czwartek, 8 października 2020

Rozdział 168

Wise

W pewnej chwili oczy Nory zwęziły się w szparki. Ogon białej lwicy poruszył się ze zirytowaniem. Nie mogłam jej się dziwić, ale obserwując tak silną, waleczną córkę, poczułam ogromną dumę. Moto również by się tak czuł, gdyby mógł ją teraz zobaczyć. A może spoglądał na Norę z góry i posyłał modlitwy, żeby wszystko potoczyło się dobrze? Bo musiało tak się potoczyć, innej opcji nie widziałam. 
Białoziemcy napięli mięśnie, wysunęli pazury i wydali z siebie wściekłe syki. Każdy gotowy był rzucić się na wrogów, w obronie ojczyzny. Ja również. Przebiegłam wzrokiem po lwach, które stanęły po stronie Sawy, coraz bardziej wynurzając się z cienia. Ich szczupłe sylwetki jasno pokazywały, że nie są specjalnie silni, ale pewnie zwinni. Było ich też dość dużo, chociaż w porównaniu z nami i tak mieliśmy przewagę. Jeśli Sawa wiedział jednak o lwiątkach, to co jeśli właśnie dlatego zdecydował się na atak?
- Sprawdź co z lwiątkami. - mruknęłam szeptem do Hope.
Lwica skinęła głową, pośpiesznie się oddalając w stronę Białej Skały. Puściła się biegiem świadoma zagrożenia. 
- Możecie się jeszcze poddać. - uśmiechnął się drwiąco Sawa. - Grupa Ciernia jest dość silna, by was wszystkich do piachu posłać.
- Nawet ich nazwałeś? Wow, co za zmiana. Dziwnie nie być lwem na posyłki? - Nyeusi spiorunowała wzrokiem wroga. Sawa wbił pazury w ziemię, warcząc ostrzegawczo. Posłałam czarnej zadowolone spojrzenie. Dobrze, że była wygadana. Niech Sawa wie, że nie ważne ilu wojowników zbierze, z Białą Ziemią nigdy nie wygra. 
- Zostaw moje królestwo w spokoju, Sawa. - warknął Mfalme, wychodząc z tłumu. - Wiesz, że i tak poniesiesz porażkę. Biała Ziemia nigdy nie będzie należała do ciebie. 
- Taaak? Jeszcze się przekonamy. - uśmiech zszedł z pyska lwa. Uniósł wyżej łeb. Wszyscy wiedzieliśmy, co zaraz nastąpi i jakie słowa opuszczą jego pysk. - DO ATAKU!
- BIAŁA ZIEMIO ATAK! - wrzasnął Mfalme, rzucając się prosto na Sawę. Oba lwy poturlały się po ziemi, w piachu, kurzu i wśród warknięć. Drapali się i gryźli. 
Machnęłam ogonem, gdy dostrzegłam jakiegoś samotnika. Ten również mnie dostrzegł i już chwilę później oboje rzuciliśmy się na siebie. 

Trwała zacięta walka. Wszystko będzie dobrze, musieli jedynie wygrać. Mieli dość dużo sił. Białoziemcy potrafili walczyć ramię w ramię, czego nie potrafili nieufni samotnicy. Widziałam kątem oka jak Kora podbiega do Idii, wraz z Kodą i wspólnie rzucają się na beżowego lwa. Współpracą osiąga się najwięcej. Dlatego nic dziwnego, że walczyli teraz u swoich boków, atakując co i rusz nowego lwa.
Zamachnęłam się łapą, uderzając prosto w pysk przeciwnika, z którym akurat walczyłam. Syknęłam wściekle, odskakując, gdy próbował mnie drapnąć. Otoczyłam go, prędko wskakując na jego grzbiet, wbijając w niego pazury i zaciskając zęby na karku. Lew zaczął wić się pod moim ciężarem, zanim mnie z siebie zrzucił. Wskoczyłam od razu na równe łapy, ponawiając swój atak. Wokół rozbrzmiewały odgłosy uderzeń, gdy ktoś został przyciśnięty do ziemi oraz agresywnych warknięć. Atak rozpoczął się na dobre i na razie wszystko szło po myśli. Poczułam większy przypływ determinacji. Skoczyłam na przeciwnika, powalając go na ziemię i unosząc brzuch, żeby tylko mnie nie kopnął. Wyrwał się spod moich łap, uciekając w tylko sobie znanym kierunku. Prychnęłam za nim.
Rozejrzałam się, gotowa pomóc jednemu ze swoich pobratymców. Większość bez trudu wygrywała. Poświęciliśmy dużo czasu ćwiczeniom, byliśmy też liczebni i na swoim terenie. Nie minęło uderzenie serca, a znalazłam kolejnego przeciwnika, z którym stanęłam do pojedynku.

***

Narrator

Kilio wykonała udany skok, wskakując na grzbiet jednego z intruzów, szybko rysując go ostrymi pazurami. Brązowy lew syknął, zatrzymując się i biorąc zamach łapą, by ją z siebie strącić. Kilio odskoczyła, warcząc ze wściekłości, zanim rozpoczęła atakowanie nieznanego wroga. Nyeusi ruszył jej z pomocą. Siła i zwinność miały tutaj kluczowe znaczenie. Teo udało się przejechać po boku jednego z nich, wykonując prędki unik, który wykorzystała Lajla, uderzając intruza łapą po pysku. Lew machnął zirytowany ogonem, broniąc się z obu stron, przed coraz mocniejszymi atakami. Wrzaski stawały się głośniejsze, zwiastując jeszcze większe kłopoty.
Przez panujący chaos, coraz większy z każdym kolejnym uderzeniem niespokojnego serca,  musieli działać szybko i pewniej. Wtapiali się w tłum białoziemców i samotników. Martwe ciała leżały porozrzucane po polanie. Taje poczuła kolejny raz ucisk smutku. Intensywna woń krwi drażniła jej nos. Warknęła ze wściekłością, czując wbijające się w nią pazury. Zamachnęła się, trafiając z całą siłą szarą lwicę. Mizerna postura intruzki wskazywała na to, że nic dawno nie jadła. Może właśnie tym Sawa skusił samotników z Grupy Ciernia, by mu pomogli? 
Nie skupiła się na walce z nią, biegnąc teraz w stronę Wise. 

Ndoto osłabiony rozejrzał się pół przytomnie po polanie. Świeże ślady krwi dawały mu  się mocno we znaki. Zamiast jednak się wycofać, co nie przystawało białoziemcowi, pobiegł pomóc Gizie i Adeli. Obie warczały, wijąc się pod pazurami swoich rywali. Ndoto skoczył na jednego z nich. Zleciał z grzbietu Adele, pozwalając jej ruszyć do ponownego ataku, korzystając z okazji.  Wskoczyła na rudą lwicę, próbujac dostać się do jej szyi, przy okazji orając pazurami jej brzuch. Nieznana lwica syknęła z bólu, zanim tylnymi łapami kopnęła brzuch białoziemki. Adele czuła jak z każdą chwilą jej determinacja rośnie, gdy uderzała mocnymi ruchami lwicę, co jakiś czas wykonując uniki, albo samej obrywając. Uderzała rytmicznie, coraz szybciej i mocniej, aż wytrącona z równowagi intruzka, oberwała w pysk, tracąc na moment orientację. Ta chwila wystarczyła, by Giza doskoczyła do siostry i wbiła kły w szyję samotniczki, zaciskając na niej szczęki. Chciała w ten sposób osłabić wiercącą się lwicę. Poddana Sawy jeszcze chwilę się wyrywała, nim jej oczy zamgliły się, jakby uciekało z nich właśnie życie. Giza  wypuściła ją wtedy z uchwytu.

***

Hope biegła najszybciej jak potrafiła, wyciągając przed siebie długie łapy. Za sobą słyszała ciężki oddech i kroki. Samotniczka ją śledziła, chcąc dotrzeć do Białej Skały pierwsza. Czyli coś na rzeczy było. Hope w ostatniej chwili wbiegła do schodach, wpadając do jaskini. Panowała tam wręcz przerażająca cisza. Serce lwicy niebezpiecznie przyspieszyło. Spóźniła się. Lwiątek nigdzie nie było.
W pewnej chwili samotniczka wskoczyła na nią od tyłu. Obie upadły na ziemię, w szaleńczym biciu. Hope jednak nie miała siły walczyć. Jej córeczki.. tylko o nich była w stanie myśleć. Zaniosła się płaczem, nim lwica uniosła łapę, którą wycelowała prosto w pysk Opiekunki. 

***

Mfalme udało się powalić Sawę na ziemię. W oddali słyszał warknięcia partnerki, która walczyła z jakąś kasztanową lwicą. Król Białej Ziemi warknął, przyciskając głowę wroga ojczyzny do ziemi. Oddech Sawy zaczął zwalniać, a lew starał się łapać każdy oddech. Widocznie nie spodziewał się takiej siły po białym. Spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem. Coś w tym spojrzeniu było nie tak.
- Na twoim.. m-mi-miejscu.. mia-miałbym.. się.. na.. bac-baczności. 
Po tych słowach biały nagle stracił równowagę. Uderzenie w kark było na tyle silne, że upadł, bardzo blisko jakiegoś kamienia. Nie odchodził jednak do przodków. Wciąż świadomy wszystkiego co się działo wokół, wsłuchiwał się w odgłosy ciężkiej bitwy.
- To koniec. - zachrypnięty głos lwicy rozległ się nad jego uchem. Otworzył zmęczone oczy, które natrafiły od razu na jej czerwone ślepia. Poprzysiągł sobie, że na zawsze zapamięta ten szkarłatny kolor. - Śpij słodko, książę. 
Kolejne uderzenie. 
Krzyk.
Mfalme stracił przytomność. 



***
Hejka! Dziękuję za przeczytanie! ^^  
Macie pytanka:
1. Kto wygra walkę?
2. Co się stało z lwiątkami?
3. Czy Mfalme i Hope przeżyją?
4. Kim może być tajemnicza czerwonooka? 
Pozdrawiam serdecznie i do następnego! 💜

środa, 7 października 2020

Rozdział 167

Biała Ziemia przez długi czas kierowała się spokojnym, niezmieniającym się rytmem. Stąd pojawiło się zdziwienie zwierzyny, gdy nagle nadeszło ryzyko. Wyczuli je. Nie byli głupi, ten rechot nie mógł oznaczać niczego dobrego. Agenti musiała obserwować, jak antylopy spłoszone zaczynają uciekać, a  ptactwo zrywa się do lotu. Ona sama czuła się jak ptak bez skrzydeł. Chciała wyrwać się na wolność, odlecieć od wszelkich problemów, ale była złączona tutaj - na ziemi. W rodzinnym królestwie, o które musiała walczyć. Z kim jednak miała być ta cała wojna? Kto niósł zagrożenie? Tyle pytań pojawiło się w głowie księżniczki. Niestety na żadne z nich nie dane jej było poznać na razie odpowiedzi. 
Akili mocno trzymał złączone ich ogony. Lew wyraźnie się bał. Agenti przybliżyła się bliżej niego, ocierając delikatnie o ciut za bardzo zmierzwioną sierść. Nie trwało to jednak zbyt długo. Lwiczka posłała mu pewne spojrzenie, nim rzuciła się biegiem w stronę Białej Skały. Jeden krok... przyspiesz... jeszcze trochę... odrobinę... motywowała się w myślach, gnając tak szybko, aż łapki bolały ją od piasku. Za sobą słyszała urywany oddech. To Akili! Mimo wszystko wciąż jej towarzyszył, nie dając się ponieść zmęczeniu. Posłała mu wdzięczny uśmiech. Co by bez niego zrobiła? 
Dwójka lwów wpadła do jaskini stada. Na ich pyskach malował się czysty niepokój. Obawy zdawały się potwierdzić. Białoziemcy obecni w grocie, wyglądali na zaskoczonych, z domieszką gniewu i smutku. Agenti przekrzywiła łebek. Gdyby była dorosła, zapewne już dawno o wszystkim by wiedziała, tym czasem traktowali ją jak dziecko. Westchnęła ciężko. Dostrzegła w rogu jaskini Kambę, w towarzystwie niesfornych lwiątek, w tym jej sióstr. Podeszła do nich spokojnym krokiem, starając się wmieszać w tłum. Czuła się czasami taka niewidzialna. 
Przysiadła przy Opiekunce. 
- Ktoś przekroczył granicę? Intruzi?
Kamba westchnęła gorzko.
- Gorzej, Agenti. Wrócił koszmar z przeszłości. - mruknęła. Uniosła pysk. W jej oczach odbiła się waleczność, za którą wiele razy jasna ją podziwiała. Mimo wszystkich przeciwności losu, tragedii i radości, Kamba zawsze była silna. W przyszłości też taka będzie. A może już była, tylko o tym nie wiedziała?
- Pokonamy go! - pewnie zawołała Malkia, wtrącając się w ich rozmowę. Księżniczka wstała na równe łapki, jeżąc sierść z podenerwowania. Milele wywróciła oczami, a Maji skuliła się bardziej. 
- Nie chce walczyć. - miauknęła najmłodsza z królewskiego miotu. 
- Ale musisz. Za ojczyznę! - Malkię tak poniosło, że była gotowa wybiec z jaskini. Kamba jednak złapała ją w ostatniej chwili, zatrzymując małą przed jakimś głupim pomysłem. Odsunęła ją, żeby wróciła do reszty lwiątek. Córka Mfalme prychnęła niezadowolona. 
- Nie jest specjalnie groźny, ale nie można zaprzeczyć, że umysł na sprytny. Przy jego pomocy działały dwie niebezpieczne lwice, stanowiące zagrożenie dla Białej Ziemi w poprzednich sezonach. 
Agenti zmrużyła ślepka. W jej oczach dało się ujrzeć zmartwienie. Akili widząc w jakim jest stanie, objął ją ogonem. W końcu była za mała, by brać na siebie tak duży ciężar, jakim była powtórka z rozrywki historycznej. Akili co innego. Syn Imani skinął głową. 
- Król i królowa co zdecydowali?
- Walczyć, Akili. Walczyć. - odpowiedziała Kamba. 

***

Wise
Pierwszy raz mając z nim do czynienia, a właściwie wydając decyzję, iż dołączy do szeregów rozwijającego się wtedy królestwa bez nazwy, mającego w przyszłości stać się Białą Ziemią, nie sądziłam, że jeden lew jest w stanie sprawić tyle kłopotów. Historia lubiła antagonistów. Podobno dobro zawsze pokonywało zło. Zatem czemu ciągle niebezpieczeństwo wracało i nikt nie mógł żyć w bezpiecznej, dobrej harmonii? Westchnęłam. Zanim odejdę z kręgu życia, chciałam doczekać momentu wiecznego spokoju na Białej Ziemi. Chociaż Matibabu mówiła, że Kira spowodowała takowy. Miałam nadzieję, że mądra medyczka się nie myliła.
Krocząc u boku swojej pierworodnej córki, Nory, rozglądałam się czujnie. Moje pazury pozostały wysunięte, na wypadek gdyby wrogów było więcej. Biała sierść natomiast zjeżona. Tyle razy stoczyłam walkę, że wydało mi się być to nieprzyjemną rutyną. Co innego młodsze pokolenie, o które bałam się najbardziej. Nie byłam gotowa na stratę kolejnego bliskiego mi lwa. 
Amara została, żeby zaopiekować się lwiątkami i nastolatkami. Obie z Norą uznałyśmy, że w jej słabszym stanie, nie powinna tak ryzykować. Czułam, że Asanta jej pomoże i dzięki twardemu, liderskiemu charakterowi, przypilnuje najmłodszych. Przynajmniej o jeden problem z głowy.
- Wyrwę mu łapy. - syknął Kisu.
Zerknęłam na niego kątem oka. 
- Ile to już razy miała go spotkać kara śmierci. A tym czasem wciąż powracał, coraz silniejszy, jakby się nie poddawał. Hasira nie żyje już tyle miesięcy, podobnie jak Johari. 
- Przynajmniej tyle. - westchnęła Nora.
Musiałam się z nią zgodzić. Obie były niebezpieczne, chociaż najbardziej zawsze należało się obawiać umysłu, a nie siły. To właśnie w umyśle, sprytnym i doświadczonym, rodzą się najgorsze pomysły na zbrodnie, a przy dobrej organizacji, wchodzą w życie. Zaskakujące, jak wiele się nauczyłam przez te lata. 

Dotarcie do granicy nie zajęło nam dużo czasu. Już wkrótce cała armia białoziemców, stanęła naprzeciwko czarnego lwa o białej grzywie. W jego oczach odbijał się spokój, ale też chęć wyzwania, jakby cały czas na nas czekał. Nie bał się śmierci. Spiorunowałam go wzrokiem, gdy zerknął na mnie, lustrując spojrzeniem ciemnych ślepi.
- Tęskniłaś, Wise? 
- Czego chcesz, Sawa? - warknęłam, nawet nie próbując powoływać się na jakieś uprzejmości. 
Sawa wywrócił oczami.
- Co wy tacy nerwowi? 
Tym razem odpowiedzi postanowiła udzielić Nora. Wystąpiła do przodu, dumnie unosząc głowę. Byłam niezwykle dumna z jej siły, chociaż wewnątrz pewnie obawiała się najgorszego. 
- Wkroczyłeś na tereny należące do Białej Ziemi. Jesteś wygnańcem. Wrogiem. Nie masz tutaj czego szukać. - warknęła. 
- Chyba, że śmierci. - mruknął Chaka, stojący w tłumie walczących. 
Moje niebieskie oczy utkwione w Sawie, zdradzały spokój. Cokolwiek zamierzał, byłam pewna, że raz na zawsze przyjdzie nam go pokonać. Nie był najgorszym z naszych wrogów, chociaż coś sprawiało, że dalej nie mogliśmy z nim wygrać. Igrał z losem. Nie podobało mi się to. Nie tylko mi z  resztą. 
Sawa wyraźnie spodziewał się takiej odpowiedzi. Uśmiechnął się paskudnie, cały czas gapiąc się na Norę. Pokręcił łbem z poirytowaniem, co wywołało oburzone, wściekłe syknięcia białoziemców.
- Nic się nie zmieniliście. Jednak ja... zawsze lubię zaskakiwać. 
Na te słowa nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach. Po całej polanie rozniósł się rechot, za nim nachodziły kolejne głosy, aż z cienia wynurzyły się lwie sylwetki. Kolejni samotnicy? Mieszkańcy innych ziem? Wszystko jedno. Skoro walczyć chcieli, to my wyzwania się podejmiemy. Spięłam mięśnie, gotowa do ataku, gdy Sawa podszedł do Nory. Nachylił się nad jej uchem. Wytężyłam słuch, chcąc usłyszeć jego słowa i jeszcze bardziej go znienawidziłam.
- Najbardziej lubię smak krwi lwiątek.

wtorek, 11 sierpnia 2020

Rozdział 166

Mgiełka spokoju unosiła się nad pogrążonym we śnie królestwem. Niczym niezmącona cisza, niosła ukojenie zmęczonym ciałom. Księżyc lśnił na pokrytym milionami gwiazd niebie, swym blaskiem oświetlając miękkie trawy. Zwierzyna odpoczywała, do następnego dnia pozostało sporo czasu. W jaskini białoziemców, co jakiś czas rozlegały się pochrapywania. Pogrążone w śnie lwy, siły o najróżniejszych rzeczach. Marzenia wydawały się osiągalne w krainie snów. Akili stał na czele grupy łowieckiej, Milele z dumą nazywała się królową, Kukaa tuliła się do swych przyjaciół, na ramieniu nosząc znamię Lwiej Gwardii. Spokój i harmonia to było to, czego pragnęli tutejsi mieszkańcy.
Agenti śledziła ruch pięknego motyla, z początku nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że utknęła we własnym śnie. Zostawiła istotkę, by podążyć za szumem rzeki, kierując się znajomą sawanną, zroszoną w promieniach słońca. Cieszyłasię nimi, krocząc z uśmiechem na pysku, słuchając wody i śpiewu ptaków. Docierając do swojego celu, ujrzała bez trudu wodę, łagodnie płynącą przed siebie. Wypiła kilka łyków. Dały jej ulgę oraz siłę.
Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Przerażona omal wpadła do wody, lecz tajemnicza łapa w porę ją złapała. Westchnęła cicho. Było blisko. Zaraz potem zwróciła pysk w stronę nieznajomego. Lew o jasnym futrze, tak bardzo podobnym do tego jej, tyle, że bez białych odcieni, przyglądał jej się z uśmiechem. W oczach dostrzegła powagę. Miała się go bać? Coś kazało jej odrzucić tą myśl.
— Kim jesteś?
— Nazywam się Jasiri, droga Agenti. Jestem twoim duchowym przewodnikiem.
Niemal zadławiła się własną śliną. Miała swojego duchowego przewodnika. Miała! Czuła się taka szczęśliwa. Dużo słyszała o opiekunach i nie mogła się doczekać swojego, o ile była godna. Podobno każdy ma jakiegoś, tyle, że niektórzy nie odkryli na czas.
— Wow. — w jej ślepiach zał siły płomyki.
Jasiri nie powiedział córce, dlaczego to ją wybrał. Zamierzał strzec jej najlepiej jak potrafił oraz doradzać zawsze, gdy będzie go potrzebować. Gdyby tylko mógł powiedziałby jej prawdę, ale duchy zdawały sobie sprawę z tego, że niektóre rzeczy muszą zostać wyjaśnione na ziemi, gdzie już nie mieli wstępu.
— Dlaczego mi się objawiasz? Znaczy to super, nie zrozum mnie źle! Ale słyszałam, że Duchy Przodków pojawiają się tylko, gdy ktoś bardzo potrzebuje ich rady. — spytała Agenti.
Oh,  była taka bystra! Jasiri poczuł dumę. Jego córeczka.
— Białej Ziemi grozi wojna. Matibabu, Lara i Rafa zostali poinformowani.
— Co mam zrobić? Jestem tylko lwiczką!
— Umiej wybaczyć. I walcz za to co kochasz. — pochylił z szacunkiem głowę. Sylwetka lwa zaczęła się rozpływać.
— C-czekaj!
Chociaż Agenti wołała dawnego strażnika Lwiej Gwardii, lew już zniknął. Mała została sama w swoim śnie, z wieloma sprzecznymi myślami.

♪♪♪

Zanurzyła zęby w mięsie góralka. Było świeże i pyszne. Jej ulubione. Zetknęła na zadowolony pyszczek Akili′ego. Sam go upolował, wręczył go jej jako prezent. Doskonale znała umiejętności lwa, wierzyła, że z nimi zajdzie daleko. Czy jednak uda mu się spełnić marzenie? Szkoda, że lwice były tak zapqtrzone w tradycje, zamiast wkroczyć naprzód z dumnie uniosionymi ogonami i otwartością na zmiany. Prababcia Kilio by się z nią zgodziła. 
Agenti uśmiechnięta się delikatnie. 
— Pyszne. 
Wnuk Wise z zadowoloniem skinął głową.
— Łatwizna z ich łapaniem. — machnął łapą jakby rzucił coś o chodzeniu po trawie. — Jak pójdziemy na wspólne polowanie, złapiemy ich więcej! Kiedy chcesz się... Agenti, czy ty mnie słuchasz? Halo? 
Lwiczka wyrwała się z chwilowego transu w który wpadła. Odwiedziny jej Duchowego Przewodnika, dalej chodziły jej po głowie i na niczym innym jakoś nie umiała się skupić.  Spojrzała na swoje łapki. Wywołało to zmartwienie Akili'ego. Uh, jakby nie mógł zająć się swoimi sprawami! Nie wiedziała, czy powinna mu mówić. Co jeśli uzna ją za zbyt przesadzającą? 
— Okej, Ag,  co jest? Jesteśmy przyjaciółmi, możesz mi powiedzieć. 
Zaszurała łapką po ziemi. 
— Coś... Coś mi się przyśniło.
Akili zastrzygł zaciekawiony uszkami.  Lwiczka bez trudu domyśliła się, że czeka na dalsze słowa. Przełknęła ślinę.
— Odwiedził mnie mój Duchowy Przewodnik, Jasiri, to ten najodważniejszy w Lwiej Gwardii. Mówił o wojnie, że nam grozi.
— Poradzimy sobie.  Cokolwiek się stanie, Biała Ziemia pozostanie niezwyciężona. — odparł lew, przytulając ją, zapewniając jej tym samym pocieszenie. — Przynajmniej możemy się przygotować.
— Co mam zrobić Akili?
Wtuliła się w jego gęste futro. Syn Imani liznął ją za uchem.
— Może powiedz rodzicą? Nie powinni zignorować ostrzeżenia. Zwłaszcza jeśli dostali je również medycy.
Tak, sprawa z Duchami Przodków zawsze była skomplikowana.
— Tak zrobie. Najlepiej od razu. — mruknęła Agenti.
Jeszcze chwile tuliła się do jego futra, nim o krok się odsunęła. Akurat w tym momencie, trójka jej sióstr pod biegła do nich. Futra lwiczek były zmoczone. Musiały pod okiem opiekunek, bawić się w wodopoju. Nic dziwnego w taki upał! Agenti posłała im uśmiech.
— Wracamy na Białą Skalę? Znalazłam muszelkę. Dla mamy. — dumnie mruknęła Malkia.
Agenti otworzyła pyszczek. Tak, pora było wracać do jaskini i porozmawiać z rodzicami. Zerknęła kontem oka na przyjaciela. Posłał jej pokrzepujące spojrzenie.  Na niego zawsze mogła liczyć.
— Królu! Królowo!
Agenti przeniosła wzrok na biegnącą w stronę Białej Skały pobratymkę. Z resztą nie tylko ona zwróciła na białoziemkę uwagę. Coś było nie tak. Księżniczka zakryła siostry własnym ciałem, dostrzegając sylwetkę daleko na horyzoncie, a potem słysząc mrożący krew w żyłach śmiech.
Akili złączył ich ogony. Może wojna nadeszła szybciej niż sądzili?




Nowy rozdział! ♥
Szczerze? Bardzo przyjemnie mi się go pisało. Pierwszy jednak raz pisałam jedynie na telefonie, więc wybaczcie za wszelkie błędy autokorekty. Mam teraz masę weny i gdy tylko wrócę z wyjazdu, zajmę się przyspieszeniem sezonu 4!  
Pozdrawiam ^^

sobota, 4 lipca 2020

Rozdział 165

— Mam go!
Wesoły pisk księżniczki Malkii, dało się słyszeć już z daleka. Lwiczka przytrzymała do ziemi złapanego góralka. Zwierzątko piszczało przeraźliwie, wijąc się, żeby się tylko uwolnić. Księżniczka obserwowała go, nie ukrywając własnej ciekawości. Tak bardzo ulotne chwile... nawet nie będzie pamiętała, że kiedykolwiek go upolowała.
— Brawo, córeczko! — odezwała się łagodnym głosem sama królowa Kukaa. Podeszła bliżej swojego dziecka, przyglądając się krótko góralkowi, zanim chwyciła Malkię za luźną skórę na karku, unosząc ją lekko. Góralek wykorzystał okazję, oczywiście od razu uciekając. Córka Mfalme wydała z siebie zawiedzione westchnięcie. Matka odniosła ją na płaską skałę, gdzie wcześniej leżała, ciesząc się promieniami słońca, delikatnie ocierającymi się o jej  futro.
— Czemu to zrobiłaś? Przecież go miałam! — skrzywiła się księżniczka.
Milele wywróciła oczami, przekręcając się na drugi bok, natomiast Maji lekko się skuliła. Zrobiło jej się przykro, że siostra ma taki humor. Kichnęła cicho, zwracając na siebie zaniepokojoną uwagę Kukii. Odkąd jej pociechy się urodziły, miała zwłaszcza najmłodszą na oku.
— Polując na zwierzynę musisz pamiętać, żeby nie wydała żadnego pisku. Od razu ją zabijasz. Jeśli piśnie, zwraca tym uwagę pozostałej zwierzyny. Wtedy już nic nie uda ci się złapać. Zwłaszcza przy porze suchej, gdzie jest ich mniej, trzeba zachować większą uwagę. Każda lwica polująca ci to powie, Malkio. — pouczyła córeczkę najszybsza lwica na Białej Ziemi.
— Zapamiętam. — burknęła mała.
Rozejrzała się za Agenti, ale wyglądało na to, że dalej się bawiła się  z przyjaciółmi. Malkia wykorzystała więc moment nieuwagi swojej siostry, napięła mięśnie i wybiła się z tylnych łapek, celując prosto w Milele. Lwiczka wydała z siebie pisk zaskoczenia, zanim spiorunowała wzrokiem roześmianą pierworodną. Prychnęła pod nosem.
— Już nawet spać nie dają.
Malkia zareagowała uderzeniem ją łapką w bok. Tego było za wiele. Księżniczka podniosła się na równe łapki i popędziła za siostrą. Śmiejąc się, pobiegły w stronę sawanny. Kukaa spojrzała na Kambę, dając jej jasny znak. Lwica jedynie skinęła głową, ruszając w ślad za księżniczkami, by ich pilnować, co należało do jej obowiązków.
Kukaa pochyliła się, liżąc Maji za uchem.
— Odwiedzimy Matibabu, co ty na to?
Maji spojrzała na mamę, w milczeniu kiwając łebkiem. Złota lwica ogonem popchnęła lekko córeczkę. Obie ruszyły w stronę jaskini, którą zamieszkiwała szara lwica.

***

Lew nastawił uszu. Zamknął oczy, słuchając rytmicznych uderzeń kopyt. Mokra od deszczu trawa nie sprzyjała polowaniom, jednak była zachęcająca dla zwierzyny. Antylopy niczego się nie spodziewając, wciąż przechodziły z miejsca na miejsce. Akili otworzył ślepia, czujnie wpatrując się w swój cel. Nastolatek łapa za łapą, bardzo cicho i uważnie, podkradł się bliżej. Będąc już dostatecznie obok, wybił się z tylnych łap. Szybko chwycił swoją ofiarę. Zanim ta wydała z siebie jakikolwiek dźwięk, przerwał jej męki, odsyłając ją z kręgu życia. Oblizał pysk z zadowoleniem. Chwycił ją ostrożnie, ciągnąć w stronę Białej Skały. 

***

Jaskinia była już bardzo dostrzegalna na horyzoncie. Zaledwie kilka kroków dzieliło dwie lwice od niej. Kukaa spojrzała w stronę swojej córki, Maji maszerowała odważnie obok niej, co jakiś czas z ciekawością w oczach się rozglądając. Dopiero gdy znalazły się obok wejścia, mała drgnęła z zaniepokojeniem. Kukaa liznęła ją w czubek głowy zapewniając, że wszystko będzie dobrze. 
Matibabu powitała ich od razu, podbiegając do rodziny królewskiej, z lekkim uśmiechem malującym się na pysku. Wywołało to spokój w nich obu. Kukaa pochyliła z szacunkiem głowę. Znała szarą medyczkę, odkąd tylko sama przyszła na ten wielki, skrywający tajemnice świat. 
— Matibabu, zbadasz Maji? Dziwnie kichnęła. 
— Oczywiście. Chodź, rybko.  
Maji podążyła za szarą. Usiadła na wskazanym posłaniu, podczas gdy medyczka krzątała się po legowisku. Chwyciła wiązankę ziół, z którymi podeszła do małej, kładąc przed nią. Wyciągnęła żółty liść, z jakąś czerwoną jagodą, którą szybko roztarła. Podsunęła małej pod nosek. Nie pachniało przyjemnie. Maji skrzywiła się, zanim ostrożnie, pod stanowczym spojrzeniem Matibabu, zjadła lekarstwo. 
— Teraz już będzie lepiej. — poklepała maleństwo po główce. 
Maji z uśmiechem spojrzała w stronę matki. Wzrok Kukii utkwiony był jednak w odległym punkcie. Lwica westchnęła cicho, gdy wyczuła na sobie spojrzenie. 
— Coś się dzieję, mamusiu?
Matibabu spojrzała za siebie, rozumiejąc troskę królowej. Amara dalej się nie obudziła. Rozumiała, że Kukaa bardzo pragnęła na nowo przytulić się do ciała lwicy, usłyszeć jej głos, poczuć liznięcie za uchem. Były ze sobą bardzo blisko. Z każdym kolejnym dniem czuła jednak, że szanse na obudzenie przyjaciółki Imani, są coraz mniejsze. 
— To tylko... — Kukaa nie dokończyła. 
Cichy jęk wydobył się z samego końca jaskini. Cała trójka spojrzała w tamtą stronę. Jasna lwica, uniosła ostrożnie łeb, spoglądając w ich stronę. Była wychudzona, ale w jej spojrzeniu dało się wychwycić, że jest bardzo szczęśliwa. Kukaa zalała się łzami. Amara. 
— Mama. — wyszeptała wzruszona. 

Bohater w pigułce #13 Nora

Witam w kolejnej części "Bohatera w pigułce"... wygrywa... NORA!!!!!
To już ostatnia część. Tak jak zapowiedziałam. Zaczęło się 4 lipca 2019 roku, kończy się tego samego dnia 2020 roku.

WYGLĄD lwicy jest bardzo podobny do jej matki; może pochwalić się białą, czystą sierścią oraz zielonymi oczami, odziedziczonymi po przodkach, a także malutkim, różowym noskiem

  • Jest pierworodnym dzieckiem Wise
  • Druga królowa Białej Ziemi

ZAMIARY:   Norę poznajemy już w pierwszym sezonie, w jednych z początkowych rozdziałów, gdzie przychodzi na świat jako pierwsza pociecha Wise i Moto. Lwica pełna energii i optymizmu, kochana przez rodziców, idealna siostra. Nawet po śmierci ojca, nie załamała się, będąc oparciem dla rodziny oraz stada. Porwała przez Hasirę, nie straciła pozytywnym cech. Miała dość odwagi, by wyruszyć z przyjaciółmi i rodzeństwem w ogromną podróż. Z miłości jej i Kisu, po długim czasie, przyszła na świat dwójka lwiątek - córka Kira i synek Mfalme. Nora została drugą królową Białej Ziemi. Jej zamiarami od początku było robienie tego, co uznaje za słuszne. Pełna sprawiedliwości lwica, dobrze rządziła ogromnym królestwem, mimo początkowych zmartwień. Zadbała o stado i bliskich. Obecnie u boku ukochanego, obserwuje z dumą Białą Ziemię.

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Co myślicie o Norze? Lubicie ją? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

wtorek, 30 czerwca 2020

Bohater w pigułce #12 Huruma

Witam w kolejnej części "Bohatera w pigułce" ze spóźnieniem... wygrywa... HURUMA!!!!! jak po tytule widać

WYGLĄD charakteryzuje się białą sierścią, czarną grzywą oraz czerwonymi ślepiami 

  • Jest czwartym dzieckiem Wise, jednak adoptowanym 
  • Ma krew Tęczowej Krainy 


ZAMIARY:   Huru (Hurumę) poznajemy już na samym początku bloga, jako adopcyjnego syna Wise i Moto. Lwa, który według przepowiedni miał być zły do szpiku kości. Czy jednak przodkowie się nie pomylili? Zaczynając od początku. Huru wychowywał się w kochającej rodzinie, nawet po śmierci ojca, starał się dążyć do szczęścia. Miał cudowną przyjaciółkę, jak wiadomo przyszłą partnerkę i wspierające rodzeństwo. Czas mijał. Lew odczuwał coraz większe niezadowolenie. Przepowiednia coraz bardziej utwierdzała niektórych członków stada, że to właśnie książę skieruje się niewłaściwą ścieżką. Mimo wywołanej wojny, Huru zrozumiał jednak swój błąd, przeprosił i opuścił stado, zakładając własne i doczekując tym samym władzy, o której tak marzył. Stał się o wiele lepszym lwem. Przepowiednia mówiła o jego siostrze, Johari, której jednak nie dane mu było poznać. Może po śmierci, będą mieli okazję nadrobić stracony czas, na razie nie wiedząc o swoim istnieniu. Zamiarami Huru było od początku dojście do władzy, potem ochrona stada i rodziny. Była to postać dojrzewająca na przestrzeni kolejnych rozdziałów. Warto sobie zadać pytanie, czy był tak naprawdę dobry, czy zły?

To chyba już wszystko, co można o nim powiedzieć. Co myślicie o Huru? Lubicie go? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 
przepraszam, że nie ma nowego rozdziału, kopnijcie mnie w komentarzach, żebym w wakacje wzięła się ostro do pracy i do oczywiście zakładki

piątek, 29 maja 2020

Bohater w pigułce #11 Taje

Witam w kolejnej części "Bohatera w pigułce" ze spóźnieniem... wygrywa... TAJE!!!!! jak po tytule widać

WYGLĄD odziedziczyła po swoich rodzicach, stąd może pochwalić się pomarańczową sierścią oraz zielonymi oczami

  • Jest jedną z pierwszych postaci, które poznajemy na blogu
  • Nie umie dobrze polować 

ZAMIARY:   Taje można obserwować od najmłodszych lat, obserwując zmieniający się charakter lwicy. Dalej pozostała ona lojalna, mogąca dla przyjaciół zrobić wszystko i chociaż ostatnio wykazuję się optymizmem, nie zapomniała, że to walka jest często sposobem na rozwiązanie konfliktów. Dla Wise zrobiłaby wszystko. Są najlepszymi przyjaciółkami, wspólnie znają swoje wszystkie sekrety, chociaż nie dzielą się przeważnie obawami. Taje jest też matką, babcią, prababcią. We wszystkich rolach sprawdza się znakomicie!  Zdecydowanie ona i Mto, sprawdziliby się jako władcy Białej Ziemi. Taje nigdy jednak nie zależało na władzy, ani wysokiej pozycji (a była doradczynią). Lwica cieszy się spokojem, jako już dość starsza postać, co nie znaczy, że się leni - no jedynie, gdy trzeba iść na polowania, których wręcz nienawidzi. Zamiarami Taje jest więc przeżyć spokojne życie, u boku najbliższych członków rodziny i przyjaciół oraz móc walczyć, jeśli dojdzie do kolejnej wojny. Potrafiłaby oddać życie za ojczyznę, jaką obserwowała od podstaw. Nie załamuje się też przy śmierciach, już przywykła, natomiast każde nowe życie traktuje jak największy dar losu. To lwica która wie czego chce i jak powinna to osiągnąć. Urodzona w Tęczowej Krainie, trochę tęskni za rodowitą ziemią, jednak nie żałuję, że poszła za Wise. Pozbyła się przezwiska "sieroty", stając się w nowym stadzie najbardziej szanowaną lwicą.

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Co myślicie o Taje? Lubicie ją? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 
przepraszam, że nie ma nowego rozdziału

niedziela, 26 kwietnia 2020

Bohater w pigułce #10 Agenti

Witam w dziesiątej części "Bohatera w pigułce" ze spóźnieniem... wygrywa... AGENTI!!!!! jak po tytule widać

WYGLĄD odziedziczyła po swoich rodziców, stąd posiada jasną sierść, czerwone oczy i białe oznaczenia na ciele

  • Jest najstarszą wnuczką Nory i Kisu
  • Jej Duchowym Przewodnikiem będzie Jasiri 


ZAMIARY:   Chyba dawno nie było tak zagubionej duszyczki, jaką jest Agenti. Urodziła się w kochającej rodzinie, a mimo wszystko, los postanowił odebrał jej tego samego dnia dwójkę rodziców, z którymi była bardzo blisko. Wychowana przez wujostwo, szybko niestety zapomniała, kogo nosi krew, co w późniejszym czasie, będzie miało swoje konsekwencje. Traktowała córki Kukii i Mfalme, jak swoje prawdziwe siostry, często się z nimi bawiąc. Była jasnym promyczkiem Białej Ziemi,  nie narażała się nikomu, cieszyła się dobrą opinią. Zamiarami Agenti, nie był wcale tron, chociaż skrycie pragnęła dojść do władzy. Chciała żyć w spokojnej atmosferze, poznać prawdę, oraz poznać prawdziwą miłość i odkryć swoje przeznaczenie. Osobiście ją uwielbiam.

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć (nie spoilerując, bo będzie miała ciekawe życie). Co myślicie o Agenti? Lubicie ją? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 



ps: nowy rozdział jeszcze nie wiem, kiedy się pojawi

sobota, 18 kwietnia 2020

Rozdział 164

Asanta

Dwa uderzenia.
Jeszcze tylko dwa uderzenia. 
Uda się. 
Zamknęłam oczy, ciesząc się świeżym powietrzem, oraz delikatnym wiatrem, muskającym mnie po pysku. Akurat w momencie, gdy miałam chwilę relaksu, usłyszałam cichy odgłos kroków za swoimi plecami. Po zapachu, tak znajomym, rozpoznałam od razu swoją mamę.
- Denerwujesz się? Będzie dobrze.
Spojrzałam na lwicę. 
- Trochę. - burknęłam. - Muszę być najlepsza. 
- Nie musisz, wystarczy, że będziesz szczęśliwa.
Lekko się uśmiechnęłam, czego dawno nie robiłam. Mama polizała mnie za uchem. Następnie podniosłam się z miejsca, machnęłam jej szybko ogonem, oddalając się na sawannę, żeby upolować swoją pierwszą zwierzynę. Denerwowałam się bardzo. W końcu ten dzień na który długo czekałam i który o mnie zadecyduje.
Podążając drogą, którą kroczyłam wiele razy, towarzyszyły mi różne uczucia. Z jednej strony pragnęłam znowu stać się malutką lwiczką, której jedynym zmartwieniem są pytania, co będzie na obiad, wesoło bawiącą się z rówieśnikami (no dobrze, Akilim i rodzicami), z innej dobrze, że już dorosłam. Moje myśli przerwała mocna woń zwierzyny. Uniosłam głowę, zauważając antylopę. Oblizałam pysk, przypadając od razu do pozycji łowieckiej. Napięłam mięśnie, wysunęłam pazury i sunęłam do przodu tak, by nie szurać brzuchem po ziemi.
Będąc już blisko, wybiłam się z tylnych łap, wskakując prosto na ofiarę, którą od razu zagryzłam, odbierając jej życie. Uśmiechnęłam się zadowolona.
Udało się, Asanta!
- Świetnie
Odwróciłam głowę w stronę nowego głosu. Widząc do kogo należy, wywróciłam oczami.
- Zrobiłaś to szybko! - zachwycał się Akili.
Był ode mnie młodszy, chociaż również wkroczył w wiek nastoletni. Spojrzałam na niego spodełba, zanim chwyciłam za nogę antylopę, zamierzając wrócić od razu na Białą Skałę.
- Jesteś serio dobrą łowczynią
Zaczął iść za mną, co mnie niezwykle zirytowało. Zatrzymałam się.
- Czego chcesz, Akili? Idz pobaw się kamieniami. - syknęłam, niezadowolona z jego towarzystwa. Wolałam zostać sama.
Akili westchnął.
- Mam dość treningów walki
- Nie moja sprawa
- Idę na polowanie. - wzruszył ramionami.
Chwilę stałam w  bezruchu, przyglądając się swojemu towarzyszowi, zanim zaśmiałam się z kpiną.
- A ty zostałeś lwicą?
- Lubię polować. - odpowiedział pewnym głosem,odwracając się do mnie tyłem i odchodząc.
Prychnęłam.
- Nie istnieje lew polujący, Akili! - mruknęłam.
A może kiedyś?
Może to jego przeznaczenie?
Nie myśląc już nic więcej, chwyciłam swoją zdobycz, ciągnąć ją na Białą Skałę. Tak usłyszałam gratulacje z udanych łowów.

wieczór

Dzień przeminął szybciej, niż się zorientowałam. Teraz, gdy niebo było już właściwie ciemne, leżałam na swoim posłaniu w głównej jaskini, słuchając rytmicznych oddechów śpiących, oraz przyciszonych rozmów niektórych lwów. Zauważyłam Akili'ego, który wrócił do jaskini z antylopą gnu, położył ją na środku i jakby nigdy nic, podszedł do swej matki. 
Wydałam z siebie oburzone prychnięcie, następnie przewróciłam się na drugi bok. Bezczelny. Zamknęłam oczy, gotowa zapaść do krainy snów, gdy głośny pisk przerwał ciszę w jaskini. Bachory królewskie. 
- Mamo, nie chce spać!
Rozpoznałam głos Malki. 
Spojrzałam w ich kierunku. 
- Ale jest już pora snu. - westchnęła królowa. 
- Nieprawda. - obruszyła się Milele, trąciła łapką Maji.
Obie zaczęły się bawić. Kukaa chwyciła między łapy starszą z trojaczków, rozpoczynając pielęgnację jej sierści. Rytmicznie lizała jej sierść, żeby była czysta od wszelkich nieczystości. 
- Może opowiem wam historię?
Trójka lwiątek natychmiast przestała szaleć, skupiając uwagę na swojej mamie. Agenti również przysunęła się bliżej, chcąc usłyszeć jak najwięcej szczegółów opowieści. Kukaa chrząknęła, zanim podjęła opowieść, tuląca przez dzieci. Ona to miała szczęście. 
- Dawno dawno temu, na odległych terenach, mieszkał pewien mądry mandryl. Nazywał się Moto i pragnął nauczyć się latać, jak prawdziwy ptak... 
Ziewnęłam.
Chciałam usłyszeć historię do końca. 


Dedykowany wszystkim, którzy nie przestali wierzyć w ten blog i motywowali mnie do dalszego pisania 💙 Czytam każdy komentarz, nawet jeśli nie jestem czasem w stanie odpowiedzieć. Pozdrawiam c: 

Rozdział 163 [nie-maraton 10/10]

*ah, jak ten czas leci*

Wise

Wiesz, że zawsze będziesz wspaniała?
Nawet jeśli los zdecyduje zabrać tobie ostatnie życie, pamięć nigdy nie przeminie. Słyszałaś, że legendy nie umierają?
Zapamiętaj, kochanie. 

Wybudzona ze snu, przetarłam zmęczone, jeszcze senne oczy. Powinnam była wczorajszej nocy położyć się wcześniej spać, zamiast oglądać z Lajlą gwiazdy. Ziewnęłam szeroko, podnosząc się następnie na równe łapy. Dopiero wówczas rozejrzałam się po jaskini. Na środku leżała niezjedzona do końca antylopa gnu. Większość członków stada wybyła z jaskini, wykonać codzienne obowiązki, natomiast ci co zostali, odpoczywali. Westchnęłam cicho. Powinnam znalezć dla siebie jakieś zajęcie. Wystawiłam przed siebie długie łapy, przeciągając się, zanim opuściłam jaskinię stada.
Chłodny wiatr musnął mój pyszczek. Uśmiechnęłam się lekko, ruszając w stronę sawanny. Wszystko było spokojne, zachęcające do odbycia spokoju. Zastanawiałam się, czy odnajdę jednego z moich przyjaciół, którzy mogliby dołączyć do mojego "małego patrolu". Zaśmiałam się na samą myśl, puszczając się następnie biegiem przed siebie. 

Zatrzymałam się, widząc przed sobą odpoczywającą Asantę. Lwica leżała na jednym z płaskich kamieni, wpatrując się w horyzont. Była już starszą nastolatką, właściwie wkrótce wyruszy na swoje pierwsze prawdziwe polowanie. To było niesamowite wpatrując się w nich jak dorastają. Miałam już do niej podejść, ale uprzedziła mnie Kilio. Otarła się o bok córki. Przystanęłam, nasłuchując. 
- Denerwujesz się? Będzie dobrze. 
- Trochę. - burknęła nastoletnia lwica. - Muszę być najlepsza. 
- Nie musisz, wystarczy, że będziesz szczęśliwa.
Skinęłam głową, ceniąc taką postawę. Najważniejsze było szczęście w robieniu tego, co się powinno i najlepiej się lubi. Ruszyłam w dalszą drogę, chętna do kolejnych zdarzeń. 

Nie mogłam z początku uwierzyć w swoje szczęście, gdy jak zobaczyłam swojego syna, oraz wnuka. Usiadłam w cieniu drzewa, żeby trochę odpocząć. Przy okazji zamierzałam przejrzeć się ich treningowi. Ndoto schował pazury, najeżył sierść i z radością w oczach, wyczekiwał ruchu ze strony syna. Akili przełknął ślinę, następnie odbijając się z tylnych łap. Wskoczył na ojca, jednak ten szybko go odrzucił i sam próbował chwycić jego kłąb. Akili był już nastolatkiem,  widziałam to po jego gęstej grzywie. Pierwsza walka o dominację zbliżała się wielkimi krokami. Otoczyłam łapy ogonem, śledząc ich szybkie, zwinne, oraz silne ruchy, gdy jeden lew rzucał się na drugiego, w kwestii treningowych. Musiałam przyznać, że mój syn jest doskonały w tej dziedzinie. Co innego wnuk, który zmęczony usiadł na ziemię. 
- Akili, wstawaj, musimy jeszcze poćwiczyć. - zwrócił się do syna Imani, Ndoto. 
- Mam dość. - fuknął młodzik, podnosząc się i odchodząc w stronę Białej Skały.
Ciekawe gdzie się kierował? Co chciał robił?
Spoglądałam w ślad za nim, dopóki nie zniknął. Wtedy za mną rozległ się szelest. Zastrzygłam uszami, zanim ze śmiechem zostałam powalona na ziemię. 
- Zmęczyłaś się?
- Taje, ubrudziłaś mi futro. - odparłam do najlepszej, najcudowniejszej na całym świecie przyjaciółki. 
Pomarańczowa pozwoliła mi się podnieść. Przytuliłyśmy się. 
- Nie ładnie tak podsłuchiwać, panno Wise. 
- Doprawdy? - wybuchłam śmiechem. - Zatem przepraszam, pani oficer spraw zielonej trawy, Taje. 
Przyjaciółka wystawiła mi język. Potem obie odeszłyśmy w stronę wodopoju, chętnie obejrzeć zabawy lwiątek, powspominać i trochę porozmawiać. 

Rozdział 162 [nie-maraton 9/10]

Czas zdawał się mijać bardzo szybko i zanim członkowie stada Białej Ziemi zdążyli się zorientować, trójka królewskich sióstr potrafiła już normalnie mówić, oraz sprawniej chodzić. Malutkie spędzały prawie każdy dzień na zabawach z pozostałymi lwiątkami. Innymi słowy, relacje między najmłodszymi członkami stada, wydawały się być w dobrym porządku.

Kolejny słoneczny dzień na Białej Ziemi, zapewnił białoziemcą potrzebny spokój, którego tak długo potrzebowali. Właściwie od śmierci Kiry i jej gwardii, dni zdawały się nie nieść ze sobą stresu, a to była bardzo dobra wiadomość. Jedynie szamani pozostawali niepewni, jakby oczekując jakiegoś znaku, mogącego zniszczyć tą harmonię.
- Mamooo
- Tatooo
Kukaa otworzyła zmęczone oczy, sennym spojrzeniem wpatrując się w trzy lwiczki. Trąciła nosem partnera, zmuszając go do wczesnej pobudki. Mfalme ziewnął szeroko, odsłaniając różowy języczek, zanim spojrzał na swoje dzieci.
- Tak?
- Możemy już wyjść? Proszęę! Proszę! - podskoczyła Malkia, jak zawsze pełna energii.
Kukaa zachichotała cicho.
- Jest jeszcze za wcześnie. Powinnyście nauczyć się cierpliwości, kochaniutkie.
Milele przewróciła oczami, nie zgadzając się ze zdaniem złotej lwicy. Nie powiedziała jednak tego wprost, by nie dostać szlabanu. Przecież słoneczne dni zachęcały same w sobie, by pójść pozwiedzać! Pobawić się! Popływać! Tyle zajęć tylko czekało na to, żeby mogły wyjść na zewnątrz. Rodzice przebudzili się całkowicie z krainy snów.  Na szczęście lwice polujące bez zapowiedzi wybrały się na polowanie, dzięki czemu przynajmniej nie będą musieli czekać długo na śniadanie. Mfalme zamiast wybrać się na patrol, postanowił spędzić trochę czasu z córkami. Rozpoczęli zabawę, do której dołączyła również Agenti, najstarsza z ich pociech.
Po zjedzonym śniadaniu w postaci zebry, białoziemcy mogli obserwować lawinę lwiątek, rzucających się do wyjścia z jaskini. Dorośli zaśmiali się cicho. Przypominali w takich chwilach tak bardzo ich, gdy jeszcze byli w młodszym wieku. Lwiątka zbiegły z Białej Skały, kierując się od razu nad wodopój, jeszcze zanim Kamba i Hope zdążyły ich dogonić.

Najmłodsi  członkowie stada, dotarli nad wodopój całkowicie zmęczeni. Ciężko dysząc ze zmęczenia, podeszli do brzegu. Napili się szybko chłodnej wody, gasząc swoje pragnienie. Gotowi na cały dzień zabaw, spojrzeli na Agenti, oczekując od niej jakiegoś pomysłu. Księżniczka dumnie wyprostowała sylwetkę, zadowolona z uwagi swoich rówieśników. 
- Pobawimy się w berka. - oznajmiła. 
Reszta lwiątek z entuzjazmem przyjęła jej pomysł. Już po kilku uderzeniach serca, rozpoczęli wesołą, oraz głośną zabawę, zapewne strasząc potencjalną zwierzynę. Nie przejmowali się wówczas spojrzeniami swych opiekunek, cicho odpoczywających w cieniu drzew. Nie było wątpliwości, to był złoty okres dla Białej Ziemi, pełen wielu malutkich łapek, przyszłości ich królestwa. 
Malkia śmiejąc się głośno ze szczęścia, z radością w ślicznych oczach, biegła przed siebie, próbując uciec goniącej właśnie Lii. Mała wydała z siebie zaskoczony krzyk, gdy wpadła na jakiegoś lewka, na oko wyglądającego na jej rówieśnika. Nie urosła mu jeszcze grzywka. Spojrzała na niego z góry, uważnie lustrując go wzrokiem. Lewek zmrużył z niezadowoleniem oczy, zanim chrząknął.
- Zejdziesz ze mnie?
- O, już, już. - westchnęła maleńka, pośpiesznie wykonując polecenie.
Rówieśnik otrzepał się z kurzu, oraz błota, gdy tylko mógł usiąść.
- Oślepłaś już chyba. - wywrócił oczami.
Malkia oburzona jego zachowaniem, zjeżyła sierść na grzbiecie. Otworzyła już pyszczek, gotowa się kłócić, kiedy przerwał im wesoły głos kolejnego lwiątka. Wpadł na Malkię, dotykając jej boku łapką.
- Gonisz, Malkia! - zaśmiał się Cheka. Ogonem trącił bok brata. - No, chodz, już Kesho! Uciekaj!
Puścił się biegiem przed siebie. Malkia spojrzała kontem oka na syna Ni, kompletnie nieprzejętego zabawą. Czasami odnosiła wrażenie, że tego osobnika ktoś im musiał podmienić.
- Gdy już zostanę królową,  nakażę, by wszyscy się musieli bawić od rana do wieczora. I nie będzie takich głupich zakazów. - fuknęła, wyzywająco wpatrując się w lewka.
Kesho wywrócił ślepkami.
- O ile w ogóle zostaniesz. Agenti jest starsza. - ogonem wskazał na córkę Kiry.
Malkia zostawiła kumpla, by dogonić Kamę, dotykając ją szybko łapką, oznajmiając tym samym, że ona goni. 
- Malkia będzie super królową, zobaczycie. - cichutki głosik należący do Maji, przerwał radosne odgłosy wydawane przez lwiątka. Wszyscy spojrzeli w jej stronę, malutka się skuliła, nie lubiąc być w centrum uwagi.
- No ba! - zaśmiała się Malkia. Chciała już coś dodać, ale właśnie w tym momencie, usłyszała trzepot skrzydeł. Zastrzygła uszami, przenosząc spojrzenie na niebo.
Majordamuska Białej Ziemi - Zaza - wylądowała prosto przed noskiem lwiczki, dumnie strosząc kolorowe piórka.
- Jeszcze do tego długa droga.
- Skąd możesz to wiedzieć? - mruknęła Milele, podchodząc bliżej majordamuski.
Ptaszyna zamachała skrzydłami, wzbijając się w niebo.
- A czy widzieliście dziecinę na tronie?
- Jak zostanę królową, to możesz stracić posadę! - mruknęła Malkia wyzywająco. Lwiczka w kilku susach znalazła się przy większym kamieniu, na który wskoczyła, przybierając najdumniejszą pozycję jaką tylko mogła. - Zobaczycie!
(piosenka już wcześniej znana, tylko przerobiona)
Malkia: Potężną królową będę, więc
Ostrzegam: bój się lwa
Zaza: Ejże! Kto to widział królową zwierząt
Przemądrzałą tak? 
Poćwiczyć jeszcze muszę tylko
Mój królewski szyk
Dostojny krok i władcze oko
I ten złowieszczy ryk!
*zeskoczyła z kamienia, rzucając się biegiem przez sawannę*
Na razie nie ma czym tu chwalić się
*leci za księżniczką*
Strasznie już być tą królową chcę!
Jeszcze daleka droga, Pani
Jeśli sądzisz...
*Malkia zatrzymuję się, odwracając pyszczkiem do Zazy, siostry stają u jej boku*
Milele: Nikt nie powie "Zrób to!"
Chciałem powiedzieć...
Maji: Nikt nie powie "Zmykaj!"
Chodziło mi o to...
Nikt nie powie "Przestań!"
Nie masz pojęcia...
Nikt nie powie "Czekaj!"
Czekaj! Aaaaa!
*lwiczki rzucając się dalej biegiem, za Zaza za nimi. Ze śmiechem mijając kolejne zwierzęta na sawannie*
Wreszcie mogę iść, gdzie chcę
O, na pewno nie!
Wreszcie nikt nie wtrąca się!
Już czas, żebyśmy pogadały
Jak ze ssakiem ptak
Rad płynących z dzioba królowa
Nie słucha - tak czy siak
Oj, chyba antymonarchistą
Stanę się od dziś:
Żegnaj, służbo!
Żegnaj, Afryko!
Bo precz stąd czas mi iść
Ta smarkula bardzo szarogęsi się
Strasznie już być tą królową chcę!
*spogląda porozumiewawczo na siostry, biegną dalej, za nimi reszta lwiątek ze śmiechem*
Ruszaj się, kto stoi
Stawaj kto gdzieś pędzi
Zawsze mnie zobaczysz -
Tutaj, tam i wszędzie
Czekaj!
Lwiątka: Niech wieść się niesie wobec oraz wszem
Powtórzcie dziobem, pyskiem, piórem, kłem
Królowa Malkia będzie panią naszych ziem!
Strasznie już być tą królową chcę!
Strasznie już być tą królową chcę!

Strasznie już być tą królową chcę!
Lwiątka ze śmiechem zatrzymały się, po czym całą lawiną wskoczyły do wody, rozpoczynając wesołe pływanie, ciesząc się promieniami słońca, łagodnie ocierającymi się o ich futra. Tak, ten dzień był zdecydowanie piękny.


Cześć. Wiem, że wyszedł mi gniot, za co przepraszam :( Niestety ostatnio ciężko z weną, ale postaram się to pokonać i dostarczyć wam jak największą porcję rozdziałów. Pozdrawiam was cieplutko <3 
1. Czy między siostrami będzie rywalizacja? 
2. Która ostatecznie zostanie następczynią tronu Białej Ziemi? 
3. Czy autorka ma wreszcie ruszyć dupkę i dodać dzieci Mii do zakładki z "Bohaterami"? xd

sobota, 14 marca 2020

Bohater w pigułce #9 Malkia

Witam w dziewiątej części "Bohatera w pigułce" ze spóznieniem... wygrywa... MALKIA!!!!!


WYGLĄD Malki jest dość prosty, zgrabna sylwetka, białe futerko, z jaśniejszymi odcieniami, oraz śliczne zielone oczy.

  • Jako najstarsza z rodzeństwa, jest następczynią tronu Białej Ziemi, tym samym stając się trzecią królową z pochodzenia. 
  • Jest prawnuczką Wise.



ZAMIARY:   Historia lwiczki zaczęła się jak każda inna; przyszła na świat. Rozpoczynając swoją przygodę z Kręgiem Życia, Malkia kształtowała swój charakter. Chciała wyrosnąć na świetną przyszłą królową i nie zawieść rodziców. Przy tym zachowała dobrą relację z każdym mieszkańcem sawanny, jej stada, oraz rodziny. Najbliższej trzymała się jednak sióstr. Z całego serca czekała też na dzień, kiedy to jej babcia, Amara, wybudzi się ze śpiączki.  Malkia w swoich zamiarach, postanowiła pozostać silną lwicą, o nieugiętym charakterze, a także dobrym sercu. TUTAJ ROZPOCZYNAMY SPOILERY! Gdy młoda coraz bardziej rosła, była skazana na wiele trudnych wyborów. Następczyni tronu nie dość, że warczała na samą myśl o bitwie, to motywowała stado, by pozostali w wielkiej, wspaniałej i odważnej relacji. Nienawidziła zła. Coraz bardziej przybliżając się do bycia królową, czerpała naukę z zachowań zwierząt, śpiewając różne piosenki, a gdy musiała przebywać na wygnaniu, próbowała nie złamać hartu swojego ducha. Te wszystkie zamiary sprawiły, że wyrosła na królową, z której Biała Ziemia mogła być w przyszłości dumna. Była też na tyle mądra, że nie próbowała odbierać siostrą ich prawa do władzy.

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Dopiero zaczniemy poznawać Malkię, na przestrzeni całej opowieści. Co myślicie o Malkii? Lubicie ją? Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

Rozdział 161 [maraton 8/10]

— Dziadku?
Lwiczka z piskiem podekscytowania, wskoczyła na plecy starszego lwa, układając się na nich wygodnie. Ndoto zaśmiał się pod nosem. Cierpliwie czekał,aż wnuczka znajdzie najlepszą pozycję i był wdzięczny, że nie zaczęła memlać jego uszu.
— Tak?
— Dlaczego nie jestem księżniczką?
— Ponieważ ja nie jestem królem. — odpowiedział syn Wise.
Wema zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
— A chciałbyś być?
Ndoto zmrużył oczy w zastanowieniu. Pytanie wnuczki zbiło go z tropu, ale dawny doradca, potrafił mimo wszystko znalezć sensowną i satysfakcjonującą odpowiedz.
— To już zamknięty rozdział, maleńka. — odparł lew i trącił przyjaznie córkę Jicho nosem. Lwiczka zachichotała, przyjmując to jako zachętę i oboje zaczęli się bawić.

***

— Myślisz, że mama też kochała góralki? 
Pytanie Kamy sprawiło, że trochę zbita z tropu Hope, przeniosła na nią łagodne spojrzenie. Uśmiechnęła się delikatnie, chociaż w oczach zalśnił smutek. 
— Pewnie jak każdy białoziemiec. 
Rozejrzała się z czujnością po części sawanny, w której akurat znajdowała się z córkami. Nieskarana niczym, prócz ich głosów cisza, była miła dla uszu. Do tego w tym rejonie, porastającym przez wyższą trawę, powoli kołysaną wraz z ruchami wiatru, nie było śladu żadnej większej zwierzyny. 
— Pamiętacie podstawy? — zwróciła się do córek; jednej biologicznej, której zastępowała oboje rodziców, drugiej adoptowanej, z kolei tej opowiadała ciągle o matce. 
— Tak. — skinęła głową Lia, przybierając odpowiednią pozycję łowiecką. 
Mała zgięła łapy, natomiast ogon ustawiła na odpowiedniej odległości z głową, gdy się pochyliła. Nastawiła uszu, sprawdziła kierunek wiatru, wystawiła pazurki. Brzuchem nie dotykała podłoża, podczas gdy jej przybrana siostra zrobiła to samo trochę koślawo - ale zrobiła! 
— Dobrze, pora na wasze polowanie. — ogonem wskazała na bliski horyzont. — Złapcie tylko po jednym góralku. Nie ma co zaburzać harmonii Kręgu Życia. 
Lwiczki przytaknęły, zanim rzuciły się ku dalszej części sawanny, w poszukiwaniu zwierzyny, którą mogły przynieść Hope. Już po kilkunastu uderzeniach serca, obie złapały po jednym góralku, z czego lwica była bardzo dumna. 

***

Lubiła mięso antylop gnu. Właściwie sama nie wiedziała, skąd to się wzięło. Mama opowiadała, że kiedy jeszcze Aishi mieszkała na Białej Ziemi, lwice polujące co jakiś czas musiały łapać anylopę gnu specjalnie dla niej, bo tylko tym się żywiła. Może właśnie przez cieniutką, bardzo małą nić pokrewieństwa, Asanta lubiła to mięso najbardziej ze wszystkich?
Lwica, już nie taka mała, dawno otóż zaczęła wyrastać z wieku lwiątka, chociaż jeszcze kilka wschodów słońca dzieliło ją od lat nastoletnich, przechadzała się teraz po sawannie, wzrokiem szukając swoich rodziców. Kilio i Hodari zapewnili córkę, że pokażą jej najlepsze ataki z prawych łap. Nie mogła się doczekać!
Przemierzając znaną sawannę, należącą do królestwa Białej Ziemi, kontem oka zauważyła Akili'ego, który ciężko trenował, uderzając w drzewo, a w jego oczach odbijała się determinacja. Widząc jak kiepsko mu idzie, wywróciła oczami. Powstrzymała swoją niechęć, by podejść do starszego lwiątka.
— Robisz to zbyt ostro. Natarczywie, mocno. To podstawowe błędy. Jak masz być lwem walczącym, jeśli je popełniasz?
Akili zaskoczony odwrócił pysk w jej stronę. Rozpoznając dawną towarzyszkę wielu zabaw, uśmiechnął się promiennie.
— To może mi pokażesz, jak powinienem to zrobić?
— Mam ciekawsze rzeczy do roboty! — syknęła lwica, ale potem napięła mięśnie, stanęła na tylnych łapach i uderzyła w drzewo twardym ruchem. — Będziesz próbował, dopóki ci nie wyjdzie!
Lew zaśmiał się pod nosem, ale przyjął wyzwanie.

***

Hejka!
Wiem, że rozdział wyszedł trochę słabo, oraz był dłuuugi czas oczekiwania, za co was przepraszam. Życzę wam dużo zdrowia, kochani czytelnicy i serdecznie pozdrawiam :)

piątek, 14 lutego 2020

Rozdział 160 [maraton 7/10]

Łagodne promienie słońca, pomału wkradały się na niebo, zmieniając jego kolorki i upewniając, że noc minęła całkowicie. Zerwał się mocniejszy wiatr, smagając płatkami białych kwiatów, oraz budząc część zwierząt. Nowy dzień zaczął się przyjemnie, z większą energią na odkrycia. W jaskini stada białoziemców, wciąż panowała senna atmosfera. Lwy spały, całkowicie pochłonięte własnymi marzeniami, co jakiś czas pochrapując cicho pod nosem. Tylko szóstka lwów zdecydowała, że nie pora na sen. Powinno skorzystać się z idealnej pogody, która mogła nieść ze sobą więcej relaksu, niż typowy deszcz. 
Mfalme ziewnął szeroko, odsłaniając przy tym różowy języczek, natomiast Kukaa przeciągnęła się, wyciągając przed siebie długie łapy. Para królewska wysunęła się z jaskini, podążając równym krokiem w stronę szczytu Białej Skały. Za nimi rozległy się ciche piski, pełne podekscytowania, jeszcze zanim trzy kulki szczęścia wystrzeliły na krótkich łapkach. Co jakiś czas się przewracała, jednak zamiast płakać wybuchały śmiechem. Agenti szła natomiast za przybranymi siostrami, nie chcąc przerywać im figlów, a przy okazji uważnie je obserwując. 
Kukaa zmrużyła oczy. Wiatr musnął jej pysk, zapewniając jej trochę ochłodzenia, zanim ta zmieniła pozycję, na taką bardziej wygodniejszą. Biały lew usiadł obok niej, spoglądając z uwagą na odległy horyzont. Złączyli ze sobą ogony, ciesząc się wspólnym towarzystwem. 
- Miamo! Tiato! 
Uśmiech Kukii stał się szerszy, gdy Malkia przepchała się przed nich, zwracając na siebie uwagę rodziców. Spojrzeli na córkę z zainteresowaniem. Mała zmrużyła brwi, ale zabiła ogonkiem, wyraźnie zadowolona.
- Tak, kochaniutka? - spytała matka lwiczki
- Cio to? - ogonek małej błyskawicznie wystrzelił w stronę wschodzącego słońca. 
- To jest słońce. - wtrąciła się Agenti, siadając wyprostowana obok władców. Rzuciła księżniczce rozbawione spojrzenie. - Piękne, prawda? Ono daje życie! 
- Naprawdę? - pisnęła Milele, przysiadając obok Malki. 
Biała lwiczka skoczyła w kierunku siostry. Obie rozpoczęły zabawę, bardziej zainteresowane swoimi sprawami, niż jakimś słońcem. 
Maji nieśmiało wychyliła głowę zza pleców Agenti. 
- J-jest ł-ładne
Agenti westchnęła. Maji była zdecydowanie mniejsza od sióstr, przy tym nieśmiała i skromna. Jasna obawiała się, że te cechy kiedyś mogą sprawić, że będzie narażona na niebezpieczeństwo. Nie mogła do tego dopuścić. Otoczyła ją ogonem, przyciskając bliżej siebie. 
- Opowiedzieć ci coś super? - gdy Maji skinęła główką, Agenti chrząknęła. - Słyszałaś kiedyś o Kręgu Życiu? 
- N-nie... 
- Cio to? Cio to? Mów! No mów! - Malkia przerwała gryzienie ucha siostry, na której wygodnie leżała, by podbiec do Agenti. Milele obrażona poszła w ślad za nią. 
- Zasady Kręgu Życia są dla nas bardzo ważne, dzięki nim panuje harmonia. Szanuje się każde stworzenie, nawet taką malutką mrówkę, bo każde zwierzę robi coś ważnego w Kręgu Życia. Jesteśmy ze sobą złączeni. 
- Taką antylopę niby się zjada, a jednak po naszej śmierci wyrasta trawa, którą właśnie one jedzą. - wyjaśnił prosto Mfalme.
Milele przekrzywiła łebek. 
- Snielci? 
Syn Nory zagryzł wargę. 
- Widzisz, kochanie, gdy dobry lew umiera, staję się jedną z gwiazdek i obserwuje swoich bliskich z góry. 
- Ale ksemiczki (księżniczki) nie umeralią? (umierają) - spytała drżąc na całym ciałku Maji. 
Kukaa zawahała się. 
- Czas każdego zwierzęcia jest jak słońce. Wschodzi, gdy rodzi się nowe życie i zachodzi, gdy ono dobiega końca. 
- Ci (czy) miożemy (możemy) obserwować bliskich z chmurek? - spytała z podekscytowaniem Malkia 
- I z gwiazd. A oni zawsze przybędą wam z pomocą, gdy będziecie ich potrzebować. - odpowiedziała Kukaa. 
Agenti zachichotała pod nosem. 
- Podobnie jak Duchowi Przewodnicy! 
- Dmuchowi wojownicy? 
Rodzice i Agenti wybuchnęli śmiechem, zanim wszyscy wstali na równe łapy. W jaskini stada zaczynało panować zamieszanie co oznaczało, że lwice polujące wybierają się na polowanie. Mfalme poczuł, jak burczy mu w brzuchu. 
- Dokończymy innym razem, mamy na to dużo czasu, a teraz pora wracać. - zagonił ogonem córeczki, które z piskiem rzuciły się w dół, prosto do swojej prababci Wise, która je z czułością przytuliła. 
Agenti tuptała obok opiekunów. 
- Możemy wyjść dzisiaj na spacer? Chce im pokazać wodopój. Są już starsze. 
- Ty też kiedyś byłaś taka malutka. - zaśmiała się Kukaa, ale zgodziła się na propozycję lwiczki. 
Gdy więc tylko łowczynie wróciły z dwiema antylopami, Agenti zjadła przydzieloną sobie porcję bez marudzenia, najszybciej jak potrafiła i pogoniła trójkę księżniczek, by przestały pić mleko, bo czeka je przygoda. Oczywiście zanim część białoziemców zdążyła zebrać się do wykonywania swoich obowiązków, księżniczki i Agenti wybiegli prosto na sawannę. Mfalme i Kukaa bez słowa ruszyli za nimi, biorąc przy okazji swoje córki na plecy, by ułatwić im wędrówkę. 
- Wow! - pisnęła wesoło Malkia, znajdując się teraz na ziemi.
Spojrzała lśniącymi z podekscytowania oczami na swoje siostry. Chłodna woda poruszała się prawie niedostrzegalnie, błyszcząc i zachęcając do napicia. Do tego  nad wodopojem było cicho i spokojnie. Przybywała tutaj jedynie jedna żyrafa. 
- Moszemy się pofabić? - spytała Milele. 
Agenti nie czekając na odpowiedz, rzuciła się w stronę wody, by trochę popływać. Było jej niezwykle przyjemnie. Kukaa i Mfalme położyli się na płaskiej skale, z kolei Maji zaproponowała, żeby pobawiły się kamyczkami. Było ich tutaj tak dużo, że starczyłoby dla każdej z nich. To lepsze niż jeden patyk w jaskini, którym ciągle musiały się dzielić. Rodzica rozpoczęła wspólne spędzenie czasu. 

***

Nieświadomi władcy spoglądali na czwórkę swoich pociech, przytuleni do siebie i co jakiś czas roześmiani, gdy jakaś lwiczka zrobiła coś słodkiego. Stracili całkowicie czujność. W krzewach nie opodal, czaił się jednak umięśniony lew, który wręcz pożerał wzrokiem królewskie potomkinie. Wbił ostre pazury w ziemię, jeżąc sierść i warcząc pod nosem, zanim wycofał się głębiej, kompletnie tracąc widoczność, ale będąc również niewyczuwalny.

Rozdział 159 [maraton 6/10]

Małą Agenti obudził głośny pisk, który odbył się tak blisko, że musiała zatkać uszy. Lwiczka syknęła z niezadowoleniem, nim rozchyliła powieki.
— Przepraszam, kochanie, twoje siostrzyczki zgłodniały.
Jasna kontem oka dostrzegła trzy kuleczki koło łap przybranej mamy, wiercące się i piszczące. Królowa westchnęła, a pochyliwszy się, zaczęła wylizywać malutkie.
— Gdzie tata? — spytała lwiczka, rozglądając się za wspomnianym.
Pustka panująca w jaskini była oznaką, że lwice polujące, lwy i lwice walczące, co za tym szło również król z doradcami, udali się wykonać codzienne obowiązki. W jaskini pozostały opiekunki, oraz starsi członkowie stada, jeszcze dosypiający po ciężkiej nocy. Księżniczki dawały się otóż we znaki wszystkim, całą noc piszcząc. Kukaa po pytaniu córki Kiry, zawahała się , zanim obdarzyła lwiczkę uśmiechem.
— Wyszedł na patrol.
— Szkoda, że mnie nie zabrał. Tu jest strasznie nuuudno. — jęknęła, podnosząc się do siadu. — One są za małe by się ze mną bawić.
— Brakuje ci towarzystwa? — zdziwiła się lwica.
Agenti skinęła łebkiem.
— Może pobawisz się z przyjaciółmi? — zaproponowała lwica, marszcząc przy tym brwi.
— Kiedy oni śpią!
— To może coś zjesz?
— Nie jestem głodna! Chce się bawić!
Księżniczki zaczęły głośniej piszczeć, więc Kukaa przykryła je opiekuńczo ogonem. Spojrzała karcąco na lwiczkę, przez której głośne zachowanie, małe tylko się bały. Jasna prychnęła pod noskiem, odwracając się, by zeskoczyć z podwyższenia. Może prababcia Wise znajdzie dla niej czas?

W poszukiwaniu swojej prababci, lwiczka musiała opuścić jaskinię. Cały czas uważała, by skierować się we właściwą stronę. Wnuczka Amary usiadła na czubku Białej Skały, wpatrzona jak zaczarowana w horyzont. Królestwo bardzo ja fascynowało, a ponieważ należała do królewskiego rodu, poznała już zasady i Krąg Życia.
— Cześć
Odwróciła pyszczek. Jej śliczne oczy, spotkały się z tymi Akili'ego.
— Hejka! Masz jakiś pomysł? Nudzi mi się!
Porzuciła poszukiwania Wise. Zamiast tego skupiła całą swoją energię na synu Ndoto. Lewek stał od niej o parę króliczych skoków, z promiennym uśmiechem wymalowanym na pysku. On również potrzebował towarzystwa.
— Mogę ci coś tajnego pokazać
— Wodopój? Baobab? — zgadywała Agenti. Wzruszyła ramionami, na pokręcenie głową przez przyjaciela. Zainteresowana jego tajemniczym spojrzeniem, tupiąc łapkami, ruszyła za synem Imani.

Dwójka lwiątek zeszła z Białej Skały, niemal od razu kierując się na tyły. Agenti z zaskoczeniem rozglądała się wokół, podziwiając każdą napotkaną roślinę, oraz śledząc ruch ślicznych motylków, zanim Akili zniknął jej z oczu. Rozejrzała się w jego poszukiwaniu przyjaciela, trochę się wahając, dopóki nie ujrzała pędzelka ogona. Weszli do mniejszej jaskini, w której panowało przycienienie. Akili stawiał swoje kroki pewnie, najprawdopodobniej będąc tutaj nie raz. Skupił się na ścieżce przed sobą, co jakiś czas tylko strzygąc uszami, by mieć pewność, że Agenti za nim nadąża.  Lwiczka złapała żyłkę podróżnika. Wesoło machała ogonkiem, podziwiając wnętrze jaskini. Mały strumyk przepływający koło większego, płaskiego kamienia. Co jakiś czas migały jej przed oczami trawiaste posłania, albo dziwne symbole na jaskini. Całe pomieszczenie było pełne lian, oraz pajęczyn.  Otworzyła pyszczek, smakując powietrza i z ulgą przyjęła informację, że wyczuwa wyłącznie woń lwów. Do tego starą.
— Witaj w jaskini Lwiej Gwardii.
— Wow!
Mała słyszała nie raz o tym, czym była Lwia Gwardia i o członkach, którzy do niej należeli. Chociaż gwardia Kiry już nie żyła, lwiczka znała o nich właściwie każdą ważną informację i obarczała tamtejsze lwy wielkim szacunkiem, z kolei żyjących przedstawicieli pierwszej grupy, zamierzała jak najszybciej poznać. To było niesamowite, że należała do białoziemców, dla niej najlepszego stada  na całej ziemi!
— Tutaj omawiali najważniejsze sprawy, oraz odpoczywali przed misjami. —  powiedział z wyczuwalną dumą w głosie lewek.
— Poznałeś ich? — pisnęła szczęśliwa, jednak widząc zmieszanie wymalowane na pysku lwiątka, a także jego smutne oczy, położyła uszka na głowie. — P-przepraszam.
— To nie twoja wina. T-tak miałem okazję ich poznać. Mój brat był jednym ze strażników. Twoi... — szybko ugryzł się w język. Kukaa by go zabiła, gdyby dowiedziała się, że wypaplał.
Agenti na szczęście nie zauważyła zmiany jego zachowania. Lwiczka wtuliła się w jego sierść, chcąc pocieszyć przyjaciela. Akili objął ją ogonem, dziękując za ten czyn. Poczuł się faktycznie lepiej. Korzystając z okazji, otarł łapą pojedynczą łzę.
— Chce jeszcze pokazać ci malunki. Udamy się do Matibabu.
— Matibabu jest nie miła! Gdy chcieliśmy z Tamu zjeść jej zioła, to się na nas bezczelnie wydarła! — poskarżyła się Agenti, tupiąc przy tym łapką.
Akili powstrzymał się od wybuchu śmiechu.
— Matibabu jest cool i wszystko co robi, jest dla dobra mieszkańców Białej Ziemi. To idziemy? Po przygodę!
— Przygodę!
Oboje ruszyli we wskazanym kierunku równym, zwartym krokiem.

Dotarcie do jaskini medyczki, zajęło lwiątkom wiele uderzeń serca. Słońce dawno unosiło się w zenicie, pomału oznajmiając, że zaraz będzie zachodzić, a co za tym szło, wnuki Wise będą musiały wracać do jaskini stada. 
Akili wbiegł pierwszy, od razu podbiegając do szarej lwicy. Matibabu na dźwięk kroków, odłożyła trzymaną miskę z farbą, by się do nich uśmiechnąć i przyjąć przytulasa od syna Ndoto. Agenti niepewnie weszła za lewkiem, wlokąc ogonek po ziemi i nieśmiało podnosząc wzrok na medyczkę.
— Witajcie. Co was do mnie sprowadza? — spytała ze spokojem, chociaż w jej głosie można było dosłyszeć nutkę troski.
Akili machnął ogonem.
— Chciałem pokazać Agenti malunki
Matibabu pośpiesznie skinęła głową. Nie musieli czekać długo na odpowiedz, bowiem  szara lwica odprowadziła ich pod pierwszą ścianę, łapą wskazując piękną białą lwicę, o niebieskich oczach i pręgach w różnych kolorach nad głową.
— Babcia!
— Zgadza się, Agenti. To jest Wise, czyli pierwsza królowa Białej Ziemi. — powodziła łapą niżej. — Wise i Moto doczekali czwórki lwiątek. Nora. Lajla. Ndoto. Huruma. Dalej biegnąca linia pokazuje Zunię, wnuki, prawnuki, oraz połączonych więzią przyjaciół dawnej królowej i ich rodziny...
Matibabu mówiła dość powoli, żeby lwiątka wszystko zrozumiały, pokazując na dany rysunek łapą. Oczy córki Kiry lśniły zadowoleniem. To było niesamowite!
— Ładnie malujesz.
— Dzię-
Zanim Matibabu zdążyła dokończyć, Agenti podbiegła do ściany, opierając się na niej przednimi łapkami.
— To ja! Jestem tutaj! I Malkia, Maji i Milele też są!
Nie zwróciła uwagi na fakt, że znajduję się pod innymi lwami, niż jej przybrane siostry, bo w jej główce uznała, że to nie jest nic istotnego.

Wrócili do jaskini dopiero wtedy, gdy słońce całkowicie zaszło. Matibabu zdecydowała się odprowadzić pobratymców, żeby bezpiecznie trafili do rodziców. Przy okazji zamierzała porozmawiać z Mfalme o pewnym konflikcie krokodyli.
Agenti ziewnęła szeroko, odsłaniając różowy języczek, jeszcze zanim położyła się obok Kukii. Posłała Akili'emu zadowolone spojrzenie, pomału zamykając zmęczone oczy, z wiedzą, że gdy tylko je otworzy, wszystko wyda się jeszcze lepsze.
— Dobranoc.


WALENTYNKI!

wtorek, 4 lutego 2020

Bohater w pigułce #8 Lajla

Witam w ósmej części "Bohatera w pigułce" tym razem... wygrywa... LAJLA!!!!!


WYGLĄD Lajli jest bardzo podobny do tego jej matki, chociaż dawna księżniczka może nie tylko pochwalić się białą sierścią, różowym nosem, czarnym pędzelkiem ogona, ale również obydwoma czarnymi uszami, oraz ciemnoniebieskimi oczami (granatowymi)

  • Urodziła się jako druga i na samym początku medyczka podejrzewała, że Lajla może posiadać ryk praojców 
  • W dzieciństwie została porwana, przez co kilka dni spędziła na Lwiej Ziemi


ZAMIARY:   Lajla nigdy w całym swoim - już nie krótkim - życiu, nie myślała o czynieniu zła. Wszystko co robiła, zawsze miał na celu poprawę życia białoziemców, szczęście jej najbliższych, lub jej samej. Nie była przy tym egoistyczna. Troszczyła się o królestwo, wspierała przyjaciół, rodzeństwo, całe stado. Była dobrą i szanowaną lwicą (dalej jest), potrafiącą zażegnać spory. Chociaż nie pamiętała Lwiej Ziemi, miała do niej ogromny sentyment.  Lajla widziała wiele królestw, poznała najróżniejsze gatunki zwierząt, przy tym wciąż pozostając pewną własnego zdania. Była lojalna. Gdy poznała Msimu, nie zamierzała zdradzać zaufania najbliższych, po prostu miłość w tamtej chwili, była dla niej cechą najważniejszą. Nigdy nie kochała Ni, pomimo jego zalotów, bo od początku to w Msimu, widziała przyszłego partnera i ojca swoich lwiątek. Stała się kochającą matką drugi latorośli, córki i syna, którzy z biegiem czasu, skierowali się własnymi ścieżkami. Lajla zawsze ich przy tym wspierała. Mimo młodego wieku, została już babcią. Lajla cieszyła się, gdy ostatecznie pokonali Hasirę, liczyła na pokój na Białej Ziemi i do dzisiaj kieruje się wartościami, które przez lata jej towarzyszyły. Ponieważ urodziła się druga, nigdy nie mogła zostać królową, chociaż swoim uporem, dobrocią, mogłaby być jedną z lepszych liderek. Historia dalej trwa. Zamiary Lajli są pozytywne, ale kto wie, może z czasem nawet ona zbłądzi?

To chyba już wszystko, co można o niej powiedzieć. Co myślicie o Lajli? Lubicie ją? Uważacie, że byłaby lepszą królową od siostry?  Czy należy do waszych ulubieńców na blogu? 

piątek, 31 stycznia 2020

Rozdział 158 [maraton 5/10]

Cudowny dzień.
Niezapomniany czas. 
W życiu zdarzają się takie chwile, które na długo zapadają w naszej pamięci, stając się wspomnieniami, budzącymi różne emocje, będące inaczej odbierane, niosące ze sobą zaskakujące wrażenia. Ten dzień, chciałam pozostawić w sobie jak najdłużej, chociaż widziałam wiele razy w moim - już nie tak krótkim - życiu wiele razy podobną ceremonię. Wszak było to największe wydarzenie na Białej Ziemi, zaraz za koronacjami. Z dumą mogłam przypomnieć sobie czas, gdy to moje potomstwo było prezentowane całemu królestwu, reprezentując królewski ród, oraz pokazując, że Krąg Życia dalej trwa. 
Od tamtego czasu minęło już kilka lat, skoro obecnie liczyłam cztery. Teraz to nie dzieci, nie wnuki, a prawnuczki, miały zostać zaprezentowane, raz na zawsze pokazując, że należą do rodziny, która bardzo je kocha, czekała na nie i potrzebuje. Za ich jeden mały uśmiech, każdy kochający członek rodziny, byłby w stanie dokonać wielkich czynów. Nie wątpiłam, że czas będzie dla nich łaskawy. Przynajmniej... przynajmniej zwątpić nie mogłam. Przodkowie musieli wysłuchać moich modlitw, dając dobre słowo i pokazując w najmniejszym geście natury, że są wciąż przy nas. 
Teraz czekaliśmy.
Każda minuta wlokła się niespokojnie, w oczekiwaniu na to, co miało lada chwila nadejść. Nie mogłam się doczekać. Błądziłam długimi łapami w jednym miejscu. Moje białe futro błyszczało w świetle porannego słońca, natomiast oczy iskrzyły ekscytacją. Chociaż słońce dopiero powoli wschodziło na najwyższy czubek, rozjaśniając swoim blaskiem najmniejszą okolicę, można było stwierdzić od razu, że zaczął się kolejny, cudowny dzień. 
- Czemu Rafa i Matibabu jeszcze nie przyszli? 
Odwróciłam zaskoczona pysk, w stronę mojego wnuka. Mfalme stał za mną, z niepokojem widocznym w zielonych oczach, więc objęłam go ogonem, by dodać synowi Nory otuchy. 
- Oni nie mają lwich łap. Im to schodzi dłużej.-zaśmiałam się cicho, chociaż moje słowa były poważne. 
Mfalme sucho skinął głową.
Oboje spojrzeliśmy na odległy horyzont. Biała Ziemia była jednym z najpiękniejszych miejsc, które dane mi było oglądać. Obserwowałam, prawie wstrzymując oddech, jak wiatr łagodnie ociera się o konary drzew, płosząc kolorowe ptaki. Liczne białe kwiaty, pokazywały otwarcie, skąd pochodzi nazwa królestwa. Łagodne światło poranka, powodowało, że strumienie wydawały się lśnić. Nawet z oddali, widziałam idące ku Białej Skale zwierzęta. Wszystkie gatunki. Roślinożercy i mięsożercy, szli ramię w ramię, złączeni harmonią i pokojem. Spieszyli się, krocząc równym krokiem. Więksi ustępowali mniejszym, młodsi słabszym. Miło było obserwować taki widok, który naprawdę potrafił złapać za moje miękkie serce. Staliśmy na czubku skały jeszcze kilka minut, zanim przyszło nam wrócić do jaskini.
- Pamiętam tyle ceremonii. Wszystkie równie szlachetne. Będzie dobrze, Mfalme.-szepnęłam jeszcze do wnuka, zanim zrównałam z nim krok i oboje znalezliśmy się w jaskini stada.

Białoziemcy w oczekiwaniu na dokonanie jednej z najważniejszych tradycji, chodzili od jednej do drugiej strony. Ich futra były uważnie umyte, a na pyskach malowały się pozytywne emocje. Nie mogłam im się dziwić. W jaskini oprócz poruszenia, trwały jeszcze głośne, podekscytowane rozmowy. Wraz z Mfalme, nie zagłębialiśmy się w nie szczególnie, od razu podchodząc do podwyża.  Kukaa leżała na nim, z trójką lwiątek w łapach, które dokładnie umyła, zanim spojrzała w naszym kierunku z uśmiechem.  Lwiczki pisnęły niezadowolone, najpewniej z przejedzenia, zanim zwróciły całą uwagę na Agenti. Ich kuzynka machała im przed noskami pędzelkiem ogona, zachęcając do wspólnej zabawy.
- Wkrótce zobaczy je całe królestwo.-powiedziałam szeptem, spoglądając na najmłodsze członkinie mojej rodziny. Było nas coraz więcej. Cieszył mnie też widok białych sierści. Oznaczało to, że nie byłam jedyna, a to dodawało mi większej pewności.

Najważniejszym punktem ceremonii, było pojawienie się Rafy, wraz z Matibabu. Szara lwica podbiegła do mnie, z wysoko uniesionym ogonem i od razu się przytuliłyśmy na powitanie.
- Witaj, Matibabu.
- Dzień dobry, Wise.-rzuciła swoim typowym głosem, zanim wyjrzała przez moje ramię, by posłać lekko zaskoczone spojrzenie na księżniczki. - Czyli trójka. To cudownie.
Kukaa uniosła głowę, słysząc głos medyczki i od razu zwróciła w jej kierunku proszący wzrok.
- Matibabu, co z moją mamą?
- Dalej leży...-zaczęła, krzywiąc się odrobinkę, jednak widząc smutek w oczach królowej, pośpiesznie dodała: -...ale oddycha.
Otarłam się o policzek Kukii, by dodać jej otuchy. W tym cudownym dniu, nie warto było pozwalać sobie na rozpacz. Zwłaszcza, że chodziło jej córki. Rozumiałam jej smutek, tęsknotę i żal. Liczyłam, że będę mogła jej pomóc. I że Amara wróci do nas cała, zdrowa, szczęśliwa.  Chaka i Kukaa, stado, wszyscy jej potrzebowaliśmy.
- M-możemy z-zaczynać?-spytała drżących głosem.
Skinęłam krótko głową. Kukaa bez dalszego słowa, podniosła się ostrożnie, by cofnąć się o krok. Agenti poszła w ślad za nią.  Zdezorientowane malutkie pisnęły zaskoczone, z nutką rozczarowania, zanim ich wzrok zwróciła dwójka szamanów.   Matibabu powitała  lwiczki szybkim pociągnięciem języka po główce każdej z nich, natomiast Rafa wypowiedział jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa, zanim złamał kawałek owocu, którego sokiem namaścił malutkie, rysując znak oznaczający kółko. Przekaz był jasny: niech Przodkowie mają was w opiece, bo Krąg Życia dalej trwa.
Opuściliśmy jaskinię, zbierając się teraz na zewnątrz. Usiadłam obok swoich dzieci, zadowolona z takiego obrotu spraw. Zwierzęta zgromadziły się już pod Białą Skałą w oczekiwaniu. Matibabu i Rafa długo nie czekali.
- Która z nich zostanie królową?-zwróciła się jeszcze medyczka do króla Białej Ziemi.
Wszyscy zamilkli.  Chyba nikt do końca nie wiedział co postanowili.
- My... myślimy, że Malkia jest starsza i to... to ona powinna.-mruknął po dłuższym oczekiwaniu biały lew.
Matibabu usatysfakcjonowana kiwnęła łebkiem, zanim chwilkę obserwowała, jak Rafa ostrożnie podnosi dwójkę księżniczek, by udać się z nimi na czubek skały.  Matibabu podniosła natomiast Malkię, udając się spokojnym krokiem za szamanem. Szli ramię w ramię, dopóki nie stanęli przy krawędzi. Członkowie stada zamilkli, ciesząc się tą chwilą, a ich oczy rozbłysły. Ptasi wzniosły się w niebo, rozsypując różnej wielkości, kolorowe kwiaty. Po cichu śpiewałam słowa znanej pieśni o Kręgu Życia.
- Przychodzimy na świat tak bezradni i słońce posyła nam swój dar...
Matibabu wydała z siebie cichutkie westchnienie, zanim najwyżej jak umiała podniosła głowę. Malkia w jej pysku, zdezorientowana spojrzała w dół, na wszystkie zgromadzone zwierzęta. Wydała z siebie pisk zaskoczenia, zanim poczęła machać łapkami.  Rafa uniósł ręce, pokazując tym samym trzymane dwie księżniczki. Milele zaczęła wiercić się zadowolona, próbując przy tym złapać listki, które okrążyły całą trójkę. Maji grzecznie pozwoliła się podnieść, nawet się nie poruszając.
Zwierzęta wydawały z siebie podekscytowane odgłosy. Zebry i antylopy poczęły tupać, natomiast słonie zatrąbiły radośnie, towarzyszyło im przy tym skłonienie się żyraf, góralków, nosorożców, krokodylów, oraz innych mieszkańców królestwa.
- Córki króla Mfalme i królowej Kukii.  Malkia, przyszła królowa!  Milele! Maji! - zawołał Rafa donośnym głosem, który wywołał większy ruch.
- Niech żyją księżniczki!-zawołał ktoś w dole
- Niech przodkowie będą nad ich losem łaskawi!-tym razem głos należał do mnie.
Uniosłam głowę, obserwując łagodny ruch nieba. Światło poranka oświetliło potomkinie, a mi zdawało się, że widzę wśród chmur wszystkich, który odeszli w najbliższym czasie. Łzy zebrały się w moich oczach, gdy dostrzegłam prawie niewidoczną sylwetkę Kiry, Kilio i Jasiri'ego, chociaż mogło... nie, na pewno tam byli. Byłam pewna.
Po zakończonej ceremonii, szamani oddali młodym rodzicom ich dzieci, po czym oboje wrócili do swoich obowiązków. Dzisiaj wszyscy mieli odpocząć.
Ułożyłam się w swoim legowisku, u boku Taje, która obserwowałam spokojnym wzrokiem bawiące się patykiem lwiątka. Również spojrzałam w tamtą stronę.
- Prababciu, pobawisz się z nami?
Uśmiechnęłam się do Agenti, ale nie dołączyłam do zabawy. Lwiątka świetnie się bawiły w swojej małej grupce, nie było co tego psuć. Wtuliłam się w sierść Taje, czując jej bliskość i poczułam, jak oczy kleją mi się, zapraszając mnie do ucięcia sobie krótkiej drzemki. 

Rozdział 157 [maraton 4/10]

*tego samego dnia*
一 Są przepiękne!
一 Niesamowite.
一 Spisałaś się.
Kukaa słuchała w ciszy gratulacji, nie wiedząc do końca co odpowiedzieć. Zwykłe "dziękuję", nie byłoby na miejscu, jej córeczki nie były jakimiś rzeczami, które można było posiąść, a cudownymi istotkami, które jeszcze wszystkich zaskoczą. Wyrosną na odważne, dobre i szanowane lwice, była tego absolutnie pewna. Jedynym więc na co zdobyła się złota, był ciepły uśmiech, który posłała w stronę pobratymców, gdy ci grupką otoczyli ją ze wszystkich stron, by lepiej przyjrzeć się księżniczką. Informacja o jej porodzie rozniosła się prędko po Białej Ziemi i teraz każdy mieszkaniec wypatrywał chwili, gdy będzie mógł ich poznać, oraz odbędzie się ceremonia potwierdzająca, kto zostanie kolejnym w kolejności władcą.
Kukaa czuła ogromną dumę, spoglądając na swoje potomstwo, skulone przy jej brzuchu, co jakiś czas piszczące głośno, albo dobierające się do mleka. Nie sądziła, że bycie mamą, było takie cudowne. Chroniła córeczki, będąc zadowolona z ich najmniejszego gestu. Otuliła księżniczki ogonem, by nie bały się zbyt dużej ilości głosów w jaskini stada.
一 Jak się nazywają?
Łagodne spojrzenie królowej, zwróciło się teraz w stronę Lajli. Córka Wise przysiadła obok Mfalme, z uśmiechem na pysku, oraz radością w najpiękniejszych oczach.
一 Malkia, Milele i Maji.
一 Piękne imiona, dla pięknych księżniczek.-teraz odezwała się Nora, zadowolona z wnuków.
Mała Agenti przecisnęła się przez tłum, właśnie wracając z zabawy z przyjaciółmi. Widząc swoją przybraną mamę, podbiegła do niej z radosnym krzykiem, czym zbudziła siostry. Nie przejęła się jednak małymi kulkami, od razu przytulając się do Kukii.
一 Tęskniłam, gdzie byłaś?
一 Przepraszam kochanie, musiałam coś załatwić.-odpowiedziała Kukaa, rzucając przy tym wyzywające spojrzenie wszystkim w jaskini. Niech nie myślą, że pora na wyjawienie prawdy. Liznęła córkę Kiry za uchem, nim wskazała nosem małe lwiczki. 一 To są twoje siostry.
Agenti z zaskoczeniem wstrzymała na kilka minut powietrze, zanim pochyliła się obwąchując księżniczki. Miała rodzeństwo! Została starszą siostrą!  Tyle myśli wkradło się teraz do głowy małej, która niemal od razu wyprostowała się, chcąc pokazać wszystkim obecnym, jak bardzo czuje się zadowolona.
一 Są super!
一 Takie maluchy to duża odpowiedzialność. Będziesz musiała się z nimi bawić, rozmawiać, wspierać.-Zawadi zaśmiała się, widząc pełne radości spojrzenie córki Jasiri'ego. 一 Ale ty na pewno sobie poradzisz, co?
一 Oczywiście! Ale... ale one urosną, prawda?
Białoziemcy zachichotali cicho, rozbawieni słowami malutkiej, dlatego odpowiedz pojawiła się dopiero po kilkunastu minutach.
一 Ty też byłaś kiedyś mniejsza niż moja łapa.-rzucił Kisu, stojący obok Ndoto i Akili'ego.
Te słowa uspokoiły Agenti, która ponownie zwróciła wzrok na księżniczki. Za jej przykładem poszło zainteresowane stado. Malkia otworzyła oczka, obudzona nagłym zamieszaniem. Zadowolona z uwagi, od razu zaczęła wspinać się na grzbiet Kukii, wywołując tym ciche "ooo", oraz zachwyt zarówno ze strony rodziców, dziadków, jak i Agenti. Lwiczka polubiła te małe istotki i nie mogła się doczekać, aż pokaże im cały świat.

***

Wise
Czas leciał szybciej, niż można było na pierwszy rzut oka się spodziewać. Ta informacja z jednej strony niosła radość, żeby zaraz zastąpić ją nieoczekiwanym smutkiem. Wywoływała się kanon różnych emocji, towarzyszących zapewne każdej dorosłej lwicy. Mętlik panował również w mojej głowie. Jeszcze nie tak dawno, byłam małą, zagubioną lwiczką, która płakała na samą myśl, że musi wyjść na zewnątrz, mierząc się z drwiną ze strony rówieśników. Od tego czasu, upłynęło kilka lat, teraz byłam dorosłą lwicą, dawną królową, założycielką potężnego królestwa, matką cudownych dzieci, szanowaną samicą i co mnie najbardziej cieszyło - przyjaciółką. Chociaż wciąż nie potrafiłam znalezć odpowiedzi na pytanie "co w życiu było najważniejsze", ani zdecydować, czy podążam właściwą ścieżką, tym samym nie kończąc moim poszukiwań, byłam dumna z tego, jak to wszystko się potoczyło. 

Usiadłam w koncie jaskini, która wciąż zapełniona była oglądającymi. Widok moich prawnuczek napawał mnie radością. Chciałabym dożyć czasu, gdy będą starsze. Byłam ciekawa jakie będą ich charaktery, czy wyrosną na wulkany energii, czy może bardziej spokojne oazy. Wszystko jeszcze było okryte tajemniczą, której ciąg każdy mieszkaniec Białej Ziemi chciałby poznać. Co jeszcze się wydarzy? Czy czeka ich szczęśliwe życie? Mogłam tylko mieć taką nadzieję. 


Ten rozdział jest może trochę krótki, ale to celowe ;3