niedziela, 24 listopada 2019

Rozdział 153

Wyjrzał z jaskini.
Na horyzoncie, malowały się pierwsze sylwetki zwierząt. Słońce, wolno wschodziło po niebie, swoim blaskiem, ogłaszając nadejście nowego dnia. Lekki wiatr musnął jego pysk, gdy lew spokojnym krokiem, skierował się na czubek Białej Skały. Usiadł, w ciszy i skupieniu, oglądając królestwo. Za sobą usłyszał odgłos kroków, ale nie odwrócił głowy, doskonale wiedząc, kto za nim podąża. Złota lwica, jedno uderzenie serca pózniej, usiadła obok niego. Z uśmiechem, wpatrywała się w dal. Lew złączył swój ogon, z tym jej. W jego oczach zalśniła czysta radość. Musnął swoim nosem, jej policzek.
-Witaj, moja piękna, jakie to plany na dzisiaj?
-To co zawsze.Nie wygłupiaj się, Mfalme. Chociaż masz rację, wyjątkowo czuję się piękna.-wypowiadając ostatnie zdanie, dotknęła ogonem swojego brzucha. Był już dość duży, świadczący o prawie końcu ciąży lwicy. Minęło przecież tyle miesięcy... Kukaa bardzo chciała trzymać już w łapach swoje pociechy. Teraz. Zaraz. Była jednak świadoma tego, że urodzą się, gdy poczują się gotowe, by wyjść na ten piękny świat. Lwica, przejechała delikatnie ogonem po nim, z uczuciem wpatrzona w swojego partnera. Król również się uśmiechnął, odchylając głowę do tyłu.
-Zawsze jesteś.
-Możemy już ruszać, ptaszynki?
Usłyszeli za sobą, pełen radości głos. Ze śmiechem, spojrzeli w stronę przybyłej Zawadi. Córka Kamby, stała na samym końcu, wpatrzona w nich domyślnie. Czuła satysfakcję, że zwrócili na nią uwagę.
-Patrol nie odbędzie się sam.-westchnął Mfalme, podnosząc się na równe łapy. Pocałował ukochaną, by następnie, zwrócić się poważnym głosem (który musiał wyćwiczyć) do Zawi.-Gdzie ten leń Ni?
Jasna lwica zachichotała.
-Właśnie go obudziłam. Nie chce zostawić dzisiaj Mii samej.-powiedziała, unosząc głowę.-Pójdziemy królu wzdłuż granicy? Ostatnio zwierzęta, były tam bardzo niespokojne.
Dumna z pozycji, którą zyskała, chciała pełnić ją jak najlepiej i udowodnić, że czyniąc ją doradczynią, para królewska się nie pomyliła.
Czy było jej ciężko zrezygnować z polowań? Nie. Co prawda, tęskniła za powiewem sierści na futrze, adrenaliną i radością, gdy ścigała zebrę czy antylopę, tryskającą krwią... Mogła jednak polować dla siebie, a taki awans, był jak najbardziej jej docenieniem.

Ni, opuścił jaskinię. Doradca, skinął z szacunkiem głową przed Mfalme, po czym pierwszy zbiegł z Białej Skały, świadomy swojego spóznienia. Zawadi i Mfalme, poszli za nim. Kukaa tym czasem, owinęła łapy ogonem, czekając na pojawienie się Zazy i codzienny, długi poranny raport.

***

Mała Agenti, wstała ze swojego miejsca na podwyżu, z zamiarem opuszczenia jaskini. Niestety, a może stety, Nora akurat w tej chwili, przyciągnęła ją do siebie łapą i zaczęła myć. Niepocieszona, trochę zła lwiczka, pozwoliła dawnej królowej, zająć się pielęgnacją jej sierści. 
-Babciu, starczy, jestem już czysta. Mogę iść?
-Tak, ale tylko do wodopoju.-odparła Nora. Lwica spojrzała porozumiewawczo na Hope, która ze śmiechem skinęła głową.
Opiekunka lwiątek ogonem zagoniła dwójkę lwiczek, ogonem prowadząc je do wyjścia. Wkrótce dołączyła do nich Agenti i cała reszta. Taką grupką, skierowali się do wodopoju. 

Gdy już tam dotarli, wzrok księżniczki przykuła błękitna, wolno płynąca woda. Zachwycona, podeszła bliżej, chcąc dotknąć łapką jej początku. Machnęła wesoło ogonkiem. Zbiornik wody, był pełny. Agenti uśmiechnęła się szeroko. Woda chociaż zimna, była niezwykle przyjemna. Lwiczka rozejrzała się wokół. Zauważyła kilka pojedynczych zwierząt, leniwie odpoczywających pośród drzew. Wywróciła oczami. Jak można było lenić się, kiedy był taki ładny dzień?
-Co robimy?-zastrzygła uszami, słysząc łagodny głos Tezyi. 
Odwróciła pysk, w stronę córki Luny, która bawiła się właśnie ogonkiem Wemy. Córka Nzuri, chociaż nie była zadowolona, nic nie mówiła. 
-Może pobawimy się w berka?-zaproponował Daha 
-To nuuuuudne!-uparła się Tamu.-Lepiej zapasy!
-Tak!-podchwyciła Wema
-Nie lepiej chowanego?-zaproponowała Kama
-A może nauczymy się pływać?-pomysł padł ze strony Vasanti.
Agenti podeszła bliżej, stając u boku Lii. Obie lwiczki spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym pokręciły głowami. 
-To głupie. We wszystko już się bawiliśmy. A nie pościgamy się, bo nasze łapki są zbyt krótkie.-mruknęła Agenti, przejmując prowadzenie nad młodszymi. Spojrzała w stronę córki Arro.-Ciociu Hope, może nam coś zaproponujesz? 
Hope zmarszczyła brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. Dopiero po dłuższym czasie, powoli pokiwała głową. Odeszła gdzieś, zostawiając na chwilę lwiątka same. Zaciekawione dzieci, poczekały, aż opiekunka wróci. Wracając, Hope turlała przed sobą jakiś dziwny owoc, o skórce pomarańczowo-czerwonej. Lwica zatrzymała się przed lwiątkami. 
-To dla was. Możecie zagrać w piłkę. Urządzić sobie małe zawody. 
-Piłkę? Tak jak grało się kamieniem?-spytała Lia
-Dokładnie.-przytaknęła Hope, wspominając, jak sama była w ich wieku. Popchnęła piłkę bliżej, prosto pod łapki Tamu. Lwiczka przyjrzała jej się podejrzliwie, ale bez słowa, popchnęła ją w stronę Dahy, który z kolei kopnął ją do Vasanti. Zabawa zaczęła się w najlepsze. 

Hope wróciła na swoje poprzednie miejsce, z utkwionym wzrokiem w lwiątkach. 
-Ja będę liderką drużyny.-z pewnością powiedziała Wema
-Ja też chce.-uparła się Agenti
-I ja! Jestem lepsza do tej roli od was.-mruknęła Tamu
-Starszym się ustępuje!-rzuciła na to córka Kiry
-Chyba ci miód w uszach siedzi, jeśli myślisz, że ci ustąpię.-syknęła wojowniczo Tamu. 
Agenti ostentacyjnie ziewnęła, wysuwając przed siebie łapy. To jeszcze bardziej zirytowało córkę Luny, której futerko poszło w górę. Wema wywróciła oczami, widząc ich zachowanie. 
-Spokój dziewczyny. Kapitanami drużyn niech będą Vasanti i Kama. Mamy zgodność. 
-Ale..-zaczęła Agenti, lecz Wema przerwała jej machnięciem ogona. 
Doszło do tego, że powstały dwie drużyny. Vasanti do swojej wzięła Dahę, Tezyę i Tamu, natomiast Kama do siebie Wemę, Agenti i Lię. Gra zaczęła się na dobre. Lwiątka kopały do siebie piłkę, próbowały ją także odebrać przeciwnikowi.
Po godzinie od rozpoczęcia meczu, wygrała drużyna Kamy. 

***

Idia machnęła ogonem, dając znać swoim lwicą, że pora wyruszyć na polowanie. Łowczynie niemal od razu zaprzestały robionych właśnie zajęć, by udać się za swoją liderką. Dudniące kroki, z każdym kolejnym uderzeniem serca, zaczęły zanikać. W końcu w jaskini została tylko Mia, Kukaa, Giza, Nzuri i Luna. Bella jak zawsze zniknęła w towarzystwie Maishy, korzystając, że córka wyszła się pobawić. 
-Tęsknię za Leą.-wyznała Nzuri, wtulając się w futro siostry. 
Mia zastrzygła uszami, słysząc jej słowa. Nic nie powiedziała, nie chcąc dołączyć do dyskusji, która właśnie się rozpoczęła.
Kukaa zaczęła przysypiać, wtulając się przy tym w nią. Mia nic nie powiedziała, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Kiedy rozpocznie się pora sucha, lub kolejna pora deszczowa? 
Mia, ułożyła głowę na łapach, czując straszny niepokój. Od kilku dni, czuła się niezwykle zestresowana. Nie mogła przez to spać. Do tego Ni musiał pójść, a ona zaczęła za nim tęsknić!
Nawet nie zorientowała się, kiedy zaczął boleć ją brzuch. Bardzo boleśnie. Syknęła pod nosem, wybudzając tym samym królową, oraz wzbudzając czujność pozostałych lwic. Mia przejechała ogonem po brzuchu, delikatnie obejmując go łapami. Ból nie mijał, a stawał się coraz większy. 
-To jeszcze za wcześnie.-wyszeptała przerażona, domyślając się o co chodzi. Przecież przeżyła to już raz. Z Mady. 
-Nzuri, pobiegnij po Matibabu.-rozkazała Kukaa, podnosząc się do siadu.-Lepiej, żebyśmy zostawili ją samą. 
-Samą? Oszalałaś! Ona właśnie rodzi, mysi móżdżku!-warknęła wściekła Giza, machając ogonem na boki.
-Potrzebuje spokoju i bezpieczeństwa.-miło odpowiedziała złota lwica, chociaż była niezwykle zdziwiona zachowaniem Gizy w takiej chwili. 
Na szczęście, popchnięta przez Lunę, Giza opuściła jaskinię, a gdy tylko pojawiła się Matibabu, to również uczyniła królowa.
Mia nie czuła strachu, a jedynie zestresowanie. Poród był przedwcześnie, mogło to nieść ze sobą komplikacje. Lwica ciężko oddychała, wypchnęła przed siebie łapy. Oczekiwała, co też odpowie Matibabu. Jej pierwszy poród na Białej Ziemi...
-Uspokój się i zacznij przeć. Będzie dobrze.-powiedziała medyczka, siadając obok i przysuwając bliżej pewne zioła. 
Mia niechętnie dostosowała się do polecenia. 
***

Lwice polujące spokojnym, zwartym krokiem, dotarły do ulubionego pastwiska. Cały czas trzymały się obok siebie.
Pierwsza zatrzymała się Idia, badając, czy nie wieje zbyt mocny wiatr. Do niej dołączyła reszta, węsząc w poszukiwaniu zwierzyny. Napłynęło dużo znajomych, słodkich woni. Zadowolone lwice, spojrzały przed siebie, w stronę stada bawołów. Polowanie? Z miłą chęcią. 
-Rozdzielimy się na trzy grupy...-ogłosiła Idia, odwracając pysk w stronę towarzyszek. Zaczęła wymieniać, kto uda się z kim.
Gdy wszystko było jasne, lwice weszły w większą trawę, zaczynając się skradać. Ruchy ich łap, były spokojne, cierpliwe, wyćwiczone. Ze skupieniem, stawiały przed siebie każdy krok. Wystawiły pazury, wzrok każda z nich utkwiła w zwierzynie. Bawoły niczego nieświadome, posilały się dalej. Wszystko skończyło się w momencie ataku. 
Zwierzęta zerwały się, przerażone zaczynając uciekać. Białoziemki, ruszyły w ślad za nimi, próbując wypatrzyć najsłabszego osobnika. Trzy grupy, poczęły atakować przednimi łapami, gdy znajdywały się dość blisko. Coraz bardziej zdekoncentrowane bawoły, przyspieszały, tupiąc łapami o glebę. 
-Nie traćcie pewności!-ryknęła Idia, przyspieszając.
Przez tupanie kopytami, wznieciły nieciekawy dym, który zakrywał poprawny obraz widzenia, oraz drażnił gardła. 

