poniedziałek, 16 września 2019

Rozdział 147 cz.1

-Już są!
Radosny krzyk Akili'ego rozniósł się po całej jaskini stada. Białoziemcy podnieśli się ze swoich miejsc, posyłając w stronę lwiątka szczere uśmiechy. Jedynie Asanta wywróciła oczami.
-Mówisz to już trzeci raz dzisiaj.
-Tym razem to nie stado zebr!-upierał się lewek. Jego oczy błyszczały radością.-Które to stado? Które?
Wise podeszła bliżej swojego wnuka i z czułością przeciągnęła ogonem po jego grzbiecie. Biała lwica wyjrzała z jaskini, uważnie wpatrując się w punkt daleko przed sobą. Zmrużyła oczy, by słońce jej nie raziło. Faktycznie, kilka pojedyńczych sylwetek szybko przemykało przez sawannę. Dawna królowa, odwróciła się w stronę stada.
-To Bora z rodziną.
-Chodzmy ją powitać!-Bahati dotychczas siedzący spokojnie z tyłu grupy, teraz zerwał się na równe łapy i nie czekając na resztę, pomknął w stronę dalekich sylwetek.
Za nim rozległ się wdzięczny śmiech należący do Shani. Kisu chociaż łapy same prosiły go, by poszedł w ślad za starszym bratem, opanowany siedział obok Nory.
Całe stado przebierało niecierpliwie łapami, nie mogąc doczekać się spotkania z bliskimi im kiedyś lwami. Gdziekolwiek nie pójdą, ich łapy zawsze prowadzić ich będą do Białej Ziemi... -pomyślała Wise, dając znak ogonem córką, że opuszcza jaskinię. Skierowała się na szczyt Białej Skały, by stamtąd oglądać królestwo skropione w blasku słońca i białych kwiatach.

***

Bahati nigdy tak szybko nie biegł. Czuł jak łapy odmawiają mu posłuszeństwa, ale nie zamierzał zatrzymać się na odpoczynek. Pozwolił wpaść sobie w ramiona Bory i przeturlać się z nią po ziemi. Lwica zaśmiała się wdzięcznie, gdy się rozdzielili, wstając z ziemi. 
-Braciszku..
-Bora, tak tęskniłem!-Bahati polizał siostrę za uchem.-Opowiadaj co u was!
-Mamy na to dużo czasu. Muszę podziękować cioci Wise za zaproszenie. 
-Nie potrzebujesz zaproszenia, Biała Ziemia to twój dom. 
-Dom jest tam gdzie rodzina.-Bora wtuliła się w grzywę brata.Zaśmiała się.-Powiedzmy, że mam dwa. 
Bahati uniósł głowę, gdy podszedł do nich Barafu. Brązowy lew skłonił głowę, witając się z synem Kilio. Objął ogonem Borę. 
-Rajskoziemcy bardzo dobrze ją przyjęli. Jest jedną z najlepszych lwic polujących. 
-Opiekuj się nią.-szepnął Bahati
-Chłopcy, ja potrafię mówić za siebie.-Bora wywróciła oczami, ale nie przestawała się uśmiechać.

Łagodny wiatr musnął w pysk Rihayę, gdy lwica usiadła na ziemi, nie chcąc zakłócać tej sceny. Słuchała tylko jednym uchem ich rozmowy. Sama była myślami w innym miejscu, co zauważyła Sun. Siostra trąciła ją bokiem. 
-Nie wyspałaś się, co?
-Hę, co?-Rihaya pokręciła głową.-Nie.. nie.. podróż męczy. 
-Przecież wiem, że myślisz o Kesho.-wywróciła oczami Sun. Usiadła obok Rihayi i przyjaznie trąciła jej bok nosem.-Jesteś zakochana!
-Mam nadzieję, że z wzajemnością.-uśmiechnęła się brązowa lwica. Łapą odsunęła do tyłu grzywkę. 
-Żartujesz? Kto by nie był tobą zauroczony.-Sun puściła do siostry oczko. Rihaya z wdzięcznością polizała ją za uchem. Bardzo cieszyła się, że Sun pogodziła się już z przeszłością i potrafiła cieszyć się teraz życiem. Siostry były ze sobą bardzo blisko. Mówiły sobie o wszystkim. 
-Dziewczynki, idziemy na Białą Skałę!-zawołała w ich stronę Bora. Jak zawsze wesoła i energiczna. Najszybsza lwica spokojnym krokiem udała się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca u boku dwójki lwów. 
-Myślisz, że Wakati i Mady już są?-spytała Rihaya siostry. 
-Mam nadzieję. Nie mogę się doczekać, żeby zapytać co u Lary.-uśmiechnęła się lekko Sun. 
-Cóż, Hodari i Kilio na pewno już na nas czekają.-Rihaya skinęła głową. Lwica z szerokim uśmiechem zaczęła iść powoli przed siebie. Sun ruszyła za nią.

***

W jaskini prowadzone były ożywione dyskusje. Wszyscy nie mogli się doczekać przybycia kolejnych członków rodzin. Teraz lwy zebrały się wokół Bory, by wysłuchać co u niej zmieniło się przez ten czas. Córka Kilio przytulona była bokiem do braci. Obok siedzieli jej przyjaciele.
Barafu jako jedyny nie miał w tym towarzystwie nikogo do rozmowy, dlatego postanowił wybrać się na krótki spacer. 
-Cześć Hodari.-Rihaya podeszła do czarnego lwa. Syn Lajli odwrócił się w jej kierunku, po czym przytulił do siebie przyjaciółkę. Podobnie zrobił z Sun.-Miło cię widzieć. 
-Dziewczyny!-Kilio przepchnęła się przez tłum lwów. Polizała każdą z sióstr osobno za uchem.-Tęskniłam. 
-My za wami też.-pysk Sun rozjaśnił lekki uśmiech. 
-Możemy wam kogoś przedstawić.-Hodari dał znać komuś ogonem. Rihaya i Sun uniosły głowę, gdy czarna lwiczka z jednym białym uchem podeszła do nich spokojnym krokiem.-To jest nasza...
-Wasza córka!-głos Rihayi był pełen radości. 
Kilio zachichotała. 
-Tak. 
-Nazywam się Asanta.-przedstawiła się młoda lwiczka. Nie wiedziała kim są lwice, ale skoro wyczuwała od nich lekki zapach białoziemców, musiały pochodzić stąd. Postanowiła oddalić się, dając dorosłym okazję do rozmowy. Nie widzieli się przecież tak długo.

***

Z radości trwającej obecnie w jaskini, nie każdy potrafił czerpać radość. Kukaa otworzyła zmęczone oczy i skuliła się bardziej w swoim legowisku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat dzisiaj wszyscy musieli być tacy głośni.
Agenti wyglądała z łap Mfalme, rozglądając się zaciekawiona. Widziała babcię Norę, rozmawiającą z prababcią Wise, oraz ciocię Imani w  najlepsze zagajającą pewną ciemnopomarańczową lwicę. Agenti ostrożnie zaczęła wychodzić. Zauważyła, że Lia i Kama bawią się ogonem Hope i nie mogła się powstrzymać, żeby do nich nie dołączyć.
Mfalme obserwował, jak Agenti potykając się dochodzi do swojego celu. Syn Kisu uśmiechnął się szeroko, widząc radość swojej siostrzenicy. 
Kukaa zastanawiała się, jak mogłaby  niepostrzeżenie wymknąć się do mniejszej jaskini. Potrzebowała spokoju. Myślała, że Mfalme tego nie zauważy, ale biały lew przeniósł na nią zatroskane spojrzenie. 
-Odkąd wróciłaś z Tęczowej Krainy jesteś jakaś nieswoja. 
-Wydaję ci się.-wzruszyła ramionami.-Odpoczywam po podróży po prostu...
-Minęło sześć dni. 
Kukaa zmrużyła oczy. 
-Być może coś się wydarzyło..-westchnęła, gdy Mfalme ruchem łapy zachęcił ją, by mówiła dalej.-Zemdlałam. 
-Z-zemdlałaś?-Mfalme otworzył szeroko oczy.-I dopiero teraz mi o tym mówisz!? A jeśli to jakaś choroba? Albo zbytnie przemęczenie? Byłaś chociaż z tym u Matibabu?
-Nie byłam.-przyznała złota lwica.-Nie było okazji.
Mfalme uniósł wysoko głowę. Kukaa pokręciła głową. Doskonale wiedziała, czego zażąda od niej partner. Podnieśli się na równe łapy. 
-Hope, zaopiekujesz się Agenti?-rzuciła na odchodnym Kukaa
Opiekunka lwiątek pewnie skinęła głową, próbując nie skrzywić się z bólu, gdy trzy małe kulki wbijały w nią swoje ostre ząbki. 

Gdy Mfalme i Kukaa opuścili jaskinię stada, skierowali się prosto w stronę sawanny. Stąpali powoli, ostrożnie, jakby jeden niewłaściwy ruch, mógł zniszczyć miękką trawę, którą czuli pod łapami. Ciągnęło się to niczym sen. Nie męczyli się, pewnie kierując przed siebie. Leniwie płynące po niebie chmury, zderzały się ze sobą, tworząc coś na kształt delikatnego płatku. 
Kukaa zatrzymała się, chcąc wziązć oddech. Od jaskini medyków dzieliło ich zaledwie kilka skoków antylop. 
-Pójdę już dalej sama, Mfalme.-biały lew pokręcił głową, marszcząc brwi. Kukaa wywróciła oczami.-Przecież wiesz, że Matibabu i tak wyrzuci cię z badania. Nie bój się, jestem zdrowa jak rybka. 
-Poczekam pod jaskinią. 

Od Kamili Zaleśnej. Dziękuję!

-Lepiej wracaj na Białą Skałę. Zunia mówiła, że pojawi się na czas.
Kukaa wyminęła lwa. Tak naprawdę nie miała czasu ani ochoty iść do Matibabu, ale czego nie robi się dla dobra samopoczucia partnera? 
Miała nadzieję, że Mfalme ją usłucha i nie będzie musiała go przeganiać sprzed jaskini, do której weszła teraz bez skrępowania.
Matibabu leczyła właśnie łapkę małego geparda. Szara lwica spojrzała na nią kontem oka, nie przerywając swojej pracy. Kukaa zdecydowała się usiąść i poczekać, aż medyczka będzie mogła poświęcić jej czas. 

***

Wise

Cokolwiek złego bądz dobrego mówiłoby się o tęczowoziemcach, zawsze dotrzymywali oni słowa. Zunia Lila pojawiła się na czele swojego stada, z dumnie uniesioną głową. Brązowa lwica rozglądała się po Białej Ziemi z czujnością, ale i tęsknotą. W jej oczach odbijała się odwaga, oraz niezwykła siła. Królowa Tęczowej Krainy zatrzymała się, by wymienić kilka słów z towarzyszącymi jej lwami. 

Uśmiechnęłam się ciepło, obserwując ją ze szczytu Białej Skały. Czekałam tylko aż do nas dojdą. Taje wpadła na świetny pomysł, żeby lwice upolowały dzisiaj wyjątkowo większą kolację. Bawoła. Poprawiłam się na swoim miejscu, przebierając łapami. 
-Nasza dzielna księżniczka.-Kion stojący u mojego boku, polizał mnie za uchem. 
-Tak dawno jej nie widziałam. Muszę wiedzieć natychmiast co u niej!-odpowiedziałam z nieskrywaną radością. 

***

Narrator

Zunia rozpoznałaby wszędzie postawę swojej matki. Dlatego zmrużyła oczy, by promienie słońca nie przeszkadzały jej, dostrzec pięknej białej sierści widocznej na Białej Skale. Lwica wyprostowała się, uśmiechając się przy tym lekko. 
-Przekażcie stadu, że dotarliśmy bezpiecznie.-Zunia twardym głosem zwróciła się do dwójki majordamusów, Millo i Nicka. Ptaki skłoniły się przed nią,  od razu chcąc wykonać polecenie. 
-Nie mogłam się doczekać.-pomarańczowa lwica obok Zunii skłoniła głowę z szacunkiem przed najmłodszą córką Wise.-Ciekawe, czy Ni także. 
-Na pewno Namo. 
Nama była kapitanką grupy strażników Tęczowej Krainy. Tą, która ostrzegła będącą wtedy na wyprawie grupę Nory o niebezpieczeństwie ze strony jej pobratymców. Teraz, pomimo wieku, wciąż służyła lojalnie u boku kolejnego władcy. 
-Wszędzie dobrze, ale w Tęczowej Krainie najlepiej.-mruknął lew o czarnej grzywie i ciemnoszarym futrze. 
Zunia otworzyła pysk, by zasmakować powietrza. 
-Daj spokój, Heshimo. Nie musiałeś iść, jeśli nie chciałeś.-wzruszyła ramionami. Ogonem dała znać, żeby poszli dalej. 
-Jak mógłbym zostawić moją najlepszą przyjaciółkę.-wywrócił oczami lew, ale na jego pysku pojawił się mały uśmiech.
-Twoją jedyną władczynię.-mrugnęła do niego Nama.
Trójka lwów była coraz bliżej majestatycznej lwiej siedziby - Białej Skały.

***

-Co cię do mnie sprowadza, Kukko?
Legenda mówiła, że Matibabu znała imię każdego zwierzęcia, nawet przed jego narodzinami. Ta niezwykła lwica roztaczała wokół siebie spokojną aurę, więc Kucce łatwiej było opowiedzieć medyczce, co wydarzyło się w Tęczowej Krainie. 
-Ich szaman, Mpango*, powiedział, że nic mi nie jest.-Kukka przypomniała sobie brązowego lwa, następce poprzedniego szamana, z którym miała przyjemność porozmawiać. 
Matibabu powoli pokiwała głową. 
-Zbadać nie zaszkodzi. Usiądz tutaj. 
Kukaa skierowała się na wskazane przez medyczkę Białej Ziemi posłanie z grubych liści. Usiadła trochę drętwo. Matibabu nie przejęta jej postawą, zaczęła badać uważnie lwice. Po wszystkim, odsunęła się. 
-I co ze mną?
-Jesteś zdrowa, sprawna, ciężarna, zmęczona  i spragniona. Konieczno coś zjedz, prześpij się i napij.-uśmiechnęła się szara lwica. Widząc coraz to szerzej otwierające się oczy córki Chaki, wybuchła śmiechem.-Tak, jesteś w ciąży. 

******
*program;plan

I na tej cudownej nowinie zakończmy dzisiejszy rozdział. Pewnie wyszedłby o wiele dłuższy, gdyby nie to, że czekają jeszcze dwie części. Oczekujcie nextu, który powinien pojawić się wkrótce. Wena szaleje.
Dawno nie było pytanek, a więc macie: 
1. Ile lwiątek + płeć urodzi Kukaa?
2. Czy Mfalme ucieszy się na myśl o tym, że zostanie ojcem?
3. Jak przebiegną rodzinne odwiedziny? 
Pozdrawiam ^^

3 komentarze:

  1. Hurra! Nowy rozdział, w dodatku tak szybko! Strasznie się cieszę, tym bardziej, że mnóstwo się w nim dzieje :D Zjazd rodzinny rodu Wise... brzmi super, fajnie, że wszyscy znów się spotkają. Miło, że moje podejrzenia się sprawdziły i Kukaa rzeczywiście jest w ciąży.
    1. Jedno, lwiczkę
    2. Mam nadzieję, że nie, za wielu tych ojców, którzy skaczą z radości na wieść, że wkrótce kolejne, płaczliwe, głośne bachory nie dadzą im żyć.
    3. Zapewne pokojowo, będzie dużo wymieniania się ploteczkami, najświeższymi wieściami i wspominania starych, dobrych czasów.
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na obiecany kolejny rozdział
    Magicalus

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest super! Już nie mogę doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Tak się cieszę, że Kukaa jest w ciąży.
    1. Trójkę. Dwóch synków i jedną córeczkę.
    2. Tak. Coś mi mówi, że będzie skakał że szczęścia.
    3. Coś mi się wydaje, że będą pełne niespodzianek.
    Pozdrawiam serdecznie, czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny(jeszcze więcej niż teraz). Pozdrawiam wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń