sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 13

#13 Spotkanie z rodziną cz.2

Po obudzeniu się,od razu poszłam się napić.Minęło parę dni,a ja dalej byłam na mojej rodzinnej ziemi.Właściwie,to jutro rano będziemy wracać.Napiłam się wody,przy okazjii również umyłam futro.Następnie położyłam się na skale,nie daleko drzewa.Zamknęłam oczy.Czułam chłodne ruchy wiatru,a do moich uszu docierała pieśń ptaków.Idealne popołudnie.Leżałam tak dalej w blasku słońca,wtem coś na mnie wskoczyło.Udało mi się go z siebie zwalić.Warknęłam na lwa.Był nim brązowy lew o czerwonej grzywie.
-Wybaczy księżniczka,ja tu tylko biegam
-To biegaj w innym miejscu!-warknęłam.Nie wiem,czemu zareagowałam tak ostro.Patrzył na mnie w rozbawieniu,co mnie bardzo denerwowało.Rzuciłabym się do jego szyi,ale pojawił się Busara.
-Nie przeszkadzam?-zapytał,na co schowałam pazury i popatrzyłam na lwa.Również miał wesołą minę.
-Nie,a co się takiego stało,że tak się uśmiechasz?
-Przecież zawsze się uśmiecham,ale masz rację,wydarzyło się coś pięknego!
-Nie trzymaj nasz dłużej w niepewności,-odezwał się brązowy
-Sama chciałam to powiedzieć!-odwarknęłam
Patrzyłam znowu na lwa.Nie wiem jakim wzrokiem,ale kiedy go widziałam,chciałam...nie ważne.Wracając.
-Kilio,jest w ciąży...będę tatą!!-skakał dookoła mnie i brązowego,tak energicznie..że staliśmy teraz koło siebie.Nie przeszkadzałam Busarze,w jego ,,tańcu",powiedziałam po prostu:
-Gratuluję!

-Jestem Moto,-odezwał się poznany wcześniej lew,kiedy uciekliśmy Busarze.Zdążyłam już pogratulować Kilio i dowiedzieć się,że jest to już siódmy tydzień.W pośpiechu,musieliśmy wracać szybciej.Lew jednak ciągle szedł za mną.
-To imię mnie prześladuję
-Dlaczego?
-Na początku miałam tak się nazywać
-Ha,śmieszne imię dla lwicy
-Ha dzięki
Może da się go polubić?
-A tak w ogóle,jak się nazywasz?
Obkrążyłam go do o koła.
-Moje imię,poznasz z czasem
Zostawiłam go w nie wiedzy,a sama pobiegłam do siostry...
***
Kiedy sawanna obudziła się do życia,ruszyliśmy w drogę.Zajęło nam to cały dzień,aż w końcu znaleźliśmy się z powrotem na naszej ziemi.Siostra,wysłała za nami,trochę lwic i dwa lwy.W tych lwach był Moto i jakiś kremowy,co przypadł do gustu Taje.Lwic było pięć,w tym świetnie walczące i polujące.Maji przysłała je,żebyśmy mogły stworzyć stado.Jednak nie tak łatwo z nazwą i do tego z królową.Myślę,że powinna nią zostać Kilio,a królem Busara.W końcu nie długo doczekają się potomstwa.Nie wiem dlaczego,ale od razu po ogłoszeniu,że mamy znaleźć sobie królową lub króla,rzadko widzę moich przyjaciół.Spędzam całe dnie,albo na polowaniu,albo u Matibabu.Dzięki niej,nasza mała Kamba,stała się większa.Jeśli chodzi o Moto,nie odstępuję mnie na krok.Może i jesteśmy przyjaciółmi,ale bez przesady.

Miesiąc albo więcej później 
Zestresowani są wszyscy,łącznie z lwiątkami po większe lwice.Tego dnia był ogłoszony dzień leniucha,ale nie dla Kilio.Moja przyjaciółka rodziła.Busara czekał pod jaskinią,a ja dotrzymywałam mu towarzystwa.Taje włóczyła się gdzieś,że swoim ukochanym Mto*,natomiast Nyuesi była już po raz piąty na polowaniu.Widać tak zajadała stres.Moto jak można się domyślać,siedział za mną.Przyznam,że trochę go polubiłam.
-Busara,weź się uspokój!-powiedziałam,kiedy lew znowu stanął mi na ogonie,-Matibabu,na pewno dobrze zajmie się Kilio
-Wiem,ale...za parę minut zmieni się moje życie,stresuję się
Moto podszedł do niego i położył łapę,na jego ramieniu.
-Dasz radę stary
Uśmiechnęłam się tylko.Po paru minutach,pod moje łapy przybiegła Kamba.Stała się lwiątkiem i często jej nie było,przez zabawy z przyjaciółmi.
-Wise,kiedy Kilio urodzi?
-Nie długo,ale się nie interesuj..lepiej idź się pobaw
-Jak ja się martwię
-Taka mała,a już się martwi.Serio,idź się pobaw
Kiedy mała zniknęła,usłyszałam pisk.Szara lwica wyszła z jaskini i zaprosiła do niej Busarę.Lew wystrzelił jak z armaty,za nim poszłam ja i Moto.W koncie leżała Kilio,przytulona przez Busarę z lwiątkami w łapach.Podeszłam bliżej i moim oczom,ukazały się dwa lwiątka.Kolor futra mieli matki,natomiast oczy ojca.
-Jak ich nazwiecie?-zapytałam
-Cóż,tego najstarszego Bahati,a tą drugą,Bora
-Piękne imiona,dla synka i córeczki
Jak można się domyśleć,pojawiło się całe stado i gratulowało świeżo upieczonym rodzicom.Nie powiedziałam,że do stada dołączyło więcej lwic z lwiątkami i jeden lew.Miał czarną sierść i białą grzywę,może to się spodobało Nyuesi.Tylko ja byłam bez partnera.Kamba cieszyła się z narodzin maluchów i już się zaoferowała jako opiekunka.
Późnym wieczorem,patrzyłam na sawanne z góry.Na czubek mogli wejść tylko Taji,Kilio,Busara,Nyuesi,Kamba,Matibabu,moja siostra i ich partnerzy,oraz naturalnie ich potomstwo.Tej nocy,byłam sama.Patrzyłam na księżyc.Dowiedziałam się,że nie tylko Kilio zostanie matką.Nyuesi też spodziewała się potomstwa.To jeszcze bardziej,zmuszało nasz do tego,żeby jakąś nazwać tą ziemię.
Siedziałam tak i powstrzymywałam łzy.Nie wiem czemu płakałam.Poczułam na sobie łapę,odwróciłam się i zobaczyłam ducha Mfalme.Uśmiechnął się do mnie,po czym zniknął.Może i zabrzmi to dziwnie,ale już wiedziałam co mam robić.Pobiegłam obudzić stado....

1 komentarz:

  1. Jej!!! Kocham ten blog, rozdział jest wspaniały, czekam na next!!

    OdpowiedzUsuń