Imani, tym bardziej miała łatwe zadanie. Lwica wybiegła na przód grupy, zrównując się z Idią. Obie biegły bardzo szybko, w obecności swojej grupy łowieckiej. Jeszcze tylko krok... mały krok... drugi.... trzeci....
Wtedy też bawoły niespodziewanie się odwróciły. Lwice polujące, nie wiedziały co się dzieję. Zatrzymały się oszołomione, gdy bawoły popędziły w ich stronę.
Pierwsza z szoku wyszła Amara. 
-Uciekać! Na boki!-warknęła jasna.
Ostrzeżone towarzyszki, poczęły nierówno uciekać. Zapanowała panika, otóż bawoły należały do silnych zwierząt. Spotkanie z nimi łbem w łeb, byłoby bardzo bolesne. Przy tym nawet śmiertelne.
Śmierć podczas polowania, nie była niczym nieznanym, ale zdecydowanie nie napawała optymizmem. Lwice polujące szybko zawróciły, szybko pędząc w stronę skałek, byle się uratować. Zapanowała panika, gdyż bawoły zaczęły przyspieszać.
-Szybciej! Szybciej!-ryknęła Idia, starając się dojrzeć, czy wszystkie nadążają.
Zdecydowanie większość z nich, nie była już pierwszej młodości.

***

-Dziękuję Matibabu 
Słaby głos lwicy, dotarł do uszu medyczki. Szara lwica uśmiechnęła się lekko, zanim skinęła głową. Narodziny nowych członków stada, zawsze były powodem do radości. Bez wyjątku, czy to samczyki, czy samiczki.  Na szczęście stado białoziemców, miało dość duże tereny, pełne zwierzyny, a wykarmienie kilku dodatkowych pyszczków, nie napawało żadnym strachem. Nowe osóbki zapewniały rozrost stada.
-Są zdrowi. Gratulacje, Mia. Odpocznij.-powiedziała szamanka spokojnym głosem, zanim skierowała się ku wyjściu z jaskini. 
Mia wpatrywała się za nią z wdzięcznością, zanim przeniosła spojrzenie pełne czułości i dumy, na dwójkę lwiątek w swoich łapach. 


-Witajcie na świecie.
Obiecała sobie, że zadba o to, by nic nigdy im się nie stało. By dorastali w bezpieczeństwie, miłości, oraz niezwykłej odwadze. 
Przyjrzała się uważniej swoim lwiątkom. Dwójka samczyków, grzecznie odpoczywała w jej łapach, wpatrując się w mamę z  ciekawością.  Pierwszy syn miał ciemnobrązową sierść, jej nos, oraz zielone oczy. Drugi natomiast, jeśli szło o sierść, był jej małą kopią. Nosek lwiątka był czarny, ale oczy... brązowe. Mia zmarszczyła brwi, próbując wpaść na pomysł, skąd mógł mieć takie tęczówki. 
-Słyszałem od Kukii, że..
Odwróciła zaskoczony pysk, w stronę wyjścia, gdzie stał Ni. Na widok partnera, wszelkie wątpliwości odeszły. Pozwoliła mu do siebie podejść, a gdy tylko wtulił się w jej sierść, zamruczała z radością. 
-Mamy dwóch synów. Czy to nie cudownie? 
Mia nie sądziła, że jeszcze kiedyś zostanie mamą. Nie sądziła, że wyda na świat dwójkę samczyków. Nagle zatęskniła za Mady. Chciałaby, żeby córka poznała młodsze rodzeństwo. 
-O tak, bardzo.-odpowiedział Ni, przenosząc wzrok na dzieci.-Jak chcesz ich nazwać? 
-Może tego o brązowych oczach K.. Poczekaj. Czemu od ma taki kolor?-spytała. 
-Po mojej matce.-uśmiechnął się Ni.-Ona też miała brązowe oczy. Widać, że wdał się w babcię, jeśli o to chodzi. Może nazwiemy go Kesho? 
-Tak, podoba mi się to imię.-zgodziła się szczerze Mia. 
Kesho było dość popularnym imieniem, ale nic nie stało na przeszkodzie, by ich starszy syn, tak się nazywał. 
-Tego jasnego może Cheka? To oznacza śmiech.-zaproponowała Mia, na co Ni się zgodził. Rodzice nie odrywali oczu od swoich pociech, nawet wtedy, gdy stado zaczęło wzbierać się wokół z gratulacjami. 

***

Podczas, gdy na Białej Skale trwała radość wywołana narodzinami potomków Ni i Mii, na pastwisku wciąż trwała walka. Największa bitwa o życie, jaką mogły stoczyć lwice polujące. Bawoły nie zamierzały się poddać, pędząc w ich kierunku, z niebezpiecznie nisko upuszczonymi głowami. Na szczęście, białoziemki były dość szybkie i zwinne. Większości udało się dotrzeć do skałek, bezpiecznie siadając na samym czubku. Co do reszty.... z nimi było gorzej. 
Niektóre się potykały, jeszcze inne traciły oddech. Idia uparcie przekonywała do wstania i podjęcia dalszego biegu. Liderka w duchu pomodliła się do przodków, w tym Kilio, by im pomogli. 

Imani zaczęła wspinać się na skałki, asekurowana przez towarzyszki. Nie minęło więcej niż trzy uderzenia serca, aż ślepa lwica była na szczycie. Ciężko oddychając, rozejrzała się po znajomych pyskach. Idia zaczęła robić to samo, przeliczając swoją łowiecką grupę.
Bawoły, gdy dotarło do nich, że lwice są bezpieczne, nie do tknięcia, zawróciły obrażone. Myślały, że przez pewien czas będą mieć spokój, ale Główna Lwica Polująca, zdecydowała się jeszcze odegrać, za tą zniewagę. 
-Wszystko już dobrze.-westchnęła do towarzyszek.-Odpuśćmy sobie polowanie na bawoły. Zajmiemy się antylopami. 
-Gdzie Amara? Czy ktoś widział Amarę?!
Przerażony głos Imani sprawił, że wszystkie lwice polujące, poczęły się rozglądać w poszukiwaniu jasnej lwicy. Wszystkie kolory futer, mieszały się teraz, a zapachy stały się ostrzejsze. Jednak pomimo gorączkowych nawoływań, wydawało się , że lwica zapadła się pod ziemię. 

Imani ześlizgnęła się z kamieni, zamierzając ruszyć w ślad za bawołami. Może Amara odbiegła w inną stronę, albo wybrała się na drugie polowanie? Lwica koloru toffi,szybko liznęła się po brudnej sierści, zanim postawiła kilka kroków przed siebie.
-Imani, poczekaj!
Lwica odwróciła głowę, słysząc blisko siebie głos Idii. Liderka podbiegła do niej, przyciskając swoją rudą sierść do tej jej. W głosie opiekunki lwic polujących, rozbrzmiewał okropny niepokój. Imani westchnęła, czując większą determinacje. 
-W-widzisz ją? 
Więcej lwic podbiegło teraz do nich, od każdej Imani wyczuwała strach. Oderwała głowę od ślepego wpatrywania się w córkę Taje, rozglądając się gwałtownie wokół. 
-Gdzie Amara? 
Żadna jej nie odpowiedziała.
Świat Imani w jednej chwili zaczął pękać, tak jak krople deszczu, znikające zaraz po uderzeniu w ziemię. Usiadła, zatykając uszy. Żaden szum.. żaden odgłos.. nic do niej nie docierało.
Imani czuła zapach metalicznej krwi. 
Idia także to wyczuła.
Gdy córka Mto uniosła głowę, zauważyła ciało jasnej lwicy, całe podeptane. Z jej prawego boku, ciekła jeszcze świeża krew. Oczy miała zamknięte, niemal bez życia. Liderka na trzęsącym się łapach, zbliżyła się bliżej, przystając, by nie dać łzą spaść na ziemię. Amara się nie ruszała. 

sobota, 9 listopada 2019

Rozdział 152

Lewek przewrócił się na drugi bok. Po nocnym oglądaniu gwiazd, czuł się bardzo zmęczony. Mruknął sennie pod nosem, nie zamierzając się wybudzać. Sny niosły  ze sobą tajemnice, spełnienie marzeń, mógł w nich być, kim chciał.
Poczuł jak coś trąca jego bok, więc niezadowolony, pacnął "to coś" swoją łapką. Niby nie było to mocno, ale zdecydowanie.
-Wstawaj słoneczko, już nowy dzień.
Zmarszczył nosek, gdy dotarł do niego znajomy zapach. W końcu lwiak zdecydował się na otworzenie oczu. Przeniósł się do pozycji siedzącej, otwierając pysk w szerokim ziewnięciu, osłaniając różowy języczek. Zamrugał, próbując odpędzić resztki snu.
-Tak?
-W nocy się śpi, a nie wyprawia psikusy.-zachichotała biała lwica, w której od razu rozpoznał swoją babcię.
-Jestem wyspany.-ziewnął, trochę wyolbrzymiając.
Lwica uśmiechnęła się delikatnie. Położyła swój ogon na ramieniu lewka.
-Lwice polujące wróciły z posiłkiem. Zostawiłam dla ciebie kawałek.-głową wskazała na kamienne podwyższenie, gdzie Kukaa pomagała jeść mięso zebry Agenti.-Pójdz coś zjeść i może się trochę pobawisz?
-Dobrze, babciu Wise!-zawołał wesoło, krocząc w stronę dwóch lwic. Z łatwością wspiął się na podwyższenie, znajdując się obok nich. Usiadł, sięgając po swój kawałek. Mięso chociaż twarde, było naprawdę soczyste. Gryzł i przełykał je szybko, nie mogąc już doczekać się dnia pełnego zabaw. Miał nadzieję, że spotka kogoś do towarzystwa.
Rzucił wymowne spojrzenie w stronę Agenti. Niestety lwiczka miała dopiero 4 miesiące (o ile dobrze pamiętał, chociaż mogła mieć też mniej lub więcej.) i wątpił, żeby przybrani rodzice puścili ją samą na ogromną sawannę. Mógł co prawda poprosić babcię Kambę o pomoc, ale to oznaczałoby, że musi siedzieć nad wodopojem.
-Dokąd się wybierasz, Akili?-radosny głos Kukii, wyrwał go z zamyśleń.
Lwiak odwzajemnił uśmiech.
-Na sawannę. Bawić się i może coś pozwiedzać.
-Tylko bądz ostrożny.
Skinął głową, podnosząc się z miejsca.
-Też chceee!-jęknęła Agenti.
Kukaa przytuliła do siebie malutką, łagodnie liżąc za uchem.
-Nie możemy opuścić jaskini. Pamiętasz? Tatuś wyszedł na swój pierwszy patrol jako nowy król, a ja za chwilkę muszę omówić z Zazą sprawy raportu.-dotknęła nosem policzka córeczki.-A ty, moja księżniczko, powinnaś się porządnie wyspać.
-Gdy dość podrośniesz, zabiorę cię na wspólne przygody!-rzucił przez ramię Akili, wybiegając z jaskini.

***

Promienie słońca mocniej przygrzały, sprawiając, że młody lewek, musiał zmrużył oczy. Akili rozejrzał się wokół siebie, podziwiając piękno i harmonię sawanny. Zwierzyna zajęta sobą nawet nie zwracała na niego uwagę, podczas gdy syn Imani, spokojnym krokiem kierował się przed siebie. Ogonek wesoło kiwał się na boki.
Lwiątko zatrzymało się, by powąchać biały kwiatek. Pachniał tak intensywnie, że nie mógł powstrzymać się przed kichnięciem. 
-Na zdrowie!
Lwiak odwrócił się, słysząc znajomy głos. Uśmiechnął się, widząc swojego ojca. Ndoto poczochrał synka po czerwonej grzywce. 
-Cieszę się, że cię widzę. Nie miałbyś ochoty spędzić trochę czasu ze swoim staruszkiem? 
-Chętnie! Właśnie jestem w trakcie szukania zabawy.-mruknął zadowolony Akili. Zauważył konika polnego, więc pochylił się do odpowiedniej pozycji. To było takie ekscytujące! Skupił się na swoim celu, zanim wyskoczył, łapiąc z łatwością owada.
Ndoto skinął głową, lekko się uśmiechając. 
-Masz dobry chwyt.-powiedział ze spokojem.-A teraz dla Kręgu Życia go wypuść..
-Ale to tylko owad.-uparł się lewek, mimo wszystko słuchając pragnienia ojca. Usiadł, oplatając łapy ogonem. Wpatrywał się w ojca, oczekując jego dalszych słów. 
-Owad też jest ważny dla Kręgu Życia. Pamiętasz? Tak jak mrówki...-odpowiedział Ndoto.
-Pamiętam opowieść o zjadaniu robali.-skrzywił się.-O fuj. 
Ndoto zaśmiał się, wzruszając ramionami. 
-A kto tam wie. Może dobre?
-Tato!
-Co powiesz na krótki trening?-spytał Ndoto zaciekawiony. Bycie ojcem było zdecydowanie trudniejsze niż na początku podejrzewał. Co prawda uważał, że sobie radził w tej roli, ale nie oznaczało to, że nie wymagało wysiłku. 
-Yyy... okej.-westchnął Akili, wymuszając szeroki uśmiech. W rzeczywistości niespecjalnie przepadał za nauką walki. Zdecydowanie nie było to coś, do czego go ciągnęło. Pewnie w dorosłości, będzie się męczył w nowej roli... Dobrze, że na razie był lwiątkiem.
Podniósł się z ziemi i przystąpił do słuchania ojca. Ndoto tłumaczyć, oraz przedstawiał kilka nowych, dotąd mu nieznanych ruchów. Akili z początku wpatrywał się w niego, dopiero pózniej odwracając wzrok i śledząc ruch pięknego motyla. 
-Akili?-chrząknął czerwonogrzywy. 
-Tak tato?-z niewinnością odwrócił z powrotem wzrok w jego stronę. 
-Pytałem, czy powtórzysz.-dawny książę uniósł jedną brew do góry, nie kryjąc rozbawienia.-Mam przedstawić je jeszcze raz?
-To nie będzie koniecznie, tato.
Akili naprawdę się starał. Ruchy jednak wychodziły mu koślawo i nierówno. Mimo iż Ndoto się nie przyznał, próbował go motywować, Akili widział, że ojciec nie jest specjalnie zadowolony. Nie dziwił mu się. Zakończył swoją pozycję, czyli idealnie oddalone od siebie łapy, by liznąć się po barku. Machnął ogonem, siląc się, by wyrównać sierść na grzbiecie. 
-Może krótka przerwa?
-Muszę pójść z Msimu obejrzeć Miejsce Płomieni. Mój ostatni obowiązek, zanim wybiorą nowych doradców. 
-Nie będziesz już doradcą?-zdziwił się lewek.-Dlaczego?
-Może będę, zależy jaką decyzję podejmie Mfalme. Wiesz, gdy ktoś nowy zasiada na tronie, ma obowiązek wybrać nowych pomocników.
-Zazę też?
-Niee, ona ma funkcję dożywotnią.-wywrócił oczami czerwonogrzywy. Pochylił się, by liznąć syna po główce. Następnie oddalił się w tylko sobie znanym kierunku. Będzie tęsknił za tym wszystkim. Naprawdę nie chciał przechodzić tak szybko na emeryturę. Gdzieś wewnątrz siebie, miał nadzieję, że zostanie przy randze. 

Akili westchnął z ulgą, po czym susami popędził w stronę wodopoju. Jego sierść muskał delikatnie wiatr. Słońce ogrzewało jego pyszczek, a miękka trawa pod łapami przyjemnie szeleściła. 

Potarcie nad wodopój wcale nie zajęło mu dużo czasu. Zaledwie parę uderzeń serca pózniej, był już na miejscu, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś towarzysza. Jak na zawołanie, pojawiła się przed jego wzrokiem ukochana przyjaciółka Asanta. To znaczy... nie przyjaciółka, a znajoma. 
Powoli się do niej zbliżył, nie chcąc zasłaniać jej słońca. Asanta leżała na płaskim kamieniu, rozkoszując się jego promieniami. Tak więc, Akili tylko napił się chłodnej wody, zanim zwrócił na nią wesołe, jak i nieśmiałe trochę spojrzenie. 
-Pobawimy się?
-Chyba śnisz, Akili. Jestem zajęta. 
-Ale to tylko kilka minut...
-Nie i już.-mruknęła lwiczka, zamykając oczy. Ziewnęła, zmęczona całym tym dzisiejszym dniem - na domiar złego, on był jeszcze daleko do końca! 
-Ostatnio spędzamy bardzo mało czasu. Czy ty mnie już nie lubisz?-wyznał lewek, wpatrując się w nią z uwagą. To zmusiło lwiczkę, do otworzenia jednego oka. 
Była zdziwiona jego pytaniem. Na samym początku, ciężko jej było w ogóle wymyślić odpowiedz. Asanta sama już nie wiedziała, dlaczego właściwie się do niego nie odzywa. Na samym początku ich znajomości, spędzali ze sobą prawie cały dzień na zabawach. Teraz nie miała na to ochoty. W ogóle nie pragnęła towarzystwa nikogo prócz rodziców i dziadków. I może jeszcze Dory... Ogółem była zadowolona z tego, że była jedynaczką. Życie w towarzystwie nie było dla niej. 
Trzepnęła o ziemię ogonem. 
-Daj mi odpocząć.-rzuciła wymijająco 
-Odpowiedz proszę
-Lubię cię, zadowolony?-mruknęła lwiczka, podnosząc się. Przeciągnęła się, prostując przed siebie ostrożnie łapki.-Czemu pytasz? Nie mogę już po prostu mieć czasu dla siebie!
-Nie tak działa znajomość...
-Skąd możesz wiedzieć?-uniosła do góry jedną brew. 
-Asanta..-zaszurał jedną łapką po ziemi.-..jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Nie chciałbym stracić tej znajomości. Ciebie. 
Otworzyła szerzej oczy, cofając się krok do tyłu. 
-Co masz na myśli? 
-Chyba.. czuję coś do ciebie.-wyznał. Wydawało mu się, że to uczucie to musiała być miłość. Było to takie wspaniałe. Jeśli tak czuli się ojciec i matka, to nic dziwnego, że byli razem.-M-może zostaniesz moją dziewczyną? Chciałabyś spróbować? 
-Pogięło cię, Akili. Po prostu masz coś z głową.-wściekle machnęła ogonem, marszcząc brwi z irytacji.-Czy ty wiesz, co w ogóle wygadujesz? 
Lwiak skulił się. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji... 
W tej chwili miał ochotę być wszędzie, tylko nie tutaj. 
-Nie będę twoją dziewczyną. Ani teraz, ani nigdy indziej. 
Odwróciła się, gnając w stronę Białej Skały i pozostawiając tym samym Akili'ego samego. Lewek dłuższy czas, wpatrywał się w ślad za nią nieobecnym wzrokiem. Dopiero po dłuższym czasie, odwrócił się, z postanowieniem zapolowania. Musiał zebrać myśli, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest mu przykro. 

***

Będąc starszym, rozumiał więcej, niż wcześniej. Dalej był lwiątkiem, ale bardziej świadomym tego co go otacza. Cały świat był pełen tajemnic, które tylko czekały na to, by je odkryć. Akili bardzo chciał tego dokonać. Czuł, że łapki mogą zaprowadzić go wszędzie. 
Dlatego pomimo odmowy ze strony Asanty, syn Ndoto starał się nie smucić. Przecież na Białej Ziemi mieszkało tyle pięknych lwiczek, a on był jeszcze lwiątkiem, miał dużo czasu. Uparcie próbował wmówić sobie, że wszystko się ułoży. Musiało. 

Dotarł do pastwiska, gdzie lwice polujące właśnie szykowały się do złapania póznego obiadu. Akili usiadł cicho na jednej ze skał, nie chcąc przeszkadzać. Wyprostował sylwetkę, obserwując każdy ich ruch. Lwice polujące były szybkie, silne i pełne zwinności. Zastrzygł uszami, słuchając najpierw ich cichych kroków, a pózniej głośnych, należących do uciekającego stada antylop. Nie rzuciły się za nim wszystkie, a jedynie pojedyncze lwice. Akili był zaciekawiony, dlaczego też wybrały taką strategię. Obserwował, jak wybrane lwice zaganiają antylopy, zmuszając je do zmiany kierunku i jak kolejne polujące, rzucają się od boków w ich stronę. Reszta czekała, regenerując siły - to właśnie one, miały ciągnąć upolowaną zwierzynę na Białą Skałę. 
Wstał na równe łapki, ruszając z uniesionym wysoko ogonkiem, w stronę matki. Imani właśnie rozmawiała o czymś żywiołowo z Idią, jednak gdy lwica szepnęła jej coś do ucha, ta odwróciła się. Ślepe oczy stanęły na jego skromnej osobie. Córka Kamby uśmiechnęła się czule. 
-Cześć, Akili. Szukałeś mnie?
-Chciałem tylko popatrzeć jak polujecie.-wyznał lwiak.-To było niesamowite! Nie działałyście pod wpływem emocji, zachowywałyście cierpliwość i zgodność. Jak to zrobiłyście?
-Współpraca, opanowanie i szkolenie.-zaśmiała się cicho Imani.
-Mamo, kiedy podrosnę, nauczysz mnie tego? 
-Współpracy?
-Nie, polowania. Ale takiego profesjonalnego!-oczy lwiątka błyszczały czystym szczęściem. Oczywiście, Imani tego nie widziała. Kierowała się jedynie głosem synka, który pomimo, że brzmiał radośnie, miał też w sobie nutkę goryczy. Jako matkę ją to zaniepokoiło. 
Idia uśmiechnęła się, podobnie jak reszta lwic w ich grupce. Widok był doprawdy rozczulający. Każda z nich miała teraz ochotę wrócić do swoich rodzin.
-Wracamy.-ogłosiła Idia, czyli Główna lwica polująca.
Kompanki bez narzekania, skierowały się do wskazanego wcześniej miejsca.
Imani słyszała doskonale ich oddalające się z każdym jej biciem serca kroki. Zamrugała, próbując skupić się na dzwiękach. Wiatr muskał jej pysk, podczas gdy oboje z Akili'm usiedli gdzieś nie daleko.
-Umiesz już polować.
-Chce umieć lepiej. Łapać taką duuużą zwierzynę, a nie góralki i ptaki.
-To dopiero jak podrośniesz, oraz założysz rodzinę, skarbie.-odpowiedziała cierpliwie lwica, trącając go koniuszkiem ogona.
Akili'emu w ogóle nie podobała się ta wizja. Żeby polować musiał mieć rodzinę? Czy naprawdę nie mógł robić tego co lubi zawodowo? Westchnął, uświadamiając sobie, że to niemożliwe. Samce nie polowali, tylko bronili i patrolowali granice.
-Rozumiem mamo.-wyszeptał, spuszczając głowę, by spojrzeć na własne łapy. Musiał skupić się na treningu, skoro ma w przyszłości walczyć. Za kilka miesięcy. Nagle w jego oczach odbiła się nadzieja. No tak! Skoro są lwice walczące, to czy nie może być lwów polujących? W końcu zawsze ktoś musi wykonać pierwszy krok.-Chce polować. Lubię to robić i jestem w tym naprawdę dobry. W przyszłości chciałbym należeć do waszej grupy, jako lew polujący.
Wyprostował się z dumą. Mówił to całkowicie szczerze. Miał nadzieję, że matka poprze  jego słowa. Imani milczała jednak zbyt długo, dlatego też zaczął się obawiać. Czy zrozumiała zle jego intencje?
-To.. dobrze.-odparła Imani, nie zdradzając jakie emocje w tym momencie czuła.-Ważne, byś robił to, co sprawia ci radość. Będę spokojniejsza, wiedząc, że spełniasz marzenia.
Zamrugał wesoło. Mama była taka wyrozumiała!
Akili wtulił się w jej sierść koloru toffi, czując się bezpiecznie. Poczuł jak mama obejmuje go ogonem. Zamruczał zadowolony.
-Dziękuję mamusiu.
-Bardzo cię kocham.-wyszeptała Imani, po chwili liżąc go za uszkiem.-Tylko na razie musi to zostać naszym małym sekretem.

***

Bycie królem. 
Każdy wyobraża to sobie inaczej. Jedni jako aspekt pozytywny, odpowiedzialny, warty zajęcia. Drudzy jako negatywną, sztuczną i męczącą pracę. Jeszcze inni są obojętni w tym temacie, dopóki władca jest sprawiedliwy, jak i dobry. Tak więc, Mfalme miał nie lada zadanie do wykonania. 
Jako trzeci władca Białej Ziemi, musiał dorównać swoim poprzedniczką - babci Wise i mamie Norze. Biały lew miał wielką nadzieję, że podoła. Zamierzał jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. 

Nie obijał się przed wstaniem, wyruszeniem na patrol, a pózniej także sprawdzenie aktywności wśród lwic i lwów walczących. Gdy wrócił do jaskini, był więc zmęczony, ale zadowolony. Na jego szczęście, żaden z białoziemców, niczego szczególnego nie chciał. Tak więc usiadł obok Kukii, która właśnie skończyła myć Agenti i zwróciła czułe spojrzenie w jego kierunku. Lew przytulił się do niej bokiem.
-Zaza naprawdę dużo mówi.-poskarżyła się lwica, z lekkim uśmiechem.-Nie powiem, większości informacji była niezwykle potrzebna.
-Coś szczególnego?
-Spór bawołów, a tak to nic, z czym nie dalibyśmy sobie rady. Zwierzęta nas zaakceptowały jako władców, całe szczęście nie wybuchną żadne bunty.
-Cześć tato.-zaśmiała się Agenti, kładąc się na plecach. Łapkami zaczęła trącać radośnie poruszający się ogonek. Opiekunowie większą chwilę przyglądali się jej, zanim wrócili do rozmowy.
-Jutro dołączę do ciebie na patrolu.
-Jeśli tylko będziesz miała ochotę.
-Teraz najważniejsza kwestia.-złota zmarszczyła brwi, wydobywając z siebie ciche westchnienie.-Wybranie doradców. Pamiętasz? Musimy mieć kogoś u swojego boku, podczas wykonywania ważnych obowiązków.
-Mhm.-skinął głową lew.
Oboje położyli się, by całą rozmowę odbyć szeptem.
-Kogo proponujesz?-spytała
-Na miejsce mojego doradcy najlepiej nadawałby się Hakimu.-odparł król, niespokojnie szurając łapą po twardym podłożu.-Tylko, że to jest niemożliwe. Nie mieliśmy od niego znaku, odkąd tylko wyruszył w podróż. A nawet jeśli by wrócił, to czy ta pozycja byłaby dla niego satysfakcjonująca?
-Masz rację. Spójrz jednak na to od innej strony, przekażesz tą pozycję równie zdolnemu lwu. Dasz mu szanse na awans i zyskasz w jego oczach.
-Jesteś taka mądra.-powiedział z uczuciem, wysuwając się, by polizać ją między uszami.-Co myślisz o Ndoto? W sumie to ma doświadczenie i jest moim wujkiem. Albo o Chace?
-Oboje z pewnością byliby świetnymi doradcami, ale...
-Może być też Msimu.-przerwał jej, zastanawiając się na głos. Podrapał się łapą po brązowej grzywie, marszcząc brwi. Agenti, znudzona swoją zabawą, znalazła jakiś kamyczek. Kukaa przewróciła ze śmiechem oczami.
-To twoja decyzja.
-Ni?-Mfalme uniósł głowę, wpatrzony w złotą lwicę w zaskoczeniu, przez swoją propozycję.-Może on się nada? Nie ma co prawda doświadczenia, ale jest w naszym stadzie dość długo, był w wielu miejscach, zna wiele kultów i wszyscy w stadzie go lubią.
-Wujek Ni jest super!-radośnie zawołała Agenti
-W takim razie postanowione.-zaśmiał się Mfalme.-A kogo ty wybierzesz, Kukoo?
Lwica nie musiała tak długo zastanawiać się nad odpowiedzią, gdyż miała już ją uszykowaną. Otuliła ogonem córkę Kiry.
-Myślałam o Zawadi.-powiedziała z pewnością w głosie.-Jest bardzo zdolną lwicą polującą, ale również jest spokojna, mądra  i potrafi słuchać. Ma własne zdanie, a właśnie takiej doradczyni mi potrzeba.
-Tylko czy oboje się zgodzą?-to pytanie padło od Mfalme.
Kukaa zachichotała.
-Oj, może być ciężko, ale chyba nie będą mieli nic przeciwko małemu awansowi.
Dwójka lwów przytuliła się do siebie. Agenti natomiast, korzystając z ich chwilowej nieuwagi, przeskoczyła nad maminym ogonem, z postanowieniem powrotu do zabawy.

***

Akili po rozmowie, którą odbył z mamą, postanowił się przejść. Na początku, skierował się w stronę baobabu, jednak pózniej zupełnie skręcił. Łapki zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, gdy oddalał się coraz bardziej. Podążał teraz nieznaną sobie trasą, nie wiedząc konkretnie co ma zrobić. Mijał roślinność, zwierzęta, pozwalał, by wiatr muskał jego pyszczek. I wtedy zatrzymał się nagle, zupełnie wytrącony z zamyśleń. 
Rozglądając się wokół, zdał sobie sprawę z tego, że Biała Skała, zupełnie zniknęła  mu sprzed oczu. Mama zawsze powtarzała, by nigdy nie oddalać się tak, żeby zgubić skałę. Poczuł wyrzuty sumienia, więc lekko się skulić. Do tego zaczęło zachodzić słońce, więc musiał się pospieszyć z powrotem. 
Coś przykuło uwagę lewka, sprawiając, że odwrócił głowę.  Szum wody nasilił się. Przed jego wzrokiem, znajdował się teraz ogromny wodospad, którego woda spadała na sam dół, zapełniając zbiornik. Akili przełknął ślinę, zdziwiony tym pięknym obrazem. Podszedł trochę bliżej, zamierzając pozwiedzać. Bez obaw przebiegł po wystając kamieniach, prędko znajdując się po drugiej stronie. Następnie lwiątko, wspięło się na sam szczyt. Z każdym kolejnym krokiem ku górze, jego futerko coraz bardziej przemakało. Opłaciło się jednak. Przeszedł przez lustro wody, zagłębiając się w nie, by po jednym uderzeniu serca, znalezć się w ukrytej jaskini. Był ciekawy, czy ktoś oprócz niego znał to miejsce. Wcześniej, nawet nie sądził, że takie cuda istnieją.
W jaskini było wyjątkowo ciemno, oraz chłodno, ale Akili'emu to nie przeszkadzało. Kroki lewka głucho odbijały się o twarde podłoże, gdy chodził raz w jedną, raz w drugą stronę. To będzie moja tajna kryjówka.-pomyślał z zadowoleniem.
Ukryty wodospad. 
Akili postanowił jeszcze kiedyś się tutaj wybrać, tym czasem musiał skierować się z powrotem do domu. 
-Cześć, Akili. Słyszałem, o twoich planach. 
Drgnął, zatrzymując się w miejscu, na dzwięk nieznanego mu głosy. Otworzył pysk, smakując powietrza. Nie czuł żadnego zapachu, ale ewidentnie nie był tutaj sam. Odwrócił się, nie wiedząc, kogo za sobą dostrzeże. Brązowy lew, o takiej samej grzywie, wpatrywał się w niego z lekkim uśmiechem. Akili niepewnie położył po sobie uszy. Biła od niego poświata, sprawiając wrażenie, jakby zamiast lwa, unosiła się tutaj gwiazda. Zawahał się, zanim zdołał odpowiedzieć. 
-Skąd znasz m-moje i-imię? 
-Obserwuje cię odkąd się urodziłeś. Widziałem narodziny zarówno twoje, twoich braci, jak i wujków, ciotek. Jestem z wami, dając wam opiekę, mimo iż nie mogłem z wami porozmawiać. 
-Kim jesteś?
Lew zaśmiał się cicho. 
-Nazywam się Simba, mój mały. Jestem ojcem twojej babci, Kamby. Dumnym mężem twojej zmarłej prababci Nzuri, która stąpa teraz tą samą gwiezdną drogą.
-Jesteś duchem? Dlaczego cię widzę?
-Gdyż jestem twoim Duchowym Przewodnikiem. Tylko ty możesz mnie zobaczyć i usłyszeć, a ja zawsze będę, by cię pilnować, służyć radą, oraz pomocą. Coś cię trapi?
Akili zaszurał łapką po ziemi.
-Chyba nie...
-Wyrastasz na mądrego lwa, Akili. Niestety twoja droga nie będzie łatwa. 
-Chodzi o moją pozycję, tak?
-Ciężko jest być pierwszym. Niektórzy mogą być przeciwko temu, inni to wyśmiewać, a jeszcze inni członkowie stada ignorować. Dlatego musisz być dzielny, krocząc ku spełnianiu swoich marzeń.
Lew zaczął znikać. 
Akili otworzył pysk, by o coś zapytać, ale wtedy go już nie było. Spuścił głowę, wpatrując się we własne łapy. Ma Duchowego Przewodnika!
Z uśmiechem zawrócił, by wrócić do domu. Pomimo lekkiego strachu, wygrała ekscytacja. 

wtorek, 5 listopada 2019

Bohater w pigułce #5 Kukaa

Witam w piątej części "Bohatera w pigułce". Nie skupiajmy się na jednym dniu spóznienia (XD) a od razu przejdzmy do rzeczy... wygrywa... KUKAA!!!!!


WYGLĄD lwicy jest bardzo prosty: jasno złote futro, czarny nos, oraz turkusowe oczy.

  • Jest trzecią królową Białej Ziemi (pierwszą, która doszła do władzy poprzez małżeństwo z księciem) 
  • W Lwiej Gwardii pełniła funkcję najszybszej


ZAMIARY:   Możną ją albo pokochać, albo znienawidzić. Kukaa jest postacią zaplanowaną od początku do końca. Miałam zaplanowany jej wygląd, charakter i przyszłość, jeszcze na długo przed początkiem sezonu 3. Lwica wywodzi się z kochającej rodzinny, którą zapoczątkowała Kamba. Nigdy nie ciągnęło ją do czynienia zła, czy kłamania. Kukaa jest sprawiedliwa, dobra, odważna i opiekuńcza. Od początku swojego życia, była uczona wszystkiego o Kręgu Życia. Na długo zanim w ogóle zbliżyła się do Mfalme, Kukaa posiadała już ogromną wiedzę, a jej pozycja najszybszej w Lwiej Gwardii, była bardzo korzystna. Jak wiadomo, Mfalme i Kukaa nie mogliby zawrzeć ze sobą małżeństwa, jeśli jedno z nich nie straciłoby tytułu. Złota lwica nigdy nie pragnęła jednak śmierci przyjaciół, za którymi tęsknota, przez całe swoje życie jej nie opuszczała. Zaopiekowała się Agenti, dbając o nią, jak o własne lwiątko. Niestety nie powiedziała  lwiczce, że nie jest jej biologiczną mamą, co w pózniejszym czasie doprowadzi do poważnych konsekwencji. Zamiarami Kukii od samego początku była miłość. Dla niej była gotowa zrezygnować z pozycji i przyjąć nowe zadania (chociaż wcale nie pragnęła władzy). Nigdy nie żałowała żadnej swojej decyzji, chociaż wielokrotnie zastanawiała się "co by było gdyby".

I to chyba wszystko co można o niej napisać. Co myślicie o Kucee? Lubicie ją? Uważacie, że będzie dobrą królową i matką? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu?