niedziela, 27 maja 2018

Rozdział 97

-Jak to twoja?-obeszłam go do okoła.Lew nawet nie drgnął.-Kim w ogóle jesteś?
-Msimu.
-Tylko to i wiem,-warknęłam,-chodziło mi, skąd pochodzisz?
Msimu przełknął głośno ślinę.To wszystko zdradzało.Zjeżyłam sierść.-Wyrzutek.
-To nie tak,królowo.Ja..jestem tylko ich synem,sam...
-...sam nic złego nie zrobiłeś,-dokończyłam,-Każdy tak mawia,ale nie zawsze dotrzymuje swoich postanowień.-zmarszczyłam brwi,-Kogo jesteś synem?
-H-hasiry i Sawy.
Nie wiem dlaczego-może przez to ,że była moim śmiertelnym wrogiem.Rzuciłam się na lwa i mocno przycisnęłam go do ziemi.Warknęłam:
-Czego tutaj szukasz?! Matka cię przysłała,to przekaż jej lepiej,że Biała Ziemia nie raz ją pokona.
-Królowo...-wydukał,-nigdy nie byłem jak oni.Ja naprawdę kocham Lajlę!
-Wise!
Odwróciłam się.W moją stronę szła Kamba.Zeszłam z białego.
-O co chodzi?
-Lajla urodziła kolejne młode.Chce,byś do niej przyszła.
Spojrzałam jeszcze raz na lwa.
-Dobrze.Ale go zabierzcie na Białą Skałę i pilnujcie,-przeniosłam wzrok na lwiątko,-zajmij się moją wnuczką,Kamba.
Puściłam się biegiem w stronę jaskini Matibabu.

Dotarłam akurat na czas.Matibabu wyszła mnie powitać.Przed jaskinią czekało większość zaciekawionego stada.Przytuliłam medyczkę.
-Co się stało Matibabu? Czy Lajla naprawdę urodziła?
Matibabu się uśmiechnęła.
-Tak ,syna.Chodź...-zawahała się.
-No mów,-ponagliłam
-Lajla urodziła przed wcześnie.Przynieście mi później lwiczkę,obejrzę ,czy nic jej nie jest.Lajla prawie nie umarła przez tą ciążę.
Oczy mi się zaszkliły.
-Ale nic jej nie jest?
Matibabu skinęła głową.
-Tylko jej synek...będzie mieć problem z oddychaniem.Biedak.-dodała,-możesz wejść.
Przekroczyłam próg jaskini pełna obaw.Nie rozumiałam,czemu Lajla uciekła.Bała się mnie? Nigdy nie byłam złą matką,za wszelką cenę starałam się chronić najbliższe mi osoby.Było mi smutno,że mi nie zaufała.

Nora,pochylała się nad Lajlą,delikatnie liząc ją w czoło.Lajla,leżała na baku,a niewielkie lwiątko piło mleko.Gdy mnie dostrzegła,złapała je jednak ,by włożyć sobie w łapy.Podeszłam bliżej.
-Córeczko..
-Mamo,to ..mój syn,-polizała lwiątko w łapach.
Zdębiałam.Lwiątko miało czystą czarną sierść,jedynie z białymi gdzie niegdzie miejscami.Oczy połyskiwały na zielono.Westchnęłam.
-Podobny do Hasiry..-zmarszczyłam brwi,-Lajla,coś ty myślała,zadając się z wyrzutkiem?
-Kocham go mamo.Wybaczcie,-spojrzała na Norę,-że wam nie powiedziałam.Ale proszę,pozwólcie mu zostać w stadzie.Zrobił tyle,że udowodnił,że na nie zasługuję.
Nora skinęła głową.
-Jak dla mnie może zostać.Ważne,byś była szczęśliwa ,a my bezpieczni..-dodała,-poza tym,Hasira wybuchcie gniewem gdy..
-Nora..wroga pokonuje się nie sadysfakcją nad jego dziećmi,-mówiłam ,marszcząc brwi,-a tym,że okazało się jego słabość.
-Nie rozumiem
Polizałam ją po głowie.
-Pewnego dnia zrozumiesz.
Następnie uczyniłam to samo z Lajlą i małym lewkiem.
-Cieszę się,że wróciłaś,-szepnęłam,-jak go nazwiesz?
Lajla zamyśliła się,nim z szerokim uśmiechem,odparła.
-Hodari*
Szczęśliwa mama
*
Lajla

Podbiegłam do Msimu.Lew mocno mnie przytulił.
-Witaj w stadzie,-szepnęłam.Nora weszła zaraz za mną,położyła delikatnie Hodari'ego na trawiastym posłaniu.Obok leżała także moja córeczka.Nora uśmiechnęła się.
-Gratuluję lwiątek.
-Pewnego dnia siostrzyczko,ty też ich doczekasz,-zapewniłam.
Nora opuściła jaskinię.Zapewne poszła porozmawiać z Kisu.Teraz rozumiem,że moje miejsce jest na Białej Ziemi,u boku rodziny i przyjaciół.
Podeszłam do lwiątek wraz z partnerem.
-Wciąż nie mogę uwierzyć,moje marzenia się spełniły,-wyszeptał biały.
Oczy mi się zamgliły.
-Tak mogliśmy postąpić od razu,może nasz syn...-spojrzałam na własne łapy,-mógły umrzeć i ja przy okazji..
-Hej,-podniusł mój pyszczek i lekko musnął,-Już będzie wszystko dobrze.Jesteśmy razem.-Spojrzał na naszą córeczkę,-Musimy ją jakoś nazwać.
-Co powiesz na ...Lea?-zaproponowałam
-A może Luna?-uniusł jedną brew
Przewróciłam oczami.
-Pójdźmy na kompromis...
-Lara!-do jaskini wbiegła Mady.Pochyliła się nad moimi lwiątkami.-Są piękne!
-Co powiedziałaś?-spytał Msimu,-to pierwsze..
-Lara,tak wołam na coś co mnie cieszy,ekscytuję,albo gdy za długo gadam...-zaśmiała się.
Skinęłam głową.
-Podoba mi się.Niech będzie Lara*
-Hodari i Lara,świetnie,-uśmiechnął się Msimu.
-Mama mówiła,że ceremonia za dwa dni,zostaną uznane za dzieci królewskie,tak jak Wakati,-szepnęłam,-a przynajmniej do czasu,puki moja matka będzie władać.
-Oby jak najdłużej,-polizał mnie po policzku.

Hodari i Lara
*
Hasira

-Co!-krzyknęłam.Uderzyłam w twarz wychudzoną lwicę,która  przyniosła mi nieciekawe informacje.Jak wogóle śmiała.Wskoczyłam na nią i ugryzłam mocno z łapę.Pisnęła z bólu.
-Przepraszam pani...ale to prawda.
Sawa wszedł do jaskini.
-Może ją puścisz?
-Nie mów mi co mam robić!
-Ale druga także potwierdziła,-zmarszczył brwi,-i się nie dziwię,że Msimu odszedł.Zawsze był głupi.
Lwica szybko uciekła,kiedy z niej zeszłam.Warknęłam:
-To mój syn ,moja krew.Wiem,że ma jakiś plan.
-Nie działałby sam,-wzruszył ramionami Sawa,-poza tym,przypominam ci,że od urodzenia  miał białą sierść,co jest bardzo dziwne.-uniusł do góry brew,-no chyba że mnie zdradziłaś.
-Nie zrobiłam tego,ale gwarantuję,że zaraz to zrobię,jeśli za pięć sekund nie wezwiesz stada!-warknęłam jadowicie.
Sawa cofnął się przerażony.
-Co chcesz zrobić?
-Wise gra w złą grę.Ona zabrała mi syna..ja zabiorę jej synów,-zaśmiałam się chytrze.Plan zrealizuje nie długo i podbiję Białą Ziemię! Chodź bardziej,zależy mi na śmierci jej i jej dzieci.Zemsta na niej i Moto..
*
Miesiąc później

Dni minęły szybko dla Białoziemców.Wise uwielbiała codzienne zabawy z wnukami.Lajla i Aishi świetnie sprawdzały się w roli mam,a Msimu i Huru w roli ojców.Dni mijały spokojnie,co niepokoiło większość mieszkańców,a inną część radowała.Shani,starała się jak najwięcej czasu poświęcać dziecią,podobnie jak Idia i Kora.Idia często zabierała córkę na polowania,sama wkońcu była główną dowodzącą.
Nyeusi minęła tłum lwic,rozmawiających w najlepsze blisko skałek.Nie znosiła,gdy miały wolne i tłoczyły się jak cielęta.Nim jednak zdołała wdrapać się na Białą Skałę,jej wzrok skierował się na niedaleko bawiące lwiątka.
Kilio II wskoczyła na synka Lajli i leciutko powaliła go na ziemię.Lewek zaśmiał się.Był mniejszy niż towarzyszka,bo młodszy.Hodariemu,pomimo kłopotów z oddychaniem,udawało się być najsilniejszym z samczyków (obok Wakatiego).Miał też niewonpliwy spryt.Przeszkadzało mu jednak to,że nie mógł zbyt szybko biegać.
Nyeusi zmarszczyła brwi.Kilio i Hodari byli wybuchową mieszanką.Mieli uszczypliwe poczucie humoru.Nyeusi podeszła bliżej nich.
-Cześć.
-Dzień dobry,-przywitały się grzecznie lwiątka.
-Kilio,masz może ochotę na króciutki trening z walki? Oczywiście łatwy.
Kilio zmarszczyła brwi.
-Uwielbiam wyzwania!
-Będziesz kiedyś świetną przywódczynią lwic walczących,-rzuciła Nyeusi,-tylko spytaj mamy ,czy możesz że mną iść.
-Ja też mogę?-zaptał Hodari.
-Przykro mi,ale jesteś jeszcze zbyt młody,masz dopiero miesiąc.Może innym razem,co?
-Nie obrażaj się,tylko ruszaj tą słoniową dupę,-rzuciła Kilio.Lwiczka odbiegła,by spytać Shani o zgodę,a gdy lwica się zgodziła,Kilio i Nyeusi udały się na niewielką łąkę.Ćwiczyły tam głównie doskoki i odskoki.

Hodari wolał udać się do jaskini.Nie mógł jeszcze nawet iść do wodopoju,chyba ze z rodzicami lub Kambą.Marzył,by być już dużym!
Wszedł w łapy Lajli.Miał ochotę się zdżemnąć.Kusił go jednak ogon siostry niedaleko,więc go ugryzł.
-Ał!-Lara spojrzała na niego z gniewem,po czym się zaśmiała,-baldo(bardzo) świeczne(śmieszne).
-A rzebyś(żebyś) wiedziała!
Rodzeństwo,bardzo się lubiło.Hodari zwykle spędzał czas i z siostrą i z przyjaciółką,Kilio.Wskoczył na białą lwiczkę i wyślizgneli się,goniąc po całej jaskini.Lara uwielbiała zabawy z bratem i nie mogła się doczekać,aż wyruszą na pierwszą samodzielną wyprawę.A może..nie musieli czekać.Zatrzymała braciszka i pochyliła się do szeptu.
-Mam pomysł,chodź,pójdziemy do granicy.
-To świetny pomysł,odważny,-wysapał czarny.
Lajla,która jako jedyna z dorosłych lwic została w jaskini,przeniosła uwagę na dzieci.
-Co jest maluchy?
-Nic!-krzyknęły równocześnie.
Lajla usiadła.
-Dzisiaj z tatą zabierzemy was pod gwiazdy.CO w na to?
Lwiątka zgodnie pokiwały głowami,z entuzjazmem.


Huru i Aishi wyszli z synem na spacer.Wakati długo nalegał żeby poszła z nimi jego przyjaciółka.Zgodzili się.Teraz biały lewek ganiał wraz z Mady.Lwiczka była dla niego jak siostra,a on pragnął rodzeństwa.Bawili się długo ,ganiając za sobą.Zatrzymali się dopiero wtedy,kiedy przed sobą zauważyli,idących także na spacer Borę,Barafu i ich córki.Aishi i Huru podeszli porozmawiać z dorosłymi lwami.Natomiast Wakati i Mady,podbiegli do sióstr.Sun i Rihaya,bardzo się kochały,były przykładnymi ,pomagającymi i uśmiechniętymi lwiczkami.Sun wyprostowała się dumnie.
-Nauczyłam się nowych zwrotów:Zła Ziemia!
-Nieźle.Chodź sama wyglądasz jak ziemia,taka brudna,-rzuciła Mady.
Sun rzuciła się na nią i obie ze śmiechem,turlały się.Rihaya i Wakati przyłączyli się do zabawy.Skączyła się jednak szybko,kiedy Huru i Aishi zaczęli iść dalej.Mady i Wakati pożegnali się,pobiegli za opiekunami.
-Chodźcie tu ,moje księżniczki!-zawołał Barafu.Córeczki przytuliły się do niego z radością.Bora zaśmiała się cicho.
-Widać,musicie iść razem na oglądanie gwiazd.
-O nie,moja panno,-Barafu uniusł jedną brew,-nie wykręcisz się.
-Tu mnie masz,-Bora przewróciła oczami.Polizała każdą z córek osobno po główce,nim poszła dalej z rodziną w stronę wodopoju.
*
-Jesteś już dorosła,-powiedziała z czułością Wise.
-Jeszcze młoda dorosła,-upomniała Nora,-proszę,nie przekazuj mi tak nagle królestwa.
Wise skinęła głową.Nora z uśmiechem podeszła do Kisu i oboje wybrali się na miły spacer.Wise obserwując ją ,zdała sobie sprawę,że lata uciekają,a ona sama wkrótce odejdzie jako gwiazda.Cieszyła się szczęściem dzieci i tym,że dobrze je wychowała.Zeszła z Białej Skały.

Tym czasem,Lara i Hodari,zjedli grzecznie posiłek i czekali,aż rodzice zasną popołudniową dżemką.Kiedy tak się stało,wybiegli cicho z jaskini.Skierowały się w stronę granicy.Nie mieli dobrego orientu w terenie,do tego szybko się zmęczyły i zgłodniały.Hodari usiadł.
-Jesteś pewna,że idziśmy(idziemy) w dobrym kiehunku(kierunku)
-Tak,-odparła na to lwiczka,-patrz! woda!
Dzieci Lajli podbiegły do wodopoju.Napiły się szybko chłodnej wody,ale widząc,że ktoś nadchodzi,kontynuowały swoją wędrówkę.
Udało im się w długim,długim czasie,pełnym zmęczenia,dojść do granicy.Lara i Hodari z zaciekawieniem przeglądali każdy odcinek.Usiedli.
-Trochę strasznie..
-Nie marudź,-powiedział brat,-ważne,że tak żyją inne lwy,wyrzutki!
-Ważne?
-No..będzie zabawa! Przegonimy je!-syknął udając walkę.Lara skinęła głową.Przegonią je.
Postawili kilka kroków poza linią graniczną,opuszczając białe królestwo.
Wtedy na ich drodze wyrosła lwica.Jej futro mieniło się ciemnozłoto.Uniosła do góry jedną brew.Lwiątka cofnęły się przerażone.Hodari zasłonił siostrę,wystawił pazurki.
-Coś za jehna(jedna)?
Lwica zaśmiała się.
-Chyba powinnam spytać o to samo.Jesteście z Białej Ziemi? Kogo jesteście dziećmi?
-Lajli,-szepnęła lwiczka.
Lwica uśmiechnęła się.
-Znam Lajlę.Księzniczka Lara i Książę Hodari,jak mniemam.Jesteście za małe,by się tu kręcić.Chodźcie,odprowadzę was.
Pchnęła lwiątka,a te bez wahania poszły na przód.

Kiedy dotarły do Białej Skały (chodź lwica musiała je wcześniej nieść na grzbiecie) z ulgą stwierdziły,że Lajla ich nie szuka.Upiecze im się.Poprosiły lwicę,by nic nie mówiła ich mamie,a same pobiegły szybko,by ukryć się w łapać królewskiej córki.
Lwica odwróciła się i ruszyła w stronę baobabu.Wiedziała,że tam ją zastanie.

Wise siedziała pod drzewem i w najlepsze dyskutowała z Taje,kiedy dojrzały ciemnozłotą lwicę.Uśmiechnęły się.
-Hej Kilio,jesteś wcześnie.
-Tak..szybko poszło,-mruknęła Kilio,-przynajmniej już coś umią.
-Gdzie Busara?-spytała Taje.
-Za chwile przyjdzie.Macie gościa...-zawiesiła głos,-muszę wam o czymś powiedzieć.
-Nie gryziemy.-Taje.
Kilio westchnęła.
-Kiedy byłam w Białej Przystanii,był ze mną Kion.Sprawdzałam,czy się zmienił.I muszę mu przyznać rację.Śledziłam go,rozmawiałam,obserwowałam.Wybaczcie mi,ale uważam,że powinnyście dać mu drugą szanse.Będzie dzisiaj czekał na granicy.Będziecie?
-Kilio,chyba cię za przeproszeniem pogrzało!-syknęła Taje,-nigdy!
-W życiu!-syknęła Wise
Kilio wzruszyła ramionami.
-Jak coś,będzie czekał,-następnie odeszła,chciała spotkać się z wnukami.
*
Wbrew jednak wszystkiemu,lwice wiedziały,że Kilio ma dobre zamiary.Dlatego zdecydowały się tam pójść.Przywitały się wcześniej z Busarą i poprosiły go,by czekał blisko,na wszelki wypadek.
Kiedy Wise i Taje dojrzały brązowe futro Kiona,chciały uciec.Przeszły jednak pewnie.Syn Mfalme,uśmiechnął się szeroko.
-Wise.Taje.
-Mów szybko,nie mamy czasu,-syknęła Taje.
-Naprawdę się zmieniłem dziewczyny,-mówił,-proszę,na wszystko.Byłem lwiątkiem,wybaczycie?
-Lwiątkiem niezbyt rozgarniętym,jak dałeś radę wysłać za nami pogoń,zabić niewinną lwicę,złamać naszą przyjaźń,-syknęła Wise.
-Nie ja...to matka sprawowała władzę,-szepnął Kion,-ciągle się zastanawiałem,jak by to było,gdybyście zostały i wiem...chciałbym mieć was u mojego boku.Moje kochane przyjaciółki.
Wise zmarszczyła brwi,nim lekko się uśmiechnęła.
-Dobrze,wybaczymy ci.
-Możemy się przyjaźnić?-spytał
-Tak,-skinęła głową Taje.
Szybko się przytulili.Wise wyszeptała coś pomarańczowej do ucha,po czym ona i Busara odeszli.Wise została sama z Kionem.
-Dalej cię kocham,-szepnął Kion
-Nawet nie wiesz,co to oznacza,-westchnęła,-posłuchaj,wracaj do Tęczowej Krainy i żyj własnym życiem,bo nasze drogi już się rozeszły.Pozostańmy przyjaciółmi,bo nie dam rady zapomnieć.Udowodnij,że się zmieniłeś.
Odeszła.

Prosto w stronę wodopoju.Stamtąd szybko się napiła.Miała ochotę,porozmawiać z Mfalme.Ale...tak dawno go nie widziała.Swojego Duchowego Przewodnika.
Wróciła na Białą Skałę,gdzie zdążyła pobawić się z wnukami,nim całe stado,zapodło w głeboki sen.

Ale spokój został zerwany.

-----------------------------------------------------------------
*zdolny (dziękuję za imię Mfalme Lioness)
*oznacza gadułę/wahałam się między imionami,ale myślę,że to imię będzie dobrym wyborem/ (imię wybrały Kamila Zaleśna i Lea)

Rozdział dedykuję Kamili Zaleśnej,która jako pierwsza poznała dzieci Lajli.

Cześć! Co myślicie o rozdziale? Podobał się? Przepraszam,że taki haotyczny,ale niewiele brakuję,do zakończenia 2 sezonu.
To...chyba tylko tyle.Czekam na komentarze i Pozdrawiam c:
~Udanego Poniedziałku!~

sobota, 26 maja 2018

Rozdział Specjalny #1

Lwy także obchodzą święta.Jednym z ich ulubionym,jest właśnie dzień matki.Szamani donieśli,że nadchodzi wtedy,kiedy słońce budząc się,jest całe fioletowe,a ciepły dzień opanowuje sawanne.

Wise nie spodziewała się.Biała lwica jak zawsze otworzyła niebieskie oczy,przeciągnęła się i rozpoczęła codzienne obowiązki królowej.
Lwice polujące wyszły na polowanie.Chodź Idia dzisiaj się mocno wahała.Jej lwiątka były prawie nastolatkami.Idia wiedziała,że chcą z nią spędzać jak najwięcej czasu.Dlatego zdecydowała się zrobić sprytny myk.
Podeszła do jeszcze śpiącej córki i lekko ją pchnęła.Lili otworzyła zaspane oczy.
-Coś się stało ,mamo?
-Pomyślałam,że chciałabyś zapolować ze mną.To jak?
Lili pokręciła głową.
-Nie chce.Dobranoc.
Idia zmarszczyła brwi.Było jej bardzo przykro.Lwica odbiegła.Miała obowiązki...

Kora też chciała spędzać czas z synem,ale rozumiała,że ten miał własne życie.Głównie widziała w nim  Binti.Czuła,że ta dwójka będzie razem.
Kume przytulił mamę.
-Mamo,spotkamy się dzisiaj po zachodzie na tej polance? Mam niespodziankę!
Kora uśmiechnęła się czule.
-Dobrze,Kume.Ale wiesz,że nie musisz mi nic dawać.
-Idę się bawić,-zmienił temat lewek,nim wybiegł z jaskini.Za nim ruszyła jak na zawołanie cała brygada lwiątek.
Dysząc,dobiegły do wodopoju,nad którym najczęściej się bawiły.Shira uśmiechnęła się triumfalnie.
-Zgodziła się.Ale będzie się działo!
-Ciii,drzewa też słyszą,-syknęła Binti,-Zaza pewnie jest w pobliżu.
-Raczej nie.Przecież też ma młode,-Furaha
-Popływamy?-Shira zaproponowała
-Tak!!!-i jak na komendę,skoczyli do wody.

Wise podeszła do przyjaciółek.
-Co robicie?
Taje z uśmiechem,wskazała na stos kwiatków.
-To od Kory i Idii.Moje kochane.
-Ja też dostałam,-pochwaliła się Kilio,a Nyeusi jej zawtórowała.
Wise skinęła głową.
-Moje widać nie pamiętają.
Wtedy przyjaciółki wybuchły głośnym śmiechem.
-Znając dzieci,nie będziesz się spodziewać niespodzianki!-Nyeusi
Wise przewróciła oczami.

Maji z uśmiechem,przyjęła bukiet fioletowo-niebieskich kwiatów.Shani z triumfem wyprostowała się.
-Podoba ci się ,mamo?
-Jeszcze się pytasz,-Maji polizała swoje dziecko za uchem,-Są przepiękne.Moje ulubione kolory.
-Mam tylko ciebie.Zasługujesz na dużo więcej.Jesteś najlepsza,-mówiła Shani.
Maji jeszcze raz polizała ją za uchem.
-Masz rację,bo mam najlepszą córeczkę świata.

Shani po wizycie u mamy ,usiadła obok Bory koło podwyższenia.Z uśmiechem wypatrywała niespodzianki najmłodszych.A były tu wszystkie lwice z lwiątkami,oprócz Mii.Bora wyszeptała do ucha przyjaciółki.
-Goniły Barafu,by przyniusł mi góralka na śniadanie.Tata,tata,zapoluj na góralka! .Moje kochane złośnice.
-Proszę o ciszę!-Wakati wyszedł naprzeciw.Miał  dokładnie wylizaną sierść,grzywkę zaczesaną do tyłu.Lewek był taki mały,przy wielkim podwyższeniu.Aishi z dumą wpatrywała się w syna.Wakati odchrząknął i zaczął recytować.
-Nasze mamy kochamy,
szanujemy
i szczęście im dajemy
więc pragniemy,
by uśmiechnęły się dzisiaj,
w dzień tak słoneczny!

Zza lewka wyszła reszta lwiątek.Powtarzały:Bo mamy kochamy,są najlepsze,najkochańsze!
Córeczki Bory wysunęły się naprzód.Zaczęła Sun,jeszcze sepleniąc.
-Mamy dziekujemy za opiekee ,za ciełkłe(ciepłe) słowko(słówka)!
Rihaya przejęła pałęczkę.Mówiła z uśmiechem.
-Za kazzdy usniech(uśmiech),za trohskę(troskę) i pełpne(pełne) brzuszki!
Bora miała łzy w oczach.To były jej aniołki.Ostatnia na przód wyszła Kilio.Mała ciemnozłota lwiczka,mówiła pewnie.
-A gdy mamę ucalowajemy(ucałujemy) to mamusia powwie,że nas kocha,a my na to-mamo najlebsza(p) jesteś i ucałujemy ją w odwtcie(odwecie).
Lwice podniosły się.Zaczęły wiwatować.Lwiątka pokłoniły się,nim podbiegły do ukochanych mam,by się w nie wtulić.A każda wylizywała swoje dziecko,kilkanaście razy.

Wise obserwowała to wszystko z  niewielkiej odległości.Także z uśmiechem.Wtedy usłyszała kroki i głos:
-Mamo.
Wise odwróciła się.Czwórka jej dzieci,stała za nią ,każde z bukietem kwiatów w pysku.Nora miała białe,Lajla niebieskie,Ndoto różowe,Huruma fioletowe.Wręczyli kwiaty mamie.Wise z łzami radości,ucałowała każde z dzieci po kilka razy,nim wysłuchała co mają jej do powiedzenia.
-Myślałaś ,że zapomnimy? Przecież to dzięki tobie w ogóle możemy to robić,-Nora uśmiechnęła się ciepło.
-Kochamy cię mamo!-powiedział Ndoto,z jeszcze większym bananem na twarzy.
Cała czwórka przytuliła białą lwicę.


Kamba też spędzała czas z dziećmi.Imani,Chaka i Teo,podeszli do niej z bukietem kwiatów.Jednym,ogromnym,o różnokolorowych kwiatach.Kamba z uśmiechem je przyjęła.
-Z jakiej to okazji?-zaśmiała się
-A z takiej,że zabieramy cię na spacer,-rzucił Teo,-długi i przyjemy.
Kamba zgodziła się i u boku dzieci,spędziła dzień na polowaniu.Z nimi polowała,przechadzała się i odpoczywała.


Mady długo zastanawiała się,jak może spędzić czas z mamą.Wkońcu wymyśliła najlepszy pomysł.Z samego popołudnia,wyciągnęła mamę na sawanne,nie bawiąc się wcześniej z rówieśnikami,a jedynie wylizując sobie sierść.Teraz była czysta i błyszczała.Mia zaśmiała się.
-Gdzie mnie prowadzisz?
-Masz mało czasu na odpoczynek,więc dzisiaj odpoczniesz!-Mady zatrzymała się,by przytulić mamę.Mia polizała ją po główce.-Możesz się ze mną pobawić.Zapolujemy,pobawimy się,nawet zerwałam ci kwiatków!
Mady odwróciła się,wbiegła zza kamień i wyciągnęła z tamtąt pięć niebiesko-żółtych kwiatów.Mia skinęła głową,przyjmując podarunek.Przytuliła córkę.
-Dobrze,moja ukochana córeczko.

Koda,Bahati,Kisu i reszta lwów,dała swoim mamą ogromne bukiety kwiatów,oraz czułe słowa,a to było dla każdej z nich wyjątkowe.

Lajla,przytulona do Msimu,leżała nad strumykiem.Otaczała ich przepiękna łąka,cała pełna kwiatów.Siedzieli tak,aż zachód spodował niezwykłe odbicie się wody.Mała lwiczka w łapach białego lwa,wysunęła się i podpełzła do mamy.
-Jesteś pięnięjsza(piękniejsza) niż ta tęcza!
Lajla z uśmiechem polizała lwiczkę.Pięknie odbijało się to światło i faktycznie,przypominało pływającą tęczę.Lwiczka weszła w łapy matki,naprzeciwko swojego śpiącego rodzeństwa.Lajla jeszcze raz ją polizała.
-Moja kochana.
Bo ona kochała być mamą.

Kora,Idia,Shani,tak jak obiecały,przyszły po zachodzie na łąkę.Od razu przybiegły do nich lwiątka z czerwonymi kwiatami.Każde miało dokładnie ulizaną sierść.
-Jesteście najpiękniejsze i najlepsze,-krzyknęły,-kocham cię mamo!
Przytuliły się do lwic.Te zaśmiały się z radości.Ucałowały lwiątka.Kume odbiegł trochę dalej.Przewrócił kamień,który spowodował,że liany spadły,podobnie jak troszkę liści.Wyglądało to teraz przepięknie.
-Potańczymy?-zaproponowała Binti
Nie musiały długo namawiać mam.Od razu się zgodziły i zaczęły impreze.Trwało to krótko,bo kiedy tylko pojawiły się świetliki,lwiątka zaczęły je gonić,by stworzyć piękny krajobraz.Specjalnie dla swoich mam.


No hej! Troszkę późno,ale myślę,że wam się spodoba.Od razu mówię,że wydarzenia dzieją się pomiędzy następnym rozdziałem.A kiedy następny? Możliwę,że jutro.Mam już imiona dla dzieciaków Lajli,więc jest okey :D
Rozdziały ,o dziwo są często,pomimo trudu nauki.Ktoś jeszcze kończy gimnazjum?
Ten rozdział jest specjalnie dla mam.Ja moją kocham i zaplanowałam z siostrą diabelski plan,jak doprowadzić ją do uśmiechu-udał się!
Pozdrawiam!
-Emilka Uru,autorka.
1.Chcecie jeszcze taki na dzień ojca?

niedziela, 13 maja 2018

Rozdział 96

Bora, zdawała sobie sprawę że śni.Ale nie chciała się jeszcze budzić.Ciepła mgła,otaczająca jej ciało,dawała jej ukojenie.Borze, wydawało się że lata.Nad nią błyszczało milion gwiazd.Bora,przysiadła nad niewielkim strumykiem,by napić się wody.Właśnie wtedy ,usłyszała kroki.Odwróciła się napięcie.Czy we własnym śnie może zostać zaatakowana? 
Kroki były takie delikatne,a zapach znajomy,że Bora mimowolnie się uśmiechnęła.Wkrótce przed nią pojawiła  się znajoma złota sylwetka.Obie lwice długo wpatrywały się w siebie.
Bora cofnęła się do tyłu.
-S-sun? Jak to możliwę..ty przecież...
Sun,jej ukochana kuzynka,nie żyjąca już od dawna,pokręciła tylko głową.Bora kontynowała:
-Co tutaj robisz? Nie przeszłaś do nieba?
-Jestem duchową przewodniczką,mogę wędrować i...jestem tutaj dla ciebie,-westchnęła,-mam złą wiadomość,Bora.Dotyczy twojej córki.
Bora otworzyła szerzej oczy.Jej córki? Jej lwiątka były jeszcze malutkie,urodzone dopiero sześć dni temu.Bora nie wiedziała więc,o co chodzi,ale na słowo "złą", zjeżyła jej się sierść na grzbiecie.
-Co z nią?
-Coś złego jej się przytrafi.Ona...zniknie z Białej Ziemi na..
-Jak to zniknie?! CO jej będzie?! Której córce!?-Bora zdenerwowała się,a oczy jej się zaszkliły.Jej dziecko będzie w niebezpieczeństwie?
Sun jednak nic nie odpowiedziała ,przez dłuższą chwilę.Dopiero później szepnęła:
-Twojej córce jest pisany taki los i tobie też.Lepiej żebyś o niej zapomniała,kiedy wydarzy się nieszczęście ,bo i tobie za miesiące się takie przytrafi..

-Co ty mówisz Sun!-Bora cofnęła się jeszcze kilka kroków,-dlaczego mnie straszysz? Której córeczce grozi niebezpieczeństwo? Czy utracę ją na zawsze?!
Sun, uśmiechnęła się smutno,nim rozmyła się w mgłe.Bora nawoływała ją,żądając odpowiedzi,puki nie padła zmęczona na ziemię,która teraz stała się taka zimna..

Bora obudziła się z krzykiem.Było jeszcze wcześnie i całe stado,otworzyło lekko powieki oczu.Bora rzucuciła im przepraszające spojrzenie.Barafu,spojrzał na nią kontem oka.Bora szybko chwyciła jedną z córek w pysk i wyszła z jaskini.Barafu postąpił tak samo.

Przez całą drogę do wodopoju się nie odzywali.Dopiero na miejscu,układając się na płaskiej skale,lew spojrzał wymornie na partnerkę.
-Co się stało,kochanie?
Bora,uśmiechnęła się lekko.W łapy włożyła sobie wiercące kulki.Każdą polizała po główce.
-To był tylko zły sen
-Opowiedz...zrobi ci się lepiej.
Bora bez wahania zaczęła opowiadać.Kiedy skączyła,Barafu zmarszczył brwi.
-Nie przejmuj się.Przyśniła ci się twoja kuzynka,bo widocznie za nią tęsknisz i boisz o nasze córeczki,-uśmiechnął się,-ale im nic nie grozi.Jesteśmy bezpieczni,zapewniam cię.A z resztą,gdyby to była prawda,odwiedził by cię twój duchowy przewodnik.

Bora skinęła głową.Słowa Barafu ją uspokoiły.A może tylko zakryły część uczuć? Bora,nie chciała teraz o tym myśleć.Ponownie polizała córeczki po główkach i szepnęła,tylko do nich,czule.
-Obronie was,obiecuję.Moje kochane..

Następnie spojrzała na widok wschodzącego słońca,uśmiechając się.
*
Nora i Kisu,też go widzieli.Wyszli wcześnie rano na krótkie polowanie,by później odpocząć mu sczytu Białej Skały.Wiedzieli,że to kiedyś będzie należeć do nich.Oczywiście się bali,ale pokonają strach.Kisu polizał Norę za uchem i znów wrócili do rozmowy.
*
Wise

Szybko przetarłam oczy,ziewnęłam i usiadłam.Zaczęłam wylizywać futro,kiedy u mojego boku usiadł Ndoto.Zdziwiłam się trochę.Dawno nie spędzaliśmy razem czasu.
Rozejrzałam się po jaskini,w poszukiwaniu drugiego syna.Zmarszczyłam brwi.
-A gdzie Huru? Znów go nie ma
Ndoto wzruszył ramionami.
-Nie wiem.Może się gdzieś szlaja.Mamo...ja mam ważną sprawę.
Spojrzałam na białego syna.Dalej nie mogłam się przyzwyczaić do czerwieni jego oczu.Na samą myśl przeszywał mnie strach.
-O co chodzi,skarbie?
Ndoto wziął głęboki oddech.Oho! Szykuję się coś ważnego..
-Mówże,ja nie gryzę,-zaśmiałam się,by złagodzić trochę atmosferę.
-Ale ja tak,-odpowiedział wybuchem śmiechu,następnie spoważniał,-mamo,chciałbym...ja i Imani...byśmy jako dorośli wzięli ślub.
Wybałuszyłam oczy.
-To..
-Daj dokończyć.Nora i Kisu,wzieliby z nami.Co powiesz? Proszę ,zgódź się!
-A co ja mam tu do gadania,-uśmiechnęłam się.Cieszyłam się,że moje dzieci zrobiły się takie odpowiedzialne.
Ndoto uśmiechnął się szeroko.
-Jesteś ...pomyślmy...królową!
Polizałam go za uchem
-A ty moim ukochanym synem i tak,zgadzam się na wasze śluby.

-Dzięki mamo!-krzyknął Ndoto.Przytulił mnie i odbiegł,pewnie powiedzieć to Imani.Przewróciłam oczami za nim.
Znów zaczęłam czyścić białe futre.Czy było piękne? Nie wiem.Nie widziałam w sobie kanionu piękna,a zwykłą lwicę.Dla mnie najważniejsza była rodzina,bo przyjaciele też nią są (❤️).

Obserwowałam zabawę lwiątek.Tych najmłodszych.Mój wnuczek,Wakati,bawił się ,tracając łapką Mady.Córka Mii,odpowiadała mu tym samym,śmiejąc się.Córek Bory nie było-lwiczki miały ze sobą wielką więź.Kilio II, biegała ,co jakiś czas się przewracając,do okkoła Shani.Kiedy się wywaliła,nie płakała,a ze śmiechem szła dalej.
Koło Shani usiadła reszta jej dzieci.Binti,Furaha i Shira.Szara lwiczka pochyliła się nad małą.
-Moja siostrzyczka
Shani złapała małą w pysk i włożyła w łapy,by trójka dzieci mogła ją obserwować.Furaha skrzywił się.
-Spodziewałem się ,że będzie ładniejsza.
-Furu,-oburzyła się Shira,-to dziecko! Moja młodsza siostra.
Binti przewróciła oczami.
-Niech se będzie nawet królem,ale bez chęci do zabawy,daleko nie zajdzie!-Binti uśmiechnęła się szeroko,po czym wyjęła Kilio z łap matki,by się z nią pobawić.

Obserwowałabym tą cudowną scenę dalej,ale zauważyłam Mto i Taje idących w moją stronę.Wyszłam im na przeciw.Przytuliłam oboje,po czym zwróciłam się do Mto.
-Znaleziono Lajlę?
-Przykro mi Wise.Ale nie.
-Napewno żyję,-pocieszyła mnie Taje
Spojrzałam na swoje łapy.
-Modlę się o to każdej nocy,-zaczęłam schodzić z Białej Skały,-chodźcie,muszę odpocząć nad wodopojem.Jestem też spragniona.
Pora sucha nie minęła,ale już nie dużo czasu...

Po drodze minęliśmy polujące lwice.Imani sobie świetnie radziła.Upolowały zebrę.

Doszliśmy nad wodopój.Napiłam się i ułożyłam u boku przyjaciół.
*
Narrator

Ich kroki były szybkie.Białe sierści lekko unosił wiatr.Lajla zatrzymała się na chwilkę ,by odpocząć.Spojrzała z wyrzutem na Msimu.
-Nie wierzę,że mnie do tego zmuszasz.
-Lajla,może lepiej wrócimy na Białą Ziemię?-zaproponował,zmarszczając brwi,-w tym stanie.
-Wolałam zostać na Lwiej Ziemi,ale myślę,że na Wolnej Ziemi,faktycznie będzie nam lepiej,-zignorowała słowa lwa i znów puściła się biegiem przed siebie.Msimu przewrócił oczami i pograł za nią.

Dotarli do granicy z Białą Ziemią.Lajla poczuła smutek.Pewnie zrobiła wielki smutek mamie,odchodząc bez pożegnania.Poczuła łzy w oczach,kiedy stanęła przed nią scena,kiedy Nora zaginęła.Jak wtulała się w łapy Wise...
A później spojrzała na Msimu.Tam nie czeka na nią miłość partnera i posiadania wspaniałych młodych.Podeszła do syna zdrajcyni i go przytuliła.
-Idziemy.Zanim nas zauważą.
Ruszyła przodem.
Pochyliła się nisko.Przeszła w wielką trawę,rosnącą na granicy i ostrożnie brnęła do przodu.Msimu szedł cały czas za nią.

Mięśnie Lajli naprężyły się,kiedy w oddali zauważyła znajomą sylwetkę Bahatiego i Kody.Cofnęła się do tyłu,nadeptując na łapę Barafu.
-Ałła.Co jest?-szepnął.
Obejrzał się przez nią i także dojrzał dwójkę gwardzistów.-Jakoś przejdziemy.Lajla?
Lajla poczuła dziwne ukłucie w brzuchu.Zacisnęła zęby,kiedy się nasilił.Biała padła na ziemię,przycisnając łapy do brzucha.Msimu przestraszył się nie na żarty.
-Lajla,co się dzieję?! Zaczynasz..
-..rodzić,-dokończyła.W oczach miała łzy,więc mocniej zacisnęła zęby,-damy sobie radę.Schowaj się,niech cię nie widzą.
-Nie wierzyła,że tak ryzykuję.Ale to była takie ekscytujące.Pomimo bólu,uśmiechnęła się.Zaraz zostanie mamą!

Msimu,podniusł lekko małą córeczkę.Ułożył ją koło łap Lajli.Córka Wise uśmiechnęła się i polizała córcię po główce.Była całkowicie biała,jak śnieg.Jej oczka,błyszczały granatem.Uszy,końcówki łap i ogonka,miała czarne.Jednym słowem-była kopią swojej mamy.
-Jest śliczna,-zachwyciła się Lajla,-moja mała córeczka
-Jak ją nazwiemy?-spytał Msimu.
-L...-Lajla nie dokończyła,bo usłyszała zbliżone głosy.Rozpoznała w nich Nyeusi,swoją siostrę,Kisu i...mamę.
Spojrzała na córeczkę.Miała czarny nosek.Uśmiechnęła się lekko,po czym złapała ją w pysk.Dała znać Msimu.Teraz musieli biec.


Białe lwy poderwały się z miejsca i wyszczeliły w stronę granicy.Wise,przemknęli przed oczami.Królowa od razu rozpoznała swoją córkę.
-Lajla! Lajla!
Nora także zaczęła nawoływać,nim rzuciła się w pogoń,z resztą pobratyńców.Biegli szybko.Lajla,jednak poczuła jak coś ją podcina.Ból powrócił.Lwica padła na ziemię,skulając się.Zemdlała.Msimu zatrzymał się szybko.Mała lwiczka zaczęła płakać,wypuszczona z pyska.Msimu spojrzał na zbliżające się białoziemki.
-Lajla! Lajla zemdlała,biegnijcie po medyka!-krzyknął.Córkę schował za łapy.

Wise ,kiedy  była już blisko,posłała szybko Norę po Matibabu.Biała księżniczka miała już biec,kiedy Kisu ją zatrzymał.
-Lepiej weźmy ją razem,od razu niech trafi do Matibabu.
Włożyli Lajlę na plecy,po czym pobiegli do medyczki.W oczach Wise błysnęła troska i smutek.Co z jej córeczką? Zmylił ją dopiero widok białego lwa.Nyeusi warknęła groźnie.
-Kim jesteś?!
-Jestem Msimu,a to..-wskazał ogonem na małą białą lwiczkę,która zdołała już zasnąć,-Moja córka.Moja i Lajli.
Wise wybałuszyła oczy.Zapowiadał się naprawdę niezwykle interesujący dzień.

----------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Jak wam się spodobał rozdział? 
Pytanka:
1.Jak myślicie,której córce Bory grozi niebezpieczeństwo?
2.Co myślicie o dziecku Lajli?
3.Czy Msimu zostanie przyjęty na Białą Ziemię?
4.Co się dzieję Lajli?
5.I ostatnie ,najważniejsze:Potrzebuję ładnego imienia dla lewka o czarnej sierści .
*Wybierzcie imię dla córki: Lea,Lara,Lenna,Luna,Livia,Lenna
Pozdrawiam!

Ps:Zostało już tylko 9 rozdziałów do końca drugiego serzonu! Wielkie emocje,rozdziały zaplanowane i szybko się pojawią.Na pewno będzie sezon 3,mogę to obiecać.Co do 4,to zależy od tego,czy dalej będziecie czytać bloga.Zapowiada się wielki finał.Będzie wiele przyjść i odejść.Jak  myślicie,co się wydarzy w dalszym rozdziale? c:

niedziela, 6 maja 2018

Rozdział 95

Nie mogliśmy odnaleźć Lajli.Czułam coraz większy strach i smutek,a każdy dzień zabierał mi nadzieję.Bałam się,że moja córka może już nie żyć.

Nora,wciąż uczęszczała ze mną na lekcje.Musiała przygotowywać się,do przyszłego objęcia tronu.A każdy tydzień,przybliżał ją do tego.

Właśnie,opuściłam jaskinię.Przez zaspane oczy,ledwo co widziałam.Otrzepałam się z kurzu i pewne kroki,skierowałam w stronę czubka Białej Skały.W oddali widziałam lwice,jak szykują się do polowania pod dowóctwem Idii.
Jeszcze dalej, Nyeusi i Mto ćwiczyli swoje odziały.
Kamba pilnowała lwiątek nad wodopojem i postanowiłam do niej dołączyć.Raz dwa,znalazłam się u podnóża Białej Skały, by dalej biec w kierunku wodopoju.

Kiedy byłam na miejscu, z uśmiechem przywitałam lwiątka.One jednak nie zwracały na mnie szczególnej uwagi,zajętę zabawą.Podeszłam więc do Kamby i ułożyłam się u jej boku.Córka Nzuri,posłała mi promienny uśmiech.
-Tak dawno nie wychodziłaś.Miło,że jesteś,-szepnęła,-Arro za chwilkę przyjdzie.
-To dobrze,-skinęłam głową.
Lwiątka bawiły się w berka.
Aishi podeszła do nas i ułożyła się obok,kładąc sobie w łapy Wakatiego.Polizałam wnuka po główce,a ten tylko pisnął ucieszony.Nie był już taki mały,miał wprawdzie kilka tygodni.Aishi zmrużyła oczy.
-Wolałam sprawdzić jak czują się Bora i Shani.Wygląda na to,że już dzisiaj urodzą.
-To dobre wiadomości,-skinęłam głową z lekkim uśmiechem.
Nagle jednak znów ogarnął mnie smutek.Pożegnałam lwice i szybkim krokiem ,poszłam ku Białej Skale.
***
Dwa dni później...
-Wise! Wstawaj śpiochu!!-Taje uderzyła mnie w bok tak mocno,że można było pomylić ją z nosorożcem! Wstałam zdenerwowana i rzuciłam jej nienawistne spojrzenie.
-O co chodzi?-wyjrzałam z jaskini,-jest jeszcze przed wschodem!
-Dlatego nie wydzieraj się tak.Inni śpią!-syknęła
Przewróciłam oczami.
-To czemu mnie budzisz?
Taje pchnęła mnie,byśmy wyszły z jaskini.
-Bo Kilio wróciła.
-Co?-zdziwiłam się,-nie mówiła..
-Czeka na granicy.Musi wracacać za chwilę, ale chciała poznać wnuki,-uśmiechnęła się pomarańczowa,-Busara uznał,że zobaczy je ,jak ich misja się skączy.
-No tak.Wracają za jakiś miesiąc,-skinęłam głową.

Z nową energią,pobiegłam u boku Taje w stronę granicy.Wiatr mierzwił nasze futra.Zatrzymałam się na chwile i rozejrzałam.Pora Sucha jeszcze trwała,ale widocznie chyliła się ku końcowi.I bardzo się z tego cieszyłam.Niosła ze sobą zbyt wiele śmierci i chorób.

Pobiegłam dalej za Taje,puki nie dotarliśmy na granice.Kilio,siedziała tam,ale kiedy nas zobaczyła,podskoczyła i rzuciła się przytulić.Uściskałam ją mocno.
-Cieszę się,że już jesteś.
-Nie na długo,Wise,-zaczęła,-ale chce zobaczyć dzieci moich dzieci.
Taje wcisnęła się między nas dwie,z czego obie się zaśmiałyśmy.
-Na co czekamy? Gazem!
Pomarańczowa rzuciła się w stronę baobabu,za nią Kilio, a na końcu ja.
Naprawdę jestem ciekawa, skąd Taje bierze ten optymizm i energię? Może właśnie duchy przodków zsyłają nam co kolwiek.Mi naprzykład smutek,jej radość? A może poprostu wszystko zależy od nas samych.

Wspiełam się na baobab.Rafa powitał mnie rozkładając ramiona.
-Królowo..
-Rafa,ile razy mam ci powtarzać.Mów mi Wise,-przewróciłam oczami.Przyjaźnie poklepałam szamana po plecach,-Dziewczyny już są?
-W drugim pomieszczeniu,-wskazał ręką nad nami,-poza tym,kró..Wise,mam dobre wieści.
-Jakie? Mów.
-Duchy odpowiedziały na nasze pytanie.Lajla jest bezpieczna,-poczułam taką ulgę,że aż usiadłam.Wysłałam wdzięczną modlitwę do przodków.Rafa nie skączył jednak,-I wygląda na to,że oczekuję dzieci.
-Co ty wygadujesz?!
-Czuję u niej obce ciała,-wzruszył ramionami,-nie miej do mnie pretensji,Wise,że córka nie jest z tobą aż tak szczera.
Wskoczyłam na mandryla z rykiem,przygniatając go do ziemi.
-Nawet się tak nie wasz mówić.Moja córka wróci na Białą Ziemię.Do swojego domu.Z dziećmi,bo ja nic im nie mam do zarzucenia,
Zeszłam z niego.
kto mógł być partnerem Lajli?  Ni? Ni przymał się z Mią,od ostatniego czasu.Podejrzewam,że mogli być już nawet parą.
Teo? Nawet ,że sobą nie rozmawiają.

Z zamyśleń wyrwała mnie Taje.Pchnęła mnie w stronę drugiego pomieszczenia.Od razu ujrzałam dwie lwice.Szarą sierść Shani i ciemnozłotą Bory.Kilio przytuliła się bokiem do córki,słuchając co Shani ma do powiedzenia.
-...ustaliliśmy z Bahatim,kiedy mała się urodziła,że nadamy jej imię kogoś z przodków.Ja,myślałam nad Nyotą,Nzuri.Bahati nad Neemą.
-To jak wkońcu nazywa się moja wnuczka?-spytała Kilio,obserwując ciemnozłote lwiątko.Lwiczka opuściła łapy matki i zaczęła bawić się małymi kamykami.Uśmiechnęłam się do małej.
-Sama jestem ciekawa.To niezłe ziółko.
-Dlatego nazywa się Kilio,-powiedziała z triumfem Shani.
Kilio wybałuszyła oczy.
-Nazwaliście ją moim imieniem?
-No co,podoba mi się,-zaśmiała się szara,-oczywiście,mamie się nie spodobało,ale jest taka do ciebie podobna.Tylko oczy niebieskie..

Kilio II, bawiła się dalej,nie przejmując się spojrzeniami.Zwróciłam więc uwagę na dzieci Bory.Lwica miała w łapach dwie małe kulki.Jedna była brązowa jak Barafu,z różnicą jasnoniebieskich oczu Bory.Druga kuleczka miała złotą sierść i jasnoniebieskie oczy matki.
-To dziewczynki,czy chłopcy?
-Dziewczynki.Obie,-uśmiechnęła się szeroko córka Busary,-Barafu miał imię dla drugiej.Tej brązowej.Chciał by nosiła imię po jego matce.Rihaya.
-Piękne i żadkie imię,-przyznałam,-a jak nazwaliście tą złotą?
Bora polizała pierwszą córkę po główce,nim uśmiechnęła się smutno.
-Ja ją nazwałam.Bardzo przypomina mi moją kuzynkę.Więc nosi imię Sun,-po czym dodała,-I liczę,że jej duchową przewodniczką będzie właśnie moja kuzynka.Niech ją chroni.
Skinęłam głową.

***
Wracałyśmy na Białą Skałę.
-Właściwie,dziewczyny,myślałam nad pewną sprawą.Co to znaczy dać drugą szanse?-zaczęła Kilio,-bo widzicie,spotkałam niedawno...Kiona.I myślę ,że naprawdę się zmienił.Może dacie mu drugą szanse.
Spojrzałam na nią z gniewem.
-Nie potrafię mu dać drugiej szansy i nie kontynuuj tematu.
Więc plan B,-pomyślała Kilio.

Nyeusi,kiedy tylko wspiełam się na Białą Skałę,odciągnęła mnie na bok.Czarna lwica przybrała poważny wyraz twarzy.
-Zacznę szybko.Kilio miała do wyszkolenia Idię.Idia nie szkoli jeszcze nikogo na Główną Lwicę Polującą,a ja...myślę,że powinnam też kogoś dostać do opieki.
-Chcesz przez to powiedzieć,że..
Uśmiechnęła się.
-Mała Kilio ma taki temperament.Myślę,że kiedy odpowiednio podrośnie,może być przezemnie szkolona na Główną lwicę walczącą.Co powiesz? Shani i Bahati się zgodzili.
Skinęłam głową.
-Jeśli Kilio (II) bęzie tego chciała,to masz moją zgodę.Może to właśnie będzie jej przeznaczenie,-powiedziałam.

Wróciliśmy do reszty.Mała Mady,biegała od Mii do Aishi i Wakatiego.Syn Hurumy ,witał przyjaciółkę wymachując łapkami i starał się do niej podejść.To był rozczulający widok.

Narrator
Kilio uznała,że teraz musi wprowadzić nowy plan.Że Kion znów musi pokazać się na Białej Ziemi.Wiedziała jednak,że okaże się to próbą jej przyjaźni z Wise i Taje.


Nora tym czasem,wraz  z Hurumą, odbyła poważną kłutnie.
Nora wściekła,ruszyła w stronę Białej Skały.Kisu pobiegł za nią.
-O co poszło?
-Znów uważa,że nie nadaję się na Królową.Może i to prawda.Ale to nie w tym sens.Kłucę się z Hurumą dość często i zawsze o to samo,-zatrzymała się ,by spojrzeć w oczy partnera,-ja wiem,że zależy mu na koronie,ale nie sądziłam ,że aż tak bardzo.
-Nora,to nic nie znaczy.Może..takie dni?-Kisu przytulił do siebie partnerkę,-wszystko będzie dobrze.

Huru tym czasem, szedł wściekły w stronę granicy.Kiedy położył jedną łapę po drugiej stronie,zdał sobie sprawę,że robi coś złego.Nie mógł tego jednak powstrzymać i ruszył na spotkanie z hienami.

************************************
Hej! Przepraszam,że rozdział taki haotyczny.Przez ten tydzień,postaram się pisać dużo rozdziałów,bo przed wakacjami ,chciałabym rozpocząć nowy sezon-3 i do tego,mam specjał ;)
Zapraszam do komentowania
Pozdrawiam!
1.Jak podoba wam się córka Shani-Kilio II?
2.Jak podobają wam się Sun i Rihaya?