Na horyzoncie, malowały się pierwsze sylwetki zwierząt. Słońce, wolno wschodziło po niebie, swoim blaskiem, ogłaszając nadejście nowego dnia. Lekki wiatr musnął jego pysk, gdy lew spokojnym krokiem, skierował się na czubek Białej Skały. Usiadł, w ciszy i skupieniu, oglądając królestwo. Za sobą usłyszał odgłos kroków, ale nie odwrócił głowy, doskonale wiedząc, kto za nim podąża. Złota lwica, jedno uderzenie serca pózniej, usiadła obok niego. Z uśmiechem, wpatrywała się w dal. Lew złączył swój ogon, z tym jej. W jego oczach zalśniła czysta radość. Musnął swoim nosem, jej policzek.
-Witaj, moja piękna, jakie to plany na dzisiaj?
-To co zawsze.Nie wygłupiaj się, Mfalme. Chociaż masz rację, wyjątkowo czuję się piękna.-wypowiadając ostatnie zdanie, dotknęła ogonem swojego brzucha. Był już dość duży, świadczący o prawie końcu ciąży lwicy. Minęło przecież tyle miesięcy... Kukaa bardzo chciała trzymać już w łapach swoje pociechy. Teraz. Zaraz. Była jednak świadoma tego, że urodzą się, gdy poczują się gotowe, by wyjść na ten piękny świat. Lwica, przejechała delikatnie ogonem po nim, z uczuciem wpatrzona w swojego partnera. Król również się uśmiechnął, odchylając głowę do tyłu.
-Zawsze jesteś.
-Możemy już ruszać, ptaszynki?
Usłyszeli za sobą, pełen radości głos. Ze śmiechem, spojrzeli w stronę przybyłej Zawadi. Córka Kamby, stała na samym końcu, wpatrzona w nich domyślnie. Czuła satysfakcję, że zwrócili na nią uwagę.
-Patrol nie odbędzie się sam.-westchnął Mfalme, podnosząc się na równe łapy. Pocałował ukochaną, by następnie, zwrócić się poważnym głosem (który musiał wyćwiczyć) do Zawi.-Gdzie ten leń Ni?
Jasna lwica zachichotała.
-Właśnie go obudziłam. Nie chce zostawić dzisiaj Mii samej.-powiedziała, unosząc głowę.-Pójdziemy królu wzdłuż granicy? Ostatnio zwierzęta, były tam bardzo niespokojne.
Dumna z pozycji, którą zyskała, chciała pełnić ją jak najlepiej i udowodnić, że czyniąc ją doradczynią, para królewska się nie pomyliła.
Czy było jej ciężko zrezygnować z polowań? Nie. Co prawda, tęskniła za powiewem sierści na futrze, adrenaliną i radością, gdy ścigała zebrę czy antylopę, tryskającą krwią... Mogła jednak polować dla siebie, a taki awans, był jak najbardziej jej docenieniem.
Ni, opuścił jaskinię. Doradca, skinął z szacunkiem głową przed Mfalme, po czym pierwszy zbiegł z Białej Skały, świadomy swojego spóznienia. Zawadi i Mfalme, poszli za nim. Kukaa tym czasem, owinęła łapy ogonem, czekając na pojawienie się Zazy i codzienny, długi poranny raport.
***
Mała Agenti, wstała ze swojego miejsca na podwyżu, z zamiarem opuszczenia jaskini. Niestety, a może stety, Nora akurat w tej chwili, przyciągnęła ją do siebie łapą i zaczęła myć. Niepocieszona, trochę zła lwiczka, pozwoliła dawnej królowej, zająć się pielęgnacją jej sierści.
-Babciu, starczy, jestem już czysta. Mogę iść?
-Tak, ale tylko do wodopoju.-odparła Nora. Lwica spojrzała porozumiewawczo na Hope, która ze śmiechem skinęła głową.
Opiekunka lwiątek ogonem zagoniła dwójkę lwiczek, ogonem prowadząc je do wyjścia. Wkrótce dołączyła do nich Agenti i cała reszta. Taką grupką, skierowali się do wodopoju.
Opiekunka lwiątek ogonem zagoniła dwójkę lwiczek, ogonem prowadząc je do wyjścia. Wkrótce dołączyła do nich Agenti i cała reszta. Taką grupką, skierowali się do wodopoju.
Gdy już tam dotarli, wzrok księżniczki przykuła błękitna, wolno płynąca woda. Zachwycona, podeszła bliżej, chcąc dotknąć łapką jej początku. Machnęła wesoło ogonkiem. Zbiornik wody, był pełny. Agenti uśmiechnęła się szeroko. Woda chociaż zimna, była niezwykle przyjemna. Lwiczka rozejrzała się wokół. Zauważyła kilka pojedynczych zwierząt, leniwie odpoczywających pośród drzew. Wywróciła oczami. Jak można było lenić się, kiedy był taki ładny dzień?
-Co robimy?-zastrzygła uszami, słysząc łagodny głos Tezyi.
Odwróciła pysk, w stronę córki Luny, która bawiła się właśnie ogonkiem Wemy. Córka Nzuri, chociaż nie była zadowolona, nic nie mówiła.
-Może pobawimy się w berka?-zaproponował Daha
-To nuuuuudne!-uparła się Tamu.-Lepiej zapasy!
-Tak!-podchwyciła Wema
-Nie lepiej chowanego?-zaproponowała Kama
-A może nauczymy się pływać?-pomysł padł ze strony Vasanti.
Agenti podeszła bliżej, stając u boku Lii. Obie lwiczki spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym pokręciły głowami.
-To głupie. We wszystko już się bawiliśmy. A nie pościgamy się, bo nasze łapki są zbyt krótkie.-mruknęła Agenti, przejmując prowadzenie nad młodszymi. Spojrzała w stronę córki Arro.-Ciociu Hope, może nam coś zaproponujesz?
Hope zmarszczyła brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Dopiero po dłuższym czasie, powoli pokiwała głową. Odeszła gdzieś, zostawiając na chwilę lwiątka same. Zaciekawione dzieci, poczekały, aż opiekunka wróci. Wracając, Hope turlała przed sobą jakiś dziwny owoc, o skórce pomarańczowo-czerwonej. Lwica zatrzymała się przed lwiątkami.
-To dla was. Możecie zagrać w piłkę. Urządzić sobie małe zawody.
-Piłkę? Tak jak grało się kamieniem?-spytała Lia
-Dokładnie.-przytaknęła Hope, wspominając, jak sama była w ich wieku. Popchnęła piłkę bliżej, prosto pod łapki Tamu. Lwiczka przyjrzała jej się podejrzliwie, ale bez słowa, popchnęła ją w stronę Dahy, który z kolei kopnął ją do Vasanti. Zabawa zaczęła się w najlepsze.
Hope wróciła na swoje poprzednie miejsce, z utkwionym wzrokiem w lwiątkach.
-Ja będę liderką drużyny.-z pewnością powiedziała Wema
-Ja też chce.-uparła się Agenti
-I ja! Jestem lepsza do tej roli od was.-mruknęła Tamu
-Starszym się ustępuje!-rzuciła na to córka Kiry
-Chyba ci miód w uszach siedzi, jeśli myślisz, że ci ustąpię.-syknęła wojowniczo Tamu.
Agenti ostentacyjnie ziewnęła, wysuwając przed siebie łapy. To jeszcze bardziej zirytowało córkę Luny, której futerko poszło w górę. Wema wywróciła oczami, widząc ich zachowanie.
-Spokój dziewczyny. Kapitanami drużyn niech będą Vasanti i Kama. Mamy zgodność.
-Ale..-zaczęła Agenti, lecz Wema przerwała jej machnięciem ogona.
Doszło do tego, że powstały dwie drużyny. Vasanti do swojej wzięła Dahę, Tezyę i Tamu, natomiast Kama do siebie Wemę, Agenti i Lię. Gra zaczęła się na dobre. Lwiątka kopały do siebie piłkę, próbowały ją także odebrać przeciwnikowi.
Po godzinie od rozpoczęcia meczu, wygrała drużyna Kamy.
Po godzinie od rozpoczęcia meczu, wygrała drużyna Kamy.
***
Idia machnęła ogonem, dając znać swoim lwicą, że pora wyruszyć na polowanie. Łowczynie niemal od razu zaprzestały robionych właśnie zajęć, by udać się za swoją liderką. Dudniące kroki, z każdym kolejnym uderzeniem serca, zaczęły zanikać. W końcu w jaskini została tylko Mia, Kukaa, Giza, Nzuri i Luna. Bella jak zawsze zniknęła w towarzystwie Maishy, korzystając, że córka wyszła się pobawić.
-Tęsknię za Leą.-wyznała Nzuri, wtulając się w futro siostry.
Mia zastrzygła uszami, słysząc jej słowa. Nic nie powiedziała, nie chcąc dołączyć do dyskusji, która właśnie się rozpoczęła.
Kukaa zaczęła przysypiać, wtulając się przy tym w nią. Mia nic nie powiedziała, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Kiedy rozpocznie się pora sucha, lub kolejna pora deszczowa?
Kukaa zaczęła przysypiać, wtulając się przy tym w nią. Mia nic nie powiedziała, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Kiedy rozpocznie się pora sucha, lub kolejna pora deszczowa?
Mia, ułożyła głowę na łapach, czując straszny niepokój. Od kilku dni, czuła się niezwykle zestresowana. Nie mogła przez to spać. Do tego Ni musiał pójść, a ona zaczęła za nim tęsknić!
Nawet nie zorientowała się, kiedy zaczął boleć ją brzuch. Bardzo boleśnie. Syknęła pod nosem, wybudzając tym samym królową, oraz wzbudzając czujność pozostałych lwic. Mia przejechała ogonem po brzuchu, delikatnie obejmując go łapami. Ból nie mijał, a stawał się coraz większy.
Nawet nie zorientowała się, kiedy zaczął boleć ją brzuch. Bardzo boleśnie. Syknęła pod nosem, wybudzając tym samym królową, oraz wzbudzając czujność pozostałych lwic. Mia przejechała ogonem po brzuchu, delikatnie obejmując go łapami. Ból nie mijał, a stawał się coraz większy.
-To jeszcze za wcześnie.-wyszeptała przerażona, domyślając się o co chodzi. Przecież przeżyła to już raz. Z Mady.
-Nzuri, pobiegnij po Matibabu.-rozkazała Kukaa, podnosząc się do siadu.-Lepiej, żebyśmy zostawili ją samą.
-Samą? Oszalałaś! Ona właśnie rodzi, mysi móżdżku!-warknęła wściekła Giza, machając ogonem na boki.
-Potrzebuje spokoju i bezpieczeństwa.-miło odpowiedziała złota lwica, chociaż była niezwykle zdziwiona zachowaniem Gizy w takiej chwili.
Na szczęście, popchnięta przez Lunę, Giza opuściła jaskinię, a gdy tylko pojawiła się Matibabu, to również uczyniła królowa.
Mia nie czuła strachu, a jedynie zestresowanie. Poród był przedwcześnie, mogło to nieść ze sobą komplikacje. Lwica ciężko oddychała, wypchnęła przed siebie łapy. Oczekiwała, co też odpowie Matibabu. Jej pierwszy poród na Białej Ziemi...
Mia nie czuła strachu, a jedynie zestresowanie. Poród był przedwcześnie, mogło to nieść ze sobą komplikacje. Lwica ciężko oddychała, wypchnęła przed siebie łapy. Oczekiwała, co też odpowie Matibabu. Jej pierwszy poród na Białej Ziemi...
-Uspokój się i zacznij przeć. Będzie dobrze.-powiedziała medyczka, siadając obok i przysuwając bliżej pewne zioła.
Mia niechętnie dostosowała się do polecenia.
***
Lwice polujące spokojnym, zwartym krokiem, dotarły do ulubionego pastwiska. Cały czas trzymały się obok siebie.
Pierwsza zatrzymała się Idia, badając, czy nie wieje zbyt mocny wiatr. Do niej dołączyła reszta, węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Napłynęło dużo znajomych, słodkich woni. Zadowolone lwice, spojrzały przed siebie, w stronę stada bawołów. Polowanie? Z miłą chęcią.
Pierwsza zatrzymała się Idia, badając, czy nie wieje zbyt mocny wiatr. Do niej dołączyła reszta, węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Napłynęło dużo znajomych, słodkich woni. Zadowolone lwice, spojrzały przed siebie, w stronę stada bawołów. Polowanie? Z miłą chęcią.
-Rozdzielimy się na trzy grupy...-ogłosiła Idia, odwracając pysk w stronę towarzyszek. Zaczęła wymieniać, kto uda się z kim.
Gdy wszystko było jasne, lwice weszły w większą trawę, zaczynając się skradać. Ruchy ich łap, były spokojne, cierpliwe, wyćwiczone. Ze skupieniem, stawiały przed siebie każdy krok. Wystawiły pazury, wzrok każda z nich utkwiła w zwierzynie. Bawoły niczego nieświadome, posilały się dalej. Wszystko skończyło się w momencie ataku.
Gdy wszystko było jasne, lwice weszły w większą trawę, zaczynając się skradać. Ruchy ich łap, były spokojne, cierpliwe, wyćwiczone. Ze skupieniem, stawiały przed siebie każdy krok. Wystawiły pazury, wzrok każda z nich utkwiła w zwierzynie. Bawoły niczego nieświadome, posilały się dalej. Wszystko skończyło się w momencie ataku.
Zwierzęta zerwały się, przerażone zaczynając uciekać. Białoziemki, ruszyły w ślad za nimi, próbując wypatrzyć najsłabszego osobnika. Trzy grupy, poczęły atakować przednimi łapami, gdy znajdywały się dość blisko. Coraz bardziej zdekoncentrowane bawoły, przyspieszały, tupiąc łapami o glebę.
-Nie traćcie pewności!-ryknęła Idia, przyspieszając.
Przez tupanie kopytami, wznieciły nieciekawy dym, który zakrywał poprawny obraz widzenia, oraz drażnił gardła.
Przez tupanie kopytami, wznieciły nieciekawy dym, który zakrywał poprawny obraz widzenia, oraz drażnił gardła.
Imani, tym bardziej miała łatwe zadanie. Lwica wybiegła na przód grupy, zrównując się z Idią. Obie biegły bardzo szybko, w obecności swojej grupy łowieckiej. Jeszcze tylko krok... mały krok... drugi.... trzeci....
Wtedy też bawoły niespodziewanie się odwróciły. Lwice polujące, nie wiedziały co się dzieję. Zatrzymały się oszołomione, gdy bawoły popędziły w ich stronę.
Pierwsza z szoku wyszła Amara.
Pierwsza z szoku wyszła Amara.
-Uciekać! Na boki!-warknęła jasna.
Ostrzeżone towarzyszki, poczęły nierówno uciekać. Zapanowała panika, otóż bawoły należały do silnych zwierząt. Spotkanie z nimi łbem w łeb, byłoby bardzo bolesne. Przy tym nawet śmiertelne.
Śmierć podczas polowania, nie była niczym nieznanym, ale zdecydowanie nie napawała optymizmem. Lwice polujące szybko zawróciły, szybko pędząc w stronę skałek, byle się uratować. Zapanowała panika, gdyż bawoły zaczęły przyspieszać.
-Szybciej! Szybciej!-ryknęła Idia, starając się dojrzeć, czy wszystkie nadążają.
Zdecydowanie większość z nich, nie była już pierwszej młodości.
Ostrzeżone towarzyszki, poczęły nierówno uciekać. Zapanowała panika, otóż bawoły należały do silnych zwierząt. Spotkanie z nimi łbem w łeb, byłoby bardzo bolesne. Przy tym nawet śmiertelne.
