu ta też trudności, bo był silny, skupiony, sprawny. Jego ojciec nazywał to talią SSS. 
Mfalme żałował, że lekcja walki przeszła tak szybko , bo to znaczyło, że musiał znalezć sobie na resztę dnia zajęcie. Postanowił więc spędzić czas na łące gepardów, gdzie Kukaa często się z nimi bawiła. Znudziło mu się jednak szybko i znów pomaszerował na Białą Skałę.
-Mfalme, gdzie twoja siostra?-spytała Nora.
-Nie wiem mamo, pewnie się gdzieś włóczy. Nudzi mi się.
-Może chcesz iść ze mną?-Zawadi spojrzała na niego pilnie,-Właśnie idę na polowanie, mogę cię nauczyć.
-Polować? Ale to dla dziewczyn!
Zawadi fuknęła pod nosem,a  Nora zaśmiała się. Mfalme spojrzał na mamę niewiedząc.
-Z czego się śmiejesz?
-Za kilka lat, jak będziesz musiał zdobyć posiłek dla stada i rodziny nie myśl, że cię nie ostrzegałam.. Nie ważne czy jesteś lwem czy lwicą, jak możesz wyrosnąć na złodzieja, jeśli nie nauczysz się polować. I nie ma z tym związku twoja wysoka ranga, na którą jeszcze sobie zasłużysz. 
Mfalme jak zawsze podziwiał mądrość mamy. Skinął więc pewnie głową i wyszedł z jaskini za córką Kamby. Biały lwiak musiał przyznać, że polowanie jest jednak fajne.
***
Mia, była naprawdę piękną lwicą. Uroku dodawała jej jeszcze siła. Dawna przywódczyni Lwiej Gwardii, wróciła właśnie z patrolu na który poszła z Shani i Korą, jej przyjaciółkami. Gdy Kira ją dojrzała na horyzoncie, z początku się wahała, nim podeszła do lwicy.
-Mia, możemy porozmawiać?
Mia spojrzała na córkę Nory od razu, a w oczach odbił jej się niepokój.Skinęła głową i odeszła trochę na bok. Widząc smutek w oczach księżniczki, spytała:
-Księżniczko Kiro, o czym chciałaś porozmawiać?
-Mia, czy jak byłaś liderką Lwiej Gwardii to wiedziałaś od razu że tego chcesz, kiedy byłaś gotowa, czy żałujesz???
Mia zastanowiła się uważnie nad pytaniami i delikatnie odpowiedziała na nie.
-Kiedy byłam nastolatką.Wtedy byłam gotowa.Nie żałuję.-Mia spojrzała z lekkim uśmiechem na córkę Kisu,-Martwisz się, że nie dasz sobie rady, prawda?
-Ja... wiem, że tego chce, ale co jeśli...-Kira spojrzała na swoje łapy. Mia zdobyła się na gest czułej lwicy, gdy położyła ogon na karku księżniczki.Przez chwilę poczuła się, jakby znów była tu jej mała Mady.
-Dasz sobie radę, jeśli w to wierzysz. Ważne jest to, byś dzielnie dążyła do celu i nie zważała na małe błędy, na nich się przecież uczymy,prawda?
Kira podniosła na lwicę spojrzenie.Oczy Mii błyszczały i Kira nie mogła się nie uśmiechnąć.
-Dziękuję, Mia.
Mię nie dziwiło, że o to pyta. Wszyscy słyszeli już o darze księżniczki.Lwica trochę podejrzewała, co mała planuję, ale postanowiła zostawić to dla siebie. Gdy księżniczka odeszła, Mia wróciła do swych przyjaciółek nie mówiąc zbyt wiele.

Kira postanowiła  początkowo udać się nad wodopój, pózniej jednak  zmieniła zdanie. Był zbyt oblegany, a ona chciała pobyć chwilę sama. Przypomniały jej się opowieści mamy, o wodopoju, który odkryła z przyjaciółmi i rodzeństwem i on, podczas wojny uchronił ciężarne, starszych i lwiątka.
Kira niedokładnie wiedziała gdzie on jest, ale mimo pózniej pory, uznała, że szybko go znajdzie. Skierowała się więc w stronę inną niż baobab, zgrabnie i szybko ruszając łapkami.
To zamieniło się w bieg.

Nim się obejrzała, doszła rzeczywiście do wodopoju. Zatrzymała się przed nim, by napić się wody. Wodospad wydawał potężne dzwięki, gdy szumiąca woda spływała na sam dół. Kira rozejrzała się ,by znalezć potencjalne tajne przejście.
Zauważyła kamienie, po którym postanowiła się wspiąć. Kilka sekund pózniej, po śliskich kamieniach,doszła do końca trasy. Jaskinia była ciemna, zimna, ale dobrze ukryta. Kira pomyślała, że mieliby tu całkiem dobrą bazę straży, gdyby nie była daleko od Białej Ziemi.
A księżniczka naprawdę kochała swój dom.

Kira odwróciła się, by zacząć już wracać. Wychyliła się głowę na zewnątrz i zamarła. Słońce już zachodziło, a ziemia czerniała. Pojawiały się pojedyńcze gwiazdy.Nie!
Księżniczka zbiegła po schodkach, omal nie skręcając sobie łapy.Przepłynęła przez wodę i nie czekając, pognała w stronę Białej Skały.
Nie widziała jednak swojego domu, więc biegła na oślep, usilnie mając nadzieję, że wróci do domu.

~Spokojnie.Jest dobrze.
Noc. Biała Ziemia pokryła się w mroku nocy. Niebo pokryły migające gwiazdy. Kira, dalej była daleko poza domem, ale przynajmniej na Białej Ziemi.
Usiadła na ziemi zrezygnowana. No trudno, poszuka domu jutro.  Odeszła trochę ,aż do norki.Zapach był stary .Pewnie należała do lisów pustynnych, nim te się przeniosły. Lwiczka ułożyła się wygodnie, przygotowana zapaść w niespokojny sen.
~Mogę zaprowadzić cię do domu. Tu jest niebezpiecznie.
Kira potrząsnęła głową. Znów słyszała ten ciepły, troszkę zachrypnięty głos. Rozejrzała się po ciasnej norce, ale tutaj nikogo nie było.
-Wydaje mi się... jestem zmęczona.
~Nie jesteś. Silna, odważna liderka, która nie powinna wątpić w swoją ścieżkę. Jesteś Kirą,  nie tylko księżniczką, córką, siostrą, przyjaciółką , liderką...ale również sobą, lwiczką. 
-K-kim jesteś? Pokaż się!
Przed nią rozbłysło światło. Kira powoli wstała. Ze światła, pomału ukazywała  się lwica. Jej pysk, łapy, wszystko było ciemnozłote.Mieniły się na niej miliony gwiazd, była blada, ale promieniała. Oczy miała czerwone. Kira nie bała się jej, a czuła dziwny spokój i szacunek. Pochyliła głowę i ponowiła swoje pytanie. Ta lwica kogoś jej przypominała.
~Jestem Kilio, ale chyba nie muszę ci mówić, kim jestem?
-Oczywiście,że nie,-spojrzała na ducha wielkimi, błyszczącymi oczami,-Przyjaciółką mojej babci,Wise i cioci Taje. Oraz mamą taty i wuja!
~Tak. Przyjaciółką wielu lwic i lwów, partnerką Busary, mamą trójki lwiątek i siostrą piątki braci.Zmarła wiele miesięcy temu, zanim się urodziłaś. Jestem też twoją babcią. I Mfalme. Obserwuje was od początku.Jestem dumna. 
-To zaszczyt cię poznać... babciu.Czemu ja cię widzę?
~Matibabu nie powiedziała ci  chyba o Duchowych Przewodnikach.-lwiczka pokręciła głową na nie,~Jestem twoją Duchową Przewodniczką. Tylko ty mnie widzisz i tylko tobie mogę służyć radą. Będę prowadzić cię twoją ścieżką, zawsze będąc gdy będziesz mnie potrzebować. Tak jak teraz.
-Wiesz jak mam wrócić do domu?
~Wiem, ale nie będzie to konieczne teraz. Twój tata cię szuka i znajdzie. Bądz cierpliwa. 
-Czy jeszcze kiedyś się zobaczymy?
~Zawsze , gdy tego zechcesz, moja mała.
Lwica zaczęła rozpływać się, by z uśmiechem na pysku zniknąć.

Kira była tak szczęśliwa tym spotkaniem, że nie mogła przestać się uśmiechać. Niewiele czasu pózniej, przez cichą sawannę dosłyszała głos ojca.
-Kira! Kira! Córeczko!
Lwiczka wybiegła z norki, by wyjść mu na spotkanie. Z Kisu był jeszcze Msimu, Ndoto, Maisha, Shani i Koda. Wszyscy wyruszyli by z królem poszukać księżniczki.
Kira wpadła w ramiona tacie.
-Jestem!
Kisu przytulił ją do siebie. Kilka razy wycałował za uchem, nim na nią spojrzał.
-Gdzie byłaś? W nocy jest niebezpiecznie.
-Przepraszam tato. Poszłam do tego wodospadu, o którym mówiła mama.Zapadła noc i się zgubiłam. Chciałam poczekać na dzień, ale wtedy...
-Już dobrze, kochanie. Wskakuj mi na plecy, wracamy do domu.
Kira wykonała jego polecenie. Kisu dał towarzyszą znak, że mogą wracać. Wyruszyli w stronę domu, bez mrugnięcia okiem.
-Gdy będziesz starsza, też z łatwością odnajdziesz drogę.
-Mam też Duchowego Przewodnika. To babcia Kilio.
Kisu oczy rozwarły się szerzej.
-Naprawdę? To cudownie, że wybrała sobie ciebie.
-Czuję się naprawdę dumna.
-I ona pewnie też taka jest,-uśmiechnął się lew sam do siebie, wspominając swoją mamę.

