— Dziadku?
Lwiczka z piskiem podekscytowania, wskoczyła na plecy starszego lwa, układając się na nich wygodnie. Ndoto zaśmiał się pod nosem. Cierpliwie czekał,aż wnuczka znajdzie najlepszą pozycję i był wdzięczny, że nie zaczęła memlać jego uszu.
— Tak?
— Dlaczego nie jestem księżniczką?
— Ponieważ ja nie jestem królem. — odpowiedział syn Wise.
Wema zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
— A chciałbyś być?
Ndoto zmrużył oczy w zastanowieniu. Pytanie wnuczki zbiło go z tropu, ale dawny doradca, potrafił mimo wszystko znalezć sensowną i satysfakcjonującą odpowiedz.
— To już zamknięty rozdział, maleńka. — odparł lew i trącił przyjaznie córkę Jicho nosem. Lwiczka zachichotała, przyjmując to jako zachętę i oboje zaczęli się bawić.
***
— Myślisz, że mama też kochała góralki?
Pytanie Kamy sprawiło, że trochę zbita z tropu Hope, przeniosła na nią łagodne spojrzenie. Uśmiechnęła się delikatnie, chociaż w oczach zalśnił smutek.
— Pewnie jak każdy białoziemiec.
Rozejrzała się z czujnością po części sawanny, w której akurat znajdowała się z córkami. Nieskarana niczym, prócz ich głosów cisza, była miła dla uszu. Do tego w tym rejonie, porastającym przez wyższą trawę, powoli kołysaną wraz z ruchami wiatru, nie było śladu żadnej większej zwierzyny.
— Pamiętacie podstawy? — zwróciła się do córek; jednej biologicznej, której zastępowała oboje rodziców, drugiej adoptowanej, z kolei tej opowiadała ciągle o matce.
— Tak. — skinęła głową Lia, przybierając odpowiednią pozycję łowiecką.
Mała zgięła łapy, natomiast ogon ustawiła na odpowiedniej odległości z głową, gdy się pochyliła. Nastawiła uszu, sprawdziła kierunek wiatru, wystawiła pazurki. Brzuchem nie dotykała podłoża, podczas gdy jej przybrana siostra zrobiła to samo trochę koślawo - ale zrobiła!
— Dobrze, pora na wasze polowanie. — ogonem wskazała na bliski horyzont. — Złapcie tylko po jednym góralku. Nie ma co zaburzać harmonii Kręgu Życia.
Lwiczki przytaknęły, zanim rzuciły się ku dalszej części sawanny, w poszukiwaniu zwierzyny, którą mogły przynieść Hope. Już po kilkunastu uderzeniach serca, obie złapały po jednym góralku, z czego lwica była bardzo dumna.
***
Lubiła mięso antylop gnu. Właściwie sama nie wiedziała, skąd to się wzięło. Mama opowiadała, że kiedy jeszcze Aishi mieszkała na Białej Ziemi, lwice polujące co jakiś czas musiały łapać anylopę gnu specjalnie dla niej, bo tylko tym się żywiła. Może właśnie przez cieniutką, bardzo małą nić pokrewieństwa, Asanta lubiła to mięso najbardziej ze wszystkich?
Lwica, już nie taka mała, dawno otóż zaczęła wyrastać z wieku lwiątka, chociaż jeszcze kilka wschodów słońca dzieliło ją od lat nastoletnich, przechadzała się teraz po sawannie, wzrokiem szukając swoich rodziców. Kilio i Hodari zapewnili córkę, że pokażą jej najlepsze ataki z prawych łap. Nie mogła się doczekać!
Przemierzając znaną sawannę, należącą do królestwa Białej Ziemi, kontem oka zauważyła Akili'ego, który ciężko trenował, uderzając w drzewo, a w jego oczach odbijała się determinacja. Widząc jak kiepsko mu idzie, wywróciła oczami. Powstrzymała swoją niechęć, by podejść do starszego lwiątka.
— Robisz to zbyt ostro. Natarczywie, mocno. To podstawowe błędy. Jak masz być lwem walczącym, jeśli je popełniasz?
Akili zaskoczony odwrócił pysk w jej stronę. Rozpoznając dawną towarzyszkę wielu zabaw, uśmiechnął się promiennie.
— To może mi pokażesz, jak powinienem to zrobić?
— Mam ciekawsze rzeczy do roboty! — syknęła lwica, ale potem napięła mięśnie, stanęła na tylnych łapach i uderzyła w drzewo twardym ruchem. — Będziesz próbował, dopóki ci nie wyjdzie!
Lew zaśmiał się pod nosem, ale przyjął wyzwanie.
***
Hejka!
Wiem, że rozdział wyszedł trochę słabo, oraz był dłuuugi czas oczekiwania, za co was przepraszam. Życzę wam dużo zdrowia, kochani czytelnicy i serdecznie pozdrawiam :)