*ah, jak ten czas leci*
Wise
Wiesz, że zawsze będziesz wspaniała?
Nawet jeśli los zdecyduje zabrać tobie ostatnie życie, pamięć nigdy nie przeminie. Słyszałaś, że legendy nie umierają?
Zapamiętaj, kochanie.
Wybudzona ze snu, przetarłam zmęczone, jeszcze senne oczy. Powinnam była wczorajszej nocy położyć się wcześniej spać, zamiast oglądać z Lajlą gwiazdy. Ziewnęłam szeroko, podnosząc się następnie na równe łapy. Dopiero wówczas rozejrzałam się po jaskini. Na środku leżała niezjedzona do końca antylopa gnu. Większość członków stada wybyła z jaskini, wykonać codzienne obowiązki, natomiast ci co zostali, odpoczywali. Westchnęłam cicho. Powinnam znalezć dla siebie jakieś zajęcie. Wystawiłam przed siebie długie łapy, przeciągając się, zanim opuściłam jaskinię stada.
Chłodny wiatr musnął mój pyszczek. Uśmiechnęłam się lekko, ruszając w stronę sawanny. Wszystko było spokojne, zachęcające do odbycia spokoju. Zastanawiałam się, czy odnajdę jednego z moich przyjaciół, którzy mogliby dołączyć do mojego "małego patrolu". Zaśmiałam się na samą myśl, puszczając się następnie biegiem przed siebie.
Zatrzymałam się, widząc przed sobą odpoczywającą Asantę. Lwica leżała na jednym z płaskich kamieni, wpatrując się w horyzont. Była już starszą nastolatką, właściwie wkrótce wyruszy na swoje pierwsze prawdziwe polowanie. To było niesamowite wpatrując się w nich jak dorastają. Miałam już do niej podejść, ale uprzedziła mnie Kilio. Otarła się o bok córki. Przystanęłam, nasłuchując.
- Denerwujesz się? Będzie dobrze.
- Trochę. - burknęła nastoletnia lwica. - Muszę być najlepsza.
- Nie musisz, wystarczy, że będziesz szczęśliwa.
Skinęłam głową, ceniąc taką postawę. Najważniejsze było szczęście w robieniu tego, co się powinno i najlepiej się lubi. Ruszyłam w dalszą drogę, chętna do kolejnych zdarzeń.
Nie mogłam z początku uwierzyć w swoje szczęście, gdy jak zobaczyłam swojego syna, oraz wnuka. Usiadłam w cieniu drzewa, żeby trochę odpocząć. Przy okazji zamierzałam przejrzeć się ich treningowi. Ndoto schował pazury, najeżył sierść i z radością w oczach, wyczekiwał ruchu ze strony syna. Akili przełknął ślinę, następnie odbijając się z tylnych łap. Wskoczył na ojca, jednak ten szybko go odrzucił i sam próbował chwycić jego kłąb. Akili był już nastolatkiem, widziałam to po jego gęstej grzywie. Pierwsza walka o dominację zbliżała się wielkimi krokami. Otoczyłam łapy ogonem, śledząc ich szybkie, zwinne, oraz silne ruchy, gdy jeden lew rzucał się na drugiego, w kwestii treningowych. Musiałam przyznać, że mój syn jest doskonały w tej dziedzinie. Co innego wnuk, który zmęczony usiadł na ziemię.
- Akili, wstawaj, musimy jeszcze poćwiczyć. - zwrócił się do syna Imani, Ndoto.
- Mam dość. - fuknął młodzik, podnosząc się i odchodząc w stronę Białej Skały.
Ciekawe gdzie się kierował? Co chciał robił?
Spoglądałam w ślad za nim, dopóki nie zniknął. Wtedy za mną rozległ się szelest. Zastrzygłam uszami, zanim ze śmiechem zostałam powalona na ziemię.
- Zmęczyłaś się?
- Taje, ubrudziłaś mi futro. - odparłam do najlepszej, najcudowniejszej na całym świecie przyjaciółki.
Pomarańczowa pozwoliła mi się podnieść. Przytuliłyśmy się.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać, panno Wise.
- Doprawdy? - wybuchłam śmiechem. - Zatem przepraszam, pani oficer spraw zielonej trawy, Taje.
Przyjaciółka wystawiła mi język. Potem obie odeszłyśmy w stronę wodopoju, chętnie obejrzeć zabawy lwiątek, powspominać i trochę porozmawiać.