Śmierć podczas polowania, nie była niczym nieznanym, ale zdecydowanie nie napawała optymizmem. Lwice polujące szybko zawróciły, szybko pędząc w stronę skałek, byle się uratować. Zapanowała panika, gdyż bawoły zaczęły przyspieszać.
-Szybciej! Szybciej!-ryknęła Idia, starając się dojrzeć, czy wszystkie nadążają.
Zdecydowanie większość z nich, nie była już pierwszej młodości.
***
-Dziękuję Matibabu
Słaby głos lwicy, dotarł do uszu medyczki. Szara lwica uśmiechnęła się lekko, zanim skinęła głową. Narodziny nowych członków stada, zawsze były powodem do radości. Bez wyjątku, czy to samczyki, czy samiczki. Na szczęście stado białoziemców, miało dość duże tereny, pełne zwierzyny, a wykarmienie kilku dodatkowych pyszczków, nie napawało żadnym strachem. Nowe osóbki zapewniały rozrost stada.
-Są zdrowi. Gratulacje, Mia. Odpocznij.-powiedziała szamanka spokojnym głosem, zanim skierowała się ku wyjściu z jaskini.
Mia wpatrywała się za nią z wdzięcznością, zanim przeniosła spojrzenie pełne czułości i dumy, na dwójkę lwiątek w swoich łapach.
-Witajcie na świecie.
Obiecała sobie, że zadba o to, by nic nigdy im się nie stało. By dorastali w bezpieczeństwie, miłości, oraz niezwykłej odwadze.
Przyjrzała się uważniej swoim lwiątkom. Dwójka samczyków, grzecznie odpoczywała w jej łapach, wpatrując się w mamę z ciekawością. Pierwszy syn miał ciemnobrązową sierść, jej nos, oraz zielone oczy. Drugi natomiast, jeśli szło o sierść, był jej małą kopią. Nosek lwiątka był czarny, ale oczy... brązowe. Mia zmarszczyła brwi, próbując wpaść na pomysł, skąd mógł mieć takie tęczówki.
-Słyszałem od Kukii, że..
Odwróciła zaskoczony pysk, w stronę wyjścia, gdzie stał Ni. Na widok partnera, wszelkie wątpliwości odeszły. Pozwoliła mu do siebie podejść, a gdy tylko wtulił się w jej sierść, zamruczała z radością.
-Mamy dwóch synów. Czy to nie cudownie?
Mia nie sądziła, że jeszcze kiedyś zostanie mamą. Nie sądziła, że wyda na świat dwójkę samczyków. Nagle zatęskniła za Mady. Chciałaby, żeby córka poznała młodsze rodzeństwo.
-O tak, bardzo.-odpowiedział Ni, przenosząc wzrok na dzieci.-Jak chcesz ich nazwać?
-Może tego o brązowych oczach K.. Poczekaj. Czemu od ma taki kolor?-spytała.
-Po mojej matce.-uśmiechnął się Ni.-Ona też miała brązowe oczy. Widać, że wdał się w babcię, jeśli o to chodzi. Może nazwiemy go Kesho?
-Tak, podoba mi się to imię.-zgodziła się szczerze Mia.
Kesho było dość popularnym imieniem, ale nic nie stało na przeszkodzie, by ich starszy syn, tak się nazywał.
-Tego jasnego może Cheka? To oznacza śmiech.-zaproponowała Mia, na co Ni się zgodził. Rodzice nie odrywali oczu od swoich pociech, nawet wtedy, gdy stado zaczęło wzbierać się wokół z gratulacjami.
***
Podczas, gdy na Białej Skale trwała radość wywołana narodzinami potomków Ni i Mii, na pastwisku wciąż trwała walka. Największa bitwa o życie, jaką mogły stoczyć lwice polujące. Bawoły nie zamierzały się poddać, pędząc w ich kierunku, z niebezpiecznie nisko upuszczonymi głowami. Na szczęście, białoziemki były dość szybkie i zwinne. Większości udało się dotrzeć do skałek, bezpiecznie siadając na samym czubku. Co do reszty.... z nimi było gorzej.
Niektóre się potykały, jeszcze inne traciły oddech. Idia uparcie przekonywała do wstania i podjęcia dalszego biegu. Liderka w duchu pomodliła się do przodków, w tym Kilio, by im pomogli.
Imani zaczęła wspinać się na skałki, asekurowana przez towarzyszki. Nie minęło więcej niż trzy uderzenia serca, aż ślepa lwica była na szczycie. Ciężko oddychając, rozejrzała się po znajomych pyskach. Idia zaczęła robić to samo, przeliczając swoją łowiecką grupę.
Bawoły, gdy dotarło do nich, że lwice są bezpieczne, nie do tknięcia, zawróciły obrażone. Myślały, że przez pewien czas będą mieć spokój, ale Główna Lwica Polująca, zdecydowała się jeszcze odegrać, za tą zniewagę.
Bawoły, gdy dotarło do nich, że lwice są bezpieczne, nie do tknięcia, zawróciły obrażone. Myślały, że przez pewien czas będą mieć spokój, ale Główna Lwica Polująca, zdecydowała się jeszcze odegrać, za tą zniewagę.
-Wszystko już dobrze.-westchnęła do towarzyszek.-Odpuśćmy sobie polowanie na bawoły. Zajmiemy się antylopami.
-Gdzie Amara? Czy ktoś widział Amarę?!
Przerażony głos Imani sprawił, że wszystkie lwice polujące, poczęły się rozglądać w poszukiwaniu jasnej lwicy. Wszystkie kolory futer, mieszały się teraz, a zapachy stały się ostrzejsze. Jednak pomimo gorączkowych nawoływań, wydawało się , że lwica zapadła się pod ziemię.
Imani ześlizgnęła się z kamieni, zamierzając ruszyć w ślad za bawołami. Może Amara odbiegła w inną stronę, albo wybrała się na drugie polowanie? Lwica koloru toffi,szybko liznęła się po brudnej sierści, zanim postawiła kilka kroków przed siebie.
-Imani, poczekaj!
-Imani, poczekaj!
Lwica odwróciła głowę, słysząc blisko siebie głos Idii. Liderka podbiegła do niej, przyciskając swoją rudą sierść do tej jej. W głosie opiekunki lwic polujących, rozbrzmiewał okropny niepokój. Imani westchnęła, czując większą determinacje.
-W-widzisz ją?
Więcej lwic podbiegło teraz do nich, od każdej Imani wyczuwała strach. Oderwała głowę od ślepego wpatrywania się w córkę Taje, rozglądając się gwałtownie wokół.
-Gdzie Amara?
Żadna jej nie odpowiedziała.
Świat Imani w jednej chwili zaczął pękać, tak jak krople deszczu, znikające zaraz po uderzeniu w ziemię. Usiadła, zatykając uszy. Żaden szum.. żaden odgłos.. nic do niej nie docierało.
Imani czuła zapach metalicznej krwi.
Świat Imani w jednej chwili zaczął pękać, tak jak krople deszczu, znikające zaraz po uderzeniu w ziemię. Usiadła, zatykając uszy. Żaden szum.. żaden odgłos.. nic do niej nie docierało.
Imani czuła zapach metalicznej krwi.
Idia także to wyczuła.
Gdy córka Mto uniosła głowę, zauważyła ciało jasnej lwicy, całe podeptane. Z jej prawego boku, ciekła jeszcze świeża krew. Oczy miała zamknięte, niemal bez życia. Liderka na trzęsącym się łapach, zbliżyła się bliżej, przystając, by nie dać łzą spaść na ziemię. Amara się nie ruszała.
Gdy córka Mto uniosła głowę, zauważyła ciało jasnej lwicy, całe podeptane. Z jej prawego boku, ciekła jeszcze świeża krew. Oczy miała zamknięte, niemal bez życia. Liderka na trzęsącym się łapach, zbliżyła się bliżej, przystając, by nie dać łzą spaść na ziemię. Amara się nie ruszała.