Taki obrazek na początek :) |
Mfalme przeciągnął się. Promienie słońca wpadające przez wejście do jaskini ogrzały jego futro. Książę usiadł, pomlaskał, po czym przystąpił do mycia swojego futra. Obok niego leżała Kira. Lwica od razu pod naciskiem ruchu, otworzyła oczy.
-Rodzice jeszcze nie wrócili?-szepnęła, nie chcąc budzić reszty stada.
Mfalme rozejrzał się po jaskini. Zeszłego dnia z samego poranka rodzice ruszyli do Tęczowej Kraini by uczęstniczyć w ceremonii koronacyjnej Zunii. Mfalme i Kira stawiali, że dzisiaj powinni wrócić na Białą Ziemią.
Poprzedniego dnia poradzili sobie z rządami, jednak musieli oboje przyznać, że było ciężko.
Kira usiadła, następnie ziewając.
-To może śniadanko, wasza wysokość?
-Nie nazywaj mnie tak, proszę,-zaśmiał się jej brat.
Kira wzięła głęboki wdech. Zaryczała na tyle głośno, by zbudzić stado. Lwice bez zbędnego przedłużania, podniosły się z ziemi, by chwilę pózniej zniknąć na zewnątrz. Idia, przywódczyni lwic polujących, podeszła do królewskich dzieci.
-Jakieś specjalne życzenia na obiad?
-Może antylopa?-zaproponowała Kira z uśmiechem,-Uwielbiam ich smak!
-Świetny wybór,-skinęła głową Idia.
Lwica skłoniła się szybko, po czym wyszła z jaskini.
Pozostali musieli czekać, a niektórzy nawet jeszcze spali.
Mfalme podniósł się na równe łapy. Gdy opuścił jaskinię, wiatr pomuskał jego pysk. Lew cieszył się udanym dniem. A przynajmniej na taki się zapowiadał, póki nie pojawiła się Zaza. Majordamuska skłoniła się z szacunkiem.
Mfalme zdziwiony przyjął ten gest. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że chwilowo on rządzi.
-Ee.. jakiś raport?-zapytał
-Oczywiście, książę! Powinieneś go wysłuchać!-Mfalme machnął zachęcająco ogonem,-Odejście królewskiej pary spowodowało niepokój wśród zwierząt. Największe pretensje ma stado bawołów pod przywódctwem Kifo, które kłóci się o władzę. Krokodyle nie sprawiają problemów, natomiast stadko małp Pee skarżyło się, że ich dom spłonął w pożarze.
-Jak zawsze zmyślają, nie było pożarów od czasu dziciństwa mojej matki!-mruknął Mfalme,-No dobrze, czy to tyle?-skinęła dziobem,-Dziękuję, Zazo.Dzisiaj możesz zrobić sobie wolne.
-Dziękuję!
Gdy majordamuska odleciała, Mfalme usiadł ciężko. Obowiązki jego rodziców były ciężkie... nawet bardzo.
Ksiażę zauważył, że lwice polujące wróciły z antylopą. Teraz spoglądały na niego wyczekująco. Pierwszeństwo miała rodzinna królewska nim reszta mogła się najeść.
Mfalme dał im jasny znak ogonem, że mogą już zacząć, a przy okazji zawołał Kirę.
Lwica lekko stąpała po ziemi . Jej ciemnozłote futro zafalowało przez wiatr. Kira stanęła obok niego.
-O co chodzi?
-Czy mogłabyś ze swoją Lwią Gwardią przerwać kłótnię o przywódctwo bawołów od Kifo, oraz znajdziecie małpą Pee nowy dom?
-A co ze starym?
Mfalme westchnął:
-A kto tam wie.
Kira skinęła poważnie głową.
-Tylko ich obudzę.
Kira zawróciła ponownie do jaskini. Wyszła z niej dość szybko z zaspanymi Jasirim i Nguvu, oraz ze zdziwionym Jicho. Kukaa opuściła jaskinię jako ostatnia. Posłała Mfalme pocieszające i czułe spojrzenie, po czym pognała za drużyną.
Mfalme usiadł na czubku Białej Skały, wpatrzony w horyzont.
-Obowiązki są ciężkie,-szepnął sam do siebie, przyglądając się stadu zebr daleko na horyzoncie. Zerwał się mocny wiatr, który poczochrał grzywą nastolatka.
-Obowiązki są ciężkie , ale ty sobie świetnie radzisz. Do tego zostałeś powołany.
Prędko uniósł głowę, rozglądając się szokowany. Nie znał ani tego głosu, ani lekkiego zapachu. Ewidentnie jednak słyszał kogoś. Zjeżył sierść na grzbiecie.
-Kim jesteś?!
Poczuł dotyk na sierści. Lekki. To jednak sprawiło, że odwrócił się. Spodziewał się ujrzeć lwicę ze swojego stada, gdyż postać nosiła delikatny zapach białoziemców, ale odrobinę zbyt ostry.
Gdy jednak Mfalme odwrócił się, dojrzał piękną ciemną lwicę, o błyszczących niebieskich oczach. Jej wizerunek był zamglony. Nieznajoma, a może nawet duch, wpatrywała się w niego uważnie i z pięknym uśmiechem.
Mfalme cofnął się kilka kroków do tyłu, omało nie spadając. Lwica zjeżyła futro na karku.
-Uważaj, mój mały, bo jeszcze się zranisz!
-K-kim jesteś? Czego chcesz?!-syknął Mfalme
-Jestem twoją Duchową Przewodniczką...
-Duchową Przewodniczką??-przerwał Mfalme, szeroko otwierając oczy,-Słyszałem kiedyś o tym, nawet miałem nadzieję na spotkanie, ale z czasem jak podrosłem, zdałem sobie sprawę z tego, że szanse na to są małe.
-Każdy ma Duchowego Przewodnika. Nie tylko lwy. Przewodnik ma wiele podopiecznych, którymi pragnie się opiekować w każdej chwili i wspierać. Nie każdy jednak może doczekać się jego pojawienia. Niektórym się nie objawi, ale on sam może się domyśleć, kim jest.
-Więc dlaczego ja cię widzę?
-Jesteś w ogromnym zmartwieniu. Chcę cię pocieszyć,-powiedziała lwica,-Mfalme wyrasta z ciebie bardzo dobry król, wbrew temu co sądzisz. Pędziesz prowadził dalej ród twojej babci i mamy. Będziesz władcą odważnym i silnym. Dzięki tobie Biała Ziemia zyska nowe hektary. To wydarzy się w nie tak odległej przyszłości.
-Wow,-zdziwiony Mfalme usiadł. Już tak bardzo nie bał się lwicy, a nawet poczuł do niej sympatię,-ale co jeśli mi się nie uda?
-Podejmuj decyzję tak jak do tej pory, staraj się i troszcz o swych najbliższych, kieruj się sercem, a zapewniam, że spełni się twój los.
Mfalme przytaknął, jeszcze w lekkim szoku. Lwica postanowiła więc zmienić temat, wciąż nie przestając się uśmiechać. Jej futro wygładziło się. Okryła łapy ogonem, również siadając.
-Twoja mama miała problemy z zajściem w ciążę. Nie były jej pisane lwiątka, mimo iż zasłużyła. Wtedy w tej obawie, że ród umknie, przodkowie wysłali mi wizję. Mogłam poświęcić własne życie, byś ty i twoja siostra mogli przyjść na świat. Kochałam Norę i byłam gotowa wykonać ten gest. Wciąż jestem pewna, że podjęłam dobrą decyzję, wybierając się wtedy na śmiertelne polowanie.
Mfalme zdębiał i przez chwilę nie mógł się ruszyć. Lwica wstała na równe łapy, podobnie jak on.
-Oddałaś za nas życie? Ja.. ja dziękuję!
Lwica skinęła głową. Pomału jej sylwetka zaczęła znikać.
-Zawsze będę przy tobie Mfalme, gdy będziesz mnie potrzebował. I przy twoich córkach. I wnukach.-przerwała na chwilę,-Podążaj za przeczuciem , Mfalme
-Czekaj! Nawet nie wiem jak się nazywasz!
-Maji.
Na tym słowie lwica zniknęła. Mfalme wciąż w lekkim szoku, wszedł do głównej jaskini. Prawie nikogo tam nie było. Nyeusi siedziała w cieniu, rozmawiając ze swoją wnuczką Luną. Obie przerwały, gdy Mfalme stanął obok nich.
-Wszystkiego najlepszego , Nyeusi,-złożył życzenia Mfalme
-Dziękuję, za przypomnienie mi, jaka to jestem stara,-odpowiedziała z uśmiechem czarna lwica,-Urodziny mijają mi spokojnie.
Mfalme poczuł smutek na myśl na tym, że Taje, Wise, Busara i Kilio nie mogą być z nią w tym ważnym dniu. Pewnie gdyby nie obecność prawnuczki,wnuka i syna, czułaby się bardzo samotna.
-Nyeusi? Wiesz może kim była Maji?
Nyeusi poruszyła uszami, wyraznie zaskoczona zadanym pytaniem.
-Była siostrą twojej babci, Wise,-odpowiedzieć płynnie wypłynęła z jej pyska,-Oraz mamą Shani. Ona ci więcej o niej opowie.
-Jak zginęła?
-Mfalme, dość dziwne twoje pytanie,-przewróciła oczami Luna
Nyeusi uciszyła ją jednak ostrzegawczo.
-Oczywiście, mój drogi. Maji zginęła z głupoty. Wybrała się na niebezpieczne polowanie mimo ostrzeżeń. Była mimo wszystko miła i pomocna.
Zginęła nie bez przyczyny,-pomyślał Mfalme.
Skinął lwicy w podziękowaniu głową, po czym wyszedł, by udać się na patrol.
Gdy jednak chciał zejść ze schodków, zatrzymała go Luna.
-Mfalme! Czy Maji jest twoją Duchową Przewodniczką?
Lew odwrócił się w jej kierunku, zdziwiony, że lwica tak szybko to odgadła. W oczach córki Kume, kryła się ogromna ciekawość, więc odpowiedział.
-Tak. Dzisiaj mi się pokazała,-nic więcej nie mówiąc, ruszył ku sawannie.
Luna z grymasem na pysku wróciła do jaskini, by położyć się obok Nyeusi.
-Idziemy nad wodopój? Jest południe, pewnie całe stado udało się tam by odpocząć,-powiedziała czarna lwica.
Luna skinęła głową z westchnieniem. Nyeusi dotknęła jej koniuszkiem ogona.
-Podoba ci się Mfalme , że tak się zachowujesz?
Luna potrząsnęła głową.
-Nie, nie, oczywiście, że nie! Nguvu ma w sobie więcej ... no... wdzięku? Martwię się tylko o jego narzeczoną. Jak ona znosi relacje księcia z Kukką?
Nyeusi podniosła się.
-Nie zajmuj się tym moja droga. Chodz, pózniej możemy wyjść na polowanie.
Na tym zakończyły swoją rozmowę i udały się do wyjścia z jaskini.
***
Tym czasem, Lwia Gwardia mknęła przez sawannę. Kira prowadzi, za nią podążała Kukaa z Jicho, a koniec zamykali Jasiri i Nguvu. Straż milczała, skupiając się na swoim zadaniu. Dumnie na ich ramionach błyszczały znaki przynależności.
Gdy dotarli do miejsca w którym najczęściej można było spotkać bawoły pod przywódctwem Kifo, zastał ich widok bijących się dwójkę samców bawołów. Wzbijali w niebo tumany kurzu. Ich potycce towarzyszyły szczęśliwe dzwięki reszty ich stadka, oraz odgłos potężnych kroków obijających o ziemię.
Kira wywróciła oczami. Odwróciła się następnie do swojej straży. Dała im znać ruchem ogona. Zeszli po stromym zboczu i bez cienia strachu podeszli do grupki bawołów.
Kira mocnym rykiem zwróciła na siebie uwagę większości.
-Co tutaj się dzieję?!
Nie była już małą lwiczką i miała świadomość swojej potęgi bijącej z nastoletniej sylwetki i drużyny stojącej u boku. Agresywne zwierzęta wpatrywały się w nich dłuższą chwilę,nim jeden z najmłodszych powiedział:
Nie była już małą lwiczką i miała świadomość swojej potęgi bijącej z nastoletniej sylwetki i drużyny stojącej u boku. Agresywne zwierzęta wpatrywały się w nich dłuższą chwilę,nim jeden z najmłodszych powiedział:
-Próbują rozstrzygnąć kto będzie nami przewodził.
-A Kifo już wami nie włada?
-Kifo na emeryturę przeszedł
-W takim razie wasza walkę macie przełożyć na albo miejsca przeznaczone do treningów walki, albo granicę! Tutaj jest zbyt wiele zwierząt , które możecie zranić, a poza tym wybory nowego przywódcy powinny odbywać się bez napięcia i tylko przez najsilniejsze osobniki!-omiotła wzrokiem dwa bawoły, po czym z sykiem odeszła.
Jeszcze dosłyszała co prawda, jak bawoły prychają, ale nie przejęła się tym. Wiedziała, że jej posłuchają. Nie chcieli wygnania.
Jeszcze dosłyszała co prawda, jak bawoły prychają, ale nie przejęła się tym. Wiedziała, że jej posłuchają. Nie chcieli wygnania.
-A już myślałem, że to walka o samicę,-szepnął do niej Jasiri
-Takie maczo,-prychnęła Kira. Musnęła bok Jasiri'ego koniuszkiem swojego ogona, po czym przyspieszyła, by wyjść przed szereg.
-Gdzie teraz?
Na pytanie Jicho, Kira odparła szybko:
-Do tych sławnych małp
-A pózniej nad wodopój,-ziewnęła Kukaa,-mam ochotę na dżemkę.
-Rafa mówił , że lew ma odpoczywać 20 godzin na dobę.
-Co to znaczy "godzina"?-spytał Jicho, przewracając oczami.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Ah ten Rafa!
Gdy dotarli do sławnego małpiego drzewa, Kira niechętnie stawiała przed siebie łapy. Już z daleka wyczuwała małpy i domyślała się, że oberwie owocem.
-Uwaga!-syknął Nguvu i odepchnął ją, nim dostała czymś dziwnym. Kira otrzepała się z kurzu, polizała w podzięce Nguvu w bok, po czym ze złowieszczą miną, spojrzała w górę.
Na drzewie siedziało około 20 małp z tej grupki. Kira przewróciła oczami.
-Gdzie Kioo?-syknęła
Szybko przed nią stanęła najstarsza i najbardziej puchata małpa, jaką Kira widziała w życiu. Kioo pochyliła głowę.
-Co cię do nas sprowadza, księżniczko? Owocka?-spytała i wkrótce na ziemię spadło kilka owoców, brudząc trawę.
Kira skrzywiła się z niesmakiem.
-Jestem z moją Lwią Gwardią, by poprowadzić wasz do nowego domu, bo "podobno" wasze drzewo zostało spalone,-nacisnęła mocno na ostatnie słowo.
Kioo skinęła szybko głową. Małpy zaniosły się głośnym śmiechem i po kolei zaczęły schodzić z całego drzewa samodzielnie.
Kioo skinęła szybko głową. Małpy zaniosły się głośnym śmiechem i po kolei zaczęły schodzić z całego drzewa samodzielnie.
-Lwia Gwardia poprowadzimy ich do..
-..Drzewa na obrzezach? Jest dość duże,-zaproponował Jicho
-Myślałam, o tym przy wodospadzie, ale masz rację. Tam nie będą przeszkadzać,-ostatnie zdanie wyszeptała, przez co gwardia się uśmiechnęła.
Poprowadzili małpki w stronę nowego domu.
Oczywiście droga była ciężka i pełna głośnych dzwięków, ale w końcu opłacił się cel i Lwia Gwardia z małpkami doprowadzili ich do nowego drzewa.
Małpy wdrapały się na nie niepewne. Lwia Gwardia przyglądała się, czy drzewo będzie dość solidne, by utrzymać ich ciężar.
-Wygląda na to, że wszystko dobrze,-mruknął Jicho
-Wcale nie! Jest za... brzydkie... i duże!-prychnęła młodsza małpka
-Chcemy inne!-zarechotała inna
Kukaa zmarszczyła brwi.
-No nie!
-Spokojnie.-Kira spojrzała uważnie na małpy,-Gdy to się spali po miesiącu, możecie zmienić miejscówkę.
Małpy skinęły głowami, po czym ze śmiechem zaczęły wspinać się na coraz większe gałęzie.
-Tutaj też są owoce?-spytał Nguvu
-Tak,-odpowiedziała mu pozostała czwórka, szykując się już do odejścia.
-To teraz krótki patrol,-powiedziała Kira,-I na dzisiaj koniec.
-Właściwie, koniec będzie szybszy,-Kukaa wskazała na coś ogonem, więc Kira powędrowała wzrokiem w tamtym kierunku. W oddali widziała kilka sylwetek. Zrobiło jej się milej na sercu. Wracali!
***
-Nie rozumiem, czemu mama odwołała powrót,-mruknął Ndoto,-Tak się za nią stęskniliśmy!
-Chce wspierać Zunię przez jej pierwszy czas,-powiedziała Nora, kierując się przed siebie.
-Napewno niedługo wróci,-Lajla pocieszająco otarła się o bok brata. Jej także było smutno , ale co mogli zrobić.
Kisu , który cały czas prowadził, nagle się zatrzymał.
-Spójście!
Nora , Lajla i Ndoto, zrobili to. W ich kierunku biegła cała Lwia Gwardia z Kirą na czele. Księżniczka rzuciła się w ramiona ojca i matki. Nora energicznie zaczęła myć ją za uszami, natomiast Kisu mocno przytulił, ciesząc się jej bliskością.
Nora , Lajla i Ndoto, zrobili to. W ich kierunku biegła cała Lwia Gwardia z Kirą na czele. Księżniczka rzuciła się w ramiona ojca i matki. Nora energicznie zaczęła myć ją za uszami, natomiast Kisu mocno przytulił, ciesząc się jej bliskością.
Jicho podszedł do Ndoto, do którego się przytulił.
-Wreście jesteście,-szepnęła Kira
-Czy pod naszą nieobecność coś spłonęło?-spytał zaciekawiony Kisu z uśmiechem.
Kira odkleiła się od rodziców i ze śmiechem pokręciła głową.
-Mfalme jest bardzo dobrym księciem.
-Oboje są,-wtrąciła się Kukaa,-Dobrze wykonywali swoje obowiązki.
Kira rzuciła przez ramię przyjaciółce wdzięczny uśmiech.
Znów spojrzała na rodziców.
-Opowiemy wam więcej na Białej Skale. Zbliża się noc i pewnie jesteście spragnieni i zmęczeni.
-Tak, ale... dobrze być w domu,-odparła Nora, spoglądając na wszystkich z osobna.
Hejka! Kolejny rozdział za nami. Jeszcze sześć do zakończenia sezonu 3. Nie długo też pojawią się rozdziały na blogach o Uasi i Uru, więc również polecam tam zaglądać. Nowy rozdział tutaj, czyli już 137 postaram się dodać jak najszybciej. Napiszcie koniecznie komentarze, bo one motywują mnie do dalszej pracy-a zapewniam, że warto poczekać na nowy rozdział! Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej nocy/dnia :)