poniedziałek, 24 grudnia 2018

Rozdział 124 [maraton 1/5]



Dzień był słoneczny, tak więc każdy mieszkaniec Białej Ziemi postanowił spędzić go leniwie. Nora, Lajla i książęta postanowili położyć się na skałkach i trochę porozmawiać. Jednak lwiątka.. (jak to lwiątka).. zaczęły się bawić. Kira i Mfalme wskakiwali na siebie, gryzli lekko, po czym odskakiwali.Nora i Lajla przyglądały im się z rozbawieniem, a królowa cieszyła się z chwil które mogli przeżyć razem.


Po skończonej zabawie, Nora zgarnęła do siebie dzieci, żeby je umyć. Pierwszy był Mfalme. Książę nie znosił kąpieli, więc odskoczył przerażony, wywołując śmiech u leżącej na skale Lajli. 
Kira natomiast, poddała się czułością języka matki, czyszczącego jej futro.

-Hej,Kira!- Jicho biegł w stronę przyjaciółki, przebierając niewielkimi łapkami. Zatrzymał się przy Lajli, spoglądając także na Norę.
-Dzieńdobry ciociu Noro i ciociu Lajlo.
-Witaj, Jicho, co u mamy?-spytała Lajla
-Odpoczywa razem z tatą nad wodopojem .Chciałem zabrać tam także Kirę i się pobawić.
-A mnie,-Mfalme zrobił obrażoną minę.
-Wybacz ,ale Kukaa czeka na ciebie na polanie. Bawi się z Nguvu i moim bratem w królestwo i prosiła, czy byś do nich nie dołączył.
Mfalme oczy się zaświeciły.
-Już pędzę.
Kira zaśmiała się za nim, a Nora spogląda z czułością.
-Mogę iść mamo?
-Tak
Kira pocałowała swoją mamę, by pózniej odbiec za przyjacielem.

Gdy znalezli się poza zasięgiem słuchu lwic, Jicho westchnął.
-Tak naprawdę, wcale nie idziemy nad wodopój.
-Nie?-zdziwiła się, chodz podejrzewała, że to może nie być do końca prawda.
-Chcesz ryk przodków, to ja ci go załatwię. Idziemy głębiej w Miejsce Skał.
-To ostatnio nie podziałało, a Nguvu...-zaczęła Kira
-Tym razem idziemy tam ja ,ty i Jasiri. Nguvu zgodził się pilnować reszty.
-A Hakimu?
-Nie pakujmy go w to. Boję się, że naskarży mamie,-Jicho przegryz brew,-nie bierz mnie za kłamczucha, chce po prostu pomóc ci spełnić marzenie.
Kira zbliżyła się i ucałowała jego policzek.
-Dziękuję.

Puścili się biegiem, by jak najszybciej znalezć Jasirie'ego, który miał czekać u stóp Białej Skały.Trójką mieli następnie udać się na zakazany teren.
***
-Dobra, pośpieszcie się,-ponagliła Kilio
Lwiątka idące za nią, szły dzielnie, ale nieszczęśliwe, że dzisiaj ominie ich zabawa.
-Posłuchajcie, trening podstaw walki jest bardzo istotny. Zaczniemy od czegoś łatwego.
-Dobrze,-skinęła głową Giza
Przeszły jeszcze kilka kroków, wzdłuż sawanny, aż otwarła się przed nimi niewielka polanka blisko granicy. Roiła się od kamieni i drewna. Lwiczki spoglądały na siebie zaniepokojone. Adele chciała już się odezwać, ale Kilio jej przeszkodziła.
-Obserwujcie mnie,-lwica oddaliła się o kilka kroków. Pokazała najłatwiejsze ruchy. Zmrużyła oczy, gdy spojrzała na uczennice.-Dobierzcie się w pary.
-Ok,-odpowiedziała nagle Nzuri.
Lwiczka podbiegła do Adele, a Giza do Lea, Luna dobrała się w parę z Zarą, której siostra akurat dzisiaj została w jaskini. Kiedy pary były dobrane, Kilio zarządziła krótką rozgrzewkę:czyli bieg. Po wszystkim, miały powtórzyć ruchy lwicy, póki im nie wyjdą. Nie były to dziecinne zapasy, a prawdziwe szkolenia, które mogły w przyszłości ocalić im życie.
Lwiczki więc zawzięły się, by uważnie słuchać, działać szybko i wykonywać polecenia Kilio.Między lwiątkami narastała więz.
***
Jasiri czekał na nich u stóp Białej Skały. Znudzonym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń i dopiero, gdy podeszli bliżej, a Kira pomachała, zwrócił na nich spojrzenie.
-Gdzie wy byliście? Jesteśmy już spóznieni.
-Spokojnie, zdążymy,-powiedziała Kira
-Co zdążycie?
Za nimi rozległ się dorosły ,znajomy głos i Kira z westchnieniem odwróciła się w stronę ojca. Król wpatrywał się w nią uważnie i z lekkim uśmiechem. Kira także się uśmiechnęła i przytuliła ojca.
-Nad wodopój, wasza wysokość,-powiedział Jicho, winiąc się, że znowu musi kłamać. Nie znosił tego, ale to była siła poważniejsza.-Czeka na nas cała banda przyjaciół, który chcą już rozpocząć zabawa.
-O której wrócisz córeczko?
-Postaram się na kolacje, tatku-szepnęła lwiczka, wtulając się jeszcze raz w ojca. Kisu polizał ją za uchem, a pózniej Kira odbiegła wraz z lwiątkami.

Biegli, chodz łapki odmawiały im posłuszeństwa, żeby przed zachodem wykonać misję, czyli odkryć w Kirze ryk przodków. Nad wodopojem, musieli uważać, by nikt ich nie odkrył. Kukaa i Mfalme ganiali się z wrzaskiem, a Hakimu i Nguvu prowadzili rozmowę.
Trójka lwiątek szybko biegła w stronę granicy, nie zważając na zaciekawione spojrzenia zwierząt. Każdemu towarzyszyły inne uczucia.Jasiriemu ciekawość, Jicho strach, a Kirze chęć udowodnienia. Gdy trójka lwiątek przekroczyła most graniczny, znajdując się w Miejscu Skał, Kira westchnęła z ulgą.
-Kto prowadzi?
-Może ja,-zaproponował Jicho,-mam najlepszy wzrok z was wszystkich
-Nie wątpie. Ok, ja idę na końcu,-powiedziała prostując się lwiczka.
Przepuściła Jicho, Jasiri był za nim, a ona ostatnia i właśnie tak podążyli  dalej po suchej, niby niezamieszkalnej ziemi. Lwiątka rozglądały się wokół, wypatrując oznak chodzmy najmniejszego zwierzęcia.
-Kira?-księżniczka spojrzała na Jasiri'ego,-Kto ma cię zaatakować?
-Może hiena?
-Wiesz co... na to już chyba za pózno!-krzyknął Jicho i odskoczył do tyłu, kiedy jakiś krokodyl wyszedł z wody, dość czystej i zbliżał się do nich powoli, a za nim jego towarzysze.

-Dobra ,Kira, masz okazje. Ryknij!-powiedział pośpiesznie Jasiri, jeżąc sierść i syknął ostrzegawczo. Jicho cofnął się, ale także wystawił pazury. Jasiri stał natomiast nieugięty, kiedy zwierzę niebezpiecznie zbliżało się. Kira wzięła głęboki wdech i zaryczała. ...a właściewie pisnęła.
Jasiri stłumił wybuch śmiechu, bo akurat krokodyl zaatkował ich potężną łapą.
-Mówiłeś, że ma ryk!-powiedział nagle Jasiri, odpychając Kirę.
 Księżniczka zmierzyła go wzrokiem wściekłym.
-Bo mam,-ponownie spróbowała, ale znów wydobył się tylko pisk,-Niech to.!!
-Kira, uważaj!-krzyknął Jasiri.
Księżniczka Kira odskoczyła do tyłu ,ratując się przed kolejnym uderzeniem, Jasiri ne miał tyle szczęścia i został odepchnięty mocno do tyłu, o mało nie przywalił w skałę. Lewek wstał jednak, by u boku księżniczki stanąć do boju z krokodylami. Jicho stał za nimi, strosząc sierść i warcząć. Jasiri zmrużył oczy.
-Uciekamy?
-Tak. Nie ma co więcej ryzykować.
Krokodyle wpatrywały się w nich uważnie, pomału obkrążając lwiątka. Kira dała znać i jej towarzysze pobiegli za nią , mijając drapieżniki. Popędzili w stronę wody. Szybko wskoczyli na jedno z niskich drzew, wspinając się na jego szczyt. Pod ich ciężarem niebezpiecznie się ugięło.
-Co.. co teraz?-spytał młody Jicho.
Jeden z krokodyli położył łapy na drzewie, a reszta podpłynęła do niego, poruszając ogonami łuskowatymi. Cała trójka wpatrywała się w lwiątka jak smakowity kąsek.
-Pomocy!-krzyknął Jicho, a Kira mu zawtórowała.
Jasiri zaatkował jednego w pysk, małymi pazurami i szybko się cofnął. Kira rozejrzała się poszukując jakiegoś miejsca do ucieczki.
Jest, obok była gałęzia!
-Skaczcie za mną. Na tą gałąz!-powiedziała szybko .Przygotowała się do skoku jako pierwsza. Gdy bezpiecznie stanęła na gałęzi, Jicho wskoczył za nią, a Jasiri miał zamiar jako ostatni. Jednak wtedy gałąz na której stał się złamała i lewek poleciał w dół, prosto do krokodyli.
Jasiri chodząc w zimnej wodzie, która lepiła mu się do łap, równocześnie starał się unikać ciosów krokodyli.
-Jasi!-krzyknęła Kira.
Księżniczka zacisnęła zęby. Była księżniczką i nie mogła pozwolić na śmierć jednego ze swoich. Nawet jeśli nie będzie królową, nie pozwoli skrzywdzić jej przyjaciela i członka stada.
Jasiriego dopadały już krokodyle, gdy Kira rzuciła się na ziemię, u jego boku. Warknęła gardłowo,a następnie cofnęła jedną łapę do tyłu i zaryczała. Tym razem z sukcesem . W chmurach pojawiły się głowy lwów, które zaryczały wraz z nią i wiatrem. Kira zamknęła oczy rycząc tak jak potężny dorosły lew. Krokodyle poleciały do tyłu. Jasiri ledwo utrzymał równowagę, a Jicho wpatrywał się w księżniczkę zaskoczony.
On także zeskoczył do nich. Kira z niedowierzaniem wpatrywała się w swoje odbicie. Jej zielone oczy lśniły.
-To było coś!-powiedział z uśmiechem Jasiri
-Niezwykłe,-powiedział Jicho,-Kira, udało się, zdobyłaś ryk pradawnych!
Kira uśmiechnęła się do swoich towarzyszy.
-Nam się udało. Dziękuję wam.-uniosła do góry głowę,-Wiecie co, powiedzmy to Nguvu, a następnie skierujmy się do Matibabu.Myślę, że powinna o tym wiedzieć.
Lewki entuzjastycznie pokiwali głowami.
-O, i nie mówcie o tym nikomu.
-Jak sobie życzysz, księżniczko,-zaśmiał się Jasiri.
Jicho tylko skinął głową, następnie ruszył za dwójką lwiątek, kierując się z powrotem na bezpieczną Białą Ziemię znajomą drogą. Jego serce dalej biło z emocji. Nigdy tego nie zapomni, podobnie jak pozostała dwójka.
***
-Co to było?-Kisu podbiegł szybko by stanąć obok Nory na szczycie Białej Skały i oboje z niedowierzaniem wpatrywali się w wybuch w Miejscu Skał. -Mam wysłać patrole?
Nora już miała się odezwać, ale właśnie wtedy wrócił Mfalme z resztą lwiątek, oprócz Nguvu. Książę śmiał się w najlepsze, ale kiedy zobaczył rodziców ,tylko się uśmiechnął.
-Mamo, tato, nie wiecie gdzie Kira?
-Miała być z tobą, synku i resztą lwiątek,-powiedziała miło Nora, ale i podejrzliwie.
Mfalme pokręcił przecznie głową.
-Nie było jej.
Kisu westchnął.
-Czyli patrol poszukiwawczy. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
Nora położyła ogon na ramieniu partnera.
-Wstrzymaj się z tym. Wiem, co to było i gdzie będzie nasza córka.
Zaciekawiony posłuchał słów białej lwicy, po czym oboje zeszli z Białej Skały z kamiennymi pyskami.


Cześć.
Nawet nie macie pojęcia, jak ciężko i długo pisało mi się ten rozdział.Dlatego jest taki krótki i... po prostu nieciekawy. Musicie mi jednak wybaczyć, bo mimo wszystko, ten rozdział musiał się pokazać. Odkrycie ryku przodków, jest ważne dla fabuły i historii naszej Kirci.  Rozpoczynamy również maraton, czyli pięć części z których większość pisało mi się bardzo trudno. 

Pozdrawiam was serdecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz