Minęły cztery miesiące od śmierci Maji. Lwiątka Nory były już starsze. Odkąd na oczach rodziny nauczyły się chodzić i mówić, bawiły się tylko w jaskini.
W stadzie nic się nie zmieniało, panował spokój. Lwice polowały, lwiątka się bawiły, lwy patrolowały, Kisu i Nora pochłonięci byli królewskimi obowiązkami. Kira i Mfalme byli wiecznie we dwójkę do zabaw. Lubili berka, zapasy i kopanie do siebie kamyczków. Bawili się jeszcze w zobacz co widzisz, królestwa i wojnę ,ale to rzadziej.
Dzisiaj dla nich był jednak specjalny dzień. Tak długo oczekiwany.
-To już dzisiaj,-szepnął Mfalme do swojej siostry, która niemal od razu skinęła głową.
Podnieśli się ze swojego posłania z trawy obok rodziców, po czym mieli do nich podejść. Kira wywróciła się jednak, upadając prosto na Wise. Biała lwica błyskawicznie otworzyła oczy, a sierść Zuni zjeżyła się z przestrachu.
Kira położyła uszy na głowie.
-Przepraszam babciu.
Mfalme musiał sam dokończyć dzieła, kiedy dawna królowa myła jego siostrę. Podszedł do rodziców i łapką dotknął matki. Nic. Spróbował więc z ojcem. Wciąż nic. Książę wściekł się , nabrał rozpęd i wskoczył prosto na Kisu.
Lew oprzytomniał od razu. Nora westchnęła.
-Twój syn się zbudził
-Przed wschodem słońca, to twój syn,-mruknął lew.
Mfalme wpatrywał się w niego obrażonym wzrokiem. Jego główkę porastały pierwsze włosy sugerujące o przyszłej grzywie.
-O co chodzi, synku?
-Tato, zapomniałeś? Dzisiaj z Kirą mieliśmy pierwszy raz wyjść sami nad wodopój.
"Sami" .. rodzeństwo domyśliło się, że z góry będzie czyhać Zaza, a nad wodopojem pilnować Kamba. Ale to nie było aż takie szczególne...
... nowi przyjaciele... zabawy... miejsca...
-Dobrze, ale jak stado się obudzi,-mruknął lew. Mfalme rzucił się na niego i oboje przytulili się śmiejąc.Nora zmusiła się do otworzenia oczu.
Kira uwolniła się od babci i wskoczyła z powrotem na podwyższenie. Polizała Norę po uszach.
-Możemy iść?
-Dzieci, macie uważać, dobrze? I po śniadaniu,-dokończyła królowa, wpatrując się w córkę pilnie. Kira westchnęła z goryczą, ale skinęła głową.
Podeszła do brata. Zaczęli się siłować.
Znudziło im się to jednak szybko, więc Mfalme zaproponował:
-Może obudzimy już stado?
-To dobry pomysł. Po co mają dłużej spać,-oczy księżniczki Kiry zabłysły.
Oboje z bratem wzięli głęboki wdech i na cały głos wykrzyczeli:
-WSTAWAĆ!!! NOWY DZIEŃ!!! WSTAWAJCIE!!!
-Kira! Mfalme! -syknęła Nora
Było już jednak za pózno. Lwice, lwy i lwiątka przebudzili się. Zmęczonymi oczami wpatrywali się w książęta z wrogością. Dlaczego dzisiaj?!
Ciężko się na nich gniewać,-pomyślała Wise. Usiadła.
-Skoro i tak już nie zaśniemy, proponuję polowanie. Idio, zabiorę się dzisiaj z twoimi lwicami .Nyeusi idziesz?
-Chętnie rozprostuję kości,-przeciągnęła się czarna
-Ja też,-wyraziła wesoło Kamba
-I ja!-Zawadi poderwała się z miejsca.
-Teraz i tak musimy czekać,-mruknęła niezadowolona Kira,a brat jej zawtórował.
***
Dla lwic polowanie było jednak łatwizną. Szybko znalazły stado antylop i rozdzielając się, cicho i łapa za łapą, niewidoczne, złapały cztery. Pociągnęły je na Białą Skałę , gdzie książęta pierwsi zaczęli jeść. Łakomczuchy-pomyślała przelotnie Wise, nim do nich dołączyła.
Tych dwoje kochało sen i jedzenie, chodz teraz pewnie ten okres się skończył.
Kiedy rodzina królewska się najadła, reszta stada mogła zjeść.
Mfalme spojrzał na rodziców.
-Możemy?
Nora westchnęła. Zauważyła, że Zaza na nią czeka, a Zunia miała wybrać się z nią dzisiaj na patrol (taki szkoleniowy) więc skinęła głową. Kisu też miał obowiązki, więc również się zgodził.
Dzieci przytuliły się do rodziców z czułością.
Kira obróciła się w miejscu, by podbiec do jeszcze śpiącego smacznie Ndoto z synami. Imani dawno była na sawannie.
Kira wskoczyła na ukochanego kuzyna, Jicho, który od razu otworzył dobry wzrok. Uśmiechnął się szyderczo.
-Czego chcesz?
-Dzisiaj pierwszy raz wychodzimy!-krzyknęła szczęśliwa,-Idziesz, ho?
Jicho skinął głową, a na pysk wlał się uśmiech. Obudził łapką brata i całą czwórką wyszli z jaskini.
Od razu w pyski buchnął im zimny, przyjemny wiatr. Czwórką zeszli z Białej Skały, a Mfalme i Kirę na chwile uderzyło, że nigdy nie siedzieli na jej czubku, mimo wysokiego stanowiska. Trzeba było to zmienić.
Mimo iż byli lwiątkami, szybko przedzierali się przez sawannę. Zwłaszcza synowie Imani. Kira wolała uważnie oglądać teren, jak dawniej Jicho, a Mfalme chciał być szybko na miejscu, jak dawniej Hakimu. Kuzynostwo niekiedy było do siebie podobne, chodz nie wiedzieli o tym.
Mfalme jeszcze nie ma takiej grzywki, a wygląd Kiry jak mówiłam nie jest jeszcze dopracowany-to kolejna próba.Już chyba ostatnia. |
Wyczuła nowy zapach, więc wytężyła wzrok. Góralek był niedaleko. Nie znała tego rodzaju zwierzęcia, ale musiał dobrze smakować.
Schyliła się, by zapolować, ale łomot jej łap wystraszył zwierzę. Hakimu wybuchł śmiechem, więc Kira posłała mu wściekłe spojrzenie.
Wskoczyła na pobliski głaz i z niedowierzaniem wpatrywała się przed siebie, na tworzący się krajobraz jej królestwa.
-Łał!
Dzieci Kisu i Nory oczywiście wiedziały, jaką pozycją mają ich rodzice. Ale ich sama była im nieznana. Czy to on czy ona mieli pózniej rządzić? A może żadne z nich? Kira nie znała celu swojej wędrówki ,miała czas by go odkryć.
Mfalme dążył do szczęścia.
-Idziemy? Jesteśmy spóznieni,-powiedział w prost Jicho
Kira ,Mfalme i Hakimu skinęli głowami i znów skierowali się do dalekiego wodopoju.
***
-Cześć!-Kukaa radośnie zabiła ogonem podbiegając do rodzeństwa królewskiego i synów Ndoto.-Kto to?
Dziwne,-pomyślała Kira,-Mieszkamy razem w jaskini,moi rodzice to władcy, ja to księżniczka, a ona mnie nie zna?!
Kiedy tylko lwiczka wybuchła śmiechem, księżniczka zdała sobie jednak sprawę z tego, że to był żart.
-Jestem Kukaa, córka Amary i Chaki, moich kuzynów już znacie? Jicho ,Hakimu i Nguvu?
-Jicho i Haki to też moi kuzyni,-odpowiedziała pewnie Kira, bo to było oczywiste.
Mfalme pokręcił głową.
-Kto to Nguvu?
-Ja!-brązowy pewny siebie lwiak, podszedł do nich. W oczach szalały iskry , a na pysku malował się zawadiacki uśmiech.-Syn Teo, do dyspozycji.
-Ja jestem Jasiri,-obok niego stanął inny lwiak,-Brat Kukii. Miło was poznać. Chcecie się pobawić?
-Pewnie!-krzyknęło równocześnie rodzeństwo.
-To..jakie propozycje?-spytała Kukaa, mrugając ślicznymi oczami
-Może zapasy?-zaproponował Nguvu
-Chowanego?-Jicho
-Berek?-Kukaa
-Zagramy w piłkę?-Hakimu ,Mfalme i Kira
-Ja proponuję popływać,-Jicho
Kira momentalnie spojrzała na lewka.
-Tylko... ja nie umiem.
-W takim razie, cię nauczę,-odpowiedział pewnie-to co,zgoda?
-Zgoda.
-Więc ustalone,-miauknął Hakimu,-Pływamy. Kto ostatni przy wodopoju , ten jest zgniła Zazu!
Lwiątka ze śmiechem pognały w stronę wody.
***
Nora szła przed siebie. Towarzyszyła jej Zunia Lila. Obie lwice zbliżały się do granicy, rozmawiając. Były to typowe dla rodziny rozmowy: "Jak ci leci?" "Ogółem ostatnio..." "I wtedy stało się to.." .
Z pyska królowej nie schodził uśmiech, do momentu, w którym Zaza wylądowała przed nią. Gwałtownie się zatrzymała.
-Królowo dwoje krokodyli walczy o tytuł przywódcy. To dość.. brutalne. Poza tym ,musisz omówić z doradcami sprawę Igrzysk
-Igrzysk?-zdziwiła się Zunia
-Pózniej ci powiem, -Nora przejechała ogonem po jej policzku. Przytuliła siostrę.-Muszę wracać. Miło było.
-Wiem,-odpowiedziała księżniczka, ściskając mocniej siostrę.
Obie lwice się rozdzieliły.
Nora i Kisu musieli załatwić sprawy królestwa,
natomiast Zunia poszła spotkać się z przyjaciółkami.
Przechodząc obok pola treningowego, zauważyła Kilio II. Córka Shani ,trenowała właśnie lwiątka:w tym Lunę,Lea,Adele,Gizę i Nzuri.
Lwica wykonywała pewne ruchy, szybkie uniki i mocne/lekkie ataki. Nyeusi dobrze ją wyszkoliła. Lwiątka świetnie sobie radziły, widać było to na pierwszy wzrok. Chodz były mniej pewne w swoich ruchach.. czyżby przed większością rozciągała się nowa droga?
Zunia minęła ich. I tak tego się nie dowie. Dziś... był ostatni dzień.
Przyjaciółki czekały przy skałkach.
-Cześć! Chcecie iść na polowanie?
-Jeszcze się pytasz! Pewnie!-Maisha skoczyła na równe łapy,-To bycie dorosłą jest takieeee nudne!
-A myślałam, że zawsze tego chciałaś,-przewróciła oczami Zawadi
Hope uśmiechnęła się lekko, ale się nie odezwała. Zunia skrzywiła się. Zachęciła lwice by za nią poszły. Szybko szły we czwórkę, nawet nie oglądając się za siebie.
Dochodząc do polany, rozdzieliły się. Zunia przyciskając się bliżej do ziemi, szukała jakiejś ofiary. Kierowała się zapachem tak znajomym jak własna rodzina. Antylopa pasła się niczego nie świadoma, kiedy księżniczka przysiadła. Obnażyła kły, wystawiła pazury.
Po wypadku w dzieciństwie z zebrami, można było powiedzieć , że się boi. Ale nie.. Wise dobrze wyszkoliła Zunię i lwica nie miała powodów do strachu.
Była już przecież nastolatką. Łapy jej się wydłużyły, a ona sama wypiękniała. Stała się jeszcze pewniejsza siebie.
Tak właśnie podchodziła do swojej ofiary. Pewne, ciche kroki. Na szczęście, nie było wiatru. Wykonała szybki skok, zabiła stworzenie, antylopa padła martwa. Zunia uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
W tej samej chwili, Maisha nadbiegła. Z jej pyska zwisały dwa góralki, które upuściła na zdobycz Zunii. Księżniczka westchnęła.
-Jesteś lwicą, naprawdę nie lubisz polować?
-Nie jest mi to potrzebne. Jestem lwicą walczącą,-odpowiedziała pewnie Maisha, nie przejmując się tym, że nigdy nie poluję. Albo że przynosi tylko góralki...
Honor córki Kamby jeszcze bardziej zepsuła Zawadi. Lwica nadbiegła w ich stronę ,ciągnąć za sobą także antylopę.
-Co powiecie? Była dość silna.
-Niezle, Zawadi. Idia jest z ciebie zadowolona,-to powiedziała Hope, która z ptakiem w pysku, podeszła do sióstr i księżniczki.
Gdy były we trójkę, przejrzały swoje łupy. Następnie przysiadły do posiłku. Były naprawdę głodne, bo antylopa Zawadi zniknęła w ciągu kilku minut .Resztę postanowiły zostawić w schowku pod Białą Skałą, gdzie trzymano jedzenie.
Idąc w stronę skały, Zunia niosła ptaka, a Zawadi góralki.Maisha i Hope szły koło siebie. Lwice milczały, dopóki jedzenie nie zostało odłożone .
Wtedy odezwała się Hope.
-Czy naprawdę musisz odchodzić? Nie możesz zostać?
Córki Arro spojrzały automatycznie na Zunię. Córka Wise zmieszała się. Nie sądziła, że o to zapytają. Wyprostowała się.
-Muszę. To mój obowiązek jako księżniczki Tęczowej Krainy.Muszę poznać moje stado, by nauczyć się nim przewodzić , gdy nadejdzie czas.
-I.. już nie wrócisz do nas?-spytała zatroskana Zawadi
Zunia skinęła głową.
Była nastolatką, rozpoczął się czas, kiedy miała opuścić Białą Ziemię. Ta droga się już zakończyła, teraz pora wypełniać obowiązki jak najlepiej. Zostać w przyszłości królową tęczowego stada. Poczuła ekscytacje , a nie strach. Czas dzieciństwa dobiegł końca..
-Będziemy tęsknić,-Maisha wstała, by przytulić księżniczkę. Zunia wtuliła się w jej futro, chłonąć zapach lwicy. Zawadi i Hope po chwili także ją przytuliły.
Ten moment mógł trwać dłużej, ale niestety.
Idia zawołała Zawadi by dołączyła do grupy łowieckiej, Maisha musiała iść na trening z Nyeusi, a Hope spotkać się z mamą.
Zunia westchnęła. To nie był jeszcze koniec dnia. Nastolatka musiała dojść jeszcze do kotliny. Przyspieszyła kroków.
W kotlinie ćwiczyły młode gepardy, niekiedy potykając się o własne długie łapy. Zunia usiadła, by ich poobserwować. Ktoś na nią wskoczył, przyciskając do ziemi. Zunia wyrwała się i z gniewem spojrzała na "tego kogoś". Jej wzrok złagodniał, gdy dostrzegła kto to.
Młoda gepardka uśmiechała się do niej. Była chuda, co oznaczało, że także szybka. Do tego promieniała optymizmem.
-Myślałam, że już nie przyjdziesz.
-Miko, dobrze wiesz, że obowiązki.-powiedziała księżniczka
-Tak wiem,-Miko westchnęła,-ale widziałyśmy się ostatni raz jako lwiątka.Przy zabawie w chowanego.
Zunii zrobiło się nagle przykro, że tak opuszczała przyjaciółkę. Nawet z córkami Kamby tak często się nie spotykała. Czy właściwie można było mówić, że ma przyjaciół?
-Miko, bardzo cię przepraszam. Co powiesz, byśmy nadrobiły? Mamy jeszcze cały dzień,-wypowiadając ostatnie zdanie na szybko spojrzała na niebieskie niebo, nim znów na koleżanke.
W oczach Miko coś błysnęło.
-Z przyjemnością.-podeszła bliżej i dotknęła łapką jej boku.-Berek!
Nigdy nie biegła zbyt szybko, by Zunia mogła ją dogonić. Gepardzica poderwała się z miejsca, uciekając. Natomiast Zunia stała chwile w miejscu , puki nie rzuciła się za nią.
***
W głównej jaskini stada białoziemców ,toczyła się poważna dyskusja. Tak więc, większość lwów uciekła ,lub przysłuchiwała się w ciszy i strachu, słowom rzucanym. Wise stała prosto, z nieocenionym wyrażem pyska. Taje jeżyła futro, podobnie jak Nyeusi. Dzieci dawnej królowej, oprócz Nory, która musiała załatwić sprawy królestwa, wpatrywały się w nią z prośbą. Mto, Idia, Kora siedzieli cicho w końcie .
Wise westchnęła gorzko.
-Taje, nie zmienię zdania. Naprawdę mi przykro.
-Przykro? Ty..ty.. chcesz nas zostawić! Zostawić Białą Ziemię i wszystko, co było dla ciebie domem!
***
Tym czasem ,lwiątka dalej bawiły się nad wodopojem. Nie przejmowały się innymi zwierzętami, gdy pływały, albo gdy bawiły się w berka. Chowanego, zapasy, gra w piłkę, królestwo.. wszystko co tylko zdołały wymyślić.
Trzeba było jednak przyznać , że w końcu i im skączyły się pomysłu. Lwiątka leżały teraz na płaskiej skale, obserwując rozmawiające niedaleko lwice. Kambę, Imani, Amarę.. Wreście Kira westchnęła rozgoryczona.
-Mam dość. Chodzcie.
-Do kąd idziesz?-spytał Mfalme. Zeskoczył ,by do niej dołączyć.
Jicho i Hakimu rzucili sobie spojrzenia, ale widząc jak Jasiri ,Kukaa i Nguvu się podnoszą, poszli w ich ślady.
-Do baobabu. Możemy zrobić wyścig, a przynajmniej nie będziemy siedzieć w jednym miejscu jak starsi!
-To jest plan,-przytaknęła Kukaa.
Podbiegła do Kiry i ją przytuliła. Lwiczka odwzajemniła gest. Chyba znalazła przyjaciółkę..
-Dobra, a co z dorosłymi?-spytał Jicho, wskazując ogonem lwice, które teraz wpatrywały się zaciekawione w lwiątka.Przyciszył głos,-Jak je ominiemy, żeby nas nie zauważyły?
-Yyyy.. jakieś pomysły?-spytała Kira,-Mfalme?
-Nie mam pomysłu,-wzruszył ramionami
-Ani ja,-Nguvu westchnął
-Ja chyba mam,-ucieszył się Jasiri, -możemy zakraść się za nimi, by nas nie czuły przez wiatr i szybko wbiec w gęstą trawę.
-Dobry pomysł,-skinęła głową Kukaa,-ale co jeśli zauważą że nas nie ma.
-Możemy głośno się bawić na początku, żeby nic nie podejrzewały. A jak skupią się na sobie, to...-Mfalme przyłączył się do dyskusji.
Kira skinęła głową ,podobnie jak reszta.
Od razu wdrożyli plan w życie.
Zaczęli się bawić blisko jednego z drzew w berka, królestwa, aż wkońcu w chowanego. Wtedy dopiero lwice przeniosły głośną dyskusję.
Lwiątka wykorzystując moment, wykonały plan w całości i niewiele czasu pózniej, biegły już w stronę baobabu.
Był to swego rodzaju wyścig, na którego czele królowała Kukaa. Lwiczka była szczupła i mała, to pozwalało jej mieć zadziwiającą jak na ten wiek prędkość. Za nią biegli Kira,Jicho,Nguvu i Jasiri. Mfalme wkrótce zrównał się z nimi. Hakimu był na samym końcu.
Gdy dotarli do drzewa baobabu, Jasiri zaproponował odważnie, żeby się na nie wspieli.Hakimu był chętny do tego pomysłu. Razem z synem Amary, wspinali się jako pierwsi. Jasiri nie czuł strachu, a Hakimu chciał przeżyć przygodę.
Nguvu pomógł podciągnąć się na drzewie Kukaa oraz Kirze, a Mfalme zaraz po nim wspiął się na drzewo, małymi pazurkami wczepiając się jego grubej kory.
Jicho odwrócił się i czujnym wzrokiem spojrzał daleko za horyzont. Następnie dołączył do przyjaciół.
Żadne z lwiątek nigdy jeszcze nie było w baobabie, tak więc zaciekawione przyglądały się leczniczym miksturą i liścią ogromnym do medytacji , a także owocach baobabu. Dopiero, gdy dostrzegły obrazki na ścianach, zaciekawiły się tym znaleziskiem.
Obrazki namalowane różnymi farbami, na pewno przedstawiały lwy. Nad niektórymi zaznaczone były pręgi. Mfalme szybko domyślił się odpowiedzi.
-To nasze rodziny! Patrz, Kira-spojrzał na siostrę,-To mama i tata!
-Oraz babcia
Od obrazkiem z Wise namalowani zostali Nora, Lajla Nyota, Ndoto, Huru i Zunia Lila. Koło Wise pokazana była Maji z Shani pod spodem i ciagnęło się dalej. Z Norą u boku stał Kisu, a pod nimi...
-To my!-ucieszył się Mfalme. Kira uśmiechnęła się szeroko.
-To drzewo genealogiczne,-pokiwał głową Jicho, przyglądając się własnemu obrazkowi.
Nguvu, Jasiri i Kukaa także zaciekawili się tematem, nie mówiąc już o Hakimu, który przysiadł obok brata.
Wystraszyły się na dzwięk kroków. Do baobabu weszła szara lwica i od razu czujnie na nie spojrzała. Lwiątka cofnęły się o kilka kroków, tak ,że Kukaa wylała czerwoną farbę z owocu , która okryła jej łapkę. Jasiri i Kira , wyszli na przeciw lwicy, jeżąc futro.
Matibabu nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy Hakimu i Nguvu do nich dołączyli.
-Spokojnie, kochani. Ja dobra.
-Kto ty?-spytał Mfalme
-Jestem Matibabu, medyczka Białej Ziemi. A to Rafa,-ogon wskazała mandryla, który wyskoczył z nikąd ,by stanąć koło niej. Oboje uśmiechali się.
Lwiątka wyluzowały.
-Przepraszamy,-powiedział Mfalme
-Nic się nie stało, ostrożność to ważna cecha,-powiedziała szara medyczka
-Co tutaj robicie? Coś wam dolega?-spytał Rafa, przyglądając się łapce Kukii.
Lwiczka zaśmiała się.
-To tylko farba,-dodała ciszej
Rafa skinął głową. Nguvu odpowiedział za wszystkich.
-Nudziło nam się.
-Rozumiem. Zapewniam cię, że to miejsce jest nie tylko dla tych co cierpią na urazy, czy dla rysunków,-odpowiedział z rozbawieniem szaman.
-To my już pójdziemy,-powiedział Hakimu
-Nie ma takiej potrzeby,-odparła Matibabu,-Chodzcie. Może opowiedzieć wam historię?
Jasiri skinął głową, odpowiadając za wszystkie lwiątka. Zawsze było to coś ciekawszego, niż nudzenie się nad wodopojem.
Ruszyły za medyczką do jednego z kontów drzewa. Usiedli wygodnie, wpatrzeni w nią jak w obrazek. Kira siedziała pomiędzy bratem a Jicho. Koło syna Imani siedział jego brat. Za Hakimu ułożyła się wygodnie Kukaa obok brata. Jasiri i Nguvu wpatrywali się w Matibabu obok siebie.
Medyczka usiadła wygodnie. Przeniosła ogon na jedną ze ścian, na której dopiero teraz zobaczyli trzy lwice i dwa lwy.Jedna lwica była namalowana wyżej od reszty.
-Takiej historii pewnie jeszcze nie słyszeliście. Przedstawiam wam naszą pierwszą Lwią Gwardię.
-Co to?-spytał Hakimu,a reszta mu zawtórowała.
-Lwia Gwardia,-Matibabu spojrzała uważnie na lwiątka,-to drużyna stworzona z pięciu lwów: najsilniejszego,najodważniejszego,najszybszego,tego co ma najbystrzejszy wzrok, oraz lidera czyli najdzielniejszego. Lwia Gwardia ma obowiązek bronić harmonii w Kręgu Życia, są jak nasi dobrzy strażnicy.
Oczy Kiry zaświeciły się.
-Możesz nam opowiedzieć więcej?
-Oczywiście, księżniczko,-znów spojrzała na obrazki lwów,-To jak wspomniałam, nasza pierwsza Lwia Gwardia. Mia, liderka nie posiadała ryku przodków. Bora, była najszybsza. Bahati, jej brat, najsilniejszy. Koda, najodważniejszy ,a Shani miała najlepszy wzrok.
-Znam ich,-zastanowił się Jasiri,-przecież Bahati,Koda i Shani są z naszego stada. Podobnie jak Mia.
-Dokładnie,-przytaknęła Matibabu,-ale już nie są Lwią Gwardią. Gdy założyli rodziny, po prostu straż się rozpadła. Królowa Wise ,jeszcze wtedy nam władająca, nie sprzeciwiała się temu. Bo Mia nie miała ryku, który miał się narodzin dopiero pózniej. -po krótkiej pauzie dodała,- Bora odeszła na Rajską Ziemię, jest siostrę naszego króla, Kisu.
Mfalme i Kira wymienili spojrzenia. Ciocia Bora?! słyszeli o niej. Spojrzeli znów na medyczkę i Kira dostrzegła, że ta przygląda im się w zamyśleniu.
Lwiczka więc chrząknęła.
-Możesz opowiedzieć nam więcej?
-Oczywiście. Co powiecie na misje nazwaną jaskinia krokodyla?
-Tak!-ucieszyły się wszystkie i wsłuchały w opowieść.
***
Z pyska królowej nie schodził uśmiech, do momentu, w którym Zaza wylądowała przed nią. Gwałtownie się zatrzymała.
-Królowo dwoje krokodyli walczy o tytuł przywódcy. To dość.. brutalne. Poza tym ,musisz omówić z doradcami sprawę Igrzysk
-Igrzysk?-zdziwiła się Zunia
-Pózniej ci powiem, -Nora przejechała ogonem po jej policzku. Przytuliła siostrę.-Muszę wracać. Miło było.
-Wiem,-odpowiedziała księżniczka, ściskając mocniej siostrę.
Obie lwice się rozdzieliły.
Nora i Kisu musieli załatwić sprawy królestwa,
natomiast Zunia poszła spotkać się z przyjaciółkami.
Przechodząc obok pola treningowego, zauważyła Kilio II. Córka Shani ,trenowała właśnie lwiątka:w tym Lunę,Lea,Adele,Gizę i Nzuri.
Lwica wykonywała pewne ruchy, szybkie uniki i mocne/lekkie ataki. Nyeusi dobrze ją wyszkoliła. Lwiątka świetnie sobie radziły, widać było to na pierwszy wzrok. Chodz były mniej pewne w swoich ruchach.. czyżby przed większością rozciągała się nowa droga?
Zunia minęła ich. I tak tego się nie dowie. Dziś... był ostatni dzień.
Przyjaciółki czekały przy skałkach.
-Cześć! Chcecie iść na polowanie?
-Jeszcze się pytasz! Pewnie!-Maisha skoczyła na równe łapy,-To bycie dorosłą jest takieeee nudne!
-A myślałam, że zawsze tego chciałaś,-przewróciła oczami Zawadi
Hope uśmiechnęła się lekko, ale się nie odezwała. Zunia skrzywiła się. Zachęciła lwice by za nią poszły. Szybko szły we czwórkę, nawet nie oglądając się za siebie.
Dochodząc do polany, rozdzieliły się. Zunia przyciskając się bliżej do ziemi, szukała jakiejś ofiary. Kierowała się zapachem tak znajomym jak własna rodzina. Antylopa pasła się niczego nie świadoma, kiedy księżniczka przysiadła. Obnażyła kły, wystawiła pazury.
Po wypadku w dzieciństwie z zebrami, można było powiedzieć , że się boi. Ale nie.. Wise dobrze wyszkoliła Zunię i lwica nie miała powodów do strachu.
Była już przecież nastolatką. Łapy jej się wydłużyły, a ona sama wypiękniała. Stała się jeszcze pewniejsza siebie.
Tak właśnie podchodziła do swojej ofiary. Pewne, ciche kroki. Na szczęście, nie było wiatru. Wykonała szybki skok, zabiła stworzenie, antylopa padła martwa. Zunia uśmiechnęła się do siebie zadowolona.
W tej samej chwili, Maisha nadbiegła. Z jej pyska zwisały dwa góralki, które upuściła na zdobycz Zunii. Księżniczka westchnęła.
-Jesteś lwicą, naprawdę nie lubisz polować?
-Nie jest mi to potrzebne. Jestem lwicą walczącą,-odpowiedziała pewnie Maisha, nie przejmując się tym, że nigdy nie poluję. Albo że przynosi tylko góralki...
Honor córki Kamby jeszcze bardziej zepsuła Zawadi. Lwica nadbiegła w ich stronę ,ciągnąć za sobą także antylopę.
-Co powiecie? Była dość silna.
-Niezle, Zawadi. Idia jest z ciebie zadowolona,-to powiedziała Hope, która z ptakiem w pysku, podeszła do sióstr i księżniczki.
Gdy były we trójkę, przejrzały swoje łupy. Następnie przysiadły do posiłku. Były naprawdę głodne, bo antylopa Zawadi zniknęła w ciągu kilku minut .Resztę postanowiły zostawić w schowku pod Białą Skałą, gdzie trzymano jedzenie.
Idąc w stronę skały, Zunia niosła ptaka, a Zawadi góralki.Maisha i Hope szły koło siebie. Lwice milczały, dopóki jedzenie nie zostało odłożone .
Wtedy odezwała się Hope.
-Czy naprawdę musisz odchodzić? Nie możesz zostać?
Córki Arro spojrzały automatycznie na Zunię. Córka Wise zmieszała się. Nie sądziła, że o to zapytają. Wyprostowała się.
-Muszę. To mój obowiązek jako księżniczki Tęczowej Krainy.Muszę poznać moje stado, by nauczyć się nim przewodzić , gdy nadejdzie czas.
-I.. już nie wrócisz do nas?-spytała zatroskana Zawadi
Zunia skinęła głową.
Była nastolatką, rozpoczął się czas, kiedy miała opuścić Białą Ziemię. Ta droga się już zakończyła, teraz pora wypełniać obowiązki jak najlepiej. Zostać w przyszłości królową tęczowego stada. Poczuła ekscytacje , a nie strach. Czas dzieciństwa dobiegł końca..
-Będziemy tęsknić,-Maisha wstała, by przytulić księżniczkę. Zunia wtuliła się w jej futro, chłonąć zapach lwicy. Zawadi i Hope po chwili także ją przytuliły.
Ten moment mógł trwać dłużej, ale niestety.
Idia zawołała Zawadi by dołączyła do grupy łowieckiej, Maisha musiała iść na trening z Nyeusi, a Hope spotkać się z mamą.
Zunia westchnęła. To nie był jeszcze koniec dnia. Nastolatka musiała dojść jeszcze do kotliny. Przyspieszyła kroków.
W kotlinie ćwiczyły młode gepardy, niekiedy potykając się o własne długie łapy. Zunia usiadła, by ich poobserwować. Ktoś na nią wskoczył, przyciskając do ziemi. Zunia wyrwała się i z gniewem spojrzała na "tego kogoś". Jej wzrok złagodniał, gdy dostrzegła kto to.
Młoda gepardka uśmiechała się do niej. Była chuda, co oznaczało, że także szybka. Do tego promieniała optymizmem.
-Myślałam, że już nie przyjdziesz.
-Miko, dobrze wiesz, że obowiązki.-powiedziała księżniczka
-Tak wiem,-Miko westchnęła,-ale widziałyśmy się ostatni raz jako lwiątka.Przy zabawie w chowanego.
Zunii zrobiło się nagle przykro, że tak opuszczała przyjaciółkę. Nawet z córkami Kamby tak często się nie spotykała. Czy właściwie można było mówić, że ma przyjaciół?
-Miko, bardzo cię przepraszam. Co powiesz, byśmy nadrobiły? Mamy jeszcze cały dzień,-wypowiadając ostatnie zdanie na szybko spojrzała na niebieskie niebo, nim znów na koleżanke.
W oczach Miko coś błysnęło.
-Z przyjemnością.-podeszła bliżej i dotknęła łapką jej boku.-Berek!
Nigdy nie biegła zbyt szybko, by Zunia mogła ją dogonić. Gepardzica poderwała się z miejsca, uciekając. Natomiast Zunia stała chwile w miejscu , puki nie rzuciła się za nią.
***
W głównej jaskini stada białoziemców ,toczyła się poważna dyskusja. Tak więc, większość lwów uciekła ,lub przysłuchiwała się w ciszy i strachu, słowom rzucanym. Wise stała prosto, z nieocenionym wyrażem pyska. Taje jeżyła futro, podobnie jak Nyeusi. Dzieci dawnej królowej, oprócz Nory, która musiała załatwić sprawy królestwa, wpatrywały się w nią z prośbą. Mto, Idia, Kora siedzieli cicho w końcie .
Wise westchnęła gorzko.
-Taje, nie zmienię zdania. Naprawdę mi przykro.
-Przykro? Ty..ty.. chcesz nas zostawić! Zostawić Białą Ziemię i wszystko, co było dla ciebie domem!
***
Tym czasem ,lwiątka dalej bawiły się nad wodopojem. Nie przejmowały się innymi zwierzętami, gdy pływały, albo gdy bawiły się w berka. Chowanego, zapasy, gra w piłkę, królestwo.. wszystko co tylko zdołały wymyślić.
Trzeba było jednak przyznać , że w końcu i im skączyły się pomysłu. Lwiątka leżały teraz na płaskiej skale, obserwując rozmawiające niedaleko lwice. Kambę, Imani, Amarę.. Wreście Kira westchnęła rozgoryczona.
-Mam dość. Chodzcie.
-Do kąd idziesz?-spytał Mfalme. Zeskoczył ,by do niej dołączyć.
Jicho i Hakimu rzucili sobie spojrzenia, ale widząc jak Jasiri ,Kukaa i Nguvu się podnoszą, poszli w ich ślady.
-Do baobabu. Możemy zrobić wyścig, a przynajmniej nie będziemy siedzieć w jednym miejscu jak starsi!
-To jest plan,-przytaknęła Kukaa.
Podbiegła do Kiry i ją przytuliła. Lwiczka odwzajemniła gest. Chyba znalazła przyjaciółkę..
-Dobra, a co z dorosłymi?-spytał Jicho, wskazując ogonem lwice, które teraz wpatrywały się zaciekawione w lwiątka.Przyciszył głos,-Jak je ominiemy, żeby nas nie zauważyły?
-Yyyy.. jakieś pomysły?-spytała Kira,-Mfalme?
-Nie mam pomysłu,-wzruszył ramionami
-Ani ja,-Nguvu westchnął
-Ja chyba mam,-ucieszył się Jasiri, -możemy zakraść się za nimi, by nas nie czuły przez wiatr i szybko wbiec w gęstą trawę.
-Dobry pomysł,-skinęła głową Kukaa,-ale co jeśli zauważą że nas nie ma.
-Możemy głośno się bawić na początku, żeby nic nie podejrzewały. A jak skupią się na sobie, to...-Mfalme przyłączył się do dyskusji.
Kira skinęła głową ,podobnie jak reszta.
Od razu wdrożyli plan w życie.
Zaczęli się bawić blisko jednego z drzew w berka, królestwa, aż wkońcu w chowanego. Wtedy dopiero lwice przeniosły głośną dyskusję.
Lwiątka wykorzystując moment, wykonały plan w całości i niewiele czasu pózniej, biegły już w stronę baobabu.
Był to swego rodzaju wyścig, na którego czele królowała Kukaa. Lwiczka była szczupła i mała, to pozwalało jej mieć zadziwiającą jak na ten wiek prędkość. Za nią biegli Kira,Jicho,Nguvu i Jasiri. Mfalme wkrótce zrównał się z nimi. Hakimu był na samym końcu.
Gdy dotarli do drzewa baobabu, Jasiri zaproponował odważnie, żeby się na nie wspieli.Hakimu był chętny do tego pomysłu. Razem z synem Amary, wspinali się jako pierwsi. Jasiri nie czuł strachu, a Hakimu chciał przeżyć przygodę.
Nguvu pomógł podciągnąć się na drzewie Kukaa oraz Kirze, a Mfalme zaraz po nim wspiął się na drzewo, małymi pazurkami wczepiając się jego grubej kory.
Jicho odwrócił się i czujnym wzrokiem spojrzał daleko za horyzont. Następnie dołączył do przyjaciół.
Żadne z lwiątek nigdy jeszcze nie było w baobabie, tak więc zaciekawione przyglądały się leczniczym miksturą i liścią ogromnym do medytacji , a także owocach baobabu. Dopiero, gdy dostrzegły obrazki na ścianach, zaciekawiły się tym znaleziskiem.
Obrazki namalowane różnymi farbami, na pewno przedstawiały lwy. Nad niektórymi zaznaczone były pręgi. Mfalme szybko domyślił się odpowiedzi.
-To nasze rodziny! Patrz, Kira-spojrzał na siostrę,-To mama i tata!
-Oraz babcia
Od obrazkiem z Wise namalowani zostali Nora, Lajla Nyota, Ndoto, Huru i Zunia Lila. Koło Wise pokazana była Maji z Shani pod spodem i ciagnęło się dalej. Z Norą u boku stał Kisu, a pod nimi...
-To my!-ucieszył się Mfalme. Kira uśmiechnęła się szeroko.
-To drzewo genealogiczne,-pokiwał głową Jicho, przyglądając się własnemu obrazkowi.
Nguvu, Jasiri i Kukaa także zaciekawili się tematem, nie mówiąc już o Hakimu, który przysiadł obok brata.
Wystraszyły się na dzwięk kroków. Do baobabu weszła szara lwica i od razu czujnie na nie spojrzała. Lwiątka cofnęły się o kilka kroków, tak ,że Kukaa wylała czerwoną farbę z owocu , która okryła jej łapkę. Jasiri i Kira , wyszli na przeciw lwicy, jeżąc futro.
Matibabu nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy Hakimu i Nguvu do nich dołączyli.
-Spokojnie, kochani. Ja dobra.
-Kto ty?-spytał Mfalme
-Jestem Matibabu, medyczka Białej Ziemi. A to Rafa,-ogon wskazała mandryla, który wyskoczył z nikąd ,by stanąć koło niej. Oboje uśmiechali się.
Lwiątka wyluzowały.
-Przepraszamy,-powiedział Mfalme
-Nic się nie stało, ostrożność to ważna cecha,-powiedziała szara medyczka
-Co tutaj robicie? Coś wam dolega?-spytał Rafa, przyglądając się łapce Kukii.
Lwiczka zaśmiała się.
-To tylko farba,-dodała ciszej
Rafa skinął głową. Nguvu odpowiedział za wszystkich.
-Nudziło nam się.
-Rozumiem. Zapewniam cię, że to miejsce jest nie tylko dla tych co cierpią na urazy, czy dla rysunków,-odpowiedział z rozbawieniem szaman.
-To my już pójdziemy,-powiedział Hakimu
-Nie ma takiej potrzeby,-odparła Matibabu,-Chodzcie. Może opowiedzieć wam historię?
Jasiri skinął głową, odpowiadając za wszystkie lwiątka. Zawsze było to coś ciekawszego, niż nudzenie się nad wodopojem.
Ruszyły za medyczką do jednego z kontów drzewa. Usiedli wygodnie, wpatrzeni w nią jak w obrazek. Kira siedziała pomiędzy bratem a Jicho. Koło syna Imani siedział jego brat. Za Hakimu ułożyła się wygodnie Kukaa obok brata. Jasiri i Nguvu wpatrywali się w Matibabu obok siebie.
Medyczka usiadła wygodnie. Przeniosła ogon na jedną ze ścian, na której dopiero teraz zobaczyli trzy lwice i dwa lwy.Jedna lwica była namalowana wyżej od reszty.
-Takiej historii pewnie jeszcze nie słyszeliście. Przedstawiam wam naszą pierwszą Lwią Gwardię.
-Co to?-spytał Hakimu,a reszta mu zawtórowała.
-Lwia Gwardia,-Matibabu spojrzała uważnie na lwiątka,-to drużyna stworzona z pięciu lwów: najsilniejszego,najodważniejszego,najszybszego,tego co ma najbystrzejszy wzrok, oraz lidera czyli najdzielniejszego. Lwia Gwardia ma obowiązek bronić harmonii w Kręgu Życia, są jak nasi dobrzy strażnicy.
Oczy Kiry zaświeciły się.
-Możesz nam opowiedzieć więcej?
-Oczywiście, księżniczko,-znów spojrzała na obrazki lwów,-To jak wspomniałam, nasza pierwsza Lwia Gwardia. Mia, liderka nie posiadała ryku przodków. Bora, była najszybsza. Bahati, jej brat, najsilniejszy. Koda, najodważniejszy ,a Shani miała najlepszy wzrok.
-Znam ich,-zastanowił się Jasiri,-przecież Bahati,Koda i Shani są z naszego stada. Podobnie jak Mia.
-Dokładnie,-przytaknęła Matibabu,-ale już nie są Lwią Gwardią. Gdy założyli rodziny, po prostu straż się rozpadła. Królowa Wise ,jeszcze wtedy nam władająca, nie sprzeciwiała się temu. Bo Mia nie miała ryku, który miał się narodzin dopiero pózniej. -po krótkiej pauzie dodała,- Bora odeszła na Rajską Ziemię, jest siostrę naszego króla, Kisu.
Mfalme i Kira wymienili spojrzenia. Ciocia Bora?! słyszeli o niej. Spojrzeli znów na medyczkę i Kira dostrzegła, że ta przygląda im się w zamyśleniu.
Lwiczka więc chrząknęła.
-Możesz opowiedzieć nam więcej?
-Oczywiście. Co powiecie na misje nazwaną jaskinia krokodyla?
-Tak!-ucieszyły się wszystkie i wsłuchały w opowieść.
***
Wise
- Taje.. -próbowałam ją przytulić, ale się wyrwała. Spojrzała na mnie z głębokim żalem, że złapało mnie to za serce.-I tak już przeciągnęłam mój pobyt tutaj. Zunia musi nauczyć się jak przewodzić Tęczową Krainą, a ja nie chce jej zostawiać z tym samej. Kion już nas zapowiedział.
-Wise, to Tęczowa Kraina, przez nich tyle wycierpiałaś,-odezwała się pewnie Nyeusi
-Wiem, teraz jednak idę tam jako żona króla i już się nie dam tak traktować,-wyprostowałam się,-Poza tym, nie zamieszkam tam na stałe. Biała Ziemia to mój dom i naprawdę nie chce jej zostawiać. Wrócę, gdy tylko moja córka zostanie władczynią i nie będzie mnie potrzebować.
-Ale.. to tyle czasu..- w oczach Taje błysnęły łzy
Nie dziwiłam jej się. Mi też zbierało się na płacz. Nigdy się z nimi nie rozstawałam na tak długo, a już zwłaszcza z Białą Ziemią. To jest mój dom, ziemia którą stworzyłam i której zostałam zapamiętana, ale Zunia nie mogła zostać sama na obcej ziemi, skoro gdy kiedyś tu wrócę, wraz z Kionem, ona będzie musiała przewodzić tęczowoziemcami bez niczyjej łapy . Już dawno powinnam była tą decyzję podjąć. Dla dobra mojej córeczki.
-Wybaczcie mi, ale nie zmienię zdania.
-A co z nami?-odezwała się cichutko Lajla
Spojrzałam na moją córkę. Wydawała się teraz taka mała. Ndoto nie patrzył mi w oczy, gdy do nich podeszłam. Oboje z całą miłością przytuliłam.
-Dzieci, jesteście dorosłe. Macie rodziny. Przepraszam, -spojrzałam na resztę stada,-Wiem, że zostawiam Białą Ziemię w dobrych łapach. Nic wam się nie stanie.
Kisu wszedł do jaskini i stanął obok Ndoto. Czerwonogrzywy dopiero wtedy na mnie spojrzał. Westchnął.
-Nie mogę cię winić. Zunia nie może być sama , bez matki.
-My także,-załkała Lajla
Ndoto objął ją.
-Ale my mamy siebie, siostra.
Byłam dumna za jego odpowiedzialność. Lajla, widząc tą pewność siebie u brata, także doznała spokoju. Westchnęła i ponownie mnie przytuliła. Polizałam oboje w policzki.
-Będę tęsknić.
-My też.
Skinęłam Kisu głową i ponownie spojrzał po stadzie. W ich oczach lśnił strach. Miałam nadzieję ,że zrozumieją.
Gdy spojrzałam na Nyeusi i Taje , widziałam ,że obie nad czymś myślą. Taje wyszła na przód.
-Wise, jesteśmy przyjaciółkami, nie myśl, że pozwolę ci zostać sama.
-Wiem, dlatego liczę ,że ruszysz ze mną,-skinęłam jej głową,-ale oczywiście, nie mówię, że musisz..
-Żartujesz? Oczywiście, że idę,-szybko mnie objęła, by następnie podejść do swojej rodziny.
Kora i Idia wpatrywały się w nią z niedowierzaniem. Także nie chciały jej zostawiać. One jednak były uziemione i nie mogły tak po prostu przestać wykonywać swoje obowiązki. Zwłaszcza Idia, główna lwica polująca.
-Ja też idę,-Nyeusi spojrzała na mnie pewnie,-Pomogę ci bronić się.
-Nie, Nyeusi,- ku mojemu zdziwieniu, to Mto odezwał się pierwszy. Nie bał się gniewu czarnej lwicy, bo stanął przed nią pewnie,-Kilio musi mieć mentorkę, jest za młoda by objąć pozycję. Musi się wszystkiego uważnie nauczyć. A Teo, jest gotowy by zająć moje miejsce.
Teo stał akurat w tłumie z Ukaidi i wydał się zaskoczony. Mto skinął mi głową. -Ja bym chciał ruszyć z tobą Wise i z moją partnerką.
Taje podbiegła by go przytulić. Nyeusi spojrzała na mnie, skinęła głową i obie się przytuliłyśmy.
Sprawa została zakończona, chodz była gorzka.
***
Niewiele czasu pózniej, większość stada już spała, a jeszcze inna część dojadała kolację. Zunia rozmawiała z rodzeństwem pogodnie, a ja tuliłam się do przyjaciół, kiedy do jaskini weszła Nora. Przytuliła się do partnera. Podeszłam do niej.
-Norciu..
-Nie martw się mamo, ja rozumiem,-uśmiechnęła się smutno
Przytuliłam ją.Polizałam w policzek.
-Zostawiam Białą Ziemię w dobrych łapach
W jej oczach mignęła duma. Ja także ją czułam, gdy widziałam, jak całą piątka moich dzieci dorosła i odnalazłą własne ścieżki. Przytuliłam jeszcze raz córkę, nim wróciłam do rozmowy z przyjaciółmi.
Do jaskini weszła Imani, Amara i Kamba. Brązowa lwica podeszła do mnie. Myślałam, że chce się pożegnać. Wcześniej, gdy się o tym dowiedziała, była załamana i nie rozumiała tej decyzji. Teraz jednak, w jej oczach błyszczało co innego.
-Nie możemy znalezć lwiątek,-powiedziała do nas wszystkich.-Kukii,Jasiriego,Nguvu,Hakimu,Jicho i królewskich dzieci Kiry i Mfalme.
Strach ścisnął moje serce. Czwórka moich wnuków. Widziałam, że Kamba także jest zatroskana. Spojrzał na nią szybko, nim przeniosłam wzrok na Norę, której to wszystko wyznała Imani. Byłam zaskoczona jej spokojem. Amara płakała wtulona w Chakę, ale ona pewnie donosiła o wszystkim królowej.
-Imani jest dzielna,-szepnęła mi Kamba,-mówi, że strach nie pomoże w odnalezieniu jej dzieci.
-Imani jest dzielna,-szepnęła mi Kamba,-mówi, że strach nie pomoże w odnalezieniu jej dzieci.
Musiałam przyznać lwicy rację.
Samą mnie dopadały złe myśli. Zostały porwane. Sawa , któremu udało się uciec , na pewno chciał ich wykorzystać do podłych celów. Do szantażu. Ale.. dlaczego ich a nie własną wnuczkę? Byłam bardzo zaciekawiona, czy słyszał o narodzinach dzieci Nory.
A może były to hieny, szakale.. inne stworzenia które chciały zapolować.Co jeśli utonęli, lub zapuścilis się na inne niebezpieczne tereny?
Coraz więcej złych myśli ,przychodziło do mnie, gdy Nora ogłosiła:
-Podzielimy się na kilka grup..- spojrzałam na nią. Widziałam w jej oczach układające się łzy. Kisu stał pewnie, ale też się martwił .Ich lwiatka były takie małe.-Nie ma co panikować, pewnie zabłądziły. Lepiej byśmy je odnalazły. Ndoto,Imani,Chako,Kambo,Teo wy sprawdzicie okolice graniczne, Ja i Kisu skałki, Kilio,Hodari was poproszę o sprawdzenie miejsca przy wodopoju, Miejsce Płomieni I Miejsce Skał zostawimy na pózniej. Lajlo, pójdziesz koło baobabu, Mto,Taje, mamo zostaniecie gdyby wrócili. Cała reszta szukać na sawannie, oprócz Hope ,która musi pilnować lwiątek i Amary.
Stan lwicy pewnie by na to nie pozwolił. Hope skinęła ,tak jak ja głową. Obie wpatrywałyśmy się , jak stado wychodzi z jaskini.
***
Lajla
Poszukiwania trwały naprawdę długo. W oczach siostry widziałam strach o własne potomstwo. Czy było tak samo z nami, gdy matka nas szukała? Czy to właśnie czuła Bora? Czy ja bym to czuła, gdyby Hodari i Lara nie wrócili? Zapewne tak...
Dlatego szukałam. Tak jak cała reszta.
Przedzierałam kolejne zakątki Białej Ziemi, nawołując imiona lwiątek i węsząc za nimi. Granat przykrył niebo i z uśmiechem spojrzałam na gwiazdy, migoczące w niebie.
Tato, gdzie oni są?
Puściłam się biegiem, by wszystko poszło mi szybciej. Czułam wiatr buchający mi w pysk przyjemnie ,chłodno.
Na horyzoncie widzę kilka małych kształtów. Czy to... Tak, to muszą być oni!
Lwiątka także mnie dostrzegły, bo wpadły w moje łapy.
-Gdzie byliście?
-Ciociu, w baobabie,-odpowiedział mi Mfalme,- przepraszamy, trochę się zasiedzieliśmy.
-Przepraszać będziecie resztę. Wszyscy was szukają
Na te słowa ,lwiątka podkuliły po sobie uszy. Ruszyły za doradczynią królowej. Nie sądziły,że zmartwią swoje rodziny.
Kira, szła nieobecna jako ostatnia, rozmyślała nad czymś bardzo uważnie. Jej wzrok przykuło coś na niebie.Spojrzała na migające złote punkciki.
-Ciociu Lajlo, co to jest?
Także spojrzałam na górę.
-To gwiazdy.
Nie powiedziałam nic więcej. Uznałam, że to Nora powinna im o wszystkim opowiedzieć ,chodz lubiłam ten temat.
Dalej szliśmy w stronę Białej Skały. Wszyscy ucieszą się na widok "zaginionych" dzieciaków. Ta noc będzie jednak długa.
Cześć. Mam nadzieję ,że rozdział się spodobał. Miałam na niego wenę ,więc pisałam go dwa dni. Pragnę go dedykować Kosiarz-01 . Co do samego rozdziału, macie pytanka:
1. Kto z lwiątek stał się waszym ulubieńcem teraz, kiedy znacie ich charaktery?
2.Będziecie tęsknić za Wise, jak odejdzie?
W rozdziale ukryłam wam wiele wskazówek.
Do następnego. Pozdrawiam :)
Nie powiedziałam nic więcej. Uznałam, że to Nora powinna im o wszystkim opowiedzieć ,chodz lubiłam ten temat.
Dalej szliśmy w stronę Białej Skały. Wszyscy ucieszą się na widok "zaginionych" dzieciaków. Ta noc będzie jednak długa.
Cześć. Mam nadzieję ,że rozdział się spodobał. Miałam na niego wenę ,więc pisałam go dwa dni. Pragnę go dedykować Kosiarz-01 . Co do samego rozdziału, macie pytanka:
1. Kto z lwiątek stał się waszym ulubieńcem teraz, kiedy znacie ich charaktery?
2.Będziecie tęsknić za Wise, jak odejdzie?
W rozdziale ukryłam wam wiele wskazówek.
Do następnego. Pozdrawiam :)