Na Białej Skale, Nora także ucieszyła się z powrotu córki. Mfalme udający że śpi, także przywitał się z siostrą. Dwa królewskie lwiątka dosyć szybko, zapadły w sen. Za ich przykładem poszła reszta stada.



Hejka! Jak bawicie się na maratonie? Zrobiłam go by nie zaniedbywać bloga. Wena nie dopisuje mi i dlatego musieliście czekać. Kilka rozdziałów może być mniej fajnych, ale i tak liczę ,że się spodobały! Wiele się działo :) Ten rozdział , chodz krótki, jest jak dla mnie bardzo ciekawy. Czytałam go i miło było- poznaliśmy dwoje lwiatek, Duchowy Przewodnik Kiry się pojawił i jeszcze rozmowa z Mią <3
Ten rozdział mogę śmiało zadedykować wam wszystkim, za to, że jesteście.

~Pozdrawiam. Autorka.
Ps: Postanowiłam jednak dodać Lunę, Adele, Gizę itp do zakładki z Pokoleniem 3. 

Rozdział 126 [maraton 3/5]

Nie można było powiedzieć ,że Kira radzi sobie zle. Wręcz przeciwnie.Liderka i jej Lwia Gwardia świetnie sobie radzili. Każdą misję wykonywali jak najlepiej i wspólnie. Były to oczywiście małe zadania ,jak rozplątanie trąby słonia, pomoc góralkowi z wyjścia z ostrokrzewów, czy doprowadzenie zwierząt do dobrego pastwiska. Wszystko robili w tajemnicy przed królem i królową Białej Ziemi.
Kiedy ci patrzyli, Kira i jej drużyna zaczynali się bawić grając w pozory niewinnych lwiątek. Ich ulubioną grą była piłka. Kira kopała ją do Nguvu, który zwykle oddawał ją Jicho bądz Jasiri'emu.Kukaa podawała ją natomiast Kirze. Lwia Gwardia była nie tylko drużyną, ale i przyjaciółmi.

Siła Nguvu była wyraznie widoczna. Lewek ćwiczył każdego ranka na kłodach, kamieniach lub siłując się z Hakimu. Miał najgrubsze przez to łapy, co trochę go spowalniało w biegu. Jako dorosły, mógł posiadać więcej siły. Energia go nie opuszczała, kiedy był potrzebny.

Jasiri trzymał się blisko niego jako najodważniejszy. Nigdy się nie wahał, miał pewność siebie. Nauczył się wspinać na drzewa. Gdy mieli styczność z krokodylami, Jasiri zyskał ogromną dumę w oczach drużyny, gdy nie wycofał się po grozbach. Jego przyjazń z Nguvu była właściwa, jego ochrona nad siostrą lojalna.

Kukaa, była zdecydowanie wulkanem optymizmu. Zawsze się uśmiechała. Łapki miała na tyle długie, że wyprzedzała swoją drużynę. Śmieli się z niej , że jest gepardem. Codzień z rana biegała od Białej Skały do granicy i z powrotem. Uważała , by się nawadniać, chodz żadko się męczyła. Gdy Kira zarządzała zbiórkę, trzymała się blisko Jicho w drugim rzędzie gdy wychodzili. Z Kirą przyjazniła się jednak bardziej. Chciała ją pocieszać, ale księżniczka tego nie potrzebowała.

Kira, świetnie radziła sobie jako przywódczyni. Myślała szybko, działała z sukcesem.Była pewna siebie. Ćwiczyła ryk przodków, by ten nie wyszedł spod kontoli. Równocześnie nie porzuciła zabaw z bratem, czy nauki podstaw jako księżniczki. Na wszystko znajdywała czas.

Jicho pogodził się z Hakimu w sprawie jego goryczy o rolę brata, stał się ostrożniejszy.Tak, dało się bardziej. Imani, obecnie ciężarna lwica, wiedziała, że służy w Lwiej Gwardii.Nie przeszkadzało jej to ,a nawet wspierała syna.  Jicho musiał wyostrzyć wzrok, więc trenował z majordamuską Zazą.Musiał ją jednak okłamywać, by nie wzbudzać podejrzeń. Był ważnym ogniwem zespołu.

Lwia Gwardia świetnie się uzupełniała.

Tego dnia, wszystkie lwiątka wybiegły wcześniej. Mfalme udał się na lekcje z mamą, natomiast Kira do swojej jaskini. Następnie z przyjaciółmi wybiegła na sawannę, by zająć się kolejną misją. Jicho wypatrzył otóż zagrożenie.
-Biała Ziemia będzie ochroniona...
-...gdyż Lwia Gwardia jej pilnować!
Kukaa przyspieszyła trochę, by  zrównać się z krokami Kiry.Oddech córki Amary był równy i bez zmęczenia. Spojrzała kątem oka na przyjaciółkę.
-Spotykasz się dzisiaj z bratem?
-Mfalme mówił, że będzie nad wodopojem. Myślę, że zagramy w piłkę. My wszyscy.
-Lubię grać w piłkę.
-Od kiedy?-spytał z tyłu Jasiri ze śmiechem.
Kukaa spojrzała na niego drwiąco. Miała już się odezwać, ale przeszkodził jej Jicho.
-Zebry dalej pędzą w stronę usypiska.Co robimy, Kira?
-Kukaa musisz przyspieszyć.Spróbuj ich uspokoić.My chronimy boki.Musimy zwolnić i zmienić kierunek stada.
Kukaa skinęła prędko głową, a następnie pozwoliła łapą się porwać, by przyspieszyć. Biegła szybko, nie zwalniając i nie czująć rażącego oddechu. Przy dorosłym samcu, zwolniła lekko.
-Spokojnie, już jest dobrze..
Kira, z tyłu, wraz ze swoją strażą, rozwarła szyki, by odpędzić zwierzęta od niebezpiecznych skał. Te zaczęły zwalniać, ale dalej spłoszone, próbowały wyrwać się z szyku lwiątek. Lwia Gwardia wpychała je wtedy w środek.
Zwierzyna zaczęła stopniowo zwalniać, chodz dalej galopowali w strachu. Lwia Gwardia uspokajała je i pilnowała. Docierając do bezpiecznej łąki, mogli zwolnić. Odetchnęli z ulgą, gdy zwierzyna zaczęła zajadać trawę zapominając o całym strachu.
-Uf.
-Wydaje mi się ,że to pastwisko antylop gnu. Powinnyśmy je stąd zabrać,-mruknął Jicho. Stanął na tylnych łapkach, by przyjrzeć się okolicy . Wytrzeszczył wzrok. Westchnął. Opadł na łapy, spoglądając na rozpromienioną Kirę.
-Słoń Ed znowu ma kłopoty. Trąba.
-Znowu! On nie powinnien jej w ogóle posiadać!-mruknął z goryczą Jasiri.
-Co my byśmy zrobili bez twojego wzroku, Jicho,-Kira poklepała go po plecach. Księżniczka odwróciła się następnie do pozostałej grupy.
-Nguvu, Jicho wy zajmiecie się słoniem, a reszta ze mną na czele odprowadzimy zebry w stronę bezpiecznej przystani.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i nie czekając , zabrali się do wykonywania swoich zadań.

Dzień mijał im szybko na tle obowiązków, ale na szczęście znalezli czas na odpoczynek nad wodopojem. Odpoczywało tu całe stado, łącznie z bawiącymi się lwiątkami.
-Gdzie byliście?-spytała Nora, spoglądając czujnie na córkę.
Kira wzruszyła ramionami.
-Bawiliśmy się blisko granicy w królestwa. Ja byłam doradcą..
-Wiesz, że nie powinnaś bawić się na granicy. Zawsze coś może się stać,-powiedziała Nora, -chodz wiem, że jesteś dzielna.
-Też cię kocham, mamo!

Kira podbiegła do brata, by się na niego rzucić w radosnym uścisku. Jicho, podszedł do Hakimu, by także się z nim przywitać.
-Bawimy się w coś?-zaproponowała Kukaa
-Berka?-rzucił propozycje Mfalme
-Nie.
-Może chowanego?-teraz wypowiedział się znudzony Jasiri
-Nie.
-Pływamy?-proponuję Kira
-Nie.
-To może zapasy!?-krzyknął pełen emocji syn Teo.
-Nie... może piłka?-spytał Hakimu.
Lwiątka zgodnie skinęli głowami. Nie czekali długo. Kukaa w kilka minut pobiegła do baobabu, po twardą piłkę z owocu, by wrócić do przyjaciół. Podzielili się na dwie drużyny. Kira do swojej wzięła Jasiriego,Kukęę, Mfalme,   a  Hakimu , Nguvu i Jicho i Lea. Musieli ją wziąść do drużyny, bo by zabrakło zawodnika. Lwiątka rozpoczęły grę.
Na początku podawały sobie piłkę, kopiąc ją do siebie. Zrobili własne bramki, do których ją kopali. Kira stała na obronie, Mfalme na ataku. W przeciwnej drużynie te role pełniła Lea i Jicho. Lwiątką świetnie szła gra i wkrótce wynik gry wynosił 2/2 . Brakowało więc tylko jednego punktu, który zadecydowałby o zwycięztwie danej drużyny.
-Kopnij do mnie Haki!-krzyknął Jicho i już pędził za piłką kopniętą przez brata , kiedy Kukaa mu ją odbiła. Przygotowała się by strzelić ją do bramki, ale jej łapki zagięły się na tyle, że piłka wycelowała prosto w pysk Kiry. Lwiczka syknęła z bólu i usiadła.
-Kira!-krzyknął Mfalme, biegnąc w kierunku siostry.
-Przepraszam, Kira!-zmartwiony głos Kukki dało się wyraznie słyszeć.W jej oczach widniały łzy. Kira podkręciła przecznie głową.
-Nic mi nie jest. Mfal, możesz zająć się resztą, pójdę do Matibabu.
-Pójdę z tobą, powiedział szybko Jicho.
-Okey, ale reszta zostaje. Uspokójcie dorosłych,-powiedziała lwiczka wymijająco. Obeszła ich dookoła. Białą Ziemię dobrze znała , nie sprawiało jej trudności w wyborze właściwego kierunku. Jicho pobiegł za nią.


-Mam nadzieję ,że nic jej nie będzie,-powiedziała słabo Kukaa. Lwiczka pochyliła się, by wziąść duży łyk chłodnej wody. Mfalme usiadł na płaskim kamieniu obok niej. Jego futerko w blasku dnia błyszczało. Lewek uśmiechał się, mimo troski. Za ich plecami, reszta bawiła się w zapasy; Nguvu na Jasiri'ego,   Hakimu na Leę.
-To nie twoja wina,każdemu może się zdarzyć.
-Jestem po prostu niezdarą,-otarła łapką pojedyńcze łzy.
Mfalme pochylił się , by lekko liznąć ją na pocieszenie za uchem.
-Kukaa, jesteś niezwykle szybką, piękną i mądrą lwiczką. Moja siostra jest silna, nic jej nie jest . Wyluzuj i chodz się bawić.
-Masz ochotę przegrać w zapasach?-wrócił jej humor.
Mfalme jedną brew uniósł do góry.
-Wiesz, jeszcze możemy się przekonać.
Kukaa zachichotała. Wbiła w lewka spojrzenie dużych błękitnych oczu, a następnie odeszła do grupy. Ten poszedł za nią. Plany zabawy przerodziły się jednak w berka.

***
Matibabu, jakby wiedziała. Może duchy jej to wyszeptały. Tak czy siak, szara lwica, już czekała przed jaskinią, a na widok Kiry skinęła pośpiesznie głową. Zaprowadziła dwoje lwiątek głębiej do jaskini. Syn Imani przyglądał się malowidłom na ścianach. Śledził historię swoich przodków z ciekawością. Ściany w jaskini były przepowiadane nie tylko przez czas, ale także duchy. Znajdowała się tu cała historia Białej Ziemi ,jej przyjaciół i mieszkańców. Wrogowie także się znalezli, z czerwoną pręgą nad głowami.
Jicho wyszukał nawet własną podobiznę-stał obok rodziców i brata. Jego ramie zdobił znak gwardii.

Kira usiadła na posłaniu z grubych liści i pozwoliła przebadać się Matibabu . Medyczka zajęła się najpierw oczami, kładąc na nią łagodne liście-po nich księżniczka poczuła się lepiej. Korzystając z okazji, zbadała jednak pozostałą część ciała lwiczki.
-Masz szczęście, nic nie jest twojemu pyszczkowi, ale na wszelki wypadek, dzisiaj zostawię ci kompres z liści trzewiku.
-Co to znaczy, Matibabu?
-Że możesz widzieć jak przez mgłę. Wzmocni to oczy, przed podobnymi urazami,-a mówiąc głośniej, dodała, prosto w stronę Jicho,-Dobrze,że tobie nic nie jest Jicho. Jako ten o najlepszym wzroku musisz dbać o oczy, bo nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
-Jest ważnym ogniwem mojej gwardii,-powiedziała Kira
-Wszyscy są,-skierowała się do niej mądra lwica,-Wszyscy mają ważną rolę w Kręgu Życia.
***

Kira i Jicho powolnym krokiem wracali w stronę wodopoju. Księżniczka co jakiś czas na coś wpadała. 
-Dobrze, że to tylko jeden dzień,-mruknęła.
-Ej, moja mama jest ślepa i radzi sobie całe życie,-powiedział na to trochę urażony Jicho.
-Cieszysz się, że będziesz miał młodsze rodzeństwo?-spytała Kira, spoglądając na niego. Wpadła na drobny kamień, więc się przewróciła. Jęknęła. 
Jicho pomógł jej wstać. Odpowiedział z uśmiechem:
-Jestem już starszym o cztery minuty bratem Hakimu, ale tak... bardzo się cieszę i liczę na słodką siostrę . Jak ty!
-Ja? Słodka? Na pewno,-prychnęła Kira.
-Ciii..
-Nie uciszaj..
-Ciii... posłuchaj,-Jicho podniósł wyżej głowę. Kira także to zrobiła. Nasłuchiwali oboje ,jak w głuchej ciszy rozbrzmiał głos. Ochrypły i nieprzyjazny.
-Zabijemy tyle antylop ile się da. 
-Dobry pomysł, Krono! To dobry pomysł!
-I najemy się w najlepsze. A teraz zajmijcie wodopój hipopotamów!
...
Głosy zaczęły cichnąć.

-Kto to był?-Kira zmarszczyła brwi.-Krono.. znam kilku Kronów. Może być to przywódca słoni, lub krokodyli, a nawet ptaków.
-Myślę ,że krokodyli, bo po co ptakom wodopój nosorożców. A Krono Słoń jest bardzo przyjazny.-westchnął syn Ndoto,-Co zamierzamy?
-Biała Ziemia będzie ochroniona...
-Gdyż Lwia Gwardia jej pilnować!-dodał mocnym głosem Jicho.
Wiedział, że zanim dotrą do wodopoju po resztę przyjaciół i z powrotem to trochę minie, przez chwilową niedyspozycję Kiry, ale nie mieli wyjścia. Ufał tej lwiczce.
Puścili się biegiem-pomimo niepowodzeń z łapkami lwiczki.

Gdy dotarli do reszty przyjaciół, większości stada już nie było.Kira wyprostowała się dumnie.
-Kukaa, Nguvu, Jasiri, musimy iść.-ciszej dodała,-Lwia Gwardia ma misję.
Lwiątką nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu poszli za swoją liderką. Mfalme i Hakimu westchęli tylko za nimi. Postanowili mimo wszystko dokończyć zabawę w królestwa. Mfalme grał Hasirę, a Hakimu Wise.

-Co to za misja?-spytała Kukaa, biegnąć przed przyjaciółmi.
Reszta dysząc biegła za nią.
-Kolejna tego dnia...-mruknął Nguvu
-Krokodyl Krono , chce wypędzić z wodopoju nosorożce i zaatakować stada antylop.... wszystkie wymordować.
-Ale.. Krąg Życia,-Kukaa westchnęła,-Dziwię się, że zapomniał.
-My mu przypomnimy,-warknął pod nosem Jasiri.
Wiele czasu minęło im, nim znalezli właściwy wodopój. Nosorożce wyraznie go opuściły, gdyż krokodyle były wszędzie. Wylegiwały się w najlepsze, nie przejmując konsekwencjami.
-Powinniśmy zrobić to, nim twoi rodzice się pojawią,-mruknął Jasiri.
-Masz rację.
Niektóre antylopy leżały martwe, obgryzione, pełne kości i krwawiące.
Długo krokodyle nie zwracały uwagi na piątkę lwiątek. Bok Kiry i jej towarzyszy zaczął porastać ich symbol. Księżniczka wyprostowała się.
-Krono, zabieraj swoje krokodyle z powrotem do waszego jeziorka, a jak nie chcesz słuchać Kręgu Życia to do Miejsca Skał! Zabiłeś już dość zwierzyny! I NIE masz prawa tu przebywać.
-Bo co mi zrobisz?-syknął krokodyl i zaśmiał się fałszywie. Reszta poszła w ślad za nim.
-Krono, to ona jest córką władców,-mruknął jeden z krokodyli, o krwawych łuskach
-Ale już niedługo, koniec z królowymi ,-zaśmiał się szorstko inny.
-Nie wiem, za kogo się uważacie, żeby tak zwracać się do księżniczki,-warknęła gardłowo Kira,-ale daje wam ostatnią szanse, na opuszczenie wodopoju, albo rozwiążemy to inaczej.
-Jak? Mrugniesz na nas!-zarechotał Krono. Jedną łapę wystawił poza wodopój.-Sprawdzmy.
-Dość tego,-syknął Jasiri,-Kira, my zaatakujemy te bestie, okey?
-Te, Krono,ona jest ślepa,-zarechotał inny.
Kira wiedziała ,że to nieprawda, ale mimo wszystko zrobiło jej się dziwnie. Nim więc zdążyła się odezwać, Jasiri, Nguvu i Kukaa rzucili się na krokodyle, drapiąc je, gryząc i popychając.

-Musisz użyć ryku przodków,-mruknął Jicho, wpatrując się wielkimi zielonymi oczami w walczących przyjaciół,-Krokodyle już ich zatapiają! Są silniejsze. No.. może z wyjątkiem Nguvu...
-Wycofajcie się!-syknęła Kira
Mimo jednak jej głosu, towarzysze Lwiej Gwardii nie dali jednak rady wydostać się spod łap krokodyli, a jedynie gryzć je.
-Jicho, ja nie mogę użyć ryku, nic nie widząc!-syknęła lwica,-Ty musisz mnie pokierować.
-Oszalałaś? Nie... ja nie mogę...
-Jicho!-lwiczka odwróciła się w jego kierunku. Coś w jej głosie mówiło, że nie da się jej przekonać. Jicho skinął powoli głową. Trzęsły mu się łapki, kiedy szedł za Kirą w stronę płaskiej skały.
-Ryk nie skrzywdzi niewinnych,-powiedziała córka Nory.
Jicho ustawił się koło niej. Jego znak zaczął pulsować. Jicho uważnie przyglądał się otoczeniu wody. Nie zauważył, jak nad głową Kiry zbierając się chmury w kształcie lwów.
Gdy nadszedł odpowiedni moment, w którym krokodyle rozwarły się na tyle, by w razie ataku nic nie stało się lwiątką, warknął:
-Teraz!
Kira jedną nogę postawiła do tyłu. W jednej chwili zaryczała,a z nią cała reszta lwów z przeszłości. Zaatkowali krokodyle, odpychając je do tyłu. Lwia Gwardia uwolniona, szybko odbiegła. Krokodyle poleciały z piskiem znacznie do tyłu. Kira ryczała, dopóki Jicho nie dał jej znaku, że już po wszystkim. Wtedy dumnie się wyprostowała.
-Nie radzę wam więcej z nami zadzierać! JASNE?!
-Tak.. tak...-Krono skinął szybko głową. Dał ogonem znak i wszystkie krokodyle poszły za nim. Kira westchnęła z ulgi.
-Musimy działać szybko, zanim królowie się dowiedzą,-powiedział Nguvu
-Macie siłę?
-Zawsze!-zaśmiał się syn Teo.
-W Takim razie  sprowadzmy hipopotamy,-z uśmiechem odparła córka Kisu. Zbliżyła się bliżej kuzyna, by dotknąć go ogonem w ramię. Ich znamiona zniknęły niestety.-Widzisz, mówiłam, że mnie dobrze pokierujesz.
-Ah,-przewrócił oczami Jicho,-Tylko nie każ mi tego robić więcej.
Kira zaśmiała się i pociągnęła go lekko za ucho.
Lwia Gwardia przybiła sobie piątki, by następnie wykonać ostatni punkt swojej misji.

Gdy hipopotamy bezpiecznie wróciły do swojego wodopoju, a oprócz przenoszenia piskląt do innych gniazd, nic już nie było do roboty dla Lwiej Gwardii, lwiątka zmęczone mogły skierować się w stronę Białej Skały.
Słońce już zachodziło, ale powoli. Lwiątka z Lwiej Gwardii , zdążyły na szczęście na posiłek z zebry. Zmęczeni, niedługo pózniej, zasnęli. Nguvu obok matki, Jasiri obok Amary, a Kira w łapach Nory. Kisu przyglądał się obum z rozczuleniem. Jicho położył się obok brata i rodziców.
Stado pomału przysypiało.

Tylko dwójka lwiątek, była jeszcze pełna energii. Mfalme siedział na czubku Białej Skały i spoglądał na Białą Ziemię, w blasku nocy.Gwiazdy rozświetlały powoli niebo. Jego wzrok powędrował ku niezwykłej polance. Lewek zamyślił się.
-Co robisz?-spytał ciszy głos za nim.
Mfalme odwrócił głowę. Kukaa przyglądała mu się uważnie. Książę wstał, by podejść bliżej lwiczki.
-Masz może ochotę na spacer? Znam ekstra miejsce
Wzruszyła ramionami.
-Okey.
Bez zwłoki ruszyli we wskazanym przez księcia kierunku. Na schodkach musieli trochę uważać, gdyż zanikały. Rodzice oczywiście, nie wiedzieli o ich  szybkiej wyprawie. Siostra Jasiri'ego w pełni zaufała Mfalme, więc nawet się nie rozglądając, szła za nim w miarę szybko. Miała strasznie długie łapy jak na lwiątko. Będzie kiedyś piękną lwicą.

Mfalme zatrzymał się nad łąką, oddaloną i od Białej Skały i od granicy, daleko za wodopojem, na środku Białej Ziemi. Odwrócił się do Kukii, która spoglądała nijako na polanę.
-Ta da!
-To zwykła polanka,-zachichotała,-Co chciałeś mi pokazać.
Mfalme zachęcił ją, ruchem ogona, by się do niego zbliżyła. Wtedy ogonem przejechał po trawie, dość dużej, ale miłej dla poduszek łapek. Kukaa z zachwytem przyglądała się milionom światełek, które wyleciały z traw. Nie były to gwiazdy, a świetliki. Obkrążyły ich, rozświetlając wokół większość. Migały spokojnym blaskiem. Mfalme jeszcze raz ogonem przejechał po trawie, dla pewności, nim skupił się na lwiczce. Jej oczy błyszczały jak gwiazdy. Poczuł znów rozlewające się ciepłe uczucie. Z resztą, nie on jeden.
-Masz racje ,Mfalme, to jest ekstra. Czarujące.
-Tak... jak ty,-szepnął lewek.
-Co powiedziałeś?-dopiero teraz na niego spojrzała.Zmieniła temat, dalej z uśmiechem.-Dziękuję, to jest wspaniała noc. Cieszę się, że mogę ją dzielić z tobą.
Syn Nory uśmiechnął się.
-Ja też się cieszę. Bardzo cię lubię Kukaa.
-A ja ciebie. I to nawet bardziej niż powinnam,-nieoczekiwanie wtuliła się w księcia. Mfalme przymknął leciutko uczy, ciesząc się tą chwilą. Objął ją łapką. Usiedli, wpatrzeni w latające świetliki. Gwiazdy nad nimi tej nocy wyglądały lepiej niż zwykle. Jakby szeptały; "wszystko jest dobrze".  Migotały, granatowe niebo ciemniało. Świetliki zlewały się z gwiazdami i może to właśnie było niezwykłe, a nie dwójka lwiątek wtulonych w siebie.Oni jeszcze wtedy nie wiedzieli, że to będzie początek czegoś niezwykle pięknego, i zakazanego.

Rozdział 125 [maraton 2/5]

-Matibabu!-szczęśliwy krzyk księżniczki Kiry dało się słyszeć z daleka. Lwiczka biegła w stronę jaskini medyków, marząc o powiedzeniu o wszystkim przyjaznej medyczce. Za nią gnali Jasiri, Jicho i Nguvu. Lwiaki nie opuszczały lwiczki nawet na krok, od czasu gdy ta odkryła w sobie Ryk Pradawnych. Wciąż byli pod wrażeniem. W głowie Nguvu zaczęła rodzić się myśl o czekającym dla niego stanowisku i ogromnej dumie ojca.
Gdy dobiegli do jaskini medyków, czekała ich niespodzianka. Matibabu nie była sama. Stała przed progiem u boku Rafy, oraz Nory i Kisu. Jedyna zachowała spokój na widok Kiry. Podbiegła do niej i obie się przytuliły.
-Widziałaś? Mam ryk! Udało się.
-Jestem z ciebie dumna, Kira.
-Z czego niby masz być dumna!?-Kisu wyszedł przed szereg,-Że będzie się narażać? Z kłamstw, łamania zakazów? Czy widzisz w niej materiał na liderkę Lwiej Straży, to przecież jeszcze dziecko!
-Kisu, może...-Nora spokojnie próbowała odezwać się do partnera. Jej także się nie podobało zachowanie córki.Kisu jednak nie był chętny do przekonania do złagodzenia.
Kira zjeżyła futro na grzbiecie.
-Co ty możesz wiedzieć, o moich pragnieniach?! Marzyłam o tym , nie zamierzam tego zostawiać bo jestem lwiczką. Phi, potężniejszą niż myślisz!
-I to jest głupotą ,Kira,-warknął Kisu,-Jak mam cię chronić, gdy zachowujesz się... tak!? To nie zabawa!
-Wiem to,-syknęła księżniczka.
-Więc nie zachowuj się jak dziecko!-syknął Kisu,-Za duży obowiązek.Ja się nie zgadzam.
-Myślę, że powinniśmy to przemyśleć,-odezwała się Nora
-Tak , to będzie dobra decyzja,-Rafa skrzyżował ramiona,-Powinniście to rozmówić na spokojnie.Pózniej przyjdz do nas księżniczko Kiro.
Szaman odwrócił się. Matibabu westchnęła.Szepnęła coś na ucho Norze, a pózniej dołączyła do mandryla.
-My już pójdziemy,-powiedział Nguvu
-Jicho, Imani szukała ciebie i twojego brata,-zmrużyła oczy Nora
Syn Ndoto pokiwał głową. Gdy trójka lewków odeszła, Kira spojrzała po rodzicach.Nora nie dała jej jednak dojść do głosu i trójką skierowali się w stronę Białej Skały.
-Jesteś na to za młoda, Kira,-powiedziała Nora,-nie chce byś straciła życie, córeczko.
-Nic mi nie będzie. Będę uważać,-upomniała Kira.
-A co , jeśli raz się nie uda?
 

Kisu dalej milczał. Gdy doszli do Białej Skały, dopiero odezwał się.
-Zgoda. Masz ryk przodków, więc możesz mieć Lwią Gwardię,-Kira spojrzała na niego z błyskiem w oczach, który zgasł gdy ojciec dodał,-Ale kiedy będziesz nastolatką.
-Ale...
-Dobry pomysł, Kisu. To co..zgoda? Musimy już wracać na kolacje,-Nora uśmiechnęła się do córki. Kira westchnęła, skinęła głową. Chociaż tyle... Wiedziała jednak, że ojciec i matka rzucili to tylko by uśpić jej czujność.Dalej mieli wątpliwości.
Nie była głodna. Część antylopy leżała dalej przed jej łapkami. Kira ułożyła się wcześniej do snu, by szybciej wstać rano.Nie należała do takich, które łatwo odpuszczają.

Kira skierowała się w stronę baobabu Rafy, dość szybkim krokiem  . Nie miała wątpliwości, że zastanie tam Matibabu. Wystawiła pazurki, by wczepić się grubego dnia drzewa. Gdy znalazła się na szycie, zauważyła że Rafy nie ma, natomiast  Matibabu spała na legowisku z dużych liści, słodko pochrapując. Księżniczka z bólem serca ją obudziła. Matibabu spojrzała na nią ze zdziwieniem, spod przymkniętych powiek. Od razu wstała.
-Księżniczko..
-Matibabu, przepraszam,  że cię obudziłam. Gdzie Rafa?
-Wyszedł zbierać owoce A i B.
-A i B?
Matibabu uśmiechnęła się.
-Moja uczennica ,Lara, zawsze miała problem z ich rozpoznaniem. Owoc A to taki z czerwonymi płatkami, pomaga gonić rany, znajdzie się go wszędzie, natomiast owoc B, rośnie tylko na zniszczonych krzewach.Jeden jest w Miejscu Skał. Owoc B o niebieskich płatkach, jest pomocny jeśli chodzi o alergię.-westchnęła,-Powiedz mi Kiro, co byś chciała?
-Pamiętasz? Użyłam ryku, tak jak chciałam.
W oczach Matibabu na chwilę mignęła duma.
-Wiem, musiałam dużo zaryzykować. Szkoda, że twoi rodzice nie rozumieją jakie to dla ciebie ważne.I dla Białej Ziemi.
-Właściwie to tata się zgodził... kiedy będę nastolatką
Medyczka Białej Ziemi wybuchła krótkich, chrapliwym śmiechem.
-To nie za dobrze, moja mała. Znając ciebie, wymyślisz coś. A na razie zajmij się szukaniem twojej Lwiej Gwardii.-położyła jej ogon na ramieniu,-A ja zawsze będę ci służyć pomocą.
Kira pokiwała głową i natychmiast pózniej odwróciła się słysząc głosy. Rafa wspiął się pomagając wcześniej zrobić to samo Imani. W ręku mandryl miał dwa owoce. Uśmiechnął się , gdy zobaczył Kirę. Księżniczka Białej Ziemi skinęła mu głową, a sama opuściła baobab.
Rafa zajął się swoimi sprawami, czyli robieniem maści, by Matibabu mogła skupić się na Imani.
-Szukałam cię w jaskini medyków, ale cię nie było,-swobodnie powiedziała starsza córka Kamby.
-Tak. Powiedz ,mogę w czymś pomóc?
-Właściwie, to podstawowe badania. Chciałabym wiedzieć, czy dalej jestem zdrowa.Zwłaszcza, po tym ostatnim ataku antylopy.
Imani dzień temu dostała ostro kopytem antylopy podczas jednego z polowania. Matibabu skineła głową i zaraz potem miała ochotę się udusić. Zapomniała, że lwica jej nie widzi.
-Dobrze. Usiądz,-poleciła,od razu przystępując do badania. Po godzinie, spojrzała na lwicę, która ślepym wzrokiem spoglądała na medyczkę.-Słuch dobry, wzrok jak zawsze, kondycja dobra, nos niestłuczony, z łapami też dobrze. Pamiętaj, by więcej uważać na polowaniach. Aha, i mam dla ciebie wiadomość.
-Słucham uważnie.
Matibabu cicho się zaśmiała.
-To powinno cię ucieszyć. Gratuluję, Imani, spodziewasz się lwiątka!
Reakcją lwicy było westchnienie.
-Kolejnego.
Imani położyła na chwilkę ogon na brzuchu, po czym przytuliła Matibabu i opuściła baobab. Rafa i medyczka uśmiechnęli się do siebie z otuchą. Krąg Życia miał się dobrze.

Ndoto cieszył się jak nigdy, gdy usłyszał wieści od swej partnerki. Skakał dookoła niej, a Imani tylko się uśmiechała. Nie chciała jednak mówić jeszcze Kambie, czy stadu. Za bardzo lubiła niezależność i polowania. Jej synowie, wiadomość o przyszłym rodzeństwie przyjęli z dumą.
-Nie będę najmłodszy,-ucieszył się Hakimu
-Będziemy oboje starszymi braćmi. Mam nadzieję, że będzie to dziewczynka!-ucieszył się z kolei Jicho
-Co ty. Ja wolę brata!
Bracia rozpoczęli swoją kłótnię,  a ich rodzice z uśmiechem przyglądali się potomstwu.
***
Kira podbiegła do niewielkiego strumyka, by napić się wody. Spoglądając na swoje odbicie, nuciła sobie piosenkę.
-Tam gdzie gęsty mrok..
Tam ryk wielki brzmi..
Z całych sił chce, go ujażmić 
Chce by tata dumę czuł, by wszyscy wokół widzieli, 
że Krąg Życia bezpieczny jest/

Lecz co ma zrobić mała lwiczka, bez straży swej?

No dalej, kto odpowiedz może znać.
Czy wypełni się mój sen?
Piękny sen.
By pokazać jaki ze mnie lew!

Już czas, zmienić się!
Krętym ścieżką mówić nie!
Już to wiem-że bez wad,
Nie osiągnę prawd.
Już wiem!


-Kira!
Błyskawicznie przerwała, odwracając się w stronę biegnącego w jej kierunku kuzyna. Wstała, prostując się dumnie. Zdyszany Jicho, zatrzymał się przed nią.
-Mam pomysł! Genialny wręcz.
-Słu..-nie dokończyła, bo lewek jej przerwał niegrzecznie:
-Możesz mieć Lwią Gwardię. Tajną Gwardię.
Kira zamrugała porokrotnie oczami.Rozważała ten pomysł.
-Jicho, to się nie uda,-westchnęła,-Moi rodzice to władcy tego królestwa, mają nie tylko szpiegów, ale również wiernych poddanych, którzy im doniosą!
-Nie muszą wiedzieć, że działamy jako straż,-chytrze podsunął syn Ndoto,-Przecież ratując zwierzęta możemy działać w grupce przyjaciół.
-Piątce?
-Zawsze coś, prawda? Poza tym, bez dowodów się nie uda. Zauważyłaś, że jak ryczałaś po raz pierwszy, twoje ramię okryło czerwone znamię z głową ryczącego lwa?-Kira skinęła głową, więc dodał,-Teraz, spójrz na swoje ramię, nie widać go, a to jedyny znak, że jesteś liderką Lwiej Gwardii.
Kiry oczy zaświeciły się. Ten lewek zaskakiwał ją swoją dbałością o szczegóły. Zbliżyła się do większego sobie lwiątka i szybko liznęła go za uchem, następnie uśmiechnęła się promiennie.
-Więc na co czekamy? Znajdzmy Lwią Gwardię!
-Wiesz już może gdzie szukać?-rzucił równie uśmiechnięty Jicho
-Mam już kandydata do najsilniejszego, ale podam go próbie,-i nie czekając na przyjaciela, puściła się w górę zbocza. Jicho pognał za nią, dziękując gwiazdom, że jego łapki już wypoczęły.
***
-1...2...3....4...5....Szukam!- krzyknął Mfalme i rozejrzał się uważnie. Dostrzegł jasne futro kuzyna, za krzewem, więc dotknął  go łapką. -Mam cię Hakimu.
Następnie odnalazł Jasiri'ego, Nguvu, a nawet najmłodsze lwiątka. Najtrudniej było mu jednak znalezć złotą lwiczkę.
-A może ją porwała hiena?-spytał Nguvu
-Wam już wystarczy tych przygód,-fuknął Hakimu,-Nic jej nie jest, po prostu dobrze się schowała.
Mfalme skinął głową i powrócił do poszukiwań lwiczki.

Kukaa tym czasem, leżąca na jednej z gałęzi drzew, przyglądała się wszystkim z dołu, chamując śmiech. Dopiero pózniej, poczuła się na tyle senna, że nie zauważyła, że osuwa się i spada prosto na Mfalme . Książę otrząsnął się na tyle szybko, że pomógł wstać lwiczce.
-Dzięki, książę.
-Mfalme.-uśmiechnął się biały. Lwiczka stanęła  prosto,-Mam cię! Ale muszę przyznać, że dobrze się chowasz.
-Lata praktyki,-ogonem przejechała po brodzie lewka. Mfalme zaśmiał się cicho. Wielkimi oczami, wpatrywał się w odchodzącą  w stronę brata Kukkę i na ułamek sekundy, jego serce zabiło szybciej, a on sam poczuł dziwne uczucie.
Potrząsnął głową i wrócił do przyjaciół.
Akurat z daleka nadbiegała Kira i Jicho, więc księżniczka rzuciła się bratu w radosnym uścisku, a Jicho poszedł porozmawiać z Hakim.
-Cześć siostra,-zaśmiał się z radością Mfalme.
Ugryzł siostrę lekko w ucho.Kira zachichotała ,zareagowała wyrwaniem się i ugryzieniem lewka w łapkę. Kukaa podbiegła do nich z szerokim uśmiechem, a reszta lwiątek otoczyła królewskie rodzeństwo. Zjawiły się także młodsze lwiątka. Wszystkie z szeroko otwartymi oczami.
-To prawda?-Kukaa westchnęła z zachwytu,-że masz ryk przodków!
-Co? Kira..-Mfalme zaniepokoił się.
Kira skinęła głową.
-Mam i właśnie kompletuje Lwią Gwardię. Zapraszam was do udziału w niewielkich zawodach za chwilę na granicy!
Lwiątka z radością śmiały się, spoglądając na siebie. Kira minęła brata, by napić się wody.
-Kiedy mi chciałaś powiedzieć?
-Właśnie się dowiedziałeś.
-Jestem twoim bratem. Powinnaś... czy ty się narażałaś? Rodzice wiedzą?
-To stało się dość szybko. Ryzykowałam, ale było warto.Rodzice nie wiedzą i się nie mogą dowiedzieć.-uśmiechnęła się lwiczka,-Jestem twoją siostrą. Mam w tobie zaufanie.
-Nie wezmę w tym udziału,-pokręcił głową Mfalme,-Mogę ci kibicować, ale nie chce byś tak ryzykowała
-Zluzuj bracie i się uśmiechnij, jak na optymistę przystało. Nie wezmiesz w tym udziału, bo jesteś następcą tronu. A ja...
-Księżniczką
-A co pózniej? Doradcą? Polującą lwicą? Walczącą?-powiedziała Kira,-Polowanie to tylko czynność, nie coś co sprawia mi największą przyjemność.
Mfalme westchnął, a następnie mocno się uśmiechnął.
-Kocham cię, Kirciu
Kira przytuliła się do brata, który mocno ją objął, gdy się rozdzielili, Kira ruszyła w stronę granicy, za nią inne lwiątka, a reszta za nią. Mfalme II napił się jeszcze wody i także z lekkim uśmiechem ruszył za siostrą, ciesząc się promieniami słońca.
                                         
Granica. Miejsce nieczęstego przebywania, jeśli nie jest się z patrolem, lub wędrowcem zmierzającym do przyjaznej Białej Ziemi. Właśnie tam teraz zebrały się wszystkie chętne  lwiątka. Królewskie dzieci zajęły miejsca na złączonych ze sobą skałach, wpatrując się w zebranych dumnym wzrokiem. Tak jak ich rodzice, i wszyscy członkowie królewskiej rodziny, mieli wyprostowane figury, dumny wzrok i lśniącą w słońcu sierść. Mfalme spojrzał kątem oka na Kirę, która dała mu znak, że pora zacząć. Wstała.
-Drogie lwiątka, moja Lwia Gwardia działać będzie tajnie, bez zgody rodziców, do czasu aż osiągnę nastoletność.Liczę więc na waszą dyskrecje. Jako druga z rodzeństwa, posiadłam ryk przodków, który uczynił mnie liderką mojej Lwiej Gwardii. Liczę na waszą pomoc-potrzebuje najszybszego,najodważniejszego,najsilniejszego i bystrookiego. Jeśli jesteście chętni wstąpać u mojego boku i chronić Kręgu Życia, zapraszam do kilku konkurencji które to pokażą.
Lwiątka zaczęły bić łapkami o ziemię. Zachwyciły się ,zdziwiły, gdy na ramieniu lwiczki pojawiło się znamie w kształcie głowy lwa. Czerwone i dumne. Kira zmrużyła oczy.
-Zacznijmy pierwszą konkurencje. Tam, -wskazała ogonem na cel poza Białą Skałą,-Jest pewne drzewo, bystrooki nawet z tej odległości będzie wiedział jakie nosi owoce. Ten, kto chce kandydować na to stanowisko, niech wykona zadanie.
Lwiątka zabrały się do wykonania zadania.
Ustawili się w wskazanym miejscu, wybałuszyli oczy, by dojrzeć jak najwięcej szczegółów daleko na horyzoncie.


Kolejną konkurencją była próba odwagi i tu trzeba było przyznać księżniczce, że mocno przesadziła, gdy kazała przejść po ciękiej lianie nad jednym z płytkich jeziorek krokodylów. Pózniej zmusiła także ochotników, do wspinaczki na rozwalające się drzewo. Wrócili zdrowi.

Następnie nadszedł czas na konkurencje siły, czym oczywiście było zwykłe siłowanie z lwiątkami, nastolatkami, a pózniej także niektórymi odpowiednimi wzrostem i masą zwierzętami.Było także za zadanie przepchać kamień. Nguvu i Hakimu w tej konkurencji wypadli najlepiej.

Ostatnią konkurencją była szybkość, czyli bieganie. Kandydaci mieli biec od baobabu, ku Białej Skale , granicy i polanie sekretnego wodospadu bez zmęczenia, chodz łapy mogły odmawiać im posłuszeństwa.


Noc nadeszła szybciej, niż Kira ogłosiła wyniki, chodz dla niej było to dobrze, że mogła przemyśleć tą decyzję-przespać się z nią. Położyła się u boku swoich rodziców, wtulając się w mamę i obie zasnęły szybko. Dorośli także usneli, podczas kiedy lwiątka pomimo upomnień rodziców, nie chciały spać pełne emocji, chodz ukrywały dlaczego. Maisha, Zawadi i Hope jako jedyne nacisnęły i stały się kolejnymi nosicielkami sekretu księżniczki. Maisha była zachwycona jej pomysłem, ale jej siostry były zdecydowanie przeciwne.
Mfalme także nie spał, ale on z innego powodu. Wyszedł z Kisu na sam czubek Białej Skały, gdzie usiedli, wpatrzeni w granatowe niebo, na którym połyskiwały gwiazdy.
-Tato, czy ja będę dobrym królem?-spytał lewek
-Oczywiście, że będziesz. Jeśli się będziesz uczył,-Kisu delikatnie poklepał go ogonem w plecy.
Mfalme się uśmiechnął.
-A .... a jak ty poznałeś ,że kochasz mamę?
Kisu uniósł jedną brew do góry, zdziwiony.
-Nie opowiadałem ci?-spytał ,przenosząc wzrok w górę na niebo.Mruknął,-Byłem dość młody, może w twoim wieku, kiedy bawiłem się z mamą jako jeszcze księżniczką. Bardzo się lubiliśmy, rodzice nas zaręczyli.
-D-dlaczego?
-Wiesz, Mfalme,-spojrzał na syna z błyskiem,-Twoja mama była nie tylko następczynią tronu, ale również lwicą. Nie było wiele lwów, a ziemia w przyszłości musiała mieć DWOJE władców. Dlatego więc nas zaręczyli, ale to nie przeszkadzało nam. Braliśmy to nie tylko jako obowiązek, ale pózniej jako prawdziwą miłość, która iskrzyła z każdym dniem, także podczas wielkiej naszej podróży.
-Czy ja kiedyś też będę mógł ruszyć w podróż?
-Jeśli tylko zechcesz. Dajemy wam z mamą wolność.
"Wolność", ale i tak musisz być królem, czy chcesz czy nie-pomyślał z goryczą Mfalme
- Masz już jakąś lwicę na oku?-spytał Kisu, uśmiechając się przebiegle,-W stadzie niebrakuje pięknych i mądrych lwiczek.
-Tatooo-jęknął lewek, rumieniąc się pomimo futra białego. Kisu zaśmiał się.
Następnie ojciec z synem zeszli z czubka skały, by położyć się spać.


Następnego dnia.
Wszystkie lwiątka wstały przed świtem, ale narobiły tyle hałasu, że obudziły pół stada. Lwice niezadowolone zapolowały więc szybciej.Lwiątka błyskawicznie pożarły antylopę.
-Nie spieszcie się tak, bo się zaksztusicie!-upomniała Lili
-Dokąd się wybieracie?-spytała Shira
-Może pójdziesz z nimi Hope?-spytała Binti,-coś knują
-Myślę, że to dobry pomysł.
-Nie mamo,-mruknęła Luna,-My sobie damy radę.To zabawa nas wzywa i musimy iść!
Jak na znak, wszystkie wybiegły z jaskini. Dorośli spojrzeli po sobie, nim wybuchnęli gromkim śmiechem.Co kolwiek się działo z ich dziećmi, zdecydowanie było wielką przygodą...

Mfalme jako jedyny, nie mógł tak szybko wyjść ,z siostrą. Oboje siedzieli przed rodzicami i słuchali nudnego wywodu Zazy. Kisu i Nora słuchali słów uważnie, a majordamusce nie zamykał się dziub. W końcu Kira niewytrzymała i jęknęła:
-Jak długo jeszcze, chce się pobawić!
-Wypraszam sobie,młoda panienko!-prychnęła ptaszyna,-moje raporty są bardzo ważną częścią funkcjonowania Kręgu Życia na w Królestwie Białej Ziemi, czyli twoim domu.
-Odpuść jej, Zazo,-powiedziała spokojnie Nora,-Jest młoda i się nie zna,-spojrzała na córkę,-Wiesz, że gdybyś miała Lwią Gwardię musiałabyś słuchać raportów.. dzięki nim można dowiedzieć się co się dzieję, wtedy zwalczyć problem.
-Są nudne,-szepnął Kisu do dzieci,-ale potrzebne
Zaza nie usłyszała go widocznie, bo siedziała cicho. Gdy Królowa Nora dała jej znak, majordamuska kontynułowała swój raport o nosorożcach, tylko tym razem Kira i Mfalme uważnie ją śledzili i słuchali jej słów.
...krokodyle zabrały hipopotamom jezioro...
...nosorożce prowadzą spór o terytorium z  bawołami...
...urodziły się nowe antylopy i zebry...
...góralki znalazły nowy teren przy granicy...
...niektóre ptaki migrowały do dalekich ziem.W Tęczowej Krainie wszystko idzie dobrze, widocznie Wise się już zaklimatyzowała...
...antylopy gnu spłoszone ze swojego pastwiska przez spadającą lawinę kamienii...
...wylew wody blisko wodopoju...
...mieszkańcy cieszą się z rządów władców...

-Dziękuję, Zazo.Widzimy się jutro,-powiedziała Nora. Zaza skłoniła się z szacunkiem, wzbiła się w górę i odleciała. Nora, zwróciła się do partnera.- Zajmę się z Lajlą przeliczeniem stad antylop i zebr, oraz terenem góralków, antylopami i wylewem wody.
-Będziesz zmęczona, kochanie,-westchnał Kisu i udowodnił swoją miłość, wielkim całusem w policzek. Lwiątka ,ich dzieci, skrzywili się, więc rodzice się zaśmiali.
-Zajmę się więc krokodylami, nosorożcami wraz z Ndoto. Wyślę też lwy na patrol terenu i porozmawiam z Rafą o przypadkach.
I jakby zapomnieli na chwilę o dzieciach, spojrzeli nagle w ich kierunku z otwartymi oczami. Dzieci uśmiechnęły się szeroko.
-No dobrze, idzcie się już bawić, tylko nie za długo,-upomniała z uśmiechem Nora i każde z dzieci pocałowała, nim skierowała się ku schodom. Kisu rzucił za nią spojrzenie pełne miłości, zwrócił się do dzieci:
-Co będziecie dzisiaj robić?
-Same nudne rzeczy,-powiedział Mfalme
-Jakoś wam nie wierzę,-z niepokojem zaśmiał się Kisu, następnie odchodząc.
Mfalme i Kira westchnęli z ulgą i po chwili oboje biegli w stronę granicy. Mieli spotkać się z resztą w jaskini, gdzie kiedyś Lajla spotykała się z ukochanym Msimu.
Po drodze prowadzili dyskusję.
-Współczuję ci, że przez resztę życia będziesz musiał wysłuchiwać nudnych raportów Zazy,-zaśmiała się Kira, łapiąc oddech i przebierając łapkami po ziemi.
Odgłos ich kroków obijał się głucho o ziemię. Łapki odmawiały Mfalme posłuszeństwa, ale oddech był równy.
-Nie wiem jak to zniosę .Może moja małżonka będzie to robić. Miałem z tatą rozmowę o lwicach...
-O pszczółkach i kwiatkach?-rzuciła księżniczka, chodz nie wiedziała, co to oznacza.
Mfalme potrząsnął głową, marszcząc brwi.
-Coś czuję, że mogli mnie zaręczyć, a ja nic o tym niewiem
-Myślisz, że mnie też?
-Nie sądzę.Jesteś wolną księżniczką.

Gdy znalezli się na granicy, blisko jaskini, spotkali lwiątka, które rzuciły na nich spojrzenia ciekawości i  żalu że się spóznili. Książęta za przyjaciółmi weszli do ciemnej jaskini.
-Dziękuję, wam za przybycie. Pamiętajcie, że nie ważne kto wygra, każdy z was pozostaje moim przyjacielem i powinnien chronić Krąg Życia.
-Mów już!-odparła Giza, zniecierpliwiona, za co siostry na nią syknęły.
-Przejdzmy do rzeczy... chciałabym, by na miejsce najsilniejszego wskoczył....... Hakimu, mimo twojej siły, zaniepokoiłam się tą nieudaną bitwą z krokodylem. Nie to, że nie jesteś silny, jesteś, ale od początku chciałam na to stanowisko Nguvu, tylko musiałam go sprawdzić,-uśmiechnęła się w stronę lewka,więc syn Teo posłał jej również uśmiech, zadowolony z jej decyzji.
Syn Ndoto fuknął , uderzył ogonem o ziemię,ale cierpliwie siedział, gdy mówiła dalej.
-Wybór bystrookiego był dla mnie oczywisty. Jedynym lewkiem ,który zdał egzamin był Jicho!
Kuzyn znieruchomiał.Myślał ,że to żart, dopuki Kira nie uśmiechnęła się do niego-ona była zbyt cudowna, by móc go okłamać.
Przyjął więc pogratulowania i wyprostował się dumnie. Mama miała rację, mam dobry wzrok. Czy będę jednak dobrze służył Lwiej Gwardii? Strasznie się boję, jestem przecież tylko małym lewkiem.Nie masz już jednak wyboru... Dla Kiry. 

-Na miejsce najodważniejszego, miałam zbyt wielu kandydatów-Jasiri, Hakimu, Luna, Lea, Adele.Wybór należał do tych najtrudniejszych, ale ponownie posłużyłam się sercem. Myślę, że z Jasirim będzie mi dobrze w grupie, wielokrotnie mi pomagałeś,-powiedziała z uśmiechem.
Hakimu znów fuknął wściekły, podobnie obruszyła się Luna mocno zawiedziona, natomiast Kukaa podbiegła by pogratulować bratu, z którego oczu zamiast sarkazmu błyszczała duma ,radość i coś jeszcze czego nie można było rozpoznać.
-Na miejsce najszybszego wchodzi Kukaa, czyli jedyna lwiczka ,która biegła bez ani jednego draśnięcia, zbyt mocnego zmęczenia i z uśmiechem na pysku!-ogłosiła triumfalnie Kira.
Kukaa poczuła, jak brat ją mocno przytula. Nie zdołała powstrzymać się od uśmiechu. Większość lwiątek wyszła i w jaskini została tylko część.Oczywiście, nikt nic nie powie władcą. Mfalme, Kukaa, Kira, Jasiri, Nguvu, Hakimu, Jicho. Przytulili się po przyjacielsku z radością.
-Dziękuję, Kira!-powiedziała Kukaa
-To ja dziękuję,-Kira odsunęła się, by spojrzeć po lewkach. Była taka dumna. To jest jej Lwia Gwardia,tak długo oczekiwana. Zaufani towarzysze, najlepsi z najlepszym. Poczuła, że znamie Lwiej Gwardii znów się pojawiło, więc podeszła do wybranych przez siebie członków drużyny, by dotknąć ich boku. Na złotym ramieniu, brązowym, szarawym, jasnobrązowym pojawiły się znamiona, wielkie i wywołujące prawdę o stanowisku.
-Witajcie moja Lwia Gwardio,-odpowiedziała Kira, wyprostowując z dumą pierś,-To co przed nami stanie, będzie trudniejsze niż wszystko inne w naszym krótkim życiu, ale warte wysiłku. Dziękuję, że jesteście. Widzimy się na pierwszej misji jutro, a na razie odpocznijmy.
Opuścili jaskinię, by skierować się ku Białej Skale.
Kira podeszła bliżej brata Jicho.
-Wybacz, Haki , że cię nie wybrałam. Nie zrozum tego zle, miałam już swoich kandydatów, których chciałam sprawdzić z resztą. Biegłeś szybko, jesteś silny, odważny, ale to nie to.
-Rozumiem, Kira, nie mam do ciebie żalu,-powiedział syn Imani,-Z resztą czuję, że moja droga wiedzie mnie gdzie indziej,-spojrzał w zamyśleniu na horyzont,-Cieszę się, że mój brat się przysłuży.
-Zostaniesz moim przyjacielem dalej?
Hakimu spojrzał na nią z błyskiem w oczach.
-A czy zebry mają paski?
Kira się zaśmiała. Dotknęła go bokiem , by pózniej dogonić brata i zrównać z nim i córką Amary kroki.

Znamia zniknęły, gdy tylko przekroczyli jaskinię białoziemców. Czekał na nich jeszcze świeży obiad, za który się wzięli. Słońce górowało i mieli cały dzień na zabawy jeszcze jako lwiątka. Jutro. Wszystko poczeka do jutra-pomyślała Kira, zatapiając kły w  mięsie, by zniknął głód i stres, który przez cały poranek ją dotykał. O ile Jicho martwił się, czy będzie dobrym strażnikiem, Hakimu by odszukać własną drogę, to Kira o to, czy nie zawiedzie.


Rozdział 124 [maraton 1/5]



Dzień był słoneczny, tak więc każdy mieszkaniec Białej Ziemi postanowił spędzić go leniwie. Nora, Lajla i książęta postanowili położyć się na skałkach i trochę porozmawiać. Jednak lwiątka.. (jak to lwiątka).. zaczęły się bawić. Kira i Mfalme wskakiwali na siebie, gryzli lekko, po czym odskakiwali.Nora i Lajla przyglądały im się z rozbawieniem, a królowa cieszyła się z chwil które mogli przeżyć razem.


Po skończonej zabawie, Nora zgarnęła do siebie dzieci, żeby je umyć. Pierwszy był Mfalme. Książę nie znosił kąpieli, więc odskoczył przerażony, wywołując śmiech u leżącej na skale Lajli. 
Kira natomiast, poddała się czułością języka matki, czyszczącego jej futro.

-Hej,Kira!- Jicho biegł w stronę przyjaciółki, przebierając niewielkimi łapkami. Zatrzymał się przy Lajli, spoglądając także na Norę.
-Dzieńdobry ciociu Noro i ciociu Lajlo.
-Witaj, Jicho, co u mamy?-spytała Lajla
-Odpoczywa razem z tatą nad wodopojem .Chciałem zabrać tam także Kirę i się pobawić.
-A mnie,-Mfalme zrobił obrażoną minę.
-Wybacz ,ale Kukaa czeka na ciebie na polanie. Bawi się z Nguvu i moim bratem w królestwo i prosiła, czy byś do nich nie dołączył.
Mfalme oczy się zaświeciły.
-Już pędzę.
Kira zaśmiała się za nim, a Nora spogląda z czułością.
-Mogę iść mamo?
-Tak
Kira pocałowała swoją mamę, by pózniej odbiec za przyjacielem.

Gdy znalezli się poza zasięgiem słuchu lwic, Jicho westchnął.
-Tak naprawdę, wcale nie idziemy nad wodopój.
-Nie?-zdziwiła się, chodz podejrzewała, że to może nie być do końca prawda.
-Chcesz ryk przodków, to ja ci go załatwię. Idziemy głębiej w Miejsce Skał.
-To ostatnio nie podziałało, a Nguvu...-zaczęła Kira
-Tym razem idziemy tam ja ,ty i Jasiri. Nguvu zgodził się pilnować reszty.
-A Hakimu?
-Nie pakujmy go w to. Boję się, że naskarży mamie,-Jicho przegryz brew,-nie bierz mnie za kłamczucha, chce po prostu pomóc ci spełnić marzenie.
Kira zbliżyła się i ucałowała jego policzek.
-Dziękuję.

Puścili się biegiem, by jak najszybciej znalezć Jasirie'ego, który miał czekać u stóp Białej Skały.Trójką mieli następnie udać się na zakazany teren.
***
-Dobra, pośpieszcie się,-ponagliła Kilio
Lwiątka idące za nią, szły dzielnie, ale nieszczęśliwe, że dzisiaj ominie ich zabawa.
-Posłuchajcie, trening podstaw walki jest bardzo istotny. Zaczniemy od czegoś łatwego.
-Dobrze,-skinęła głową Giza
Przeszły jeszcze kilka kroków, wzdłuż sawanny, aż otwarła się przed nimi niewielka polanka blisko granicy. Roiła się od kamieni i drewna. Lwiczki spoglądały na siebie zaniepokojone. Adele chciała już się odezwać, ale Kilio jej przeszkodziła.
-Obserwujcie mnie,-lwica oddaliła się o kilka kroków. Pokazała najłatwiejsze ruchy. Zmrużyła oczy, gdy spojrzała na uczennice.-Dobierzcie się w pary.
-Ok,-odpowiedziała nagle Nzuri.
Lwiczka podbiegła do Adele, a Giza do Lea, Luna dobrała się w parę z Zarą, której siostra akurat dzisiaj została w jaskini. Kiedy pary były dobrane, Kilio zarządziła krótką rozgrzewkę:czyli bieg. Po wszystkim, miały powtórzyć ruchy lwicy, póki im nie wyjdą. Nie były to dziecinne zapasy, a prawdziwe szkolenia, które mogły w przyszłości ocalić im życie.
Lwiczki więc zawzięły się, by uważnie słuchać, działać szybko i wykonywać polecenia Kilio.Między lwiątkami narastała więz.
***
Jasiri czekał na nich u stóp Białej Skały. Znudzonym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń i dopiero, gdy podeszli bliżej, a Kira pomachała, zwrócił na nich spojrzenie.
-Gdzie wy byliście? Jesteśmy już spóznieni.
-Spokojnie, zdążymy,-powiedziała Kira
-Co zdążycie?
Za nimi rozległ się dorosły ,znajomy głos i Kira z westchnieniem odwróciła się w stronę ojca. Król wpatrywał się w nią uważnie i z lekkim uśmiechem. Kira także się uśmiechnęła i przytuliła ojca.
-Nad wodopój, wasza wysokość,-powiedział Jicho, winiąc się, że znowu musi kłamać. Nie znosił tego, ale to była siła poważniejsza.-Czeka na nas cała banda przyjaciół, który chcą już rozpocząć zabawa.
-O której wrócisz córeczko?
-Postaram się na kolacje, tatku-szepnęła lwiczka, wtulając się jeszcze raz w ojca. Kisu polizał ją za uchem, a pózniej Kira odbiegła wraz z lwiątkami.

Biegli, chodz łapki odmawiały im posłuszeństwa, żeby przed zachodem wykonać misję, czyli odkryć w Kirze ryk przodków. Nad wodopojem, musieli uważać, by nikt ich nie odkrył. Kukaa i Mfalme ganiali się z wrzaskiem, a Hakimu i Nguvu prowadzili rozmowę.
Trójka lwiątek szybko biegła w stronę granicy, nie zważając na zaciekawione spojrzenia zwierząt. Każdemu towarzyszyły inne uczucia.Jasiriemu ciekawość, Jicho strach, a Kirze chęć udowodnienia. Gdy trójka lwiątek przekroczyła most graniczny, znajdując się w Miejscu Skał, Kira westchnęła z ulgą.
-Kto prowadzi?
-Może ja,-zaproponował Jicho,-mam najlepszy wzrok z was wszystkich
-Nie wątpie. Ok, ja idę na końcu,-powiedziała prostując się lwiczka.
Przepuściła Jicho, Jasiri był za nim, a ona ostatnia i właśnie tak podążyli  dalej po suchej, niby niezamieszkalnej ziemi. Lwiątka rozglądały się wokół, wypatrując oznak chodzmy najmniejszego zwierzęcia.
-Kira?-księżniczka spojrzała na Jasiri'ego,-Kto ma cię zaatakować?
-Może hiena?
-Wiesz co... na to już chyba za pózno!-krzyknął Jicho i odskoczył do tyłu, kiedy jakiś krokodyl wyszedł z wody, dość czystej i zbliżał się do nich powoli, a za nim jego towarzysze.

-Dobra ,Kira, masz okazje. Ryknij!-powiedział pośpiesznie Jasiri, jeżąc sierść i syknął ostrzegawczo. Jicho cofnął się, ale także wystawił pazury. Jasiri stał natomiast nieugięty, kiedy zwierzę niebezpiecznie zbliżało się. Kira wzięła głęboki wdech i zaryczała. ...a właściewie pisnęła.
Jasiri stłumił wybuch śmiechu, bo akurat krokodyl zaatkował ich potężną łapą.
-Mówiłeś, że ma ryk!-powiedział nagle Jasiri, odpychając Kirę.
 Księżniczka zmierzyła go wzrokiem wściekłym.
-Bo mam,-ponownie spróbowała, ale znów wydobył się tylko pisk,-Niech to.!!
-Kira, uważaj!-krzyknął Jasiri.
Księżniczka Kira odskoczyła do tyłu ,ratując się przed kolejnym uderzeniem, Jasiri ne miał tyle szczęścia i został odepchnięty mocno do tyłu, o mało nie przywalił w skałę. Lewek wstał jednak, by u boku księżniczki stanąć do boju z krokodylami. Jicho stał za nimi, strosząc sierść i warcząć. Jasiri zmrużył oczy.
-Uciekamy?
-Tak. Nie ma co więcej ryzykować.
Krokodyle wpatrywały się w nich uważnie, pomału obkrążając lwiątka. Kira dała znać i jej towarzysze pobiegli za nią , mijając drapieżniki. Popędzili w stronę wody. Szybko wskoczyli na jedno z niskich drzew, wspinając się na jego szczyt. Pod ich ciężarem niebezpiecznie się ugięło.
-Co.. co teraz?-spytał młody Jicho.
Jeden z krokodyli położył łapy na drzewie, a reszta podpłynęła do niego, poruszając ogonami łuskowatymi. Cała trójka wpatrywała się w lwiątka jak smakowity kąsek.
-Pomocy!-krzyknął Jicho, a Kira mu zawtórowała.
Jasiri zaatkował jednego w pysk, małymi pazurami i szybko się cofnął. Kira rozejrzała się poszukując jakiegoś miejsca do ucieczki.
Jest, obok była gałęzia!
-Skaczcie za mną. Na tą gałąz!-powiedziała szybko .Przygotowała się do skoku jako pierwsza. Gdy bezpiecznie stanęła na gałęzi, Jicho wskoczył za nią, a Jasiri miał zamiar jako ostatni. Jednak wtedy gałąz na której stał się złamała i lewek poleciał w dół, prosto do krokodyli.
Jasiri chodząc w zimnej wodzie, która lepiła mu się do łap, równocześnie starał się unikać ciosów krokodyli.
-Jasi!-krzyknęła Kira.
Księżniczka zacisnęła zęby. Była księżniczką i nie mogła pozwolić na śmierć jednego ze swoich. Nawet jeśli nie będzie królową, nie pozwoli skrzywdzić jej przyjaciela i członka stada.
Jasiriego dopadały już krokodyle, gdy Kira rzuciła się na ziemię, u jego boku. Warknęła gardłowo,a następnie cofnęła jedną łapę do tyłu i zaryczała. Tym razem z sukcesem . W chmurach pojawiły się głowy lwów, które zaryczały wraz z nią i wiatrem. Kira zamknęła oczy rycząc tak jak potężny dorosły lew. Krokodyle poleciały do tyłu. Jasiri ledwo utrzymał równowagę, a Jicho wpatrywał się w księżniczkę zaskoczony.
On także zeskoczył do nich. Kira z niedowierzaniem wpatrywała się w swoje odbicie. Jej zielone oczy lśniły.
-To było coś!-powiedział z uśmiechem Jasiri
-Niezwykłe,-powiedział Jicho,-Kira, udało się, zdobyłaś ryk pradawnych!
Kira uśmiechnęła się do swoich towarzyszy.
-Nam się udało. Dziękuję wam.-uniosła do góry głowę,-Wiecie co, powiedzmy to Nguvu, a następnie skierujmy się do Matibabu.Myślę, że powinna o tym wiedzieć.
Lewki entuzjastycznie pokiwali głowami.
-O, i nie mówcie o tym nikomu.
-Jak sobie życzysz, księżniczko,-zaśmiał się Jasiri.
Jicho tylko skinął głową, następnie ruszył za dwójką lwiątek, kierując się z powrotem na bezpieczną Białą Ziemię znajomą drogą. Jego serce dalej biło z emocji. Nigdy tego nie zapomni, podobnie jak pozostała dwójka.
***
-Co to było?-Kisu podbiegł szybko by stanąć obok Nory na szczycie Białej Skały i oboje z niedowierzaniem wpatrywali się w wybuch w Miejscu Skał. -Mam wysłać patrole?
Nora już miała się odezwać, ale właśnie wtedy wrócił Mfalme z resztą lwiątek, oprócz Nguvu. Książę śmiał się w najlepsze, ale kiedy zobaczył rodziców ,tylko się uśmiechnął.
-Mamo, tato, nie wiecie gdzie Kira?
-Miała być z tobą, synku i resztą lwiątek,-powiedziała miło Nora, ale i podejrzliwie.
Mfalme pokręcił przecznie głową.
-Nie było jej.
Kisu westchnął.
-Czyli patrol poszukiwawczy. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
Nora położyła ogon na ramieniu partnera.
-Wstrzymaj się z tym. Wiem, co to było i gdzie będzie nasza córka.
Zaciekawiony posłuchał słów białej lwicy, po czym oboje zeszli z Białej Skały z kamiennymi pyskami.


Cześć.
Nawet nie macie pojęcia, jak ciężko i długo pisało mi się ten rozdział.Dlatego jest taki krótki i... po prostu nieciekawy. Musicie mi jednak wybaczyć, bo mimo wszystko, ten rozdział musiał się pokazać. Odkrycie ryku przodków, jest ważne dla fabuły i historii naszej Kirci.  Rozpoczynamy również maraton, czyli pięć części z których większość pisało mi się bardzo trudno. 

Pozdrawiam was serdecznie :)