środa, 26 września 2018

Rozdział 117

Nora wolno sunęła do przodu. Łapa za łapą, przesuwała się niewidoczna po ziemi. Gęsta trawa pomagała jej w tym. Antylopa pasła się niczego nieświadoma,kiedy królowa próbowała na nią wskoczyć. Stado zerwało się do biegu. Biała lwica ruszyła za nimi. Łapy łomotały o ziemię. Lwica słyszała, jak równy oddech Lajli jej towarzyszy. Obie siostry już dopadały swoje ofiary. Wykonały zgrabny ruch i wkrótce śniadanie dla Kisu i Ndoto, oraz ich, było już gotowe. Pociągnęły je w stronę kamieni.

Kisu zaczął klaskać lwicą. Ndoto tylko skinął im głową. Był zamyślony. Nora przyjęła to normalnie. Od kąt Imani urodziła  ,każdą chwilę spędzał z nią i synami. Ale przecież maluchy miały już trzy miesiące, wychodziły nad wodopój i bawiły się z przyjaciółmi. Ndoto musiał wrócić do swoich obowiązków, co wytłumaczyła mu Nora.

Córka Wise pierwsza zanurzyła zęby w pysznym mięsie, reszta poszła za jej przykładem.

Wtedy słodki głosik,wyrwał ich z zamyśleń. Zunia podeszła do nich, z góralkiem w pysku. Położyła go koło swoich łap, wpatrując się w Norę błagalnie. Nora skinęła więc głową ,a więc córka Wise zatopiła kły w mięsie upolowanej zwierzyny.
Nora znów poczuła się dziwnie,że nie ma czasu dla najmłodszej z sióstr .Niestety obowiązki królowej za bardzo ją pochłonęły, a Zunia przecież tak szybko dorastała! Nora miała większą więź z Ndoto i Lajlą, z którymi się wychowywała. Było jej żal Zuni, dla której Wise, Taje, gepardka ,Kion, byli bliźsi, niż starsze rodzeństwo.
Musiała to zmienić.
-Zunia, -zaczęła
Brązowa spojrzała na nią zaciekawiona.
-Tak?
-Masz może ochotę iść na patrol,ze mną,Lajlą,Ndoto i Kisu? Później możemy zapolować.
-Z chęcią!-ucieszyła się mała, uśmiechając się szeroko.
Kisu pochylił się i szepnął partnerce na ucho.
-Nie zapominaj o raporcie.
-Nie bój się,-polizała go w policzek,-nie zanudzę jej.
Kiedy dokończyli swoje danie, ruszyli swoją ścieżką.
*
Jeszcze tego samego dnia, Nora przysiadła na chwile przed wodopojem. Przyglądała się lwiątką, wesoło bawiącym się w berka. Amara uważnie je obserwowała na współkę z Kambą.
Lwiątka skakały na siebie z piskiem. Jak to zwykle bywało, wnuki Kamby stały się dla siebie bardzo bliscy. Lwiaki rywalizowały, a Kukaa zwykle tylko dopingowała, lub biegała dookoła wodopoju, była szybka.

Nora miała w tej obserwacji swój cel. Skoro nie mogła mieć potomka,któryś z synów Ndoto -mieli prezentacje, mimo zdziwienia stada,- był idealnym kandydatem na jej następcę i przyszłego króla Białej Ziemi. Nora zastanawiała się jednak, który najlepiej się nada ,nie chciała kłótni.

Obserwując oba lewki, zdała sobie sprawę z ich charakterów. Jicho mało mówił, wolał obserwować. Był też cierpliwy ,pomocny,odważny. Jego brat był bardziej wygadany, odważny, nie mógł usiedzieć w jednym miejscu.
Nora postanowiła więc,że to starszy z braci powinien zostać jej następcą,chodź oboje się do tego nadawali.

Wstała i wolnym krokiem podeszła do lewków, Jicho po prowadziła na bok.Wyjaśniła,że po swojej śmierci będzie potrzebować następcy i spytała, czy lewek chciałby nim być. Jicho był wniebowzięty .Od razu się zgodził, i pobiegł poinformować o tym przyjaciół . Amara podniosła na białą królową zaciekawione spojrzenie, ale nim się odezwała, Nora zniknęła w swoją stronę. Miała do dokończenia dalsze obowiązki.
*
Jicho podszedł do przyjaciół i przybrał dumną minę. Kukaa spojrzała na niego uważnie.
-Czego od ciebie chciała, kuzynie, nasza królowa?
-Powiedziała mi,że potrzebuje następcy. Zaczniemy lekcje za dwa miesiące i będę przyszłym królem.
-Mówisz poważnie?- spytał zaciekawiony Jasiri, -to ekstra.
-Nie ekstra,-syknął Hakimu,-czemu akurat ty, nie ja? Albo Nguvu? Jasiri? Ty?
-Co w tym złego?!-odsyknął Jicho
Nguvu i Jasiri spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Syn Chaki westchnął:
-Nie kłóćcie się. Królowa wie co robi. Poza tym, my nie jesteśmy wnukami Wise.
-Ale..to takie niesprawiedliwe,-burknął Hakimu. Jego oczy się rozszerzyły.-Wiecie co, pobawmy się w zapasy.

Przyjaciele zdziwili się, że tak szybko mu przeszło. Ale Hakimu był przecież typem luzaka, więc nic dziwnego.
Dobrali się w pary. Kukaa z Jasirim rozpoczęła. Wygrał lwiak, więc walczył z Nguvu. Teraz zwyciężył syn Teo. Oboje spojrzeli na siebie wrogo, nim poczekali,aż synowie Ndoto skączą, by wziąć udział w finale.
Dla obu lewków była to jednak prawdziwa walka. Jicho i Hakimu skakali na siebie z małymi wyciągniętymi pazurkami. Lubili się, byli braćmi, ale teraz coś nimi zawładnęło. Zazdrość i rządza zwycięstwa.

Pierwsza zorientowała się Kukaa, przerażona, pobiegła po mamę, która rozdzieliła oba lewki. Hakimu i Jicho mieli niewielkie zadrapania, a w ich oczach buchowała dalsza rządza władzy. Kukaa przytuliła się do brata ,a Nguvu i Jasiri kumple zaczęli rozmawiać niespokojnie,o tym co  właśnie się stało.
-Co tu się dzieję? No ,mówcie,-burknęła Amara
-Nic,-oboje odparli w tym samym czasie.
Kamba podeszła bliżej i uważnie przyjrzała się dwójce.
-Powiecie o co poszło?- nastała krępująca długa cisza. Kamba westchnęła,- idziemy do Imani, niech z wami porozmawia.
Kamba ogonem zagoniła oboje, by szli za nią. Bracia rzucili spojrzenie w stronę przyjaciół, ale poszli za starszą lwicą.

Amara zwróciła się do lwiątek.
-O co im  poszło?
-Chyba o to,że Jicho ma być przyszłym królem,-powiedziała Kukaa i wytłumaczyła Amarze dokładniej wszystko.
Amara zaskoczona skinęła głową. Namyśliła się chwile, nim odpowiedziała.
-Nie zajmujmy się tym teraz. Chodźcie dzieci, pójdziemy na spacer. Nguvu, dajmy twojej mamie odpocząć i chodź z nami.
-Dobrze, ciociu,-odpowiedział lewek, zwrócił się następnie do Jasiriego,-wyścig?
-Czekałem aż zapytasz
-Ja też chce,-krzyknęła uradowana Kukaa
Trójka lwiątek pobiegła przed siebie szczęśliwie, za nimi potruchtała Amara.
*
Imani właśnie wracała z polowania z resztą lwic. Upolowały dwie antylopy i zebrę. Szczęśliwe, ciągnęły i równocześnie  rozmawiały ze sobą szeptem.
Ślepa lwica nie mogła doczekać się pierwszego polowania od miesięcy.
Idia uniosła zaciekawiona głowę, gdy w ich stronę szła Kamba.
-Już głodna?
-Ja do Imani,-odpowiedziała matka lwicy.
Lwica koloru Toffi, odwróciła się w jej stronę. Skinęła towarzyszką głową, by podejść do opiekunki lwiątek, gdy reszta wróciła do ciągnięcia zwierzyny na Białą Skałę.

Imani zmrużyła oczy.
-O co chodzi, Kambo? Czym się denerwujesz?
-Twoi synowie strasznie się dzisiaj posprzeczali, doszło do bójki.
Imani otworzyła szerzej oczy i spojrzała ślepym wzrokiem na dwójkę lewków, którzy patrzyli w ziemię.
-Może z nimi pogadasz, bo mi nic nie chcą powiedzieć,-odparła Kamba,-idę do Hope. Pa, córeczko.
Odwróciła się i szybko odeszła.
Imani pokręciła kilka razy głową.
-Powiecie mi o co chodzi?

Lewki zawahały się, ale w końcu wytłumaczyły mamie wszystko. Imani była widocznie zdziwiona,ale wysłuchała wszystkiego do końca .A słuch miała bardzo dobry.
Hakimu podniósł głowę.
-To nie jest sprawiedliwe
-Ale ciocia Nora mnie wybrała,-odpowiedział Jicho
-Jicho, nie spodziewałam się tego po tobie,-zaczęła Imani,-zawsze taki cierpliwy, a sprzeczasz się z bratem o coś takiego? Ty nie lepszy Hakimu, jak możesz zazdrościć.To zła cecha i nie tak was wychowałam,- uniosła wyżej głowę,-Rodzeństwo powinno na siebie liczyć.Macie tylko cztery miesiące, jesteście tacy mali.Chce widzieć w was zgodę.
Jicho i Hakimu musieli przyznać Imani rację. Zawsze szanowali lwicę. Spojrzeli na siebie.
-Sorki brat, przegiąłem, -przyznam Hakimu,-może być zgoda?
-Zgoda. Nie będę się przechwalał, obiecuję. Co powiesz na zabawę?
-Z chęcią,- przybili sobie po piątce.
Imani uśmiechnęła się delikatnie.
-Dzieci, ale wy wiecie,że teraz was już nie puszczę,- spojrzeli na nią zdziwieni,-pora na kąpiel.

Wrócili do jaskini.
Synowie Ndoto, nie znosili mycia. Imani ułożyła ich obok siebie, ogonem owinęła dla bezpieczeństwa i poczęła przesuwać język po sierści jednego, potem drugiego. Robiła to delikatnie, ale żeby szedł brud. Oboje  siedzieli grzecznie, chodź chcieli się wyrwać.

Po wszystkim, Imani przyniosła im po kawałku mięsa.Ułożyła się obok nich.
-Wasz tata wróci chyba późno.
-Szkoda, pograłby z nami w piłkę,- zawołał Hakimu. Chwile później upuścił uszy po siebie,- m-mamo?
-Tak, skarbie?
-Kim mam być w przyszłości?
To pytanie zaskoczyło córkę Arro.
-Haki,jesteś taki młody, nie myśl o tym. Będziesz tym, kim będziesz chciał. Ja, chciałam być lwicą polującą i pomimo mojego kalectwa, dzięki ciężkiej pracy to osiągnęłam.
Hakimu przewrócił głowę na bok.
-Czy będę mógł nawet opuścić Białą Ziemię, ruszyć w podróż?
-Jeśli będziesz tego chciał,-odpowiedziała Imani i ogonem przejechała po jego plecach,-widzisz, zazdrość przeszła. Na przyszłość, z taką sprawą do mnie.
Jicho skinął głową.
-A opowiesz nam bajkę?
Imani skinęła głową.
*
Nora napiła się wody. Lajla poszła w ślad za nią.
Obie kierowały się w stronę jaskini w której mieszkała Matibabu, by spytać, czy ktoś nie potrzebuje ich pomocy.
Niespodziewanie jednak, postanowiły iść dłuższą drogą koło skałek.
Białe lwice czuły ciepłe promienie słońca, chłodny wiatr muskający pysk .Zmrużyły oczy zachwycone. Wkrótce będą mogły wtulić się w swoich partnerów i zasnąć.

Przechodząc koło skałek, obie nastawiły uszu .Odpoczywające lwice głośno rozmawiały. Nora zatrzymała się nagle gwałtownie, gdy dosłyszała swoje imię.
-Skoro wybrała jednego z..
Nora przybliżyła się bliżej, by  w pełni dosłyszeć.
-To musi być coś na rzeczy.
-Może po prostu szuka na wszelki wypadek
-Nie ma jeszcze potomka, myślę,że to prawda..
-Ja także...
-Co ma być prawdą?-przyłączyła się teraz inna lwica
-Że nasza królowa nie urodzi nigdy lwiątka.
Lajla zastrzygła uszami.
-Podłe plotki, nie przejmuj się Nora.
-Kiedy to prawda,- oczy królowej rozszerzyły się, gdy spojrzała na młodszą siostrę,-tak mówiła mi Matibabu.
Lwice nie przestały rozmawiać.
-Skoro nie może mieć lwiątek, to składam jej rezygnacje, lepiej pozbyć się jej z tronu, bo przepadniemy!
-Zgadzam się.
- I ja. Co z niej za lwica? Jak chce nam zapewnić bit.
Lajla zmrużyła brwi. Nora akurat poderwała się i biegła teraz w zupełnie inną stronę. Widać,bardzo dotknęły ją te wszystkie słowa.
Lwice spojrzały w ich kierunku i pyski im opadły.
-My..
Lajla uniosła wysoko głowę i syknęła.
-Nie zapominajcie,że moja matka chciała na tej ziemi spokoju. Nie obelg, bo ktoś dajmy na to,ma inny kolor futra, czy jest niewidzący. Jeśli moja siostra nie ma chwilowo lwiątek, to nie wasza sprawa, a jeśli..-zwróciła się do czwórki,- trzeba wam ofiary, to spójrzcie na siebie, albo jeszcze lepiej odejście do Tęczowej Krainy,-syknęła,-Nora to wasza królowa i ma być spokój, jasne?
Lwice skinęły głowami.
-A teraz od obowiązków, wystarczy wam przerwy,-fuknęła biała lwica.
Kiedy wszystkie odeszły, Lajla westchnęła. Chyba pogorszyła sytuację, ale nie mogła się temu przyglądać bezczynnie.
Smutnym wzorkiem spojrzała daleko za siebie. Nora..czy wszystko dobrze? Gdzie jesteś?
*
Córka Wise biegła nie zatrzymując się przed siebie. Cały czas wiedziała jednak gdzie się kieruję, dobrze znała swój dom. I wciąż widziała Białą Skałę.
Kiedy zaczęły ją boleć łapy, zatrzymała się i od razu ułożyła. Znajdowała się na łące, gdzie trawa delikatnie poruszała się zgodnie z ruchem wiatru. Słońce zaczęło zachodzić i Norę oślepił pomarańczowy blask. Oczy białej lwicy były przy tym puste.
Jej najgorsze obawy się sprawdziły. Nie mogła mieć lwiątka, wśród stada się to rozejdzie i jeszcze gorzej, Kisu się z nią rozstanie.
Położyła głowę na łapach, a smutek zamglił jej oczy.

Wtem zerwał się mocniej wiatr. Nora uniosła głowę i od razu wstała. Niedaleko niej zaczął układać się wizerunek. Z początku niewidoczny, jaśniał i kształtował. Sylwetka lwicy uśmiechnęła się do niej. Nora z ulgą uświadomiła sobie,że widzi swoją własną duchową przewodniczkę, babcię -matkę Wise i Maji.
-Angela..co..
-Potrzebowałaś mnie, czyż nie? więc jestem,-powiedziała delikatnie. Ten głos był tak przyjemny dla uszu, że Nora mimowolnie zamknęła oczy by się w niego wsłuchać.Uśmiechnęła się ,a  do nosa dotarł różany zapach.
-Mam. Wiesz, one..
-Wszystko wiem,Noro. Nie martw się, wszystko się ułoży. Stado zapomni.
-Ja nie zapomnę. Chce być matką,- szepnęła królowa
-Jesteś wspaniałą królową i będziesz równie dobrą matką.
-Przeze mnie same kłopoty...-szepnęła Nora i gwałtownie uniosła głowę,-matką?
-Tak mi się powiedziało,-mruknęła Angela,-nie rób sobie nadziei. Nora, kochanie, mogę cię zapewnić,- zaczęła się rozpływać,-że o ile wciąż będziesz działać, będziesz zadowolona.

Lwica całkiem znikła. Nora westchnęła. Spojrzała na granatowe niebo i pierwszą migającą gwiazdę.Angela niewiele jej pomogła, ale jednak mała iskra  błysnęła.

Wróciła na Białą Skałę z uniesioną głową. Od razu zagaiła majordamuskę, wzięła kawał mięsa i usiadła na podwyższeniu. Lwice w jaskini zwróciły na nią uwagę. Nora wtuliła się w partnera.
-Jak minął dzień?
-Jak zawsze,-odpowiedział lew,-a u ciebie coś ciekawego?
-Właściwie, to..- Nora zwróciła się głośno do stada,-jutro macie dzień wolny . Sama zapoluję dla stada.
Wszyscy wpatrywali się w nią zdziwieni, nawet Wise. W końcu pochylili z szacunkiem głowy.
Kisu zmrużył oczy.
-Co cię naszło? -po czym dodał,- z chęcią ci pomogę.
-Ja też,-powiedziała Lajla.
-Dziękuję wam. Dobrze ,was mieć przy sobie,-stuknęła się nosem z siostrą i przejechała językiem za uchem partnera.
Z uśmiechem patrzyła w swoją przyszłość. Chodź widocznie tylko ja wiedziałam, że nadciągają poważne kłopoty.


Hej.
Na początku pragnę przeprosić za rozdział. Wiem, że nie udał mi się, nie jestem zadowolona ,więc nie musicie go komentować.
Rozdział pisany dwa dni.Nie wrzucę nic w weekend, więc w tym tygodniu prawdopodobnie będzie tylko ten. Jutro mam urodziny (27- urodziny16).
Zakładka z bohaterami zostanie za niedługo zaktualizowana.
Życzę wam miłej nocy c:
ps: Dochodzimy do głównego wątku sezonu 3 i jego końca(pewnie w grudniu,jeśli dobrze pójdzie, to potem będzie sezon 4) ale także pragnę uprzedzić,że będę często wrzucać piosenki.

niedziela, 23 września 2018

Rozdział 116

Słońce wolno wzeszło na najwyższy punkt. Nora zmrużyła oczy, gry oświetliły ją jego promienie.Sawanna wyglądała pięknie o świcie.Zwierzęta pomału budziły się. Kisu ziewnął, ale nie poruszył się. Oboje długo jeszcze wpatrywali się w horyzont, przytuleni do siebie.

Wise obudziła się także wcześniej. Spojrzała na córkę przy jej boku i się uśmiechnęła. Jej skarbek. Chciała dla niej szczęścia.
Miała spotkać się z Kionem za kilka dni.Dzisiaj pomyślała,że spędzi czas nad wodopojem z przyjaciółmi.

Jednej lwicy nie był jednak pisany dzisiaj odpoczynek.

Kiedy stado się obudziło,lwice polujące z Idią na czele poszły na polowanie. Po śniadaniu, Nyeusi i Mto ruszyli na szkolenia, za nimi Hodari i Kilio II z resztą. Kamba wyprowadzała lwiątka nad wodopój, w tym własne córki i Zunię,która także zmierzała na spotkanie z przyjaciółką. Wise opuszczała jaskinię jako jedna z ostatnich. Przywitała się wcześniej z Norą. Królowa, jej siostra ,brat i Kisu mieli ruszyć rozwiązać kolejne konflikty na Białej Ziemi.

Ndoto podszedł do Imani i pożegnał się z nią czule. Lwica pochyliła się, żeby przyjrzeć się młodym Amary. Lwica przysypiała, lwiątka już dawno pochłonął sen. Imani zdecydowała,że pójdzie nad wodopój.
Szła szybko, ale ostrożnie. Duży brzuch utrudniał jej to wszystko.
Gdy dotarła na miejsce, od razu ułożyła się u boku mamy i obserwowała zabawę sióstr. Uśmiechnęła się lekko, myśląc, jak wkrótce zobaczy tutaj własne lwiątko.
-Pójdę się przejść, dobrze?-rzuciła do Kamby
Lwica niepewnie skinęła głową.

Imani delikatnie wstała i ruszyła przed siebie, pełna enegii z tego dnia. Promienie słońca ogrzewały ją przyjemnie, a wiatr muskał jej pyszczek. W oddali słyszała same znajome pyski i aż przypomniała sobie dzieciństwo. Teraz z braćmi się mijała, ale kiedyś bawili się przy każdej możliwej okazji, to dzięki nim Imani Nzuri przestała bać się burzy, a w deszczu widziała coś pięknego.
Imani przyspieszyła pod naciskiem miłych wspomnień.

Czuła zapach zwierzyny.Z całego serca marzyła by zapolować. Powstrzymała się jednak i ruszyła dalej. Kierowała się węchem i słuchem.

Nagle jednak ostry ból sprowadził ją na ziemię, wróciła z krainy relaksu. Zaczęła mocniej oddychać.
To już.
Cichy szept,pełen ciepły uzmysłowił jej, co się dzieję. Poderwała się i starała się odnaleźć drogę do baobabu. Dźwięki, zapachy, teraz to wszystko się na nią rzuciło,aż jej się zakręciło w głowie. Nie potrafiła znaleźć drogi. Usiadła więc zrezygnowana.
Zacisnęła zęby, a ogonem przejechała po brzuchu.

Musiała przemóc po raz pierwszy dumę.
-Pomocy! Pomocy! Zaczęło się..- warknęła najgłośniej jak umiała.
Od razu usłyszała kroki, więc ponowiła prośbę.
Ucieszyła się na głos Bahatiego,Kody i Msimu. Wytłumaczyła w kilku jękach o co chodzi. Lwy od razu pobiegły włożyły lwicę na grzbiet Msimu,a reszta przodem pobiegła do jaskini.
-Nie martw się,będzie dobrze,-szepnął Msimu, biegnąc przed siebie.

Gdy dotarli do jaskini medyków, Matibabu od razu do nich podeszła. Odpędziła lwy z jaskini. Ci od razu pobiegli poinformować stado ,i co najważniejsze Ndoto, który miał zostać właśnie ojcem.

Matibabu pochyliła się nad leżącą Imani. Ślepa lwica spojrzała na nią.
-Będzie dobrze,-powiedziała spokojnie medyczka,-tyle porodów już odbierałam.. Gotowa?
Imani skinęła głową i od razu warknęła z bólu.
Krzyknęła.

Kilka minut później, było już po wszystkim.
*
Ndoto odpoczywał ,wpatrując się w błękitną wodę, wolno się ruszającą. Wkrótce wróci na Białą Skałę na obiad. Obok niego leżały Lajla i Nora, ciesząc się promieniami słońca.
Ndoto uśmiechnął się na widok sióstr.

Od razu ,kiedy usłyszał swoje imię, odwrócił się. Koda biegł w jego stronę. Ndoto podniósł się, tak jak królowa i dawna księżniczka.
-Co się stało?
-Imani ..zaczęła...rodzić,-wysapał lew, -jest w jaskini Matibabu.
Oczy Ndoto otworzyły się szerzej. Podczas kiedy Nora i Lajla zaczęły mu gratulować,lizać i przytulać, on nadal stał zaskoczony.

Nie był głupi ,wiedział,że pewnego dnia będzie musiał zostać ojcem. Ale nie spodziewał się,że to nastąpi dzisiaj. Nawet się bał, co jeśli będzie złym ojcem? Nawet nie pamiętał dobrze swojego. Co jeśli będzie taki okropny,że dziecko będzie przez niego cierpieć i co ma powiedzieć Imani,kiedy ją zobaczy? "jest piękne.." każde lwiątko jest piękne. "Wyjątkowe.." Na swój sposób, może. Ale co jeśli będzie brzydkie, też ma tak powiedzieć, czy to będzie niezręczne?

Jego złe myśli, przerwał Koda, który zaciekawiony wpatrywał się w niego, razem z córkami Wise. Ndoto pokręcił głową i poderwał się do biegu. Lwy za nimi zaśmiały się, a on uświadomił sobie,że z tych nerwów pomylił kierunki.

Od razu zawrócił, by szybko znaleźć się w skazanym przez Kodę miejscu.
*
Wise już czekała pod jaskinią.Oczywiście, widziała już lwiątka Imani. Była rada,że po raz kolejny została babcią. Czekała teraz tylko na syna. Kamba siedziała u jej boku,także radosna.

Gdy ten się pojawił, uśmiechnęła się miło.Ndoto wszedł do jaskini. Reszta stada skłoniła głowy przed Norą.
Białe lwice usiadły obok matki, skore do rozmowy.
*
Imani natomiast, słysząc wiele głosów obok siebie, poczuła ból głowy. Wiedziała jednak,że wszyscy będą chcieli zobaczyć jej dzieci i to nie minie.

Ona natomiast czuła się bardzo zmęczona. Powieki jej opadały, była głodna, ale z uporem, czekała na Ndoto.

Matibabu podała jej jakieś zioła, oraz kawałek antylopy, który lwica zjadła szybko ,ze smakiem.
Imani pragnęła teraz tylko jednego. Zobaczyć własne dzieci.

Żałowała mocno,że jest ślepa. Nie mogła ich zobaczyć,jakie mają futra, jak się uśmiechają. I ją także dopadły rozważania .Czy będzie dobrą matką? Czy dzieci będą się jej wstydzić?
Polizała każde z osobna po główce.
_
Ndoto wbiegł do jaskini zadowolony. Od razu przysiadł przy lwicy koloru toffi.Imani spojrzała na niego,kiedy tylko polizał ją na uchu. Oboje byli radośni.
-Fajnie,że jesteś.
-Przepraszam,że musiałaś radzić sobie sama, -polizał ją w policzek.
Imani spojrzała  teraz na lwiątka w swoich łapach.
Ndoto także to uczynił.

Lwiątek była dwójka.
 
Jedno miało brązową, taką jak Imani sierść.Drugie o wiele jaśniejszą, i tylko brzuch oraz obwódki i łapy, miał białe. Oba lwiątka miały jego nos.
Ndoto uśmiechnął się na  ich widok.
-To synowie,-powiedziała mu Imani, -możesz mi powiedzieć, jak wyglądają?
-To silne lwiątka, uśmiechają się do nas,-Ndoto teraz zniknęły wszystkie wątpliwości, kiedy je ujrzał. Są piękne, wyjątkowe, różne słowa przychodziły mu na myśl. To były jego lwiątka.-Myślę,że dobrze spiszemy się w roli rodziców,-dodał, zanim zaczął opisywać ukochanej ich wygląd.
-A jakie mają oczy? Czy któryś jest ślepy?-spytała zatroskana.
Ndoto zdziwił się.
-Skąd taki pomysł, kochanie? Oboje świetnie widzą.
Imani pomyślała,że później mu wytłumaczy. Zamknęła oczy.
-Mają oczy niebieskie, tak? Po tobie?
Ndoto przyjrzał się synom.
-Tak. Niebieskie oczy ma tylko jeden z naszych synów, młodszy.
Imani zdziwiła się.
-Myślałam,że obaj będą mieli niebieskie. Jakie ma drugi?
Ndoto uśmiechnął się ciepło.
-Imani, nasz pierworodny otrzymał oczy po tobie.
-Jak to po mnie? Jestem ślepa.
-Gdybyś jednak nie była,miałabyś oczy zielone. I on właśnie takie ma.

Imani uśmiechnęła się wzruszona. Zielone.
Oboje przytulili się z Ndoto, ciesząc się towarzystwem również swoich dzieci. Teraz byli w komplecie.

-Jak ich nazwiemy?-spytał Ndoto,-nie mam pomysłów..
-Jeśli pozwolisz,-Imani szepnęła,- to mam dla obu idealne imiona. Młodszego nazwiemy Hakimu*, a starszego Jicho**.
Ndoto skinął głową.
-Idealne imiona ,tak jak ich posiadacze.
_____________________________
*sędzia
**oko

I oto są! Nie mogłam się doczekać, kiedy Imani i Ndoto zostaną rodzicami. Przepraszam,że rozdział krótki i tylko o Imani, ale mam nadzieję,że także jesteście radośni z narodzin Hakimu i Jicho. Jeden z nich odegra bardzo ważną rolę w trzecim sezonie, drugi został stworzony tylko po to ,by Ndoto miał dwóch synów.
Pamiętajcie, o komentowaniu, bo  zrywam nocki specjalnie ,byście mieli rozdział prosto z pieca ;)
Dziękuję że jesteście.
Ponieważ lubię dedykować rozdziały, ten dedykuję Kosiarz -01
1.Jak podobają wam się wnukowie Wise?
Do następnych dwóch,
Pozdrawiam
Ps: W czwartek mam urodziny=16, to już prawie dwa lata na fandomie, jak ten czas leci. :)

sobota, 22 września 2018

Rozdział 115

Wise przeciągnęła się, po czym niepewnie opuściła jaskinię. Od razu domyśliła się,że za nią idzie zarówno jej najmłodsza córka ,jak i Taje. Na szczycie Białej Skały siedziała Nora i uważnie obserwowała swoje królestwo. Wise chrząknęła, by zwrócić jej uwagę. Nora odwróciła się do nich z uśmiechem. Od razu podeszła, by przytulić matkę, objąć młodszą siostrę i skinąć głową Taje.
-Dokąd się wybieracie?
-Do... właśnie, gdzie idziemy?-spytała Wise, spoglądając na Taje. Zunia wyprostowała się.
-Na polowanie! Proszę!
-Mhm, no dobrze,- powiedziała Taje,-myślę,że możemy później pójść na spacer, co ty na to przyjaciółko?
-Dobrze,-Wise polizała swoją córkę po główce. Jeszcze raz przytuliła Norę, nim wraz z Taje zaczęły schodzić z Białej Skały. Odwróciła się jednak jeszcze do córki. -Dużo pracy?
-Oh tak, właście czekam na raport,-mruknęła królowa
*
Niewiele czasu później, wstało całe stado. Kisu od razu zebrał drużynę i ruszył na patrol ,zostawiając Norę samą z Zazą. Ale to nie był największy wyczyn tego dnia królowej.

Bora spokojnie podeszła do Nory. Trochę jej jeszcze dokuczały rany, ale nie okazywała tego. Uśmiechnęła się szeroko, pochylając głowę z szacunkiem. Nora odwzajemniła uśmiech.
-Cześć,Bora, co cię do mnie sprowadza?
-Muszę cię o czymś poinformować,-wzięła głęboki wdech,-rozmawiałam z Barafu i naszymi córkami. Mój partner zaproponował żebyśmy wrócili na Rajską Ziemię.
 Wspomnienie:


Bora ułożyła się wogodnie na skałach, zmęczonymi oczami spoglądając w dal. Barafu
zajął miejsce obok swojej ukochanej i z czułością liznął jej uszy.
-Wpadłem ..muszę ..
-Mów, nie gryzę,-zaśmiała się
Barafu uśmiechnął się lekko. Akurat w oddali przebiegły ich córki z przyjaciółmi. Sun
świetnie zaklimatyzowała się przez te trzy dni, a stado ucieszyło się z jej powrotu..Tak
jak jej  rodzina.
-Może skąd odejdziemy.
-Barafu, za dużo słońca, czy jak?
-Bora, Biała Ziemia dopiero się rozwija, ma wrogów. Straciliśmy córkę.
-Ale ją odzyskaliśmy
-Rajska Ziemia. Mój dom, gdzie kiedyś przebywałaś. Myślę,że Sun i Rihaya mogą tam
wkroczyć w dorosłość i założyć rodzinę. Bezpieczne.
-Barafu,urodziłam i wychowałam się tutaj, tu zostałam najszybszą z lwiej gwardii, tu mam braci.
-Rodzice już nie wrócą,- szepnął jej. Wiedział,żę Bora tęskni za Kilio i Busarą. Lwica spojrzała na niego wielkimi oczami.- To tylko propozycja. Możemy zacząć wszystko jeszcze raz.
-Muszę to przemyśleć, dobrze? Kocham Białą Ziemię.
-Zastanów się tylko, czy nie mogłabyś pokochać także innej,- z tymi słowami ją zostawił.
Bora polizała się po łapie,coraz bardziej zaczęła przyzwyczajać się do tego pomysłu.
*
Postanowiła o tym porozmawiać z medyczką.
-A w czym ja ci mogę pomóc Boro, to twoja decyzja.
-Nie jestem potrzebna Lwiej Gwardi, Białej Ziemi, czy moi rodzice nic nie mówią?
Matibabu spojrzała na nią uważnie.
-Kilio nie odzywa się do mnie,chodź wciąż ją wołam. Widać,coś szykuję. Bora, urodziłaś się jako drugie lwiątko na Białej Ziemi,zaraz po swoim bracie. Ty moja droga, jesteś cześcią Białej Ziemi,ale możesz wybrać inną ścieżkę. Wiesz, najszybsza wkrótce przeminię.
-Co masz na myśli?
-Urodzi się szybka lwiczka, jeszcze szybsza od ciebie
-To możliwę?
-Jeśli ma być jedną z członkiń Lwiej Gwardii ,to tak.
Bora skinęła głową i nie czekając, opuściła baobab.

Długo błąkała się sama na spacerze,szukając odpowiedzi. W końcu podjęła decyzję.
Zgodziła się,by zamieszkać na Rajskiej Ziemi. BArdzo jej się tam podobało ,poznała fajne lwice ,a skoro jej mąż mógł być głównym przywódcą straży,a ona lwicą polującą, to czemu by nie? Odnajdzie się,przecież zawsze była optymistką. Z Biała Ziemią wiele ją łączyło, ale czuła,że to dobra decyzja.
Sun i Rihaya zgodziły się bez wahania. Sun nie miała zbyt wielkiej więzi ze swoją ojczyzną,jej było to obojętne, byle żeby być z rodzicami i siostrą. Z kolei Rihaya ,wiedziała,że Hodari i Kilio założą wkrótce rodziny i zostanie sama. Nie szkodziło jej,by znalazła nowe powołanie.
*
Nora westchnęła.
-Jesteś pewna,Bora?
-Myślę,że Rajska Ziemia może stać się moim nowym domem. Lubię tamtejsze lwice, polowania i przedewszystkim,zacznę wszystko bezpiecznie z córkami. Nie mogę jej stracić.
-I już nie stracisz..
-Nie możesz mi dać tej gwarancji Nora,-powiedziała twardo Bora. Musknęła nosem nos królowej.-Będzie dobrze. Czy mogę jutro opuścić stado?
Nora skinęła głową. Nie wiedziała jak przekazać to Kisu..
-Możesz.
Co najważniejsze, straciła właśnie zaufaną członkinie stada.
Błysk w oczach córki Kilio,uświadomił jej jednak, że podjęła dobrą decyzję.
*

Bora szła zestreszowana w stronę granicy. Za zapachem. Szybko odnalazła brata, idącego razem z Kodą, Teo i Chaką. Zatrzymała go i poprosiła na bok. Bahati zdziwiony ruszył za siostrą.
-Czego chcesz? Jestem tak jakby zajęty.
-Bracie..Bahati...-Bora zawahała się na chwile nim westchnęła,-Muszę odejść z Białej Ziemi
-Wakacje?
-Nie. Razem z Barafu przeprowadzamy się na Rajską Ziemię z córkami. By zacząć od nowa.
Bahati wybałuszył oczy.
-Nie możesz tego zrobić. Nie możesz. Przecież jesteś moją siostrą. Matka,ojciec,nie żyją. Bora, masz obowiązki i..
-Nie mam ich. Spójrz, już dawno nie jesteśmy Lwią Gwardią, chyba,że z tytułu,-mruknęła Bora,-Kocham cię, ale ty także masz swoje życie i rodzinę.
-Ty też nią jesteś,-w oczach syna Kilio błysnął wielki smutek i żal.
Bora przytuliła się do niego.
-Przykro mi,ale nie zmienię zdania. Pamiętaj, nic mi nie będzie. Zawsze pozostanę z tobą.
-Kocham cię,-szepnął Bahati,- i nie mogę pozwolić, by coś ci się stało.Pójdę z tobą.
-Zostań na Białej Ziemi, za nas obu. Wybacz, bracie,-przytuliła go mocniej.
Teraz zamilkli na długo.
*
Kiedy Rihaya opowiedziała o ich planach ,Kilio i Hodari byli przerażeni. Mieli stracić obie przyjaciółki.Później jednak zrozumieli,że dla obu jest to szansa i postanowili zrobić im impreze pożegnalną. W tym celu,Hodari poszedł po pozwolenie od królowej, a Kilio z córkami Bory wybrała się na polowanie. Mieli imprezę zrobić na polanie, dla wszystkich przyjaciół.
*
Pod wieczór odbyło się przyjęcie. Całe stado z chęcią przybyło pożegnać Borę i jej rodzinę. Rihaya, Sun, syn Lajli i córka Shani, bawili się wyśmienicie, rozmawiając na uboczu. Natomiast reszta albo jadła, albo tańczyła po swojemu. Kisu wpatrywał się smutnie w Borę, która rozmawiała z Bahatim. Nora przytuliła się do niego.
-Nie wierzę,że moja siostra odchodzi.
-Wiem,że to może boleć.
-Nie wiesz.
-Kisu, odszedł Huruma, z którym miałam wielką wieź brata i siostry.
-To co innego.
Lajla usiadła obok nich.
-Moja córka także odeszła. Ból i żal pozostaną, ale wkrótce zrozumiesz,że robi to słusznie.
Kisu skinął głową. Podszedł do swojej siostry i brata. Nora i Lajla przytuliły się do siebie z czułością gładząc po uszach. Zunia wskoczyła między nie,więc cała trójka się zaśmiała.

Gwiazdy migotały specjalnie na te jedną noc.
*
Matiabu siedziała jako jedyna w jaskini medyków, przyglądając się skalnej półce pełnej malunków. Mruknęła.
-Kilio, powiedz mi, co szykujesz.Co się stanie z Białą Ziemią?
Matibabu nie spodziewała się odpowiedzi. Walnęła mocno łapą w ziemię, straciła cierpliwość,przez wszystko co dotąd się działo.
-Kochasz Biała Ziemię, więc musisz mi coś zdradzić,żebym ją chroniła!
Zawiał lekko wiatr, ale Matibabu chodź się starała, nie dostała wiadomości. Fuknęła z gniewem.Przeniosła się do innego pomieszczenia.
*
Następnego dnia, Bahati pożegnał czule siostrę, Kisu także. Rihaya pożegnała przyjaciół. Bora obiecała Taje i Wise ,że będzie uważać, podziękowała Norze za śniadanie i odwróciwszy się, ostatni raz zetknęła ze starszym bratem nosem, nim odeszła w stronę granicy. Za nią ruszył Barafu i Rihaya z Sun. Przed całą czwórką zrodziła się nowa przygoda.

Faktycznie,gdy dotarli do Rajskiej Ziemi, Bora nie spodziewała się,że zostaną tak ciepło przywitani. Córki od razu ruszyły na zwiedzanie,Barafu na rozmowę .Bora została natomiast zaciągnięta przez lwicę do polowania a później ploteczek. Cóż, to oznaczało,że mogło być lepiej. Przynajmniej dla Bory i jej rodziny.
Bora z optymizmem  wpatrywała się w przyszłość, Rajska Ziemia jeszcze zdradzi przed nią sekrety.
*
-Atakuj szybciej!- syknął Sawa, prostując się.
Biała lwica jak grom skoczyła w stronę kamienia, powaliła go i ostrymi pazurami przejechała po nim aż do rys. Lew skinął głową,-Nawet dobrze. Ale to jeszcze nie jest poziom Hasiry.
Lwica, na którą teraz Sawa spoglądał, miała białą sierść, krwiste oczy i takie samo nastawienie co on. Obiecał Hasirze,że zniszczy jej serce i to uczynił. Johari, żywiła nienawiść do Białej Ziemi i Wise. Była godną następczynią,  by wdrożyć kolejny plan. Do tego jej okres nastolatki się kończył. Wkrótce wszystko się rozpocznie.
Johari spojrzała na niego z  szyderczym uśmiechem, jakby odczytując, o czym lew myśli. Sawa skinął jej głową.
*
Dwa miesiące później
-Nie mogę się doczekać, aż je zobaczę!- Kamba powiedziała to z wielką radością. Jej oczy błyszczały. Wise się jej nie dziwiła. Razem z Taje, Nyeusi i Mto czekali obok niej, przed jaskinią. Teo i Chaka niespokojnie wiercili się w kółko. Przecież właśnie dzisiaj na świat mieli przyjść ich potomkowie.

Nora przyglądała się temu z zazdrością. Ona sama chciała mieć lwiątka.
Imani siedząca koło niej, rzuciła jej spojrzenie pełne dumy. Jej brzuch był idealnie okrągły. Było wiadome ,że i ona zostanie wkrótce matką. Coś jednak zaniepokoiło Norę w jej spojrzeniu.Nie mogła jednak o to zapytać, bo Matibabu z radością malującą się na pysku.
Skinęła głową królowej, po czym spojrzała na Chakę i Teo, dając im znak ogonem, że mogą wejść do jaskini. Obaj wystrzeli jak z procy.
Kamba podeszła do medyczki.
-I jak? Co z lwiątkami?
-Są zdrowe. Cała trójka.
-Trójka?-ucieszyła się Imani,- to muszę pogratulować moim bracią.
-Na razie zostawimy ich samych, -powiedziała spokojnie Taje, -niech nacieszą się sobą.
Wise musiała przyznać jej racje. Chodź i ją kusiło, by ujrzeć nowych malutkich członków stada.
*
Teo przyparł do swojej partnerki i delikatnie polizał ją po uszach. Miał wiele lwic w swoim życiu, nigdy nie sądził,że będzie z kimś na stałe. Ale Ukaidi podbiła jego serce. Partnerka spojrzała na niego z radością. W jej łapach leżało brązowe lwiątko,o fioletowych oczach matki. Był silnym samczykiem i oboje rodziców czuli ogromną dumę.
-Jak go nazwiemy?-spytała Ukaidi
Teo zamyślił się, ale pokręcił głową.
-Nie mam pojęcia. Może Brown?
-A co powiesz na Nguvu*?-zaproponowała lwica
Teo uśmiechnął się i ponownie polizał partnerkę. Mały wiercił się w łapach, jakby już nie mogąc się doczekać, kiedy zacznie chodzić.

Niewiele dalej, leżała Amara, i tulący się do niej Chaka. Lwica miała w łapach dwoje lwiątek. Uśmiechała się od ucha do ucha, już nie mogąc się doczekać, by pokazać jej dzieci-dumę. Chaka pochylił się i polizał oboje po główkach.
Lewek był koloru sierści Amary ,chodź jego była ciemniejsza. Oczy miał czerwone ojca. Leciutkie czarne włoski świadczyły o przyszłym kolorze jego grzywy.
Jego siostra,która radośnie się śmiała, ciekawsko spoglądając na rodziców, była jaśniejsza od złotego koloru Chaki. Oczy odziedziczyła turkusowe po mamie. Była śliczna.
-Jak je nazwiemy?-padło podstawowe pytanie Chaki,- są takie zdrowe i piękne.
-Bo nasze,-zaśmiała się Amara i polizała partnera po policzku. Spojrzała następnie pełnym miłości wzrokiem na lwiątka. Dla nich mogłaby oddać życie. Polizała każde lekko, wywołując u nich radość.
-Może syna Jasiri**?
-Jestem za,-zamyślił się lew,- mam imię dla córki Fuli!
Amara się skrzywiła.
Chaka mruknął, ale myślał dalej.
-Może Fibi? Sarah? Bell? Kukaa***? Bo? Amber? Asali? Ilia?
-Poczekaj,- powiedziała Amara,-podoba mi się Kukaa
Chaka skinął głową i oboje znów się przytulili.Byli naprawdę szczęśliwi.

Wkrótce stado przyszło obejrzeć trójkę lwiątek.

********
*siła
**odwaga
***siedzieć

Cześć,rozdział pisany był trzy dni. Mam nadzieję,że się spodobał i napiszecie komentarze,które mnie podpierają na duchu. Szkoła zaczęła się na całego. Swoją osobą, staram się pokazać ,że można. Jeśli się chce, można pozostać blogerem i pogodzić wszystkie inne obowiązki. Fandom The Lion King umiera. Staram się  pisać, by potrzymać go jak najdłużej, oczywiście pomagając.
Rozdział w chyba ten sam dzień (bo skończyłam ten 20).
A teraz pytanka:
1.Czy Bora (według was) podjęła dobrą decyzję?
2.Dlaczego Kilio nie chce nic przekazać Matibabu o przyszłości lub przepowiedniach?
3.Jak podobają wam się lwiątka? (mogę zdradzić,że każdy ma jakieś przeznaczenie)
4.Podobał wam się rozdział?
Pozdrawiam c:

sobota, 15 września 2018

Rozdział 114

Wise wracała na Białą Ziemię w dobrym humorze. Jej serce ściskał smutek,że jej przybrany syn nie ruszył z nimi. Bardzo go kochała i za nim tęskniała. Rozumiała jednak,że marzenie Hurumy się spełniło,był odpowiedzialny za stada. Czuła wielką dumę na myśl o Huru.
Biały miał u boku ukochaną partnerkę, wspaniałego syna. Mady zdecydowała się pozostać, pożegnała Wise.
Białej było jednak przykro także z powodu tego,że Lara odmówiła powrotu do ojczyzny. Córka Msimu powiedziała w prost,że drugi raz nie da radę przebyć takiej samej drogi. Chciała tylko,by Wise pożegnała i przeprosiła od niej jej rodzinę. Larę bolało serce,że nie mogła być z Lajlą,Msimu,czy bratem,ale wiedziała,że spróbują ją zatrzymać. Powiedziała Wise,że zostaje tutaj jako medyczka. Matiababu też miała się o tym dowiedzieć. Lara, będzie spełniała się w tym co kocha. Do tego Nowoziemcy potrzebują kogoś takiego jak ona.Już miała mieć pierwszych pacjentów. Huru obiecał,że będą dbać o jej bezpieczeństwo.
Jednym z powodów, dla których Lara została i tym ostatnim był Neno, który zdecydował się od czasu do czasu jej pomagać. Larze przy nim zaczęło szybciej bić serce.Nowa Ziemia miała być jej nowym domem, chodź przykre,że musi pożegnać swój stary.
 Będzie dobrą medyczką-myślała Wise.

Dawna królowa, sama ruszyła w drogę powrotną.Nie przeszkadzało jej to jednak.Pozostała przecież w niej odwaga.

Tyle samo czasu zajęło jej dojście w tamtą i tą stronę. Gdy pojawiła się przed nią Biała Ziemia, odetchnęła z ulgą. Od razu ruszyła do wodopoju,by napić się wody. Lwiątka na jej widok, podbiegły radośnie. Tak jak Kamba, która rozmawiała z Hope leżąc blisko na skale. .
-Fajnie ,że wróciłaś. Ciężko było?
-Mam ci wiele do opowiedzenia.-powiedziała Wise.
Później pojawili się już wszyscy. Taje,Mto,Nyeusi,jej dzieci,siostra i całe stado.Wise przecież była ich przyjaciółką i najbardziej szanowaną lwicą.

Lajla spojrzała na Wise mrużąc oczy.
-A gdzie Lara,mamo?
Wise spojrzała na córkę smutno.
-Postanowiła zostać na Nowej Ziemi, pod okiem twojego brata, jako medyczka.
Oczy Matibabu błysnęły dumą. Lajla natomiast skuliła się, by ukryć łzy. Jej córka odeszła... Lajla zawsze chciała,by została na Białej Ziemi,bezpieczna. Widocznie, Lara wybrała inną drogę.
Msimu przytulił się do partnerki ,by ją pocieszyć.
*
Hodari wpatrywał się w tafle wody nad wodopojem.Nie chciał siedzieć w jaskini i słuchać opowieści Wise o podróży. W jego oczach migał smutek z powodu odejścia siostry.
Usłyszał kroki,ale się nie odwrócił. Poczekał,aż Kilio usiądzie obok niego.Lwica polizała go po uchu.
-Hodari, dla niej to lepiej.Spełnia się, robi to co kocha.
-Ale nie ma mnie przy niej,-szepnął czarny,-skąd mam wiedzieć,że jest bezpieczna?-spojrzał w oczy Kilio II, -od zawsze była przy mnie, broniliśmy się nawzajem. Co ja teraz zrobię?
Kilio westchnęła. Wtuliła się w partnera.
-Znajdziesz swoją drogą.Tutaj, albo gdzie indziej. Zawsze pójdę z tobą.
Hodari przejechał językiem po jej uchu. Pocieszyła go, chodź żal po odejściu siostry pozostał.
Kilio spojrzała na niego.
-Dziękuję,-szepnął lew,mocniej ją obejmując.
-Wiesz,Hodari,myślałam o naszej przyszłości,-powiedziała poważnie,-czy chcesz być ze mną na zawsze i mieć lwiątka?
Zadała mu pytanie, na które ani na chwile się nie zawahał.
-Tak.
Pocałowali się.
*
Kiedy Wise skączyła wszystko opowiadać, wszyscy wrócili do swoich obowiązków. Treningów,polowań i zabawy. Taje i Nyeusi postanowiły odpocząć na  skałkach, natomiast Mto przeprowadzić patrol z lwią gwardią.Musieli jakoś pocieszyć Mię,która także straciła córkę. Maji trzymała się za to blisko Wise. Kion pożegnał się z rodziną,ale musiał wracać do Tęczowej Krainy.

Wise, Maji i brązowa lwiczka, położyły się na czubku Białej Skały, wpatrzone w horyzont. Akurat Ndoto i Nora mieli ważne sprawy do uzupełnienia, a Kisu wybrał się na zwiady do medyków,czy nic im nie potrzeba. Mogły więc odpocząć.
Zunia usiadła, spojrzała mrużonymi oczami na horyzont. Biała Ziemia mieniła się w słońcu.Wyglądała przepięknie. Zwierzęta poruszały się w swoich kierunkach, a lekki wiatr musnął jej pyszczek.
Zunia uśmiechnęła się.
-Mamo, a jak będzie w Tęczowej Krainie? Czy będzie tak piękna jak Biała Ziemia?
-Mówiłam ci córeczko, nie wiem,jaka teraz jest.Sama będziesz musiała to odkryć.-Wise także usiadła, by ogonem dotknąć córki, -skarbie, długa nas droga czeka.Kocham cię ,skarbie.
-Ja ciebie też,mamo.
-Ale chyba nie ruszacie w tej minucie,-zaśmiała się Maji, liząc siostrzenicę po główce,-może pójdziemy na spacer?
-Świetny pomysł,-przyznała Wise.
Zunia pokiwała energicznie głową.
Trójka lwic zeszła z Białej Skały.
*
Gwiazdy mrugały pięknie, na granatowym niebie. Było to już długo po nocy,kiedy stado spało. Lajla wpatrywała się w gwiazdy. Czy jej córka także w nie patrzyła? Lajla uśmiechnęła się smutno.Tęskniła za swoją małą. Przypomniały jej się wszystkie chwile z podobną do siebie lwiczką, własną ukochaną córką.
Kolejna gwiazda mignęła i Lajli wydawało się,że to Moto mówi córce, by się nie martwiła, bo czuwa nad nimi. Lajli to trochę poprawiło humor. Położyła się wygodniej, wyszukując kształtów na niebie. Ta noc była śliczna, nie mogła się zmarnować. Akurat z nieba spadała gwiazda.
*
Dzień później
Mwitu i Rihaya bardzo się zaprzyjaźniły. Zaczęło się od tego,że brązowa pokazała nowej towarzyszce całą Białą Ziemią, przedstawiła przyjaciół i spędzały długi czas na wspólnych posiłkach(oczywiście same polowały) oraz długo rozmawiały. Mwitu coraz bardziej obawiała się chwili, kiedy będzie musiała ruszyć na Lwią Ziemię. Odwlekała tą podróż. Polubiła Rihayę,stado białoziemców i oczywiście na samej Białej Ziemi czuła się bezpiecznie.

Tego dnia, obie lwice postanowiły zapolować na śniadanie.Obie śweitnie polowały,i nie potrzebowały dużej grupy, żeby złapać dwie zebry. Jedną postanowiły oddać Imani i Amarze, czyli prawie już bliskich porodu lwicą. Drugą zjedzą razem z rodzicami Rihayi.
Obie ciągnąć swoją zdobycz, zbliżały się coraz bliżej w stronę Białej Skały. Uśmiechały się do siebie.

Bora i Barafu byli zachwyceni polowaniem. Zjedli w czwórkę. Bora zagadywała przyjaciółkę córki. Dlaczego nie chce dołączyć do stada? Ma rodzinę? Jaki posiłek najbardziej lubi? Z kąt pochodzi? Czy wierzy w przodków? Za co polubiła ich córkę? i wiele innych....
Mwitu ze śmiechem odpowiadała na wszystkie.
Gdy Rihaya dokończyła posiłek, zaproponowała Mwitu,by poszły na spacer wraz z Kilio,Hodarim. Mwitu zgodziła się i obie wyszły.

Kiedy opuściły jaskinię, Barafu polizał partnerkę. Bora szepnęła mu do ucha, tak,by stado przebywające w jaskini nie usłyszało. Oboje siedzieli w koncie jaskini.
-Ta lwica jest taka podobna, do naszej...córki.
-Rihayi? No, może trochę,-odpowiedział Barafu.
Bora zmarszczyła brwi.
-Nie jej. Sun.
Barafu pokręcił głową. W jego oczach błysnęło zdziwienie.
-Bora, nasza Sun ... nie żyję. To jest pewne.
Bora westchnęła.
-Nigdy w to nie uwierzę.
Wstała i nie czekając na reakcje partnera, wyszła z jaskini.

Od razu poraziło ją dzienne słońce.Bora musiała więc zmrużył oczy. Na szczęście, szybko się przyzwyczaiła i już biegła w stronę wodopoju. Postanowiła bliżej poznać przyjaciółkę jej córki, zaprzyjaźnić się z nią. Może zostanie w stadzie? Chciała by Rihaya miała bliższą przyjaciółkę. Kilio miała Hodariego, a Lary już nie było.

Bora ,najszybsza z Lwiej Gwardi, szybko znalazła się na miejscu. Od razu dojrzała wesoło bawiące się lwiątka ,więc się uśmiechnęła.Zawsze chciała rodzinę i ją dostała.
Na chwile pomyślała o matce.Jak bardzo chciałaby,by ona wciąż żyła.I mogła jej teraz pomóc.
Bora cicho westchnęła i ruszyła dalej biegiem w stronę sawanny. Najlepsze jest to,że mogła biec długo i się nie męczyć. Czasem żartowała sobie z Bahatim,że urodziła się gepardem w lwiej skórze.
*
Tym czasem na granicy, w Białą Skałę wpatrywała się lwica.Rudą sierść lekko powiewał wiatr. Lwica zmarszczyła nos. Poszła tutaj za zapachem. Na szczęście nie było deszczu. Warknęła pod nosem..Biała Ziemia, to ona odebrała jej Hasirę. Lwica nie zapomniała,że dalej jest szpiegiem, chodź teraz Sawy, to zapewniało jej ochronę. Lwica obawiała się od początku. Mimo choroby ruszyła za swoją córką, byle ta nie dotarła do swojego prawdziwego "ja". Ruda mocno zacisnęła zęby, by przekroczyć granicę.

Lwica przemykała między wysokimi trawami,by pozostać niezauważoną. Na jej nieszczęście, Bora także tamtędy biegła i obie się zderzyły. Bora,gdy spostrzegła nieznajomą, wystawiła pazury.
-Kim jesteś?-dodała poważnie,-czy przybywasz by porozmawiać z królową Norą? Szukasz domu?
Lwica była strasznie chuda. Jej brązowe oczy przykrywała mgła. Bora zauważyła jednak,że lwica wysuwa pazury.
-Niczego od niej nie chce. Poza tym, Nory? A gdzie jest Wise?
-Wise już nie rządzi..-dodała Bora podejrzliwie.
Ruda otworzyła szerzej oczy.Musiała to przekazać Sawie! Dostanie awans..
-Właściwie, to szukam córki. Mwitu. Czy nie przechodziła tędy?
-O, przechodziła. Nawet się zatrzymała. Zaprowadzę cię,-mruknęła Bora,-a właściwie, jak się nazywasz i z kąt pochodzisz?
-Z...-lwica zawahała się,-..z Lwiej Ziemi. Tak. Nazywam się Shetani,-z tym ostatnim to nie skłamała. Bora poprowadziła ją w stronę horyzontu. Najpierw skałek, chodź nie miała gwarancji ,że tam zastanie złotą.
Spojrzała uważniej na lwice. Spodziewała się,że ta będzie miała złotą sierść, albo chociaż jasnoniebieskie oczy. Ale może Mwitu przypominała ojca.
-A kto jest jej ojcem?
Lwica zatrzymała się gwałtownie.
-Cóż to za pytanie.
-Przepraszam, po prostu bardzo różnicie się sierścią,-powiedziała Bora.
Shetani westchnęła.
-Moja córka została przezemnie znaleziona i od tego momentu,stała się moją rodziną.
Oczy Bory zabłysły. Oczywiście Shatani nie wiedziała,że lwica która przed nią stoi, może być tym,kogo się obawiała. Może na starość, myślała bardziej luźnie.
Bora pochyliła przed nią głowę.
-Moja córka, Sun, została porwana gdy była lwiątkiem,-Bora spojrzała na nią.Jej oczy błysnęły nadzieją.-I wyglądała tak samo.Czy to możliwę,że obie Mwitu i Sun to ta sama osoba?
Shetani prychnęła. Nagle ogarnął ją strach.
-Nie.
-Ależ..to możliwę,prawda?
Shetani warknęła.
-Nie interesują mnie twoje prawdy,Bora. To moja córka ,moje lwiątko.-wystawiła kły,gotowa do walki.
Bora zmarszczyła brwi.
-Nie mówiłam jak mam na imię.
Tym zagięła Shetani. Bora było żadkim imieniem. Najszybsza wystawiła szybko pazury, akurat w momecie, kiedy nieznajoma na nią skoczyła.


Obie lwice potoczyły się po ziemi, mocując. Pazury przejerzdzały po sierści, krew tryskała na boki. Obie gryzły się i drapały z zaciekłością i nienawiścią. Borze przypomniały się wszystkie miesiące, które przepłakała za córką. A w rudej lwicy zagościł gniew, że może stracić Mwitu i co najważniejsze-może zemścić się na Wise.
Lwica mocniej ugryzła Borę w bark i mocno kopnęła ją w brzuch .Bora poleciała dalej, ale szybko się podniosła. Siniaki ją bolały,ale nie zamierzała zaprzestawać.
Skoczyła ku lwicy i obie dalej z szaleństwem gryzły się, aż do kości i krwi.

Tym czasem, Mwitu przechodząca obok z Rihayą, zatrzymała się. Obie chciały skoczyć do walki,ale każda za inną lwicę. Rihaya za Borę, Mwitu za Shetani. Złota zatrzymała się jednak wraz z brązową, gdy z ust Bory wypłynęły słowa.
-To moja córka. Drugi raz jej nie stracę.
Obie cofnęły się, by wszystkiego wysłuchać.Sun poczuła dziwne ukucie.

Bora rzuciła się znów na lwice, ugryzła ją w łapę i pograpała plecy. Ruda syknęła z bólu. Była coraz słabsza,ale nie zamierzała się poddać. Odkoczyły obie od siebie.
-To moja córka.Drugi raz jej nie strace.
-Mwitu jest moja. Będzie walczyć za mnie.
-Porwałaś ją!
-Nie ja. Kiedy tylko się ciebie pozbędę, zabiorę ją.Jest moja, słyszysz?!
-Nie pozwolę na to,-warknęła Bora.
Niespodziewanie, Shetani na nią wskoczyła, przycisnęła mocno do ziemi, pazurami przejerzdzając po jej łapach.Bora syknęła z bólu, gdy pazury lwicy wbijały się z wolna w jej szyję.
-Johari jest starsza, jej serce pokryła zemsta, zniszczy wkrótce Białą Ziemię,a Mwitu stanie po jej stronie.
Wbiła pazury w Borę. Lwica zamknęła oczy, powoli odchodząc. W tej chwili, Rihaya skoczyła na lwicę i ją odepchnęła. Mwitu spoglądała niedowierzająco w rudą i z ogromnym bólem.
-Czy ty kiedyś mnie kochałaś?
-Oczywiście, że tak,-mruknęła ruda,-a teraz wracamy! Raz na zawsze.
-Pochodzę stąd prawda? Zabrałaś mi prawdziwą rodzinę i siostrę!
-Nie chce tego słuchać,Mwitu. Wracamy!
-Nie nazywam się tak.-warknęła,-radzę ci odejść, ja zostaję.
Shetani poczuła ogromny gniew, wystawiła pazury skąpane w kroplach krwi.
-Skoro tak, to zginiesz jak oni. Zdrajca.
Może i Shetani kochała Mwitu,ale w tej minucie, szał był za duży.Skoczyła ku niej,z  zamiarem pozbycia się lwicy.Odejdzie jako jej córka. Tylko jej kochane lwiątko.
Bora mimo braku sił, skoczyła ku lwicy. Poczuła silniejszą moc, jakby Kilio czuwała teraz nad nią wraz z Busarą.
Bora zderzyła się z rudą i z całej siły, ugryzła ją w krtań,odbierając jej życie. Po raz pierwszy kogoś zabiła.
Ciało Shetani padło z trzaskiem na ziemię.
Oczy Mwitu błysnęły żalem. Mimo wszystko tęskniła za matką.
Bora miała informacje o jakiejś lwicy, która może przydać się Wise i do tego,odzyskała córkę. Spojrzała na Mwitu...nie, Sun! oczami pełnymi miłości. Rodzina była w komplecie.
W tym samym momencie, upadła na ziemię. Rihaya i Sun podbiegły do niej, przerażone. Lwica umierała, musiały szybko działać.
*
Barafu nie mógł uwierzyć,kiedy Rihaya mu o wszystkich opowiedziała. Wise, Taje, Kisu, Nora stali przed jaskinią, pilnując, czy Bora przeżyję. Wise i Taje wymieniły spojrzenia. Córka ich przyjaciół..taka młoda i odważna, nie mogła po prostu odejść. Bahati także czuwał,nad ukochaną bliźniaczą siostrą. Żałował,że go wtedy nie było. Barafu stał obok niego,ale co jakiś czas spoglądał na córki. Bora miała rację. Odzyskali córki. Rihaya i Sun przytulały się do siebie,by się wspólnie wspierać. W myślach Sun wciąż buzowało. Straciła matkę, dowiedziała się,że całe jej życie było kłamstwem, odzyskała rodzinę i nie mogła stracić teraz kolejnej mamy.
Barafu także tak myślał. Spojrzał na niebo i bezgłośnie się pomodlił.
*Przodkowie proszę, nie odbierajcie mi Bory. Nie teraz,kiedy w końcu odzyskaliśmy Sun.
*
*
Co z Borą?
*
*
*
*
Matibabu pochyliła się nad ciemnozłotą lwicą. Bora właśnie się przebudzała. Dalej czuła obecność swojej matki i ojca. Spojrzała błyszczącymi oczami na Matibabu. Szara westchnęła z ulgą.
-Dobrze,że się obudziłaś. Bałam się,że nie żyjesz.
-Miałam umrzeć,ale mama odesłała mnie,-Bora podniosła się,mimo sprzeciwu medyczki. Jej rany były przykryte grubą warstwą maści.
Bora spojrzała na Matibabu z błyskiem w oczach i determinacją.
-Dziękuję.Ale czy możesz teraz zawołać moje córki i Barafu?
Matibabu postanowiła spełnić jej prośbę. Niemal od razu,lew znalazł się przy ukochanej i całował ją z miłością.Bora uśmiechała się i śmiała,jak to optymistka.
-Dobrze się czujesz? Przynieść ci wody? Boli cię?-pytał zatroskany.
Bora ucałowała go.
Rihaya przytuliła się delikatnie do matki. Natomiast złota wpatrywała się w ten szczęśliwy obrazek. Czy miała teraz zapomnieć,że Shetani nie żyję.
Gdy tylko wszyscy,nawet medyczka na nią spojrzeli,wiedziała już ,jaka jest odpowiedź: Tak, to była jej prawdziwa rodzina.
I już zdecydowanie za długo na siebie czekali.
To to sny chciały jej przekazać.

Sun skoczyła w ich kierunku i cała czwórka przytuliła się mocno,z czułością lizac po uszach.Byli w komplecie.


Cześć. Macie drugi rozdział dzisiaj. Dajcie komentarze za to moje niewyspanie xd.
Bora, w początkowych planach miała nie przeżyć ataku Shetani, ale pomyślałam,że niech pozostanie przy życiu.Emilka ,nie bądź okrutna.
Cieszycie się ,że Sun wróciła? przed nią na pewno długa droga. I czy smucicie się tym,że Lara została na Nowej Ziemi? Jest wam szkoda bardziej Lajli czy Hodariego?
Na razie to tyle.Mam bierzmowanie w piątek,więc w sobotę będzie możliwe tylko jeden rozdział-zobaczymy. I urodziny nie długo ! c: 27,możecie złożyć życzenia,będzi mi miło ^^
Pozdrawiam was bardzo cieplutko i życzę miłej nocy/dnia.
~Emilka Uru,autorka.

Rozdział 113

Perspektywa..?..
 
Te sny miewałam od dziecka.Zawsze pojawiały się gdy spałam, nigdy mnie nie przerażały.Na początku z tego co pamiętam, były wyraźne.Zwykle pojawiała się w nic lwica z grzywką ,obok brązowy lew.Koło nich radośnie biegała brązowa lwiczka, z grzywką. Jej zapach był delikatny i przyjemny .Częściej śniłam jednak o krainie z ogromną skałą, wodopojami i białymi kwiatami.
Gdy dorastałam zanikły jednak za mgłą. Śniłam wtedy zwykle o polowaniach czy przystojnych lwach-typowe dla nastolatek.
Pragnienie stało się szybko moim celem-musiałam znaleźć tą ziemię.
 
Postanowiłam więc ruszyć sama w podróż. Sama, bo to mogła być przygoda niebezpieczna. Niebezpieczne- takie lubię.
Poza tym nie miałam partnera.Nie chciałam mieć ani go,ani lwiątek.
Mieszkałam od zawsze z mamą na odludziu, ale wiedziałam,że pomimo mojej siły i odwagi,niewiele mogę zdziałać. Byłam niespecjalnie ładna.Jedynie podobało mi się złote futro, jasnoniebieskie oczy, a cała reszta niedopadowana sprawiała,że czułam się brzydka.Była jednak niewidoczna na polowaniach, które kochałam! Polowania zawsze były dla mnie ważną częścią.
 
Kiedy matka dowiedziała się o moich planach, była przygnębiona i wściekła.Nie dziwię jej się, jej jedyna córka chciała odejść.Kochała  mnie bardzo. Z wzajemnością. Wychowała mnie sama, bez partnera, czy rodzeństwa,o które zawsze prosiłam.
To ona nauczała mnie polować, walczyć , chronić i rozpoznawać.
Postarzała się jednak, przez co zachorowała. Schudła do kości, jej sierść zbrudziła się, wybuchała agresją.Wciąż pozostała jednak moją idolką.
To ona, za mojego bycia lwiątkiem, bawiła się ze mną w berka, chowanego,każdą zabawę. Spacery z nią były najlepsze.Nie miałam jednak z nią więzi, nie wiem dlaczego.
Przeprosiłam mamę,przytuliłam ją, ale nie dałam się zatrzymać,-odeszłam.
 
Długo błądziłam po nieznanym mi terenach, głodna i spragniona.
 
Bolały mnie łapy, czułam się brudna. Do tego przeciskając się przez ostre krzewy zraniłam się i teraz moje ciało pokrywały zadrapania. Powinny zejść za jakieś osiem wschodów słońca.
 
Nigdy nie słyszałam o tylu ziemiach. Kryłam się jednak przed nieznajomymi . Tylko jednego spytałam o drogę.Opowiedział mi o Lwiej Ziemi, do której chciałam zawędrować. Może to ona mi się śniła. Równie dobrze ziemia mogła nie istnieć, a ja szłam w ciemno.


Po długiej wędrówce, dotarłam w końcu na obcą mi ziemię. Wodopoje, zwierzęta.Postanowiłam na niej odpocząć. Gdy przeszłam przez granicę, usłyszałam łopot skrzydeł. Dziobozel poleciał w stronę wielkiej skały... pewnie się wystraszył.
Kilka chwil później, dotarłam do jakiejś kałuży z której się napiłam.
Podbiegła do mnie biała lwica, więc wystawiłam pazury i zjeżyłam na grzbiecie futro.Koło lwicy stał lew, więc trochę wyluzowałam. Ciężko będzie pokonać dwójkę na raz. Niebieska dziobozerka usiadła na ramieniu lwicy.


-Jak się nazywasz?- spytała lwica,- ja jestem Nora, królowa Białej Ziemi, a to mój mąż, król Kisu.
Otworzyłam szerzej oczy. Skinęłam głową.
-Jestem Mwitu, czy trafiłam na Lwią Ziemię?-dopiero później miała ochotę walnąć się w głowę. przenież mówiła że to jakaś Biała Ziemia. Czyli to tłumaczy białe lwy.-Czy mogę zapolować, jestem głodna. Wiele dni włóczyłam się.
-Dlaczego?-zapytał zaciekawiony król,-jesteś podróżniczką?
Zawahałam się.
-Można tak powiedzieć.
-Masz jakąś rodzinę?-spytała królowa,-wydajesz się bardzo młoda.
Zmarszczyłam brwi.
-To nie ma znaczenia,wasza wysokość. Jestem sama.
-Mhm..-biała się zamyśliła.Następnie machnęła ogonem.-Chodź ze mną, proszę.
Wyminęła lwa. Zrobiłam tak samo. Nie wiedziałam, czy miałam jej ufać, czy też nie, ale idąc za nią czułam spokój.
Moją uwagę przykuł dziwny biały odcień. Spojrzałam na kwiat i zamarłam..był biały, jak z moich snów. Szybko jednak pokręciłam głową. To musiał być przypadek,jak wtedy kiedy myślałam będąc lwiątkiem,że gwiazdy to duchy przodków.

Gdy wraz z królową Norą doszliśmy nad wodopój, skrzywiłam się na widok lwiątek. Lwica przywołała do siebie brązową lwicę i ciemnozłotą. Czarny lew popatrzył na nie zmrużonymi oczami,ale nic nie powiedział.
-Kilio,Rihaya, możecie oprowadzić Mwitu po Białej Ziemi? -zwróciła się następnie do mnie,-jeśli chcesz możesz u nas się zatrzymać, chętnie przyjmę cię do stada.
-Nie szukam chwilowo domu, ale może kiedyś. Dziękuję za możliwość zatrzymania się tutaj,-rzuciłam. Odpocznę i wyruszę dalej.

Ciemnozłota przewróciła oczami.
-Mam egzamin z Nyeusi, nie mogę.
-Rozumiem,-skinęła głową Nora,-a ty Rihaya? Naprawdę muszę zająć się sprawami królestwa.
-Chętnie ją oprowadzę,-powiedziała jasnoniebiesko oka i skinęła przed królową Norą głowę.
Biała lwica chwile później pożegnała się i odeszła w swoją stronę.
Brązowa spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przyjaźnie. Zmarszczyłam brwi.
-Będziesz tak tu stać, czy mnie oprowadzisz.
Ta ,ku mojemu zdumieniu, zaśmiała się. Wbiłam pazury w ziemie. Nie miałam kontaktu z innymi lwami,więc nie wiedziałam, czemu tak się zachowuję. Lwica uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Mwitu,bardzo ładne imię. Jestem Rihaya, jak wspominała Nora. Chętnie cię oprowadzę. Myślę..-zamyśliła się,-..że zaczniemy od łąki, są tam piękne kwiaty,od których nazwana została ta ziemia. Do tego zapolujemy, zwiedzimy granicę, wodopoje, poznasz skado, zobaczysz skałki i gdzie tylko chcesz..-powiedziała,- nigdy nikogo nie oprowadzałam,nie wiem jak zacząć.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Więc może już ruszajmy?
-Uh, to dobry pomysł.
Brązowa podeszła bliżej mnie i razem ruszyłyśmy przed siebie.

Wise
Gdy tylko przeszliśmy przez granicę, wcześniej żegnając się z rodziną, ogarnęła mnie radość- nic dziwnego, mogłam znów spotkać syna. Czy jednak on także by się tak cieszył? Odszedł przecież, bo Biała Ziemia nie była dla niego domem, ale także chciał zacząć od nowa.
 
Idąc za Wakatim, byłam pochłonięta w myślach, nie słuchałam więc rozmawiającej Mady z partnerem, czy Lary, która także rozmawiała.  Matibabu pozwoliła Larze odejść, natomiast Lajla,Hodari i Msimu bardzo to przeżyli.Chodź lew później zrozumiał,że Lara chce tylko to zobaczyć i że jest prawie dorosła.  Hodari chciał iść z siostrą, bardzo mocno ją kochał i ciężko mu było póścić ją w drogę, długo ją przytulał. Lajla natomiast przeżywała to,że jej córka może nie wrócić. Mocno ją przytulała.
 
Droga była długa. Bolały mnie łapy,ale może to dlatego,że byłam już starsza. A przecież dawno nie opuszczałam swojego domu. Tyle miesięcy...
 
Rozglądałam się jednak ciekawie. Przez pustynię przechodziliśmy nocą, by słońce nas nie grzało zbyt mocno. Zawsze szliśmy aż do bólu łap, robiliśmy przerwę na polowanie i picie.
 
Może szliśmy jakieś cztery dni, nim Wakati z uśmiechem oznajmił, że możemy zwolnić, bo jesteśmy blisko.
 
Niewiele czasu później,moim oczom ukazał się zwykły widok. Nie było drzew, a jedynie pasąca się dalej zwierzyna, wodopój. Zwykła, mała ziemia. Coś jednak sprawiało, że była na swój sposób wyjątkowa. Mój wnuk zaprowadził nas do jaskini, w której zgromadziły się wszystkie lwice-członkinie stada. Spoglądały na nas groźnie.
Aishi poznała nas od razu. Podbiegła by przytulić mnie i syna. Musiała się o niego martwić. Przy Larze niedowierzała,że tak szybko urosła, podobnie było z Mady. Lara cały czas była nieobecna, w końcu wyszła by się napić wody.
Aishi przedstawiła nas stadu, ugościła. Zjedliśmy jeszcze świeżą antylopę. Z uśmiechem wysłuchała,że Mady postanowiła zostać narzeczoną jej syna, ale dała im wolną łapę co do ślubu. Wakati jeszcze nie będzie tak szybko królem, jak to ujęła.
Pocieszyło mnie to w jakimś sensie, oznaczało,że Huruma ma się dobrze i nic mu nie dolega.
 
Jak na zawołanie, do jaskini wszedł biały lew. Nie do opisania jest radość, którą czułam. Podbiegłam i mocno go przytuliłam,co odwzajemnił.
-Tęskniłam, Huru. Opowiadaj,co u was słychać.
-Heh, to usiądź, trochę to zajmie,-odpowiedział lew,po czym szepnął,-ja też tęskniłem,mamo.
"Mamo" to słowo mnie wzruszyło. Usiadłam obok niego i Aishi, nie mogąc się nacieszyć widokiem mojego dziecka.
-...Kiedy tu dotarliśmy,nie od początku chciałem założyć stado. Ale teraz tego nie żałuję,-zaczął swoją historię.
Narrator
 Wakati i Mady wycofali się z jaskini. Puścili sobie pewne spojrzenie, by wkroczyć biegiem w stronę swojej ziemi. Teraz to był też dom Mady, chodź lwica tęskniła za matką. Musiała znaleźć własne miejsce.

Wakati pokazał jej skałki, pastwisko, oraz niewielką jaskinię blisko drugiego wodopoju, gdzie było idealne miejsce dla..
-Medyka. Tata mówi,że musimy kogoś znaleźć. Dwójka naszych lwic i tak się źle czuję. A jedna spodziewa się potomstwa,-mruknął.
Mady przytuliła się do jego boku, a Wakati polizał ją za uchem.
-Bardzo cię kocham, cieszę się ,że jesteś obok  mnie
-I już cię nie zostawię,-szepnął. Pocałowali się.
*
Lara, gdy tylko opuściła jaskinię nowoziemców, podeszła do wodopoju,nad którym się położyła. Zamknęła oczy, by wsłuchać się w wir wiatru. Bolała ją strasznie głowa i najgorsze,tęskniła za matką ,ojcem i bratem. Z Hodarim byli sobie bliscy, matkę ceniła i kochała,podobnie z Msimu,który był jej idolem.
 
Do tego, duchy nie dawały jej spokoju.Wciąż szeptały,a przed Larą ukazywały się różne wizje. W oczach migotały jej łzy, tak dawno nie zaznała takiego strachu,że aż nie zauważyła, gdy wstaje i cofa się do tyłu.

Wszystko umilkło, gdy na kogoś wpadła, tym samym się przewracając.Ktoś pomógł jej wstać. Spojrzała na lwa. Miał ciemną brązową sierść,pomarańczową grzywę z białym i czarnym pasemkiem,oraz fioletowe oczy. Uśmiechnął się szyderczo.
-Co ty wyprawiasz?
-Wybacz, nie zauważyłam, -zamrugała kilku krotnie . Uśmiechnęła się nieśmiało,-jestem Lara.
-Lara? Lara?- lew zamyślił się. Uśmiechnął się, ale już nie ironicznie.-Pamiętasz mnie może?
Lara zmrużyła oczy, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć mimo dobrej pamięci. Pokręciła głową.
-Nie. Nie pamiętam.
Lew zaśmiał się.
-Nic dziwnego, widzieliśmy się tylko raz.Jestem Neno, ten co ci pomógł wtedy gdy wpadłaś do wody.
Oczy Lary otworzyły się szerzej.
-Neno.. cześć.
-Miło cię widzieć. Co tutaj robisz?
-To samo mogłabym zadać tobie,-uniosła wysoko jedna brew.
-Moja odpowiedź cię nie zdziwi. Po wojnie,po prostu odszedłem ,zamieszkałem tutaj jako główny strażnik, wiesz,tutaj jestem jedynym lwem nie z królewskiej rodziny,muszę dawać z siebie dużo lojalności. Po co miałem czekać na Strachoziemi,gdzie już nikogo nie ma.
-Ja przybyłam wraz z Mady, by odwiedzić wuja,-powiedziała Lara, oczy jej błysnęły,-ale chyba zostanę na dłużej.
-Mady tu jest? To cudnie,muszę ją przywitać.
-W się znacie?-zdziwiła się córka Lajli.
-Można powiedzieć,że to moja siostra,-mruknął lew,-mamy jednego ojca,ale dwie matki.Miałem jeszcze inne rodzeństwo,ale zginęło w walce.
-To smutne..
-Nie do końca,-pokręcił głową,-ale powiem ci kiedy indziej,lepiej powiedz, co zamierzasz robić?
-Na pewno coś zjeść i może pozwiedzać,-machnęła ogonem,-będziesz mi towarzyszył?
Neno uśmiechnął się.
-Z wielką chęcią. Tylko się nie zrań, nie  mamy medyka..
Lara zmarszczyła brwi.
-Jestem silniejsza niż ci się wydaję, poza tym..-podeszła do niego bliżej,-już macie medyka,-wskazała ogonem na siebie.
Lew zdziwił się,ale skinął głową. Ruszył za lwicą w przypadkową stronę.


Cześć! Postaram się jeszcze napisać jeden. Mam nadzieję,że ten się spodobał,i że napiszecie komentarze (one motywują,bez nich nie mam chęci do pisania *dlatego blog o Uru jest zagrożony*). Tada! Wrócił Neno. Z początku ,jeśli go ktoś pamięta, miał nie wrócić, ale zmieniłam zdanie po komentarzu kamili zaleśnej i jakoś tak, dodałam go do fabuły. A Lara miała być bez partnera.. eh ;)
Huru i Aishi także się pojawili, podobnie jak pewna tajemnicza lwica na Białej Ziemi. Rozdział miał pokazać się wcześniej.
Pozdrawiam :Emilka Uru.

niedziela, 9 września 2018

Rozdział 112

Nora otworzyła lekko oczy i od razu zdziwiła się,że leży na podwyższeniu. Przeciągnęła się, by opuścić jaskinię. Jedna z lwic spojrzała na nią i skłoniła głowę .Nora udała się na czubek Białej Skały, by poobserwować królestwo. I właśnie wtedy przyszła świadomość: to było jej królestwo. Wise oddała jej tron i teraz one sprawowała władzę.
Poczuła strach i ekscytacje.
Słońce oświetliło jej pysk, jakby dając nadzieję na dobry dzień.

Królowa Nora zeszła, by obudzić stado. Zaryczała. Lwice od razu otworzyły oczy i bez ceregieli, pobiegły za Idią na polowanie.

Kisu przytulił się do swojej partnerki, przesuwając językiem po jej uchu.
-Kochanie, gotowa?
-Oczywiście.

Ndoto podszedł do ciężarnej partnerki (było to po niej widać, brzuch bardzo urósł.) i z czułością pocałował.
-Dasz sobie dzisiaj radę?
-Oczywiście. Szkoda,że nie będę polować, -zmarszczyła brwi.
-Proszę, nie rób nic głupiego..
-Tylko porozmawiam z Amarą,-rzuciła Imani, oddając partnerowi całusa.

Po śniadaniu..
Lajla pożegnała córkę, która musiała biec na zajęcia. Sama wraz z Ndoto wyszła z jaskinii. Szli za Norą i Kisu. Młodzi władcy przytuleni do siebie ,schodzili z Białej Skały.
Wiatr muskał ich pyski, zapewniając ulgę i chłód. W oczach obojga lwów lśniła ekscytacja.

Wise przyglądała się im chwile, nim wróciła do jaskini, by zająć się swoimi sprawami. I swoją najmłodszą córką, Zunią.

Nora szła z Kisu, cały czas pewnie się oglądając. Pamiętała każdą lekcję, którą dała jej matka. Czy kiedyś dorówna wielkiej królowej Wise?

Nora przyspieszyła, gdy dotarli do wodopoju, gdzie wesoło bawiły się lwiątka. Wzięła kilka łyków wody.
Mogli dalej wrócić do patrolu.
Wszystko dalej jednak było dość spokojne. Nora zaczynała już przysypiać. To był jej pierwszy dzień jako królowej, chciała się wykazać, ale widać nie miała okazji. Bała się,że jak wróci koło skałek, lwice zaczną ją oceniać jako złą królową,- a tego nie chciała.

Usłyszała z daleka kłótnie dobiegającą z granicy. Dwa gepardy kłóciły się zajadle. Nora nie czekając na reakcje towarzyszy, przyspieszyła, by stanąć pewnie przed nimi.
-Cisza. Co się tutaj dzieję?
-CO cię to obchodzi, lwi...-nie dokończył, bo uważnie przyjrzał się białej sierści królowej. Zaniemówił.-Nora? tak? Nowa królowa..
-Zgadza się. Dlaczego się kłócicie?- Nora czuła zaszczyt,że ktoś ją już poznawał.
Drugi gepard syknął.
-Ten tutaj ukradł mi rybę!
Nora zobaczyła dopiero teraz, wielką rybę leżącą pod łapami pierwszego. Kisu, Lajla i Ndoto, już dotarli i stanęli u jej boku.
-Nie ukradłem! To moja ryba!
-Dobra, nie kłóćcie się!-syknął Kisu, -jak ją upolowałeś?-zwrócił się do drugiego
-Pływałem w tym wodopoju,-wskazał ogonem wodopój,gdzie bawiły się lwiątka,-upolowałem rybę, a ten mi ją zabrał.
-Ja ją złowiłem,-sprzeciwił się pierwszy.
Nora zmarszczyła brwi.Lajla szepnęła jej coś do ucha. Nora z uśmiechem skinęła głową. Lajla odbiegła,by wykonać swój plan.
Podeszła otóż do lwiątek i sprawdziła ich wersje zdarzeń. Hope potwierdziła,że gepard pływał, ale nie złapał ryby. Pojawił się chwile później pierwszy i on złapał swój obiad.
Lajla z tą informacją, pobiegła , przybiegła do królowej.
-Wygląda na to,że drugi gepard zabrał rybę pierwszemu,-szepnęła.
Dopiero czując winy, drugi przyznał się do racji lwiątek. Przeprosił i odbiegł. Pierwszy podziękował i odszedł.

Ndoto westchnął z ulgą. Kisu skrzywił się.
-To było..
-Dziwne? przyzwyczajaj się,-Nora powiedziała spokojnie.
Lajla zaśmiała się.
-To wasz pierwszy dzień. Przyzwyczaicie się.
-Oby, -Nora ogonem wskazała dwa walczące ze sobą na horyzoncie bawoły, -bo to jeszcze nie koniec.
Tak, bycie królową,chronienie kręgu życia , nie jest zdecydowanie łatwe.
*
Imani tak jak mówiła, postanowiła spędzić czas z najlepszą przyjaciółką ,Amarą. Obie lwice, wygrzewując się na kamieniach, rozmawiały. Promienie słońca ogrzewało je. Amara westchnęła z ulgą.
-Cieszmy się spokojem .Wkrótce się skończy co?
Imani zaśmiała się cicho.
-Nie mogę się doczekać. Mogę ci coś zdradzić, -po czym szepnęła, -Matibabu mówi,że będę miała dwójkę lwiątek.
-To cudownie! -ucieszyła się Amara,- właśnie tyle chciałby mieć Chaka.
*
Zunia skradała się wolno, a kiedy była dość blisko, wzbiła się w górę i wbiła zęby w góralka. Odwróciła się do matki z triumfem.
-Brawo Zunia!-ucieszyła się  Wise. Podeszła do córki i polizała ją za uchem.Zunia spojrzała na nią,upuszczając góralka.
-Chce by tęczowoziemcy docenili mnie jako królową.
-Zunia, to jeszcze wiele czasu .-mruknęła Wise. Jej córka za często mówiła o Tęczowej Krainie i byciu królową. Nawet na miło spędzonym dniu na polowaniu. Kochała jednak córkę i potrafiła jej słuchać.

Zunia nagle podniosła uszy. Wtuliła się w Wise.
-Mamo..
Wise zawęszyła. Od razu wydobyła warczenie.
-Kim kolwiek jesteś ,pokaż się!
Zapach wydawał jej się znajomy, ale jednak ukryty. Wiedziała ,że to lew, zanim jeszcze go zobaczyła. Biały lew, wyszedł z wysokiej trawy.Spojrzał na Wise z nadzieją.
-Wise, tak?
-Kim jesteś?-Wise przyjrzała mu się uważniej,-I co robisz na Białej Ziemi?- zawęszyła jeszcze raz. Rozwarła szeroko oczy.- Wakati?
-Czyli pamiętasz mnie jeszcze babciu,-zaśmiał  się nastolatek,-trochę się postarzałem.
Wise podeszła do niego i przytuliła, przejechała językiem po jego uszach.Zunia przyjrzała im się zaciekawiona. Brązową sierść uniósł lekko wiatr.
-Kto to,mamo?
-Mamo?- zdziwił się Wakati. -Nie znam tej lwiczki, adoptowałaś?
Wise zaśmiała się.
-Wakati, nie jestem taka stara. To Zunia, moja córka, -spojrzała na brązową lwiczkę,-skarbie, to Wakati, syn Hurumy. Opowiem ci później więcej. Wakati..-spojrzała teraz na lwa,- chodź  na Białą Ziemię, chyba masz mi dużo do powiedzenia.
*
Lara zmarszczyła brwi. Musiała sobie to przypomnieć. Matibabu uderzyła ogonem o ziemię.
-Lara, jeszcze raz. Do czego służy owoc mihu?
Lara spojrzała na nią.
-Już pamiętam. Owoc mihu służy do leczenia zadrapań.
-A roślina joutr?
-Do tamowania krwawienia.
-Roślina zi?
-Do gorączki i oparzeń.
Matiabu uniosła wyżej głowę. W jej oczach odbijała się duma.
-Brawo, Lara. Jesteś już wszystkiego nauczona,-odwróciła się,  by podejść do ściany. Zamoczyła łapę w farbie, w misce w owocu. Przycisnęła łapę do ściany,by zacząć malować.
Lara westchnęła cicho. Może i spełniła się w swoim zawodzie, ale wciąż nie wiedziała, gdzie jest jej miejsce w Kręgu Życia.
*
Imani pożegnała się z Amarą, która musiała jeszcze spędzić czas z Chaką .Lew przyszedł po lwicę i razem wybrali się na spacer .Oczywiście krótki, po Amara w każdej chwili mogła urodzić. Podobnie partnerka Teo, jak i Imani.
Córka Arro, była jednak tak twarda, że  nie przejmowała się tak bardzo jak jej partner. Oczywiście, cieszyła się z tego,że będzie matką, chodź żałowała, że nie będzie mogła ich zobaczyć.
Przyzwyczaiła się do życia jako ślepa, miała pasję i kochającą rodzinę.

Imani ruszyła na główną polanę, gdzie często odbywały się polowania. Łapy ją korciły ,by rzuciła się na jakąś antylopę. Przypomniała sobie dzień, kiedy Kamba zabrała ją z polowania z lwicami. Opowiedziała,jak to ona polowała w ciąży, co się stało i poprosiła ,by Imani tego zaprzestała.

Teraz jednak lwica koloru toffi, zamierzała złamać proźbę. Zeskoczyła z kamienia. Wyczuła zapach, więc wolno zaczęła sunąć do przodu.

Imani, nie możesz..

Lwica zatrzymała się gwałtownie. Znała ten głos. Objawił jej się, kiedy jako mała lwiczka płakała z powodu tego,że nie widzi. Imani uśmiechnęła się więc.
-Nzuri.
Jej głos spłoszył stado antylop. Imani poczuła przy sobie obecność swojej babci, po której dostała drugie imię.

Imani, wiem,że chcesz polować. Ale nauczysz tego swoich synów. Teraz musisz się zatroszczyć, by przyszli na świat.

-Synów? Czy będą zdrowi i bezpieczni?

Będą i do tego jeden posiądzie coś po tobie..

-PO mnie? Co może po mnie mieć?-Imani nagle dopadło przerażenie,- Nie ślepotę prawda?

Nzuri zniknęła. Imani trzepnęła ogonem o ziemię. Szybko wróciła na Białą Skałę, by nie zalać się łzami. Czy to możliwę, że wysyła swoje dziecko na cierpienie gdy przyjdzie na świat? Co jeśli mu się nie spodoba takie życie, nie odkyje powołania? Imani przyrzekła, że nie powie tego Ndoto i że całą ciążę będzie uważać.
*
Wise poprowadziła swojego wnuka na Białą Skałę. Akurat jaskinia była pusta i przebywała tu tylko Taje i Imani. Wise przywitała się z nimi. Taje przytuliła Wakatiego, od razu go rozpoznając.
-Gdzie Kion?
-Na patrolu z Mto,-odpowiedziała Taje,-wzięli też lwią gwardię.
-Wakati..-Wise usiadła obok przyjaciółki i śpiącej Imani,-powiedz mi proszę, co cię do nas sprowadza? I co z twoimi rodzicami, czy są zdrowi?
-Babciu, właściwie wróciłem tutaj po Mady. Chciałbym ,żeby zamieszkała ze mną na Nowej Ziemi.
-nowej ziemi?
-Nowej Ziemi, to nazwa ziemi którą tak nazwali moi rodzice. Gdy Huruma i Aishi opuścili Białą Ziemię, przez wiele dni podróżowaliśmy bez celu.Aż znaleźliśmy teren leżący daleko, którego nikt nie zamieszkiwał. Zwierzynę jemy raz w ciągu dnia, bo jest jej mniej,ale mamy za to wodopoje i stado. Rodzice są władcami, a ja księciem.
-Czyli Huruma ma to, o czym pragnął,- powiedziała cierpliwie Wise. Jej przybrany syn zawsze o tym marzył i w końcu to ma.Własne stado, ziemię, rodzinę. Miała nadzieję, że jest dobrym królem.
Wakati uśmiechnął się.
-Chciałbym trochę odpocząć i myślę,że za dwa dni ruszę. Oczywiście, jeśli Mady się zgodzi. Chciałabyś ruszyć wtedy ze mną?
Wise skinęła głową.
-Z wielką chęcią.
Przecież i tak Biała Ziemia będzie miała dobrą ochronę,a ona mogła ponownie widzieć syna.

Wakati od razu poszedł szukać Mady. Znalazł ją na granicy, kiedy rozmawiała z Rihayą. Na widok przyjaciółek, przytulił je. Rihaya była bardzo radosna,od razu poleciała by poszukać dzieci Lajli i Kilio II.
Mady została sam na sam z Wakatim. Uśmiechnęła się i czule polizała go w policzek. Wakati powiedział w prost:
-Wróciłem ,by prosić cię o partnerstwo i o to, byś ruszyła ze mną na moją ziemię.
Opowiedział Mady o tym ,jak Huruma i Aishi założyli Nową Ziemię, co się tam dzieję i jak funkcjonują.
Mady była zachwycona, ale nie tym, a że Wakati wrócił po nią. Taką długą drogę ,sam,by tylko spytać, czy dalej chce być z nim blisko. A jeśli nie chciała ruszyć ,mógł zostać tutaj.
Mady była jednak pewna swojej odpowiedzi.
-Tak.
Pocałowali się.

Kilio ,Hodari i Lara , szli dzielnie za Rihayą, która ukrywała przed nimi, co chce im pokazać. Dopiero gdy poznali Wakatiego, ucieszyli się . Zaczęli rozmawiać z przyjacielem. Mady postanowiła skorzystać z okazji. Ruszyła biegiem w stronę, gdzie podejrzewała,że może być Mia.

Faktycznie, lwica leżała koło wielkiego drzewa, z resztą swoich przyjaciół. Mady poprosiła ją na bok.
-Mamo, Wakati wrócił..
-O! to cudownie. Wiem,że za nim tęskniłaś,-uśmiechnęła się Mia
-Huruma i Aishi założyli ziemię, Nową Ziemię.Są tam wodopoje, jedzą raz dziennie,  mają stado. To dobry, bezpieczny teren,lecz położony daleko,-Mady spojrzała na nią z nadzieją,-wrócił,by prosić mnie o rękę. Zgodziłam się i ruszam z nim.
Oczy Mii rozszerzyły się. Jej kochana córka chciała opuścić bezpieczną Białą Ziemię.
-Nie zgadzam się,-wiedziała,że Mady jest prawie dorosła, ale miała nadzieję,że to ją powstrzyma.

Mady przypomniała sobie, jak jako lwiczka wciąż się wahała. Była po stronie matki, później ojca, potem znów matki. Nigdy jednak ani miejsce skał, ani Biała Ziemia, nie były dla niej domem.Mady miała nadzieję,że Nowa Ziemia, na której zacznie z czystą kartą,u boku ukochanego, okaże się jej prawdziwym domem.
Zmrużyła oczy.
-Wybacz mamo. Zawsze pozostanę twoją córeczką, ale muszę odnaleźć własną drogę. Będę bezpieczna na Nowej Ziemi, u boku Wakatiego.
Mia westchnęła.
-Mady, czy jesteś pewna? -kiedy córka skinęła głową, Mia przytuliła mocno nastolatkę.-Dobrze, skarbie. Tylko proszę, chce ruszyć z tobą.Później wrócę na Białą Ziemię,ale chce mieć pewność,że nic ci nie będzie.
Mady polizała Mię za uchem na znak zgody i wdychając zapach matki, przytuliła ją mocniej.

Wakati nie mógł się odpędzić od rozmowy z przyjaciółmi. Stoczył walkę z Kilio II i Hodarim, rozmawiał z Rihayą, a kiedy Mady wróciła, jak lwiątka zaczęli zabawę w berka.
Mieli wrócić na Białą Skałę, dopiero kiedy niebo pokryją gwiazdy.
Lara spytała Wakatiego.
-Kto jest waszym medykiem?
Wakati pokręcił głową.
-Nie mamy medyka.
Lara zastanowiła się. Matibabu mówiła że jest gotowa. Może i ona ruszy na Nową Ziemię,zobaczyć ,jak się sprawy u nich mają. A gdy Wakati się zgodził z uśmiechem, jeszcze bardziej się w tym utwierdziła. Ona mogła być medyczką, ale czy miałaby odwagę by opuścić ukochaną Białą Ziemię i brata?
Decyzja musiała zostać podjęta.
Musiała porozmawiać z Matibabu i matką.


Cześć. Jak tam w szkole? U mnie jak najlepiej. Macie pierwszy rozdział. Chciałam wrzucić ich więcej,ale nie zdążyłam napisać. Tak więc kolejne dwa w następcą sobotę. Sezon 3 jak mówiłam,jest krótszy.
Pozdrawiam serdecznie, macie pytanka:
1.Jaka będzie Nowa Ziemia?
2.Czy Lara ruszy ostatecznie z Wakatim i Mady?
3.Czy syn Imani urodzi się ślepy?
4.Jak poradzą sobie Nora i Kisu z rządzeniem Białą Ziemią?
Ps: zdradzę,że w następnym rozdziale,powróci ktoś, za kim tęskniliście zapewne ;)