poniedziałek, 15 lipca 2019

Dwie siostry (rozdział specjalny)

Nie jest to opowiadanie specjalne, nad jakim trzeba się wiele rozpisywać. Nie są to też bohaterki, które pojawią się w następnym sezonie. Następne opowiadanie zdradzi nam, kim będzie postać, która wiele odegra w następnym sezonie. Wracając-dlaczego zdecydowałam się napisać opowiadanie właśnie o Nzuri i Uzuri? Właściwie dlatego, że nic o nich nie wiemy takiego specjalnego- Uzuri była zła, nienawidziła Wise, była żoną Mfalme i matką Kiona. Nzuri-była mamą Kamby, zajmowała się bohaterami i zginęła na pustynni.  Co się jednak takiego stało, że siostry się przestały kochać? Dlaczego Mfalme wybrał Uzuri , a nie jej siostrę? I jak potoczyła się znajomość Nzuri i jej męża, dlaczego zgodzili się zaopiekować Busarą i Nyeusi? Tego wszystkiego dowiecie się czytając to opowiadanie :)  Zapraszam i mam nadzieję, że się spodoba ^^

💚💙❤️💜💛

Dwie lwice. Jedna brązowa, druga czarna, zmierzały w stronę ogromnej skały, na samym środku ziemi. Zapierała ona wdech w piersiach, gdy podczas pory deszczowej, nad nią błyszczała tęcza. Właśnie tak było i tym razem. Obie przedzierały się przez błoto, krzywiąc się, z odrazą. 
Nagle jedna z nich się zatrzymała, by gwałtownie trzepnąć ogonem. Kilka kropel wody spadło na trawę.
-Dlaczego on ją wybrał??-zwróciła gniewne czerwone oczy w stronę drugiej lwicy. Ta tylko wzruszyła ramionami.

Podróż w stronę Tęczowej Skały, nie zajęła im dużo czasu i wkrótce, obie przeszły  na tył jaskini, by się ogrzać. Nie było dzisiaj wielu członków;większość wybrała się na polowanie, a inna część na treningi.W Tęczowej Krainie bardzo cenili sztukę jaką była walka.
Brązowa lwica przeciągnęła się, prostując łapy. Wyraznie można było wtedy zobaczyć jej wielki brzuch. Jej towarzyszka uśmiechnęła się lekko.
-Masz już może wymyślone imiona?
-Myślałam.. chciałabym by były  podobne. Babu powiedział, że urodzę bliznięta,-odpowiedziała lwica, spoglądając na wyjście z jaskini.
Na czubku skały, siedziała biała lwica przytulona do jasnego lwa. Brązowa zmarszczyła brwi.
-Sonii jest tak okropnie brzydka! Białe futro to przecież okropieństwo! Dlaczego Kiongozi wybrał ją, a nie mnie?!
-Mój kuzyn pewnego dnia zrozumie, jaki błąd popełnił,-wzruszyła ramionami czarna lwica, także spoglądając w tamtym kierunku,-Ale na razie nic z tym nie zrobisz. Zwłaszcza, jeśli plotki okażą się prawdą i królowa Sonii doczeka się potomka.
Brązowa fuknęła pod nosem. Odwróciła głowę, gdy dostrzegła, że biała lwica wpatruję się w nie z łagodnym spojrzeniem.
-Elise.. musisz się opanować. Nie wolno ci się denerwować,-westchnęła Maisha.Wstała na równe łapy, by opuścić jaskinię.
Elise, spoglądała za nią z grymasem na pysku. Ogonem dotknęła swojego brzucha. Przysięgła sobie, że cokolwiek się stanie, jej dzieci zajmą wysoką pozycję w tym stadzie.

Niewiele minęło tygodni, nim brązowa lwica urodziła. Był to okres deszczowy, więc ciężej było o zwierzynę.Stado często przebywało w jaskini. Elise, musiała więc urodzić w ogromnym baobabie. Towarzyszyła jej przyjaciółka, Maisha.
-Są piękne!-zachwyciła się czarna lwica, na widok potomków swojej przyjaciółki.
Elise wylizywała swoje córki, by ich futerka były czyste, gdy pokaże je stadu. Babu z bezpiecznej odległości, przyglądał się wszystkiemu z grymasem na twarzy.
-Prawda? Takie podobne do mnie!
Maisha skinęła głową.Schyliła się bardziej, by polizać jedno z młodych po policzku.
-Chyba żadne inne lwiątko, nie przebiję wdzięku twoich,-po czym dodała,-Jak im dasz na imię?
-Myślałam długo, ale nic nie przychodzi mi do głowy, by było podobne,-zmarszczyła brwi,-Chciałabym nazwać tą młodszą Nzuri, na cześć dobroci, która mnie otacza.
Maisha zachichotała cicho, a Babu przewrócił oczami. Następnie się odezwał:
-Obie lwiczki są zdrowe. Możesz wrócić na Tęczową Skałę jutro.
Elise spojrzała na niego szybko, po czym znów przeniosła wzrok na córki.
-Nzuri to dobre imię,-przyznała jej przyjaciółka,-Czekaj... Nzuri... zuri... uri... Mam!-Elise spojrzała na Maishę, z nadzieją. Czarna lwica wyprostowała się z dumą,-Uzuri! To znaczy piękna.
-A ona jest piękna!-przytaknęła Elise.
Jej córki, jak przystało na blizniaczki, były identyczne. Jedyną różnicą, były oczy: Nzuri miała zielone, a jej siostra czerwone.
Obie miały jednak brązową sierść, jasne podbrzusze.
-Maisha, ty powinnaś urodzić za dwa miesiące,-odezwał się szaman, podchodząc do lwicy. Maisha skinęła mu głową. Cieszyła się,że zostanie mamą. 
-A co z moim kuzynem, kiedy zostanie ojcem?-spytała Maisha, zwracając się do mandryla.
-Królowa powinna urodzić za miesiąc.
-Halo!-syknęła Elise. Wszyscy na nią spojrzeli. Lwica była strasznie zła, że jej córki nie są już w centrum uwagi. I to na rzecz kogo?! Takiego dziwadła jakim jest Sonii-pomyślała.
-Przebadaj je jeszcze... nie chce by się pochorowały, jak wyjdą na deszcz.
-Oh, jestem pewien, że nic im nie będzie,-odpowiedział szaman, ale bez mrugnięcia okiem, chwycił obie lwiczki, by ponownie je przebadać. Był jeszcze bardzo młody, nie dawno został szamanem. Wiedział już jednak, że lwów się nie denerwuję-a zwłaszcza świeżo upieczonych matek.
-Co się stało, Maisho? Czyżby moje córki ci już się nie podobały?-chrypnęła.
-Ależ skąd. Są urocze,-mruknęła jej towarzyszka, przenosząc spojrzenie na wyjście z baobabu. 

Stała w nim Sonii, ciężko dysząc. Elise zmarszczyła brwi, gdy zarówno Maisha, jak i Hofu do niej podbiegli. 
-Co się stało, wasza wysokość?!-pyta Hofu,-Miałaś urodzić za około miesiąc!
-Byłam na polowaniu..-to jedno słowo wystarczyło. Chodz królowa znana była ze sprawiedliwości i dobroci, czasem brakowało jej odpowiedzialności.
Hofu zajął się szybko lwicą, a Maishy polecił zawiadomienie króla.
Elise przyjęła swoje córki z powrotem. Obie spały, nieświadome tego, że za chwilę na świat przyjdzie królewskie lwiątko. 

Sonii strasznie wrzeszczała podczas porodu. Elise natomiast nałogowo wylizywała swoje córki, wybudzając je z drzemki. Pomagało jej się to uspokoić, nim przybył król.  Kiongozi rzucił na nią szybko okiem, po czym podbiegł do ukochanej. Hofu zmęczony ledwo stał na łapach, w takim razie jak miała się czuć królowa?  
Elise warknęła pod nosem. To białe dziwadło wszystko chciało jej zepsuć, nawet uwagę stada!  Przypomniała sobie, jak Kiongozi decyzją nieżyjących rodziców miał być sam aż do dorosłości. Wtedy miał też wybrać lwicę którą poślubi. Padło na Sonii, chodz Elise była lepsza w polowaniach!
Jej rozmyślania przerwał głośny szloch. Spojrzała szybko na swoje córki. Nzuri i Uzuri jednak nie płakały, a wpatrywały się w matkę uważnym wzrokiem.
W takim razie...
-Mam syna! Mam syna!-Kiongozi z radością malującą się na pysku pochylił się, by polizać Sonii w policzek. Hofu skinął z szacunkiem do króla.
-Tak, zdrowego i silnego.
-Dziękuję Hofu,-szepnął król,-Mój mały królewicz.
-Powinniśmy go nazwać Mfalme,-podsunęła zmęczonym głosem Sonii.
Kiongozi energicznie potrząsnął głową. 
Elise leżąca dalej na swoim legowisku zmarszczyła brwi. Syn. Czyli nie tylko następca tronu, ale również samczyk gotowy w przyszłości pojąć za żonę lwicę, godną by być królową.  Elise polizała swoje córki pojedyńczo po główkach. Jedna z nich musi kiedyś zostać królową!

Dwa miesiące minęły zaskakująco szybko. Stado było zachwycone nowymi lwiątkami, więc uwaga skierowana w ich stronę napoiła serce Elise. Uzuri i Nzuri rozwijały się zdrowo,miały apetyt,przesypiały noce i były radosne. Z kolei mały Mfalme, którego prezentacja odbyła się z opuznieniem przez złe samopoczucie Sonii, wciąż był markotny, płaczliwy i nieśmiały. 
Tego chłodnego dnia, do jaskini stada wróciła również Maisha. Od razu otoczył ją wianuszek lwic zachwyconych lwiątkiem w jej pysku. Elise uniosła głowę, by lepiej widzieć, ale się nie podniosła. Przyjaciółka położyła się otóż obok niej, lwiątko kładąc obok swojego brzucha. Jego sierść była czarna, natomiast podbrzusze, pasek ogona ciemnoszare. Ogon miała szary, a oczka miętowe.
-Jak ją nazwiesz, Maisha?-spytała jakaś z lwic polujących.
-Myślałam nad imieniem Amara,-odparła czarna lwica z uśmiechem na pysku,-Babu mówi, że jest silna i zdrowa.
-Szczęściara z ciebie,-westchnęła z zachwytem inna lwica.
Jedno z lwiątek Elise wyszło z jej łap, by nierównym krokiem podejść do Maishy. Zachwycone wpatrywało się w jej dziecko.
-Jakie małe!
-Ty też taka byłaś,-Maisha przyjacielsko polizała ją po główce,-ale kiedyś obie urośniecie na piękne lwice.
-Nzuri chodz do mnie!-Uzuri machała szczęśliwie ogonkiem w łapach Elise. Nzuri podeszła do siostry i polizała z miłością jej policzek. Następnie wzrokiem odszukała innego lwiątka. Wyskoczyła z łap matki, by potykając się co jakiś czas podejść w stronę króla. W łapach lwa leżało lwiątko, które wyczuwszy jej zapach uniosło główkę.
-Nzuri?
-Chodz, Mlalne!
-Mfalme,-poprawił delikatnie król.Następnie nosem wypchnął syna z łap. Mfalme trząsł się cały, spoglądał przerażony po jaskini.-Pobaw się! Śmiało!
Sonii uniosła głowę i również zachęciła syna. Nzuri skoczyła ku ogonkowi księcia i wesoło zaczęła się nim bawić. Uzuri za chwilę przybiegła do niej  z kamykiem  w pyszczku. Obie siostry zaczęły się bawić znaleziskiem, natomiast Mfalme usiadł niepewny co dalej zrobić.
Nzuri zauważyła to i skoczyła ku niemu, przewracając go na plecki. Trzęsąc się książę poruszał łapkami.
-Najlepsi pszyjaciele?(przyjaciele)
-T-tak.
Nzuri również została powalona na plecy ale przez siostrę. Obie lwiczki zaczęły bawić się , gryząc wzajemnie swoje uszy.
-Uzuri! Nzuri! Do mnie, kochaniutkie!
Uzuri i Nzuri niechętnie skierowały się w stronę matki, weszły w  jej łapy, po czym spojrzały na nią zaciekawione.
-Pora na nocną toaletę,-powiedziawszy to zaczęła je wylizywać.
Gdy futerka córek Elise były czyste, lwiczki ułożyły się przy jej brzuchu by trochę zjeść przed snem.
-Może opowiem wam historię?
-O czym, mamo?-spytała Uzuri mlaskając
-O założeniu naszej ziemi.-Elise oczy błysnęły,-Dawno temu gdy jeszcze sawanna była bez nazwy, a zwierzęta na niej nie istniały, nastał pierwszy deszcz. Po nim niebo rozświetliła tęcza. Przeszła przez naszą krainę prosto do jeziora w którym zamarła. Kilka lat pózniej gdy już świat wyglądał podobnie do naszego, a lew istniał, pewien podróżnik Apollo zbliżył się do naszej ziemi i napił ze świętej wody tęczy. Oczarowany pięknem tej ziemi postanowił założyć tutaj stado. Posiadał on  od każdego koloru tęczy jakiś dar... od czerwieni niepokonaną siłę, pomarańczy nieprzemijalne piękno, od żółtego wieczną młodość, od zieleni nieśmiertelność, a od błękitu zdrowie.Ciemny błękit dał mu natomiast dar uwodzenia, a fiolet wielkiej mądrości. Tymi cechami Król Apollo dał radę przez wiele lat rządzić potężnie miejscem nazwanym Tęczową Krainą. Jego stado rosło, podobnie jak rodzina lwa. Gdy znudzony Apollo postanowił wyruszyć  w kolejną podróż, kazał walczyć swoim synom o przywództwo. Wygrał ten najkrwawszy, znamy pózniej Kivulim I.  Apollo wyruszył natomiast szukając kolejnej ziemi,którą mógłby rządzić. Był typem podróżnika. 
-Czy on dalej żyję?-spytała ziewając Nzuri
-Być może. W końcu gdziekolwiek nie staniecie wasze łapki zawsze zaprowadzą was prosto do Tęczowej Krainy. Musicie być dumne, że tutaj mieszkacie.
Lwiczki już spały głęboko, otulone matczynym ogonem i śniły.

Po upływie czterech mięsięcy, nadszedł długo oczekiwany dzień. Uzuri obudziła się wyjątkowo wcześnie i od razu rozprostowała łapki. Następnie powlokła się do łap matki, gdzie spała smacznie jej siostra. Ugryzła Nzuri mocno w ucho, by ją obudzić. Lwiczka otworzyła zielone oczy pełna ciekawości.
-Co..
-Dzisiaj pierwszy raz wyjdziemy same  na sawannę!
-Yey!-Nzuri podskoczyła do góry, uderzając mamę w pysk.
Elise warknęła w stronę córek.
-Cisza! I uważajcie! Jeszcze nie pora na spacer, dopóki nie zjecie śniadania!
-Aleeee mamo!-jęknęły siostry
-Żadnych ale,-uderzyła o ziemię ogonem i ponownie umościła głowę na łapach. Nzuri i Uzuri spojrzały na siebie porozumiewawczo. Nie miały ochoty spać. Blisko nich leżał kamyk, którym zaczęły się bawić. Nim obie się zorientowały, lwice polujące wybrały się na polowanie i powróciły z dużą zebrą i antylopą. Elise podeszła do córek, po czym dotknęła ich nosem, by spojrzały w tamtym kierunku.
-Jedzenie!-jęknęła Nzuri
-Tak, ale my nie możemy zjeść pierwsze. Najpierw je rodzina królewska, a jak coś zostanie, to lwy którym uda się dosięgnąć swój kawałek.
-Ale... ja jestem głodna,-załkała Uzuri
-Dlatego musicie być jak najsilniejsze,-sapnęła ich matka.
Maisha podeszła do przyjaciółki z nogą antylopy w pysku. Położyła ją przed nią.
-Dobrze, że Kiongozi jest na porannym patrolu z synem. Taki dobry kawałek dla nas!
Elise zmarszczyła brwi.
-Mfalme ma zaledwie sześć miesięcy a już chodzi na lekcje?
-Wiesz jaki jest król, chce by był jak najlepszym władcą  w przyszłości,-przewróciła oczami Maisha. Amara wystawiła głowę zza jej łap, wciąż mała jak okruszek. Maisha wyrwała potężny kawałek, by pózniej odejść,-Muszę dać Amarze mleka.
-Rozumiem,-Elise skinęła głową. Uzuri i Nzuri podeszły do mięsa i je powąchały,-Widzicie, podziękujcie przodkom za posiłek.
-A nie cioci?-zachichotała Uzuri, po czym zanurzyła ząbki w mięsie, a Nzuri poszła w ślad za nią. Elise odczekała aż małe się najedzą, po czym szybko zjadła swoją część. 
-Mamo? Czy...
-Możemy już...
-Iść nad...
-Sawannę? 
Elise skinęła głową, więc dwie lwiczki wybiegły z jaskini nawet nie odwracając się za siebie. Gdy zeszły z Tęczowej Skały, od razu skierowały się w stronę wodopoju.
-A może pójdziemy do miejsca zła, lub lasu cieni?-wysapała Nzuri biegnąc obok siostry.
Uzuri pokręciła głową.
-Strasznie tam jest. Pamiętasz co mówiła babcia Sou? Tam oderwano jej łapę!
Gdy lwiczki zatrzymały się zdyszane nad wodopojem, od razu wskoczyły do chłodnej wody by popływać. Ich brązowe futerka przemokły, ale lwiczki były szczęśliwe. Ułożyły się na płaskim kamieniu, by się ogrzewać w blasku słońca.  Nzuri złapała jakiś patyk i zaczęła go gryzć, natomiast Uzuri wymachiwała sobie przed łapkami ogonkiem.
-Myślałam kiedyś jaki był tata?
-Może kiedyś go poznamy!-Nzuri przewróciła się w stronę Uzuri,-Na pewno jest równie piękny jak ty!
-I równie dobry jak ty!-Uzuri polizała swoją siostrę w policzek, więc Nzuri zachichotała. 
Gdy obie lwiczki się podniosły, zaczęły bawić się w berka, następnie w chowanego, na końcu w zapasy. Były szczęśliwe, gdy okazało się, że słońce jest jeszcze w zenicie.Cały dzień zabaw i zwiedzania!
Napiły się wody.
-Popatrz!-Nzuri wskazała coś końcówką ogona.
-O Mfalme i... ta mała od cioci Maishy?
-Chyba Amara..-zmarszczyła brwi Nzuri,-Co robimy?
-Więcej łapek do zabawy?-zachichotała Uzuri. Lwiczka rzuciła się po kamieniach w stronę drugiego brzegu, a Nzuri pobiegła za nią. Uzuri rzuciła się w stronę Mfalme, przewracając go na plecy.
-Cześć książę!
-Mfalme!-Nzuri od razu pojawiła się u jej boku,-Chcesz się z nami pobawić?
Lwiak przełknął ślinę. Miał już dość takich powitań. Podniósł się na równe łapki i nieśmiało skinął głową.
-Mogę dołączyć?-spytała Amara
-Pewnie!-odparły blizniaczki równocześnie i już rzuciły się na siebie w walce. Mfalme i Amara dołączyli do nich i zabawa trwała dalej.

-Więcej lwiątek!-następnego dnia Uzuri i Nzuri z uśmiechem dotarły do wodopoju. W tym miejscu tym razem było więcej zwierząt i lwów. W tym czwórka lwiątek. Dwa brązowe lewki, jedna pomarańczowa lwiczka, a druga czarna.
-Idziemy się przywitać?
-Poczekajmy na Mfalme.
Biały lwiak pojawił się szybko i zdyszany. Jak zawsze miał lekcję. Tym razem nie towarzyszyła mu kuzynka. Trójka lwiątek zeszła z górki w stronę wodopoju.
Lwiątka przerwały zabawę, by spojrzeć na nowo przybyłych. Czarna lwiczka pisnęła z entuzjazmem:
-Książę!
-Cześć!-kolejna lwiczka przywitała się machając ogonkiem.
-Hej. Chcecie się z nami pobawić?-spytała Uzuri
-Pewnie,-potwierdził jeden z brązowych lewków,-Jak się nazywacie?
-Ja jestem Nzuri, a to moja siostra Uzuri,-powiedziała zielonooka,-A wy?
-Jestem Kesho,-odparł brązowy,-a to mój brat Kifo, a to są Idia i Kora.
-Miło was poznać,-szepnął książę, przenosząc wzrok na łapki.  
Nzuri polizała go pocieszająco za uchem. Lwiątka zaczęły się bawić, najpierw w berka, pózniej chowanego, a na końcu w  zapasy. Zabawa była przednia , więc Uzuri, Nzuri i Mfalme zgodzili się wraz z lwiątkami wybrać na zwiedzanie sawanny. Tęczowy Strumień, Tęczowe Wzgórze-wszystko było takie piękne, że zapierało wdech  w piersiach.Na samym końcu , lwiątka wybrały się do lasu cieni, ale to miejsce przeraziło je na tyle, że szybko uciekły. 
Dzień skończył się przyjemnie, a noc również niosła ze sobą niezapomniane wrażenia. Mfalme otóż zaprosił swoje przyjaciółki na czubek Tęczowej Skały. Lwiczki zachwycone spoglądały na sawannę i zachodzące słońce. Gdy pojawiły się pierwsze gwiazdy, Mfalme usiadł za dumą.
-Tata mówi, że gwiazdy to nasi przodkowie,którzy wielce umarli i że zawsze przybędą, gdy ktoś będzie ich potrzebował.
-A te wyglądają jak motylek!-Nzuri wskazała łapką na konstalacje.
-A ta jak dwa walczące lwy!-Uzuri idąc śladem siostry również znalazła kształt.
-Mfalme, a ty co widzisz?-Nzuri spojrzała na niego z oczami pełnymi radości.
Lwiątko ogonkiem wskazało na kształt nad sobą.
-To chyba serduszko,-Uzuri westchnęła z radością,-Fajnie!
-Dzieciaki!-Sonii stała w progu wejścia do jaskini.-Pora spać!
-Już idę, mamo!-zawołał Mfalme. 
-Dziękujemy,-Uzuri i Nzuri zbiegły ze wzniesienia prosto do jaskini, a Mfalme powoli poszedł  w ślad za nimi.

Dni bycia lwiątkiem mijały na zabawach i przyjazniach. Z czasem lwiątka stały się starsze i podobno bardziej doświadczone. Mfalme uczęszczał teraz częściej na lekcjach, ale od czasu do czasu spędzał również czas z brązowymi lwiczkami.Amara często dołańczała do księcia, co przestało się podobać Uzuri a tym samym Nzuri. Amara lubiła się rządzić i podczas zabawy w królestwa zajmować pozycję królowej, która należała się Nzuri. Uzuri i Nzuri zbliżyły się bardziej do siebie, podczas  większej ilości zabaw tylko we dwójkę. 

Tego dnia, zamiast długo spać, zostały wybudzone przez Elise. Matka spojrzała na nie surowo, zmuszając by szybciej podniosły się na równe łapki. Uzuri ziewnęła, natomiast Nzuri przeciągnęła się. 
-Gdzie idziemy, mamusiu?-spytała Uzuri, gdy Elise popychała je w stronę wyjścia, nie chcąc budzić członków stada.
-Bez śniadanka?-zadała tym razem pytanie Nzuri
-Same upolujecie swoje śniadanko,-padła odpowiedz z ust Elise.
Nzuri i Uzuri od razu spojrzały na siebie zadowolone. Taka wspaniała i warta lekcja!
Gdy po dłuższym marszu, lwica i jej córki znalazły się na niewielkiej polance, cała trójka odetchnęła świeżym powietrzem. Elise odwróciła się wtedy w stronę córek,otaczając je swoim długim ogonem.
-Pora na waszą pierwszą lekcje polowania,-po czym dodała,-Musicie być cierpliwe i cicho skradać się do zwierzyny. Nigdy pod wiatr. Gdy będziecie dość blisko, skoczycie w kierunku pożywienia z  wystawionymi pazurkami i szybko przynieście mi wasz łup.
Uzuri i Nzuri skinęły główkami. Wkrótce ruszyły w wysoką trawę, postępując według wskazówek matki. Skradały się cicho i bez szmeru. Nzuri zatrzymała się, gdy wyczuła zapach zwierzyny. Góralek. Uzuri przygotowała się i skoczyła w jego kierunku nim zwierzak uciekł.
-Złapałam mamo!
-Ciszej, Uzuri,-syknęła Elise,-Wystraszysz całą zwierzynę, a Nzuri jeszcze nic nie złapała.
Nzuri podniosła na matkę wzrok. Nie chciała sprawić jej zawodu. Dlatego weszła głębiej w  wysoką trawę, by poszukać zwierzyny.
Elise usiadła, przywołując do siebie ogonem Uzuri. Lwiczka usiadła , z góralkiem między łapami.
-Mogę się nim pobawić,zanim Nzuri wróci?
-Nie możesz bawić się jedzeniem,-syknęła Elise.Następnie podniosła wzrok nad horyzontem.-Jesteście już coraz starsze i musicie zacząć walczyć o swoją pozycję.  W stadzie urodziły się nowe lwiczki, kolejna konkurencja.
-Konkurencja?
-Książę jest tylko jeden,-spojrzała na nią marszcząc brwi Elise,-A ty lub twoja siostra musicie zdobyć jego serce, by kiedyś zostać królową Tęczowej Krainy, matką następców, być kimś!
-Ja będę królową, mamo!-Uzuri uniosła łapkę,-Jestem piękna i mądra!
-Wystarczy, że będziesz sprytna,-rzekła Elise,-Ja nie byłam i dlatego to białe dziwadło mnie wyprzedziło.
-Królowa Sonii?
-Biały jest kolorem hańby, brzydoty...ale również władzy,-zacisnęła szczęki,-Nie pozwolę byś przegrała w tej wojnie.
Uzuri spoglądała cały czas na matkę,  dopóki wysoka trawa nie zaszeleściła i Nzuri nie podeszła do matki z wężem w pysku.
-Brawo, kochanie!-Elise rozpromieniła się,-A teraz obie zjedzcie i idzcie się bawić. Koniecznie zabierzcie księcia.
-Mfalme jest super przyjacielem,-Nzuri zatopiła kiełki w mięsie węża,a Uzuri w mięsie góralka. Gdy obie zjadły, odbiegły by się pobawić.

Uzuri i Nzuri dobiegły do niewielkiej polanki, gdzie już czekali ich przyjaciele. Idia poderwała się z miejsca, gdy dostrzegła siostry. 
-Pobawmy się w chowanego!
-Okej,-Nzuri uśmiechnęła się szeroko. Lwiątka rzuciły się na siebie by się pobawić. Najpierw w berka, pózniej chowanego, a na końcu zapasy. Nzuri jednak oderwała się do grupy, gdy dojrzała zbliżające się w ich stronę lwiątko. Rzuciła się w jego kierunku, po czym powaliła na plecy.
-Mfalme, przyszedłeś! 
-Lekcje się przedłużyły, ale już jestem,-uśmiechnął się lwiak,-Wiem przynudzam, w co się bawimy?
-Wcale mnie nie nudzisz,-Nzuri zeszła z niego,-Bawiliśmy się w zapasy.
-Oh,-Mfalme spojrzał na lwiątka, które teraz pluskały się w wodzie, następnie odwrócił się w stronę lwiczki,-Chodz ze mną, chce ci coś pokazać!
-Dobrze-lwiczka ruszyła śladem lewka. 
Szli dość długo i Nzuri czuła jak łapki odmawiają jej posłuszeństwa. Mimo wszystko nie zwalniała i dotrzymywała kroku księciu. Grzywkę Mfalme unosił wiatr. Nzuri zachwycała się pięknem księcia: Lew był cały biały, nie licząc ciemnych oczu. 
Zwierzęta przyglądały im się z ciekawością, natomiast promiennie słońca ogrzewali ich dając uczucie radości.  Gdy wędrówka dotarła do końca, Nzuri spostrzegła przed sobą zwykłe jeziorko. Spojrzała zaciekawiona na księcia.
-Usiądz. Musimy poczekam do zachodu.
-Oh,-Nzuri wybałuszyła oczy zdziwiona,-Mam tylko nadzieję, że mama nie będzie się martwić.
Elise była dobrą mamą i Nzuri nie chciała sprawić jej zawodu. Lubiła tulić się do niej, oraz bawić z siostrą: jednym słowem, Kochała swoją rodzinę. 
Bez słowa jednak usiadła obok Mfalme, owijając brązowe łapki ogonem. 
By czas im szybciej upłynął, zdecydowali się pobawić w znane sobie zabawy. 
Nie spostrzegli z początku, gdy słońce zaczęło zachodzić nad horyzontem. Nzuri i Mfalme ponownie usiedli, wpatrzeni w jeziorko. Oczy Nzuri w jednej chwili rozświetliły się. W jeziorku odbijała się tęcza. Przepiękna, wielobarwna tęcza. Zbliżyła do wody łapkę, by upewnić się czy nie jest prawdziwa. Zamiast tego została ochlapana w pyszczek.
-Mfalme, to miejsce jest magiczne!
Książę odwrócił się i podał jej jeden z różowych kwiatków. Gdyby nie futro, Nzuri by się zarumieniła.
-Chciałem tobie pierwszej pokazać to miejsce. 
-Może przyjdziemy tu jeszcze jutro?-gdy Mfalme skinął głową, podnieśli się,-Niech to będzie nasza tajemnica.-otarła się o jego bok. Łapką dotknęła go krzycząc "berek". Rzuciła się do ucieczki, a za nią pognał książę. 
Już na Tęczowej Skale, rozdzielili się. Nzuri ułożyła się w łapach matki, która z ulgą zaczęła ją myć. Uzuri otworzyła zmęczone oczy, by spojrzeć na siostrę zaciekawiona.
-Gdzie zniknęłaś?
-Byłam na spacerze. Mfalme chciał mi coś pokazać.
W oczach Uzuri coś się pojawiło, ale Nzuri tego nie dostrzegła. Wtuliła się otóż mocniej w sierść matki i w akompaniamencie jej monotonnego lizania sierści córki, Nzuri zasnęła. 

-Co to jest!? 
-Owoc baobabu!
-Ale co on tutaj robi?
Uzuri dumnie trzymała pomiędzy łapkami swój owoc, podczas gdy reszta przyjaciół sprzeczała się, do czego on też może jej być potrzebny.
-Zagramy w piłkę!
Lwiątka spojrzały na nią z zaciekawieniem. 
-W co znowu?
Uzuri przewróciła oczami. No tak, oni woleli tradycyjne zabawy, a przecież ten sport wymyślono dopiero nie dawno w jednej z krain. Uzuri tym bardziej poczuła pewność siebie.
-Zasady są proste. Są dwie drużyny. Kopiemy owocową piłkę tylko do swoich kolegów z drużyny. Każda grupa próbuję trafić w bramkę przeciwnika. Wygrywają ci, którzy wbiją dwa punkty!-Uzuri wskazała ogonem miejsca, gdzie będą bramki,po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Genialny pomysł, Uzuri!-krzyknął Mfalme
-Dzięki,-lwiczka przytuliła się do lewka, co go zdziwiło. Mimo wszystko się uśmiechnął. 
Nzuri stała na tle grupy. Niespecjalnie podobała jej się propozycja zabawy, więc postanowiła, że zostanie sędzią. 
-Możemy też urządzić wyścig,-zaproponowała.
-Nie!-sprzeciwił się Kesho
-Możemy już zacząć?-spytał Kifo
Mfalme podszedł do Nzuri.
-Możemy po zabawie się pościgać, jestem pewien, że jesteś naprawdę szybka.
Nzuri z wdzięcznością uśmiechnęła się w jego kierunku. Uzuri również podeszła do siostry.
-Chodz, będziesz w mojej drużynie.
Cóż miała zrobić. Dołączyła do zabawy i musiała szczerze przyznać, że nigdy tak dobrze się nie bawiła.

Czas dzieciństwa, który w większości jest czasem najlepszych wspomnień dla każdego lwa, minął nim dwie siostry się zorientowały. Przez całe dzieciństwo bawiły się beztrosko z przyjaciółmi, ze sobą, lub mamą. Nzuri spędzała też dużo czasu z Mfalme i widać było, że oboje bardzo się do siebie zbliżyli, zwłaszcza, bez długie spacery aż do granicy i podobne marzenia. Uzuri natomiast skupiła się bardziej na przyjazni ze stadem i trzeba było przyznać, że dla każdego tęczowoziemca, Uzuri była prawdziwą gwiazdą. 
Nadszedł czas nastoletnich lat. 
Lwiątka nie mogły się go doczekać, oznaczał otóż więcej samodzielności i swobody. 

Elise obudziła się tego dnia wcześniej, po czym doprowadziła do tego samego córki. Uzuri i Nzuri ziewnęły przeciągle, po czym otworzyły oczy.
-O co chodzi mamo?-spytały niemal w tym samym czasie.
Elise uśmiechnęła się.
-Dzisiaj wasze polowanie. Chodzcie, nie pozwólcie reszcie czekać i wypadnijcie najlepiej ze wszystkich.
Uzuri i Nzuri pożegnały się z mamą, po czym łapa za łapą zbliżyły się do wyjścia z jaskini. Kora i Idia już na nie czekały. Ich łapy, podobnie jak u sióstr się wydłużyły, a pyski zwężyły, przez co każda z lwic polujących dzisiaj miała swój własny  piękny wygląd. 
Futro Uzuri błysnęło w słońcu, Nzuri uśmiechnęła się promiennie. Większości z tych nastolatek nieznała i obawiała się, co z tego wyniknie jeśli będzie z nimi w grupie.
Poczuła łapę na swoich plecach, więc odwróciła się, by uśmiechem powitać Mfalme. Książę zmężniał przez ten czas. Jego grzywa była bardziej widoczna, a postawa bardziej pewna i budząca respekt. Lew miał jednak smutek w oczach, co zaniepokoiło Nzuri.
-Czy wszystko dobrze?
-Nie specjalnie. Byłem wczoraj na Lwiej Ziemi, Nala dalej nie ma pewności czy Simba przeżył. Opuszcza ją już nadzieja. Wiesz, że był moim przyjacielem.
-Na pewno żyję,-Nzuri polizała go w policzek,-A teraz się uśmiechnij. To przecież ten dzień.
-Nie zapomniałem,-odparł książę,-Dzisiaj wasze pierwsze polowanie. Powodzenia.
Nzuri skinęła głową.  Królowa Sonii dała znać, że pora zaczynać, więc wszystkie lwie nastolatki zbiegły z Tęczowej Skały. Nzuri odwróciła się jeszcze by posłać pełen szczęścia wzrok w stronę białego lwa, po czym nie ustępując siostry na krok, skierowały się w stronę polany.
Tam, zostały przydzielone do jednej grupy, pod przywódctwem Kierry. Obie siostry skupiły się na swoim zadaniu, jakim był atak. Ruszyły za grupą składającą się z sześciu lwic, skradając się cicho i bez szmeru. Unikały też wiatru, a będąc blisko wysunęły pazury i obnażyły kły. W końcu nadszedł czas ataku i obie odbiły się wysoko, by wylądować na karku antylopy. Prędko odebrały jej życie.
-Udało się,-Uzuri rzuciła okiem na ich łup,-Teraz zaciągnijmy go na Tęczową Skałę.
Wszystkie lwie nastolatki zgodnie skinęły głowami, złapały antylopę za kopyta i skierowały się na Tęczową Skałę.

Mfalme szedł w stronę wodopoju. Miał odbyć dzisiejszą lekcję o Kręgu Życia, obserwując zwierzęta.Lew ułożył się wygodnie, ze wzrokiem wpatrzonym w żyrafy. 
-Co robisz?
Oczy Mfalme rozświetliły się, gdy usłyszał ten głos. Odwrócił głowę w stronę Nzuri, która ułożyła się obok niego. Lew cieszył się na widok przyjaciółki. Zawsze mu się podobała.
-Obserwuję Krąg Życia.
-Kolejna nocna lekcja, co?-zachichotała,-Ja przyszłam się tylko napić wody przed snem.
-Rozumiem,-mrugnął do niej. Wtedy usłyszał odgłosy łamanych gałęzi, więc podniósł się i odwrócił za siebie. Zauważył, że mała małpka nie może wspiąć się na drzewo. Mfalme nie czekając chwili, ruszył jej z pomocą. Zawsze otóż pomagał, gdy ktoś tego potrzebował.
Nzuri napiła się wody, po czym skierowała w stronę Tęczowej Skały, żegnając się z Mfalme. Już na skale, zastanawiała się, czy tej nocy nie wyciągnąć siostry na spacer. 
Jak na znak, Uzuri wyszła z jaskini stada. Słysząc kroki, spojrzała w stronę Nzuri, po czym podeszła do niej prędko. 
-Znowu byłaś z Mfalme, prawda?
-Przypadkiem,-odparła Nzuri z uśmiechem,-Jest najlepszy, zawsze gotowy do pomocy.
-I jest mój,-Uzuri zmrużyła oczy i zbliżyła się na tyle do siostry, że ta musiała się cofnąć, omal nie spadając ze schodków,-Kocham Mfalme. Uważam, że zasługuję na godną żonę i królową. Sprawdziłabym się w obu rolach, Tęczowa Kraina nigdy nie zaznałaby biedy,-warknęła ostrzegawczo,-Więc ustąp lepiej, bo to ja jestem mu przeznaczona, rozumiesz?!
Nzuri wpatrywała się pustym wzrokiem w czerwone oczy siostry. W jej głowie wirowało miliony myśli. Mfalme był dla niej wyjątkowym lwem, widziała jak się zmieniał z nieśmiałego na odważnego i zawsze gotowego nieść pomoc. Wiedziała, że będzie dobrym królem, tak jak był przyjacielem. Była też świadoma, że Mfalme zaczął coś do niej czuć i może Nzuri również go pokochała. Lwica opuściła głowę, by spojrzeć na własne łapy. Ale Uzuri miała rację... Nzuri była pewna, że siostra kocha księcia i sprawdzi się jako matka jego dzieci i żona. Nie była pewna, co do jej roli jako królowej, ale wiedziała jedno: Uzuri była dla niej ważna i ona była gotowa zrobić wiele, żeby jej siostra była szczęśliwa.
Tak więc skinęła głową.
-Dobrze. Usunę się.
Uzuri uniosła wysoko głowę, przeszyła wzrokiem siostrę, po czym odwróciła się by odejść. Nzuri spojrzała natomiast na gwiazdy. Pięknie zdobiły nocne niebo. 

Przez całe lata nastoletnie, Nzuri unikała Mfalme. Za każdym razem, gdy biały lew zapraszał ją na wspólny patrol lub spacer, Nzuri odmawiała kierując się różnymi wymówkami. Tak więc, Mfalme spędzał teraz więcej czasu ze swoją kuzynką Amarą i Uzuri. Brązowa lwica nie odstępowała go na krok, a z upływem czasu, gdy Mfalme i Nzuri zaczęli się oddalać, on również nie odstępował jej. 
Nzuri przez ten cały czas szkoliła się w polowaniach. Swoje łupy oddawała stadu. Była w tym fachu coraz lepsza.
-Myślę, że zostaniesz Główną Lwicą Polującą,-Idia zwróciła się do przyjaciółki. Oczy pomarańczowej błyszczały,-Nikt ci nie dorównuję. Jestem pewna, że dałabyś radę upolować bawoła.
Nzuri polizała przyjaciółkę za uchem, by jej podziękować.Był to jeden z dni, który spędzała z Korą i Idią. Podczas tych spotkań, lwice przeważnie rozmawiały.
Uzuri oddaliła się natomiast od wszelkim przyjazni. Skupiła się bardziej na tym, by Amara przestała spędzać tyle czasu z kuzynem, a Mfalme przestał uczęszczać na te "nic nie znaczące" lekcje, czy pomoce słabszym i skupił się na niej.
Lwica wyrwała  księcia z popołudniowego snu, po czym ruchem głowy wskazała mu wyjście z jaskini. Mfalme ziewnął potężnie, ale bez słowa ruszył za przyjaciółką. 
Uzuri i Mfalme przyspieszyli, by jak najszybciej znalezć się na niewielkiej polance. Uzuri odwróciła się następnie do księcia, a niewielki wiatr musnął jej pyszczek. Mfalme uśmiechnął się na ten widok.
-Chciałam cię tylko wyrwać z tej jaskini. Patrz jaka jest śliczna pogoda,-wskazała ogonem na słońce w zenicie,-Możemy zapolować jeśli chcesz, czuję się głodna.
Mfalme skinął głową, spojrzał w oczy Uzuri, po czym odwrócił się, by odejść. Uzuri nie rozumiała o co mu chodzi, więc cierpliwie stała, czekając aż wróci. Mfalme pojawił się z ptakiem w pysku, którego ułożył obok łap lwicy.
-To dla ciebie. 
-Myślałam o wspólnym polowaniu,-lwica ruchem łapy przybliżyła ptaka, po czym wtuliła się w grzywę Mfalme,-Ale dziękuję, to bardzo miłe.
-Jesteś dla mnie ważna Uzuri. Czuję się przy tobie bezpiecznie.
-Ja przy tobie też,-szepnęła Uzuri.
Mfalme odsunął się i oboje spojrzeli sobie w oczy.
-Czy to znaczy, że zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak!-Uzuri i Mfalme pocałowali się z czułością, po czym ułożyli się obok siebie, obserwując poruszające się chmury. Cieszyli się tą chwilą i sobą. Mfalme polizał Uzuri za uchem. 

Dorosłość. Ah, słowo budzące różne uczucia. Dla Nzuri był to czas w którym postanowiła zawalczyć o swoje marzenia i stać się prawdziwą lwicą polującą, dla Uzuri natomiast czas większej namiętności. Doskonale wiedziała, że musiała uważać na każdy swój ruch. Od kąt królowa Sonii, zaczęła chorować, a król pozostawił więcej obowiązków w łapach syna, Uzuri musiała uczęszczać na lekcje o Kręgu Życia. Nie cieszyła się jednak nimi, do tego czuła się coraz słabsza z każdym dniem.
Tego dnia, Uzuri postanowiła dłużej pospać, co nie zdarzało się często. Mfalme polizał ją za uchem, nim wraz z Amarą wyszedł na patrol. Idia natomiast ułożyła się u boku  Niko, swojego partnera pochodzącego również z Tęczowej Krainy. 
Niko opowiadał jej właśnie o Lesie Cieni. Był odważny i ciekawski świata. Właśnie to przyciągnęło do niego Idię.
Uzuri uniosła jednak głowę i spojrzała na nich uważnie.
-Możesz wreście przestać!? Nie interesuję mnie co masz do mówienia, nie widzicie, że się zle czuję!
-Znowu?-Idia zamrugała kilka razy, ignorując burknięcie Niko,-Może powinnaś iść z tym do Babu? Może to jakieś zakażenie?
-Nie będę szła do tej śmierdzącej małpy,-burknęła. Po chwili jednak poczuła takie mdłości, że zwymiotowała prosto na podłogę w jaskini. Większość lwic skrzywiła się z obrzydzeniem.
-Dość, Uzuri, idziesz w tej chwili do Hofu!-syknęła Idia i popchnęła brązową w stronę wyjścia z jaskini. 
Droga do baobabu wydawała się długa i nudząca. Do tego Uzuri czuła się coraz gorzej, a Idia nie wiedziała jak jej pomóc. Gdy dotarły do drzewa, pomogła brązowej się wspiąć.
-Hofu! 
Mandryl przestał mieszać swoje mikstury i uniósł wzrok w ich stronę. Od razu podszedł do nich i dotknął ręką czoła Uzuri.
-Wyglądasz strasznie.
-Nie dotykaj mnie tymi ochydnymi łapami!-syknęła Uzuri, jeżąc się.
-On ci tylko pomoże..-szepnęła Idia
-Nie odzywaj się!
-Mhm... w czym mogę pomóc, panienko?-spytał Babu, marszcząc brwi.
-Zle się czuję od pewnego czasu,-Uzuri spoglądała na niego twardo,-Ale nie trzeba panikować, nic mi nie jest.
-Lepiej to sprawdzić,-ręką wskazał posłanie z grubej warstwy liści,-Proszę, połóż się, przebadam cię.
Uzuri wykonała polecenie. Nie podobało jej się badanie, ale cierpliwie milczała. Gdy Hofu po około godzinie skończył, spojrzał na nią uważnie.
-Musisz teraz dużo odpoczywać i jeść. Jesteś otóż brzemienna, co oznacza, że za trzy miesiące urodzisz lwiątka.
-Naprawdę?-oczy Uzuri w jednej chwili błysnęły. Będzie mamą! -Mam nadzieję, że mnie nie okłamałeś, głupcze.
-Oczywiście, że nie,-po czym odwrócił się do Idii,-Czy ciebie też mam zbadać?
Idia skinęła głową i zamieniły się z Uzuri miejscami. Brązowa lwica nie mogła przestać się uśmiechać. Perspektywa posiadania własnego dziecka była jak dotąd daleka.
Opuściła baobab i szybkim krokiem ruszyła ku granicy. Domyślała się otóż, że spotka tam Mfalme. Musiała mu jak najszybciej przekazać radosne nowiny.
Znalazła białego lwa, gdy wraz z Amarą wracali z patrolu prosto w stronę Tęczowej Skały. Podbiegła do nich.
-Amaro, kochana, czy mogłabyś zostawić mnie sam na sam z Mfalme?
Amara skrzywiła się,ale wykonała rozkaz. Mfalme zaciekawiony spojrzał na swoją partnerkę.
-Coś się stało kochanie?
-Tak, ale to coś wspaniałego,-po chwili dodała,-Spodziewam się dziecka. Zostaniesz ojcem.
Mfalme zamrugał kilkukrotnie, by odpędził łzy.Przytulił mocno brązową lwicę, ciesząc się zapachem jej sierści.
-To najwspanialsza wiadomość, jaką kiedykolwiek słyszałem,-polizał Uzuri w policzek,-Kocham cię.Teraz będziesz już tylko odpoczywać.
-Nie dam się przekonywać,-odparła lwica.

Wiadomość o ciąży Uzuri rozniosła się szybko. Całe stado cieszyło się z tej wiadomości. Wiadomo było otóż, że dzieci jej i Mfalme mogą w przyszłości zająć miejsce na tronie. Nzuri szczerze zazdrościła siostrze i marzyła, by pewnego dnia też tego doczekać: prawdziwej miłości i lwiątka.
Królowa i Król Tęczowej Krainy nie cieszyli się jednak tą wiadomością zbyt długo, wkrótce otóż zmarli. Mfalme pomimo żałoby, musiał stanąć na czele całego stada, zostając od teraz ich królem. Mfalme, tak jak wszyscy podejrzewali, był dobry, sprawiedliwy i odważny. Tęczowoziemcy śmiali się nie raz z jego charakteru, ale nikomu nie przyszło na myśl, by nie szanować monarchy.
Uzuri tym czasem była otoczona opieką całego stada. Odbył się też jej ślub z młodym władcą. Była tego dnia najszczęśliwszą ze wszystkich lwic, bo zyskiwała naprawdę wiele.

Dni mijały. Amara opuściła Tęczową Krainę, natomiast brzuch Uzuri był już wyraznie widoczny. Królowa Tęczowej Krainy z każdym dniem czuła się coraz gorzej.Nic więc dziwnego, że  Obudziła się nagle, przerywając sen wszystkim w jaskini głośnym krzykiem. Mfalme skoczył na równe łapy.
-Co się dzieję?
-To... już!-wrzasnęła lwica, łapiąc się za brzuch.
Mfalme skierował się w stronę brązowej lwicy o rudych uszach.
-Kierra, leć po Hofu!
Kierra szybko skinęła głową, po czym wybiegła by wykonać rozkaz. Reszta przejętego stada opuściła jaskinię. Większa część z nich narzekała, że nie będzie tej nocy spokojnego snu, tylko twarda podłoga. Elise, Mfalme i Nzuri zostali przy boku ciężarnej lwicy.
-Wszystko będzie dobrze,-powiedziała Nzuri , kierując się do siostry.
Uzuri krzywiąc się z bólu, spojrzała na nią.
-Precz stąd! Teraz!
Nzuri otworzyła szerzej oczy, ale nic nie mówiąc opuściła jaskinię. Akurat w tej samej chwili, Hofu do niej wszedł i prędko podszedł do lwicy.
-Musicie wyjść.Oboje.
Elise skinęła pokornie głową. Mfalme natomiast siedział wciąż na swoim miejscu, mierząc szamana wzrokiem.
-Ja jej nie zostawię.
Hofu również na niego spojrzał, ale nie odpowiedział. Skupił się na Uzuri. Po kilku godzinach bólu i krzyków,  w łapach lwicy wylądowało zdrowe i silne lwiątko. Hofu pokłonił się i wyszedł, zostawiając świeżo upieczonych rodziców sam na sam.
Oczy Mfalme błyszczały szczęściem. Uzuri polizała swoje dziecko po brązowej główce. Był do niej tak bardzo podobny!
-Jak go nazwiemy?-spytał Mfalme, polizawszy swoją najdroższą w policzek,-Jestem taki dumny.
-Uczcijmy go imieniem twojego ojca. Wiem, że zostanie kiedyś wielkim przywódcą,-powiedziała Uzuri.
-Mój mały Kion. Mój syn.
Lwiątko spało smacznie, nawet wtedy gdy stado weszło do jaskini i zachwycało się księciem. Nazajutrz odbyła się jego prezentacja. Zachwytom nie było końca.
Tylko jedna lwica nie zachwycała się lwiątkiem. Stado nawet nie zauważyło, że lwica nie wracała do jaskini. Polowała dla siebie, a noce spędzała nad wodopojem. 
Zbliżał się dzień, w którym mogła udowodnić, że będzie świetną lwicą polującą, gdyż poprzednia liderka przechodziła na emeryturę.
Nzuri położyła się na płaskim kamieniu, pogrążona w myślach. Obserwowała przy tym znajome jeziorko, które lubiła nazywać "klejnotem tęczy".
-Mogę się dosiąść?
Odwróciła głowę na dzwięk głosu. Mfalme wpatrywał się w nią uważnie. Skinęła głową. Lew usiadł obok niej.
-Jak tam pierwsze dni bycia ojcem?
-Cudownie. Nie sądziłem, że będzie to takie uczucie. Mam też nadzieję, że pewnego dnia doczekam córki.
-Podobnej do ciebie.
-Lubię to jeziorko,-westchnął król,-Budzi tyle wspomnień.
-O tak. Gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi...
-A co się zmieniło?-Mfalme spojrzał jej głęboko w oczy,-Czy chodzi o to, że Uzuri została moją partnerką?
-Cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
-Kocham ją, ale nie chce również stracić przyjaciółki.
-Wiem,-Nzuri wstała i nie czekając na lwa skierowała się w inne miejsce.Wtedy też lew postanowił zawrócić i ponownie powitać swojego syna.
Kion leżał w łapach matki, ale gdy tylko lew wszedł do jaskini i ułożył się obok Uzuri, lwica oddała mu swoje dziecko.
-Powinnaś porozmawiać z Nzuri, widzę, że się od siebie oddaliliście,-Mfalme polizał syna po czole.
Uzuri podniosła się, ogonem przejezdzając po karku małżonka.
-Ależ oczywiście, ze z nią porozmawiam, choćby teraz,-następnie opuściła jaskinię.
Mfalme wpatrywał się w wyjście chwilę, po czym niespokojnym wzrokiem wpatrywał się w Idię i Korę. Widział, że lwice zle się czują i miał przeczucie, że tej nocy powitają na świecie kolejne lwiątka.

Uzuri gnała przez sawannę. W nocy nie było jej widać, gdyż brązowe futro wtapiało się w tło wręcz idealnie. Kroki obijały się głucho o ziemię. Lwica przemieszczała się szybko. Zwinnie omijała drzewa i kamienie. Wiatr muskał jej pyszczek, a nocne niebo dawało poczucie bezpieczeństwa. W końcu, Uzuri wypatrzyła tej której szukała. Nzuri, leżała na jednym z kamieni, blisko wzgórza, wpatrzona w śpiące stado słoni. Uzuri skrzywiła się, po czym podeszła do siostry.  Nzuri odwróciła się na dzwięk kroków.
-O.. witaj. Jak się czujesz?
-Wszystko w porządku,-Uzuri uniosła wyżej głowę, by spojrzeć na siostrę z wyższością,-Ale u ciebie nie.
-Masz rację,-westchnęła Nzuri
Na chwilę zapanowała cisza. 
Uzuri obeszła siostrę.
-Musisz opuścić Tęczową Krainę.
Słowa Uzuri zabiły mocniej niż diament. Ostre i pewne siebie. Nzuri spojrzała na nią nic nie rozumiejąc. Widziała również, że siostra wystawiła pazury i zjeżyła futro. Czyżby chciała z nią walczyć?  Nzuri cofnęła się kilka kroków do tyłu.
-Co? Dlaczego?
-Nie podoba mi się twoja obecność tutaj. Jestem twoją królową i musisz wykonywać moje rozkazy,-warknęła lwica,-Jestem lepsza, piękniejsza i bardziej bogata! Nigdy mi nie dorównasz!
-Więc czego się obawiasz? Przecież robiłam wszystko, byśmy znowu...-Nzuri nie spuszczała wzroku z oczu siostry. Były takie podobne, a jednak różne. 
-Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Jesteś kłamczuchą! Wiem, że Mfalme i ty dalej jesteście ze sobą blisko!
-Nie! Już dawno nasza przyjazń się rozpadła. Uzuri.. nie popadaj w szaleństwo!
Uzuri głośniej warknęła. Wskoczyła tak na siostrę, że Nzuri padła na plecy. W zielonych oczach pojawił się strach, w czerwonych jad.
-Jesteś wygnana. Nie waż się nigdy tutaj wracać, albo cię zabiję. Słyszysz?! Zabiję!
Uzuri zeszła z siostry i jeszcze raz spojrzała na nią ostrzegawczo, nim odwróciła się by wrócić na Tęczową Skałę.
Nzuri rozpłakała się. Łzy kapały po jej policzkach. Nie mogła się uspokoić. Nigdy nie podejrzewałaby Uzuri o taki czyn.. Były przecież siostrami, bliskimi sobie. Teraz jednak Uzuri widziała w niej wroga... niepotrzebnie!
Nzuri wstała na równe łapy i mglistymi oczami wpatrywała się w skałę na horyzoncie. Czy miała zostawić matkę, stado i pozycję o której marzyła?  Nzuri westchnęła ciężko, kolejny raz dając porwać się smutkowi. Kilka godzin pózniej, gdy słońce wzeszło na horyzoncie, Nzuri podniosła się i skierowała w stronę granicy. Decyzja została podjęta. Czekało na nią nowe życie, chodz kolec w sercu pewnie nigdy jej nie zostawi.

Uzuri otworzyła oczy. Kion płakał, głodny i chętny do zabawy. Uzuri złapała syna za skórę na karku, po czym ułożyła go przy swoim brzuchu. Mfalme, czekał na czubku skały, wpatrując się w królestwo. Uzuri obudziła lwice rykiem, by te wybrały się na polowanie.
-Mfalme!-zawołała
Lew odwrócił się i podbiegł do niej. Polizał ją za uchem z czułością, po czym podobnym gestem syna.
-Jak się spało?
-Chciałam ci powiedzieć, że Nzuri opuściła wczoraj Tęczową Krainę,-twardo odparła brązowa królowa,-To była jej decyzja. Postanowiła opuścić stado, niewdzięczna.
-Nie próbowałaś jej zatrzymać?-oczy Mfalme rozszerzyły się,-A jeśli coś jej się stanie?!
-To już nie nasz problem,-Uzuri przeniosła wzrok na syna, który już zasypiał. 
Elise, leżąca niedaleko, podniosła głowę. Dzisiaj nie poszła na polowanie, z powodu bólu brzucha. Teraz podniosła się na łapy, by zbliżyć się do córki.
-Co ty mówisz, Uzuri?  Nzuri odeszła?
-Tak,-burknęła czerwonooka,-Co w tym dziwnego?
-To twoja siostra,-syknęła Elise, jeżąc sierść na karku.
Lwica spojrzała na Mfalme, który skinął głową i się wycofał. Elise usiadła obok córki. Miękkie spojrzenie lwicy, nagle stwardniało. 
-To ty ją przegoniłaś, prawda?
Milczenie Uzuri lwica uznała za potwierdzenie, więc wystawiła pazury. Uzuri włożyła sobie syna w łapy.
-Była zagrożeniem. Sama mnie tego uczyłaś.
-Nie. Chciałam, by moje obie córki doszły do czegoś wielkiego, ale nie takim kosztem,-warknęła lwica. Nic więcej nie powiedziała, bo do jaskini weszły lwice polujące z zebrą.

Nzuri, gdy tylko noc zamieniła się w dzień, wstała ze swojej kryjówki na granicy. Przeciągnęła się, po czym bez śniadania ruszyła przed siebie. Musiała jak najszybciej opuścić Tęczową Krainę. Obawiała się otóż, że ktoś ją zatrzyma.Oczywiście, chciała by poznali powód jej odejścia, mogli się z nią pożegnać...  Ponownie strużki łez wypełniły jej oczy. 
Weszła prosto do Lasu Cieni. Miejsca, które budziło strach i było zakazane. Nzuri szła jednak przez nie. Drzewa bez liści, budziły strach, a ciemność dookoła zmuszała do zagęszczenia ruchów. Lwica cieszyła się, gdy zostawiła to miejsce za sobą i mogła ruszyć w dalszą drogę.
Wędrówka była długa i męcząca. Nzuri biegła, nie zwalniając mimo iż łapy odmawiały jej posłuszeństwa. Zwolniła dopiero pod koniec dnia. Nie zatrzymała się jednak na sen, a szła dalej. Łącznie przeszła dwa dni i dwie noce, nim lwica zdecydowała się zatrzymać i napić wody z niewielkiego strumienia. Wokół widziała tylko piasek, piasek i pojedyńcze suche konary drzew. Nzuri wiedziała co to za miejsce: Pustynia. Westchnęła, czując promienie słońca grzejące ją w futro. Było zbyt gorąco by iść dalej. Lwica poczuła burczenie w brzuchu. Dopiero uświadomiła sobie, jaka jest głodna. 
Wniosła oczy na słońce. Było w zenicie. Zaczęła węszyć powietrze, ale nie czuła żadnego specjalnego zapachu. Następnie przywarła do ziemi i próbując utrzymać równowagę na piasku, skradała się przed siebie. Po pewnym czasie, znalazła jakiegoś góralka. Była bardzo zadowolona,  pomimo iż łup był mały. Do tego niedaleko widziała kawałek trawki, na którym będzie mogła się położyć. 
Pogrążona w myślach, przez nieuwagę, spłoszyła zwierzę. Zaklnęła pod nosem, rzuciwszy się do pogoni. Wystawiła pazury, obnażyła kły i pędziła za góralkiem. Zwierzątko uciekało, zgrabnie unikając pojedyńczych kamieni, skacząc po piasku. Nzuri było trudniej poruszać się na nowej ziemi, przez co kilka razy się potknęła. Perspektywa obiadu powodowała jednak iż biegła.
Rzuciła się w stronę zwierzęcia. Złapała go skrawkiem pazura za futro, by następnie obserwować jak góralkowi udaję się uciec. Nzuri poczuła kręcenie w głowie i ogromne pragnienie. Nie dała rady ustać na łapach, więc runęła na ziemię. Ciężko oddychała i czuła, jak traci przytomność. 

Nzuri otworzyła zmęczone oczy. Czuła się słaba i ledwo usiadła. Straciła poczucie czasu i nie do końca wiedziała gdzie się znajduję. Obok niej leżała skorupa żółwia napełniona wodą, oraz kawałek antylopy. Nzuri poruszyła zaciekawiona nosem. Dochodziło do niej wiele zapachów. Jaskinia w której się znajdowała była chłodna. Wewnątrz znajdował się mały strumień i skalna półka, na której widocznie leżała. Próbując zachować czujność, sięgnęła po posiłek. Zjadła go ze smakiem, popijając wodą. Chociaż była gorąca, przyjemnie było poczuć coś na języku.
-Widzę, że się obudziłaś.
Podniosła szybko wzrok na wyjście z jaskini. Nie widziała co prawda wyjścia, bo panowała tam ciemność. W niej jednak ktoś stał. Nzuri zmarszczyła brwi. Sylwetka była muskularna, więc domyśliła się, że był to lew. Zjeżyła futro.
-T-tak.
-Spałaś dwa dni. Byłaś bardzo osłabiona. Nie wiesz, że nie wolno się przemęczać na pustyni. Trzeba dużo pić i wypoczywać w cieniu.
-Byłam głodna.-szepnęła Nzuri,-I musiałam...iść.
Z cienia wyszła postać lwa. Nzuri uśmiechnęła się lekko, widząc przyjazny wyraz pyska. Ten lew okazał jej wielką pomoc, dzieląc się swoim domem. Jego sierść była brązowa, ale bardziej jasna niż jej. Grzywa była ciemnobrązowa. Oczy lwa były czerwone. 
Podszedł bliżej, więc Nzuri się cofnęła. Wskoczył na półkę. Spojrzał w stronę opróżnionej miski z wodą i zaśmiał się cicho.
-Bardzo dobrze. Jeśli będziesz jeszcze spragniona lub głodna, to daj znać. Akurat wybieram się na spacer. 
-Mogę iść z tobą,-Nzuri podniosła się z trudem,-Umiem polować, ale czy znajdziemy coś dobrego?
-Trzeba tylko dobrze szukać,-wzruszył ramionami,-Ty jednak zostaniesz. Nie chce ryzykować twoim zdrowiem. Poza tym...-odsunął głowę do tyłu,-...jak się nazywasz i skąd pochodzisz?
Nzuri przełknęła ślinę. W jednej chwili przypomniała sobie wszystko. Tęczową Krainę. Mamę. Siostrę. Mfalme. I ten dzień, w którym została wygnana. 
W oczach pojawiły jej się łzy. Nieznajomy lew cofnął się kilka kroków do tyłu wyraznie zdziwiony.
-Ej.. nie chciałem cię zranić
-To nie twoja wina,-westchnęła, ocierając łapą łezki,-Jeśli pozwolisz, opowiem ci wszystko przy kolacji.To długa historia...
Lew skinął głową. 
-Zapoluję.Zostań.-odwrócił się, by łapa za łapą odejść,-A tak w ogóle,-odwrócił pysk w jej stronę,-Jestem Simba. 
-A ja Nzuri

Lew wrócił niewiele czasu pózniej z sępem w pysku. Nzuri oblizała pysk. Nigdy czegoś takiego nie jadła. Simba wskoczył na miejsce obok niej i począł wyrywać pióra. Nzuri obserwowała go w skupieniu. Gdy ptak został oberwany, Simba podsunął do niej pióra.
-Będziesz mogła się na nich położyć. Chyba, że wolisz trawę.
-Dziękuję.
Wraz z lew zaczęli jeść posiłek. Mięso było miękkie i pyszne. Nzuri ułożyła się szczęśliwa. Zwinęła się w kłębek na nowym posłaniu. Zanim jednak zasnęła, uniosła głowę by spojrzeć na lwa.
-Pochodzę z Tęczowej Krainy. Żyłam tam naprawdę dobrze. Miałam mamę, Elise i siostrę blizniaczkę imieniem Uzuri. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Miałyśmy także przyjaciół, głównie Mfalme.. księcia. Gdy dorastałyśmy, moja więz z Mfalme została zerwana. Siostrze otóż on się podobał. Nie sądziłam jednak, że kiedyś mnie zdradzi. Gdy urodziła syna, wygnała mnie, grożąc że inaczej mnie zabiję,-przełknęła ślinę,-Chciałam być lwicą polującą, założyć rodzinę, a tym czasem... Ja... ja nie chciałam zle.
-Ta twoja siostra to zwykła wredota,-lew nieoczekiwanie przytulił Nzuri,-Wszystko będzie dobrze, nie smuć się. Wiesz.. możesz zostać tutaj tak długo, puki nie staniesz na swoim.
-Powinnam jutro ruszać.
-Jeszcze za wcześnie,-lew odsunął się by spojrzeć jej w oczy.-Wiesz, że się uzupełniamy? Ja nie miałem łatwego dzieciństwa. Szybko straciłem rodziców i musiałem radzić sobie sam. Jako dorosły opuściłem rodzinną ziemię i zawędrowałem tutaj. Przyznaj,że to miejsce jest idealne na dom.
-Nie da się ukryć,-lwica ziewnęła, czując się coraz bardziej zmęczona. Niewiele czasu pózniej, Nzuri zasnęła.
Simba zeskoczył z półki i ułożył się na ziemi. Chciał otóż by lwica czuła się bezpiecznie. Nie znał jej zbyt dobrze, ale towarzystwo po tylu miesiącach było dla niego bezcenne.

Przez trzy najbliższe dni, Nzuri cieszyła się odpoczynkiem. Simba polował dla niej, oraz podawał wodę w specjalnej misce. Nzuri była mu bardzo wdzięczna i chcąc się chodz trochę odwdzięczyć raczyła go opowieściami i kawałami. 
Pewnego dnia, poczuła się jednak znacznie lepiej.Otworzyła oczy i stanęła na równych łapach. Simba spał w swoim legowisku. Nzuri uznała więc, że jest jeszcze wcześnie, zawsze otóż to on był pierwszy. Powoli opuściła jaskinię. Dziwnie się czuła znowu widząc słońce i chmury, leniwie poruszające się po pomarańczowym niebie. Nzuri cieszyła się chłodnym powietrzem. Rozejrzała się dookoła. Otaczał ją piach. Nzuri rzuciła się jednak przed siebie, uważając, by się nie zgubić. Na szczęście, wytropiła niewielkie stado antylop. Nauka polowania była dla lwic czymś, czego nigdy nie zapomniały. Nzuri czaiła się powoli, a będąc blisko skoczyła w ich stronę. Widziały ją, ale nim zdążyły uciec, Nzuri rzuciła się na jedną z nich i zabiła. Prysła krew. Nzuri była zadowolona. W nowym środowisku musiała się nauczyć wielu nowych sztuczek. Gdy wróciła  z antylopą, Simba uśmiechał się szeroko, a w jego oczach widać było dumę.
-Martwiłeś się, że uciekłaś.
-Upolowałam śniadanie,-lwica wepchnęła posiłek do jaskini,-To w podzięce.Smacznego.
Gdy zjedli posiłek, Simba wyprowadził Nzuri na spacer. Pokazał jej okolicę prosto do zielonego odcienia trawy i miejsca gdzie ją znalazł. Nzuri chłonęła to wszystko. Dowiedziała się, że Simba tamtego dnia szedł na polowanie i gdy ją zobaczył, wiedział, że nie może przejść obojętnie. 
-Umiesz walczyć?
-Um.. tak?-Simba wybałuszył oczy,-A chcesz żebym cię nauczył? 
Nzuri ustawiła się w pozycji gotowej do walki, po czym rzuciła się w jego stronę. Dotknęła go łapą krzycząć "berek". Simba stał chwilę zdziwiony, po czym rzucił się w jej kierunku. Bawili się chwilę, tarzając w piachu.Gdy odskoczyli od siebie i wrócili do jaskini, ułożyli się obok siebie i zmęczeni zasnęli. 

Gdy następnego dnia obudzili się, Nzuri wiedziała, że musi pilnie porozmawiać z lwem.  Spojrzała na niego uważnie.
-To... koniec. Muszę wyruszać w dalszą podróż.
-Na pewno?
-Wróciłam już do sił,-szepnęła Nzuri,-Nie chce sprawiać ci kłopotów.
-Ale ich nie sprawiasz. Nie czuję się już samotny i naprawdę cię polubiłem.
Nzuri zamrugała kilkukrotnie. Nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Simba pochylił się wtedy i pocałował ją z czułością. Nzuri spojrzała mu w oczy. Kryło się w nich tyle wesołości, że nie mogła się nie uśmiechnąć. Ponownie się pocałowali, a ich ogony złączyły się.
-Bardzo mi się podobasz,-szepnął,-Jesteś aniołem, co spadł mi z nieba.
-A ty moim,-polizała go za uchem.

Dla Nzuri i Simby następne dni były bardzo przyjemne. Spędzali je na wspólnych polowaniach, zabawach, spacerach. Jaskinia znów zaczęła  tętnić życiem i oboje czuli się szczęśliwi.
-Nzuri popatrz!
Brązowa lwica przeniosła wzrok w stronę partnera. Właśnie mieli zamiar pozbierać kilka kamieni i otoczyć nimi zródełko w ich jaskini, kiedy lew nagle się zatrzymał i wpatrywał w coś z niedowierzeniem. Nzuri spojrzała w tamtym kierunku i warknęła pod nosem. Wyrwała się do przodu, a Simba za nią. Zatrzymali się niewiele centymetrów dalej, odstraszając stado sępów. 
-Głupie ptaki,-warknął Simba
Nzuri  nie odpowiedziała. Simba spojrzał na to, co zainteresowało sępy. Było to małe czarne lwiątko, spoglądające na nich z przestrachem. Nzuri od razu chwyciła ją delikatnie za skórę na karku i skierowała w stronę jaskini. 
W jaskini było o wiele lepiej. Lwiczka uspokoiła się, gdy Nzuri wymyła jej brudną sierść. Czarna poczuła się senna, ale wciąż płakała i serce zakuło Nzuri myślą,  że malutka jest głodna. Może była gdzieś w wieku Kiona.. taka malutka jak jej łapa..
-Jak ktoś tak mógł. Mogła tam umrzeć!-syknęła, siląc się, by lwiczka mimo wszystko zasnęła. Simba wpatrywał się w nią chwilę.
-Pójdę coś złapać. Może damy radę nakarmić ją mięsem?
-Najlepiej zebry. Jest zdrowe i nie tak twarde,-rzekła lwica, spoglądając na swojego partnera z wdzięcznością.

Gdy po długim czasie Simba wrócił, nie był sam. Nzuri otworzyła szerzej oczy. Zamiast zebry, widziała w jego pysku jasne lwiątko, które ułożył w jej łapach obok tego czarnego. Lwiczka od razu się obudziła i widząc kompana, zaczęła się z nim bawić.
-Co się stało?
-Spotkałem jakiegoś lwa. Powiedział mi, cytuję ,,widziałem, jak ta twoja lwica niesie w pysku lwiątko. Oddaj jej moje syna na wychowanie. Nie chce mieć problemu z płaczącym bachorem, tylko z tanecznym rytmem". To samczyk. I co teraz?
Nzuri pochyliła się, by umyć także lwiątko. Było o wiele silniejsze i większe od lwiczki. Niestety bardzo się bało. Powiedziała Simbie, że porozmawiają o tym pózniej i poleciła mu ponownie wybrać się na łowy. Z wahaniem lew wyszedł z  jaskini, tym razem wracając z zebrą.
Dwa lwiątka jadły ledwo mięso i trzeba było im je na siłę wkładać do pyszczków. Udało się jednak i wkrótce najedzone i czyste zasnęły. Simba ułożył się obok niej i oboje wpatrywali się w maluchy z mieszanymi uczuciami.
-Są takie niewinne...
-Może powinniśmy odnieść je na jakąś ziemię?
-A może je zatrzymamy?-Nzuri polizała go w policzek,-Nie mamy własnego potomstwa, a to nas potrzebuję.
-Jesteś pewna?-zawahał się,-To wielka odpowiedzialność..
-Byłbyś wspaniałym ojcem
-A ty matką,-rzekł lew,-Dobrze.. przygarniemy je. W takim razie, jak chcesz je nazwać?
-Podoba mi się imię Busara dla samczyka,-odpowiedziała Nzuri
-To może czarną lwiczkę Nyeusi? 
-Piękne imię,-Nzuri uśmiechnęła się szeroko i wtuliła się w grzywę partnera. 

W Tęczowej Krainie. Gdy Nzuri odeszła, część lwic nie mogła się nadziwić. Główną lwicą polującą została Kierra. Tęczowoziemcy wciąż funkcjonowali jak wcześniej, ciesząc się dostatkiem.Większość lwic została też matkami. Idia i jej ukochany Niko, doczekali narodzin córki, której nadali imię Taje. Mała była śliczna i wesoła. Od razu chciała zwiedzać świat, mimo iż nie umiała jeszcze dobrze ustać na łapkach. Kion też rósł jak na drożdzach.
Pewnej nocy, Mfalme nie mógł spać. Opuścił jaskinię z zamiarem pójścia na spacer. Całe szczęście, że zaufał swojemu przeczuciu i znalazł się blisko Lasu Cieni. Stanął na głazie i gdy miał już wracać do siebie... usłyszał cichy pisk. Znalazł białą lwiczkę z jednym czarnym uchem. Bez namysłu zabrał ją prosto do Hofu
-Królu,nie wiadomo czy mała przeżyje-rzekł szaman
-Zrób coś,proszę Hofu
-Spróbuje,panie ona potrzebuje domu
Wtedy lwiczka otworzyła swoje niebieskie oczy.
-Piękna jesteś,-szepnął król do ucha lwiczki,-będziesz nazywać się Wise
-Piękne imię...mądrze jej z oczu patrzy,-powiedział Hofu
-Ciekawe jaki będzie jej los,-dodał król
Przez ostatnie dni, lwiczka przebywała pod czujnym okiem szamana.Dopiero gdy ten zobaczył efekty, oddał ją królowi.Mfalme był bardzo szczęśliwy.Zaniósł ją prosto na Tęczową Skałę, ku niezadowoleniu swojej żony.
-Kora, nakarmisz to lwiątko!-syknęła Uzuri, kierując się w stronę czarnej lwicy. Kora bez słowa umyła lwiątko i przystawiła je do brzucha, próbując nie krzywić się z obrzydzenia. Mała zaczęła jeść mleko u boku jej dwóch córek: Eclipse i Dicky.
Lwiątka były w tym samym wieku.Wise poznała nowe lwiątka, Kiona i Taje z którymi zaczęła się bawić.
-Widzisz Uzuri,nawet lwiątka potrafią cieszyć się z tej sytuacji,-rzekł Mfalme
-Mfalme...uważam że ona sprowadzi na nas kłopoty,jest inna...
-Zaufaj mi....ona jest wyjątkowa
Mfalme odwrócił się i dotknął nosem małej lwiczki. Pokochał ją. Cieszył się, że ją znalazł. Była jak prezent zesłany przez Duchy Przodków. Jego mała córeczka. Taka podobna. Polizał ją w główkę, zachęcając, by ta poszła bawić się dalej.
Uzuri wbiła pazury w kamienną podłogę. Biała lwica. Przypomniała sobie, że królowa Sonii też była biała i to ona wygryzła jej matkę w drodze do tronu. Teraz Uzuri się bała. Wise, mogła odebrać jej synowi tron, a jej samej miłość Mfalme. Lwica zacisnęła szczęki. Musiała się jej pozbyć.
-Kora,-zwróciła się szeptem do lwicy-Widzisz, jaka brzydula z tej lwiczki. Czysty diabeł!
Kora skinęła głową.

Wise przyzwyczaiła się już do stada, ale ono do niej nie mogło. Lwiczka była malutka, karmiła ją Kora, natomiast opiekował i pielęgnował ją Mfalme. Król dużo czasu spędzał z lwiczką. Uzuri zabierała Kiona nad wodopój, by jej syn "nie zaraził się" od białej. Kion jednak lgnął do Wise. Widocznie się polubili, co jeszcze bardziej denerwowało Uzuri. Postanowiła, że Dicky zostanie kiedyś jego partnerką, po tym jak gryzła za każdym razem Wise, gdy ta podchodziła do niej zbyt blisko.
-Pożar!
Rozległ się zaniepokojony głos jakiejś lwicy. Mfalme od razu skoczył na równe łapy i podbiegł do niej.
-Gdzie?
-Na sawannie!-syknęła niespokojnie brązowa lwica,-Zwierzęta spanikowały i  uciekły.
Mfalme rzucił się w stronę sawanny, a za nim część stada. Musieli szybko działać. Ogień rozprzestrzeniał się i tym samym zagrażał.
Gdy stado wróciło, wszyscy mieli kamienne miny.
-Pożar ugaszony,-rzekł Mfalme, gdy Uzuri podeszła do niego zaniepokojona.-Ale ucierpiało kilka zwierząt, w tym członków naszego stada. Idia i Niko nie żyją.
Uzuri spojrzała na wyjście z jaskini.
-Zrobimy im pogrzeb. Taje powinna być na tyle duża, żeby sobie poradzić z ich stratą. Widzisz, mówiłam ci, że ta biała przynosi kłopoty.
-Ta biała nazywa się Wise,-syknął ostrzegawczo Mfalme,-I jest moją córeczką.
-Twoim jedynym dzieckiem jest Kion!
-Zmieniłaś się Uzuri,-Mfalme uniósł wysoko jedną brew,-Czemu wcześniej tego nie zauważyłem?
-Powinieneś skupić się na mnie i na Kionie, to on przecież zostanie następcą tronu!
-Niekoniecznie,-lew trzepnął ogonem o ziemię,-Wise jest taka mądra i wrażliwa. Jest przyjazna i dzielna. Widzę w niej potencjał i myślę, że również mogłaby pasować do tej roli.
Następnie wrócił do jaskini. Uzuri zaklnęła pod nosem i podrapała pazurami ziemię.
-Oszalałeś!
Mfalme ułożył się w koncie i przywołał do siebie Wise. Lwiczka podeszła do niego nierównym krokiem.
-Taje jest smutna.
-Będziemy się nią opiekować,-lew polizał Wise za uchem,-Baw się z nią często moja słodka. Co powiesz na nocny spacer w świetle gwiazd?
-Lubię jak opowiadasz mi historie, tatusiu,-wesoło odpowiedziała biała lwiczka, wtulając się w jego grzywę.

Tym czasem na pustynii, dwójka znalezionych lwiątek również podrosła. Nzuri i Simba opiekuńczo zajmowali się nimi i dbali o to, by czuli się z nimi dobrze. Przy tym jednak nie ukrywali prawdy o ich pochodzeniu.
Simba wrócił do jaskini z antylopą w pysku. Upuścił ją na ziemię, gdy dwa małe lwiątka wyskoczyły z  łap Nzuri i potykając się, dobiegły do niego. Oboje polizał po główkach na znak miłości.
-Właśnie ich umyłam,-westchnęła Nzuri, widząc, jak lwiątka wybiegają z jaskini. Wiedziała, że nic im się nie stanie, ale wolała pilnować, by się nie zgubili. Tutaj mieli dużo kamyków, patyków i piór do zabawy. Oraz przyjemne legowisko.Każde lwiątko ciągnęło jednak na świat i Nzuri z Simbą doskonale to rozumieli. Postanowili zostawić antylopę na kolację. Wyszli za dziećmi i skryci w cieniu przyglądali się im, jak ganiali się bawiąc w berka.
Nyeusi i Busara dobrze się ze sobą rozumieli i traktowali jak prawdziwe rodzeństwo. Skakali na siebie, uciekali, chowali za łapami przybranych rodziców, by w końcu paść zmęczonymi na ziemię.
-Woda! Woda!-Nyeusi wkroczyła do jaskini, by się napić.
Busara przytulił się do łap Nzuri , a pózniej do Simby, po czym krzycząć "Jeść! Jeść!", poszedł w ślad za lwiczką.
-Są tacy pełni energii,-szepnęła Nzuri do partnera.
-Myślisz, że nasze też takie będzie?
Nzuri spojrzała w jego kierunku.
-Tak. Będzie mądre i odważne. Poczekajmy jednak,-przytuliła się do partnera, by pózniej wejść do jaskini. Ona również czuła się głodna. Simba zbadał jeszcze wzrokiem otoczenie, by w razie czego obronić rodzinę, po czym zniknął  w ciemnym tunelu prowadzącym do pomieszczenia.

Dni mijały coraz szybciej i na większych zabawach. Po upływie kilku miesięcy, puchate ciałka i grube łapki dwóch lwiątek pod opieką Nzuri i Simby, zwężyły się. Lwiątka były już starsze i jeszcze bardziej naładowane energią. Bawiły się co prawda w jaskini, ale tylko podczas deszczu. Jadły i spały, słuchały opowieści. Busara i Nyeusi kochali jednak świeże powietrze i swój pustynny dom. Simba często wybierał się z nimi na spacer, a Nzuri wymyślała najróżniejsze zabawy, by umilić czas swoim lwiątkom. Raz nawet znalazła piłkę z baobabu, którą zachwyciło się potomstwo.
-To już czas,-szepnęła pewnego dnia do Simby, patrząc jak Nyeusi i Busara słodko śpią. Simba przytulił się do niej bokiem, ale nie zrozumiał co ma na myśli. Nzuri polizała więc go w policzek i wydłużyła swoją odpowiedz,-Jesteśmy gotowi, by posiadać biologiczne lwiątko.
Oczy Simby zaświeciły i pocałował lwicę. Nie mógł się już doczekać. Był też pewien, że Nyeusi i Busara polubią przyszłe rodzeństwo.


Wise też dorastała, pod czujnym i kochającym okiem Mfalme. Spędzała czas nie tylko z przybranym ojcem, ale również przyjaciółmi: Kionem i Taje. Uzuri wpatrywała się w nią z nienawiścią. Co z tego ze stado jej nie lubiło, skoro ona wciąż tutaj mieszkała!? Uzuri stworzyła wówczas własnych strażników, których zadaniem było pilnować, by lwiczka nigdy nie opuściła granic królestwa. Uzuri postanowiła otóż, że gdy Wise podrośnie, pozbędzie się jej na zawsze, tak, by nikt nigdy się o niej nie dowiedział spod cudownej krainy.

Czas mijał i Nzuri cieszyła się na myśl, że zaszła w ciążę i zostanie matką. Simba również, pragnął jak najszybciej by dziecko się urodziło. Trzy miesiące wydawały mu się jak dwadzieścia długich miesięcy...  Nzuri mogła całymi dniami jeść i wypoczywać.
Nzuri otworzyła zmęczone oczy, czując trącające ją w bok łapki.
-Nzuri, możemy już wyjść?-spytała Nyeusi.
Brązowa lwica spojrzała w jej kierunku. Busara wpatrywał się w nią z nadzieją.
-A gdzie Simba? Powinien iść z wami.
Jej brzuch był zbyt wielki, by mogła pilnować swoich podopiecznych. Busara pokręcił głową.
-Wyszedł rano i jeszcze nie wrócił.
-Słońce dopiero wrzeszło, trochę minie,-westchnęła Nyeusi,-Proszę, będziemy ostrożni!
Po krótkim namyśle, Nzuri skinęła na znak zgody. Nyeusi i Busara wybiegli roześmiani z jaskini. Nzuri ponownie poczuła się senna i ułożyła głowę na łapach. Miała nadzieję, że Simba wkrótce wróci z czymś do jedzenia.

Nyeusi i Busara z piskiem biegali po pustyni. Spod ich łap, sypał się piach, rozrzucany na boki i sprawiający że wszystko wokół uniosło się w kłębie piachu. Nyeusi skakała na plecy Busary, który zrzucał ją z siebie i biegł dalej. Śmiali się z tej zabawy. Po długim biegu w gorącym słońcu, Busara padł zmęczony na ziemię. Nyeusi ciężko oddychając, usiadła obok niego, by polizać go za uchem.
-Może teraz chowanego?
-Nie ma gdzie się chować,-wyżalił się Busara
Nyeusi westchnęła. Lwiczka uniosła wzrok, by rozejrzeć się. Piasek, piasek, w oddali trawiasta gleba i mały strumień, gdzie chodzili się napić. Niedaleko widziała jeszcze stado antylop i.... ciało lwa. Nyeusi zjeżyła sierść na karku.
-Busara, patrz!
Ogonem wskazała mu brązowy punkt koło suchego drzewa, bez liści. Busara wskoczył na równe łapki, po czym wraz z Nyeusi skierował się  w tamtą stronę.
To co zobaczyli, sprawiło, że ich oczy pokryły się łzami. Ciało Simby leżało zakrwawione na ziemi, ale sam lew miał zamknięte oczy. Nyeusi pochyliła się, by wychwycić zapach. Poczuła fenki pustynne, ale domyśliła się, że to nie ich sprawka. Pewnie Simba próbował jednego z nich złapać, by sprawić im przyjemność. Wyczuła drugi zapach, należący do szakali. Temu by się nie zdziwiła. Szakale zawsze siały gniew i wrogość wobec lwów. Wyraznie uznały to miejsce za swój teren, przez co Nyeusi warknęła. Mieszkali tu dłużej i teren obok jaskini należał do jej opiekunów!
Busara polizał Simbę po sierści, po czym oczami pełnymi łez, spojrzał na przyjaciółkę.
-Co teraz zrobimy? Simba nie oddycha!
-Powiemy o wszystkim Nzuri
Nyeusi i Busara prędko pobiegli do jaskini Nzuri. Obudzili lwicę, która wręcz nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Poleciła lwiątką ją zaprowadzić i gdy tylko dojrzała ciało swojego ukochanego, chwyciła je za skórę na karku i nie czekając na  nic zabrała go trochę dalej. Wykopała dół, w którym umieściła ciało lwa, zakopując je. Następnie usiadła, ze spuszczoną głową. Nyeusi i Busara usiedli pod jej łapami. Nzuri miała łzy w oczach, ale starała się panować nad sobą. Pamiętała, że była w ciąży i pamiętała, że są z nią lwiątka.
Czuwała tak z nimi aż do pózniej nocy. Właśnie wtedy odprowadziła swoich podopiecznych, a sama ułożyła się na piasku wpatrzona w gwiazdy.

Zaczęła rodzić zaledwie miesiąc pózniej. Nzuri cieszyła się wówczas, że Nyeusi i Busara bawili się na pustyni. Oczywiście, blisko jaskini, by w razie czego się ukryć. Nzuri nie czuła się spragniona, czy głodna, tylko zmęczona. Rodziła w ciężkich bólach i bez pomocy kogokolwiek.Lwica jednak nie zamieniłaby tego dnia na żaden inny.
Rozniósł się po jaskini cichy płacz, kiedy przestała przeć. Chwyciła delikatnie swoje lwiątko za skórę na karku,po czym włożyła je w łapy by umyć. Jedno lwiątko. Nzuri polizała sierść dziecka. Było identyczną kopią ojca. Jego futro i oczy. Nzuri zauważyła jednak, że rysy pyska i nosek ma po niej.
-Córeczka,-szepnęła ciepło, kiedy ułożyła lwiątko koło swojego brzucha, by najadło się mleka,-Witaj na świecie, malutka.
Nyeusi i Busara wrócili niewiele czasu pózniej i na widok śpiącej w łapach Nzuri lwiczki, podskoczyli podekscytowani i do niej podbiegli.
-Jejuśku, to twoje dziecko!-Nyeusi polizała malutką po głowie,-Jak je nazwiesz?
-To syn czy córka?
-Córeczka. Nazywa się Kamba.
-Kamba? Ładnie!-Busara już zauroczył się tą malutką kuleczką, co wzbudziło w Nyeusi zazdrość. Lwiczka ułożyła się już do snu, natomiast Busara, gdy tylko mała Kamba się urodziła, zaczął się z nią bawić, machając jej przed łapkami ogonem.

W Tęczowej Krainie w tym samym czasie, Wise wracała na Tęczową Skałę w towarzystwie Kilio. Lwiczka opowiedziała jej już swoją historię. Wise jednak zatopiona była w myślach.Hamowała kolejne łzy. Śmierć Mfalme. Jej najdroższego ojca, króla i przyjaciela, sprawiła, że lwiczka miała ochotę zapaść się pod ziemię. Tęskniła za nim, pragnęła ponownie się przytulić.
Gdy obie wdrapały się na Tęczową Skałę, podeszła do nich wściekła Uzuri. Kilio chowała się przerażona za Wise, która upuściła głowę.
-M-mfalme...król..
-No wysłów się!
-..nie..ż-żyję..
-CO?!-ryknęła Uzuri. Wówczas otoczyło ją całe stado, bardzo zaniepokojone. Wpatrywało się w dwie lwiczki z wrogością.
-Zabito go..-szepnęła Wise, ciągle czując łzy,-..dwa lwy.. Król ratował... chlip.. Kilio
-Jaką znowu Kilio?!-syknęła, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Uzuri uniosła wysoko głowę. Doskonale wiedziała co teraz miało nastąpić. Śmierć Mfalme oznaczała, że jej syn zostanie królem...Westchnęła ciężko, czując równocześnie radość jak i smutek.
Zwróciła się do kilku lwic.
-Znajdzcie ciało mojego męża i odprawdzcie mu godny pogrzeb. Zawołajcie też Hofu, ktoś musi powołać królem mojego syna.
Odwróciła się, by wrócić do jaskini. Wise pobiegła za nią, ignorując szepcące lwice.
-Biała sprowadziła na nas zło!
-Biała przyjazni się z mordercą!
-Królowo Uzuri!-Wise zdążyła ją dogonić. Królowa spojrzała na nią z niechęcią.-Czy Kilio może dołączyć do stada?
-Może,-mruknęła lwica.
Wise odbiegła, z powrotem do Kilio. Musiała koniecznie zapoznać ją z Taje. Wiedziała, że obie się polubią.  Uzuri tym czasem czekała. Niewiele czasu pózniej, na Tęczową Skałę przybył Hofu.
-Więc stary głupcze, kiedy ceremonia pasowania królem mojego syna, Kiongoziego?
-Nigdy , wasza wysokość,-burknął Hofu,-Według prawa, książę jest zbyt młody by zasiąść na tronie.Przez czas dopóki nie dorośnie, ziemią powinna rządzić najbliższa rodzina, w tym wypadku Maisha.
-Nigdy,-syknęła Uzuri,-Od teraz Kion zasiądzie na tronie, a u jego boku stanie Dicky. Zmieniam prawo, mogę, bo wiesz kim jestem? Uzuri, królowa Tęczowej Krainy,-lwica przystąpiła kilka kroków do przodu i obkrążyła szamana, wystawiając przy tym pazury,-Więc.. udzielisz mu błogosławieństwa, czy inaczej porozmawiamy?
Hofu pokiwał głową. Wrócił na chwilę do baobabu, po potrzebne mikstury, po czym udzielił ślubu Dicky i Kionowi. Wise, Kilio i Taje, ominęły tą ceremonię, spędzając czas w jaskini. Po ceremonii ślubnej, szaman narysował na czole księcia specjalny znak ჷ i zaprosił na czubek skały. Kion wspiął się na sam szczyt, po czym zaryczał najlepiej jak tylko umiał. Dicky stanęła prędko u jego boku, ale nie zaryczała. Widocznie obawiała się, jak jej ryczek wypadnie.
Uzuri pękała z dumy, spoglądając na swoje lwiątko. Oto zaczynał się nowy rozdział w ich życiu.

Wise, Kilio i Taje, nie podobało się teraz w Tęczowej Krainie. Nie miały tutaj nikogo oprócz siebie, a stado nie ukrywało już wrogości."Białe dziwadło" "Sierota" "Morderca". Wise wpadła więc na pomysł, by wspólnie uciekły. Do tego jednak trzeba się było przygotować.
-Śmiało, uda ci się!-krzyknęła Taje,spoglądając na polującą Kilio. Jej krzyk wystraszył góralka i lwiczka odwróciła się w jej kierunku wściekła.
-Ojć,-Taje spojrzała na swoje łapy.
Wise polizała ją w policzek.
-Spróbuj Kilio jeszcze raz
Lwiczka o sierści ciemno złotej skinęła głową. Zawęszyła w poszukiwaniu kolejnego góralka i gdy go dostrzegła, skoczyła w jego kierunku,od razu łapiąc go w pyszczek. Była szybka i zwinna. Taje i Wise zaczęły bić jej łapkami brawo.
Następnie, to Wise i Taje odbyły swoje polowanie. Taje poszło dobrze, upolowała góralka. Natomiast Wise, potknęła się i spłoszyła swojego. Przyjaciółki podzieliły się z nią swoim posiłkiem. Nie miały doświadczenia, a jednak dały radę.
Przełykając mięso, Taje zmarszczyła brwi.
-Denerwuję mnie... jak... Dicky się rządzi.
-Najpierw zjedz, a pózniej mów,-zachichotała Kilio
-Mnie też denerwuję,-burknęła Wise,-ale już jutro będziemy miały to wszystko za sobą,-spojrzała na niebo,-Zostańmy dzisiaj na noc pod Tęczową Skałą. Jestem pewna, że nikt nawet nie zauważy.
W jej oczach odbił się głęboki smutek, żadna nie miała już ochoty do rozmowy.

Tak jak było ustalone, przyjaciółki następnego dnia, wyruszyły w drogę. Na początku szło ciężko, ale przyjaciółki były wytrwałe. Przeszły długą drogę, nim zdecydowały się odpocząć. Gdy Taje i Kilio zasnęły, Wise wybrała się nad pobliski strumyk. Ukazał się tam jej Mfalme. Okazało się, że jest jej Duchowym Przewodnikiem. Ukoiło to niepokój Wise. Cieszyła się, że znów widzi swojego najdroższego przybranego ojca.Powiedział jej jednak coś, co sprawiło , iż Wise poszła obudzić swoje towarzyszki. "Oni tu idą"..  Wise nie wiedziała co ma na myśli, ale uśmiechał się.. może nie było to nic złego?
Za nią wtedy rozległo się warczenie, które sprawiło, iż jej futro się zjeżyło.
-Kim jesteś!?-zawarczała Nyeusi
-Kim ty jesteś!-zawarczały Kilio i Taje,odpowiadając pytaniem na pytanie.Wise odwróciła się. Dostrzegła za sobą czarną lwiczkę i brązowozłotego lewka o niebieskich oczach.Wise podeszła do nich.
-KIM jesteście!?
Lwiątka odpowiedziały chórem:
-Zabierzemy wasz do naszej opiekunki i bez dyskusji,mimo iż was jest więcej my jesteśmy silniejsi i wypoczęci...chodźcie
Taje, Kilio i Wise ruszyły za dwójką lwiątek, które szły pewnie prowadząc ich w stronę pustynii.
-A tak w ogóle...-przerwał ciszę lewek,-nazywam się Busara a to jest Nyeusi.
-Miło poznać,jestem Wise a to są Kilio i Taje,moje przyjaciółki.
Czarna lwiczka dalej się nie odzywała.Za to lewek nawijał bez przerwy.Patrzył też czasami na Kilio.Czuł wspaniałe uczucie przepływające od ogona po czubek nosa. Czyżby się zakochał?
Szli przez pustynie tak długo, dopóki nie dotarli do jaskini w której mieszkała Nzuri. Nyeusi i Busara polecili lwiątką zaczekać, a sami weszli do środka.
-Nzuri, spotkaliśmy trójkę lwiczek niedaleko,-powiedziała warcząc Nyeusi
-Nyeusi, nie bądz nieuprzejma. Przyprowadzcie je,-rzekła ich opiekunka.
Gdy Nyeusi i Busara wyszli z jaskini, uśmiechając się i zaprosili lwiczki do środka, te nie wahały się nic a nic.
W jaskini było chłodno i przyjemnie.Było tam małe źródełko, a idąc głębiej leżała padlina.Kiedy doszły do końca odezwała się Nzuri.Leżała na skalnej półce i myła lwiątko w swoich łapach.
-Podejdźcie,-powiedziała swoim miłym i ciepłym głosem.Pierwsza podeszłam Wise,za nią Kilio i Taje.
-Nie bójcie się,może jesteście głodne?
Pokiwały na znak, że tak. Wtedy lwica wskazała im łapą padlinę, którą zjadły ze smakiem.
-Jak macie na imię?-zapytała Nzuri
-Jestem Wise a to są Kilio i Taje
-Rzadko spotykamy białe lwy,są rzadkie i bardzo piękne.
-Ja piękna?-zarumieniłam się
-Tak drogie dziecko,powiedzcie dlaczego byłyście same w nocy?
-To długa historia
-Opowiesz ją Wise?-zapytała brązowa.
Wise zgodziła się:
-Kiedy byłam mała zostałam porzucona przez rodziców i ,,adoptowana"przez króla Tęczowej Krainy,Mfalme.Niestety nie byłam tam tolerowana przez moje futro.Królowa i Dicky,często mnie obrażały,tak jak inni.Tylko Taje i...Kion oraz Mfalme,byli po mojej stronie.Kion jednak później zerwał naszą przyjaźń.Po śmierci króla,razem z Taje i Kilio,wyruszyłyśmy w podróż.Niestety bez umiejętności walecznych.Uzuri nas ściga i nie spocznie puki nie umrzemy.
Kiedy skończyłam opowiadać, lwica zrobiła minę niedowiarka
-Czy Uzuri,wygląda jak ja?
-Tak
-Teraz może ja wam opowiem historie,moją i mojej siostry.
Nzuri opowiedziała najważniejsze fakty z jej życia, po czym zaproponowała lwiczką zamieszkanie z nią i jej podopiecznymi. Wise, Taje i Kilio zgodziły się od razu.
Wise podeszła do lwicy, by zobaczyć co ma w łapach
-To jest moja córka Kamba,-uśmiechnęła się Nzuri
-Piękna
-Dziękuję Wise
W tym momencie do jaskini wbiegli,Nyeusi i Busara.Lewek od razu pobiegł do Kilio i zaczął z nią rozmawiać.Do Wise  i Taje podeszła lwiczka.
-Sorry...-i je przytuliła,-nie powinnam być niemiła.
Również przytuliły lwiczkę i uśmiechnęły się do siebie.
-To może się w coś pobawimy?-zaproponował Busara
Wszyscy się zgodzili i cicho, by malutka się nie obudziła, a Nzuri mogła odpocząć, zaczęli zabawę.
 Najpierw bawili się w berka,później chowanego a na końcu zapasy.
-Wiesz co Wise?-podeszła do białej lwiczki Nyeusi,-jutro mamy lekcję polowania a pojutrze walki!
-Super!

W Tęczowej Krainie:
Uzuri chodziła w te i wewte, co jakiś czas warcząc wściekle.
-Jak mogliście jej pozwolić przejść przez granicę! Idioci! Banda kretynów!
-Przepraszamy, wasza wysokości,-skłonił głowę jeden z lwów strażników,-Musieliśmy je przeoczyć.
-Macie ją znalezć. Zabić i porzucić,-Uzuri spojrzała w ich kierunku z nienawiścią. Lwy rzuciły się w stronę granicy. Uzuri odetchnęła głośno.
Następnie weszła do jaskini, gdzie zobaczyła śpiącego na podwyższeniu Kiona. Dicky spała dalej od niego, gdyż książę nie chciał jej towarzystwa. Uzuri położyła się obok niego, czule polizała po głowie i ucieszyła się, że jej plan został domknięty na ostatni guzik.
Podczas wielkiego pożaru, gdy Taje straciła kawałek ucha, a jej syn ledwo uszedł z życiem, udało jej się go przekonać, że to Wise była wszystkiemu winna i że Mfalme bardziej kocha ją. Czuła sadysfakcję, bo mimo iż Kion poznał prawdę, nie chciał mieć nic wspólnego z białymi lwami. W swojej głowie, układała już plan, jak zrobić z niego idealnego władce. Z tą myślą, zasnęła.

Na pustyni:
-Dobrze, pora spać,-powiedziała Nzuri.
-Jeszcze nie!-Busara zakwilił.
-Obiecuję, że jutro będziecie mogli się pobawić. No już Busi, słodkich snów.
-A nie powinniśmy złapać dla nich sępa?-Nyeusi wskazała ogonem na Wise i jej przyjaciółki,-To tradycja.
Nzuri westchnęła. Simba umiał polować na te ptaki, jej to nie wychodziło. Milcząc, przyglądała się, jak Busara i Nyeusi kładą się w swoim legowisku z piór, trawy i liści. Przytulili się do siebie i prędko zasnęli. Nzuri skierowała spokojne spojrzenie na Wise, Taje i Kilio.
-Możecie położyć się w tym legowisku,-wskazała na legowisko z suchej trawy,-Jutro zbierzemy wam trawy i piór, żeby było miękkie. Zaskoczyłyście nas swoją wizytą,-uśmiechnęła się,-Ale cieszę się, że mogę się wami zaopiekować.
Wise, Taje i Kilio ułożyły się we wskazanym legowisku. Nie było aż takie twarde, a one... one czuły się nieswojo w nowej sytuacji. Dobrze, że były chociaż we dwie. Wtuliły się w siebie,ale długo nie mogły zasnąć.
Nad ranem, Wise obudziło przesunięcie językiem po główce. Gdy otworzyła oczy, zauważyła nad sobą uśmiechniętą Nzuri. Wise obudziła Taje i Kilio i gdy te się podniosły, lwica zgarnęła je ogonem i poprowadziła do wyjścia z jaskini.
Wise i jej przyjaciółki olśniły jasne promienie słońca. Busara polizał Kilio za uchem, by dodać jej otuchy, natomiast Nyeusi odwróciła się do nich z dumą.
-Pora na lekcję polowania!
Nzuri poprowadziła podopiecznych w stronę miejsca, gdzie zwykle polowali.Na miejscu zastali stado małych ptaków i stado antylop. Nzuri przytrzymała ogonem chętne do polowania lwiątka.
-Posłuchajcie, musicie działać razem. Skradać się cicho i nigdy pod wiatr, przy tym wystawcie pazury i obnażcie kły. Gdy skradać będziecie się przed siebie, skoczcie od razu, gdy ptaki nie będą się was spodziewać,-szepnęła.
Lwiątka skinęły głowami, Nzuri pomogła im się ustawić w odpowiedniej pozycji, po czym pozwoliła działać samym.Nyeusi, Busara i Kilio pomyślnie upolowali ptaki i z dumą zanieśli je pod łapy opiekunki.  Wise i Taje spuściły smętnie głowy.
-Brawo moje słoneczka, jak na pierwsze polowanie poszło wam świetnie.
Nzuri również zaczęła się skradać, ale do antylop. Szybko złapała jedną, powaliła na ziemię i oddała lwiątkom. Wszyscy jej podopieczni zjedli, po czym dołożyli również ptakami. Nzuri również posiłek smakował, następnie poprowadziła Wise, Nyeusi, Busarę, Kilio i Taje w  stronę zacienionego miejsca, koło trawy , koło strumienia i suchego drzewa.
Lwica odwróciła się do nich.
-Pora nauczyć się jak powinno się walczyć.
Pomogła lwiątkom w opanowaniu odpowiedniej pozycji, oraz podstaw. Jak powinni atakować w brzuch, za pomocą pazurów, w którym miejscu powinni gryzć.
Gdy skończyli lekcje, pozwoliła lwiątkom ruszyć ku zabawie. Sama ponownie  poszła  na polowanie.  Udało jej się upolować antylopę. Gdy z nią wracała, jej lwiątka podbiegły do niej zdyszane.
-Gdzie byliście?
-Urządziliśmy wyścigi!-wydyszała Taje
-Super,-uśmiechnęła się,-Mamy antylopę na jutro. Wracajcie do jaskini.
Busara, Nyeusi, Kilio pomknęli do jaskini przewracając się i atakując. Nzuri wepchnęła do jaskini antylopę, zatrzymała ogonem Wise, Taje i zawołała do reszty lwiątek:
-Zaopiekujcie się Kambą! Zaraz ją nakarmię!
-Gdzie idziemy?-spytała Taje,gdy Nzuri popchnęła ją nosem. Wise ruszyła za nią szybkim krokiem. Nzuri nie odpowiadała, dopóki nie doszły znów do tej polany. Był tam ptak... inna rasa i o wiele większy.
-Taje, Wise.. spróbujemy jeszcze raz z waszym polowaniem,-ogonem przejechała po ich plecach,-Będzie spokojnie i dobrze. Zaatakujecie razem.
Wise i Taje niepewnie skinęły głowami, ale pod okiem Nzuri skradały się i o dziwo, udało im się upolować ptaka od razu. Nzuri była bardzo szczęśliwa.
Wróciły z łupem do jaskini.
Nocne niebo dawało ostoje bezpieczeństwa.
Zanim położyli się do snu, Nzuri wymyła im futerka. Zasnęli snem spokojnym.

Przez kolejne tygodnie, lwiątka bawiły się, uczyły polować, walczyć i zdobywać większą wiez ze swoją opiekunką. Nzuri starała się, by wszystkie dorastały w szczęściu. Przy tym dbała również o Kambę. Nawet nie zauważyła, jak ten czas minął. Legowiska trzeba było powiększyć. Po upływie kilku miesięcy, lwiątka stały się otóż nastolatkami. Nzuri pamiętała te ciepłe wspomnienia: kiedy Busara wpadł do jaskini i ogłosić, że zakochał się w Kilio, a ona zgodziła się zostać jego dziewczyną, Taje i Wise pierwszy raz ją przytuliły... Wiele wspaniałych wspomnień. Nzuri kochała swoje dzieci i cieszyła się każdym dniem z nimi. Planowała, że gdy dorosną, pozostaną w tej jaskini. Wyobrażała sobie, kolejne małe łapki biegające po jaskini.
Kamba również rosła jak na drożdzach, zaczęła już samodzielnie chodzić i wymawiać pierwsze słowa.
Gdy Nzuri obserwowała swoich podopiecznych i córkę, czuła, że dobrze je wychowała.
Tego dnia, Nzuri obudziły kroki łap, ale nie otworzyła oczu. Przysłuchiwała się tylko, jak wszyscy jej podopieczni opuszczają jaskinię. Dosłyszała z zewnątrz słowo "polowanie" i domyśliła się, co chcą zrobić. Gdy Busara wrócił, uniosła głowę i polizała po futerku Kambę. Mała obudziła się i z czułością spojrzała na mamę.
-Gdzie poszły dziewczęta, Busaro?
-No.. cóż.. na spacer?
-I nie zabrały cię, hę?
-Wiesz, jakie są lwice,-zaśmiał się lew i prędko usiadł na swoim legowisku, które dzielił dalej z Nyeusi. Każda z tych lwic zawsze będzie dla niego ważna.
-To może my pozbieramy kilka patyków dla Kamby?.. musi mieć co gryzć.
-Oczywiście,-powiedział Busara.
Nzuri ukryła córkę w dziurze z piaskiem. Było tam ciepło, bezpiecznie i pozostała niewidoczna.
Dwójka lwów wymknęła się z jaskini, by chwilę pózniej przemierzać już pustynnie. Nie odeszli daleko. Rozrzucone suche patyki leżały wszędzie i lwy podniosły je w pyskach, by zanieść je w stronę rodzinnej jaskini.
-Jestem z was dumna,-szepnęła Nzuri, przez zaciśnięte zęby,-Pamiętaj, Busaro, że cokolwiek się stanie, musicie żyć dalej według Kręgu Życia.
Busara skinął głową. Nzuri zmarszczyła brwi nagle, przerażona tym co dostrzegła. Kilka lwów wychodziło z ich jaskini i jeden trzymał w pysku Kambę. Dostrzegli ich szybko, warknęli do siebie. Nzuri i Busara upuścili patyki, by rzucić się w ich kierunku.
-Co wy tutaj robicie?!
-To nasze terytorium!-zaryczał Busara
Lwy przyjrzały im się.
-Zostaw moją córkę!-Nzuri warknęła ostrzegawczo i wyrwała lwu z pyska lwiczkę. Kamba zapłakała, więc Nzuri ułożyła ją u swoich łap.
-Szukamy pewnej lwicy. Białej, z jednym uchem czarnym i o niebieskich oczach. Wabi się Wise. Mogą być z nią dwie lwiczki, pomarańczowa i złota. Widzieliście je?-syknął lew nieprzyjemnie.
Nzuri zjeżyła futro na karku, a Busara warknął.
-Wiedzą, gdzie są!-warknął jeden z ciemnych lwów,-Mówcie gdzie są, albo was zabijemy!
-Chwilę! To Nzuri... siostra królowej Uzuri,-warknął kolejny lew, wybałuszając oczy,-No pewnie, dwie zdrajczynie musiały trzymać się razem.
-Trzymała w jaskini mordercę, na pewno!
-Ona nie jest mordercą,-syknęła Nzuri,-Nie macie prawa ich nawet tknąć. To moje córki.
-W takim razie zginiesz,-warknął lew i rzucił się w jej kierunku.
Busara od razu skoczył w jego stronę i oba lwy bijąc się, wylądowały na ziemi. Nzuri skoczyła w kierunku innego. Kolejne lwy rzuciły się do przodu ,walcząc w piachu.
Busara był jednak młody i pod naciskiem tylu lwów, padł na ziemię ciężko oddychając i ranny. Nzuri walczyła ledwo, niestety czuła, że przegrywa,nie zamierzała jednak pozwolić, by lwy zrobiły krzywdę jej potomstwu!
Gdy lwy powaliły ją na ziemię, dostrzegła, że jeden próbuję zrobić krzywdę Kambie. Wyszarpała się i ostatkiem sił, ugryzła mocno z całych sił w szyję lwa. Ten syknął i odskoczył. Nzuri zakryła własnym ciałem córkę. Poczuła, jak obcy drapią ją. Czuła się coraz słabsza. Ostatni raz spojrzała na leżącego Busarę. Oddychał. Następnie otuliła mocniej ciałem Kambę i pozwoliła sobie odejść. Jej droga w Kręgu Życia dobiegła końca, ale Nzuri nie żałowała żadnej minuty.
Obce lwy odeszły, widząc, że dokończyły dzieła. Rzucili się w jakąś stronę, dalej szukając Wise. Pózniej jednak wrócą do Tęczowej Krainy, przekazać wieści Uzuri.
Nzuri, unosząc się do góry, widziała jak Nyeusi, Taje, Kilio i Wise biegną w jej stronę. Była pewna, że zaopiekują się Kambą,że znajdą dom, założą rodziny. Odchodziła więc spokojna,  a prowadzili ją Elise, Simba i Mfalme.

Uzuri, gdy tylko lwy doniosły jej o śmierci siostry poczuła sadysfakcję. Przynajmniej o jedną pijawkę mniej-pomyślała.
Ruszyła w stronę czubka Tęczowej Skały. Domyślała się, że "biała pokraka" i tak umrze sama i nie próbowała za nią wysyłać nikogo więcej. Przyglądała się swojemu królestwu, w którym zachodziło już słońce.

Kilkanaście miesięcy pózniej, Kion odkrył gdzie Wise zamieszkała, że żyję i że założyła Białą Ziemię. Doczekali się córki. Nie to, żeby Uzuri współczuła Dicky. Uznała ją za nieużyteczną, skoro przez taki upływ czasu nie urodziła dziedzica. Najgorsze dla lwicy było to, że Kion pomieszał jej królewskie geny z byle jaką lwicą i teraz ta córka miała prawo do korony.
Dlatego też porwana Zunię. I mimo iż poległa, zmarła , niczego nie żałowała. Kroczyła w stronę ciemnej sylwetki Hasiry, która uśmiechała się do niej szyderczo.

Dwie siostry, z jednego miotu, tych samych rodziców i dwie drogi które wybrały. Kto wie, może dzięki rządą Zunii , kiedyś Tęczowa Kraina stanie się taka jak za rządów jej praprapra dziadków?  Nzuri została podwójnie Duchową Przewodniczką. Wciąż dbała.   Dwie siostry nigdy się jednak nie spotkały od czasu tej kłótni i faktycznie można powiedzieć, że to już koniec. Tylko.. czy koniec nie oznacza nowego początku?

3 komentarze:

  1. To najdłuższe opowiadanie ze wszystkich na moich blogach! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe, cieszę się, że wreszcie poznałam całą historię Uzuri i Nzuri :) Czekam na kolejne specjalne opowiadanie, i oczywiście nowe rozdziały, szczególnie na blogu o Uasi.
    Pozdrawiam,
    Mfal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Bardzo cieszę się, że historia obu sióstr ci się spodobała! W tym tygodniu trwa maraton, więc nie zabraknie również nowych rozdziałów na blogu o Uasi :)
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń