poniedziałek, 29 lipca 2019

Ponieważ dopiero testuję tą stronę, prosiłabym, że jeśli nie wyświetli ci się drzewko, to poinformuj mnie o tym.
Z góry dziękuję i zapraszam do zapoznania się z korzeniami białoziemskiej rodzinki.

Ps: Nawet imię ojca Wise podałam 😮

Ps2: Stworzyłam również drzewa genealogiczne Uasi i Uru, są dostępne na tym blogu
 ---> https://krollewgwiazdynaniebie.blogspot.com/

sobota, 27 lipca 2019

Rozdział 144

Wise

Dotknęłam łagodnie nosem małej jasnej lwiczki. Agenti otworzyła powoli oczka. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, po czym obudziłam również Mfalme. Kukaa także się obudziła, ale nic nie powiedziała, nie chcąc budzić stada. Agenti i Mfalme wyszli za mną z jaskini. Całą trójką skierowaliśmy się w stronę jej czubka. Z Mfalme pewnie usiedliśmy, natomiast Agenti z lekkim strachem, schowała się za łapami mojego wnuka. Prawda, widok z dołu mógł wywołać lęk wysokości. 
Gdy tylko słońce zaczęło wschodzić, rozpromieniając swoimi pomarańczowo-złotymi promieniami całą sawannę, popchnęłam Agenti bliżej, by mała mogło pochłonąć ten widok.
Jej oczka otworzyły się szerzej. 
-Łał!
-To słońce. Widzisz jak opromienia nasze królestwo, Białą Ziemię? Ono wschodzi gdy rodzi się nowe życie i zachodzi gdy Krąg Życia musi opuścić nowa istotka. Tak samo jest z czasem każdego władcy.
-Co to jest Krąg Życia?
-Widzisz Agenti, wszystko co widzisz, żyję że sobą w idealnej harmonii,-tym razem odezwał się Mfalme,-Każda istota jest ważna, od małej mrówki, po antylopę. Jesteśmy otóż złączeni w Kręgu Życia. Żywimy się antylopami, a po naszej śmierci wyrasta na nas trawa, którą właśnie one jedzą. 
-A co to jest ta straszna ziemia?-wskazała ogonkiem.
-To Miejsce Płomieni. Nie możesz tam chodzić, gdyż często wybuchają pożary. Obok jest Miejsce Skał, gdzie mieszkają hieny, natomiast tam daleko, jest Biała Przystań, prowincja. 
-Boję się, że wszystkiego nie zapamiętam,-pisnęła i ziewnęła zmęczona.
Dotknęłam jej nosem.
-Jesteś jeszcze bardzo malutka. Nikt nie oczekuję od ciebie, że zapamiętasz wszystko od razu.
-Będę mogła wyjść nad wodopój?-zwróciła się do Mfalme.
Lew pokręcił głową.
-Gdy będziesz miała sześć miesięcy.
-Ale to tak dużo czasu,-załkała.  Po chwili jednak znów się uśmiechnęła, gdy Lea wróciła z polowania niosąc w pysku góralka. Agenti podbiegła do niej, wymienić się nowinami.
Wstałam, polizałam Mfalme za uchem.
Chciałam skierować się prosto do jaskini, ale wcześniej zatrzymała mnie Nyeusi. Byłam zdziwiona, że tak wcześnie wstała.
-Cześć, Nye.
-Wise, muszę ciebie zapytać o radę. Uważasz, że Kilio jest gotowa by zostać główną lwicą walczącą? 
Zdziwiłam się odrobinę. 
-Um... to twoja decyzja... myślę, że jest silną i dobrze walczącą lwicą.
-Też tak myślę. Nie ma co ukrywać Wise, mamy już cztery lata. Pora odpocząć.
-Masz jeszcze dużo siły by walczyć,-uśmiechnęłam się ciepło.
-Oczywiście, że mam. Zajmę się patrolowaniem. Poza tym, nie chce oddalić się od ciebie i Taje.-po czym dodałam,-Poszukam Nory. Poinformuję ją o tym.
Pożegnałam się z nią machnięciem ogona.
Wróciwszy do jaskini, zdecydowałam się porozmawiać z Kambą.

***
Narrator

Nora miała dzisiaj pełne łapy roboty. Już od rana musiała wysłuchać długiego raportu i jeszcze przed śniadaniem, ruszyć z Kisu pogodzić skłócone zwierzęta.
Tak więc dopiero gdy słońce unosiło się na najwyższym punkcie, mogła wrócić na Białą Skałę. Zastała tam Hakimu, rozmawiającego z Imani. Ślepa lwica miała zmartwiony wyraz pyska, ale kiwała głową.
-Nora, musimy porozmawiać o Kilio,-Nyeusi podeszła do Nory, tłumacząc co i jak. Nora zgodziła się, mając pewność, że Kilio II została dobrze wyszkolona.

Ndoto przytulił się do boku siostry, gdy ta stanęła w wejściu do jaskini.
-Zanim pójdziesz odpocząć, musisz zatrzymać Hakimu!
-A co się stało?-Nora od razu przeniosła spojrzenie na syna Ndoto, który teraz przestał rozmawiać z Imani i twardym wzrokiem spoglądał na ojca.
-Chce opuścić stado.
-Dlaczego? Zle ci tutaj?-Ndoto wyglądał na poważnie zranionego, ale Nora nie mogła mu się dziwić. Stracił przecież syna, Jicho, w wojnie z Johari. Czuła się tak jak on-tylko że ona straciła córkę. Nora westchnęła. Czy ona zachowałaby się podobnie gdyby chodziło o Mfalme?
-Mówiłem ci już. Planowałem to jeszcze przed wojną, ale musiałem się wstrzymać. Pragnę tego od tylu miesięcy. Chce wyruszyć w podróż, zaznać czegoś nowego.
-Boję się o ciebie, Hakimu. A co jeśli coś ci się stanie?-Imani polizała syna za uchem.
-Obiecuję, że nic mi nie będzie. Pewnego dnia was odwiedzę. Zrozumcie mnie.
-To twoje życie Hakimu,-Kisu stanął u boku białej lwicy.
-Ndoto, Imani, wiem co czujecie, ale ta tragedia nie może decydować o losach reszty naszych lwiątek. Każdy ma prawo do szczęścia. Poza tym, czyżbyś braciszku zapomniał o Nel, Hurumie? 
Ndoto pokiwał smętnie głową, a Imani ponownie polizała syna.
-Zawsze będziesz mógł wrócić do stada. Biała Ziemia na zawsze pozostanie twoim domem,-Nora uśmiechnęła się życzliwie.
Hakimu przytulił mocniej matkę, po czym wykonał podobny gest do ojca i Akili'ego, który dopiero co wyszedł z jaskini.  W oczach Hakimu odbijała się niezwykła pewność swojej decyzji. 
Wise również opuściła jaskinię, słysząc zamieszanie. 
-Niech przodkowie się tobą opiekują, mój kochany,-dotknęła nosem nosa Hakimu.
-W takim razie... żegnajcie. 
Lea, zbliżyła się do boku Hakimu, ocierając o niego z miłością. Lili i Furaha wpatrywali się w córkę zatroskanym wzrokiem. Do Wise szybko dotarło... oni wiedzieli od samego początku!  
Do przewidzenia było to, że Lea wyruszy ze swoim partnerem. Lwica kochała Białą Ziemię i biała lwica domyśliła się, że opuszcza ziemię tylko by być z Hakimu.
-Będziemy za wami tęsknić,-odezwała się Lea.
Nora pokiwała głowę. Całe stado teraz zgromadziło się obok, by pożegnać podróżników. Luna nie kryła emocji, gdy przytulała przyjaciółkę.
Lea i Hakimu, szybkim krokiem zeszli z Białej Skały. Dwójka lwów, łącząc ze sobą ogony, skierowała się w stronę granicy. Ich podróż miała się rozpocząć. 

***

-Korzystając z tego, że jesteśmy wszyscy razem,-Nora odetchnęła głęboko. Łapy ją strasznie bolały od ciągłego ruchu, a dzień jeszcze trwał. Do tego tęskniła już za Hakimu i Leą. Zastanawiała się już, jak potoczą się ich losy. Czy to tylko Lea jako lwica polująca będzie łapać zwierzynę? Czy Hakimu będzie bronił ich oboje? Gdzie zajdą?  Wiele pytań musiało jednak poczekać bez odpowiedzi. Kontynuowała, skupiając na sobie wzrok zaciekawionego stada. -Idąc za prośbą Nyeusi, chciałabym powołać nową Główną Lwicę Polującą.
Wśród stada rozległy się szepty zaskoczenia. Kilio II otworzyła szerzej oczy. Nyeusi wyprostowała się z dumą.
-Nyeusi dziękuję ci za wierną służbę. Nauczyłaś wiele lwic walki, dzięki czemu Biała Ziemia może cieszyć się wspaniałymi lwicami walczącymi.
Nyeusi skinęła głową. Wystąpiła o kilka kroków na przód.
-To był zaszczyt służyć stadu. Za moją następczynię uznaję Kilio. Jest gotowa by nauczać dalej.
Kilio wystąpiła do przodu, by stanąć obok mentorki. W jej oczach odbijało się zdziwienie.
-W takim razie... Nyeusi, czy  Kilio jest gotowa?-spytała oficjalnie,-Przekazujesz jej status Głównej Lwicy Walczącej?
-Przekazuję.
Nyeusi i Kilio zetknęły się nosami. Wśród stada rozległy się okrzyki radości. Lwice walczące podeszły bliżej, by pogratulować.
Nora oparła się o Kisu, więc lew polizał ją za uchem.

***

Pod zachodzące słońce, lwice polujące upolowały obfity posiłek dla całego stada. Białoziemcy najedli się posiłkiem z antylop, rozmawiając ze sobą po kilku gryzach. Coś jednak wciąż było niespokojnego, więc Wise opuściła jaskinię. Od razu skierowała się na czubek Białej Skały. 
Coś przykuło jej uwagę, więc biała lwica wysiliła wzrok. 
Zaryczała następnie ostrzegawczo. Niewiele pózniej, całe stado zgromadziło się przed jaskinią. Nora i Kisu wdrapali się na czubek skały, za nimi poszli Ndoto, Lajla i Mfalme.
-To chyba ktoś obcy!-Wise ogonem wskazała na granicę, gdzie biała sylwetka przybliżała się coraz bliżej.
-Tylko nie mówcie, że to kolejny antagonista,-Kisu warknął pod nosem. Skierował się do stada,-Kilio możesz się sprawdzić. Wez swoje lwice i otoczcie całą Białą Skałę. Nora, myślę, że my pójdziemy to zbadać.
-Pójdę z wami,-Wise skinęła pewnie głową. Mto postanowił również dołączyć. 
Cała czwórka skierowała się w dół na sawannę.

Puścili się biegiem w stronę granicy.

Biała lwica, która coraz szybciej przesuwała się w ich stronę, miała granatowe oczy połyskujące nawet w świetle zachodzącego dnia. Jej oko przesuwała potężna blizna. Sama lwica sprawiała niebezpieczne wrażenie, więc Kisu i Mto warknęli, a Nora wystawiła pazury. Lwica nie zdziwiła się ich widokiem, gdy zatrzymali się obok niej. Sprawiała wrażenie wręcz obojętnej.
-Kim jesteś i co tutaj robisz?!-syknęła Nora, prostując się.
-Oh, idę zapolować.
Nora musiała kilkukrotnie zamrugać, by przetrawić tą informację. Ależ ona była bezczelna. Zauważyła, że nie dość, że nie skłoniła się z szacunkiem jak to miały w zwyczaju robić stada, gdy odwiedzały obce ziemie, to jeszcze nie widziała problemu w polowaniu bez zgody.
-To nasza ziemia, nie możesz tu polować,-córka Wise starała  się by jej głos brzmiał spokojnie,-Jak ci na imię?
-Exile.
"Wygnanie"-pomyślała z goryczą Wise. Nie chciała jednak od razu skreślać lwicy, więc zapytała:
-Gdzie twoje stado?
-Spędzaliśmy czas na pustyni,-wzruszyła ramionami,-Zaczęła się burza i się rozdzieliliśmy.
-Jak chcesz pomożemy ci ich szukać?-zaproponował z naciskiem Kisu.
-Nie ma takiej potrzeby,-wywróciła oczami,-Nie jesteśmy jakimiś małymi lwiątkami.
Exile odwróciła się, by odejść w inną stronę.
-Poczekaj, nie możesz dalej polować!
-Dlaczego nie? Przecież wiecie jak się nazywam, a jedna antylopa nie zrobi wam różnicy,-mruknęła.
-Powinnaś chociaż poprosić!-Nora przewróciła oczami,-Poza tym, już moje lwice dzisiaj polowały, a jednak trzeba dbać o Krąg Życia.
-Krąg Życia,-fuknęła Exile, uderzając ogonem o ziemię.
-W takim razie, może masz ochotę zostać dzisiaj na noc na Białej Skale?-Wise ponownie odezwała się miło.
Exile otworzyła pysk, by coś odpowiedzieć, ale natychmiast go zamknęła. W sumie czemu nie?
-Dobrze. To miłe.
-Mamo,nie wiem...
Wise położyła ogon na ramieniu córki.
-Chodz Exile, myślę, że na góralki możesz zapolować. 
Exile skinęła głową. Poszła za Wise głębiej w terytorium Białej Ziemi. Nora, Kisu i Mto wpatrywali się chwilę w ślad za nimi.

Wise zaprowadziła Exile do miejsca, gdzie zwykle można było spotkać góralki. Exile była szybka w działaniu. Z łatwością upolowała dwójkę góralków, które szybko zjadła. Biała lwica z blizną oblizała pysk.
-Więc... jak się nazywasz?
-Jestem Wise.
-Mądra? Cóż... nie zaprzeczę. Zostanę tutaj na noc,-spojrzała na horyzont,-Mam nadzieję, że Mwzo jest bezpieczny i nie oddalił się by mnie samemu szukać. Wiesz, jesteśmy wędrownym stadem.
-Mwzo to twój partner?
-Oczywiście,że nie,-prychnęła Exile,-To mój syn.
-Wędrowne stado? Mój jeden z wnuków dzisiaj wyruszył w podróż.
-To co innego... My składamy się z wyrzutków.
-Wyrzutków?-Wise wybałuszyła szerzej oczy. 
Exile zjeżyła sierść na grzbiecie, ale jej wzrok się nie zmienił. Nawet otarła się o bok Wise, by ją zachęcić, by się nie bała.
-Dobrze. Um... w takim razie cię jutro odwiedzę. Oprowadzę cię jeśli chcesz.
Exile zmrużyła oczy, ale pokiwała głową. 

***

Następnego dnia tak jak było ustalone, Wise zabrała Exile na zwiedzanie. Do tego Kilio rozpoczęła swój pierwszy trening jako Główna Lwica Walcząca. 
Wszyscy zajęci swoimi obowiązkami, nie zauważyli nawet, że przez granicę przeszły dwie lwice. Jedna z nich była bura, z ciemniejszymi uszami , druga natomiast jasna z paskiem na głowie , czerwonymi oczami i kolczykami w jednym ucho.
-Znajdziemy ją



********************
Cześć! To już dwa rozdziały w ciągu jednego dnia i do tego oba z najnowszego sezonu! 
Exile jest główną bohaterkom jednego z moich blogów. Co do Hakimu i Lea, jeszcze pojawią się na Białej Ziemi. Podobał się rozdział?
Pozdrawiam! 

Rozdział 143

Słońce jest znakiem wolności, nowego życia. Codziennie wschodzi, rozpromieniając swoim blaskiem sawannę. Daje ciepło. Obserwując je, czujemy, że Krąg Życia będzie trwał...

Po wielkiej wojnie z Johari, stado powoli wracało do siebie. Opłakiwaliśmy zmarłych i współczuliśmy ich rodzinom. Imani by nie dać się zbytniemu smutkowi, skupiła się na wychowywaniu Akili'ego. Często razem opuszczali jaskinię. Lwie matki również skupiły całą uwagę na swoich pociechach. Oprócz tego, większość rzeczy wróciło do normy: lwy i lwice walczące dalej trenowali, lwice polujące wciąż chodziły na łowy, a Nora i Kisu dzielnie wykonywali swoje obowiązki.

Biała Ziemia wciąż była piękna. Pełna wodopoji, zwierzyny, białych kwiatów, miejsc które cieszył się uwagą. W Miejscu Skał zaczęła rosnąć niewielka trawka, zachęcając zwierzęta do częstej wizyty, zwłaszcza przez czystą wodę. Hieny też nie stanowiły już problemów.

Przez ten tydzień, wybuchł tylko jeden pożar w Miejscu Płomieni, narodziły się nowe stworzenia i... wszystko pokrył spokój. Oprócz żałoby, przepowiednia dana Lwiej Gwardii się spełniła. Nie było zła. I to był jeden ze znaków, dlaczego znów zaczęłam  wierzyć w przodków.

***

Uniosłam głowę, którą wcześniej miałam na łapach. Zamrugałam kilkukrotnie. Leżałam na podwyższeniu, koło legowiska Nory i Kisu. Obojga już nie było, podobnie jak Ndoto i Lajli, więc domyśliłam się, że wybrali się na patrol. Na podwyższeniu zostali tylko Mfalme i Kukaa, wciąż pogrążeni w śnie. Poczułam ogromny smutek, widząc jak Mfalme pod łapami ma kawałki ściółki z legowiska Kiry. Pewnie wciąż czuł tam jej zapach... 
Coś poruszyło się obok nich. Ciało malutkiej jasnej lwiczki wysunęło się z łap córki Amary. Wdrapało się na jej grzbiet, by ugryzć ją w ucho. Kukaa wydała z siebie cichy jęk, po czym łapą dotknęła boku Mfalme.
-Mała się obudziła.
-Przed wschodem słońca, ty się nią opiekujesz.
-Już dawno po wschodzie,-zaśmiałam się.
Lwice polujące wstały na równe łapy i za Idią opuściły jaskinię.
Mfalme otworzył jedno oko, by na mnie spojrzeć, po czym przeciągnął się. Złapał Agenti za skórę na karku, by Kukaa mogła usiąść. 
Kukaa uśmiechnęła się, a jej wzrok stał się pełen miłości. Polizała malutką. Agenti zachichotała.
-Tato, chodz, poobserwujemy wschód słońca!
-Już dawno po wschodzie,-westchnął Mfalme, spoglądając na wyjście z jaskini.
-Zabiorę cię jutro, Agenti,-wstałam z miejsca. 
Niewiele czasu pózniej, lwice polujące wróciły z dwoma zebrami. Stado zebrało się, by zjeść. Akurat moje dzieci i Kisu również wrócili. 
Zebra była bardzo dobra. Zrobiłam się od razu senna. Na szczęście zauważyłam Taje i Mto. Podeszłam do dwójki lwów.
-Co powiecie na spacer?
-Jestem za,-rozległ się za mną nowy głos. Odwróciwszy się, dostrzegłam Kiona, który przytulił  mnie z uczuciem.
-Czyli wszystko ustalone. Może pójdziemy do granicy?-Taje przytuliła się bokiem do Mto, który skinął głową. 
Ruszyliśmy w stronę wyjścia z jaskini, by pózniej skierować się na sawannę. 

***
Narrator

Lajla i Msimu również postanowili wybrać się na spacer, miał im towarzyszyć Hodari. Lwy walczące i lwice walczące skierowały się na trening. Hodari nie miał dzisiaj ochoty na trening, więc jedynie pożegnał się z Kilio. 
-Tęsknię za Larą,-westchnął czarny lew, gdy rodziną szli w stronę wodopoju.
Lajla pokiwała powoli głową.
-Mam nadzieję, że jest bezpieczna.
-Nie martwcie się oboje,-odezwał się Msimu z uśmiechem,-Jest silna. 

***

Imani i Akili, skierowali się w stronę polany na tyle szybko, że zanim ktokolwiek zauważył jak opuszczając Białą Skałę, oni byli na miejscu. Ślepa lwica ogonem przybliżyła do siebie syna.
-Co chcesz dzisiaj robić? Może poćwiczymy walkę, lub się pobawimy?
-Możemy zapolować?-oczy Akili'ego zaświeciły.
Imani skinęła głową. Otworzyła pysk i uniosła wyżej głowę, by wychwycić zapach. Gdy poczuła góralka, przywarła do ziemi, wystawiając pazury. Jej sierść najeżyła się. Akili przysiadł obok matki, sprawdzając wiatr i obnażając kły. 
Akili zaczął skradać się do przodu, a gdy był już bliżej, skoczył i jednym ruchem łapy zabił zwierzę. Imani prędko rzuciła się na kolejnego.
-Udało się.-mruknął Akili, zatapiając kiełki w mięsie. 
Imani spoglądała w jego stronę dłuższą chwilę, nim także zajęła się jedzeniem.
-Chcesz poćwiczyć dzisiaj walkę?-spytała, przeżuwając mięso.
-Nie przepadam za tym,-skrzywił się.
-Nie lubisz się bić? Mhm.. wiesz, Akili, pewnego dnia będziesz musiał zadecydować kim chcesz zostać..
-Kiedy ja już wiem,-uderzył ogonem o ziemię.
Imani uśmiechnęła się życzliwie, łapą poczochrała grzywkę synka. 
-Wracam na Białą Skałę. Hakimu chciał ze mną porozmawiać.
-Będę nad wodopojem.
Akili odbiegł od matki. Pobiegł w stronę wodopoju. Znał tą drogę niemal tak dobrze, że mógłby biec z zamkniętymi oczami. 
Przed nim ukazał się ogromny wodopój, którego woda w słońcu błyszczała. Akili pochylił się, by napić wody. 
Obok niego przysiadła Asanta. Lwiczka napiła się wody, po czym z dumnie uniesioną głową, położyła się na płaskiej skale nie daleko. Słońce ogrzewało jej futro. 
Akili spojrzał w jej kierunku.
-Pobawimy się Asanta?
-Nie mam ochoty
-No wez, już po raz kolejny nie chcesz się ze mną bawić!
-Jesteś taki dziecinny,-przewróciła oczami,-Nie chce się z tobą bawić i już! Daj mi spokój!
Akili westchnął. Skierował się w stronę baobabu. Na jego pyszczek wlał się uśmiech. Rafa znał tyle interesujących opowieści.

***

W jaskini stada na Białej Skale, większa część białoziemców rozmawiała, ciesząc się spokojnym dniem. Kamba przeciągnęła się, budząc z drzemki. Skierowała się do Zawadi i obie lwice zaczęły wymieniać ploteczki. Obok nich Hope, lizała dwójkę lwiątek w swoich łapach. Kamba nachyliła się, by dotknąć ją czubkiem nosa.
-Mamo, opowiesz mi jakąś bajkę?-spytała ziewając Lia. Lwiczka była już większa, dobrze odżywiona, szczęśliwa i to napełniało Hope dumą. Tak długo czekała by zostać matką, że teraz musiała sprostać obowiązkom.
-Oczywiście. Tylko obudz Kamę. 
Lia przekręciła się na drugi bok, uderzając łapkami swoją przybraną siostrę. Hope cieszyła się, że jest opiekunką lwiątek. Gdyby nie to, malutka zostałaby pewnie oddana jakiejś innej lwicy. Tym czasem, córka Arro mogła cieszyć się dwójką córek.
Kama nie była jej biologicznym dzieckiem. Hope przygarnęła ją po śmierci na wojnie Lotty. Hope nie ukrywała jednak przed lwiczką prawdy o jej mamie. Czuła ogromną nadzieję, gdy Kama mówiła do niej ciągle mamo, pomimo wiedzy. 
Kama fuknęła pod nosem, ziewnęła szeroko odsłaniając różowy języczek.
-Co się stało?
-Wstawaj śpiochu! Pora na bajkę!-Lia i Kama usiadły. Hope pomyślała na chwilę, co może im opowiedzieć. Zdecydowała się na historię o lwie nocy i lwicy słońca.  To była jej ulubiona bajka z czasów gdy ona sama była lwiątkiem. Opowiadała o dwójce bogów, którzy ciągle kłócili się o to, co powinno panować na niebo: czy dzień który należał do lwicy imieniem Sun, czy noc należąca do lwa imieniem Eclipse.
I z tego co widziała, jej lwiątką ta opowieść również przypadła do gustu. 

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję!
Luna wpatrywała się w dwójkę swoich największych skarbów. Tezya leżała spokojnie, bawiąc się niewielkim kamyczkiem. Tamu wskoczyła na nią nieoczekiwanie.Pociągnęła lwiczkę o fioletowo-niebieskich oczach za ucho. Tezya pisnęła. Łapką uderzyła leciutko siostrzyczkę. Obie zaczęły się bawić.

Celem dla Wemy stał się ogon jej mamy. Córka Jicho, wpatrywała się długo, jak zasypiająca Nzuri rusza nim na dwie strony. Lwiczka przygotowała się do skoku. Nzuri poczuła lekkie ugryzienie. Wema poruszała nim, ciągnąć go i podrzucając. Nzuri wyrozumiale uśmiechnęła się do córki. Nie zamierzała przerywać jej zabawy.

Nie daleko od Nzuri leżała Giza u boku Adele. Obie rozmawiały szeptem, nie chcąc zbudzić śpiącego Dahy. Lewek całą noc nie mógł zasnąć, przez co Giza musiała go tulić, śpiewać, a nawet chodzić z nim w pysku po sawannie. Była śpiąca, ale nie dawała tego po sobie poznać. Domyślała się, że tej nocy też się nie wyśpi.
-Dobrze, że umiemy ładnie śpiewać,-Adele uśmiechnęła się leciutko,-Pamiętam, jak podczas prezentacji Kiry i Mfalme mogliśmy się zaprezentować.
Giza również się uśmiechnęła, ale widząc Kukkę bawiącą się na podwyższeniu z małą Agenti, zmarszczyła brwi. Machnęła z irytacją ogonem, po czym przeniosła wzrok na syna.

Bella również była zmęczona, ale nie po nocy, a po dniu. Vasanti ciągle ją zagadywała, pytając o najróżniejsze rzeczy. O Krąg Życia, gwiazdy, duchy przodków, Białą Ziemię, zwierzęta, członków stada... Bella cierpliwie na wszystkie odpowiadała.
Maisha podeszła do niej. Vasanti uśmiechnęła się szeroko, skupiając uwagę na drugą lwicę. Bella zamrugała z wdzięcznością.
-Hope opowiada właśnie bajkę. Może Vasanti miałabyś ochotę dołączyć?
-Tak!-Vasanti poderwała się z miejsca. Podbiegła do Hope, która polizała ją po główce, wracając następnie do swojej opowieści.
Bella spoglądała za córką dłuższą chwilę.
-To moje jedyne dziecko. Po tym co spotkało...
-To przeszłość,-odpowiedziała Maisha, kładąc jej łapę na ramieniu,-Chodz, pójdziemy na spacer.
Bella pokiwała głową. Wstała na równe łapy. Wyszła z Maishą z jaskini, obie skierowały się ku sawannie.

***
Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję c:

Agenti nie czuła się w ogóle zmęczona. Pomimo wszystkich swoich sił, ani Kukaa ani Mfalme nie potrafili zmusić jej do popołudniowej drzemki. Mfalme opowiadał Agenti o Lwiej Gwardii, do której należeli Kira i Jasiri. Lwiczka słuchała opowieści wielkimi oczami. Kira i Jasiri byli tacy niesamowici!
-Mamo, ty też należałaś do Lwiej Gwardii!-Agenti wtuliła się mocniej w łapy Kukki.
Mfalme otworzył pysk by coś powiedzieć, ale Kukaa spojrzała na niego prosząco, więc tylko skinął głową. Następnie Kukaa zaczęła się bawić z Agenti, w najróżniejsze zabawy. Zmęczenie jednak nie nadeszło. 

Do jaskini weszła królowa Nora. Omiotła wzrokiem całe stado, nie szczędząc uśmiechu. Podeszła do podwyższenia. Polizała po główce Agenti.
-Jak się dzisiaj miewasz?
-Wspaniale! Zobacz, jaka jestem już duża!-sepleniąc odpowiedziała malutka, wypinając dumnie pierś.-Będę kiedyś tak szybka jak mama!
Nora pokiwała głową.
-Kukko, może dotrzymasz mi towarzystwa na Białej Skale?  Mfalme, zajmiesz się małą?
-Oczywiście.-Mfalme zmarszczył brwi. Ogonem przygarnął bliżej siebie Agenti.
Kukaa ruszyła za Norą. Lwice skierowały się w stronę czubka Białej Skały, na którym usiadły, wpatrzone w królestwo. 
-Piękny widok,-szepnęła Kukaa. 
Dopadły ją nagle złe myśli. Była doskonale świadoma spojrzeń stada, gdy wybierała się z Agenti w pysku na skałki. Ona, Kukaa, jako jedyna przeżyła z całej Lwiej Gwardii. Tym samym, będąc partnerką Mfalme, było pewne, że zostanie w przyszłości królową. I była to jak najbardziej dobra decyzja: nie dość że kochała Mfalme, to jeszcze miała ogromną wiedzę na temat Kręgu Życia, a jej zdolność jaką była szybkość była bardzo przydatna.
Kukaa nie była jednak na to gotowa. Jej oczy zaszkliły się. Jej przyjaciele... Kira, Nguvu, Jicho... oraz brat, Jasiri... wszyscy odeszli, zostawili ją samą. Kukaa zaklnęła w myślach, dlaczego to nie ona musiała umrzeć? Za każdym razem gdy wpatrywała się w dzieci jej najbliższych, wiedziała, jak te małe istotki tęsknią.
 Każdej nocy  miała ochotę płakać. Tyle z nimi spędziła pięknych chwil...
Dotknęła łapą miejsca, gdzie kiedyś widniało jej znamię strażnika.
-Kukko.-z zamyśleń wyrwał ją głos Nory, więc spojrzała w jej stronę,-Powiedziałaś Agenti prawdę?  
Kukaa pokręciła głową. 
Nora westchnęła.
-Rozmawiałam z Kisu. Nie podoba nam się ta sytuacja. Nasza córka, Kira, była dobrą matką i zasłużyła na to, by jej córka wiedziała o niej.
-Agenti jest jeszcze zbyt mała. Nie chce jej psuć dzieciństwa. Powiem jej gdy będzie starsza... gotowa na to... 
-Musisz jej powiedzieć teraz. To nie jest twoje lwiątko, nie wiesz, jakie może mieć to konsekwencje.
-Jest to moje lwiątko, moja bratanica! Tęsknie za Kirą i Jasirim bardzo mocno. Będę chronić ich córkę!-Kukaa była świadoma, że zjeżyła sierść, więc odetchnęła, by złapać spokój,-Będziemy jej z Mfalme opowiadać o nich bardzo często. Żeby znała ich. 
-Może to był zły pomysł, żeby Agenti z tobą była...-Nora zmarszczyła brwi,-...Hope jest opiekunką, dałaby radę zaopiekować się malutką.
-Znowu poruszasz ten temat?-Kukaa syknęła,-Agenti śpi ze mną i Mfalme, to my ją myjemy, bawimy się z nią, to dzięki nam poznaje świat.
Agenti nie była gotowa by jeść mięso. Dlatego też Kukaa zanosiła ją do Hope, gdy tylko mała była głodna. Córka Kamby mogła wykarmić trzy pyszczki. 
Nora wstała i podobnie zrobiła złota lwica.
-Martwię się...
-Rozumiem. Zaufaj mi jednak. Cokolwiek się stanie, nie zamierzam skrzywdzić Agenti!-trzepnęła ogonem o ziemię, po czym wróciły do jaskini. 
Nora pokręciła głowę, następnie zwracając wzrok ponownie na horyzont.

Kukaa gdy weszła do jaskini, nie zamierzała już zwracać uwagi na Gizę, która coś mówiła pod nosem. Zamiast tego, przywitała się z mamą i ojcem, by następnie ułożyć z powrotem obok Mfalme. Zaczęła pielęgnację Agenti, która z rozkoszą przymykała oczka. 


********************
Witam w sezonie 4!  Przepraszam za takie spóznienie, mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Ponieważ sezon 4 ma być najdłuższym, akcja będzie się wolno rozkręcać i nim poznamy głównego antagonistę, to minie sporo czasu. Mam bardzo dużo fabuły, więc obiecuję, że będzie ciekawie. 
Pozdrawiam! :)
Ps: Zakładka z bohaterami została zaktualizowana, więc polecam do niej zajrzeć.
Ps2: Sezon 4 otrzymał nazwę Walka. 

sobota, 20 lipca 2019

NIESPODZIANKA!! *KONIECZNIE ZAJRZYJ*

Żeby czas oczekiwania na nowy sezon nie był nudny, przygotowałam dla was kilka atrakcji!

Discord:

Postanowiłam stworzyć RP Król Lew. Na razie jest nas mało, więc liczę na twoje dołączenie! Dostaniesz własną rangę, będziesz mógł grać swoją postacią, rozmawiać z innymi członkami stada. Nie będziesz miał zbyt dużo obowiązków jeśli nie chcesz, ważne tylko, żebyś dołączył. Liczę na to ogromnie :)

Wikia:

Stworzona już dawno, ale wciąż ogromnie potrzebna. Jeśli jesteś nowy na blogu, lub chcesz bliżej poznać jakąś postać, to ta wikia jest dla ciebie! Znajduję się tam każda postać z bloga, nieznane fakty o niej, oraz spoilery dotyczące postaci z sezonu 4. Są tam też takie strony jak Biała Ziemia, Relacje:Wise, Rozdział (numerek), Rozdziały specjalne i wiele wiele innych.

sameQuizy:

Jeśli lubisz rozwiązywać quizy, oraz znasz moje blogi, to na specjalnym koncie na stronie sameQuizy przygotowałam dla ciebie 26 quizów o różnej tematyce. Wejdz do linka powyżej. 

deviantArt:
Emilka Lmania

Koniecznie wypróbuj każdą z tych niespodzianek:)

piątek, 19 lipca 2019

Sezon 4 tuż-tuż

Mówi się, że po burzy zawsze pojawia się słońce, podobnie z sezonami. Nadszedł czas, w którym sezon 3 dobiegł końca, a przedostatni czyli 4 jest tuż-tuż. Pierwszy rozdział z nowego sezonu pojawi się już w tą niedzielę! 
Jaki będzie sezon 4? Zdecydowanie dłuższy. Akcja będzie działa się pomału, co nie znaczy, że nie będzie ciekawa. Jeśli sezon 3 wam się spodobał, lub was zasmucił, to gwarantuję,że w tym ponownie wasze emocje zostaną wystawione na ciężką próbę!  Co powiecie na dwa pokolenia królewskich dzieci (dzieci i wnuki Mfalme) w jednym sezonie?  Na nowych władców, najgorszego z antagonistów, zaskakującą przemianę i wybaczenie?
To tylko niewielka część tego, co zamierzam wprowadzić w sezonie 4!  ^_^   


Oto zapowiedz: 
Podczas gdy Akili próbuję spełnić swoje marzenia, a znajomy wróg czyha wśród cieni, szykując zemstę, Kukaa stawia czoła nowym obowiązkom. Musi udowodnić stadu, że nadaję się na królową i matkę. Nora i Kisu zamierzają przekazać tron synowi, bliska osoba dla Imani odchodzi, oraz pojawia się nowa, złowieszcza przepowiednia. Pojawią się nowi bohaterowie, oraz powrócą starzy. Miłość, wolność, odwaga i przyjazń znów będą rządzić Białą Ziemią. Co jednak się wydarzy, kiedy po raz pierwszy białoziemcy będą zmuszeni opuścić swój ukochany dom?

Huruma i Johari

Witaj! Od razu mówię, że nie jest to opowiadanie specjalne. Jest to tylko fanfik, stworzony przeze mnie. Opowiadanie nie jest kanoniczne, a przedstawione tu wydarzenia nigdy nie miały, ani nie będą mieć miejsca. Huruma i Johari nigdy się nie spotkali, ani o sobie nie dowiedzieli. Potraktujcie to opowiadanie jako zwykły wymysł, co mogłoby się wydarzyć gdyby Johari nie umarła i mogliby się zobaczyć. Postanowiłam stworzyć ten fanfik, po komentarzach, w których dostawałam pytania typu "Czy Huruma i Johari się kiedyś spotkają, dowiedzą że są rodzeństwem?" Zawsze wtedy odpowiadałam dlaczego do tego spotkania dojść nie może, a oto rezultaty:
Jeszcze raz: pamiętaj, że te wydarzenia nigdy nie miały miejsca i nie będą mieć.
Zapraszam do czytania i pozdrawiam!

PS: Mimo wszystko, jest tu  ukryty Easter Egg
☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️
Johari otworzyła zmęczone oczy. Całe ciało piekło ją od niewyobrażalnego bólu. Nie miała siły nawet poruszyć łapami. Rozejrzała się dookoła siebie. Znajdowała się na Białej Ziemi, blisko granicy. Wokół nie unosił się już zapach krwi, ani okrzyki bitwy. Wszystko wróciło do spokoju, białe królestwo pozostało niezniszczalne. Johari poczuła palącą jej serce nienawiść. Przegrała! Nie widziała nikogo ze swojego stada, nawet Sawy..  
Próbowała wytężyć myśli i usłyszeć głos Hasiry, ale nawet ona milczała, zawiedziona nieudolnością swojej uczennicy.
Johari zdawała sobie sprawę z tego, że uznano ją za martwą. Żyła! Była gotowa ciągnąć dalej swoją zemstę.
Ostatkiem sił, które jej zostały, podniosła się na równe łapy. Pod osłoną nocy, lwica przeszła przez granicę i ruszyła przed siebie.

Nie wiedziała, czy ponownie odnajdzie stado, partnera, i czy odzyska utracony honor. Szła nierówno przed siebie, a wiatr muskał jej pyszczek. Starała się nie upaść na ziemię.  Była przyzwyczajona do ran, więc po kilkunastu krokach zupełnie zapomniała o poranionym boku.
Wędrówka białej lwicy była długa i męcząca. Zatrzymywała się jedynie wtedy, gdy dostrzegła gdzieś zbiornik z wodą by się napić.
Johari nie przerywała swej podróży. Lwicę denerwowały tylko dwie rzeczy: gdy zbyt mocno grzało słońce, lub gdy padał deszcz i jej sierść mokła.
Cały czas lwica kierowała się przed siebie, unikając innych ziem.

W końcu jednak nawet Johari musiała nie wytrzymać. Lwica zatrzymała się nagle, po czym trzepnęła ogonem o ziemię z frustracji. W oczach odbijała się złość. Gdyby nie Kira, nie byłaby teraz do tego zmuszona!
Łapy bolały ją od podróży, dlatego usiadła. Przed chwilę wpatrywała się we własne łapy, dopiero pózniej unosząc wzrok. Zwierzyna! Tak!
Johari stanęła, krzywiąc się, na równe łapy. Rany już dawno zdążyły się zagoić, ale wciąż były widoczne. Antylopa pasła się niewiele skoków od niej. Johari ustawiła się w pozycji łowieckiej, skradając się . Miała szczęście, że biała sierść wtapiała się w piasek. Skradała się cicho, bez szmeru. Wiatr wiał od strony antylopy, przez co ona nie mogła jej wyczuć. Gdy była dość blisko, wystawiła pazury  i obnażyła kły. Skoczyła na kark antylopy, od razu ją zabijając. Prysła krew. Johari z satysfakcja zatopiła kły w mięsie, szybko przeżuwając kolejne kawałki.
-Ej ty!
Johari zjeżyła sierść na karku, gdy biały lew zbliżył się w jej kierunku. Spojrzeli na siebie z wrogością.
-Kim jesteś i co robisz na mojej ziemi?! Jakim prawem polujesz!?
-Bo mogę,-syknęła Johari
Biały lew również się zjeżył, obnażając kły.
-Tak się składa, że nie możesz. Jestem królem tej ziemi!
-A ja jestem Johari i żaden podrzędny szaraczek nie będzie mi mówił, co mam robić!-warknęła ostrzegawczo.
Biały zbliżył się do niej o krok.
-Denerwujesz mnie coraz bardziej! Mogę w jednej chwili narobić ci więcej ran niż te które masz obecnie na ciele!
-Co się dzieję Hurumo?-do białego lwa podeszła lwica o dziwnym kolorze sierści. Johari przyjrzała jej się uważniej, można było to porównać do brązu pomieszanego z burym i pomarańczowym. -Kto to jest?
-Polowała na naszym terenie i jeszcze pyskuję!-warknął Huruma,-Powinniśmy ją zamknąć w więzieniu!
-Nie przesadzaj,-położyła mu ogon na ramieniu.
Johari otworzyła szerzej oczy, gdy złość lwa momentalnie przeszła. Co ta lwica mu zrobiła?!  Partnerka Hurumy podeszła do niej i uśmiechnęła się życzliwie.
-Jestem Aishi, królowa Nowej Ziemi, na której teraz się znalazłaś..
-To się domyśliłam,-mruknęła.
Aishi uniosła jedną brew do góry, ale wciąż mówiła spokojnie.
-Oczywiście, jeśli jesteś głodna możesz zjeść tą antylopę. Nalegam jednak, żebyś nigdy więcej nie polowała na naszym terytorium, inaczej będziemy zmuszeni wraz z moim mężem.-wskazała ogonem na białego lwa z czarną grzywą,-Cię przegonić z dość dorodnymi zadrapaniami. Więc jak um...
-Johari,-warknął Huruma
-...Johari, co cię do nas sprowadza? Jesteś podróżniczką?
-Można tak powiedzieć,-lekceważąco pochyliła się, zajadając kolejnymi kęsami antylopy. Aishi obwąchała jej łup i cofnęła się kilka kroków do tyłu.-Nie lubisz antylop?
-Tylko gnu,-westchnęła Aishi, przyglądając jej się bacznie,-Zbliża się noc, może chcesz zostać dzisiaj u nas? Noce w tych okolicach są niebezpieczne.
Johari już miała zaprotestować, ale w porę się opanowała. Co jej szkodziło? Naje się, napiję , prześpi i sobie pójdzie.
Skinęła więc głowa. Aishi skinieniem głowy uciszyła warknięcie Hurumy i przyjaznym gestem zachęciła Johari by ta poszła za nią. Biała lwica zostawiła swoją zdobycz, by ruszyć za Aishi.
-Nie dbasz o Krąg Życia?-mruknął Huruma, nie ruszając się z miejsca,-Nie powinno się marnować zwierzyny.
Johari zignorowała go. Huruma ciężkimi krokami podszedł do zwierzyny, chwycił ją za tylne nogi i pociągnął w stronę jaskini.

Johari rozglądała się po Nowej Ziemi. Było tutaj dość ładnie. Zwierzyna, wodopoje, długa trawa. Zmierzali w stronę jaskini na samym środku.
-Tutaj mieszka nasze stado , a niedaleko są skałki, gdzie można odpocząć, lub obserwować zabawę lwiątek,-wskazała miejsce ogonem.
Dwójka lwiątek skakała na siebie, podczas gdy trzecie unikało ich ciosów.
-Masz partnera?-zadała kolejne pytanie Aishi, marszcząc brwi,-Oczywiście, nie chce byś uznała to za...
-Mam, ale się rozdzieliliśmy,-mruknęła biała. Coraz bardziej irytowały ją te pytanie, ale musiała grać.
-A lwiątka?
-Nie mam. Nigdy nie pragnęłam.
Gdy doszli do jaskini, Aishi pozwoliła Johari wejść pierwszej. Lwica wybrała miejsce przy ścianie, gdzie się położyła i zasnęła od razu.

Gdy tylko pierwsze gwiazdy pojawiły się na nocnym niebie, Huru u boku Aishi wybiegli z jaskini, tak by nie zbudzić stada. Nocą wody odbijały gwiazdy i to sprawiało, że ich oczy rozszerzały się z radości. Usiedli na skraju wody.
-Dlaczego pozwoliłaś jej dołączyć?-mruknął,-Nawet nie zapytałaś mnie o zgodę!
-Nie sądzę,żebyś miał coś przeciwko temu,-Aishi polizała go w policzek. Huru westchnął, ona jak nikt inny potrafiła sprawić, że zapomniał o całym świecie,-Przydadzą nam się nowe lwy. Jest silna, może i uparta, wredna. Przyda nam się jednak, myślę, że jeśli się postaramy, może nawet dołączyć do stada.
-To ryzykowny pomysł...-Huru chciał coś dodać, ale wtedy z jaskini wybiegły kolejne lwy i kierując się dalej od nich, skakały na siebie, trącały nosami i z piskiem uciekały dalej. Aishi i Huru zmarszczyli brwi, ale oboje się uśmiechnęli.
-Wakati i Mady są tacy szczęśliwi. Gdy nadejdzie czas w którym odejdziemy z Kręgu Życia, jestem pewna, że dobrze nas zastąpią,-westchnęła Aishi.
-Oby nie prędko,-mruknął Huru,-Nie zapomnij Aishi, że oboje nie doczekali nawet potomka..
Aishi trzepnęła o ziemię ogonem.
-Mają czas.
Przyglądała się chwilę, jak Mady i Wakati wciąż bawią się, wpadając co jakiś czas w jakąś większą trawę, po czym wstała, by polizać partnera w czubek głowy.
-Dajmy tej Johari szansę. Może uciekła od trudnej przeszłości?
Huru wymamrotał coś pod nosem, ale pod spojrzeniem Aishi pokiwał głową i ruszył za lwicą znów do jaskini.

Johari została nagle obudziła i instynktowanie wysunęła pazury. Otworzyła wściekłe czerwone oczy. Nad nią nachylała się Aishi. Lwica zachęcająco trąciła jej bok.
-Może chciałabyś zapolować? Rozprostować łapy?
-I po to mnie budzisz! Jesteś stuknięta,-warknęła Johari. Gdy jednak podniosła się na równe łapy, poczuła jak bardzo są zdrętwiałe. Syknęła pod nosem, przeciągając się.
Aishi wywróciła oczami, po czym u boku brązowej lwicy z zielonymi oczami i jednym ciemniejszym uchem, wyszła z jaskini. Za nimi ruszyły pozostałe lwice.
-Ty jesteś Johari?-podszedł do niej młody lew,-Ja jestem Wakati, książę, miło powitać cię w stadzie.
Johari warknęła ostrzegawczo pod nosem, więc lew wycofał się, by wraz z ojcem udać się na patrol.
Uczennica Hasiry, opuściła jaskinię. Od razu dojrzała pozostałe lwice i nawet nie zauważyła, jak łapy poniosły ją w tamtym kierunku.  Usiadła na pobliskim kamieniu i z kpiną przyglądała się jak polują na antylopy gnu. Zamiast działać osobno, atakowały i zaganiały razem.
Nowoziemką udało się upolować dwie antylopy gnu. Starczy dla całego stada.
-Jesteście beznadziejne!-fuknęła Johari, gdy przechodziły obok niej.
Lwica spojrzała następnie na granicę, po czym ruszyła w tamtym kierunku. Zanim  jednak dotarła na miejsce, ciesząc się wiatrem i promieniami słońca, ktoś na nią wpadł. Była wściekła. Otrzepawszy futro z kurzu, zauważyła że tym kimś był Huruma. Lew miał kamienny wyraz pyska i oczu.
-Odsuń się kupo futra!
-Odezwał się kleszcz,-syknął Huruma,-Jesteś taka irytująca, nie wierzę, że Aishi każe mi się z tobą zadawać.
-A ty zawsze robisz to o co cię prosi? O, biedna mała lwiczka,-warknęła zaczepnie.
-Kto to mówi? Jestem silniejszy od ciebie!
-W takim razie pokaż co umiesz?!
Johari i Huruma obkrążyli się, warcząc przy tym na siebie. Wystawili pazury. Następnie skoczyli w swoim kierunku z całą brutalnością bili się po pyskach, oraz gryzli w łapy. Obracali się w kurzu pyłu. Kopali się tylnymi łapami.
Johari ugryzła Hurumę w ucho i pociągnęła do siebie. Huruma tym czasem stanął na tylnych łapach, uderzając pazurami w jej brzuch. Johari nie pozostała dłużna, skoczyła mu na plecy, raniąc jego bok. Zaczepiła pazurem o jego bark, by mieć wolną łapę do ataku brzucha. Huruma położył się wtedy na plecy, sprawiając że ona upadła. Wykorzystał to i skoczył w jej kierunku. Szamotali się dłuższą chwilę, aż Johari została przyciśnięta przez lwa do ziemi.
Oboje oddychali głęboko, a z niektórych ran tryskała krew. Część lewego ucha Huru, była poraniona, natomiast łapa Johari prawie w całości pogryziona.
-Złaz ze mnie bizonie!
-Przyznaj tylko kto jest silniejszy?
-No dobrze... ty,-burknęła Johari
Huruma zszedł z niej. Nie daleko wpatrywała się z nich Aishi, ze zmarszczonymi brwiami. Johari stanęła na równe łapy.
-Twoja łapa... jakoś jest dziwnie wykrzywiona.
Huruma skinął głową i poruszył ogonem.
-Wiem, doznałem wypadku dla byłem lwiątkiem i jest częściowo sparaliżowana.
-Aha, czyli mogłam bez problemu w nią celować?
-I tak byś nie wygrała,-Huru wypiął dumnie pierś,-Jestem najlepszy.
Johari przewróciła oczami.
-Skoro tak, to... kto ostatni na Nowej Skale ten ciapa!
Johari i Huruma pognali we wzkazanym kierunku, na tyle szybko na ile tylko pozwalały im siły. Biegli, uderzając łapami o twardą ziemię.
Pierwsza na miejscu znalazła się Johari i z szyderczym uśmiechem, spojrzała w kierunku lwa.
-Jesteś nawet szybki.
-Ścigałem się dużo za lwiątka,-wydyszał Huru,-Więc ustalone, ty jesteś najszybsza, a ja najsilniejszy.
-Przynajmniej  na razie, -trzepnęła o ziemię ogonem, opuszczając jaskinię. Miała ochotę na polowanie.

Gdy wróciła na Nową Skałę, gdy słońce zachodziło, Huruma minął ją wybierając się na wieczorny patrol w towarzystwie jakiegoś lwa z dziwną grzywą. Johari wkroczyła do jaskini, kładąc sobie pomiędzy łapami góralka. Zjadła go ze smakiem. Następnie położyła się i odganiała warkotem dopiero uczące się chodzić lwiątka, gdy tylko któryś zbliżył się zbyt blisko niej. Przez to nowoziemki spoglądały na nią nieprzychylnie. Johari nie była do końca przyzwyczajona, zawsze otóż zaznawała strachu w oczach innych, gdy ją widzieli. To ona była dominującą lwicą i postanowiła taką pozostać.

Następnego dnia, znów została obudzona, ale tym razem przez Hurumę. Lew zaproponował jej patrol, na co od razu się zgodziła.
Ruszyli dobrze znaną białej lwicy trasą w stronę granicy. Sawanna dopiero budziła się do życia, więc wokół unosiło się czyste powietrze, a na trawie widoczna była jeszcze rosa.
-Chciałabyś dołączyć do stada?-zapoponował Huru, gdy przeskoczył jeden z kamieni. Johari właśnie zatapiała się w wodzie wodopoju, by szybciej znalezć się na drugim brzegu. Mocowała łapami wodę, aż znalazła się na drugim brzegu. Za nią wyszedł Huru, ociekając wodą.
-Nie jestem pewna,-mruknęła Johari,-Powinnam odszukać swojego.
-To chociaż na pewien czas? Mogłabyś dołączyć do moich lwic walczących. Zwykle trenują w tym miejscu.
-Nie, dzięki, wolę niszczyć innym dzień,-mruknęła. Zastanawiała się jednak-idąc dalej w stronę granicy u boku lwa-co powinna robić jeśli zdecyduję się zostać. Może będzie polować, lub walczyć? Pokręciła sprzecznie głową, w żadnej z tych pozycji nie mogłaby działać sama.
Gdy patrol dobiegał końca, szli koło miejsca, gdzie według lwa mieszkała ich medyczka. Zanim je jednak minęli, z jaskini wynurzyła się biała lwica z dwojgiem czarnych uszu. Spojrzała w ich stronę z błyskiem w oczach.
-Wuju. Nie widziałeś może podczas patrolu liści ogórecznika? Jedna z moich pacjentek właśnie wydała na świat młode.
-I?-Johari skrzywiła się, natomiast Huruma podniósł głowę.
-O co konkretniej chodzi?
-Nie ma aż takiej ilości mleka, by wykarmić całą trójkę lamparciąt. Do tego może mieć gorączkę.
-Chyba widziałem jakieś w okolicach granicznego drzewa po drugiej stronie polany,-Huruma wskazał miejsce ogonem,-ale nie jestem pewien.
-Dziękuję za informację,-westchnęła. Odwróciła się w stronę jaskini,-Neno, czy mógłbyś mi pomóc?
Neno, wyszedł z jaskini. Skinął z szacunkiem do Hurumy. Johari zdziwiła się bardzo, widziała go wcześniej jak patrolował z białym lwem. Teraz jednak, polizał lwicę która miała być medyczką za uchem i widocznie słysząc ich rozmowę, pobiegł w stronę łąki.
Oczy medyczki Nowej Ziemi zaświeciły.
-Mam nadzieję, że nie był ci dzisiaj potrzebny.
-Rozumiem, dobrze, że go masz. Moja siostra nie wybaczyłaby mi, gdyby tobie się stała jakaś krzywda. Zwłaszcza, skoro mi tyle pomogłaś,-Huruma uśmiechnął się ciepło. Miał już odejść, ale medyczka zatrzymała go ogonem.
Wpatrywała się dłuższą chwilę w dwójkę lwów, nim pokręciła głową.
-Coś się stało, Laro?
-Nie, nie, już nic.
-Na pewno?-lew wolał się upewnić.
Mała biała lwiczka wybiegła z jaskini z piskiem.
-Idę się pobawić, mamusiu!
Lara skinęła głową, po czym gestem ogona zaprosiła dwójkę lwów do środka. Lamparcica leżała wygodnie na legowisku, liząć swoje młode, więc Lara poprowadziła dwa białe lwy głębiej do jaskini.
-Nie sądziłam, że się kiedykolwiek spotkacie. Myślę,wuju, że powinieneś powiedzieć o tym spotkaniu Matibabu i naszej matce.-zmierzyła Johari nieprzychylnym wzrokiem,-Widziałam cię już doskonale.
-Kiedy niby?-Johari cofnęła się o krok.
-Gdy byłam jeszcze uczennicą, pomogłam Matibabu zobaczyć pewną wizję,-Lara spojrzała niepewnie w oczy wujka ,w  jej oczach była widać głębokie współczucie,-Scena przedstawiała twoich rodziców. Są to też jej rodzice.
-Co? Chodzi ci o Wise i Moto?
Johari otworzyła szerzej oczy, a sierść zjeżyła jej się, gdy spojrzała kontem oka na Hurumę. No tak, on był synem tej wiedzmy Wise!
Nagle przypomniała sobie, jak przyszedł jeden dzień przed bitwą do Hasiry, a ona wtedy przyglądała mu się uważnie. Był wtedy taki duży, a teraz była prawie tak samo dorosła.
Słuchała w milczeniu, podczas gdy Huruma niespokojnie chodził po jaskini.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej!? O co w tym chodzi?!
-Gdy twoi rodzice musieli cię porzucić, to wiele mięsięcy pózniej, zrobili to też z Johari, tracąc przy tym życie. Wychowywały cię złe istoty, zgadza się?-spytała,wpatrując w lwicę, która skinęła głową,-Ważne jest tylko to, że jesteście rodziną. Prawdziwą, o tej samej krwi.
Huruma zatrzymał się i spojrzał na Johari. Ona również wpatrywała się w jego oczy. Były tak samo czerwone jak jej, a sierść takiego samego odcienia. Johari wystawiła pazury, nie mogąc poradzić sobie z natłokiem emocji.
Huruma dłuższą chwilę wpatrywał się jeszcze w jej oczy, po czym przystąpił o krok do przodu i zwyczajnie ją przytulił.
-Tak się cieszę! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał kogoś tak bliskiego!-gdy się od niej odsunął, polizał ją jeszcze za uchem,-Masz takie same oczy! Sierść! Charakter! Nie wątpię,  że jesteśmy rodziną i coś jednak chciało, żebyśmy się ponownie spotkali,-wziął głęboki wdech, by uspokoić myśli. Odwrócił się następnie do Lary, skinął jej głową i wyprowadził dotknięciem jej ramienia ogonem, Johari. Lwica odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na Larę, nim ta położyła się w swoim legowisku i wzięła coś w łapy.

Johari i Huruma opuścili jaskinię medyczki. Lwica szła za nim w stronę jednego z wodopojów, gdzie akurat nie było nikogo. Gdy się zatrzymali, długo nic nie mówili. Cisza jakby nagle zapanowała na całej sawannie, a powietrze zrobiło się suche.
-Nie zrozum mnie zle, ale nie cieszę się z tej sytuacji,-Johari podniosła na niego wzrok,-Nigdy nie miałam bliskiej rodziny,a ta sytuacja jest taka trudna.
-Ja miałem rodzinę. Matkę, ojca, przybrane siostry, przybranego brata..-po czym dodał,-..ale zawsze czułem, że to mi nie wystarcza. Gdy urodził się Wakati, poczułem, że mam kogoś kto nosi moje geny. Aishi mogłem się wygadać ze wszystkiego. Zawsze jednak pragnąłem mieć kogoś takiego jak ty,moją własną biologiczną siostrę, z którą mógłbym zrobić wszystko.
-Wychowywała cię Wise prawda?
-Tak. Była dobrą matką,-nieoczekiwanie ponownie przytulił Johari,-Mamy tyle do zrobienia!
-O-oczywiście,-Johari spojrzała na niego bacznie,-I nie mów tak, miałeś chociaż kogoś bliskiego, nawet jeśli większa część twojej rodziny to beznadziejne futrzaki.-widząc jego wzrok dodała,-Chodzi mi o Wise, Moto i Norę.
-A, ja też kiedyś tak czułem w stosunku do swojej siost..przepraszam, Nory,-wydukał,-Nawet byłem gotowy sprzymierzyć się ze złą Hasirą, by przejąć tron. Na szczęście jednak na tyle się opanowałem, że dałem radę zdobyć ich wybaczenie i założyć Nową Ziemię.-odchylił głowę do tyłu,-Czekaj, Czekaj, skąd ty wiesz jak nazywa się moja Nora?
-Bo byłam uczennicą Hasiry i Sawy,-Johari twardo spoglądała na niego, nawet na chwilę nie odczuwając wstydu,-Nora, Kira, Wise.. one wszystko mi zniszczyły. Byłam tak blisko zdobycia Białej Ziemi!
-To dlatego miałaś te rany!-Huruma dotknął ogonem swojego ucha, które już się zagoiło,-Oh, Johari,tak mi przykro..
Nic nie rozumiejąc, spojrzała na niego jeszcze intensywniej.
-Gdybym tylko wiedział wcześniej, że mam siostrę... nie pozwoliłbym stać ci teraz na granicy piekła i nieba.
Johari przeniosła wzrok na własne łapy.
-Nadrobimy wszystko, Hurumo.

Nie zamierzali jeszcze wracać do jaskini. Huruma i Johari wybrali się najpierw na polowanie, gdzie złapali okazałą antylopę. Zjedli ją ze smakiem, po czym ponownie ruszyli w inne miejsce. Na spacer, podczas którego urządzili sobie zapasy, siłowanie  , a nawet zabawę w berka i piłkę nożną. Johari nie znała większości tych zabaw i odczuwała wstyd, gdy lew musiał jej tłumaczyć zasady.
Zależało jej na nim.
Gdy tylko pod wieczór, wrócili do jaskini, trąciła na pożegnanie jego bok. Huruma odszedł na podwyższenie, na którym sypiał u boku najbliższych i zachęcająco poklepał miejsce obok siebie. Ci członkowie stada, którzy nie spali, przyglądali się temu wstrzymując oddechy. Co on wyprawiał!?
Johari z dumnie uniesioną głową, ułożyła się obok niego. Huruma szepnął jej coś na ucho, przez co się zaśmiała. Następnie oboje zamknęli oczy.

Następnego dnia, nikt jej nie obudził, a nawet czekała na nią antylopa gnu. Zjadła kilka kawałków, po czym rozejrzała się. Jakaś bura lwica podeszła do niej spokojnie.
-Król wyszedł na patrol , ale prosił, bym się tobą zajęła. Czy potrzebujesz czegoś konkretnego?
-Sama potrafię się sobą zająć!-syknęła Johari.
Lwica szybko pokiwała głową.
-Oczywiście. W takim stanie powinnaś jednak leżeć w jaskini...-po czym dodała, widząc oczy Johari,-...no, jesteś brzemienna, prawda?
Johari wybuchła od razu głośnym śmiechem.
-Nie,głupia, oczywiście, że nie. Dlaczego tak uważasz?
-Bo król nagle zaprosił cię do swojego legowiska... swojej rodziny...
-Za bardzo kocha Aishi by ją zdradzić,-syknęła w jej stronę Johari,-Przekaż to lepiej stadu, nie chce tutaj żadnych plotek. Poza tym...-miała już odchodzić, ale spojrzała na burą,-Jestem jego biologiczną siostrą.
Bura lwica uśmiechnęła się szeroko. Johari domyślała się, że uwierzyła. Przecież byli podobni.
Lwica wdrapała się na dach jaskini stada. Miała stąd widok na całe królestwo. Czuła się dziwnie. Normalnie skłamała by, zamiast bronić Hurumy i Aishi. W tamtym momencie, nie chciała jednak, żeby oboje odczuwali smutek.
Co się z nią działo, do jasnej ciasnej!?
Obok niej usiadła inna lwica i Johari szybko spojrzała na nią, czując wyrazny zapach żalu. Aishi spiorunowała ją wzrokiem.
-Nie zdążyłam zapytać Huru, więc spytam ciebie... co masz do niego? Chciałam, żebyście się zaprzyjaznili, ale nie tak bardzo! Masz się od niego odczepić, słyszysz?!
Johari polizała ją za uchem.
-Spokojnie,kupo futra, to mój brat, jak mam go traktować?
-T-twój brat?
Johari przewróciła oczami i szybko wytłumaczyła Aishi całą historię. W miarę jak słuchała, jej sierść opadała, a sama lwica zaczęła się uśmiechać. 
Gdy Johari skończyła, ta zaśmiała się.
-Mogłam się tego spodziewać.
-Idę popatrzyć jak lwice walczące się tłuką,-mruknęła Johari i zeskoczyła.
Prędko znalazła się na polanie i mimo iż nie dołączyła, uważnie śledziła ich ruchy i śmiała się w myślach, że ona takie "podstawy" już doskonale umie.

Spotkała Hurumę, gdy kierowała się w stronę skałek. Lew zastąpił jej drogę, z szyderczym uśmiechem.
-Nie zgadniesz! Przyleciała Zaza, majordamuska z Białej Ziemi, dostałem zaproszenie na jakiś wielki bal... za kilka dni wyruszamy i możesz iść z nami. Jest to daleko, ale warto.
-Nie jestem tam miło widziana,-mruknęła Johari
-Możesz wszystko naprawić...
-Huruma... ja nie chce się zmieniać. Zamierzam zdobyć Białą Ziemią w całości. Wygrać. A ty mi w tym pomożesz, prawda?
-Nie wiem czy...
-Odwrócisz się od własnej siostry,-syknęła,-Dziękuję bardzo, w takim razie poradzę sobie sama.
Huruma zatrzymał ją warknięciem.
-Nie dałaś mi dokończyć. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale zrobię to, jeśli tylko tego pragniesz. Dopiero cię odnalazłem i nie stracę cię ponownie. Tylko nie wiem, czy Mady będzie chciała wziązć w tym udział. Inne lwice powinny...
-Jesteś ich królem,-Johari musnęła nosem jego policzek,-Jesteś najlepszym bratem na świecie, wiesz o tym?
Huruma skinął głową. Wraz z Johari postanowili zrobić jeszcze jeden patrol. Wojna miała się rozpocząć już nie długo.

wtorek, 16 lipca 2019

Sawa (rozdział specjalny)

Myślałam, że nic mnie nie może już zaskoczyć, aż do dnia, kiedy pomyślałam: "Ej, Emcia, zrób opowiadanie o Sawie". Myślałam, że oszalałam. W końcu, kim tak ważnym był Sawa, w tej historii? Nie przyjacielem Wise, nie jej synem, nawet krótko mężem Nyeusi, a jedynie zdrajcą, mężem antagonistki Hasiry, partnerem w działaniu podłej Johari. Lwem, co porwał Lajlę, wyrzekł się swoich synów, lwem, co szykuję wielki plan, dalej pozostając przy życiu. To właśnie Sawa, w 4 sezonie odegra wielką rolę: stanie na krawędzi swojego życia. Pozostawię was jednak w niewiedzy co planuję, a przejdę do konkretów. Rozmyślając o tym opowiadaniu, a w rezultacie je pisząc, poznałam go jednak lepiej. Mogłam widzieć świat jego oczami, dowiedzieć, wiele o jego przeszłości i dlaczego stał się taki, jaki się stał. Zapraszam was do ostatniego rozdziały specjalnego w sezonie 3! :) Ciekawa jestem, jak wy odbierzecie Sawę i czy wam rozdział się spodoba ^^


Sawa
Nie zamierzałem się zatrzymać. Parłem do przodu, mimo iż łapy odmawiały mi posłuszeństwa. Za mną goniła ona.Odwróciłem się przez ramię, by posłać jej szyderczy uśmiech. Nyeusi nie odpuszczała, mimo iż dawno opuściliśmy granicę Białej Ziemi. Wystawiała długie łapy do przodu, by mnie dogonić, ale ja miałem z tego niezwykłą komedię. 
Znów spojrzałem na drogę , którą biegłem.Mijałem kępy gęstej trawy, zniszczone drzewa i czasami piasek. Niebo zrobiło się ciemniejsze, wiedziałem, że zbliża się burza. Patrząc tak na te chmury, dopadają mnie wspomnienia. Gdzie rozpoczął się mój początek? 

Musiałem sobie tylko go przypomnieć.

-Już prawie ci się udało!
-Ał, to boli!
-Wytrzymaj jeszcze trochę, Wivu! Warto!
Otworzyłem powoli zaspane oczy. Z przyjemnego snu wyrwał mnie krzyk matki i zestresowany głos ojca. Przetarłem łapą oczy, rozchylając wargi w szerokim ziewnięciu. Podniosłem się z mojego posłania. Trawa była już zeschnięta i zle się na nim spało.
Mój pysk musnął chłodny wiatr. Zmrużyłem oczęta. Naprawdę wolałbym mieszkać w jaskini! Poczułem promienie słońca na sierści i już wiedziałem, że dzisiaj czeka nas kolejna długa podróż.
Powoli zbliżyłem się w stronę rodziców.
Ojciec odwrócił się w moją stronę.
-Sawa! Synu, skocz szybko po jakąś wodę!
-Skąd ja ci znajdę wodę na środku pustynii?!
-Chcesz się sprzeczać,-warknął, ukazując mi łapę z wystawionymi pazurami. Nie chciałem oberwać. Fuknąłem, ale odwróciłem się, by wykonać rozkaz.
Stawiając kroki przed siebie, próbowałem utrzymać równowagę, gdyż piach zapadał się pod moim ciężarem. Rozglądałem się przy tym, zastanawiając się, gdzie mogę odejść, by się nie zgubić.
-Udało się!
Nie musiałem nigdzie iść. Jak na dzwięk kopyt zebry, ja i całe rodzeństwo, zebraliśmy się wokół naszej matki. Ojciec promieniał z dumy, spoglądając na małe czarne lwiątko pijące mleko. Widziałem w zielonych oczach mamy, dostrzegłem dumę, ale i zmęczenie.
Pochyliłem się by obwąchać młode. Śmierdziało jak każde kolejne.
-Jest taki duży!-sapnął ojciec, pochylając się by polizać matkę,-Spisałaś się Wivu!
-Jak chcesz go nazwać najdroższy?-odezwała się słodkim głosem.
-Może by tak Moto?
-Podoba mi się ten pomysł!-jęknął czarny brat
Wywróciłem oczami, gdy rodzice zachwycali się lwiątkiem. Niech cieszy się tą chwilą, ona szybko wyparuję, gdy postanowią powiększyć rodzinę o kolejny miot.
Już teraz mama była dość silna przez liczne porody. Bez jęknięcia wstała, chwyciła Moto za skórę na karku i ruszyła za tatą, kierującego się przed siebie.
Byłem głodny, ale szedłem za nimi tak długo, dopóki nie dotarliśmy pod jakieś drzewo. Mama ułożyła się tam, zmęczona długą podróżą, a Moto łapczywie zaczął jeść. Ojciec, bracia i siostry również się ułożyli. Nie chcąc być gorszy, zrobiłem to samo. Jako najstarszy, najsprytniejszy, wiedziałem, że długo nie pośpię. Moja rodzina nie jest jakaś specjalna: ojciec, Neo, jest raczej silnym lwem, o surowym charakterze. Odziedziczyłem po nim białą grzywę i ciemno niebieskie oczy. On sam jest szary jeśli idzie o futro. Jestem bardziej podobny do mamy. Mam takie samo czarne futro.
Ułożyłem się wygodniej na łapach, czując poruszeniem obok. To moja siostra, Adele. Wiecznie ruchliwa, wesoła. Dziwny ma charakter. Obok niej jak zwykle leży Giza. Obie mogą popisać się gładką, szara sierścią. Ich oczy są takie jak moje.  Krótko o moim rodzeństwo: Są denerwujący. O ile siostry mogę jakoś znieść, to czwórka braci jest przegięciem. Niby młodsi ode mnie, a rządzą się. Kesho, jest typem kłamcy, nawet wyglądając jak kopia ojca, mówi, że jest podobny do wielkiego króla nieba. Tja, kolejny duch z bajeczek. Karim i Ni, to typy buntowników, ale walczą tak słabo.Ojciec jednak jest dla nich litościwy, mówi, że szybko się nauczą. Dlaczego? Kolejni podobni do niego. Tylko ja i Kopa, mamy futro matki. Kopa ma jeszcze jej oczy. Kopa lubi oskarżać i nadawać. Nic nie umknie jego uwadze, chyba, że w trakcie polowania.
Z zamyśleń wyrwał mnie zapach. Zwierzyna!  Wskoczyłam na równe nogi, wysiliłem wzrok. Tam na horyzoncie czaił się mały góralek. Posiłku będzie dość mało, chyba, że gdziesz znajduję się ich cała kolonia. Ostrożnie skradałem się w jego kierunku, z łapami przyciśniętymi do piasku. Sunąłem do przodu. Gdy byłem dość blisko chciałem wyskoczyć, jednak moja łapa poślizgnęła się. Góralek uciekł w podskokach. Fuknąłem niezadowolony. Do tego słyszałem śmiech! Znowu mi się oberwie. Pewnie będą nazywać mnie hieną, bo nie radzę sobie w tak prostych czynnościach jako polowanie. Miałem ochotę zapaść się bardziej pod ziemię, ale cóż, podniosłem się i pewnie spojrzałem w ich oczy. Niech się śmieją, proszę bardzo, pewnego dnia i tak będę silniejszy od nich wszystkich!

Mija kilka miesięcy, a my wciąż jesteśmy w podróży. Moto jest już na tyle sprawny, ze sam podąża za matką, wpatrzony  w nią jak w obrazek. Czasami w jego niebieskich oczach, widać też zazdrość o nowe rodzeństwo. Dwa małe szare lwiątka, zwisające w pysku ojca, o rubinowych oczach. To Kifo i Damu. Nowe pyski do nakarmienia.
Wkrótce naszym oczom ukazuję się strumień, a obok jedna jaskinia! To idealne miejsce by odpocząć. Łapczywie rzucam się w stronę wody. Trzymana na plecach trawa, dla schłodzenia,  opada. Piję dalej. Ojciec zmierza powoli w stronę jaskini ze zjeżonym futrem, natomiast mama powstrzymuję braci przed zrobieniem tego samego. Ja mam więcej oleju w głowie, siadam, owijając łapy ogonem.
Ojciec wraca z dobrymi wieściami, w jaskini jest martwa zebra, którą możemy się posilić. Oczywistym jest, że ktoś musi tam mieszkać, ale chwilowo zniknął. Zjeżyłem futro, gotowy w razie czego do walki. Nie zamierzałem się bać!
Posiłek z zebry był dobry, ale ze stresu zjadłem zaledwie pięć kawałków. Siostry postanowiły zająć się pielęgnacją futra, natomiast dla nas, lwów, ojciec przygotował specjalne szkolenie. Rozumiałem jego ruchy i starałem się je powtarzać. Ćwiczę ciężko. Nie mogę zrozumieć tylko jednego, jaki jest sens trenować swojego młode? Czy nie możemy się tego nauczyć sami?
-Mocniej Moto! Nie obijaj się, Sawa! Śmiało, Kopa! Oby tak dalej!
Warczę pod nosem i szykuję się do kolejnego uderzenia.
Wtedy słyszę kroki i odwracam się w stronę wyjścia z jaskini. W progu stoi lew , którego sierść jest koloru złotego, natomiast oczy czerwone i pełne nienawiści. Grzywę również ma takiego koloru.
-Kim jesteście!? Co tutaj robicie?!
-Nie twoja sprawa! Od teraz to nasza jaskinia!-warczy ojciec
Pozwalam, by sierść mi się zjeżyła i z wystawionymi pazurami staję obok ojca. Widzę, że bracia robią podobnie jak ja. Słyszę również jak matka odgania siostry i najmłodszych. Ojciec warczy ponownie i z większym ostrzeżeniem. Lew jednak nic sobie z tego nie robi. Wystawia pazury i szykuję się do ataku.
-Ojcze..-miauczy Karim
-Cisza!-warczy ojciec. Rzuca się w stronę lwa. Obijają się o ziemię, mocując się łapami z wystawionymi pazurami.
-Powinniśmy mu pomóc!-Ni spogląda na mnie.
Obnażam kły.
Ojciec pierwszy raz sobie nie radzi, więc rzucam się w stronę obcego lwa, a wraz ze mną czwórka braci. Rzucamy się na lwa, drapiąc go i gryząc. Niewiele widzę, kurz wchodzi mi w oczy. Atakuję więc na ślepo. Celuję w oczy.
Lew jest bardzo silny, powala ojca i nas z łatwością odtrąca łapą. Tylko ja skaczę ponownie i wgryzam się w jego szyję. Czuję słodki smak krwi. Lew syczy z bólu i wierci się, puszczając ojca.
Ojciec wysuwa łapę i uderza lwa w pysk. Lew obcy zachwiał się i nie próbując oddać ciosu... uderza we mnie. Czuję ból, gdy upadam na podłogę, ciężko oddychając. Lew kładzie na mnie wielką łapę. Czuję że dławię się krwią i przeszywający po skórze ból. Zamykam oczy i.... niewiele pamiętam.

Nie mam siły otworzyć oczu. Wciąż czuję pieczenie na skórze, pewnie jest przecięta... Mimo wszystko żyję. Nie czuję się martwy i mogę poruszać własnym ciałem. Ile leżałem tak naprawdę? Słyszę dalej w uszach szum.
Ledwo otwieram ociężałe powieki. Leżę w kałuży krwi, jestem poobijany. Podnoszę się na równe łapy, krzywiąc z bólu. W jaskini nie ma ani rodziców, ani braci czy sióstr. Nie widzę też obcego lwa, ale domyślam się, że wróci tu. Muszę być szybszy.
Krzywiąc się, stawiam nierówne kroki przed siebie. Staram się poruszać jak najszybciej. Gdy wychodzę na zewnątrz, mój pyszczek otula wiatr. Grzeje mocno słońce, więc przymykam oczy. Nie widzę nikogo na horyzoncie. Stawiam kolejne kroki, kolejne przed siebie.
Czuję ogromny smutek. Zdaję sobie sprawę, co się musiało wydarzyć. Mama, która w panice próbuję mnie obudzić, oraz ojciec który popycha ją, by uciekać. Byłem pewien, że ojciec by mnie zostawił. Miał dużo potomstwa,jeden pysk do wykarmienia mniej to dla niego cud...  Mama pewnie by mnie chciała zabrać, upewnić się, że żyję... jest jednak uległa wobec swego partnera. Co do mojego rodzeństwa, wstyd mi, że widzieli mnie ledwo żywego. Byłem najsilniejszy i tak powinienem się prezentować!
Przełknąłem głośno ślinę. Byłem bardzo słaby i domyślałem się, że jeżeli się poddam, upadnę i nie wstanę. To dodawało mi siły do dalszej, tym razem samotnej wędrówki.

Nie wiem jak dałem radę doczłapać aż do skrawka trawy i jakiegoś suchego drzewa. Nade mną widziałem masę sępów, więc warknąłem, by je odstraszyć. Ucieszyłem się na widok strumienia, z którego się napiłem. Musiałem iść długo, gdyż przede mną pomału ukazywał się nowy nieznany pustynny teren.   Byłem też głodny, jednak zmęczenie wzięło górę. Ułożyłem się , by zasnąć.
Znowu byłem zmuszony wskoczyć na równe łapy, gdy dostrzegłem idącego  w moją stronę lwa.
-Kim jesteś?!-jego sierść była jasnobrązowa, a on sam miał łagodny wyraz pyska. Mimo wszystko nie traciłem czujności.
-Nie bój się mnie, mały. Jestem Simba. Co ty tutaj robisz?
-Nieważne,-syknąłem
-Potrzebujesz pomocy?
-Nie.-warknąłem,-I proszę mnie zostawić!
-Jeśli chcesz możesz udać się na kolację ze mną i moją partnerką?
-Nie!
-Jesteś ranny...
Ten lew zachowywał się jak jakiś kretyn! Moje argumenty do niego  nie docierały, więc ostentacyjnie ruszyłem przed siebie. Zacisnąłem zęby i zmusiłem łapy, by niosły mnie dalej. Dobrze, że byłem już prawie nastolatkiem.
Postanowiłem sobie wtedy jedną rzecz: Nikomu nigdy nie zaufam i nigdy więcej nie dam się pokonać.

Znalazłem miejsce które było idealne na odpoczynek. Były to dwa złączone ze sobą głazy. Zacienione i bezpieczne.
Na horyzoncie dostrzegłem padlinę. Jakiegoś sępa. Skrzywiłem się z  obrzydzeniem, ale mimo wszystko podeszłem i zjadłem kilka kawałów. Smakował obrzydliwie, ale w tym stanie nie mógłbym polować. Następnie wróciłem do mojej kryjówki. Poczułem się bardzo śpiący, ale powtarzałem sobie, że nie mogę zasnąć.
Nie zaśnij, Sawa.
Nie zaśnij.

Obudziłem się nagle, gdy w oddalili rozległy się głosy. Okropnie bolał mnie brzuch po poprzedniej padlinie i ledwo podniosłem się na łapy. Czułem okropny ból brzucha. Nie pisnąłem jednak, a cicho obserwowałem lwy na horyzoncie, co ciągnęły za sobą dorosną antylopę. Ślinka zaczęła podchodzić mi do pyszczka. O lwy, jaki ja byłem głodny!
-P-przepraszam?-zebrałem się na odwagę i kulejąc podszedłem do lwów, którzy właśnie zaczęli swoją ucztę. Spojrzeli na mnie. Była ich czwórka.-Czy mógłbym się poczęstować? Jestem bardzo głodny...
-E, słyszeliście? Smarkacz, jest głodny! Phi
-Spadaj mały, albo inaczej sobie pogadamy,-mówiąc to, jeden z lwów wstał i powalił mnie jedną łapą z wysuniętymi pazurami.
-Nie to nie!-syknąłem i czym prędzej zerwałem się do ucieczki.
Piach  nie jest dobry do biegu. Potykałem się i krzywiłem.Opuściłem moje dotychczasowe schronienie. Potrzebowałem większego i pełnego zwierzyny.
Jak na zawołanie, dostrzegłem w oddali surykatkę. Opadłem do odpowiedniej pozycji i począłem skradać się w jego kierunku. Wystawiłem pazury i chciałem skoczyć, jednak surykatna wyczuła mnie i uciekła. Warknąłem pod nosem.
Niedaleko znów widziałem padlinę zebry. Zjadłem posiłek bez ociągania. Zakuł mnie brzuch,ale zignorowałem to i ruszyłem przed siebie.

Moja wędrówka trwała dwa dni. Pełne bólu. Żywiłem się padliną, albo w ogóle nie jadłem i tylko wylizywałem rany, lub spałem. Byłem też spragniony, ale nie widziałem żadnego zbiornika z wodą. Nie poddając się, szedłem przed siebie, czując się coraz słabiej.
To koniec..-usiadłem,-..zdechnę. 
Znalazłem niewielki kamień, pod którym się położyłem, z głową na łapach. Jaka śmierć byłaby lepsza? Głodowa, z pragnienia, czy przez rozerwanie żywcem przez sępy?
Spojrzałem za siebie. Przeszedłem pewnie przez większą cześć pustyni, gdyż przede mną rozciągał się krajobraz mniej piascysty i z większą ilością zwierzyny.
-Może zapolujemy, Nyoto?
Usłyszałem głos lwicy, więc zjeżyłem sierść. Miałem nadzieję, że mnie nie zauważy. Nie czułem się gotowy do biegu.
-Oczywiście!
Rozległy się odgłosy kroków.Dwie pomarańczowe lwice zmierzały w stronę stada antylop. Ich kroki były wyrównane,a pazury wysunięte. Przyczaiły się i po chwili zaatakowały. Antylopa padła martwa. Lwice posiliły się, po czym jedna z nich rozejrzała się.
-Może zawołamy również Borę, Eclipse i Otylię?
-Pewnie! Urządzimy sobie ucztę!
Mówiły tak głośno, że ciężko było ich nie usłyszeć. Jedna z nich zakopała część posiłku, by wrócić po niego pózniej i wraz z lwicą wróciły w swoje strony.
Wyjrzałem zza mojej kryjówki. Stado lwic musiało mieszkać w tej wielkiej jaskini. Powoli, by nikt mnie nie dostrzegł, zbliżałem się w stronę kawałka mięsa. Odkopałem część i zacząłem jeść. Gdy usłyszałem, że lwice wracają, ponownie schroniłem się pod moim kamieniem.
Gdy noc zapanowała, podszedłem bliżej jaskini stada. Wszyscy spali i nikt nie zauważył mnie, podchodzącego do jednego z ich łupów. Zebra leżała jeszcze nie zjedzona. Zakopiłem w niej kiełki i szybko jedząc, dałem radę pożreć większą część.
Już najedzony, napiłem się z jednej z kałuż i udałem w dalszą wędrówkę. Kradzieże. To było to. Podobał mi się ten dreszczyk adrenaliny, oraz uczucie, gdy robiłem coś dla siebie.

Już nie umierający, włóczyłem się dość długo, nim znalazłem kolejne stado. Tym razem żyjące na ziemi pokrytej trawą. Podobnie jak w poprzednim przypadku, w nocy ukradłem część mięsa.
Robiłem tak cały czas. Niekiedy udawało mi się ukraść coś niezauważenie, czasami jednak ktoś mnie przyłapywał i ścigał aż do granicy. Ponieważ jednak byłem lwiątkiem, nikt nigdy nie ścigał mnie dłużej i nic nie planował mi zrobić.
Ryzykowałem ze stadem wrogim, lub ze stadem mięczaków. Najgorsza była moja sierść. Krew stwardniała i pewnie wdało się zakażenie.
Pewnego dnia, czułem się już naprawdę paskudnie. Nie odpuszczałem jednak i śledziłem wzrokiem dwójkę lwiątek, które odbywały właśnie swoje pierwsze polowanie. Co najlepsze, bez wzroku matki!  Podkradłem się do nich, by pózniej wskoczyć na jednego z nich. Lwiczka cofnęła się przerażona, gdy wbiłem pazury w jej kompana.
-Oddaj mi w tej chwili te góralki, które złapaliście.
Lwiak pode mną wiercił się, ale byłem zbyt silny. Lwiczka szybko skinęła głową, po czym oddała mi upolowane trzy góralki.
Złapałem je szybko, po czym skierowałem w stronę granicy. Domyślałem się, że będą zbyt wystraszone, by komuś powiedzieć o mojej wizycie.  Smakowity zapach i smak posiłku powodował, że miałem ochotę zjeść je tu i teraz.
-Nie powinieneś tego robić, mały.
Zatrzymałem się, a sierść zjeżyła mi się dęba. To nie był głos lwiątka, a dorosłego. Odstawiłem góralki obok moich łap, by z wrogością spojrzeć w oczy napastnika. Miałem ochotę się roześmiać. Za mną stał gepard, którego ciało pokrywały różne symbole. Śmierdział ziołami. Był szamanem, łatwo się domyślić.
-Wal się, stary świrze!-warknąłem wrogo.
Gepard zmarszczył brwi. Przyjrzał mi się uważnie.
-Jesteś ranny?
-Już od miesiąca!-warknąłem ponownie
-To po walce? Ugryzienie czy ślady pazurów? Chodz ze mną, pomogę ci
-Nie zamierzam nigdzie...
-Dam ci w zamian antylopę. Całą dla ciebie. Umiem polować,-szaman pochylił głowę,-Poprzysiągłem, że będę pomagał wszystkim. Nikt cię nie skrzywdzi, tylko chodz ze mną...
-Ja..-zawahałem się. Wtedy jednak na horyzoncie dostrzegłem wiele sylwetek lwów, idących w naszym kierunku. Te lwiątka puściły parę z ust! -Możesz mi pomóc
Poszedłem za gepardem, zostawiając swój łup.
Droga do jego baobabu nie była długa i wkrótce, wdrapałem się na korę. Panował tam straszny bałagan, więc zmarszczyłem nos. Gepard wskazał mi ogonem legowisko, na którym usiadłem. Sam szaman poszedł po jakieś dwie mikstury w miseczkach z owoców.
-Jestem Mateo, tutejszy szaman. A ty, młodziku?-włożył jedną z łap z miksturę, po czym przejechał nią po moim grzbiecie.Syknąłem z bólu. Zmarszczył brwi.-Zakażenie. Jest niedobrze, ale postaram się coś z tym zrobić. Powiedz mi, dlaczego nie jesteś z rodzicami? Skąd pochodzisz?
-Z nikąd. Zostałem prawie zabity i tym samym porzucony, ale to nie twoja sprawa.
-Moja, gdyż mogę ci pomóc,-odparł,-Król na pewno przyjmie cię do stada.
-Nie interesuję mnie on
-Nie szukasz stada? wolisz kraść?
-...liczyć wyłącznie na siebie...
Gepard westchnął. Dalej nakładał maść.Badanie trwało bardzo długo i skończyło na tym, że zostałem owinięty w liściowe opatrunki.
-Gotowe. Teraz tylko leż i odpoczywaj. Upoluje ci ten obiecany posiłek.
Opuścił baobab.Faktycznie, już nic mnie nie bolało i byłem mu po części za to wdzięczny. Czułem się jednak niekomfortowo. Położyłem się, by zasnąć.

-Widzisz królu? Myślisz, że mógłby się tutaj osiedlić?
-Nie ma problemu,-odparł wyższy głos.
Nie otwierałem oczu. Czułem gniew. Liczyłem, że ten tępy gepard nikomu nie powie o mojej obecności. Nie byłem słaby! Nie potrzebuje stada!
Gdy tylko cięższe kroki się oddaliły, podniosłem się i zjadłem antylopę. Przynajmniej jej połowę. Mateo zwrócił na mnie wzrok.
-Jak się nazywasz i  ile masz miesięcy?
-Po co ci to wiedzieć? Żeby zdradzić i donieść na mnie? Nie zamieszkam mieszkam w waszym stadzie!
-Wydajesz się taki młody.. potrzebujesz stada..
-Nie potrzebuje nikogo,-zerwałem się do odejścia.
-Poczekaj!-Mateo zastąpił mi drogę,-Jesteś taki słaby! Proszę.. nie..
Ominąłem go, z trudem zeszłem. Idąc w stronę granicy, zrzuciłem z siebie bandaże. Kiwnąłem przy tym. Obym się nie rozchorował, zwłaszcza-spojrzałem na niebo-że zbliżał się deszcz.

I tak stałem się  nastolatkiem. Podróżowałem, wciąż kradłem, od czasu do czasu coś polując. Mieszkałem tam gdzie mogłem, piłem gdy miałem okazję, spałem gdy byłem zmęczony i walczyłem, gdy ktoś mnie zdenerwował. Moja grzywa urosła, a ciało nabrało masy. Po tym co miesiąc temu zrobił dla mnie Mateo, ciało zregenerwowało się i chodz wciąż porastały je blizny, sierść odrosła i można było je ukryć.
Gdy stałem się nastolatkiem, odeszła też niewinność. Teraz gdy kradłem na terenach stad, goniono mnie tak długo, aż znikałem z oczu. Nikt też nie prosił o dołączenie do ich stada.

Dotarłem do ziemi leżącej blisko Lwiej Ziemi. Chodz Lwia Ziemia była wielka i pełna zwierzyny, mieszkało tam za wielu mieszkańców i polować mogłem tylko w nocy. Na Złej Ziemi nie było czegoś takiego. Ziemia na której się teraz znalazłem, chodz była sucha, to pełna jedzenia. Zmarszczyłem brwi i skradałem się w stronę stosu z pożywieniem. Nos mnie nie mylił-czułem zapachy lwów. Nie zamierzałem jednak zawrócić, gdyż żadnego z nich nie widziałem.
Pożałowałem szybko, gdy ktoś na mnie wskoczył i przyszpilił go brudnej, zakurzonej ziemi. Ranił mnie pazurami, ale nie pozostałem dłużny. Uderzyłem go w pysk i ugryzłem blisko szyi. W ten sposób dałem radę z powrotem stanąć na równych łapach. Lew który na mnie patrzył, miał ciemną sierść i krwiste oczy.
-To jest Diabloziemia, czego tutaj szukasz?!
-Przechodzę, nie widać! Odwal się!-warknąłem.
Prędko do mojego nosa dotarło więcej zapachów. Otoczyło mnie kilka lwów na raz. Nie miałem możliwości ucieczki.
-A teraz?-lew o krwistych oczach szyderczo się uśmkechnął,-Zginiesz.
-Poczekaj, Kivuli!-warknęła jakaś lwica,-Zaprowadz go do Shetani! Niech ona zdecyduję, co z nim zrobić!
Lew skinął głową i wydał polecenie. Lwy popychając mnie, prowadziły mnie w stronę termiterii. Niektórzy starali się mnie gryzć, ale oddawałem wtedy tym samym.
Gdy dotarliśmy do ciemnej termiterii, wyszła z niej lwica. Spojrzała na mnie gniewnie.
-Kto to jest?!
-Próbował ukraść nasze zapasy!-wysyczał Kivuli,-Pewnie jest szpiegiem z Lwiej Ziemi!
-Nie jestem żadnym szpiegiem,-warknąłem,-Jestem Sawa, głupcze!
-Nie szkoda ci życia nędzniaku?-warknęła lwica, która widocznie była liderką,-Jesteś w końcu na mojej ziemi, chodz nie brak ci odwagi.Zwykły nastolatek... ale możesz nam się przydać.
-Niby jak?-Uniosłem wysoko do góry jedną brew.
-Poszpiegujesz dla mnie lwioziemców. Sprawdz co robi królowa Kiara.. jeśli dowiesz się czegoś pożytecznego, możesz liczyć na nagrodę.
-Ale to intruz!-ktoś syknął.
-Słuchać mnie, bo uderzę!-warknęła liderka,-Niewinny jest. Nikt nie domyśli się, że ma złe zamiary.
Skinąłem głową. Propozycja brzmiała ciekawie.

Jako szpieg miałem dodatkowe korzyści. Dostawałem jedno małe pożywienie, za ważne informacje. Postanowiłem z tego wyżyć, więc zostałem również szpiegiem królowej Tęczowej Krainy, Uzuri. Kolejne miesiące mijały bardzo szybko i stałem się starszym nastolatkiem. Wtedy też dostałem specjalne zadanie, polegające na śledzeniu Gwiezdnej Ziemi i ich poczynań.
Ruszyłem pewny siebie, licząc na kolejny sukces.Droga minęła mi szybko, co zawdzięczam sile i większej dorosłości.
Przekroczyłem granicę i od razu dopadł do mnie lew.
-Kim jesteś? Co robisz na Gwiezdnej Ziemi!?
-Jestem Sawa, nastolatek z okolic Lwiej Ziemi. Pragnę otrzymać nowy dom, po śmierci rodziców. Czy mógłbym tutaj zamieszkać? Nie stanowię zagrożenia.
-Musiałbym porozmawiać z ojcem,-odparł lew,-Jestem Hasira, książę tej ziemi. Chodz ze mną.
Ruszyłem za nim, w głębi duszy śmiejąc się.
Ziemia ta była dość piękna, jeziora lśniły i wyglądały tak, jakby odbijały gwiazdy. Była zwierzyna i wodopoje.
Zostałem przyjęty do stada równie szybko, jak przekroczyłem granicę.
-Czy Maji już wróciła?-zwrócił się do jakiejś brązowej lwicy.
-Jeszcze nie, wasza wysokość.
-Maś ci los! Przecież nie odnajdzie swojej siostry,-syknał. Lwica odeszła, więc zwrócił się do mnie,-Moja narzeczona wyruszyła znalezć swoją siostrę, która przed laty "zaginęła".
-To faktycznie smutne,-rzekłem z kamiennym wyrazem pyska,-W takim razie ty mnie oprowadzisz?
-Tak,-skinął głową.
Po zwiedzaniu, które trwało niewiele, wróciliśmy do jaskini. Ułożyłem się blisko wyjścia i od razu zapadłem  w sen.
Nie było tak zle. Przestałem donosić nowe informacje swoim "pracodawcą" i skupiłem się na sobie. Musiałem wstawać wcześnie,  patrolować z Hasirą. Żywiłem się resztkami które zostały po zwierzynie. O dziwo, większa część stada mnie polubiła. Dalej nie podobało mi się mieszkanie w stadzie, ale można było zacisnąć jakoś zęby. Nikt nie pytał o moją przeszłość.
I tak płynęły dni.
Słońce mocno grzało, wiatr muskał mój pysk, a ja przemierzałem sawannę głuchym tępem. Ułożyłem się przed wodopojem i próbowałem złagodzić umysł. Czułem zapach zwierzyny. Może wybrałbym się na polowanie?
Wtedy rozniósł się ryk, więc podniosłem się, by spojrzeć na granicę. Widziałem kilka sylwetek lwów. Pognałem pod jaskinię stada.
-Co się dzieję, Maisho?
Brązowa lwica, która również wpatrywała się w granicę, uśmiechnęła się.
-To Maji! Sherr się ucieszy... musiała odnalezć siostrę. To pewnie na czarna lwica!
Wysiliłem wzrok. Lwy zbliżały się coraz bliżej i teraz mogłem lepiej widzieć ich sylwetki. Maji z tego co kiedyś słyszałem, była jasnoczarną lwicą. Szła na samym przodzie, u boku jakiejś białej lwicy z czarnym uchem i pomarańczowej. Za nim równym krokiem podążał lew o dwu kolorowej grzywie i ciemnozłota lwica. Na samym końcu szła wspomniana przez Maisha czarna lwica. Jej futro iskrzyło się od promieni słońca. Szła pewnie, krocząc za resztą. To nie mogła być siostra Maji. Domyśliłem się, że trzymałaby się bliżej siostry.
Prychnąłem pod nosem i zawróciłem z powrotem nad wodopój.

Okazało się, iż miałem rację, a siostrą Maji była ta biała, która nosiła imię Wise. Obie spędzały ze sobą dużo czasu. Wolałem trzymać się od tego wszystkiego z daleka, w przeciwieństwie do Hasiry.
-Musimy porozmawiać,-zagaiła mnie Maji.
Uniosłem na nią wzrok. Przerwała mi dżemkę w cieniu drzew. Za kogo ona się uważa! 
Uśmiechnąłem się lekko.
-Słucham?
-Przejdziemy się?
Zgodziłem się i ruszyłem za lwicą.
-Może narzucimy większe tempo?-zaproponowałem
-Skoro nalegasz,-zaśmiała się i poderwała do biegu. Ruszyłem za nią.  Prowadziła w stronę granicy. Coś innego przykuło moją uwagę. Dwie lwice , które przybyły tu wraz z Maji i jej siostrunią. Ciemnozłota rozmawiała o czymś z czarną lwicą. Spojrzałem na nie zaciekawiony, nie przerywając tempa.
-Może zrobimy przerwę?-zaproponowała Maji i podeszła do kałuży by się napić. Słabo.. powinna mieć więcej siły.


Mogłem na spokojnie przyjrzeć się czarnej lwicy. Rzuciła się teraz na pobliskiego ptaka i jednym ruchem zabiła.
-Może powinnam zostać lwicą polującą niż walczącą?-zaśmiała się do swojej towarzyszki.
Maji dzgnęła mnie w bok, zmuszając bym na nią spojrzał. Ruszyłem za lwicą.


Dotarliśmy do granicy. Maji spojrzała na dalekie na horyzoncie pojedyńcze drzewa.
-Wise nie zgodziła się zostać tutaj,-spojrzała na mnie,-Chce wrócić na swoją ziemię, która nawet nie ma czym się jeszcze bronić. Owszem ma dużo zwierzyny, ale mało członków stada...
-Po co mi to mówisz?
-Sawa, nie zgodziłbyś się zamieszkać na ich ziemi?-poprosiła, spoglądają mi w oczy twardo,-Hasira mówił, że ma do ciebie zaufanie. -dałem jej znać łapą by kontynuowała, Maji westchnęła, -Jesteś silny, dasz radę je obronić w razie czego, a my mamy i tak za dużo lwów w stadzie. Z moją siostrą i jej przyjaciółmi ruszy jeszcze kilka lwic, oraz Moto i Mto.
Zjeżyłem sierść na karku. Mto kojarzyłem i nawet lubiłem tego lwa, przyjacielski i chętny do patroli, natomiast Moto bardzo często zachowywał się na tyle dziwnie, że go unikałem. Nie przepadałem za tym drugim.
-Nie jestem pewien... co mi oferujesz?
-Nic, oprócz wkładu w powstawanie ziemi,-zachichotała, mrużąc oczy,-ale kto wie, co tam na ciebie będzie czekało.
-Dobrze. Przemyślę to,-odwróciłem się by odejść.

Postanowiłem wyruszyć z nimi i już następnego dnia, Wise pożegnała się czule z siostrą i wraz z przyjaciółmi ruszyła w stronę granicy do swojej ziemi. Mto rozmawiał o czymś z jedną z przyjaciółek białej lwicy. Ja trzymałem się z tyłu.
Gdy dotarliśmy do ich ziemi, zatkało mnie. Jak na nowe miejsce do  założenia stada, było pełne zwierzyny, wody i trawy. Na terenie rosło wiele białych kwiatów, a w oddali był baobab. Wise odwróciła się do nas i wskazała ogonem ogromną skałę.
-Tam mieszkamy.
-Możecie się przejść, tylko uważajcie,-ostrzegł ciemnozłoty lew,-Mto, pomożesz mi jutro w patrolu?
-Oczywiście.
-Ja też mogę pomóc,-wychyliłem się i zmierzyłem lwa wzrokiem. Ten tylko skinął głową.

Poznawanie imion nowych członków stada było trudne ale wykonalne. W jaskini, którą mieliśmy zamieszkiwać, też było przyjemnie. Nie chciałem nawet wstawać na poranny patrol.  Busara był okej, prowadził nas równym krokiem i nie pozostawiał chwili na odpoczynek. Podobno do naszej ziemi należało jeszcze Miejsce Płomieni, ale tam Busara nie pozwolił wejść, tłumacząc, że często wybuchają pożary. Następną ziemią przy granicy była ziemia sucha i nieprzyjemna. Busara powiedział, że nie wiedzą, czy żyją tam inne lwy, ale wolą trzymać się od tej ziemi z daleka.
Gdy wróciliśmy do jaskini, Mto pobiegł na spotkanie z tą pomarańczową lwicą-Taje, co mnie zirytowało,a  Busara podszedł do swojej.
Westchnąłem i położyłem się , w promieniach słońca.

Stado rosło, gdy Busara został ojcem dwójki lwiątek, a Mto z Taje zostali parą i także chcieli postarać się o potomstwo.
Wstałem i jak zwykle postanowiłem włóczyć się po ziemi bez nazwy, bez celu. Ruszyłem w stronę skałek. Leżała tam Kilio i obserwowała bawiące się w jej łapach potomstwo. Zdecydowałem się ruszyć w kierunku wodopoju, ale na widok Kamby, małego irytującego lwiątka, zatrzymałem się. Pamiętam jak pierwszego dnia krzyknęła, że powinni mi nie ufać. Wyczuwała coś i mimo iż reszta zaśmiała się i uznała to za żart, ja już miałem dość tego bachora. Powlokłem się w stronę granicy.
-Znowu samotny patrol?
Czarna lwica wyprzedziła mnie i zablokowała mi drogę.
-Witaj, Nyeusi, ty nie z przyjaciółmi?
-Wszyscy w terenie,-mruknęła, wpatrując się we mnie ze zmrużonymi oczami. Omiotła mnie wzrokiem.-Masz czarne futro.
-Tak jak ty.
Przewróciła oczami i już miała odejść, ale teraz ja zatrzymałem ją.
-Chcesz mi towarzyszyć?
-Proponujesz mi patrol czy spacer?
-Możemy połączyć przyjemne z pożytecznym,-zmrużyłem oczy i gestem ogona dałem znać, że idziemy. Lwica przyspieszyła i wyprzedziła mnie.
Puściliśmy się biegiem w stronę granicy, przepychając się by być pierwszym na miejscu. Wygrała Nyeusi.
-Ha! Pierwsza!
Dysząc ze zmęczenia, wpatrywałem się w nią. Była niesamowita.
Warknąłem z zazdrością.
-Daj spokój. Dałem ci wygrać.
Nyeusi zabiła ogonem o ziemię.
-Dziękuję za spacer. Może... do jutra?
-Możemy spotkać się tutaj wieczorem. Są ładne gwiazdy.
-Jakoś mnie nie przekonałeś. Chyba, że coś upolujesz,-uśmiechnęła się lekko.
Skinął głową.
-Mogę nawet słonia.
-Nie przesadzaj,-dotknęła ogonem mojego boku,-Jesteś w porządku, Sawo.
Spoglądałem za nią, jak się oddalała.

Ktoś nagle na mnie wskoczył i powalił na plecy. Syknąłem, na widok ciemnoszarego lwa.
-Ty jesteś Sawa, szpieg Shetani z Diabloziemi?
-Jestem Sawa, lew z tej ziemi,-wyrwałem się i teraz ja byłem nad lwem. Wbiłem w niego pazury i pochylił się, z warkotem,-Czego chcesz?!
-Jestem Bon. Dawniej należałem do diabloziemców, dopóki nie poznałem strasznoziemców. Nasz król Sakka, prosił bym cię znalazł, gdy odkrył, że jesteś na ziemię naszych wrogów.
Nie traciłem czujności, ale zeszłem z niego.
Zza lwa wyszedł inny, większy.
-Jestem Janja, brak Sakki. Brat chciał..-spojrzał na ciemnoszarego,-Uciekaj, nieudaczniku!-gdy lew uciekł,ponownie spojrzał na mnie,-..chciał bym przyjął cię na naszego szpiega.
-Nie muszę nim być,-zadrwiłem.
-Będą się z tym wiązać korzyści!-zarechotał lew,-Jakie tylko chcesz. Mój głupi brat długo nie przeżyję..
-Nie chciałby z pewnością, żebyś tak na niego mówił,-uśmiechnąłem się szyderczo,-Mogę mu przekazać to co mi powiedziałeś.
-Podobasz mi się,-odparł z warkiem obcy,-Tutaj czeka na ciebie wiele, ale uwiązanie, które będzie cię łączyć z tą ziemią... Mogę ci ofiarować osiem lwów z naszej ziemi, które będą słuchać tylko ciebie.
-Dlaczego mam ci wierzyć?
-To dobre lwy. Właściwie lwice. Waleczne i krwawe. Pójdą za tobą, gdzie tylko i kiedy skierujesz kroki. W zamian będziesz naszym szpiegiem.
Własnych strażników...   Sługusów... Przytaknęłam. Gdy lew zniknął, postanowiłem skierować się od razu na łąkę, gdzie miałem nadzieję, że w nocy pod gwiazdami będę spędzać czas z Nyeusi. Upoluję coś, chciałem zrobić na niej dobre wrażenie.

Nyeusi była wspaniała. Długo zajęło mi przekonywanie jej do siebie, oraz wymyślanie coraz to lepszych randek. Gdy jednak zgodziła się zostać moją dziewczyną, wiedziałem, że było warto. Była zwinna i odważna. Szukałem takiej lwicy długo... Niczym nie przypominała tych, którzy mnie ranili. 
Jej jedyną wadą było dobre serce, ale i to mogłem kiedyś zwalczyć.
Pewnego dnia, obudziła mnie. Przekręciłem się na drugi bok, niechętny by wstać.
-Sawa.. muszę ci coś powiedzieć..-szepnęła mi do ucha i widząc, że nie wstaję, ugryzła je. Wrzasnąłem i się podniosłem.
Obudziłem tym samym stado.
-Przepraszam, Kilio,-westchnęła Nyeusi, gdy lwiątka jej przyjaciółki zaczęły krzyczeć. Lwica skinęła tylko głową i poczęła je uspokajać. Część stada wyszła i to same lwice, wybierające się na polowanie.
-Czego chciałaś ode mnie Nye?
-Możemy wyjść?
Ruszyłem za nią w stronę wyjścia z jaskini. Drapaliśmy się na sam czubek skały. Widok, który rozciągał się na dole, sprawił, że oczy mi się zaświeciły. Fajnie byłoby rządzić.
-Jestem w ciąży.
Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami. Liczyłem, że się przesłyszałem.
-Że.. co?
-No przecież to robiliśmy!-wysyczała lwica,-I jesteśmy partnerami. To była kwestia czasu.
-Spodziewasz się lwiątka?-powtórzyłem.
Gdy ponownie skinęła głową, polizałem ją w policzek.
-Bardzo się cieszę.
-Naprawdę?
-Oczywiście. Będziesz cudowną mamą.
Przytuliła się do mnie z wdzięcznością. Ja jednak nie czułem szczęścia jak ona. Jedynie gniew. Nie chciałem lwiątka! Nienawidzę dzieci! Czułem, że będę okropnym ojcem. Takim jakim był Neo dla mnie.
Nie myślałem o mojej rodzinie od bardzo dawna, bo budzili we mnie jedynie odrazę. Gdy jednak usłyszałem tę wiadomość, wszystkie wspomnienia powróciłem. Musiałem grać, bo nie miałem innego wyjścia.
-Położysz się obok mnie?-szepnęła lwica, gdy się od siebie odkleiliśmy,-Lwice polujące już pewnie wróciły.
Wróciliśmy do jaskini.

Miesiące mijały. Brzuch Nyeusi robił się coraz więcej, podobnie jak brzuch Taje. Oboje z Mto polowaliśmy, bo musiały jeść więcej. Czuwałem też, gdy Nyeusi spała i towarzyszyłem jej, gdy chciała nocą udać się na spacer. Wszystko bez mrugnięcia  okiem.
Gdy Taje zaczęła rodzić, Nyeusi też zle się poczuła. Czekałem przy lwicy aż pojawiła się medyczka i kazała wszystkim wyjść. Matibabu musiała zająć się obydwoma. Poród Nyeusi był ciężki i osłabiona lwica ledwo przeżyła przez komplikacje.
Weszłem do jaskini i położyłem się obok niej. Nyeusi spojrzała na mnie zmęczona, po czym złapała lwiątko i włożyła je w swoje łapy.
Był to jeden maluch, którego sierść była szara, a brzuch czarny. Nie wiedziałem jaką będzie mieć grzywkę. Nosek miał ostry,  a oczy fioletowe.
-Nie zdradziłam cię,-powiedziała Nyeusi, widząc, jak intensywnie wpatruję się w lwiątko,-Nie wiem dlaczego nas syn urodził się takiej maści.
-Takie futro miał mój ojciec,-odparłem,-Nie martw się, wiem, że byś mnie nie zdradziła.-polizałem ją w czubek głowy,-To syn? Cudownie. Wyrośnie na silne lwiątko.
-Gdy tylko dość podrośnie, będziemy go trenować.
Czy on nie może się sam wytrenować? Jaki to ma sens. Będzie tylko płakał i jadł-pomyślałem.
-Masz może dla niego imię?
Nyeusi zastanowiła się chwilkę.
-Może Koda?
-Idealne imię.
Gdy do jaskini weszła Wise, była szczęśliwa z powodu narodzin lwiątek. Taje i Mto zostali rodzicami dwójki lwiczek, my syna.


Tak jak się spodziewałem, Koda tylko płakał i jadł. Nyeusi dumnie na niego spoglądała, gdy zaczął sam chodzić i wymawiać pierwsze słowa. Zaprzyjaznił się z lwiątkami Kilio i Taje, zwłaszcza z brązową córką Taje-Korą.
Wdrapywał się na mnie, gryzł moje ucho, pytał słodkim głosem, czy nie pobawię się z nim. Zawsze wtedy to robiłem, ale bez większych chęci.
Gdy Nyeusi urządzała sobie dżemki, wraz z synem, wymykałem się wtedy na sawannę. Tak właśnie dostałem pierwsze zadanie od strachoziemców. Miałem ranić członkinie stada, by osłabić narastającą potęgę tej ziemi. Przyjąłem propozycję i w przeciągu trzech tygodniu działałem.

-Idę się pobawić!-pisnął Koda i wybiegł z jaskini pod czujnym okiem Kamby. Zmarszczyłem brwi. Ona była moim celem. Ranione lwice, nigdy nie zapamiętywały kto je zranił, gdyż w ciemnej nocy nie widziały kto to taki, lub zwyczajnie spały.
-Nie chciałabyś być królową?-spytałem Nyeusi, która leżała obok mnie,-Przecież musi ktoś rządzić, a my mamy syna i jestem pewien, że dobrze nam pójdą rządy.
-Powiem ci coś w tajemnicy, Sawa,-zmarszczyła brwi,-Królową zostanie Wise. Nadaję się do tego bardziej niż ty i ja razem wzięci. Zobaczysz. A Koda powinien mieć spokojne dzieciństwo.
-Jak chcesz,-prychnąłem i wstałem na równe łapy,-Idę się przejść.
Wyszedłem z jaskini i powlokłem się w stronę wodopoju. Nikogo oprócz Kamby i lwiątek tam nie było. To był odpowiedni moment. Podkradłem się do lwiczki, a gdy byłem blisko, skoczyłem w jej kierunku, przyciskając ją do ziemi.
Lwiątka nieświadome niczego, dalej się bawiły, a ja uderzałem łapami w przerażoną Kambę. Miałem nadzieję, że szybko umrze.
Wtedy ktoś na mnie wskoczył i odciągnął do tyłu, inny członek stada złapał Kambę i odbiegł z nią pewnie do medyczki. Zostałem otoczony przez część stada, która spoglądała na mnie wrogo.
-Zraniłeś Kambę!-warknęła Kilio,-Jak mogłeś!?
Wyprostowałem się.
-Wydawało ci się.
-Jak możesz!-warknęła Taje
-Miałem takie zadanie. Jestem szpiegiem. Odważnym i działającym,-warknąłem.
-Teraz tylko zdrajcą,-rozniósł się inny głos i odwróciwszy się dostrzegłem Nyeusi.

Zostałem wygnany przez wszystkim. Nie odwracając się pognałem w stronę granicy. Biegłem najszybciej jak mogłem. Rozpoczął się kolejny etap w moim życiu. Jedyne czego żałowałem to to, że Nyeusi nie chciała pójść ze mną.

Pewnego dnia dostałem wiadomość,że Diabloziemcy chcą zaatkować Lwią Ziemię. Postanowiłem nacieszyć się faktem, widząc przerażone twarze Białoziemców.
Na horyzoncie widziałem Nyeusi i Kodę-urósł.
Gdy mnie zobaczyła, zasłoniła go łapą.
-No co się stało Nyeusi,nie przywitasz się?-zarechotałem
-PO moim trupie,Sawa!,-warknęła,po czym dodała,-po co tu przyszedłeś,zostałeś przecież wygnany!?
-Haha,przeszedłem po Kodę,-mówiąc to uśmiechnąłem się do lwiątka.On jednak,dalej był za łapami czarnej i ani śmiał się ruszyć.Wysunąłem pazury. Oczywiście były to niewinne żarciki. 
-Skoro tak,to wezmę go siłą,-szykowałem się do "skoku". Wtedy pojawił się Moto.Odepchnął mnie.Po nim,pojawiła się Wise,Kilio i Kamba,a za nimi trzy lwice walczące.Wszyscy warknęli na mnie.
-Czego tutaj szukasz Sawa,przecież zostałeś wygnany!?-warknęła Wise
-O,droga Wise..przybyłem tu po syna,-znowu nie dane mi było się zbliżyć,bo Moto mnie mocniej do ziemi. Nienawidzę tego lwa.
-Pytała o prawdziwy powód!
-NO dobra.Chciałem wam tylko powiedzieć,że jako szpiek,każdej ziemi,mam ważny komunikat i pomyślałem,że chcecie go usłyszeć,-Moto zszedł ze mnie
-Mów!-warknęli wszyscy,dalej nie tracąc czujności 
-Pewne stado,zamierza zaatakować Lwią Ziemię..za jakieś pięć dni,pomyślałem że byście chcieli wiedzieć!-zaśmiał się i odbiegł.

Przez ten czas żyłem na Strasznej Ziemi, trenując moje sługi. Robiłem to do dnia, gdy dostałem kolejne zadanie. Zakradłem się na Białą Ziemię i obserwowałem potomstwo Wise. Gdy doniosłem o nim Sace, kazał mi je zabić.
Nie mogłem.
Gdy trzymałem w pysku jedną z córek Wise i widziałem jej śliczne oczy, nie chciałem by umarła. Uciekłem z nią i porzuciłem na Lwią Ziemię.
Gdy zaczęły się jej poszukiwania, śmiałem się sam z siebie. Udało się, cierpieli.
Jednak gdy tylko po raz kolejny postanowiłem szpiegować, wygadałem się Nyeusi o tym gdzie przebywa bachor Wise.  Nyeusi była silna, dała radę mnie powalić.
Gdy lwy ze Strasznej Ziemi się dowiedzieli, kazali mi pierwszemu dobiec do Lwiej Ziemi. Nie udało się, Wise i Nyeusi mnie wyprzedziły. Miałem naprawdę dość, że ciągle dla kogoś musiałem być giermkiem.

Odeszłem ze Strasznej Ziemi. Postanowiłem zamieszkać  w Miejscu Płomieni. I wtedy ją poznałem. Hasirę.  Była silna i pewna siebie. Tak jak Nyeusi miała czarne futro i zielone oczy. Na oku nosiła ranę, którą kiedyś zrobił jej Moto. W sercu miała nienawiść i to mnie do niej przyciągało. Stałem się partnerem w jej zbrodniach i nim się zorientowałem, także jej ukochanym.
Nasze małe stado rosło, gdy dołączył Shetan i razem zabiliśmy Moto, gdy ten był na granicy. Z nienawiścią obebrałem mu życie, atakując w jego plecy, gdy Shetan działał z przodu. Gdy się udało, z dumą wpatrywałem się w jego oczy i cieszyłem wylewem krwi i jego cierpieniem.
Moje sługi dołączyły do stada, którym teraz władała Hasira. Lwica pragnęła zdobyć Białą Ziemię, tak jak ja.
Wkrótce Hasira zaszła w ciążę, chodz starała się przede mną i stadem to ukryć. Urodziła trzy miesiące pózniej i chodz cierpiała bardzo, nie pozwoliła mi jej pomóc. Urodziła syna, na którego widok warczala długo. Sierść lewka była biała i tylko niewielka grzywka czarna.
-To klątwa!-warczała,-Muszę jak najszybciej zabić Wise, nim znieczyśni mój ród!
-Czy mam go zabić?-spytałem bez emocji. Dla mnie było to zwykłe lwiątko. Po raz kolejny.
Hasira spojrzała na mnie i wycelowała w moją stronę łapę z wysuniętymi pazurami. Bolało, ale dałem radę stanąć prosto.
Byłem nauczony, by ukrywać ból. Bo on zawsze będzie częścią mnie, głównie przez wciąż ukryte pod futrem ranki.
-Oczywiście, że nie kretynie! Wyszkolę go na mordercę,-szyderczo się uśmiechnęła. Wyszła z jaskini, a ja za nią.

Msimu stawał się coraz większy, a Miejsce Płomieni na którym żyliśmy fascynowało go. Zwracał uwagę na suche rzeczy. Ja w tym czasie wraz z Hasirą i Shetanem zająłem się treningami naszego coraz to powiększającego się stadka-albo jak wolała Hasira, wojska.
Nadszedł czas, gdy Sawa dorósł i zakochał się w Lajli. Tak, wypłoszu Wise, którego kiedyś oszczędziłem. Przypomniał mi się dzień, gdy Hasira i ja rozpaliliśmy pożar, by zaszkodzić dzieciom Wise. Wtedy też do niewoli poszła Nora i po raz kolejny odezwała się we mnie ta sama litość!  Nienawidziłem się za nią!  To ja namówiłem Hasirę żebyśmy wyprowadzili ją w kratki w inne miejsce i to wtedy Wise i Moto nas przyłapali i zdołali uratować córkę.
Jednak Moto spotkawszy się wraz z Hasirą pysk w pysk i poznając ją, nie domyślił się, że podpisał na siebie wyrok śmierci.   
Gdy Msimu został ojcem na Białej Ziemi, Hasira chciała porwać swoje wnuki. Mnie nie obchodziło nic takiego, domyślałem się, że i Koda został ojcem. Co z tego... to ich sprawa.
Niewiele czasu później, zostałem do tego wyznaczony, więc wkroczyłem do jaskini białoziemców. Poruszałem się szybko. Myślałem, że Nora nie ma potomstwa, ale skoro u jej boku znalazłem złote lwiątko... Nie mogąc znalezć Lajli, chwyciłem złotą lwiczkę i pognałem do Hasiry.
-Kretyn! Nora nie ma potomstwa! Miałeś zabrać  dwójkę  moich wnuków.A z resztą..to już nieistotnę.Plan zmieniony.
Westchnąłem.
-Przepraszam Has,ale nie zmieniaj tak nagle planów.CO mam z nią zrobić?
Wzruszyła ramionami.
-Wrzuć do rzeki,zabij..co mnie to obchodzi?!-skierowała się w stronę jaskini w której sypiała.Zamiast ją zabić, zrobiłem to co kiedyś z Lajlą i zmierzałem zabrać ją na inną ziemię. Wtedy jednak wybudziła się z kamiennego snu, więc wrzuciłem ją do rzeki.
Obserwowałem jak przerażona wierci się,a pózniej prychnąłem i odszedłem.

Kolejne dni, miesiące mijały i nadszedł czas wielkiej walki. Łapy kusiły mnie, z ekscytacji. Nie mogłem doczekać się pojedynku.
Hasira jedyne co, postanowiła zostawić Johari, czyli lwiczkę którą uratowała od hien i postanowiła wyszkolić na mordercę. Mała miała białe futro i czerwone oczy.
-Huruma nie zdradzi?-spytałem.
-Nie,-odparła krótko, po czym ruszyliśmy w stronę granicy. Hasira wytrenowała przez te dwa dni Johari i teraz lwiczka siedziała w krzakach, podczas gdy my mieliśmy stoczyć wojnę.

Po długim pojedynku, gdzie uderzałem i gryzłem, zorientowałem się, że Hasira nie żyję. Czym prędzej pobiegłem w stronę granicy, złapałem w pośpiechu za skórę na karku Johari i wraz z częścią stada, biegłem na nowy teren. Poprzysięgłem zemstę. 

Wyszkól Johari. Niech zemści się na Białej Ziemi!

Wydawało mi się, że słyszę głos Hasiry. 
Po bardzo długim biegu, zarządziłem ruchem ogona przerwę. Umieściłem białą lwiczkę między swoimi łapami. Spojrzała na mnie wielkimi oczami pełnymi czerwieni.
-Czy Hasira zmarła? Naprawdę?
-Tak i ty będziesz musiała ją pomścić. Mówiłem ci, że to wina białoziemców. Hasira chciała dobrze, a oni ją.. zniszczyli.
-Pomszczę ją,-skinęła głową.
-Od teraz będę cię trenował,-spojrzałem na daleki horyzont. Tam się osiedlimy, dopóki nie będzie gotowa.

Następnego dnia, obudziłem się wcześnie. Johari leżąca obok mnie, podniosła na mnie wzrok i również wstała. Ruszyliśmy trochę dalej.
-Co dzisiaj będziemy robić?
-Nauczę cię kolejnych ostrych, morderczych trików w walce,-odparłem sucho,-Musisz ćwiczyć. Być najlepsza.
Trenowaliśmy bardzo długo. Za każdym razem, gdy zmęczona lwiczka upadała, warczałem na nią. Wtedy wstawała i ćwiczyła dalej.
Przez następne dni, ćwiczyła dzielnie podstawowe ruchy, a także co nieco o polowaniu. Dobrze jej szło, miała potencjał.
-Chodz,-zgarnąłem ją ogonem. Szliśmy w stronę jednej z polan ukrytej za drzewami. Następnego dnia mieliśmy ruszać w drogę.-Powtórz.
-Białoziemcy to zło. Trzeba ich zniszczyć.
-Dobrze,-pokiwałem głową.
Nosem popchnąłem ją bliżej kamienia który znalazłem.
-Będziesz uderzać w niego tak długo, póki nie każę ci przestać.
Spojrzała na mnie jak na wariata, ale zrobiła to. Ustawiła się i po chwili celowała w niego. Krzyczałem co jakiś czas "Mocniej!".  Uderzała coraz szybciej, a jej łapki pomału pokrywała czerwona breja. 
-Mogę przestać?-spytała już ze łzami w oczach.
-Nie! I masz powtarzać.
I teraz uderzała coraz mocniej, z większym jadem powtarzając "Białoziemcy to zło. Trzeba ich zniszczyć". 
-Przestań,-podeszłem do niej i polizałem obolałe łapki lwiczki. 
Ciężko oddychała, ale gdy zobaczyła jaki kamień jest podrapany, jej oczy zaświeciły sadysfakcją.
-Brawo, Johari.

Wiem, że w nocy dręczyły ją złe sny. One motywowały Johari gdy mocniej trenowała. Gdy dorastała, stawała się coraz silniejsza i bardziej wytrwalsza. 
Trenowała ciężko walkę, polowanie i rządzenie tymi słabymi lwami. Ja tym czasem, pozyskiwałem więcej wyrzutków czy samotników, a nawet podróżników których brałem siłą.
Gdy Johari stała się nastolatką, nie trenowałem jej już. Stała się niezależna. To ona wybudzała mnie ze snu, zmuszała do patrolów, lub dalszej podróży, by się oddalić. 
Stała się godną następczynią  Hasiry.

-Już wkrótce Sawo...-spojrzała w moją stronę. Jej oczy jażyły się z ekscytacji,-Zdobędę Białą Ziemię.-podeszła bliżej i otarła się pyskiem o mój pysk.-Zdobędę cały świat.

Miesiące mijały. Johari zaatkowała pierwszy raz Białą Ziemię i poległa przez Kirę, wnuczkę Wise. Przy kolejnej wojnie miałem nadzieję, że wygra, wszystko szło dobrze, ale wtedy i ona poległa.

Skierowałem się w stronę granicy, daleko, daleko za Białą Ziemią. Szedłem powoli,bez pośpiechu. Musiałem obmyślić plan..  Ostatni, ale ten który raz na zawsze pogrąży Białą Ziemię. Musiałem pomścić Hasirę i Johari, oraz zwrócić sobie honor. 

Wróciłem wspomnieniami do chwili obecnej. Czułem się coraz bardziej zmęczony, dotarliśmy do granicy. Nyeusi nie odpuszczała. Byłem jednak zadowolony. Nic nie zmieniłbym w moim życiu. Tak właśnie kończy się część pierwsza mojej historii, cóż.. poczekam do tego, co dalej przygotuje dla mnie los.