Promiennie słońca,ogrzewały futra idących.Lwy,coraz bardziej odczuwali pragnienie.Kisu,podbiegł bliżej Nory i szepnął jej coś do ucha.Biała lwica kiwnęła głowa i dała znać ogonem,by grupa się zatrzymała.
-Odpoczniamy tutaj.Czeka nas spora przeprawa przez kanion,a jesteśmy już blisko
-Ndoto,mógłbyć wraz z Ni,poszukać jakiegoś strumyka?-spytał Kisu
-Pewnie!-odpowiedział Ndoto i wraz z brązowym lwem,oddalił się znacznie od grupy.Aishi,spojrzała na Norę.
-Widziałam w pobliżu góralki,-odparła,-Lajla,Nora,zapolujemy?
Nora przymknęła oczy,czując nagłe duszące powietrze.Znajdowali się blisko pustyni.Wcześniej,nie zdawała sobie sprawy,jak bardzo jest głodna,ale prawda była taka,że gdyby nie uczta u Trawoziemców,nie jedli by nic długo.Nora więc kiwnęła głową,podobnie jak Lajla.Aishi,ruszyła szybko we wskazaną stronę.Lajla,ruszyła wolniej,a Nora szybko dogoniła przyjaciółkę brata.Huru,ułożył się obok kamienia i wkrótce otulił go sen.Imani,padła obok niego.Znowu mnie nie zabrali.Pominęli.Znowu przez te oczy..-pomyślała.Od ciepłych promienii słońca,poczuła senność i wkrótce zasnęła.
-Wstawajcie.Mamy góralki,-zawołała Lajla,trącając nosem brata.Huru ocknął się,przeciągnął i wraz z Ndoto i Ni,zaczęli pochłaniać swoją porcję.Kisu,Nora,Lajla,Aishi i Imani,zjedli swoją i wkrótce,cała paczka,ruszyła spowrotem w swoją podróż.
Kroki lwów,stawały się coraz cięższe i wolniejsze,a powietrze suchsze.Zdyszeni,zatrzymali się przy małym strumyku,który znalazł Ndoto,wraz z Ni.Napili się i ruszyli dalej.W tym przypadku,nie było mowy o odpoczynku.Czas naglił.Zanim zajdzie słońce,musieli dojść do kanionu.Kiedy jednak Nora spojrzała na niebo,zdała sobie sprawę,że mają jeszcze mnusto czasu.Odetchnęła więc z ulgą,a jej myśli,powędrowały niespodziewanie do Białej Ziemi.Co jej matka oraz pobratyńcy,teraz robili? Być może odpoczywali,ciesząc się promienniami słońca,albo pluskając się w ożeźwiającej wodzie wodopoju.Tu było zbyt gorąco.Nora zaczęła zwalniać,a wkońcu,poczuła,że wokół wiruję świat.Kisu,od razu podbiegł i ją przytrzymał.
-Wszystko dobrze,skarbie?-spytał czule
-Tak,chyba tak..
-Powinniśmy odpocząć,-zaproponował Ni,-jest coraz goręcej.
-Nie,nie możemy,mamy mało czasu,-uparła się Nora,-chodźcie,już blisko
Większość westchnęła,ale i tak podążyła za swoją przywódczynią.
Zapuścili się w trasę,którą żadko kto przychodził,a od gorącej ziemi,czuli ból w łapach.Wkońcu jednak,dojrzeli kanion.Olbrzymia rozpadlina,jakby ich wypatrywała.Lwy przełknęły głośno ślinę.Tak daleko widzieli ziemię.
Nora westchnęła ciężko.
-Cóż i tak musimy tam zejść,-rozejrzała się i dostrzegła drużkę,-chodźmy
-Nie możemy przejść do okoła?-spytała Imani
Nora,pokręciła głową,lecz natychmiast zamarła.No tak,Imani była ślepa.Zapomniała o tym,bo przez cały okres wędrówki,niewiele na to wskazywało.Nawet zaczęła myśleć,co może lwica robić w przyszłości na Białej Ziemi.Miała dobry słuch,węch i na pewno dotyk.Schodzenie jednak drużką,byłoby dla niej trudnym wyzwaniem.
-Ndoto,pomożesz Imani?-spytała Nora
Lew pokiwał z entuzjazmem głową i podskoczył,by znaleźć się blisko córki Kamby.Nora,spojrzała na grupę.
-Dacie radę?-wszyscy kiwnęli głowami,-więc,idziemy! I niej Duchy Przodków nas prowadzą!
Zaczęła schodzić w dół,a za nią reszta.Nim się więc obejrzeli,znajdowali się w samym kanionie.Ruszyli niepewnie prosto.
-Pamiętacie historie o Skazie Bratobójcy?-spytał Huru,-Ten kanion jest podobny
-To na szczęście nie ten sam,-przyznał Kisu,-ale czuję,że ten też nie ma życia
-Ależ ma!-syknęła Imani,-nie słyszycie,tego wiatru,poruszania roślin,tego...
-Nie,-skwitował Huru i przyspieszył
Ndoto,dalej szedł obok Imani i był wdzięczny za ciepło jej futra.Ni,szedł blisko Lajli.Słońce,pomału opadało i dawało im więcej cienia,przez co ich siły wzrastały.W przypływie nagłej energi,rzucili się biegiem przed siebie.Mogli szybciej pokonać kanion.
-Wszystko dobrze,skarbie?-spytał czule
-Tak,chyba tak..
-Powinniśmy odpocząć,-zaproponował Ni,-jest coraz goręcej.
-Nie,nie możemy,mamy mało czasu,-uparła się Nora,-chodźcie,już blisko
Większość westchnęła,ale i tak podążyła za swoją przywódczynią.
Zapuścili się w trasę,którą żadko kto przychodził,a od gorącej ziemi,czuli ból w łapach.Wkońcu jednak,dojrzeli kanion.Olbrzymia rozpadlina,jakby ich wypatrywała.Lwy przełknęły głośno ślinę.Tak daleko widzieli ziemię.
Nora westchnęła ciężko.
-Cóż i tak musimy tam zejść,-rozejrzała się i dostrzegła drużkę,-chodźmy
-Nie możemy przejść do okoła?-spytała Imani
Nora,pokręciła głową,lecz natychmiast zamarła.No tak,Imani była ślepa.Zapomniała o tym,bo przez cały okres wędrówki,niewiele na to wskazywało.Nawet zaczęła myśleć,co może lwica robić w przyszłości na Białej Ziemi.Miała dobry słuch,węch i na pewno dotyk.Schodzenie jednak drużką,byłoby dla niej trudnym wyzwaniem.
-Ndoto,pomożesz Imani?-spytała Nora
Lew pokiwał z entuzjazmem głową i podskoczył,by znaleźć się blisko córki Kamby.Nora,spojrzała na grupę.
-Dacie radę?-wszyscy kiwnęli głowami,-więc,idziemy! I niej Duchy Przodków nas prowadzą!
Zaczęła schodzić w dół,a za nią reszta.Nim się więc obejrzeli,znajdowali się w samym kanionie.Ruszyli niepewnie prosto.
-Pamiętacie historie o Skazie Bratobójcy?-spytał Huru,-Ten kanion jest podobny
-To na szczęście nie ten sam,-przyznał Kisu,-ale czuję,że ten też nie ma życia
-Ależ ma!-syknęła Imani,-nie słyszycie,tego wiatru,poruszania roślin,tego...
-Nie,-skwitował Huru i przyspieszył
Ndoto,dalej szedł obok Imani i był wdzięczny za ciepło jej futra.Ni,szedł blisko Lajli.Słońce,pomału opadało i dawało im więcej cienia,przez co ich siły wzrastały.W przypływie nagłej energi,rzucili się biegiem przed siebie.Mogli szybciej pokonać kanion.
***
-Spójrz,słońce zachodzi,-Amara westchnęła z rozkoszą i usiadła na kamieniu niedaleko.Jej turkusowę oczy,zaszły mgłą smutku.Przypomniała sobie,jak Taje po raz pierwszy pokazała im zachód.Imani,nie mogła go zobaczyć,tylko o nim usłyszeć.Jej przyjaciółka..tam daleko.Zacisnęła łapy.Imani była dzielną lwicą,chodź tylko ona,jako najlepsza przyjaciółka to wiedziała.Bracia i Kamba,zapewne nie zauważyli tego,zagłuszeni jej ślepotą.Arro,nie wiadomo.Przynajmniej,nie wskazał.Amara,wciąż wpatrzona w zachód słońca,nie dostrzegła,że obok niej siada Chaka.Syn Kamby,także wpatrzył się w zachód.
-Teo wrócił na Białą Skąłę,-odparł
-Ty zostałeś?-zdziwiła się,-pewnie też lubisz zachody
-Lubię,chyba,-odpowiedział,-myślisz,że za ile wrócą
-Dobre pytanie,-kiwnęła głową lwica,pół przymkniętymi oczami,-wiesz Chaka,wszystko się może zdarzyć.Jest zbyt spokojnie..
-Racja.Ale,może to oznacza,że wszystko już będzie dobrze,-wpatrywali się w siebie,w chwili ciszy,po czym lew westchnął,-chyba się w tobie zakochałem
Oczy Amary zaświeciły,a na twarz wlał się uśmiech.Ucałowała lwa w policzek.
-Ja chyba też coś do ciebie poczułam
Wtulili się w siebie,mrucząc z radością i wciąż wpatrujac się w zachodzące słońce.
-Teo wrócił na Białą Skąłę,-odparł
-Ty zostałeś?-zdziwiła się,-pewnie też lubisz zachody
-Lubię,chyba,-odpowiedział,-myślisz,że za ile wrócą
-Dobre pytanie,-kiwnęła głową lwica,pół przymkniętymi oczami,-wiesz Chaka,wszystko się może zdarzyć.Jest zbyt spokojnie..
-Racja.Ale,może to oznacza,że wszystko już będzie dobrze,-wpatrywali się w siebie,w chwili ciszy,po czym lew westchnął,-chyba się w tobie zakochałem
Oczy Amary zaświeciły,a na twarz wlał się uśmiech.Ucałowała lwa w policzek.
-Ja chyba też coś do ciebie poczułam
Wtulili się w siebie,mrucząc z radością i wciąż wpatrujac się w zachodzące słońce.
***
Paczka przyjaciół,dalej biegła co tchu.Słońce już zachodziło,a niebo pomału przybierało ciemny kolor.Wkońcu jednak,Nora z sadysfakcją stwierdziła,że kanion dobiega końca.Pospieszyła przyjaciół,którzy popędzili za nią wytrwale,a zwłaszcza Ni,który chciał dalej zasłużyć na ich przyjaźń.Kiedy więc ósemka lwów,wybiegła z kanionu,odetchnęli z ulgą i padli na piasek.
-Wkońcu! Już miałem dość tego biegu,-westchnął Huru
-Ja także,-skwitował Ndoto
Nora kiwnęła głową i przewróciła się na plecy
-No kochani,witam na pustyni i niestety was zasmucę,ale nie ma czasu na odpoczynek,-spojrzała na każdego z osobna,wstając,-wiem,że jesteście zmęczeni,ale nocą łatwiej się idzie przez pustynię.Musimy to wykorzystać.Zatrzymamy się na wodę..na pewno,gdzieś znajdziemy źródełko i..może coś do jedzenia.Ale teraz,ruszajmy.Odpoczniemy,kiedy słońce będzie znów wysoko.
Pozostali z irytacją,powstali na łapy,ruszając za córką Wise.Szli znów przed siebie,tym razem przez piasek,dalej poddając się przygodzie.I tylko Duchy Przodków zdawali sobie sprawę,do czego zmierza.
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Mogę zdradzić,że w następnym,ktoś z kimś zacznie chodzić :P
Pozdrawiam c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz