Kiedy ci patrzyli, Kira i jej drużyna zaczynali się bawić grając w pozory niewinnych lwiątek. Ich ulubioną grą była piłka. Kira kopała ją do Nguvu, który zwykle oddawał ją Jicho bądz Jasiri'emu.Kukaa podawała ją natomiast Kirze. Lwia Gwardia była nie tylko drużyną, ale i przyjaciółmi.
Siła Nguvu była wyraznie widoczna. Lewek ćwiczył każdego ranka na kłodach, kamieniach lub siłując się z Hakimu. Miał najgrubsze przez to łapy, co trochę go spowalniało w biegu. Jako dorosły, mógł posiadać więcej siły. Energia go nie opuszczała, kiedy był potrzebny.
Jasiri trzymał się blisko niego jako najodważniejszy. Nigdy się nie wahał, miał pewność siebie. Nauczył się wspinać na drzewa. Gdy mieli styczność z krokodylami, Jasiri zyskał ogromną dumę w oczach drużyny, gdy nie wycofał się po grozbach. Jego przyjazń z Nguvu była właściwa, jego ochrona nad siostrą lojalna.
Kukaa, była zdecydowanie wulkanem optymizmu. Zawsze się uśmiechała. Łapki miała na tyle długie, że wyprzedzała swoją drużynę. Śmieli się z niej , że jest gepardem. Codzień z rana biegała od Białej Skały do granicy i z powrotem. Uważała , by się nawadniać, chodz żadko się męczyła. Gdy Kira zarządzała zbiórkę, trzymała się blisko Jicho w drugim rzędzie gdy wychodzili. Z Kirą przyjazniła się jednak bardziej. Chciała ją pocieszać, ale księżniczka tego nie potrzebowała.
Kira, świetnie radziła sobie jako przywódczyni. Myślała szybko, działała z sukcesem.Była pewna siebie. Ćwiczyła ryk przodków, by ten nie wyszedł spod kontoli. Równocześnie nie porzuciła zabaw z bratem, czy nauki podstaw jako księżniczki. Na wszystko znajdywała czas.
Jicho pogodził się z Hakimu w sprawie jego goryczy o rolę brata, stał się ostrożniejszy.Tak, dało się bardziej. Imani, obecnie ciężarna lwica, wiedziała, że służy w Lwiej Gwardii.Nie przeszkadzało jej to ,a nawet wspierała syna. Jicho musiał wyostrzyć wzrok, więc trenował z majordamuską Zazą.Musiał ją jednak okłamywać, by nie wzbudzać podejrzeń. Był ważnym ogniwem zespołu.
Lwia Gwardia świetnie się uzupełniała.
Tego dnia, wszystkie lwiątka wybiegły wcześniej. Mfalme udał się na lekcje z mamą, natomiast Kira do swojej jaskini. Następnie z przyjaciółmi wybiegła na sawannę, by zająć się kolejną misją. Jicho wypatrzył otóż zagrożenie.
-Biała Ziemia będzie ochroniona...
-...gdyż Lwia Gwardia jej pilnować!
Kukaa przyspieszyła trochę, by zrównać się z krokami Kiry.Oddech córki Amary był równy i bez zmęczenia. Spojrzała kątem oka na przyjaciółkę.
-Spotykasz się dzisiaj z bratem?
-Mfalme mówił, że będzie nad wodopojem. Myślę, że zagramy w piłkę. My wszyscy.
-Lubię grać w piłkę.
-Od kiedy?-spytał z tyłu Jasiri ze śmiechem.
Kukaa spojrzała na niego drwiąco. Miała już się odezwać, ale przeszkodził jej Jicho.
-Zebry dalej pędzą w stronę usypiska.Co robimy, Kira?
-Kukaa musisz przyspieszyć.Spróbuj ich uspokoić.My chronimy boki.Musimy zwolnić i zmienić kierunek stada.
Kukaa skinęła prędko głową, a następnie pozwoliła łapą się porwać, by przyspieszyć. Biegła szybko, nie zwalniając i nie czująć rażącego oddechu. Przy dorosłym samcu, zwolniła lekko.
-Spokojnie, już jest dobrze..
Kira, z tyłu, wraz ze swoją strażą, rozwarła szyki, by odpędzić zwierzęta od niebezpiecznych skał. Te zaczęły zwalniać, ale dalej spłoszone, próbowały wyrwać się z szyku lwiątek. Lwia Gwardia wpychała je wtedy w środek.
Zwierzyna zaczęła stopniowo zwalniać, chodz dalej galopowali w strachu. Lwia Gwardia uspokajała je i pilnowała. Docierając do bezpiecznej łąki, mogli zwolnić. Odetchnęli z ulgą, gdy zwierzyna zaczęła zajadać trawę zapominając o całym strachu.
-Uf.
-Wydaje mi się ,że to pastwisko antylop gnu. Powinnyśmy je stąd zabrać,-mruknął Jicho. Stanął na tylnych łapkach, by przyjrzeć się okolicy . Wytrzeszczył wzrok. Westchnął. Opadł na łapy, spoglądając na rozpromienioną Kirę.
-Słoń Ed znowu ma kłopoty. Trąba.
-Znowu! On nie powinnien jej w ogóle posiadać!-mruknął z goryczą Jasiri.
-Co my byśmy zrobili bez twojego wzroku, Jicho,-Kira poklepała go po plecach. Księżniczka odwróciła się następnie do pozostałej grupy.
-Nguvu, Jicho wy zajmiecie się słoniem, a reszta ze mną na czele odprowadzimy zebry w stronę bezpiecznej przystani.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami i nie czekając , zabrali się do wykonywania swoich zadań.
Dzień mijał im szybko na tle obowiązków, ale na szczęście znalezli czas na odpoczynek nad wodopojem. Odpoczywało tu całe stado, łącznie z bawiącymi się lwiątkami.
-Gdzie byliście?-spytała Nora, spoglądając czujnie na córkę.
Kira wzruszyła ramionami.
-Bawiliśmy się blisko granicy w królestwa. Ja byłam doradcą..
-Wiesz, że nie powinnaś bawić się na granicy. Zawsze coś może się stać,-powiedziała Nora, -chodz wiem, że jesteś dzielna.
-Też cię kocham, mamo!
Kira podbiegła do brata, by się na niego rzucić w radosnym uścisku. Jicho, podszedł do Hakimu, by także się z nim przywitać.
-Bawimy się w coś?-zaproponowała Kukaa
-Berka?-rzucił propozycje Mfalme
-Nie.
-Może chowanego?-teraz wypowiedział się znudzony Jasiri
-Nie.
-Pływamy?-proponuję Kira
-Nie.
-To może zapasy!?-krzyknął pełen emocji syn Teo.
-Nie... może piłka?-spytał Hakimu.
Lwiątka zgodnie skinęli głowami. Nie czekali długo. Kukaa w kilka minut pobiegła do baobabu, po twardą piłkę z owocu, by wrócić do przyjaciół. Podzielili się na dwie drużyny. Kira do swojej wzięła Jasiriego,Kukęę, Mfalme, a Hakimu , Nguvu i Jicho i Lea. Musieli ją wziąść do drużyny, bo by zabrakło zawodnika. Lwiątka rozpoczęły grę.
Na początku podawały sobie piłkę, kopiąc ją do siebie. Zrobili własne bramki, do których ją kopali. Kira stała na obronie, Mfalme na ataku. W przeciwnej drużynie te role pełniła Lea i Jicho. Lwiątką świetnie szła gra i wkrótce wynik gry wynosił 2/2 . Brakowało więc tylko jednego punktu, który zadecydowałby o zwycięztwie danej drużyny.
-Kopnij do mnie Haki!-krzyknął Jicho i już pędził za piłką kopniętą przez brata , kiedy Kukaa mu ją odbiła. Przygotowała się by strzelić ją do bramki, ale jej łapki zagięły się na tyle, że piłka wycelowała prosto w pysk Kiry. Lwiczka syknęła z bólu i usiadła.
-Kira!-krzyknął Mfalme, biegnąc w kierunku siostry.
-Przepraszam, Kira!-zmartwiony głos Kukki dało się wyraznie słyszeć.W jej oczach widniały łzy. Kira podkręciła przecznie głową.
-Nic mi nie jest. Mfal, możesz zająć się resztą, pójdę do Matibabu.
-Pójdę z tobą, powiedział szybko Jicho.
-Okey, ale reszta zostaje. Uspokójcie dorosłych,-powiedziała lwiczka wymijająco. Obeszła ich dookoła. Białą Ziemię dobrze znała , nie sprawiało jej trudności w wyborze właściwego kierunku. Jicho pobiegł za nią.
-Mam nadzieję ,że nic jej nie będzie,-powiedziała słabo Kukaa. Lwiczka pochyliła się, by wziąść duży łyk chłodnej wody. Mfalme usiadł na płaskim kamieniu obok niej. Jego futerko w blasku dnia błyszczało. Lewek uśmiechał się, mimo troski. Za ich plecami, reszta bawiła się w zapasy; Nguvu na Jasiri'ego, Hakimu na Leę.
-To nie twoja wina,każdemu może się zdarzyć.
-Jestem po prostu niezdarą,-otarła łapką pojedyńcze łzy.
Mfalme pochylił się , by lekko liznąć ją na pocieszenie za uchem.
-Kukaa, jesteś niezwykle szybką, piękną i mądrą lwiczką. Moja siostra jest silna, nic jej nie jest . Wyluzuj i chodz się bawić.
-Masz ochotę przegrać w zapasach?-wrócił jej humor.
Mfalme jedną brew uniósł do góry.
-Wiesz, jeszcze możemy się przekonać.
Kukaa zachichotała. Wbiła w lewka spojrzenie dużych błękitnych oczu, a następnie odeszła do grupy. Ten poszedł za nią. Plany zabawy przerodziły się jednak w berka.
***
Matibabu, jakby wiedziała. Może duchy jej to wyszeptały. Tak czy siak, szara lwica, już czekała przed jaskinią, a na widok Kiry skinęła pośpiesznie głową. Zaprowadziła dwoje lwiątek głębiej do jaskini. Syn Imani przyglądał się malowidłom na ścianach. Śledził historię swoich przodków z ciekawością. Ściany w jaskini były przepowiadane nie tylko przez czas, ale także duchy. Znajdowała się tu cała historia Białej Ziemi ,jej przyjaciół i mieszkańców. Wrogowie także się znalezli, z czerwoną pręgą nad głowami.Jicho wyszukał nawet własną podobiznę-stał obok rodziców i brata. Jego ramie zdobił znak gwardii.
Kira usiadła na posłaniu z grubych liści i pozwoliła przebadać się Matibabu . Medyczka zajęła się najpierw oczami, kładąc na nią łagodne liście-po nich księżniczka poczuła się lepiej. Korzystając z okazji, zbadała jednak pozostałą część ciała lwiczki.
-Masz szczęście, nic nie jest twojemu pyszczkowi, ale na wszelki wypadek, dzisiaj zostawię ci kompres z liści trzewiku.
-Co to znaczy, Matibabu?
-Że możesz widzieć jak przez mgłę. Wzmocni to oczy, przed podobnymi urazami,-a mówiąc głośniej, dodała, prosto w stronę Jicho,-Dobrze,że tobie nic nie jest Jicho. Jako ten o najlepszym wzroku musisz dbać o oczy, bo nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
-Jest ważnym ogniwem mojej gwardii,-powiedziała Kira
-Wszyscy są,-skierowała się do niej mądra lwica,-Wszyscy mają ważną rolę w Kręgu Życia.
***
Kira i Jicho powolnym krokiem wracali w stronę wodopoju. Księżniczka co jakiś czas na coś wpadała.
-Dobrze, że to tylko jeden dzień,-mruknęła.
-Ej, moja mama jest ślepa i radzi sobie całe życie,-powiedział na to trochę urażony Jicho.
-Cieszysz się, że będziesz miał młodsze rodzeństwo?-spytała Kira, spoglądając na niego. Wpadła na drobny kamień, więc się przewróciła. Jęknęła.
Jicho pomógł jej wstać. Odpowiedział z uśmiechem:
-Jestem już starszym o cztery minuty bratem Hakimu, ale tak... bardzo się cieszę i liczę na słodką siostrę . Jak ty!
-Ja? Słodka? Na pewno,-prychnęła Kira.
-Ciii..
-Nie uciszaj..
-Ciii... posłuchaj,-Jicho podniósł wyżej głowę. Kira także to zrobiła. Nasłuchiwali oboje ,jak w głuchej ciszy rozbrzmiał głos. Ochrypły i nieprzyjazny.
-Zabijemy tyle antylop ile się da.
-Dobry pomysł, Krono! To dobry pomysł!
-I najemy się w najlepsze. A teraz zajmijcie wodopój hipopotamów!
...
Głosy zaczęły cichnąć.
-Kto to był?-Kira zmarszczyła brwi.-Krono.. znam kilku Kronów. Może być to przywódca słoni, lub krokodyli, a nawet ptaków.
-Myślę ,że krokodyli, bo po co ptakom wodopój nosorożców. A Krono Słoń jest bardzo przyjazny.-westchnął syn Ndoto,-Co zamierzamy?
-Biała Ziemia będzie ochroniona...
-Gdyż Lwia Gwardia jej pilnować!-dodał mocnym głosem Jicho.Wiedział, że zanim dotrą do wodopoju po resztę przyjaciół i z powrotem to trochę minie, przez chwilową niedyspozycję Kiry, ale nie mieli wyjścia. Ufał tej lwiczce.
Puścili się biegiem-pomimo niepowodzeń z łapkami lwiczki.
Gdy dotarli do reszty przyjaciół, większości stada już nie było.Kira wyprostowała się dumnie.
-Kukaa, Nguvu, Jasiri, musimy iść.-ciszej dodała,-Lwia Gwardia ma misję.
Lwiątką nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu poszli za swoją liderką. Mfalme i Hakimu westchęli tylko za nimi. Postanowili mimo wszystko dokończyć zabawę w królestwa. Mfalme grał Hasirę, a Hakimu Wise.
-Co to za misja?-spytała Kukaa, biegnąć przed przyjaciółmi.
Reszta dysząc biegła za nią.
-Kolejna tego dnia...-mruknął Nguvu
-Krokodyl Krono , chce wypędzić z wodopoju nosorożce i zaatakować stada antylop.... wszystkie wymordować.
-Ale.. Krąg Życia,-Kukaa westchnęła,-Dziwię się, że zapomniał.
-My mu przypomnimy,-warknął pod nosem Jasiri.
Wiele czasu minęło im, nim znalezli właściwy wodopój. Nosorożce wyraznie go opuściły, gdyż krokodyle były wszędzie. Wylegiwały się w najlepsze, nie przejmując konsekwencjami.
-Powinniśmy zrobić to, nim twoi rodzice się pojawią,-mruknął Jasiri.
-Masz rację.
Niektóre antylopy leżały martwe, obgryzione, pełne kości i krwawiące.
Długo krokodyle nie zwracały uwagi na piątkę lwiątek. Bok Kiry i jej towarzyszy zaczął porastać ich symbol. Księżniczka wyprostowała się.
-Krono, zabieraj swoje krokodyle z powrotem do waszego jeziorka, a jak nie chcesz słuchać Kręgu Życia to do Miejsca Skał! Zabiłeś już dość zwierzyny! I NIE masz prawa tu przebywać.
-Bo co mi zrobisz?-syknął krokodyl i zaśmiał się fałszywie. Reszta poszła w ślad za nim.
-Krono, to ona jest córką władców,-mruknął jeden z krokodyli, o krwawych łuskach
-Ale już niedługo, koniec z królowymi ,-zaśmiał się szorstko inny.
-Nie wiem, za kogo się uważacie, żeby tak zwracać się do księżniczki,-warknęła gardłowo Kira,-ale daje wam ostatnią szanse, na opuszczenie wodopoju, albo rozwiążemy to inaczej.
-Jak? Mrugniesz na nas!-zarechotał Krono. Jedną łapę wystawił poza wodopój.-Sprawdzmy.
-Dość tego,-syknął Jasiri,-Kira, my zaatakujemy te bestie, okey?
-Te, Krono,ona jest ślepa,-zarechotał inny.
Kira wiedziała ,że to nieprawda, ale mimo wszystko zrobiło jej się dziwnie. Nim więc zdążyła się odezwać, Jasiri, Nguvu i Kukaa rzucili się na krokodyle, drapiąc je, gryząc i popychając.
-Musisz użyć ryku przodków,-mruknął Jicho, wpatrując się wielkimi zielonymi oczami w walczących przyjaciół,-Krokodyle już ich zatapiają! Są silniejsze. No.. może z wyjątkiem Nguvu...
-Wycofajcie się!-syknęła Kira
Mimo jednak jej głosu, towarzysze Lwiej Gwardii nie dali jednak rady wydostać się spod łap krokodyli, a jedynie gryzć je.
-Jicho, ja nie mogę użyć ryku, nic nie widząc!-syknęła lwica,-Ty musisz mnie pokierować.
-Oszalałaś? Nie... ja nie mogę...
-Jicho!-lwiczka odwróciła się w jego kierunku. Coś w jej głosie mówiło, że nie da się jej przekonać. Jicho skinął powoli głową. Trzęsły mu się łapki, kiedy szedł za Kirą w stronę płaskiej skały.
-Ryk nie skrzywdzi niewinnych,-powiedziała córka Nory.
Jicho ustawił się koło niej. Jego znak zaczął pulsować. Jicho uważnie przyglądał się otoczeniu wody. Nie zauważył, jak nad głową Kiry zbierając się chmury w kształcie lwów.
Gdy nadszedł odpowiedni moment, w którym krokodyle rozwarły się na tyle, by w razie ataku nic nie stało się lwiątką, warknął:
-Teraz!
Kira jedną nogę postawiła do tyłu. W jednej chwili zaryczała,a z nią cała reszta lwów z przeszłości. Zaatkowali krokodyle, odpychając je do tyłu. Lwia Gwardia uwolniona, szybko odbiegła. Krokodyle poleciały z piskiem znacznie do tyłu. Kira ryczała, dopóki Jicho nie dał jej znaku, że już po wszystkim. Wtedy dumnie się wyprostowała.
-Nie radzę wam więcej z nami zadzierać! JASNE?!
-Tak.. tak...-Krono skinął szybko głową. Dał ogonem znak i wszystkie krokodyle poszły za nim. Kira westchnęła z ulgi.
-Musimy działać szybko, zanim królowie się dowiedzą,-powiedział Nguvu
-Macie siłę?
-Zawsze!-zaśmiał się syn Teo.
-W Takim razie sprowadzmy hipopotamy,-z uśmiechem odparła córka Kisu. Zbliżyła się bliżej kuzyna, by dotknąć go ogonem w ramię. Ich znamiona zniknęły niestety.-Widzisz, mówiłam, że mnie dobrze pokierujesz.
-Ah,-przewrócił oczami Jicho,-Tylko nie każ mi tego robić więcej.
Kira zaśmiała się i pociągnęła go lekko za ucho.
Lwia Gwardia przybiła sobie piątki, by następnie wykonać ostatni punkt swojej misji.
Gdy hipopotamy bezpiecznie wróciły do swojego wodopoju, a oprócz przenoszenia piskląt do innych gniazd, nic już nie było do roboty dla Lwiej Gwardii, lwiątka zmęczone mogły skierować się w stronę Białej Skały.
Słońce już zachodziło, ale powoli. Lwiątka z Lwiej Gwardii , zdążyły na szczęście na posiłek z zebry. Zmęczeni, niedługo pózniej, zasnęli. Nguvu obok matki, Jasiri obok Amary, a Kira w łapach Nory. Kisu przyglądał się obum z rozczuleniem. Jicho położył się obok brata i rodziców.
Stado pomału przysypiało.
Tylko dwójka lwiątek, była jeszcze pełna energii. Mfalme siedział na czubku Białej Skały i spoglądał na Białą Ziemię, w blasku nocy.Gwiazdy rozświetlały powoli niebo. Jego wzrok powędrował ku niezwykłej polance. Lewek zamyślił się.
-Co robisz?-spytał ciszy głos za nim.
Mfalme odwrócił głowę. Kukaa przyglądała mu się uważnie. Książę wstał, by podejść bliżej lwiczki.
-Masz może ochotę na spacer? Znam ekstra miejsce
Wzruszyła ramionami.
-Okey.
Bez zwłoki ruszyli we wskazanym przez księcia kierunku. Na schodkach musieli trochę uważać, gdyż zanikały. Rodzice oczywiście, nie wiedzieli o ich szybkiej wyprawie. Siostra Jasiri'ego w pełni zaufała Mfalme, więc nawet się nie rozglądając, szła za nim w miarę szybko. Miała strasznie długie łapy jak na lwiątko. Będzie kiedyś piękną lwicą.
Mfalme zatrzymał się nad łąką, oddaloną i od Białej Skały i od granicy, daleko za wodopojem, na środku Białej Ziemi. Odwrócił się do Kukii, która spoglądała nijako na polanę.
-Ta da!
-To zwykła polanka,-zachichotała,-Co chciałeś mi pokazać.
Mfalme zachęcił ją, ruchem ogona, by się do niego zbliżyła. Wtedy ogonem przejechał po trawie, dość dużej, ale miłej dla poduszek łapek. Kukaa z zachwytem przyglądała się milionom światełek, które wyleciały z traw. Nie były to gwiazdy, a świetliki. Obkrążyły ich, rozświetlając wokół większość. Migały spokojnym blaskiem. Mfalme jeszcze raz ogonem przejechał po trawie, dla pewności, nim skupił się na lwiczce. Jej oczy błyszczały jak gwiazdy. Poczuł znów rozlewające się ciepłe uczucie. Z resztą, nie on jeden.
-Masz racje ,Mfalme, to jest ekstra. Czarujące.
-Tak... jak ty,-szepnął lewek.
-Co powiedziałeś?-dopiero teraz na niego spojrzała.Zmieniła temat, dalej z uśmiechem.-Dziękuję, to jest wspaniała noc. Cieszę się, że mogę ją dzielić z tobą.
Syn Nory uśmiechnął się.
-Ja też się cieszę. Bardzo cię lubię Kukaa.
-A ja ciebie. I to nawet bardziej niż powinnam,-nieoczekiwanie wtuliła się w księcia. Mfalme przymknął leciutko uczy, ciesząc się tą chwilą. Objął ją łapką. Usiedli, wpatrzeni w latające świetliki. Gwiazdy nad nimi tej nocy wyglądały lepiej niż zwykle. Jakby szeptały; "wszystko jest dobrze". Migotały, granatowe niebo ciemniało. Świetliki zlewały się z gwiazdami i może to właśnie było niezwykłe, a nie dwójka lwiątek wtulonych w siebie.Oni jeszcze wtedy nie wiedzieli, że to będzie początek czegoś niezwykle pięknego, i zakazanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz